• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie Hogsmeade 27.08 – Sen Nocy Letniej [Towarzystwo MUZA]

27.08 – Sen Nocy Letniej [Towarzystwo MUZA]
alabama queen
I'll lose my mind at least
another thousand times
Drobina mierząca sobie 166 centymetrów wzrostu, ważąca niecałe 50 kilogramów. Jest drobna, krucha, zamiast zarysu mięśni, na jej ciele widać zarys kości. Ma długie włosy w kolorze srebrzystego blondu, typowego dla Malfoyów. Pomimo mizernego ciała, nosi się dumnie - wiecznie wyprostowana, z uniesioną głową, mierząca świat bladymi, szarymi oczami z niebieskimi refleksami.

Calanthe Malfoy
#21
03.10.2024, 23:59  ✶  
Być może powinna była podziękować Desmondowi, że postanowił ją zabrać ze sobą. Być może powinna podziękować za naszyjnik, który jej podarował, a ona, oczywiście łaskawie, przyjęła wraz z zaproszeniem. Wielkie osobistości, sama ministra magii, pięknie zdobiona sala mieszcząca ludzi wartych więcej, niż mogła policzyć. Gest kuzyna był bardzo miły i schlebiało jej, że pomyślał właśnie o niej, ale teraz... nie mogła na niego patrzeć. Kiedy ujrzała go z tymi elfimi uszami, jedynie lata praktyki pozwoliły jej zachować neutralny wyraz twarzy. Wyglądał absurdalnie. Chociaż sama niewątpliwie wyglądałaby w nich lepiej, w duchu dziękowała losowi - bądź samej sobie - że nigdy nie angażowała się w rzeczy niezwiązane z nią na tyle, by mogła teraz znajdować się w pozycji Desmonda.
Dłonią wygładziła bladoróżową, zwiewną suknię zdobioną wyszywanymi na srebro i róż kwiatami. Na szyi miała eksponowany przez upięte włosy naszyjnik, który otrzymała; drobny ukłon w stronę swojego towarzysza. Początkowo całą swoją uwagę skupiła na bracie - był jej główną motywacją, by zjawić się tutaj u boku kuzyna. Patrzył na nią, wiedziała, że patrzył, zawsze to robił. Utrzymywała swoją mimikę w tym samym wyrazie, równie neutralnym jak w momencie, gdy tutaj przyszła. Ta forma sztuki była inna od tej, którą sobie upodobał. Mniej oczywista. Nuta szaleństwa, jakie od zawsze gdzieś w nim drzemało, napięcia, może nawet grozy, ale przede wszystkim kpiny; bawił się. Publicznością, efektem, jaki wywierał, a mimo to czuła, jak po jej kręgosłupie wspina się coś mniej przyjemnego, coś, czego nie potrafiła rozgryźć. Coś skierowanego prosto w nią. A może tylko sobie dopowiadała. Nie była artystą jak brat, pomimo prób podążania za nim w młodości. Nieświadomie zacisnęła dłoń na sukni, by zaraz ją rozluźnić, nim ktokolwiek zwróciłby na to uwagę. Nienawidziła, kiedy coś jej umykało. Zniknął, nim w ogóle zdążyłaby unieść dłonie w sztywnym oklasku, choć i tak dołączyła do tych, które rozbrzmiały.
Kolejny występ starała się zignorować, jednak koniec końców jej spojrzenie wylądowała na wykonawczyni, na jej twarzy, zamkniętych oczach i tym, jak kobieta tonęła w muzyce. Jednak to po niej wyszła istotniejsza osoba. Ponownie skupiła swoją uwagę, tym razem na kuzynce. Była piękna, piękniejsza, niż zazwyczaj, nawet jeśli jej twarz była w większości skryta za włosami. Zatracona w melodii, ważniejszej, niż sam występ, choć może tylko sprawiała takie pozory. Nie miała pojęcia dlaczego i po raz kolejny pozostała z uczuciem, jakoby coś jej umknęło. Szybko jednak zrzuciła to na brak głębszego obeznania w świecie sztuki, a przynajmniej tak głębokiego, jakim najwyraźniej cechowała się jej rodzina. Jej brew lekko drgnęła na słowa Oleandra, którymi uraczył publiczność, nim zasiadł przed fortepianem. Pozwoliła samej sobie odetchnąć, na czas jego występu, choć ten starał się przyciągnąć jej uwagę za wszelką cenę.
Prawdziwie jednak odetchnęła na koniec, gdy młoda Avery wystąpiła na scenę. Najwyraźniej jednak i ona nie zamierzała dać publiczności odetchnąć, zaś kiedy jej słowa wywołały tak burzliwą reakcję z namiotu, wargi Calanthe drgnęły w nieznacznym rozbawieniu, nim dołączyła do oklasków.
Czarodziejska legenda
O! from what power hast thou this powerful might,
With insufficiency my heart to sway?
Przed dwoma tysiącami lat niewielkie irlandzkie miasteczko Waterford spłynęło krwią okrutnego męża i bezdusznego ojca kobiety, która zbyt wiele wycierpiała z ich rąk. Upiorzyca gnana nienawiścią i pragnieniem zemsty, przez lata dotkliwie karała wiarołomnych kochanków i mężów, aż zasnęła w swym rodzinnym grobowcu. Mieszkańcy co roku w rocznicę jej zgonu kładą na ciężkiej marmurowej płycie krypty rytualny kamień, który ma zapewnić im bezpieczeństwo. Ze szczątkowych zapisków etnologów i lokalnych pieśni, można wywnioskować, że kobieta była użytkowniczką magii. Czy znajdzie się śmiałek, który zdecyduje się zdjąć kamień i pocałunkiem obudzić bladolicą śniącą o ustach czerwonych jak krew?

Dearg Dur
#22
04.10.2024, 15:28  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 07.10.2024, 13:07 przez Dearg Dur.)  

Camille, Jonathan


Nie zabrała ręki, a on nie zamierzał zabrać ust, nic sobie najwidoczniej nie robiąc z niestosowności własnego zachowania. Nim jednak kolejny pocałunek zostałby złożony nieco wyżej w kierunku odsłoniętego łokcia, jowialne powitanie oderwało go od partnerki na rzecz nowego rozmówcy.
– Ah! Czyż mnie oczy i uszy nie mylą?– francuski akcent wyraźnie odciskał się w jego mowie, choć Jonathan wiedział jak płynną angielszczyzną hrabia potrafił mówić, gdy mu zależało – Monsieur Selwyn! Ileż to lat? Dziesięć? – jego twarz rozświetlała życzliwość, gdy odwrócił się do wciąż trzymanej za rękę towarzyszącej mu blondynki, odchylając się ku niej tak, aby dać jej widok na siedzącego obok polityka. Nachylił się przy tym do niej, naparł łagodnie na bark, jakby miał dzielić się jakąś poufną informacją w salonowym nastroju:

– Zobacz Camille, były ambasador też tu jest! Jak sądzisz mon petite colombe, czy zaraz wyjdzie zza kotary markiza La Fontaine z kolejnym śmiesznie upudrowanym szczurkiem na ramieniu? A może minister Dupond znów wypije za dużo i zacznie śpiewać niczym portowy truwer? – mówił cały czas do niej, choć odwoływał się do osób, które znali we troje z francuskich salonów i przyjęć, szczególnie tych suto podlanych winem Delacour'ów. Ostatni całus opadł tym razem na przyłożone do ust palce, i mężczyzna z gracją wstał z miejsca, gdy tylko oklaski dobiegły końca. Zaraz potem hrabia pomógł wstać Camille, by od razu zapleść jej rękę o własne przedramię. Pozwolił sobie przy tym jeszcze na posłanie Jonathanowi rozbawionego spojrzenia i krótki komentarz, przed którym najwidoczniej nie mógł się powstrzymać:
– Jakież to szczęście, że nie jesteśmy kobietami gotowymi pokłócić się o zbyt podobne kreacje. Gratuluję wyboru projektanta, cieszę się, że angielski imperializm nie naruszył Pańskiego gustu. – mówił swobodnie, choć Jonathanowi być może nie umknęło, że jedną z rąk ukrył za sobą, uprzednio w palce łapiąc mankiet.

– A teraz... czas na bankiet? Powiedz mi, czy będzie tu cokolwiek zdolne mile połechtać moje podniebienie?– zwrócił się ponownie do swojej towarzyszki, obdarzając ją w pełni swoją uwagą. – Voulez-vous boire du vin blanc ou rouge? Je n'ai pas besoin de te dire, mon cher ami, que je préfère les rouges – Zamierzał iść w kierunku błękitnego namiotu, choć jeśli ktokolwiek zaproponowałby wspólną tam przechadzkę, nie oponowałby.
 

Wykonawcy


Gdy oklaski umilkły elfia dama podbiegła by uściskać każdego z wykonawców zaczynając od Oleandra. Była bezpośrednia w okazywaniu swojej atencji, jej policzki różowiły się z ekscytacji, a oczy lśniły nieskrępowaną radością.
– Byliście wszyscy przedoskonali! Oleander na Matkę, musisz przeprosić się z moją ciocią, przecież ona płacze całymi nocami, że odszedłeś od nas. Lorraine byłaś jak zawsze zjawiskowa i Ty Rita oh, nogi aż same mi się rwały do tańca, tak Tobie zazdrościłam Lauretto, że mogłaś tak tańczyć, gdy ja musiałam kisić się w namiocie – zachichotała obracając się na pięcie. Suknia poderwała się ku górze i okazało się, że dziewczyna była na trawie bosa. – I Ty Baldwin, dlaczego tak krótko! Twoje słowa trafiły wprost do mojego serca, niemalże mi dusza eksplodowała z żalu, za wszystkimi poematami, których nie wypowiedziałeś. Musisz mi jeszcze raz dokładnie powiedzieć na których spektaklach będziesz w Globie, zobaczysz mnie w pierwszym, najpierwszejszym rzędzie! – spontanicznie ucałowała go w oba policzki omiatając kwietnym zapachem. – Chodźmy świętować, pod błękitnym namiotem są lepsze przekąski niż te na rozbudzenie apetytu w naszych garderobach. Życzę powodzenia w rozmowach z Mecenasami! – Zakomenderowała, łapiąc za rękę Ritę i w oczywisty sposób nie składając gratulacji tancerce. – A Ty kochana opowiedz mi koniecznie, czemu występujesz tak rzadko! Dobrze słyszałam, że ostatni koncert miałaś pół roku temu w Paryżu? Dobrze, że Twój wuj dba o to, byś nie zniknęła francuskiej publiczności, ale my też mamy swoje estetyczne potrzeby. W ogóle... poznałaś Enzo? Chodź, koniecznie muszę Cię przedstawić. – rzuciła, a kiedy doszła do wody, chichocząc zadarła spódnicę i przeszła bosymi stopami po piaszczystym dnie jeziora w stronę Isaaca i Enzo aby ich ze sobą przedstawić.

Bankiet


Oklaski umilkły, a przestrzeń dźwiękową wypełniły dźwięki magicznej harfy . Pod lśniącą brokatowo błękitną płachtą rozświetloną teraz mrowiem magicznych świetlików kwietne stoły uginały się od przekąsek i przekąseczek, kanapeczek, ciasteczek, pralinek i koreczków. Ubrani w złote ptasie maski kelnerzy rozdawali musujące białe wino i słodkie czerwone, w wysokich kryształowych karafkach na środku znajdowała się woda i słodkie miodne nektary. W samym centrum na prowizorycznie skonstruowanym drewnianym parkiecie stał grający instrument, nikt jeszcze nie pokusił się o niespieszny taniec.

Po przeciwległych stronach plenerowej sali umieszczone były też dwa tryptyki - mini wernisaże przed którymi półwidocznie lśnił pergamin z piórem. Gdy ktoś przy nim użył zaklęcia odsłaniającego, na odkrytym lewitującym pergaminie mógł zapoznać się z autorem pracy. Po pół minucie pióro otaczało zapiski i czyniło je znów nieingerujące w przestrzeń.

[+]Tryptyk Baldwina Malfoya
Zgodnie z zamówieniem eksponowane zostały trzy obrazy, ale na całą unoszącą się w powietrzu instalację składa się ich więcej. Trzy zachowały się w całości (o nich za chwilę), reszta z nich, malowana na szklanych podkładach została przez artystę potrzaskana - i wisi rozwieszona w kawałkach jak taki senny labirynt pośrodku którego są te trzy kluczowe dzieła. Oczywiście zaklęcia sprawiają, że nie da się o nie pokaleczyć, ale instynktownie możesz nie chcieć ich dotknąć. To witraże, więc nawet rozbite tworzą snopy pastelowego światła, a po poruszeniu przez wiatr czy ludzki dotyk dzwonią cichutko jak szklane dzwoneczki.
[Obrazek: 8tSrH62.png]
W samym centrum jego ekspozycji jest ciemno. Cienka czarna niemal utkana z mgły kotara (tak naprawdę to martwa śmierciotula, ale lepiej nie pytać skąd znalazła się w posiadaniu artysty) oddziela świat kolorowych sennych marzeń od kwintesencji jego wystawy - czyli tkwiącego pod płaszczem koszmaru, gdy letnia noc obumiera pozwalając nastać jesieni. Przemijanie, mistycyzm, niepokój.
Tu już wszystkie trzy obrazy są w całości, ale sercem wystawy i samym jej centrum jest portret Calanthe Malfoy

UWAGA:  Portret obejmuje go przewaga Dzieła Sztuki :“Jego portrety mają wzbudzać nie tyle zachwyt co fascynację. Może nawet podsyconą domieszką chorej obsesji; sprawiać by chciało się na nie patrzeć godzinami i tonąć “ - Portret  jest magiczny, porusza się leniwie, w rozmodlonym stylu w swoich ramach. Jeśli kogoś złapie spojrzeniem ciężko od niej odwrócić wzrok. I absolutnie ciężko stwierdzić czy ten portret się podoba czy nie - po prostu widza fascynuje, przenika do umysłu. Fascynacja dziełem nie dotyczy oklumentów.
[+]Tryptyk Lyssy Dolohov
[Obrazek: s0RtmFX.jpeg]
Pierwszy obraz; Przestawia leśną scenerię pośród której znajduje się para, tańcząca pośród błyskających delikatnie świetlików i księżycowego światła. Para kołysała się, od czasu do czasu wykonując obrót.
Drugi obraz; Przedstawia nocne jezioro pośród gęstego lasu. Atmosfera jest spokojna, przynajmniej do momentu kiedy z pomiędzy drzew nie wyskakuje orszak roztańczonych elfów, utkanych z błękitnego światła. Po krótkich swawolach nad jeziorem, na nowo znikają w lesie.
Trzeci obraz; Jest nieruchomy i przedstawia piękną kobietę przytulającą do piersi mężczyznę z głową osła.

Goście rozmawiając coraz głośniej wypełniali przestrzeń rozświetlonego błękitnego namiotu z Bankietem. Śmiechy nasilały się wraz z kilkoma toastami, a przyjęcie trwało, jak dotąd niczym nie zakłócone. Dookoła części bankietowej panował półmrok - za oświetlenie służyła łuna biegnąca od miejsca imprezy oraz kilka lewitujących lampionów.

Faza II wydarzenia: Bankiet
Swobodna rozgrywka bez określonej kolejki będzie trwać do niedzieli 13.10, godz. 23:59.

Proszę o umieszczanie na początku posta informacji gdzie postać się znajduje w obrębie wyznaczonej strefy (Publiczność, Scena, Namiot Artystów, Bankiet, Krzaki), z kim postać rozmawia i co robi, pogrubianie dialogów oraz podkreślanie najważniejszych czynności postaci.

Zachęcam do interakcji z NPC-ami.

Jeżeli ktoś chce podsłuchać o czym rozmawiają goście i jakie soczyste plotki zaczynają pośród nich krążyć proszę o post z zawartym rzutem na 1xPercepcję do dnia 8.10, godz.23:59.

[+]Isaac
Zdecydowanie najwięcej problemów z przemową młodej Avery miała tancerka Lauretta Selwyn. Była wyraźnie zirytowana, jej okrzyk z namiotu i pospieszne zmienienie stroju na zdecydowanie mniej wystawny bardzo na to wskazywał
[+]Jonathan
Rzuciłeś okiem w stronę nici łączących towarzysza Ministry z ludźmi, którzy znajdowali się w Twoim zakresie wzroku. Co momentalnie okazało się jasne to niechęć łącząca go z kobietą, która wyraźnie była nim zainteresowana, oraz czerwona, wzajemna nić namiętności łącząca go z jedną z brygadzistek.
[+]Erik (zasady działania oddziału)
Korzystając z przewagi Dowodzenie masz do swojej dyspozycji pięciu brygadzistów. W każdym swoim poście możesz rzucić dodatkową kością Percepcji III, na to jak skutecznie Twoi ludzie obserwują otoczenie (dotyczy również plotek). Ponadto dysponujesz ludźmi z umiejętnościami:
  • teleportacji z maksymalnie ośmioma osobami na zasadach teleportacji łącznej;
  • poznania składniku każdego eliksiru oraz rozpoznanie każdy rodzaj minerału i kamienia szlachetnego poprzez polizanie go, rozpoznanie transmutowanego przedmiotu;
  • Aktywność fizyczna II i Rozproszenie II, chyba, że działają grupowo, wtedy ich rzut jest podniesiony do IV.
hold me like a grudge
and what an ugly thing
– to have someone see you.
Stosunkowo wysoki mężczyzna, mierzący sobie 183 centymetry wzrostu. Posiada włosy barwy ciemnego blondu i jasne, błękitne oczy. Budowa jego ciała jest atletyczna, a na twarzy często widnieje lekki, szelmowski uśmieszek. Porusza się z nonszalancją i pewną niedbałością.

Atreus Bulstrode
#23
05.10.2024, 04:15  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 05.10.2024, 05:12 przez Atreus Bulstrode.)  
siedzę jeszcze na widowni, ślepnąc od fortinbrasa jak od świateł

Atreus, całe szczęście, nie posiadał daleko idącej paranoi i potrafił grzecznie wzbronić się od odruchów które kazały węszyć wszędzie niebezpieczeństwo. Byli w miejscu, które przynajmniej w teorii powinno siadać bardzo wysoki poziom ochrony, bo przecież na widowni siedziała sama minister magii. To co nim powodowało to była raczej zwyczajna ciekawość i jak się okazało, zgodnie z przysłowiem zabiła ona chwilowo kotka. Albo raczej go oślepiła.

- O nie, one są wyćwiczone - zdążyła jeszcze odpowiedzieć, przyglądając się z ciekawością Malfoyowi, ale coś zdecydowanie poszło nie tak. Atreus zmrużył oczy, widząc jak barwy zlewają się nagle ze sobą, tworząc niewyględne plamy w kształcie siedzących na widowni osób. Teoretycznie mógłby się przyzwyczaić, że takie momenty się zdarzają, bo przecież nie pierwszy raz trzecie oko nie mogło się zgrać z dwójką, które patrzyły na świat rzeczywisty, ale nawet jeśli jego twarz się nie poruszyła to ręka mimowolnie powędrowała w bok, szukając punktu zaczepienia. Uziemienia, gdyby na rozmazaniu wizji nie poprzestało i zapanowała ciemność, a którym okazało się noga Brenny.

Wzdrygnął się dopiero po chwili, czując ciepło promieniujące przez materiał sukienki i rozlewające się po dłoni, cofając rękę gładko, niby to by poprawić mankiet szaty. Wierzchnia jej warstwa zachowana była w piaskowo-złocistym kolorze i mogła wydawać się odrobinę nudna, bo brakowało jej przesadnie rozbudowanych wzorów - ten stanowiły jedynie starannie zaakcentowane szwy pasów materiału, jakby krawiec stawiał na teksturę, a nie barwę. Ze spodu jednak wyglądała na świat ciemniejszy, bardziej stanowczy w swojej barwie melanżowy materiał, mieniący się plamami rdzawego brązu, to jaśniejszymi, to ciemniejszymi, to chłodniejszymi i to cieplejszymi. Był zaczarowany i rozlewające się po nim plamy przypominały taniec światła korze drzewa czy leśnej ściółce.

- I co, zobaczyłaś coś ciekawego? - zapytał, spoglądając na nią jakby nigdy nic, przeczesując palcami włosy. Zgodnie z wymaganiami, zostały mu dorobione spiczaste uszy (co musiała zrobić Brenna własnoręcznie) i miał ubrany złoty wieniec, ale włosy miał nieco dłuższe jak zwykle. Jako też, że zyskały na centymetrach, oddały się swojej naturze i kręciły się na końcach, nadając mu nieco chochlikowego wyrazu. Brawa niosły się dookoła przez chwilę, a rozlane plamy kolorów widowni powoli wracały do odpowiednich kształtów. Idealnie żeby wstać i iść do namiotu gdzie goście mieli spędzić kolejne chwile tego wieczora.

Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#24
05.10.2024, 05:06  ✶  
zerkam gdzie pójdzie tancerka, potem wstaję z resztą publiki

Wzrok Brenny szybko umknął od Ministry i młodego Yaxleya. Prywatne skandale były czymś, o czym warto wiedzieć, ale czemu Brenna nie poświęcała wiele myśli, dopóki nie potrzebowała danych informacji.

Chłopak wydawał się raczej znudzony niż oburzony, a na twarzy Ministry też nie wyłapała żadnych gwałtownych reakcji na przemówienie panny Avery: nie było więc sensu zwracać na to większej uwagi.

- Mogą jeszcze zdziwić i ciebie, i swojego ojca - mruknęła, myśląc o niedawnej rozmowie z Eden. Pank Lestrange bez wątpienia była doskonale wyćwiczona przez rodzinę w każdym aspekcie - ale chyba właśnie zaczynała zastanawiać dię, czy granie tej wyuczonej roli faktycznie ją cieszy. A potem Brenna przyłączając się do oklasków, które rozbrzmiały nad brzegiem. Przez moment obserwowała tancerkę, ciekawa czy ta ruszy do publiki z innymi, czy umknie: nie miała szansy wyłapać, że panna Avery jej nie pogratulowała, nie wiedziała, ale ciężko było nie zauważyć nowego stroju, tak pod kolor różowej twarzy. Zaraz jej spojrzenie ściągnął jednak Atreus, bo trochę nie spodziewała się takich gestów w tłumie ludzi, ale sądząc po tym, jak cofnął rękę do mankietów, chyba nie zrobił tego specjalnie.

- Tak, że na widowni jest Morpheus i wygląda, jakby od trzystu lat zasiadał na tronie elfiego dworu nocy - odparła, ani trochę nie speszona, po czym nieco krytycznie przyjrzała się Atreusowi, zwłaszcza jego uszom. Mamie chyba wyszło to trochę lepiej. - Ty wyglądasz jak złośliwy chochlik, który zaraz zrobi jakąś psotę - stwierdziła z namysłem i uśmiechnęła się lekko, bo w sumie to też było tematyczne, wszak upodobniało go trochę do Puka. Mówiła dość cicho, chcąc by jej głos utonął w ogólnym szuraniu krzesłami i zaczynających się rozmowach. Była ciekawa trochę: ile z nich dotyczy występu, a ile osób wcale nie przyszło tu słuchać gry?- Nie powiem, że jestem znawcą, ale ładny koncert. Ciekawe, czy celowo postawili na młodych wykonawców. Mam nadzieję, że teraz nie zjedzą biednego Enzo na kolację, skoro i tak tyle tu jedzenia. Chcesz porozmawiać z kimś konkretnym? - spytała, gdy artyści ruszyli na publikę. On był tu mecenasem, może miał ochotę porozmawiać z kimś że sławnych i bogatych albo sponsorował któregoś artystę czy chciał pogratulować występu... chociaż gdyby Atreus okazał się znawcą muzyki, to Brenna pewnie trochę by się zdziwiła. Przesunęła jeszcze wzrokiem po ludziach, ale nie zauważyła Enzo - miała nadzieję, że jego styl bycia i przemówinie panny Avery nie napytają mu tego wieczora biedy, bo było tu mnóstwo osób, które mogły potraktować go mało przyjemnie - zaś potem podniosła się z miejsca, gotowa ruszać do namiotów razem z resztą gości.



Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
hold me like a grudge
and what an ugly thing
– to have someone see you.
Stosunkowo wysoki mężczyzna, mierzący sobie 183 centymetry wzrostu. Posiada włosy barwy ciemnego blondu i jasne, błękitne oczy. Budowa jego ciała jest atletyczna, a na twarzy często widnieje lekki, szelmowski uśmieszek. Porusza się z nonszalancją i pewną niedbałością.

Atreus Bulstrode
#25
05.10.2024, 05:36  ✶  
wstajemy z Brenną z widowni i idziemy powoli w kierunku namiotu, chyba

Ateus, nawet jeśli odrobinkę niezadowolony i zmieszany chwilową utratą ostrości spojrzenia, miał całkiem sprawne uszy i nie uszedł jego uwadze fakt, że panna Avery o kimś chyba zapomniała. Ale chwilowo próbował bardziej skoncentrować się na Longbottom, pewnie dlatego że ani nie miała zamiaru rozmawiać z Raphaelą, ani chwilowo nie było mu tak śpieszno do tancerki.

- Czy to znowu jakieś mugolskie historie? - zapytał, ale bez odrobiny wyrzutu w głosie. No, może z nieco krzywym uśmiechem, bo przy niej nagle czuł się, jakby połowa rzeczy oczywistych przelatywała mu nad głową. A potem przyjrzał się jej odrobinę bardziej czujnie, ważąc w głowie czy powinien się obrazić czy może jednak nie. - To tylko i wyłącznie twoja zasługa, bo mi zrobiłaś krzywe uszy - powiedział wreszcie z cwaniackim uśmiechem. Dobrze czy nie, komplement czy przytyk, ważne że to była tylko i wyłącznie jej wina. Jeśli w dobry sensie, wspaniale, chwała jej za to. Jeśli natomiast się jej nie podobało to mogła podziękować tylko i wyłącznie sobie. Ale podobnie jak ona mówił to wszystko w miarę cicho, szczególnie kiedy ludzie poruszyli się i zaczęli kręcić. Niby nie mówili nic niewłaściwego, ale ten moment przechodni zawsze wydawał się aż nazbyt korzystny żeby ktoś podsłuchał coś co nie było przeznaczone dla niego.

- Podzielam opinię. Chociaż początkowo miałam wrażenie, że odrobinę przysnę. Ale utwór grany przez Croucha był całkiem przyjemny. Żywy, nawet powiedziałbym, że porywający - Camille powiedziała do swojego towarzysza, że nuty wyznaczające rytm Burzy przypominają ich relację, ale Bulstrode miał wrażenie że wielu mogło powiedzieć dokładnie to samo. Jedni jako czcze życzenie, inni jako najprawdziwszą prawdę. A burzliwości między nim i Brenną nie brakowało. - Enzo to jakiś twój znajomy? - zainteresował się nieco bardziej, głównie dlatego że wywołała mężczyznę po imieniu. - Chętnie zaczepiłbym tancerkę. Żeby jej pogratulować, skoro te zaszczyty ją ominęły - uśmiechnął się lekko, bo nawet nie chodziło o to, że te jej pląsy jakoś wybitnie do niego przemówiły. Tańczyła ładnie, ale interesowało go przede wszystkim, czemu została pominięta. Ale nawet by się nie zdziwił że powód był tak prozaiczny jak fakt, że młodziutka Avery zadzierała i tak już zadarty nos. W końcu to było rodzinne.

Our Lady of Sorrows
and you don't seem the lying kind
a shame that I can read your mind
and all the things that I read there
candlelit smile that we both share
Spowita nimbem wyższości i aureolą sięgających za pas srebrzystoblond włosów, Lorraine wygląda dokładnie tak, jak powinien wyglądać Malfoy z krwi i kości. A jednak... Coś hipnotyzującego jest w jej czystym, wysokim głosie, w sposobie, w jaki intonuje słowa. W pełnych gracji ruchach, które cechuje elegancka precyzja profesjonalnej pianistki. Coś w przenikliwym spojrzeniu jasnoniebieskich oczu, skrytych pod ciężkimi od niewyspania powiekami. Przedziwny czar półwili, który wyróżnia Lorraine z tłumu mimo raczej przeciętnej postury (1,67 m), długo nie pozwalając ludziom zapomnieć o jej uśmiechu. Wygląda na istotę słabą, wątłego zdrowia. W przeszłości, Lorraine zmagała się z zaburzeniami odżywania, przez co teraz cechuje ją nienaturalna wręcz kruchość. Chorobliwie chuda, kości zdają się niemal przebijać delikatną, bladą skórę. Uwagę zwracają zwłaszcza wydelikacone dłonie o długich, smukłych palcach, w których często obraca w zamyśleniu srebrny pierścionek z emblematem rodu Malfoy. Obyta towarzysko, zawsze wie jednak, co powiedzieć i jak się zachować. Bez względu na okoliczności dba o zachowanie nienagannej postawy. Ubiera się skromnie, w otrzymane w spadku po bogatszych kuzynkach, klasyczne, mocno zabudowane suknie, na których wprawne oko dostrzec może ślady poprawek krawieckich. Nie da się ukryć, że jako młoda, atrakcyjna kobieta, przyciąga wzrok, nosi się jednak konserwatywnie, nigdy nie odsłaniając zbyt wiele ciała. Najczęściej spowita jest od stóp do głów w biel, która przydaje jej bladej skórze świetlistości, choć chętnie stroi się także w odcienie zieleni i błękitu. Zawsze otula ją mgiełka ciężkich perfum, których słodka, dusząca woń przywodzi na myśl palony cukier.

Lorraine Malfoy
#26
05.10.2024, 11:00  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 05.10.2024, 11:03 przez Lorraine Malfoy.)  
Razem z resztą wykonawców

Uśmiechnęła się słodko do Raphaeli Avery, kiedy egzaltowana dziewczyna zaczęła składać gratulacje artystom, dając upust swojemu entuzjazmowi: przytuliła ją delikatnie, gdy tamta rzuciła się na szyję półwili, by ją uściskać. Cicho podziękowała za ciepłe słowa.  Żałowała jednak, że w jej miejscu nie ma cioci Josephine, która od lat przewodniczyła Muzie: to na jej uznaniu zależało Lorraine najbardziej. Wierzyła, że dzisiejszy występ stanowił jednocześnie hołd jak i niezależny manifest wobec nauk jej zmarłej macochy, a tylko Josephine rozróżniała subtelności i manieryzmy w ich grze.

– Byłaś samą wodą, Lauretto – zwróciła się do zignorowanej przez Raphaelę tancerki, badając spojrzeniem jej reakcję. Słowa mieniły się jak srebrzysta łuna księżyca na powierzchni jeziora, porażając blichtrem malfoyowskiej wyniosłości: choć towarzyszło jej subtelne, acz pełne wyższości uniesienie podbródka, pochwała spłynęła z ust Lorraine gładko, a kryształowy tembr sopranu sugerował szczerość. Choć pogardzała brakiem ogłady i porywczością młodej Selwynówny – z politowaniem patrząc jak popełnia towarzyskie faux pas, nie potrafiąc ukryć swoich uprzedzeń w stosunku do czarodzieja o gorszym statusie krwi –  Lorraine Malfoy, w przeciwieństwie do Lauretty Selwyn, nie zamierzała demonstrować swojej pogardy wobec kogokolwiek jawnie: zamierzała natomiast podziękować kobiecie za jej wkład w recital. Zawsze dbała o to, by odpowiednio wynagrodzić tych, którzy jej w jakiś sposób pomogli. Malfoyowie zawsze płacą swoje długi. – Doskonała choreografia. Dziękuję, że tchnęłaś życie w mój występ – twoje ruchy, manieryzmy, twoja suknia... – oczy Lorraine zabłyszczały, bo przecież nie omieszkała utrzeć delikatnie nosa dziewczynie – byłaś niczym prawdziwa nimfa.

Dostojne słowa przyobleczone w powagę, nieokraszone jednak ciepłem, które Lorraine rezerwowała dla przyjaciół i bliskich, choćby dla Oleandra, którego ścisnęła niemo za dłoń, kiedy wręczano im kwiaty. Miała mu tyle do powiedzenia, poruszona maestrią młodzieńca, swojego dawnego ucznia, jak pomyślała z zaborczą czułością, ale nie potrafiła jeszcze znaleźć odpowiednich słów. Zachowała je jak bukiet białych lilii, który trzymała w ramionach, oddając resztę kwiatów obsługującym wydarzenie czarodziejom w ptasich maskach. To, że utalentowany mugolak zaprojektował scenografię i stroje dla służby nie wydawało jej się uchybieniem ze strony zarządu Muzy, przeciwnie: stanowił jedynie tło dla czarodziejów stojących wyżej od niego w społecznej hierachii – pomyślała, przesuwając litościwym spojrzeniem po fikuśnym kostiumie ministry magii – kreując przestrzeń tak, by dostojnicy mogli błyszczeć tak jasno jak gwiazdy na niebie. Rozpromieniona, patrzyła ze sceny na najjaśniejszą z nich: na Eden, najdroższą jej sercu kuzynkę, która w królewskiej kreacji zajmowała miejsce obok swoich szacownych rodziców. Objęła swoim uśmiechem całą trójkę, starając się odcyfrować znaczenie miny stryja Fortinbrasa.

percepcja (II) – na plotki o swojej rodzinie?
Rzut N 1d100 - 46
Slaby sukces...


Robiła wszystko, byle nie patrzeć na Baldwina. Baldwina, który stał u jej boku niczym anioł stróż, choć na dzisiejszy wieczór pozbył się swych anielskoblond pukli, co przyjęła z westchnieniem. Dystansował się od rodziny na wszelkie możliwe sposoby, nie rozumiejąc, że tym silniej demonstruje swoją przynależność: samymi słowami, gestem, postawą… Otarła się o niego ramieniem, zachwiawszy się delikatnie, kiedy Raphaela rzuciła się jej na szyję, ale nie odsunęła się, przepraszając – nawet na niego nie spojrzała – pozwoliła iskierkom magii przesuwać się po skórze w miejscu, gdzie trwali, złączeni. Nie była gotowa spojrzeć mu w oczy. Czy na ich dnie zobaczyłaby Baldwina, czy otchłań Nokturnu?


Yes, I am a master
Little love caster
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#27
05.10.2024, 11:08  ✶  

Przechodzę do wystawy obrazów, podsłuchuję i kieruję się w stronę panny Avery, ale jeszcze nie podchodzę.

London bridge is falling down, falling down... Nieprzyjemny dreszcz przeszedł przez kręgosłup Morpheusa. Pukiel włosów, dość aby rzucić klątwę. Ledwie powstrzymał drgnięcie. Kiedy goście zaczęli wstawać, nachylił się do Jessie'go i szepnął, kładąc mu dłoń na ramieniu:

— Bądź ostrożny. Możesz używać mojego nazwiska. Znajdę was później. — Nagle zaczął obawiać się o bezpieczeństwo chrześniaków (nie swoich ale wystarczająco blisko, w końcu Morpheus, Jonathan i Antoniusz byli jak wróżki chrzestne dla Śpiącej Królewny wobec dzieci Charlotte), niekoniecznie teraz, ale w bliskiej przyszłości. W końcu skoro nad Doliną majaczył znak, skoro pożoga spadnie na Londyn wedle słów Florence, wszystko było możliwe.

Wstał ze swojego miejsca i wyszedł w stronę namiotu z wystawą. Przy okazji przyjął szampan. Picie w takiej sytuacji było nierozsądne, ale i tak umoczył usta w alkoholu, a jego oczy skandowały gości bankietu. Patrzył gdzie kto idzie, nasłuchiwał, patrzył jego płaszcz, oczami gospodarzy innego przyjęcia. Zacisnął dłoń na rąbku malowanego jedwabiu. Oby to nie była przepowiednia. Patrzył na dzieła, a później zobaczył, kto jest jego autorem. Jego usta wygięły się w uśmiechu. Wyciągnął dłoń w stronę płótna, ale go nie dotknął. W oczach błysnęła obsesja. Cofnął rękę, zadowolony z siebie. Przerażony myślami, które miał w głowie.

— Przepraszam — zagaił kogoś z obsługi. — W sprawie zakupu obrazów, to z panną Avery?

Po otrzymaniu pozytywnej odpowiedzi, wypatrzył młodziutką gospodynię, która stała z Ritą i... Chyba to był Isaac. Dobrze. Mógł wrócić do kontemplacji sztuki, podejdzie do nich chwilę później.

Labirynt Malfoya wywołał w nim dziwne wrażenie adekwatności, a ostre krawędzie zachęcały go, aby dotknąć i zburzyć ułudę marzenia, idylli, własną krwią. Przechodząc do mroku wziął głęboki oddech i wydychał go długo. Nie znał się na sztuce, nie interesowała go poza powierzchowną warstwą, a przelotny romans z Lorettą Lestrange nijak tego nie zmienił. Estetykę natomiast doceniał.

Muzyka była piękna, występy satysfakcjonujące, ale to obrazy wybudziły z letniego snu jego głód. Zaczął powoli kierować się w stronę gospodyni o uśmiechu podobnemu trelowi słowika i wiosennemu usposobieniu świeżych pąków na drzewach.


Percepcja (IV): Plotki
Rzut PO 1d100 - 65
Sukces!


And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#28
05.10.2024, 12:30  ✶  
z Atreusem przy namiocie
– Nie jestem pewna. To bajka, którą opowiadała mi babcia, o elfim żołnierzu, który został księciem ciemnego miasta, ale po drodze stracił wszystkich, których kochał – powiedziała Brenna, ale zaraz uśmiechnęła się, w odróżnieniu do niego całkiem szczerze. – A złośliwy elf, płatający figle… kojarzy mi się z Pukiem, ze Snu nocy letniej.
O mugolskich historiach w gruncie rzeczy starała się wspominać rzadko – ot by ludzie wiedzieli, o czym mówi – i w konsekwencji na przykład dopiero niedawno odkryła, że Thomas Figg darzy książki Tolkiena podobną miłością do tej, jaką ona sama miała do jego dzieł. Kąciki jej ust powędrowały jeszcze wyżej, kiedy Atreus uznał, że to jej wina. Elfy dla niej zresztą na zawsze miały się kojarzyć w głównej mierze z piękną Galadrielą i mądrym Elrondem, chociaż miała w głowie wiele baśni i legend na ich temat. Upodobanie do tych mogło być pokłosiem natury widmowidza, a może to widmowidzenie stało się upokłosiem tego upodobania.
– Uszy tylko potęgują efekt. – A włosy, które w tej dłuższej wersji okazywały się dość niesforne, dodatkowo go podbijały. – Tak naprawdę chodzi o uśmiech.
Dokładnie ten zresztą, który pojawił się teraz na jego ustach, i z którym wyglądał trochę, jakby coś kombinował. I którego nie nazwałaby w żadnym razie nieszczerym, ale miała dziwne wrażenie, że czasem było w nim trochę kalkulacji, i że bywały chwile, nawet jeśli rzadkie, w których uśmiechał się zupełnie inaczej.
– Morpheus za to pomijając strój, fryzurę i uszy, potrafi patrzeć odpowiednio groźnie i melancholijnie – dodała, znów zniżając głos, chociaż nie rozmawiali o niczym tajnym, bo i takich rozmów nie toczyłaby w tym gronie… ale nie każdy był tak rozważny, dlatego Brenna ogólnie nasłuchiwała, tak dość odruchowo, co dobiegnie jej, absolutnie niepodrobionych uszu. Odruchowo też gdy szli, wzrokiem poszukiwała przez chwilę Ministry i jej młodego towarzysza, który… no cóż, gdy obserwowała go, zdawał się bardzo nie chcieć tutaj być, a potem prowadzącej. – Crouch umie przyciągnąć uwagę, to na pewno. A Enzo był na tym samym roku co Erik, kojarzę go z Hogwartu, zawsze bardzo interesował się modą. Hm… tancerka. Dlaczego nie, można ją zaczepić. Dziewczyna zmieniła sukienkę – mruknęła, chociaż ot stwierdzając fakt. Nie zdawała się przykładać do tego głębokiej wagi, chociaż miała wrażenie, że tancerka nie miała wcześniej pojęcia, kto zaprojektował ubrania. Brenna czuła w związku z tym jakby odrobinę satysfakcji. Wiedziała, że to kontrowersyjne, że Enzo wrzucono nagle pod Hogwarts Express, a ten mógł nawet nie zdawać sobie z tego sprawy, że panna Avery mogła mieć kłopoty, a jednak takie wniknięcie mugolaków – bo przecież ojciec Rity też był mugolakiem – tam, gdzie jeszcze pięćdziesiąt lat temu wstęp mieli tylko czystokrwiści, było czymś, co po prostu musiała przyjąć z pewnym zadowoleniem.
na plotki
Rzut Z 1d100 - 71
Sukces!


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Sunshine
Pretty brown eyes and a mind full of thoughts.
Promienny uśmiech zawsze zdobi jej twarz, wydawać by się mogło, że nigdy się nie smuci. Patrzy na świat bystrymi oczami w kolorze orzecha laskowego. Włosy ma zazwyczaj brązowe, chociaż latem gdzieniegdzie pojawiają się jasne pasemka, kiedy pozwoli słońcu je musnąć swoimi promieniami. Usta różane, nos lekko zadarty, twarz obsypana piegami. Jest szczupła, nie należy do wysokich kobiet, bo ma około 168 cm wzrostu.

Rita Kelly
#29
05.10.2024, 13:04  ✶  

Trzymała się na uboczu, kiedy znajdowała się w namiocie wykonawców. Bardzo chętnie ulotniłaby się stąd jak najszybciej i znalazła tuż obok swojego brata. Wiedziała jednak, że powinna zostać tutaj chociaż na chwilę. Uśmiechała się więc jedynie, nieco wycofana. Nie należała do tej czystokrwistej śmietanki towarzyskiej, wiedziała, gdzie jest jej miejce - na pewno nie obok tych zadufanych w sobie arystokratów, którzy uważali siebie za lepszych tylko przez to, że pochodzili z odpowiednich rodzin.

Pokiwała głową słysząc słowa Avery. Komplementy nie były jej potrzebne, bo wiedziała, że zagrała odpowiednio. Widziała reakcję publiki, pewnie nie wszyscy rozumieli jej przekaz, ale tak to juz bywało.

Nie spodziewała się, że wzbudzi takie zainteresowanie u Raphaeli, uśmiechnęła się więc do niej nieco niepewnie, bo wybiło ją to z rytmu, tak samo jak to, że złapała ją za rękę. Nie odsunęła się jednak, może był to odpowiedni moment na nawiązanie z nią bliższej znajomości. Nie mogła się wiecznie trzymać na uboczu.

- Tak, niezbyt często występuję, to raczej pasja, którą staram się od czasu do czasu pielęgnować. - Nie uważała, aby to miał być jej sposób na życie, raczej niewielki dodatek, zresztą to, że grała było tylko i wyłącznie zasługą jej ojca chrzestnego, który wzbudził w niej zainteresowanie tą aktywnością. Jakoś tak wyszło, że jej się to spodobało. Zresztą dobrze wyglądało, kiedy młoda dama miała jakieś dodatkowe zainteresowania typowe dla takich panien. Muzyka wydawała się wygladać dobrze i pasować do obrazka.

Podążała z Avery, nie do końca wiedziała do kogo ją prowadzi, zdjęła buty, gdy pojawiły sie przy jeziorze i wzięła je w wolną dłoń. Nie lubiła być za blisko natury, woda również należała do tych nieprzyjemnych odczuć. Zimny dreszcz przeszedł jej po plecach kiedy dotknęła stopą jeziora.

Nie miała pojęcia, czy poznała Enzo, nie wiedziała do kogo ją prowadzi. Po chwili dotarło do niej, że byli to jej współpracownicy z ministerstwa. Cóż, skoro tego potrzebowała Raphaela to stała tam z nią. Przywitała się z mężczyznami jedynie uśmiechem, nie do końca wiedząc, co właściwie tam robi.

The Nocturn's Delight
My name is Ozymandias,
King of Kings;
Normalnie skóra zdjęta z ojca! 177 cm wzrostu, waży koło 70 kg. Szczupły młodzieniec, chodzi wyprostowany emanując pewnością siebie. Ma wyjątkowo jasne włosy, które od razu zdradzają jego pochodzenie od Malfoyów. Oczy jasne w szarym odcieniu. Można odnieść wrażenie, że jest wiecznie z czegoś niezadowolony, ale wrażenie to umyka, gdy otwiera usta - charyzmatyczny chłopiec z łagodnym, może nieco chrapliwym głosem.

Baldwin Malfoy
#30
05.10.2024, 13:18  ✶  
"Wyspa” Artystów -> Widownia

Jego twarz pozostała posągowa, gdy ta brudna, szlamolubna dziw… Raphaela(?) go ucałowała w oba policzki. Może jedynie nieco bardziej zmrużył powieki; może przez ułamek sekundy jego ciało zesztywniało, gdy z trudem powstrzymał się od zrobienia kroku w tył.
Dlaczego tak krótko?
"Bo żadne z was i tak tego nie pojmie, więc na chuj strzępić sobie język?” pozostało niewypowiedziane. Krótkie, bezosobowe zapewnienie, że na pewno da znać, gdy będą coś wystawiali w Globie. Po jego trupie dostanie miejsce w pierwszym rzędzie.

W jednej dłoni trzymał bukiet jasnych kwiatów, z żalem odkrywając, że ktoś przezornie usunął z gałązek różanych wszystkie ciernie. Chciał zacisnąć na nich mocniej palce, poczuć spływającą w dół nadgarstków krew. Zabrudzić tą fałszywą czystość. Dlatego też nie patrzył na Lorraine, dalej w pamięci smakując dźwięk jaki wydobyła z porzuconego na scenie instrumentu. Tak martwego, gdy jej smukłe palce nie dotykały czarno-białych klawiszy.
Przesunął opuszkami palców po kręgosłupie kuzynki, muskając delikatny materiał jej sukienki. Czując jego fakturę. Słodkie iskry magii. Choć z pozoru kompletnie nieruchomo wsłuchiwał się w krótką wymianę zdań między tancerką, a Lorraine – ani na sekundę nie przerwał tej drobnej pieszczoty. Ruch tak naturalny, że chyba tylko stojący obok Oleander mógł zauważyć co Baldwin naprawdę robi. Przeczesał włosy Lorraine, po czym ułożył dłoń na jej karku. Nachylił się przy tym lekko.
- Byłby tobą zachwycony.- Szepnął jej do ucha, wręczając przy okazji do potrzymania swoje kwiaty.
Nie były dla niej. O nie. Nie dziś.
Nie czekając na jakąkolwiek zgodę czy reakcję, w szybkim, płynnym ruchu poderwał ją z ziemi w ramiona. Jedną dłoń zacisnął pod jej kolanami, drugą podsuwając pod plecy. Tak czy inaczej nie miała wyboru jak się go złapać, jeśli chciała mieć pewność, że nie spadnie. Baldwin siłaczem nie był żadnym, ale na szczęścia ona była lżejsza niż piórko.
Tym razem się nie teleportował. Jak gdyby nigdy nic, nie zwracając uwagi na rozplotkowaną widownię przeszedł ze swoją jasnowłosą nimfą przez wodę, która oddzielała ich od widowni. Bez słowa. Ale tym razem spojrzał na nią, jakby wierząc, że odnajdzie jego spojrzenie. Potrzebował jej.

Odstawił Lorraine na ziemię, dopiero gdy znaleźli się wśród bliskich. Wśród rodziny. Jedynej jaka w tym momencie miała dla Baldwina jakiekolwiek znaczenie, bo gdy tylko Calanthe znalazła się w zasięgu jego wzroku – pozbył się tej zblazowanej miny. Uśmiechnął się. Pojaśniał. Jak zawsze, gdy miał siostrę przy sobie.
- Desmond.- Skinął kuzynowi głową, niemal z wdzięcznością, że wybrał ją za osobę towarzyszącą. Pewnie gdyby nie to, Muza nie doczekałaby się jednego z artystów. Odebrał przy okazji od Lorraine swoje kwiaty. – Calanthe…- Wręczył bukiet siostrze, w pierwszej chwili nawet nie dostrzegając jej nowej błyskotki na szyi.
Jego panna Malfoy błyszczała jak najjaśniejsza z gwiazd, po cóż miałby się przejmować jakimś naszyjnikiem.- Moja miła, słodka siostrzyczko… Wierzę, że Desmond się tobą dobrze opiekował.- Położył mocny nacisk na czas przeszły. Był tu. Nie potrzebowała nikogo innego.- Chciałbym Ci coś pokazać. Coś zachwycającego.- Mruknął, całym sobą walcząc z pokusą ujęcia jej pod rękę i zabrania stąd. Gdzieś daleko..- Lustro twojej duszy.
Ach tak. Wernisaż.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Eden Lestrange (4515), Brenna Longbottom (6414), Erik Longbottom (2672), Atreus Bulstrode (5337), Bard Beedle (2515), Eugenia Jenkins (1038), Severine Crouch (722), Desmond Malfoy (1444), Oleander Crouch (2651), Lorraine Malfoy (6836), Morpheus Longbottom (2454), Isaac Bagshot (1489), Jonathan Selwyn (3317), Rita Kelly (3856), Jessie Kelly (3736), Baldwin Malfoy (4470), Enzo Remington (2776), Dearg Dur (13434), Calanthe Malfoy (942)


Strony (17): « Wstecz 1 2 3 4 5 … 17 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa