• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 Dalej »
[6 maja 1972, Pogrzeb D.Longbottoma] Kaplica na cmentarzu w Dolinie Godryka

[6 maja 1972, Pogrzeb D.Longbottoma] Kaplica na cmentarzu w Dolinie Godryka
Trickster
Come with me now,
I'm gonna take you down.
Samuel mierzy jakieś 185 centymetrów wzrostu. Jest bardzo wysportowany, lubi wszelkie aktywności fizyczne. Włosy ma jasne, zawsze czesane wiatrem, często zbyt długie i roztrzepane, pojedyncze kosmyki nachodzą mu na jasnoniebieskie oczy. Na jego twarzy zazwyczaj maluje się beztroski uśmiech. Pachnie smarem i tytoniem.

Samuel Carrow
#21
03.08.2023, 00:40  ✶  

Samuel Carrow znalazł się w kaplicy jakieś piętnaście minut przed rozpoczęciem ceremonii pogrzebowej. Zajął miejsce w ostatniej ławce, gdzie siedział w skupieniu. Nie wiedział, jak ma się zachować - czuł jednak, że musi być tutaj, nie miał pojęcia, czy jego obecność w ogóle zostanie zauważona przez rodzinę. Danielle jednak od zawsze była blisko niego, także czuł obowiązek, aby pojawić się na tej ceremonii.

Jako, że jego garnitur - jedyny jaki posiadał okazał się być nieco zbyt mały ubrał na siebie jedyną czarną rzecz jaką posiadał - sweter i jeansy. Nie należał do osób, których garderoba była specjalnie bogata, zresztą, czego można się spodziewać po kimś takim jak on. Nie brylował na salonach, wręcz przeciwnie, trzymał się z dala od wszelakich spędów towarzyskich, bo uważał, że nie pasuje do takich miejsc.

Tym razem jednak zrobił wyjątek, w końcu chodziło o ojca Danielle. Danielle, która zawsze pomagała mu i Jackie. Znajdowała czas, aby go odwiedzić, zawsze była zainteresowana tym, czym się zajmował. Poświęcała mu uwagę - jak nikt inny. Do tego podczas Beltane spojrzał na nią zupełnie inaczej. Coś się zmieniło, czuł, że pojawiło się uczucie zdecydowanie silniejsze, niż myślał na początku. Zawsze była tuż obok, jednak bał się spoglądać na nią jak na kogoś więcej niż przyjaciela. Byli zupełnie z innych światów, jednak to Beltane dodało mu odwagi. Sam nie wiedział dlaczego.

Będzie się zastanawiał nad tym kiedy indziej, bowiem ceremonia pogrzebowa nie była najlepszym momentem. W dłoni dzierżył bukiet białych róż, czekał, aż ceremonia się rozpocznie. Wypatrywał w tłumie w pierwszym rzędzie Danielle - bo to ona była tutaj dla niego najważniejsza. Nie słuchał nawet jakoś specjalnie przemów, które wygłaszali po kolei członkowie jej rodziny. Chciał zobaczyć, czy jakoś się trzyma, o ile w takiej sytuacji możliwe jest jakiekolwiek jakoś.

Czarodziej
“People will forget what you said and what you did, but people will never forget how you made them feel.”
Wiecznie uśmiechnięta dziewczyna o dużych, czekoladowych oczach i dołeczkach w polikach. Ma niecały metr siedemdziesiąt wzrostu oraz szczupłą, względnie wysportowaną sylwetkę. Wyróżnia się charakterystyczną dla Turcji urodą na Londyńskich ulicach — ciemniejszą karnacją, długimi i gęstymi włosami, ciemnymi rzęsami. Zwykle odstaje ubiorem i zachowaniem od typowo angielskich dziewcząt. Mówi dużo i wyraźnie, ale gdy wpada w słowotoki, czasem przebija się odrobina akcentu. Jest bardzo bezpośrednia, uwielbia się śmiać.

Pandora Prewett
#22
03.08.2023, 21:42  ✶  
Wszyscy mówili pięknie. Słuchała uważnie, zastanawiając się nad życiem i przemijaniem. Wielu ludzi wciąż tak bardzo bało się chwytać szczęścia we własne dłonie, a przecież śmierć mogła ich zamknąć w objęciach w każdej chwili. Pandora poczuła, jak palce zaciskają się na wiązance, kilka kolców wbiło się w palce, ale zdawała się nie zwracać na to uwagi. Atmosfera panująca w kaplicy, ciche szlochy, słowa wzniosłe i świadczące o tym, że dobry człowiek został zabrany z tego świata zbyt wcześnie.. Jak poradzą sobie Danielle i Lucy? Brązowe ślepia kolejny raz wzniosły spojrzenie na plecy przyjaciółki, poczuła nieprzyjemny chłód i mimowolnie przystąpiła z nogi na nogę, jakby miało to ją rozgrzać. Ciemne pasmo opadło na twarz, uciekło z eleganckiego upięcia już wcześniej, ale ruchy głowy dziewczyny, ciągle wprawiały go w ruch. Znów spojrzała na człowieka i jego uśmiech zamknięty w obrazie, a potem znów na urnę, która była tym, co z tego pozostało. Oczywiście zawsze były wspomnienia, czyny osoby i dobre uczynki mogły sprawić, że te żyły wiecznie. Nie było to jednak zbyt dobre pocieszenie. Zwilżyła wargi, zaschło jej w gardle i trochę zapiekły ją oczy, ale nie płakała. Tylko czas mógł cokolwiek tu pomóc, żadne przytulenie i żadne słowa nie mogły ukoić bólu, zagłuszyć tęsknoty. Znów poczuła chłód na ramionach i karku, a miała przecież narzucony na ramiona płaszcz, który na majową pogodę powinien wystarczyć. Odprowadziła Erika wzrokiem, potem patrzyła na Lucy i zerknęła w stronę Brenny. Longbottomowie zawsze wydawali się jej taką zgraną, szczęśliwą oraz gotową skoczyć za sobą w ogień rodziną, że tragedia ta wydawała się przez to jeszcze gorsza. Na szczęście nie byli sami, każda z osób zgromadzonych w kaplicy chciała dla nich jak najlepiej, a obecność miała, chociaż w maleńkim stopniu dodać otuchy.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#23
15.09.2023, 08:55  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 15.09.2023, 08:56 przez Brenna Longbottom.)  

Zakończenie ceremonii, przejście do grobowca


Gdy ostatnia osoba zakończyła swoją przemowę, Jeremiah Longbottom, jeden z najbliższych krewnych zmarłego, wstał ze swojego miejsca i podniósł urnę. Jako pierwszy skierował się ku wyjściu z kaplicy, a za nim powoli ruszyła reszta rodziny - najpierw córki zmarłego, dalej Godryk, z Elise, żoną Jeremiaha u boku, następnie wszyscy siostrzeńcy oraz bratankowie i wreszcie te osoby nieco dalej spokrewnione. Za nimi współpracownicy z Biura, a wreszcie dalej postępowali pozostali żałobnicy. Kwiaty i wieńce, których nie zabrano osobiście, przenosiło dwóch zatrudnionych pracowników. W tej ostatniej drodze towarzyszyła im tylko jedna kapłanka - choć starano się, by tego dnia na cmentarzu nie pojawili się mugole, nie mieli całkowitej pewności, że nikt nic nie dostrzeże, a ich szaty mogły przyciągnąć uwagę.
Kondukt żałobny skierował się w głąb cmentarza. Mijali groby, najpierw nowsze, a potem takie, na których swoje piętno odcisnął czas, kierując się ku jednej z najstarszych części nekropolii: tam, gdzie wznosiło się wiele rodzinny grobowców, należących do czarodziejskich rodów, zamieszkujących Dolinę Godryka. Pośród nich znajdował się także ten, gdzie od wielu pokoleń kładziono kolejnych Longbottomów. Godryk wyciągnął różdżkę, by rozproszyć czary, chroniące spokoju zmarłych, a brama, wiodąca do dolnego poziomu grobowca, stanęła otworem. Jeremiah, z kamiennym wyrazem twarzy, wszedł do środka. Elise wyciągnęła chusteczkę i otarła łzy, a potem ujęła swojego teścia pod ramię, pocieszającym gestem. Kapłanka szeptała ostatnią modlitwę.
Derwin Longbottom dołączył do swoich przodków.
W odpowiednim miejscu zaczęto układać przyniesione bukiety oraz wiązanki.

To przedostatnia tura - aby już nie przeciągać.
Ostatnią rzucam 18.09 rano.
Przejęcie eventu za wyrażoną dziś zgodą Danielle.

*

Brenna
Gdy ojciec zabrał urnę, Brenna również podniosła się z miejsca. Ustawiła się między bratem, a Mavelle, na moment zacisnęła palce na dłoni tej drugiej. Miała wrażenie, że dla Bones jest to znacznie trudniejsze. Po tym, jak zobaczyła wuja w Limbo, po tym, jak w jej głowie odżyły jego wspomnienia. Chociaż do oczu cisnęły się jej przez moment łzy, zamrugała i zdołała je zatrzymać - na później. Nie tutaj, nie teraz. Z miną równie kamienną, jak ta, którą prezentował światu jej ojciec, obserwowała, jak urna zostaje złożona w rodzinnym grobowcu.
Byle przetrwać jeszcze parę godzin.
Teraz - składanie kondolencji, potem stypę w domostwie Longbottomów i wreszcie spotkanie Zakonu Feniksa. Na tym ostatnim jednak przynajmniej ich rodzina nie będzie już znajdowała się na pierwszym planie.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Landrynka
She could make hell feel just like home.
Można ją przeoczyć. Mierzy 152 centymetry wzrostu, waży niecałe pięćdziesiąt kilo. Spoglądając na nią z tyłu... można myśleć, że ma się do czynienia z dzieckiem. Buzię ma okrągłą, wiecznie uśmiechnięte usta często muśnięte błyszczykiem, bystre zielone oczy. Nos obsypany piegami, które latem zwracają na siebie uwagę. Włosy w kolorze słomy, opadają jej na ramiona, kiedy słońce intensywniej świeci pojawiają się na nich jasne pasemka. Ubiera się w kolorowe rzeczy, nie znosi nudy i szarości. Głos ma przyjemny dla ucha, melodyjny. Pachnie pączkami i domem.

Nora Figg
#24
15.09.2023, 09:22  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 15.09.2023, 09:23 przez Nora Figg.)  

Pogrzeb powoli zbliżał się ku końcowi. Norka obserwowała z uwagą jak Jeremiah Longbottom podnosi urnę. Zakręciło się jej nawet kilka łez w oku. Może nie była rodziną, jednak ta cała sytuacja zaczęła ją przerastać. Ile jeszcze bliskich osób przyjdzie im pochować nim to wszystko się skończy? Ile dzieci straci swoich rodziców? Wiele myśli kłębiło się jej w głowie i żadna z nich nie była przyjemna. Czuła, że coś się zmieniło, wojna rozpoczęła się już naprawdę. Będą musieli spoglądać za swoje ramiona przez cały czas, bo niebezpieczeństwo mogło pojawić się w każdej chwili.

Figg poczekała, aż większość osób opuści kaplicę. Nie czuła się na tyle ważna, żeby maszerować na samym początku tego orszaku pogrzebowego. Trzymała mocno w dłoniach ten bukiet białych lilii, który przyniosła. Zauważyła, że bardzo mocno zgniotła łodygi swoimi palcami. Zdecydowanie za mocno. Te kwiaty nie miały jednak stać w wazonie, a zostać położone na nagrobku. Miała nadzieję, że Derwin jej wybaczy.

Kiedy niemalże wszyscy opuścili kaplicę i ona podniosła się z miejsca. Ruszyła za nimi, żeby dołączyć do tej drugiej części pogrzebu.

Dotarli do grobowca Longbottomów. Przystanęła na moment, aby poczekać, aż trochę się przerzedzi. Następnie ruszyła przed siebie, aby położyć kwiaty przy grobowcu. Był to odpowiedni moment, aby złożyć kondolencje. Zaczęła od Danielle, przytuliła ją mocno, nic nie mówiła, bo uważała, że żadne słowa nie pomogą jej ukoić cierpienia. Później po kolei podeszła do Lucy, tutaj jedynie złożyła kondolencje, a następnie do Brenny, Mavelle, które przytuliła i Erika - którego ściskała zdecydowanie dłużej niż całą resztę.

viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#25
15.09.2023, 22:59  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 15.09.2023, 23:00 przez Erik Longbottom.)  

Odetchnął z ulgą, gdy znaleźli się na zewnątrz. Chociaż ceremonia nie należała do wyjątkowo długich i tak odcisnęła swe piętno na Eriku. Nie co dzień żegna się krewnego, zwłaszcza takiego, który spokojnie mógłby jeszcze spędzić na tym świecie kilka, kilkanaście lub nawet kilkadziesiąt lat. Godryk Longbottom był dość dosadnym dowodem na to, że członkowie tej rodziny byli w stanie dożyć sędziwego czy też po prostu... zaawansowanego... wieku. Ciekawe, czy temu pokoleniu uda się podtrzymać tradycję, pomyślał ponuru, mrużąc oczy, gdy padło na niego światło dnia.

Podczas spaceru do rodowej krypty starał się nie obracać zbytnio na boki, czy za siebie. Pogrzeb może i był prywatnym wydarzeniem, jednak i tak pojawiło się na nim całkiem sporo ludzi. A Erik nie miał zbytnio ochoty na to, aby patrzeć im wszystkim – naraz – w twarz. Wyrzuty sumienia? Kręciło się tutaj pełno pracowników Ministerstwa Magii, więc zapewne i oni zostali naznaczeni przez tragedię na Beltane. Może nie stracili bezpowrotnie kogoś bliskiego, ale ich ukochani mogli być ranni, zaginieni lub po prostu straumatyzowani po tej pierwszej majowej nocy.

Trzymał się przede wszystkim swojej siostry i kuzynek. Gdy zatrzymali się przed grobowcem, przesunął się lekko na tyły, co by móc otulić ramieniem zarówno Brennę, jak i Mavelle. Kątem oka zerkał też co rusz na Lucy i Danielle. Martwił się o nie obie. Zwłaszcza o Dani, która pomimo tego, że nie była zbytnio doświadczona w boju, tak dała z siebie wszystko na Polanie Ognisk, korzystając ze swych innych talentów. Jak bardzo ją to zmieni? Czy wytrzyma presję? Momentalnie zganił się za takie myślenie. To nie był czas ani miejsce na to. Mogli porozmawiać o tym później, gdy będzie spokojniej, gdy... Gdy to będzie właściwy czas.

Tylko, czy kiedykolwiek taki będzie?, zachodził w głowę Erik. Ledwie kilka dni temu dostali informację na temat następnego zebrania Zakonu. Dzisiaj. Teraz. Praktycznie, że zaraz. Zakręciło mu się w głowie na samą myśl. Czy miał to uznać za promyk nadziei, że teraz faktycznie zacznie się ich droga ku lepszemu? A może wręcz przeciwnie, jedno przykre wydarzenie miało pociągnąć za sobą lawinę wielu innych – być może o wiele gorszych? Tego chyba nie wiedział absolutnie nikt.

Kiedy przyszedł czas na składanie kondolencji, Erik wywiązywał się ze swojej roli, najlepiej jak umiał. Starał się odciążyć resztę rodziny, co by nie musieli nieść najgorszego ciężaru. Gdy Nora uwiesiła się jego szyi, rysy twarzy Longnottoma wyraźnie złagodniały, pozwalając sobie na to, aby po prostu cieszyć się z tej chwili. Objął krótko blondynkę. Chociaż ona była bezpieczna. Jej straty chyba by nie przeżył.




the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
broom broom
Throw me to the wolves and
I'll return leading the pack

Mavelle Bones
#26
17.09.2023, 13:18  ✶  

Chwilami nie mogła pozbyć się wrażenia, że to jest nierealne. Że zaraz obudzi się ze złego snu i okaże się, że tak naprawdę nic się nie zmieniło. Że Derwin nadal jest wśród nich, że nadal żartuje, że rodzina Longbottomów nie straciła jednego ze swego stada. Ale sen nie chciał się skończyć, to wszystko nadal trwało i…
  … najwyraźniej było jak najbardziej realne. Niezmiennie, uparcie realne.
  Cień Beltane wisiał nad głowami ich wszystkich, a za nim rozciągał się kolejny cień, o wiele groźniejszy, mroczniejszy. Niejeden obawiał się wymieniać jego imię, ale wisiało ono w powietrzu. Sprawca tragedii.
  W końcu nastał czas na ostatnią drogę Derwina – chwila podkreślająca, że naprawdę coś się skończyło. Że powstała wyrwa, której nie da się niczym zastąpić – och, to z pewnością nie tak, że ktokolwiek myślał o jej wypełnieniu. Pamięć o nim miała przetrwać długie lata – w umysłach tych, którzy go znali oraz w snutych opowieściach.
  Nadal milcząc, wstała ze swego miejsca, żeby zaraz ustawić się w odpowiednim miejscu w żałobnym kondukcie. Ścisnęła lekko dłoń siostry – dziękuję, daję radę, nie musisz się o mnie martwić, cieszę się, że jesteś obok; prosty gest, a zawierał w sobie całą gamę uczuć. Czy Bones było trudniej? Cóż, nie śmiałaby porównywać swojego bólu do bólu ojca, który stracił kolejne ze swoich dzieci (nie taki był porządek świata, to nie rodzice powinni żegnać swoje latorośle) czy też córek, muszących pożegnać się ze swoim tatą. Ale tak, dla Mavelle Derwin w pewien sposób wydawał się nadal żyć, mimo iż jego szczątki znajdowały się właśnie w urnie.
  Żył – bo przez krótkie chwile żyła jego życiem, niechcący, przypadkowo, nie rozumiejąc zbyt dobrze, dlaczego działo się tak a nie inaczej. Choć to jednocześnie też był jakiś dowód na to, że spotkał go kres, prawda?
  Ciemne oczy brygadzistki pozostawały wciąż suche, nie oddając jednak tego, co w rzeczywistości działo się w jej głowie. Nie płakała. Milczała. Była – tylko tyle i aż tyle, przemierzając cmentarne ścieżki i w końcu: obserwując, jak jego droga znajduje kres, ramię w ramię z Brenną, przytulone do Erika.
  … choć dla niej to jednak nie był koniec, jeszcze nie, o czym miała się boleśnie przekonać. Ostatnie pożegnanie nie było ostatnim.
  Jeszcze tylko kilka godzin. Kilka godzin, tyle musieli przetrwać. Oraz późniejsze spotkanie Zakonu; o nim jednak teraz nie myślała. Wszystko po kolei; jedna rzecz na raz.
Czarodziej
I won’t let you down
Czarodziejka nie wysoka, może zginąć w tłumie, ale jej nie lekceważ. Gdy jednak zobaczysz jej pełen uroku, życzliwy uśmiech na pewno go nie zapomnisz! Aby poznać Lucy musisz ją spotkać!

Lucy Longbottom
#27
17.09.2023, 20:14  ✶  
Lucy odwzajemniła się lekkim uściskiem, kiedy Patrick podszedł przytulić ją i siostrę. Kiedy zeszła z ambony na swoje miejsce, była wdzięczna Brennie za uścisk dłoni. Wyglądało na to, że wszyscy, którzy mieli to zrobić, wygłosili już swoje przemówienia i ceremonia miała się ku końcowi. Teraz Jeremiah wziął urnę ojca w swoje dłonie i ruszyli na zewnątrz ku cmentarzowi. Lucy wzięła Danielle pod rękę. Chciała zobaczyć jak ona to znosiła. Chociaż dla Lucy od początku jej życia siostra była oczkiem w głowie, to jednak teraz, kiedy zabrakło już ostatniego z rodziców jeszcze mocniej postanowiła, że otoczy ją swoją opieką jeszcze bardziej. Chociaż ich taty już zabrakło, to przecież tak wiele im po sobie zostawił. W ich rodzinie było zawsze tyle miłości. Pomimo służby jako Auror ojciec poświęcił się w całości wychowaniu ich, aby zastąpić im matkę, która zmarła przy porodzie Danielle. Wyszli na zewnątrz. Kondukt żałobny kierował się ku rodzinnemu grobowcowi. Lucy przecierała oczy. Czuła ból po ogromnej stracie. Bała się jak zniesie to siostra, ale miała nadzieję, że razem sobie poradzą. Miały przecież siebie. Nie zostały poza tym same. Świadczyła o tym obecność rodziny i przyjaciół tutaj obecnych. Kiedy urna została złożona do grobu, to był już właściwie koniec. Ojciec spoczął w miejscu pochówku, Jak dalej potoczy się to życie bez taty, tego nie wiedziała. Przyjęła kondolencje od Nory. Wszystkim była wdzięczna za udział w uroczystości, za to, że przyszli pożegnać ich tatę.
Profesor G
Kilku panów w jednym ciele.
175cm. Przeciętna budowa ciała. Brązowe włosy. Piwne oczy. Zarost.

Giovanni Urquart
#28
17.09.2023, 20:31  ✶  

Gio starał się skupić na własnym oddechu. Mechanicznie szedł za swymi rodzicami w pochodzie do grobowca. Nie zwracał uwagi na mijane twarze, na odgłosy łkania.

Czemu to nie on odszedł, a Derwin? Derwin miał dzieci. Miał niesamowite zdolności bojowe, które w obecnych czasach były na wagę złota. Nawet chciał wpaść do niego pewnego dnia, by trochę poćwiczyć... A teraz było już za późno. A on, bezdzietny, stary kawaler, który nie może prawie niczego zrobić dla Zakonu i dla sprawy poza drobnymi zadaniami, w których wykorzystuje swoje kontakty i pieniądze. Czemu to on przeżył!?

W pewnym momencie poczuł uścisk matki na ramieniu. Był już moment na złożenie kwiatów. Całą trójką podeszli do grobu. Pan Urquart wyciągnął różdżkę i wyczarował obok innych kwiatów wiązankę szkarłatnych i złocistych mieczyków, których środki błyszczały niczym świetliki.

Państwo Urquart podeszli po kolei do wszystkich Longbottomów, by oddać wyrazy współczucia. Giovanni wahał się chwilę. Może uda mu się uciec niezauważonym? Tak bardzo nie chciał teraz spoglądać w twarze tylu cudownych ludzi, których spotkała taka tragedia.

Ale było już za późno. Stał przecież tuż za rodzicami. Złożył więc dość formalne kondolencje Lucy, Danielle, Mavelle, Brennie i całej reszcie rodziny. Zatrzymał się tylko na Eriku, który właśnie ściskany był przez Norę. Odczekał więc chwilę, by i mu przekazać formułkę pogrzebową i oficjalny uścisk dłoni. Zupełnie jak nie on.

Po tym wszystkim odszedł na bok z rodzicami. Matka znów wzięła go pod ramię. Dobrze widziała ogrom cierpienia, z jakim mierzy się jej syn. Od dłuższego czasu jego oczy były wilgotne i tylko moment dzieliło go od wypuszczenia łez.

Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#29
18.09.2023, 09:48  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 18.09.2023, 10:02 przez Brenna Longbottom.)  

Kondolencje oraz opuszczenie cmentarza


Rodzina zmarłego po kolei przyjmowała kondolencje od podchodzących do nich osób. Elise co rusz ocierała łzy chusteczką, a choć Godryk nie wybuchł płaczem – był silnym mężczyzną, który nie pierwszy raz tracił dziecko – jasne oczy lśniły podejrzanie. Twarz Danielle była mokra od łez, podobnie jak Augusty Longbottom, kuzynki zmarłego. Ściskano ręce tych, którzy byli po prostu znajomymi czy współpracownikami, niekiedy ktoś obejmował bliższego sobie żałobnika. Osobom zaproszonym na stypę przypominano, że są mile widziani w posiadłości na tym ostatnim pożegnaniu Derwina. Skrzatka już tam czekała przy bramie, aby wpuścić tych, którzy się teleportują, chociaż wiele osób zdecydowało się pokonać tę drogę na piechotę. W środku czekały rozstawione stoły, a na nich poczęstunek dla zgromadzonych. Niektórzy, biorący udział wyłącznie w ceremonii na cmentarzu, już stąd udawali się do punktu Fiuu bądź znikali, aportując się do domów.
Nad Doliną Godryka przetaczał się wiatr. Poruszał płatkami kwiatów, ułożonymi na grobowcu. Jego zawodzenie brzmiało prawie tak, jakby niósł ze sobą od Kniei czyjeś łkania.
Nic nadzwyczajnego po Beltane.
*

Brenna, gdy już puściła dłoń kuzynki, pozwoliła objąć się bratu, choć ani to, ani nic innego, nie mogła w tej chwili przynieść jej pocieszenia. Odrzucenie tego gestu byłoby małostkowe z jej strony i wbrew jej naturze, opasała więc po prostu ręką jego talię i stali tak przez jakiś czas spleceni w uścisku, Erik, Brenna i Mavelle, tuż za ojcem, bratem i córkami zmarłego.
Cofnęła rękę dopiero, gdy zaczęli podchodzić do nich ludzie. Obdarzyła mocnym uściskiem każdego, kto postanowił wyciągnąć do niej ręce, zwłaszcza Norę, nie odrzucając i tych, drobnych, ludzkich gestów. Zacisnęła palce na każdej dłoni, wyciągniętej w jej stronę do takiego uścisku. Ale kiedy ostatnia osoba odsunęła się już od nich i ruszyła ku wyjściu z cmentarza, gdzieś w duchu Brenna czuła nieco niestosowną ulgę, że to już prawie koniec. Po głowie krążyła jej myśl, że to niestosowne… ale nie mogła oprzeć się takiej myśli.
– Tata i mama pójdą z gośćmi, którzy nie mogą się teleportować, zwłaszcza jeśli ktoś nie zna drogi – powiedziała cicho do brata i kuzynki. – Ja się teleportuję, żeby zacząć ogarniać na miejscu.
Odeszła od nich na moment, i teraz sama uścisnęła najpierw Danielle, a potem Lucy.
I znikła z cichym trzaskiem.


Napiszę krótkie podsumowanie 20.09 w okolicach 21 – i nim skończymy wydarzenie. Dziękujemy wszystkim za udział. Opiszę w nim krótko sam przebieg stypy, której nie będziemy już odgrywali, aby nie przeciągać dalej i ze względu na grupową rozgrywkę osadzoną wieczorem.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Alchemiczny Kot
I cannot reach you
I'm on the other side
Avelina mierzy 157 centymetrów wzrostu i waży około 43 kilogramów. Nie jest blada, wręcz zawsze opala się na brązowo. Ma ciepłe brązowe oczy, które podejrzliwie patrzą na obcych i radośnie na przyjaciół. Usta ma pełne i czasami pomalowane czerwoną szminką, gdy się uśmiecha pokazuje przy tym zęby nie mając nad tym kontroli. Włosy ma brązowe i zwykle proste. Czasami jak nie zadba o nie to puszą się jej od wilgoci. Ubiera się w szerokie, kolorowe spodnie i luźne bluzy. Czasami narzuci na siebie szatę. Na pierwszy rzut oka Avelina sprawia wrażenie osoby spokojnej i cichej. Wokół niej zawsze unosi się zapach palonego drewna, pod którymi tworzy swoje mikstury oraz suszonej nad kominkiem lawendy. Nie jest to zapach szczególnie mocny, ale wyczuwalny. Dopiero przy bliższym poznaniu można stwierdzić, że jest też wesoła i czasami zabawna. Jest osobą dosyć sprzeczną, ponieważ walczą w niej dwie osoby październikowy Skorpion i numerologiczny Filozof.

Avelina Paxton
#30
18.09.2023, 11:17  ✶  

Avelina zwlekała z podejściem do Longbottomów. Nie lubiła takich sytuacji, nie lubiła przebywać w takich tłumach. Zdecydowanie wolałaby podejść do nich na osobności, z dala od oczu innych. Wiedziała, że takie dni nie są przyjemne, a ludzie w żałobie woleliby ten czas spędzić wśród rodziny, a nawet samotności. Paxton zdecydowanie wolałaby zamknąć się w swoim pokoju, schować pod kocem i nie wychodzić, nie stać tu i udawać, że wszystko będzie dobrze, że się pozbiera i będzie nadal tą samą osobą. Zostawiła w końcu wieniec w odpowiednim miejscu i podeszła najpierw do Danielle, którą bez słowa po prostu uścisnęła, następnie jej siostrę i kuzynostwo, a starszym członkom ich rodziny uścisnęła dłoń. Niewiele mówiła, bo nie było odpowiednich słów, które ukoiłyby ten ból, więc po prostu wykonała odpowiednie gesty wsparcia, a potem wycofała się i przeniosła pod ich rezydencję. Czuła się dziwnie pusto, wiedziała, że każde z tych osób straciło cząstkę siebie, a ona sama nie wiedziała jak się zachować. Gdy dostrzegła Brenne podeszła do niej, aby zaproponować jej pomoc w ogarnianiu tego miejsca i ludzi, aby ich wszystkich odciążyć. Może tak pokaże im swoje wsparcie. Gesty, Avelina składa się z gestów, a nie słów, więc wiedziała, że w ten sposób będzie łatwiej pokazać im to, że jest dla nich.

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Danielle Longbottom (1393), Brenna Longbottom (1777), Giovanni Urquart (725), Pan Losu (7), Erik Longbottom (1873), Patrick Steward (1277), Avelina Paxton (433), Victoria Lestrange (540), Nora Figg (852), Mavelle Bones (1524), Pandora Prewett (659), Lucy Longbottom (911), Samuel Carrow (294)


Strony (4): « Wstecz 1 2 3 4 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa