• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Reszta świata i wszechświata v
1 2 Dalej »
[12.09.1972] Wojny Dorszowe

[12.09.1972] Wojny Dorszowe
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#21
28.06.2025, 23:20  ✶  

Uśmiechnął się czarująco ostatni raz do Hestii, zanim podniósł wzrok na Victorię. Gdzieś spróbował skryć w tym zaniepokojenie. Spalona Noc doświadczyła wszystkich - a tych, których nie doświadczyła, byli na celowniku. Bo podejrzani, bo niby dlaczego akurat nie dotknęło to ICH. Czemu ja, a nie on? Laurent sam nie był wolny od takiego zastanowienia. On się po prostu temu nie poddawał.

- Jeśli dojdzie do jakiejkolwiek akcji... potyczki, czy też konieczności mierzenia się z czymkolwiek... Wytyczanie twardego dowodzenia wśród indywiduum mających o sobie podstawowe pojęcie jest trudnym zadaniem. - I średnio trafnym zdaniem Laurenta. Wiele takich sytuacji pokazało mu, że ludziom nie da się narzucić tego, kogo będą słuchali, a powody były w tym przeróżne. - Dobrze by było jednak, by każdy znał swoje miejsce w szeregu, kiedy zacznie się cokolwiek dziać. - Oparł się o drewnianą barierkę przy Leviathanie, przyjmując rozluźnioną postawę. - Hestia trzyma się Victorii i odpowiadają bezpośrednio za bezpieczeństwo. Geraldine walczy na pierwszym froncie zapewne z Benjym jako... dodatkową obstawą. - Uśmiechnął się subtelnie, powtarzając słowa im powierzone. - Skoro Geraldine i Benjy będą na pierwszym froncie, naturalnym będzie, że Victoria i Hestia będą ich zabezpieczeniem. A skoro tak, to ja z Leviathanem możemy zająć się szeroko rozumianą... resztą. Pozyskiwaniem informacji, patrzeniem za plecy tych, którzy będą z przodu i tak dalej... Tak, potrzebuję cię, Leviathanie. Jestem bezbronnym mężczyznom. - I przyznawał to bez wstydu. A chociaż Leviathan może rycerzem nie był, to jakoś nie wątpił w to, że granie na jego poczuciu męskości bez bezskuteczne. - Jeśli nic się nie zmieniło to Geraldine preferowała własne tempo i działanie samodzielne... proszę mnie poprawić, jeśli plotę androny. - Zrobił małą pauzę, spoglądają na kobietę, w której było miejsce na zaprzeczenie lub potwierdzenie. - Grunt więc to nie przeszkadzać specjalistce i stworzyć jej warunki do działania. - A to w wypadku, kiedy dojdzie do potyczki. Jakiejkolwiek. Z czymkolwiek. Albo kiedy przyjdzie im walczyć z samym morzem i warunkami, bo może to okaże się problemem. Albo... tak, z czymkolwiek. Laurent na dłużej znów się zapatrzył na Victorię, dbając o własny miarowy oddech. Jego wysoka, chuda sylwetka odcinała się wyraźną bielą w promieniach gasnącego słońca na tym okręcie. Wiatr jednak wcale go nie łamał.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#22
29.06.2025, 14:56  ✶  

Była sobie w stanie wyobrazić skalę zniszczeń, jakie mogą zaprowadzić węże morskie. Choć jej specjalizacją nie były magiczne stworzenia, nie wiedziała jak je hodować, to nie była też ignorantką – można powiedzieć, że wręcz przeciwnie. Siłą rzeczy musiała się znać na faunie i florze, zwłaszcza od strony, z jakiej korzystać z niej przy warzeniu eliksirów i tworzeniu maści. Nie była specjalistką, w przeciwieństwie do Laurenta, Leviathana czy Geraldine, ale nie musiała być, żeby wiedzieć, że zwierzęta najczęściej atakują z powodu instynktu: poczucia zagrożenia. A jak wiadomo, atak był najlepszą obroną. Dlatego właśnie nie była za tym, by atakować je bez pierwszego upewnienia się, że nikt ich nie kontroluje, że po prostu podpłynęły tu bo się… zgubiły (chciała w to wierzyć, lecz drapała ją w głowę myśl, że jeden raz może być przypadkiem, ale dwa razy to już pewna reguła).

– Tak – odpowiedziała po chwili cicho Hestii, gdy już udało jej się uspokoić oddech. Wciąż czuła drapanie w gardle, ale to były takie serie – za dużo powietrza, drapanie, niepowstrzymany kaszel, za chwilę zaczynało się robić znośnie… Z początku myślała, że to nic, że nawdychała się za dużo dymu przez całą noc i kolejny dzień sprzątania bałaganu po Spalonej Nocy i samo przejdzie, a później zobaczyła w Czarownicy artykuł, w którym wypowiada się jej własny ojciec, że jednak więcej osób ma ten sam problem i nie jest on tak błahy. Jednak burdel w Ministerstwie i na ulicach Londynu i innych miastach nie dawał jej tego luksusu jakim był czas wolny, w którym ktoś mógłby ją zobaczyć. A przecież jej ojciec był uzdrowicielem, który się tym zajmował, skoro dał komentarz do gazety. I miała też w mieszkaniu siostrę, która była uzdrowicielką. – To tylko kaszel – mruknęła i odwróciwszy się z powrotem do całej reszty uśmiechnęła się przepraszająco.

Właściwie to Leviathan ubrał w słowa myśli, których sama nie potrafiła nazwać. Zgadzała się z nim w tym, że jednak warto spróbować uniknąć prowokowania węży i jednak spróbować je stąd wywabić z powrotem tam, skąd przypłynęły. Jak? Nie miała pojęcia, ale była gotowa pomóc przy konkretach, gdyby ktoś jej powiedział co ma robić.

– To może nie być taki zły pomysł. Marchewka na kiju – znaczy te ryby w sieci, za którymi węże mogłyby podążać. O ile, rzecz jasna, to były węże.

I również była za tym, by jednak przygotować się, że może trzeba będzie przejść do ofensywy – stąd jej propozycja, by obmyślić dwa warianty planu. Nawet gdyby się rozminęli z rzeczywistością, to mogło im to w pewien sposób pomóc.

Ze zdziwieniem przyjęła, że jeden z członków załogi zbliżył się do niej wyciągając do niej rękę z kubkiem. Przyjęła go, obdarzając mężczyznę zachęcającym uśmiechem.

– Dziękuję – kiwnęła nawet głową, przyglądając się nieznajomemu jeszcze przez moment. Wyglądał jak ktoś, kto nie miał łatwej nocy te trzy dni temu – ale kto miał? Ten paskudny pył to nie był jakiś tam zwykły pyłek i dym spalenizny, tego była pewna. Żaden normalny dym nie wzbijał się w gęstą, niemożliwą do rozproszenia chmurę, nie oblepiał płuc w ten sposób, nie lepił się do ciała… Ile o tym jeszcze nie wiedzieli?

Słuchała spokojnie całej reszty, kapitana, Laurenta… gdy mówił ten ostatni, Lestrange napiła się w końcu wody z kubka. Nie, nie wiedziała nic o tym, że miała im  towarzyszyć druga jednostka, ale też po Spalonej Nocy zmieniło się zbyt wiele, by potrafiła się tym do końca przejąć. Jej dom na Pokątnej przetrwał, nie jedyny, ale stał i z pewnością ludzie gadali. Za to ich dom w Dolinie Godryka został dosłownie zmieciony z powierzchni ziemi, nie ostało się po nim absolutnie nic… prócz jednego cholernego krzesła i książek, których nie dało się spalić. Ich rodzina pewnie zastanawiała się dlaczego, ale Victoria sądziła, że to była kara. Kara za to, że nie pokłoniła się przed Voldemortem w Limbo.

– Jesteśmy tu z Hestią, by czuwać nad bezpieczeństwem wszystkich na tym statku. Zrobimy co możemy, nie będziemy nikomu wchodzić w drogę, ani plątać się pod butami – a z pewnością nie zamierzała się wciskać do pracy specjalistów od żeglugi, nawigacji morskiej, oraz tych od magicznych bestii. – Czy jest tu ktoś, kto chciałby dowodzić, gdy już wpłyniemy na zagrożony obszar? – póki co nikt na głos nie podjął tego tematu, prócz Laurenta, który stwierdził, że to może być trudne. Może i będzie, ale prawda była taka, że musieli mieć tu jedną osobę powiedzmy, że decyzyjną, bo inaczej wszystko im się rozmyje i każdy będzie robić cokolwiek. Jednocześnie nie uważała, by to powinna być ona lub Hestia – bo tak jak obie mówiły, miały konkretne zadanie i powód, dla którego się tutaj znalazły. – Powinna to być osoba, która zna się na magicznych bestiach, która będzie w stanie rozpoznać, czy te stworzenia są tylko przestraszone, czy może jednak chcą zaatakować same, albo… cokolwiek się z nimi dzieje – kontynuowała, a czując, że znowu zaczyna ją drapać w gardle, upiła kolejne łyki z kubka. Z grubsza – powinien być to ktoś, kto jest specjalistą, żeby wiedzieli, którą wersję planu przyjmują. – Czyli Geraldine, Laurent albo Leviathan, któreś z was. To wyprawa organizowana przez Artemis… ale może macie inne zdanie. I przede wszystkim ty, Gerry. Czy w ogóle chcesz – jej typem była Geraldine właśnie dlatego, że byli tutaj z powodu Artemis. Ale szanowała, że kobieta mogłaby nie chcieć brać na siebie takiej roli.

dragonborn
Ruthlessness
is mercy upon ourselves.
Mający 187cm, o atletycznej budowie ciała i ciemnych włosach. Porusza się ze specyficzną dla niego manierą, która zdaje się przypominać gady; zastygnięty w bezruchu, jakby wyczekiwał potknięcia, obserwując z uwagą otoczenie, tylko po to by nagle zareagować i wprawić ciało w ruch. Posiada parę blizn na ciele, pozostawionych przez spotkania ze zwierzętami. Plecy, lewą stronę obojczyka i ramię pokrywa drobna, szarawa łuska, a jego oczy posiadają pionowe źrenice i trzecią powiekę. Zawsze towarzyszy mu któryś z jego smoczogników.

Leviathan Rowle
#23
01.07.2025, 02:43  ✶  
No tak, cała ta akcja z brakującymi rybami. Rowle widział to trochę tak, że spuściliby sobie te sieci i na spokojnie, płynąc w kierunku gdzie zaobserwowano bytność węży, coś może udałoby im się złapać. Spochmurniał nawet na moment, jakby go to upomnienie kapitana faktycznie zmartwiło. Mugole absolutnie go nie obchodzili w całym tym rozrachunku i gdyby nie kodeks tajności, pewnie stwierdziłby że mogli z nich zrobić zanętę dla rzeczonych węży.

- Lata - mruknął, kiwając przy tym głową. - Nawet lepiej, jak tak teraz o tym myślę - przyznał wreszcie, bo przecież poza wodą łódź, a przez to i jej pasażerowie, byli nieco bardziej bezpieczni. Łatwiej by im było wtedy odpierać ataki i samym wymierzać zaklęcia, przynajmniej w teorii.

Skonsternowane zmarszczki wygładziły się całkowicie, kiedy kapitan wspomniał o zawartości ładowni. Levi znowu pokiwał głową, przez chwile ważąc w myślach to co chciał właściwie powiedzieć.
- Postawiłbym w pierwszej kolejności na wywabienie ich jak najdalej. Zarzucenie zanęty i powolne płynięcie w kierunku, gdzie widziano je ostatnim razem, powinny się zainteresować jeśli głodują. Może przy odpowiednich zaklęciach dałoby się jakoś podrasować jego prędkość, żeby poprowadzić stworzenia za sobą? Jeśli nie, no cóż, trudno. Stawiałbym na pasywność do ostatniego momentu, najlepiej kiedy będziemy już daleko od wybrzeży, żeby tam je odpędzić. A w razie niebezpieczeństwa, gdyby spróbowały nas wcześniej zaatakować, część załogi i nas może się skoncentrować na wzmocnieniu ochrony statku, a reszta na podniesieniu go w powietrze - powinno to zminimalizować szkody - skończył wreszcie, niewiele swoich myśli poświęcając teraz statkowi, który miał im towarzyszyć. Cóż, nie było go tutaj nie było się co nad tym rozdrabniać. Jakkolwiek też nie próbował skonstruować im teraz jakiegoś planu, tak nie mówił nic na prośby określenia jakiegoś lidera w ich grupie. Uśmiechnął się tylko lekko w stronę Laurenta, kiedy ten zadeklarował, że go potrzebuje. Potrafił kierować ludźmi w swoim rezerwacie, ale oni tutaj? Nie wszystkich znał na tyle, by być w stanie powiedzieć im cokolwiek konkretnego. A oni nie znali jego.


We said we're going to conquer new frontiers
Go on, stick your bloody head in the jaws of the beast
Local Dumbass
Don't you want to stop drop and roll
Til the whole thing burns
Like you earned the flame
It's all the same
bardzo wysoki - 196 cm / atletyczna sylwetka / ciemnobrązowe, półdługie włosy / brązowe oczy / cztery złote kolczyki (małe kółka) w lewym uchu / poparzenie na szyi od prawej strony i części prawego ucha / nadkruszona prawa trójka / luźny, praktyczny styl ubioru / wytatuowany pod rękawami skórzanych albo materiałowych kurtek / sprężysty krok, jakby zawsze gdzieś się spieszył / "francuski" akcent - miękkie r, zmiękczone głoski, cichy głos

Benjy Fenwick
#24
01.07.2025, 14:53  ✶  
Miałem za sobą dość różnorodnych doświadczeń, żeby nieco orientować się w temacie magicznych stworzeń - przez lata zetknąłem się z różnymi, nie zawsze przyjemnymi przypadkami, także z tymi spoza europejskiej klasyfikacji, ale nie zamierzałem się wtrącać, przynajmniej nie bez wyraźnej potrzeby. Daleko mi było do autorytetu, szczególnie, jeśli zestawić mnie z niektórymi ludźmi z tego grona, nie zamierzałem też udawać, że znam się na wszystkim - moja specjalizacja dotyczyła odrobinę innej tematyki. Było tu kilka osób, które na tym znały się znacznie lepiej ode mnie. Szczególnie, że obecnie rozmowa dotyczyła stworzeń, które były zupełnie spoza mojego codziennego zakresu działania, tutejszy temat był zdecydowanie bardziej… Zoologiczny, niż większość tego, z czym miewałem do czynienia. Wiedziałem, co umiem - wiedziałem też, kiedy się nie wtrącać. Poza tym, moje doświadczenie dotyczyło trochę innych istot niż te, które przewijały się w tej rozmowie.
Kiedy kapitan wspomniał, że mogę się upewnić co do zabezpieczeń statku, a w jego głosie wybrzmiało ewidentne pytanie o moją tożsamość, rzuciłem krótko:
- Benjy.
Nie lubiłem, kiedy mówiono do mnie „proszę pana” - zawsze wydawało mi się to sztuczne, zwłaszcza w takich okolicznościach, zresztą, nie potrzebowałem tytułów, żeby robić to, co trzeba.
- Oczywiście, dziękuję. - Odpowiedziałem. Przeniosłem wzrok z powrotem na grupę, chociaż nikt z pozostałych nie odniósł się do mojego pytania. W teorii wszystko było jasne - kapitan zapewnił, że zabezpieczenia są solidne, nie ma się czym martwić. Teoretycznie nie powinno być potrzeby, żebym sam to sprawdzał, ale teoria miała to do siebie, że nieczęsto wytrzymywała kontakt z praktyką. Brałem więc całkiem poważnie pod uwagę, żeby mimo wszystko porozmawiać z osobami odpowiedzialnymi za zabezpieczenia i po prostu upewnić się, jak to faktycznie wygląda -  co chroni ten statek, jaki typ magii, zaklęcia, procedury, runy, pieczęci i tak dalej. Poważnie rozważałem, by mimo wszystko rzucić na to okiem. Nie z niedowierzania - raczej z zawodowego obowiązku, dla siebie i własnego spokoju. Praktyka nauczyła mnie, że teoretyczna pewność to często za mało. To, że kapitan był przekonany o swojej racji, nie oznaczało, że reszta powinna ślepo za nim iść. Wpierw jednak musiałem wysłuchać do końca, co myśleli pozostali.
Zanim podjąłem decyzję o oddaleniu się, nim znajdziemy się na groźniejszych wodach, wolałem najpierw wysłuchać planu, który zaczął się kształtować wśród towarzystwa - ewentualnie dorzucić swoje trzy knuty, chociaż tylko w razie potrzeby. Nie miałem zastrzeżeń, co do bycia na pierwszej linii, jeśli zajdzie potrzeba - byłem przyzwyczajony - zazwyczaj i tak tam lądowałem, z różnych powodów, ale kiedy temat zszedł na dowodzenie, nie owijałem w bawełnę.
- Jeśli chosi o dowodzenie. - Odezwałem się spokojnie, rzeczowo, patrząc na zebranych. - Dla mnie natulalnym wybolem jeszt Yaxley. Zna szię na stwoszeniach, zna szię na walce, zna... Niemal... Wsystkich s nas. Leszta specjalistów powinna ją wspielaś, ale jeśli mam komuś ufaś, sze podejmie odpowiednią decyzję w odpowiednim momencie, to jej. - Nie zamierzałem przepraszać, jeśli to zabrzmiało, jak brak zaufania dla dwóch pozostałych osób, które zaproponowała Victoria - to nie było nic personalnego. Nie uważałem też, bym musiał dodawać, że plan powstawał wspólnie - no, mniej lub bardziej - więc to mogła być tylko formalna kwestia przejęcia odpowiedzialności, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem.
Nie dodałem, że ja się do dowodzenia nie nadaję - nie musiałem - z tonu mojego głosu i sposobu, w jaki to powiedziałem, można było jasno wyczytać, że nie mam najmniejszej ochoty przejmować tej funkcji. Nigdy nie lubiłem być odpowiedzialny za zbyt wiele osób na raz, raczej trzymałem się z boku, działałem skutecznie, ale odpowiadałem głównie sam za siebie. Nie ciągnęło mnie do odpowiedzialności za większe grupy. Nie dlatego, że się jej bałem, tylko dlatego, że nigdy nie zależało mi na roli lidera - co innego wspierać, co innego prowadzić. Może kiedyś próbowałem, ale kilka doświadczeń wystarczyło, żeby wiedzieć, że to nie ja - nie mój sposób działania, nie moje tempo, nie moja głowa. Nie, to nie była moja broszka.


[Obrazek: 4GadKlM.png]
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#25
01.07.2025, 15:29  ✶  

- Szkoda czasu na sprawdzanie zabezpieczeń. - Rzuciła jeszcze cicho, bo jej zdaniem nie było sensu podważać słów osób, które ich tutaj wysłały. Jeśli mówili o tym, że statek był zabezpieczony, to samo powtórzył kapitan, to na pewno tak było. Nie posłali by ich na śmierć wykładając się na takich podstawowych elementach. No, jej ojciec na pewno by tego nie zrobił, nie okazywała więc braku zaufania, co do jego pewności na temat tego, że odpowiednio się tym zajęto.

Słuchała tego, co mówił Leviathan, ale nie do końca potrafiła sobie to zwizualizować. Zanęte rzucało się po to, aby zwierzęta ją wyczuły i podpłynęły do pożywienia. Jeśli oni będą w tym momencie płynąć, jaki to miało sens? Nie rozumiała chyba do końca jego wizji, nie potrafiła znaleźć w tym logiki. Będą się poruszać, to wszystkie stworzenia obecne w wodzie będą sobie zdawały sprawę z ich obecności, dźwięk rozchodził się w wodzie jeszcze szybciej niż na powierzchni, na pewno ich usłyszłą. Nie miała pojęcia, jak zareagują na statek, czy uznają go za zwierzynę, na którą będą chciały polować? To nie było do końca dla nich korzystne.

Jeśli będą próbować odpędzić te stworzenia, to mogą wystraszyć je tylko na chwilę, nie mogli mieć pewności, że za jakiś czas znowu nie poczują się pewniej i nie wrócą. Opcją było albo złapanie ich i przetransportowanie bardzo daleko na ocean, nie tą metodą o której wspominali, albo ten sposób, który sama by wybrała - czyli likwidacja.

- Jeśli będziemy się poruszać, to będą wiedzieć, że tutaj jesteśmy, zaatakują nas pierwsze. Uznają za zwierzynę. Lepiej byłoby po prostu wypłynąć głębiej, rzucić zanętę i czekać. - Wypadało się chyba podzielić chociaż częścią ze swoich przemyśleń.

- Tak, my z Benjym pójdziemy na pierwszy front. - Przeniosła jeszcze spojrzenie na Feniwcka, chcąc się upewnić, czy jest w tym z nią, miała nadzieję, że teraz jej nie odmówi, chociaż po tym, co powiedział na temat dowodzenia wydawało jej się, że w tym wypadku jej zaufał, wiedziała, że akurat na niego może liczyć jeśli chodzi o walkę, jeśli miałaby z kimś zmierzyć się z tymi bestiami to właśnie z nim, bo była pewna jego umiejętności.

- Nic się nie zmieniło. - Przeniosła spojrzenie na Laurenta, aby potwierdzić jego słowa. Nie zamierzała udawać, że jest inaczej.

- Mogę wziąć to na siebie. - Powiedziała jeszcze do Victorii. Na pewno wolała dowodzić, niżeli wykonywać polecenia kogoś, kto mógł nie do końca wiedzieć, w jaki sposób powinni postępować.

- Ten podział o którym wspomniał Laurent, wygląda dobrze, chyba, że ktoś ma coś przeciwko? - Tak, wolała się o to zapytać, nim rozpoczęła się akcja, bo wolałaby, żeby to nie klarowało się w trakcie walki.

Czarodziej
Brązowe włosy i oczy. Szczupła. Mierzy 165 cm wysokości. Często się uśmiecha i chodzi w mugolskich, luźnych kolorowych ubraniach, chyba że akurat jest w pracy.

Hestia Bletchley
#26
01.07.2025, 18:10  ✶  
Hestia słuchała wszystkiego, głównie przytakując, aż wreszcie spojrzała na Leviathana z pewnym zaskoczeniem.
–Nie sugeruję, aby wyrzucać kogokolwiek za burtę – powiedziała dość poważnie, bo absolutnie nie chciała, aby ktoś potem wziął słowa Leviathana na serio. – Ale plan z wybawieniem ich dalej i przejściem do działania ma sens. Powinniśmy to zrobić. Natomiast.... – Zawahała się. Nie chciała niczego podważać, zwłaszcza że jednak bardziej znała się na łapaniu przestępców, a nie morskich stworzeń, ale trochę chyba chciała doprecyzować ten plan. – Co dokładnie rozumiemy przez pierwszy front? Węże mogą zaatakować z każdej strony, więc chyba lepiej będzie rozłożyć się ze wszystkich stron? Po trzy osoby po każdej burcie z różnego zakresu... Zdolności? Tak by dwie osoby z tymi samymi kompetencjami nie pilnowały jedynie jednego miejsca?
Pokiwała głową na słowa Victorii, chociaż nie była zbytnio przekonana, że wszystko było w porządku. Nie że miała jakieś wykształcenie medyczne, które by wspierało tę teorię. Po prostu się martwiła.
– Leviathan w sumie wymyślił głownie plan. To znaczy jak możemy działać, gdy już się spotkamy z tymi istotami, więc może to on powinien nim zawiadywać? – zasugerowała, siląc się na pewność głosu. – Ah i mogę coś rozrysować, plan, ułożenie, jesli jest to potrzebne
Czarodziejska legenda
Lost in the serenity
Found by the water
Mirabella była czarownicą nieznanego statusu krwi, która zakochała się w trytonie i zamierzała wziąć z nim ślub, czemu głośno zaprotestowała cała jej rodzina. Rozczarowana tym kobieta zamieniła się w rybę (plamiaka).

Mirabella Plunkett
#27
01.07.2025, 19:34  ✶  
Kapitan zerknął przelotnie na Laurenta, gdy ten wspomniał o byciu bezbronnym mężczyzną. Lekko uniósł brew, ale z jego ust nie wydobyło się żadne słowo, żadne widać. Gdy Benjy się przedstawił, Kapitan skinął głową. Zapamięta to imię, tak jak imiona pozostałych, którymi się posługiwali. Na moment zrobił krok w tył, żeby dać im pole do rozmów. Sam wpatrywał się w wodę, tak spokojną i niczym niezmąconą, nie licząc nienaturalnych ruchów fal, które powodował statek. Słuchał jednak uważnie i czujnie, by w razie czego podjąć decyzję za grupę. Był do tego przyzwyczajony. Mugole mieli na to jakieś przysłowie: coś o garnkach, głodzie i kucharkach.
- Panna Yaxley ma rację - rzucił w końcu, wysłuchując wszystkich do końca. Odwrócił się w stronę grupy, a potem zerknął na pozostałych członków Artemis. - Mamy kilka opcji według mnie. Albo łódka i zanęta, ale przy ich gabarytach zanęta może nie wystarczyć - uznają nas faktycznie za pożywienie. Ze statkiem jednak będzie to samo, chociaż jest większy...
Mlasnął nagle, jakby rozwiązanie cały czas stało przed nimi otworem. Niczym przepaść, którą skutecznie omijali, nie chcąc w nią wpaść - a przecież to ta przepaść była rozwiązaniem.
- Popłyniemy statkiem - powiedział w końcu, zwracając się do Leviathana, który w sumie odpowiadał za ten plan. Zerknął także na Laurenta, jako że ten mówił, że zna się na bestiach. Zresztą nie było tajemnicą, że był Prewettem i kopytkował sobie na latających konikach. - Zarzucimy do wody zanętę w sieci, a potem zaczniemy podnosić go w górę. Wyprowadzimy je głębiej w morze, przy odrobinie szczęścia nawet jak złapią przynętę, to liny można przeciąć, żeby nie pociągnęły nas na dno. Jednak co zrobimy, żeby nie wróciły?
Zanęty zanętami, ale jeżeli postanowią zawrócić, to co wtedy? Jak upewnią się, że węże nie wrócą? Kapitan przestąpił z nogi na nogę, a potem zerknął na Geraldine poważnym wzrokiem.
- Jaką mamy gwarancję, że nie wrócą tam, gdzie biją się mugole? Jak możemy się upewnić, poza wybiciem wszystkich? - plan z mordem na stworzeniach mu odpowiadał, ale coś czuł, że niektórym tu może się nie spodobać. Może mieli jakiś lepszy plan, ale teraz widział w całym Artemis swojego sojusznika. Mieli wiedzę, mieli doświadczenie i sprzęt.

Statek zakołysał się niespokojnie na wodzie. Kapitan utrzymał się, zaciskając dłoń na burcie. Fale robiły się większe, ale - co ciekawe - tylko niektóre. Nie zapowiadało się na sztorm.
- Trzymajcie się, wpływamy w prąd - powiedział, unosząc wzrok ku bocianiemu gniazdu. Nie dostał sygnału, że coś było nie tak, ale to było dość... niespodziewane. Zmarszczył brwi, czując w kościach, że coś jednak było nie w porządku.

Wszyscy z AF poniżej 3 niech rzucą 1 kością (3 i więcej zwalnia z rzutu). Sukces oznacza utrzymanie się na nogach, słaby sukces - musieliście się czegoś złapać, żeby nie stracić równowagi. Porażka to wywalenie się na dupę. Ewentualne krytki opiszę ja. Jak macie jakąś przewagę typu żeglowanie albo inną, która może wspomóc AF w utrzymaniu równowagi: napiszcie ją wg wzoru i doliczymy do wyniku +10:
Kod:
[i]Rzucam na AF 2K, przewaga żeglowanie +10 do rzutu[/i]
Rzut N 1d100 - 1
Krytyczna porazka

Czas na odpis: do 5.07 do północy, odpis pojawi się 6.07 z rana.


Lost in the serenity
Found by the water
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#28
03.07.2025, 16:56  ✶  

Wiele rzeczy można ustalać zawczasu, potem sytuacja to weryfikuje. Plan - nie ważne, jak głupi - był dobry, kiedy prowadzisz szare masy. Nie znali się tutaj, ale w zasadzie szef Artemis był lekko szalony, czyż nie? Skoro tak było, to pokładanie zaufania w jego zdolności, co chyba było tu poruszane, byłoby karygodnym błędem. Inna sprawa, że mówiło się o wypadku tego człowieka - stuknięcie było więc rzeczą nabytą. Wątpienie również było rzeczą ludzką i prowadziło do zdrowych kompromisów. Nawet perfekcjoniści robili rzeczy źle. A czasami wydawało się, że zrobili źle, a zrobili dobrze, świetnie! To po drodze ktoś niedopatrzył, albo dziwne zrządzenie losu osiadło akurat na naszych ramionach. Nie, nie wszystkiego dało się dopilnować.

Znając Laurenta, Victoria mogła zauważyć lekkie zdziwienie na jego twarzy, kiedy padła jej propozycja - jak i mogła zauważyć zaraz maskowanie tego wszystkiego pod uśmiechem. Pod którym zresztą zamaskowana była cała masa innych rzeczy. Tutaj przecież nikogo nie obchodziło, jakie trupy inni kryli w szafach. W każdym razie pojawiło się jego przytaknięcie na to mówienie o kandydaturze na przywódcy i Geraldine. Prawda pozostawała zaś ukryta za krochmalowymi firankami ślicznego domku zwanego głową.

- To, co zrobimy, żeby nie wróciły, zależy od tego, co jest powodem tego, że w ogóle ta sytuacja ma miejsce. Zabić je, umieścić w rezerwacie, pozbyć się źródła problemu - o ile to możliwe. - Takie "jeśli", "gdyby"... ale ludzie potrzebowali to usłyszeć. Mieć pewność, że ktoś wie, co trzeba tutaj robić. To jednak ciągle były teorie. I śmiesznie mały obszar wiedzy, jakim dysponowali. - Gwarancja leży w dłoniach decyzji osób, które się na tym znają. Ja i Leviathan nie jesteśmy tutaj przypadkowo. Proszę nam zaufać. Wiemy, jak obchodzić się z najgroźniejszymi stworzeniami tego świata. Poradzimy sobie również z wężami morskimi. - Czy to czarowanie działało na kapitana, czy też nie - tego nie sposób było Laurentowi stwierdzić. Szczególnie, że właśnie pojawiło się hasło "trzymajcie się". I tak, Laurent odruchowo złapał się dłońmi barierki burty.


Uprzejmie uprzedzam, że mam zawadę "słaba budowa": przegrywasz wszystkie porównania opierające się na sile i szybkości *proud*.
Rzut O 1d100 - 99
Sukces!


○ • ○
his voice could calm the oceans.
Czarodziej
Brązowe włosy i oczy. Szczupła. Mierzy 165 cm wysokości. Często się uśmiecha i chodzi w mugolskich, luźnych kolorowych ubraniach, chyba że akurat jest w pracy.

Hestia Bletchley
#29
03.07.2025, 23:53  ✶  
– To chyba niestety najlepsze podejście – powiedziała w ramach poparcia dla słów Laurenta. – Jeśli będziemy nastawiać się na walkę możemy zaostrzyć sytuację.  A jeśli nie to... Możemy stracić czujność – Brygadzistka wierzyła oczywiście w kompetencje każdej z osób na tym pokładzie, ale chyba w tym wypadku wolała jednak zaufać opinii ekspertów, którzy zajmowali się opieką nad magicznymi stworzeniami, niż ekspertów którzy zajmowali się polowaniem na nie.
Lepiej było przecież zakładać kilka możliwości, niż tylko jedną i to tę najbardziej brutalną. Oczywiście nie zamierzała zabraniać zabijania wężów jeśli zajdzie taka potrzeba i stanowczo będzie protestowała, jeśli ktoś bedzie upierał się przy pacyfizmie kiedy wszystkie inne metody zawiodą. Po prostu dobrze było wziąć też pod uwagę inne rozwiązania. – Na ile węże morskie są istotami rozumnymi, a na ile kierują się wyłącznie instynktem? – spytała każdego, kto mógł coś na ten temat wiedzieć. – I chyba tym bardziej sugerowałabym podzielenie się na burty skoro tym bardziej nie mamy pojęcia jak do nas podejdą.

Szło... Chyba dobrze. To znaczy nie mówiła teraz o ich misji, tutaj na razie trudno było cokolwiek stwierdzić, ale chyba coraz bardziej udawało jej się przyjąć twarz porządnej, opanowanej Brygadzistki, która doskonale wiedziała co robić. W końcu ukończyła kursy aby nią zostać, a to jednak coś znaczyło.

Trzymajcie się.

No cóż.  Najwyrazniej te treningi coś dały, bo Hestia nie miała większego problemu, aby zachować równowagę, nawet jeśli statkiem rzeczywiście trochę szarpnęło.
– Nic nikomu się nie stało? – spytała, po czym podbiegła do pierwszej osoby, która wywaliła się na burtę.

Hestia ma Af na III
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#30
04.07.2025, 00:01  ✶  

Kapitan statku już wcześniej mówił, by wybrali między sobą kogoś, kto go zastąpi przy dowodzeniu podczas całej akcji, a mimo to miła poczucie, że gdyby nie podjęła tego tematu, to wszyscy równo by go ignorowali. Jasne, mogła to zrzucić na to, że nie byli przyzwyczajeni do pracy w takiej grupie, gdzie istniała jakaś hierarchia, gdzie ktoś odpowiadał za całą sprawę… może nawet odpowiadał głową bardzo dosłownie, a nie tylko w przenośni. Sama nie chciała tego na siebie brać choćby dlatego, że brakowało jej wiedzy o magicznych stworzeniach, takiej szczegółowej. No i nie uważała się też za przesadnie charyzmatyczną osobę – przy takich sytuacjach wolała milczeć. Obawiała się jednak, że daleko tak nie zajdą, Leviathan wolał chyba uznać, że nie usłyszał co powiedziała, Laurent… widziała jego minę, ale nie zmieniało to faktu, że był wygadany, i że posiadał odpowiednią wiedzę, a przede wszystkim – umiał myśleć. Na szczęście Geraldine odezwała się, że może to wziąć na siebie. Przynajmniej jeden problem mieli z głowy.

– Ten podział jest w porządku. Z Hestią możemy mieć oko na jednych i na drugich – dodała, odpowiadając Gerry i na moment zerknęła na Bletchley. W sumie obie z brygadzistką mogły być w tym bardzo ogólnym planie takim elastycznym kawałkiem, bo sytuacje na morzu i to jeszcze z niebezpiecznymi stworzeniami, mogą prowadzić do absolutnie różnych scenariuszy. – Albo się podzielić, fakt – dodała, zgadzając się na taką wersję, jaką zaproponowała Hestia.

Było jej obojętnie, jak zwabią te stwory – tak prawdę powiedziawszy. Czuła, że za mało zna się na żegludze morskiej (może więcej powinna słuchać Daegberhta…), możliwości statków i na tych całych wężach, żeby móc stwierdzić, co byłoby w tym wypadku lepsze.

– Być może odpowiedź sama się znajdzie, kiedy już je zwabimy z powrotem skąd przypłynęły? Oczywiście, o ile będą się dały zwabić – odparła na słowa kapitana. Bo, cóż, mogli sobie tak gdybać. Mogły przypływać z wielu różnych powodów, bycie kontrolowanymi było jednym z nich – i przecież właśnie z tego powodu były tutaj z Hestią. Tutaj na tym polu dokładnie zgadzała się z Laurentem, kluczem było źródło problemu, którego nie byli w stanie poznać w tym momencie.

Chwilę później McGregory ostrzegł ich o prądzie, a statkiem zatrzęsło, aż trochę wody z kubka, który do tej pory trzymała, wylało się na pokład. Lestrange może i nie wyglądała, ale regularny trening nie poszedł w las – za to doskonale wiedziała, jakim chuchrem jest Laurent i gotowa była go przytrzymać w razie potrzeby.


// Aktywność fizyczna ◉◉◉○○
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Geraldine Yaxley (4281), Victoria Lestrange (4604), Laurent Prewett (3239), Leviathan Rowle (2239), Mirabella Plunkett (6063), Hestia Bletchley (1780), Benjy Fenwick (5792)


Strony (6): « Wstecz 1 2 3 4 5 6 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa