• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 Dalej »
[2.06.1972] Kiedy narzeczona jest niewierna

[2.06.1972] Kiedy narzeczona jest niewierna
Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#21
06.09.2023, 19:57  ✶  

Minął miesiąc od felernego wydarzenia na Beltane. Od pochłonięcia części nie-siebie, części swojej rodziny. Duszy. Miesiąc od bólu i szoku, jaki to spowodowało. Właśnie - lata. Sauriel się przygotowywał, że to zajmie lata. Nie, w sumie wróć. Nawet nie zdążył się na to przygotować - ledwo zdążył jakkolwiek oswoić się z tym, że Victoria opowiadała mu o jakimś bożku, o jakimś Limbo, o kurwa pochłanianiu duchów. I w zasadzie to nadal do niego w pełni nie dotarło, syndrom wyparcia był bardzo mocno w sile. Jak na to, z jakim trudem przychodziła mu akceptacja czegoś takiego to naprawdę był BARDZO wyrozumiały. Tylko dlatego, jak ważna była dla niego Victoria. Dlatego, jak ona sama dobrze go traktowała. Bardzo starał się też to wszystko zrozumieć i starał się nie stawać do tego okoniem, przyjmować to wszystko i się przy tym nie wkurwiać, że to wszystko w sumie kurwa niemożliwe. Było możliwe, ona tu była, była Zimną, raz po raz pojawiały się dowody, że to wszystko wcale nie było bajką. Było prawdziwe. Kurewsko prawdziwe. A tutaj wiedzieli coraz więcej w dość małej zresztą przestrzeni czasu. To naprawdę było bardzo owocne, bardzo udane poszukiwanie wiadomości.

Zatrzymał się w końcu. Kiedy zaś to zrobił to wcale nie uznał, że to zatrzymanie się cokolwiek poprawiło. W zasadzie to było trochę gorzej. Wędrowanie przynajmniej jakkolwiek zakotwiczało te nerwy, które chciały mieć ujście. Ten gniew. Kiedy stałeś to tylko rósł. Tylko na co tu się gniewać? Na kogo? Ani nie było na kogo, ani nie było na co. Na samego siebie? Bez sensu. Babcia? Zrobiła na pewno wiele złego, jak każdy wampir. Wynalezienie leku na wampiryzm wcale złe się nie wydawało. Czemu jednak zachowała to w sekrecie. Czemu nikt o tym nie wiedział. I czemu, do kurwy, akurat musiała być to babcia Victorii Lestrange! Jasne, że nie musiał teraz. W ogóle nie musiał! Wkurwiała go myśl, że teraz to będzie w jego głowie i nie da mu spokoju. Będzie tam tkwiło, jak drzazga. Szeptało, że przecież to coś wspaniałego. Że cena nie jest ważna - i kurwa, nie była - ale jak będzie słodko znowu żyć. Jednak przestać odczuwać tę ciągnącą nieprzyjemność wynikającą z faktu, że wszyscy się zestarzeją. Tylko nie ty i Joseph. Będziecie sobie trwali wiecznie, w tym toksycznym związku. Świat się zmieniał, to czemu ty nie miałeś się zmieniać wraz z nim? To okazja - skorzystaj z niej. Po minie Sauriela od razu widać było, kiedy był wkurwiony. Właściwie widać to było po całym jego ciele. To, jak się spinał, jak wykrzywiał wargi, jak błyskał oczami. Nie wiedział, co powiedzieć. No co miał powiedzieć? Jak to ująć w słowa? Nie chciał nawet niczego mówić, ale nie chciał też milczeć. I jak zwykle - Victoria doskonale potrafiła sobie z nim poradzić. Wiedziała, że do wystraszonego kota można wyciągnąć dłoń, a jak! Ale nie można się do niego zbliżać, kiedy syczał ostrzegawczo.

I kiedy padły słowa, że nie będzie z tym sam, rozluźnił się trochę. Ten ogrom emocji trochę się rozpłynął, ogień zmalał. Dotknęła go jak letnia mżawka, która z sykiem obsypała chłodem gorące płomienie.

- Będę pamiętał. - Tym razem nie jesteś sam. Te słowa wręcz przeszyły go dreszczem. Ale przecież ciągle mogła zmienić zdanie. Jak to się działo, że te słowa były jak ten promień słońca wyczekiwany po długiej burzy, po ciągłych ulewach. Pokazał się, rozjaśnił jego twarz, wpełznął do oczu z nadzieja... ale chmury zaraz wróciły. A gdy wracały to brak tego słońca jeszcze bardziej bolał, bo przypominał, jak wspaniałe było. - Viki naprawdę myślę coraz więcej o tym, żeby stąd uciec.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#22
06.09.2023, 20:43  ✶  

Mogłaby przysiąc, że minął ledwie tydzień, bo ten miesiąc był jak mrugnięcie okiem. Ani się obejrzała a tu już mieli czerwiec. I jednocześnie działo się tyle… Że spokojnie wystarczyłoby na kilka miesięcy wrażeń. A tu nie, tu dopiero 31 dni… A im dalej w las, tym więcej drzew, miało być tylko… gorzej. Victoria wiedziała, że Sauriel to nie bardzo wierzy w te wszystkie opowieści, które mu sprzedawała, nawet jeśli były najprawdziwszą prawdą. Ona wiedziała, że to prawda… ale Rookwood – jawił się z niego niedowiarek. I to taki, który choć widział, nadal nie wierzył. Może gdyby sam tego dotknął, gdyby to spotkało jego, może wtedy łatwiej byłoby mu przyjąć to wszystko, o czym z takim przekonaniem opowiadała ciemnowłosa.

To prawda, po Saurielu od razu było widać wszystkie emocje, byli swoim całkowitym przeciwieństwem, Ona opanowana, sięgająca po oklumencję, by skryć swoje myśli i emocje za warstwą spokoju i neutralności, i on – chodzący wulkan. Niemalże dosłownie wulkan, bo łatwo było go poddymić, zaognić i następował wybuch; głównie wściekłości, agresji… I te nagłe zmiany humoru. Ale pół roku wystarczyło Victorii by go trochę poobserwować i poznać. Wystarczyło mieć jej cierpliwość, przeczekać moment i dać mu ochłonąć i wszystko wracało do względnej normy. Przede wszystkim zaś – nie krzyczała. Nie groziła. Nie wymachiwała rękoma. Po prostu dawała mu wyrzucić z siebie to, co go gniotło by na koniec prowadzić z nim całkiem spokojną rozmowę. Uważała, że był tego wart. A w tej chwili tym bardziej miał prawo się zdenerwować – wiedziała, że nie na nią. Tylko po prostu na sytuację. Bo takie decyzje nie mogły być proste. A i sposób wykonania… ach. Nie oczekiwała, że powie cokolwiek. Takie kłębowisko emocji… czasami wręcz pozbawiało jakichkolwiek słów, nie tylko tych odpowiednich. Ale czy to nie była dla niego szansa? Promyczek nadziei? Otworzenie się na możliwość, która wcześniej w ogóle nie wchodziła w grę? Znowu poczuć na skórze ciepło, znowu pławić się w słońcu.

Oczywiście, że mogła zmienić zdanie… ale ona już podjęła decyzję, że go samego nie zostawi. Przecież widziała jak go traktują w domu. Miałaby mu pokazać światło, a później zniknąć i je ze sobą zabrać? Tak się przecież nie robiło. Na jego kolejne słowa również nie odezwała się od razu. Patrzyła na niego przez chwilę, nim poklepała wolne miejsce koło siebie, to samo, które wcześniej zajmował, dając mu znać, by usiadł obok niej. Chciała złapać go za rękę, przejechać palcami po chłodnej skórze, spleść palce ze swoimi.

– Co się dzieje, Kocie? – zapytała w końcu. – Uciec skąd i dokąd? – coś się musiało dziać, najpewniej w domu. Ale Victoria była ostatnią osobą, która powiedziałaby mu, żeby tego nigdy nie robił.

Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#23
06.09.2023, 23:26  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 06.09.2023, 23:26 przez Sauriel Rookwood.)  

Miał ciągły, nieustający syndrom push-pull przy całym tym zjawisku, jakim był dopełniony rytuał z Beltane. A może i bez niego by miał? Z jednej strony chciał teraz do niej podejść. Była taka zachęcająca. Chciał dotknąć jej dłoni. Chciał dać się pocieszyć. Pocieszyć? Trzeba było tutaj pocieszenia? Skąd w ogóle ta myśl w głowie, skoro wcale nie był smutny? Nie czuł się smutny, nad czym tutaj się smucić? Ale o tym pomyślał. I jednocześnie nie chciał się zbliżać, bo... bo... to było dziwne. Inne, nienaturalne. Teraz sobie uświadomił, jak dotykał jej policzka i to było tak... intymne. Takie bliskie, przerażające aż. Jak spłoszone i niepewne zwierzę spojrzał na nią, robiąc dwa bardzo ciche, bardzo delikatne kroki, ale nie prosto w jej kierunku a tak, jakby zamierzał ją zacząć obchodzić. Było to niemożliwe - na szczęście i tak nie zamierzał tego robić. Słońce mogło parzyć, jeśli nie było się na niego przygotowanym, zostawiać na skórze przebarwienia, nawet zrobić krzywdę. To słońce mu tego uczynić nie mogło, ale był brak zaufania. No bo właśnie - dajesz, a jeśli potem odbierzesz? Oferujesz, a jeśli potem przestaniesz? Sauriel temu nie ufał. Nie ufał samemu sobie i nie miał jeszcze pełni zaufania do Victorii. Nie dopóki było między nimi nadal trochę niedomówień. Po tych dwóch krokach w końcu ruszył w jej kierunku i zajął miejsce obok niej. Nie naprzeciwko - obok. Sięgnął swoją dłonią do jej dłoni, żeby mogła go ująć, albo to w sumie on ujął ją. I nie patrzył na jej twarz - patrzył na ich palce. Trochę niepewnie. Trochę nieufnie. Ale koniec końców... czy to nie było miłe? Wychodziło z jego strefy komfortu, jeżył się cały, ale jednocześnie - to było miłe. Paradoks. Sauriel czasami absolutnie się gubił w tym, co i kiedy odczuwał. A przede wszystkim - dlaczego.

- Nie wiem. Stąd. - Z tego pokoju? Nie. Z tego miasta? Hm... Z kraju? ...

Sauriel sam nie wiedział dokąd. Nie wiedział nawet skąd. Wiedział tylko, że chciałby uciec. Gdzieś daleko. Gdzie wolność nie była tylko mrzonką i wszystko nie było układane pod komando toksycznej rodziny. Gdzie nikomu nie kazano się wiązać i gdzie nie groziło ci to, że zmasakrują cię za kilka błędów.

- Jak w końcu ruszę tę maszynę to przecież będę musiał spierdalać z Londynu. A wiem, że to zrobię. Tylko nie wiem jeszcze, kiedy. - Sprawa Josepha i jego ojca... to chciał ruszyć.

[/i]


[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#24
07.09.2023, 08:11  ✶  

Przestała się tym uczuciom i chęciom teraz opierać, bo zupełnie było jej z nimi po drodze. Nie zastanawiała się nad tym wszystkim zanadto. Miała ochotę być blisko Sauriela, czuła że to w tym momencie jest ważne i że on tego potrzebuje – chociaż może sam jeszcze tego nie wiedział. Nie chciała go zostawiać w tym momencie samego, nie kiedy oferowała mu pomóc i wsparcie. Chciała dodać mu otuchy, nie tylko słowami zapewnić, że tym razem nie jest sam, że tym razem ma się do kogo zwrócić. Do kogoś, kto go nie zmiesza z błotem, nie odtrąci, nie będzie wymagać odpowiedzi na już, nie skrzyczy za podjęcie takiej a nie innej. Czemu miałaby krzyczeć? To było jego życie, albo nie-życie, i tylko on powinien móc decydować o tym, czy chciałby z tego zrezygnować, czy nie.

Widziała jego wahanie. Chmurne spojrzenie. Kolejne kroki, które nie prowadziły bezpośrednio do niej, jakby wcale nie chciał znaleźć się teraz tak blisko niej. To były intymne gesty, zwłaszcza pomiędzy nimi, nie były też częste i może dlatego właśnie – piękne? Victoria siedziała spokojnie i cierpliwie. Nie chciał? Drażniła go jej bliskość? A może właśnie chciał i dlatego tak się tego bał? Jakikolwiek był powód – Sauriel w końcu przestał kluczyć i usiadł obok niej i złapał ją za dłoń dokładnie tak, jak chciała to zrobić ona. Leciutko zacisnęła palce.

- Czasami najbezpieczniej ukryć się tam, gdzie to najmniej oczywiste – powiedziała w końcu. A więc jednak o tym myślał. Pytanie Brenny zasiało w jego głowie myśl o tym, że może być inaczej i to najwyraźniej kiełkowało. Już nie było "czy" tylko "kiedy". Rookwoodowie wyhodowali sobie psa, jak myśleli, wiernego, poprzez kary i kija, nie pomyśleli tylko, że ktokolwiek może się nad nim ulitować i pozna wtedy smak innego życia. Że ten wierny pies równie dobrze może być początkiem ich końca. - Jakiś czas zawsze możesz zatrzymać się u mnie, i tak tylko ty znasz adres – ba, przecież był tam z nią nawet kilka dni. - Nie martw się, poradzimy sobie – naprawdę nie zamierzała go również z tym zostawiać samego.

Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#25
07.09.2023, 14:12  ✶  

Zmiany, zmiany, zmiany. Wszystko kręciło się wokół zmian. Wokół tego, czy chcesz zawierzyć swoje życie niepewnej przyszłości, czy chcesz się podjąć wyzwania, czy złapiesz za możliwość, którą ktoś do ciebie wyciągnął. Czy to się uda, czy nie będzie jeszcze gorzej. Z jednej strony wszystko wydawało się układać. Oprócz tego, że przekroczył już tę mistyczną linię, która trzymała go człowieczeństwa to... tak. Było prościej. Nie musisz się już niczym przejmować, nie martwisz wyrzutami sumienia - nie ma ich. Nadal jednak potrafisz martwić się bliski. Przejmować ich dobrem. Nadal chcesz dbać o to, co jest bliskie. O taką Victorię Lestrange, która sama była jak czekolada, którą jej przynosił. Chciał czuć tę czekoladę na języku. Nie jeść jej, nie trzymać przy sobie, nie pozwolić jej się rozpuścić - ale żeby czasem móc jej skosztować. Tylko czy apetyt nie rósł z czasem? Jak rozwijana relacja, powolutku do przodu. Niezauważalnymi gołym okiem milimetrami, żeby okazało się, że przeszliśmy już kilometr. I kiedy to? Nawet nie zauważysz. Czas błyskał szybko, tylko ta droga była niewyczuwalna. Był prawie jak ten odważny na bagnach wodzony przez ognika. Z tym, że tutaj Victoria nie chciała go wprowadzić w trzęsawisko. Dobre chęci niekiedy prowadziły do Piekła, chociaż wydawało ci się, że były świetnym pomysłem. Tak jak złe podpowiedzi czasem okazywały się niezwykle dobrymi. W świecie Sauriela nie było za wiele miejsca na biel, ale było miejsce na odcienie szarości. Należało rozważnie dodawać farbę. Płótno mogło zostać nią zalane i zamiast gładko zmienić kolory - ostałyby się brzydkie plamy i nierówne pasma. Nie biel. Nie szarość. Nawet nie czerń. Kleks, jakiego nikt nie potrzebował i nie chciał w obrazie.

Wydał z siebie dźwięk podobny do odetchnięcia, opuszczając na moment głowę. Zatrzymał ruch palców, zatrzymał się cały. Owszem, mógł. Wiedział, że by mu pomogła. Ale nie chciał jej pomocy. Nie chciał na niej polegać, na nikim nie chciał polegać. Najchętniej stoczyłby tę bitwę sam, jeśli już ją podejmie. Wystarczająco pomogła, miałby ją narażać? Cofnął swoją dłoń, wyplątał ich palce i zdjął z siebie skórzaną kurtkę. Spojrzał Victorii w oczy.

Podwinął rękaw i pokazał jej znak na lewym przedramieniu. Czaszkę i wijącego się węża, które paliły regularnie, kiedy tylko ktoś czegoś potrzebował.

... To nie miało być takie proste i nie mogło być. Tak sobie to Sauriel wyobraził, ale po opuszczeniu głowy nie było z jego strony wcale ściągnięcia kurtki ani podwinięcia rękawa. Ale rzeczywiście w końcu podniósł swoje spojrzenie, nawet lekko się uśmiechając pod nosem.

- Meksyk brzmi jednak kusząco. - Zabrzmiał na zmęczonego, bo w zasadzie był zmęczony tym tematem. Drażnił go i nie pozwalał robić swojego. A teraz miał się do niego przykleić kolejny - jeszcze gorszy. - Dzięki. Dziękuję. - Było w końcu za co.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#26
08.09.2023, 22:18  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 08.09.2023, 22:24 przez Victoria Lestrange.)  

Victoria już się narażała i robiła to z pełną świadomością, przecież aurorom nie płacili tak dużo tylko dlatego, że byli piękni i młodzi, nie. Większość z nich była nawet oszpecona, mieli jakieś defekty. To nie była łatwa praca. Być może taka panienka jak Victoria w ogóle się do tego nie nadawała. Może powinna zostać w Czarodziejskim Pogotowiu. Albo obrócić się w kierunku Departamentu Tajemnic. Albo faktycznie w stronę sądownictwa i pójść w ślady babci, której imię dumnie nosiła jako drugie. Może powinna zająć się na poważnie eliksirami. Ale ktoś taki jak Victoria i aurorzy… Chyba nie mogła z tym wiązać całego życia. A jednak póki co było jak było.

I być może narażała się też przez to, że tak trwała u boku Sauriela. Że zaakceptowała go i gdzieś tam… widziała jakąś przyszłość. Niełatwą, ale widziała. Może zupełnie błędnie i niepotrzebnie. Prawdopodobnie jej odczucia były zupełnie niechciane przez Sauriela, ale choć potrafiła swoje emocje maskować przed światem, to przed samą sobą prędzej czy później się już po prostu nie dało. Chciała mieć… normalny dom, którego nigdy nie miała – i nie chodziło rzecz jasna o budynek, lecz o gamę emocji, która się z tym wiązała. Chciała być doceniana za to co robiła i za to co osiągnęła, ale też za to, jaka po prostu była. Chciała tego ciepła, którego nie zaznała przez całe życie, a które mogła obserwować u niektórych innych znajomych. Niezbyt mówiła o tym na głos, właściwie to wcale o tym nie mówiła, bo co by miała… Wielkie pieniądze wcale nie przynosiły ze sobą szczęścia. Po prostu ułatwiały życie. Ale to wszystko.

Chciała być potrzebna. I dlatego też chciała mu pomóc, tak po prostu. Walka toczona w pojedynkę prędzej czy później skazana była na porażkę – sam powinien to wiedzieć najlepiej. Co mógł zrobić sam? Jeszcze jako wampir? Osoba, która wcale nie dysponuje zawrotną ilością pieniędzy?

– Meksyk? I jak się tam dostaniesz? – nie była wcale pewna czy żartował z tym Meksykiem. Wręcz czuła podskórnie, że nie żartował wcale. I o ile… mogła mu pomóc się tam dostać, to niewiele by mu pomogła. Nie znała tam nikogo, jak by mu załatwić lokum? Co miałby tam robić? Do cholery, był w końcu wampirem. No i… co najważniejsze – ona by tam z nim zostać nie mogła… bo… co by tam robiła? W końcu by uschła, sama, bez znajomych, bez bliskich, rzecz jasna wcale nie chodziło o rodzinę. A miała wrażenie… że on wcale by nie chciał, by ona tam z nim była. To nie było miłe, dobre wrażenie. Nie chciała jednak, by cokolwiek z tego przebiło się na wierzch. – Podziękujesz mi, kiedy będzie po wszystkim – bo teraz za co niby? Nic przecież nie zrobiła.

Nie trwało długo, a Sauriel pożegnał się i wrócił do siebie. Victoria była pewna, że miał mnóstwo rzeczy do przemyślenia. Ona zresztą też.


Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Sauriel Rookwood (6671), Victoria Lestrange (6107)


Strony (3): « Wstecz 1 2 3


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa