• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Pokątna Dziurawy Kocioł [22.07.1972] Widowisko randkowe

[22.07.1972] Widowisko randkowe
Porządny Ochroniarz
Nigdy nie wiesz, kiedy śmierć zapuka do twych drzwi.
183cm wzrostu. Brązowe oczy i włosy, u których można dostrzec siwe kosmyki. Często widnieje u niego zarost. Ogolony gładko jest tylko wtedy, kiedy brat każe mu się "ogarnąć". Ubiera się zawsze odpowiednio do sytuacji.

Richard Mulciber
#31
18.05.2024, 21:13  ✶  

Szczerze powiedziawszy, nie spodziewał się propozycji od brata, odnośnie wspólnego pójścia do Dziurawego Kotła. Richard sądził, że po ostatnim wypadzie do Irlandii, Robertowi tak szybko nie przejdzie wizyta w gwarnych miejscach. Dowiadując się jednak, że tutaj chodzi o jakieś wydarzenie randkowe, na które ponoć zgłosiła się Sophie, zrozumiał powód. Zgodził się towarzyszyć bratu. Kolejna rzecz, o której nie mieli pojęcia. O czym znów dziewczyna najpewniej nie powiadomiła swojego ojca. 

W Dziurawym Kotle nie pojawili się sami, ale z osobami im towarzyszącymi. Już po samym wejściu do środka, frekwencja tego lokalu nie zawodziła. Szczególnie, kiedy odbywało się widowisko randkowe.

- Piwo bym wziął.
Od razu postawił na ten rodzaj alkoholu, udzielając odpowiedzi Robertowi. Słuszna także uwaga, aby poszukać już jakiś stolik.

Również się rozejrzał, nie tylko za stolikiem, ale i otoczeniem. Czy znajdzie kogoś znajomego? Czy może podejrzanego? W takich miejscach często uaktywniał mu się tryb aurorski, ochronny. Nie wyłapał wszystkiego co chciał, kiedy Robert się odezwał. Rzucił okiem na znalezione miejsca.

- Idealnie. Powiedzcie co chcecie, to z Charlesem zamówimy i przyniesiemy. A wy zajmijcie stolik.
Zaproponował, kierując słowa nie tylko do brata, ale i Lorien, oraz swojego syna  Charlesa. Choć strzelał, że szwagierka może preferować wino, ale niech się sama określi.

Jeżeli taki podział odpowiadał Robertowi i każdy zapodał, co preferuje, wtedy Richard gestem głowy zachęcił syna, aby podszedł z nim do lady barowej, żeby zamówić dla nich wszystkich napoje.

Dama z gramofonem
Lorka, Lorka, pamiętasz lato ze snów,
gdy pisałaś "tak mi źle" ?
Prędzej ją usłyszysz niż dostrzeżesz. Jej przybycie zwiastuje stukot obcasów i szelest ciągnącej się po posadzce szaty. Ma 149 cm wzrostu (już w kilkucentymetrowych szpilkach - bez nich: +/- 144 cm!), ile waży to jej słodka tajemnica. Włosy ciemnobrązowe, po rozpuszczeniu sięgające jej do pasa. Ma trudne do ujarzmienia loki. Oczy w nienaturalnym, kobaltowym kolorze. Urodę ma bardzo klasyczną, pachnie drogimi perfumami o zapachu jaśminu. Nie wygląda jakby ubierała się w sekcji dziecięcej u Madame Malkin. Jej ubrania są dopasowane, pasują zazwyczaj do okazji i miejsca. Jeśli jakimś cudem nosi szaty z krótkim rękawem na wewnętrznej stronie jej lewego ramienia można zobaczyć mały magiczny tatuaż przedstawiający koronę. Zapytana o to macha ręką tłumacząc "ot błędy młodości" Ułożona, kulturalna, chociaż pierwsza dzień dobry na ulicy nie powie.

Lorien Mulciber
#32
19.05.2024, 13:55  ✶  
“Wydarzenie… randkowe.”
W pierwszej chwili Lorien wyglądała jakby Robert właśnie jej obwieścił, że postanowił oddać cały ich majątek na biedne, mugolskie sierotki. Albo postanowił rzucić wszystko, wyjechać do Szkocji i zająć się hodowlą pufków.
Po prostu stała jak zaklęta wpatrując się w niego z niedowierzaniem i czekając na jakąś puentę w postaci “ha ha żartowałem”. Ale puenta nie nastąpiła, a mąż nagle nie okazał się wysoce uzdolnionym błaznem.
Musiała z całej siły ugryźć się w język, żeby nie powiedzieć “a nie mówiłam?”, nawet jeśli jej zaciśnięte usta i ściągnięte brwi wyrażały więcej niż tysiąc słów. Może niekoniecznie o to jej chodziło, kiedy rozmawiali o Sophie w Szkocji, ale… miała rację! Młoda już kombinowała, nawet jeśli nie zdążyła wytrzeć mleka spod nosa. Jak nie cała ta afera z bimbrem to jakieś… randki.

Poszła. Oczywiście, że poszła z nimi. Nawet jeśli wyjście do z pewnością zatłoczonego Dziurawego Kotła nie było szczytem jej marzeń. Już po przekroczeniu progu baru wiedziała, że to był błąd. Wszystko było w odcieniach różu i czerwieni. Przyjemny jaśminowy zapach unoszący się w powietrzu i ludzie… dużo ludzi. Powstrzymała się przed zrobieniem odwrotu na pięcie i powrotem do domu.

- Piwo? Wino?
“Twoja córka będzie robić z siebie pośmiewisko przed całym miastem. Może jednak whisky?” znów ugryzła się w język. Zamiast tego westchnęła ciężko, spoglądając to na stół, który upatrzył Robert to na bar. Mogła powiedzieć po prostu wino. Ale istniała ogromna szansa, że dostanie do picia jakiś okropny różowy ulepek. Albo jeszcze przyniosą jakąś musującą podróbkę. Albo… Możliwości było wiele, co jedna to gorsza.
- Zamówię sobie.- Stwierdziła. Na tyle grzecznie żeby nie odczuli tego jako “nie znacie się na tym” a bardziej jak “jeszcze nie wiem, pomyślę w drodze do baru”.
Dlatego złapała Charles’a pod ramię i uśmiechnęła się do chłopaczka serdecznie. Gentleman z przymusu. Z dwojga złego wolała trzymać się bliżej dzieciaka niż Richarda, a trzymać się przy kimś w zatłoczonym barze musiała. Dużo to potrzeba, żeby ktoś na panią Mulciber wpadł i wywołał kolejną wojnę czarodziejów wylewając cokolwiek na jej jasną szatę?
- Chodź, birichino.- Nie czekając jakoś szczególnie na reakcję Richarda pociągnęła dzieciaka w stronę baru. Przy okazji wcisnęła Charlie’mu po cichu swoją portmonetkę w ręce, przykładając palec do ust. Przekaz bardzo prosty - tylko nie mów ojcu. Po co miał marnować swoje ciężko zarobione pieniądze?
Podumała chwilę jeszcze przy ladzie, pozwalając prawie-że-bratankowi zamówić co tam chciał, ostatecznie samej zamawiając kieliszek wytrawnego czerwonego wina z jakiejś lokalnej winnicy.

Czekając na swoje zamówienie, zajęła się wiązaniem złotej wstążeczki na nadgarstku. Odnalazła wzrokiem Richarda, który miał przejąć zamówienie czegoś dla siebie i Roberta.
- Czy Sophie mówiła cokolwiek o… tym…?- machnęła lekko ręką, dając do zrozumienia, że chodzi jej o cały ten cyrk. Nazwijcie ją staroświecką, ale panny z dobrych domów nie powinny brać udziału w żadnych spektaklach randkowych.
sommerfugl
Although the butterfly and the caterpillar are completely different, they are one and the same.
173cm wzrostu, smukła sylwetka, nieco zbyt blada cera, której jasny odcień potęgowany jest tylko przez ciemne włosy i oczy. Nie nosi zarostu, ubiera się zwykle elegancko. W słowach często przebija się jego skandynawski akcent.

Charles Mulciber
#33
19.05.2024, 14:06  ✶  
Charlie nie na to się pisał. Kiedy usłyszał o randkowaniu (a słuchał wtedy jednym uchem), miał nadzieję, że będzie chodzić o coś innego, aniżeli przyglądanie się randkowaniu innych! Nie dało się ukryć, że w Londynie Charles nie miał wielu znajomych, tym bardziej tych płci przeciwnej. I chociaż przez pewien okres sądził, że to ojciec podsunie mu odpowiednią partnerkę, szybko okazało się, że raczej nic z tego nie wyjdzie. Sam będzie musiał postarać się o spotkanie kogoś porządnego, kogoś odpowiedniego.

Ale czy uda mu się to w takim miejscu, tym bardziej, gdy nie było z nim ani Leo, ani nawet Sophie, a jedynie staruszkowie?! Jak miał poznać kogoś, gdy byli przy nim wuj, ciotka i ojciec? Charlie pluł sobie w brodę, żałując, że nie słuchał dokładniej, gdy mówiono mu o tym wydarzeniu, a on się zgadzał. Z tego, co rozumiał, to Sophie miała być królową balu tego wieczora. On... mógł tylko dotrzymać towarzystwa rodzinie, póki nie nadejdzie odpowiednia chwila, by odłączyć się i ruszyć w swoją stronę.

- Tak jest, ojcze. - Zgodził się na towarzyszenie tacie w podróży do baru. Spodziewał się, że tak właśnie będzie przez większość wieczora. Po cóż zabierać młodego do pubu, jeśli nie po to, by biegał po alkohol? Charles z trudem powstrzymał westchnienie. Może przynajmniej Sophie dostarczy im trochę rozrywki. A może zapozna go z jakąś koleżanką?

I chociaż był gotów pójść z ojcem, to Richarda ubiegła Lorien. Odpowiedział cioci uśmiechem, a kiedy dostał portmonetkę, aż uniósł brwi ze zdziwienia.

- Dziękuję, ciociu. - Jego uśmiech poszerzył się. Ciotka musiała wiedzieć, że Charlie pracował dla jej męża. To nie równało się zbyt dużej ilości zaskórniaków.

Zamówił dla siebie, wuja i ojca piwo. Tak właśnie: piwo, powiedział przy barze. Nie miał pojęcia o trunkach w Anglii i każda nazwa wydawała się tak samo obca, dlatego pozwolił zdecydować barmanowi. Przynajmniej Lorien wiedziała wystarczająco dużo o swoim winie.

- Sophie niczego nie mówiła. - Przyznał szczerze. - Prawdę mówiąc, sam jestem zaskoczony, że zgodziła się wziąć udział w... w czymś takim. Sam nie wiem do końca, co to jest. - Zakłopotał się lekko. Tak. Zdecydowanie spodziewał się czegoś innego. - Często organizowane są takie schadzki dla czystokrwistych? - Dopytał, opierając się o ladę. Bo przecież Sophie nie zamierzała umawiać się z jakimś mugolakiem? - Poznała tak ciocia wuja? - Uśmiechnął się półgębkiem, dając Lorien znać, że to żart. To musiał być żart, tak daleki od prawdy, jak to tylko możliwe!
Porządny Czarodziej
To zostanie między nami.
Tylko nami.
Mierzący 183 cm wzrostu, mężczyzna o ciemnych, acz wyraźnie posiwiałych włosach. Posiadacz oczu o kolorze brązowym, w których czasem da się dostrzec nieco zieleni. Robert jest zawsze gładko ogolony. Zadbany. Ubrany adekwatnie do sytuacji.

Robert Mulciber
#34
21.05.2024, 09:15  ✶  

Rzeczywiście. Gdyby nie kolejny wybryk córki, pojawienie się w Dziurawym Kotle, byłoby ostatnim na co Robert miałby ochotę. Skoro jednak Sophie postanowiła wykręcić mu taki numer, kolejny raz go czymś zaskoczyć, nie mógł przejść obok tego zupełnie obojętnie. Dziewczyna musiała się wreszcie nauczyć, że każde podjęte działanie będzie miało swoje konsekwencje. Trochę po czasie, wszak była już dorosła, ale zamierzał o to wreszcie zadbać. W odpowiedni sposób.

- W takim razie mi też weź piwo. My z Lorien w tym czasie zajmiemy miejsce. – poinformował. Takie rozwiązanie wydawało się logiczne. Zwłaszcza, że w taki zatłoczonym lokalu, zapewne nie byli jedynymi, którzy próbowali dostać dla siebie jakieś miejsce. Trzeba było działać, póki wolny stolik znajdywał się na wyciągnięcie ręki. I co za tym idzie, mogli go sobie zająć.

Nie protestował jednak, kiedy żona zdecydowała się przyłączyć do Richarda i Charlesa. Skoro taka była jej wola, droga wolna. Przecież niczego jej nie zabroni – przynajmniej w miejscu publicznym. Przynajmniej w tak bezpośredni sposób. Należało przecież dbać o pozory. Dopilnować, aby nic nie wzbudzało podejrzeń. Wątpliwości. Skinął więc głową i to byłoby na tyle z jego strony.

Zanim ruszył w kierunku stolika, poprawił szarą marynarkę w kratę, spod której wyglądał lekki, czarny golf. Upewnił się, że wszystko dobrze leży. Odpowiednio wygląda. Dopiero po tym zaczął powoli przeciskać się w kierunku wypatrzonego miejsca. Nieszczególnie zwracał przy tym uwagę na mijanych ludzi. Nie poszukiwał wśród zgromadzonych znajomych twarzy. Osób, z którymi mógłby zamienić kilka słów. Porozmawiać. Dobrze wiedział, że nie taki był cel wizyty w tym miejscu.

Wreszcie dotarł na miejsce. Odsunął sobie jedno z krzeseł, usiadł na nim i czekał. Czekał na pozostałych, zarazem obserwując to, co miało właśnie miejsce na scenie.

Porządny Ochroniarz
Nigdy nie wiesz, kiedy śmierć zapuka do twych drzwi.
183cm wzrostu. Brązowe oczy i włosy, u których można dostrzec siwe kosmyki. Często widnieje u niego zarost. Ogolony gładko jest tylko wtedy, kiedy brat każe mu się "ogarnąć". Ubiera się zawsze odpowiednio do sytuacji.

Richard Mulciber
#35
21.05.2024, 10:27  ✶  

Charlesowi zaproponował pójście na to widowisko, niekoniecznie ze względu na szukanie mu żony. Ale żeby może zwrócił uwagę, jakich kobiet nie brać pod uwagę? Takie, które zapisują się na randkowanie w ciemno? Robiąc z siebie popis publiczny? Powinien mieć porządną żonę i posłuszną, nieprzynoszącą wstydu. Zatem nie powinien poniekąd narzekać na to wyjście, jeżeli mu nie do końca odpowiadało. Trzeba było szukać plusów. Może poszczęści się chłopakowi, że znajdzie wśród tłumu przy stolikach jakąś czystokrwistą pannę? Nie liczyłby na to, ale wierzył, że jego chłopcy są rozsądni.

Robert oznajmił, że także ma mu wziąć piwo. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie komunikat od Lorien, że ona kupi sobie sama. I jeszcze, zwinęła jego syna. Ręce mu opadły, widząc jak ten mały karzeł postawił na swoim. Brat udał się w kierunku zajęcia stolika. To już westchnął zostając przez parę sekund sam, jakby na rozdrożu dróg. Pokręcił głową i skierował się do lady barowej, aby zamówić piwo dla siebie i brata. Nie dostrzegł dyskretnej czynności Lorien, która podarowała Charlesowi swoją portmonetkę.

Dołączając do nich, stanął akurat przy Charlesie. Usłyszał pytanie Lorien, które najpewniej było do niego skierowane, ale odpowiedzi udzielił Charles. Być może nie zauważył ojca tuż obok.

- Nieczęsto. Ale w ostatnich latach mogło się coś zmienić.
Odpowiedział na pytanie syna odnośnie tego wydarzenia. Zdradzając tym samym swoją obecność. Wzrok skierował po chwili niżej, na Lorien.
- Gdyby Sophie kogokolwiek z nas o czymkolwiek informowała, być może zdążylibyśmy wybić jej te durne pomysły z głowy.
Sam nie był z tego zadowolony. Jak nie wyskok z firmą, to teraz to. Spojrzał na powrót na Charlesa, kładąc dłoń na jego barku.
- Nie bierz z niej przykładu.
Rzucił mu ojcowską radę, aby jako starszy kuzyn, był lepszym dla niej przykładem. Na ostatnie pytanie chłopaka. Nie odpowiedział. Niech się Lorien sama produkuje.
- Piwo dla państwa.
Odezwał się w ich stronę barman, przygotowując po chwili wino dla kobiety. Jakby też ucinając im rozmowy rodzinne. Richard był trochę zaskoczony, widząc trzy kufle piwa. Podejrzanie spojrzał na Lorien i Charlesa.
- Zamówiliście dla nas też?
Zapytał dla potwierdzenia. A jego wzrok z syna, przeniósł się na szwagierkę, a że była karłem, to też spojrzał na dłonie Charlesa. Portmonetka? Powrócił pytająco na Lorien. Jak nie trafili ze smakiem i rodzajem, to zdecydowanie był pewny, że Robert zacznie kręcić nosem.
- Zapłacę za siebie, a Wy za resztę.
Jak powiedział. Tak zrobił. Miał nadzieję, że barman usłyszał. Richard wyjął parę knutów i zapłacił za siebie. Po czym zabrał dwa kufle i skierował się ostrożnie w kierunku zajętego przez Roberta stolika. Postawił na nim dwa kufle piwa i zajął drugie krzesło obok brata. Tak, że obok siebie miał jedno wolne krzesło, więc syn mógłby je zająć. Poprawił swoją popielatą marynarkę, kiedy zajął swoje miejsce. Na sobie miał także błękitną koszulę rozpiętą pod szyją. Choć z bratem wyglądali identycznie, to ubiór ich znacznie wyróżniał. Również spojrzał na scenę, ale też kontrolnie na otoczenie, czy syn z Lorien wracają i nie zgubią się.
- Nie ja zamawiałem, a Twoja żona z moim synem.
Uprzedził brata, gdyby stwierdził, że coś mu nie smakuje. Dla Richarda w tym momencie ważna była obecność popielniczki na stoliku. I jeżeli była, przysunął sobie. Postanowił zapalić. Wyjął papierośnicę i jeżeli Robert chciał też skorzystać, poczęstował go.
Dama z gramofonem
Lorka, Lorka, pamiętasz lato ze snów,
gdy pisałaś "tak mi źle" ?
Prędzej ją usłyszysz niż dostrzeżesz. Jej przybycie zwiastuje stukot obcasów i szelest ciągnącej się po posadzce szaty. Ma 149 cm wzrostu (już w kilkucentymetrowych szpilkach - bez nich: +/- 144 cm!), ile waży to jej słodka tajemnica. Włosy ciemnobrązowe, po rozpuszczeniu sięgające jej do pasa. Ma trudne do ujarzmienia loki. Oczy w nienaturalnym, kobaltowym kolorze. Urodę ma bardzo klasyczną, pachnie drogimi perfumami o zapachu jaśminu. Nie wygląda jakby ubierała się w sekcji dziecięcej u Madame Malkin. Jej ubrania są dopasowane, pasują zazwyczaj do okazji i miejsca. Jeśli jakimś cudem nosi szaty z krótkim rękawem na wewnętrznej stronie jej lewego ramienia można zobaczyć mały magiczny tatuaż przedstawiający koronę. Zapytana o to macha ręką tłumacząc "ot błędy młodości" Ułożona, kulturalna, chociaż pierwsza dzień dobry na ulicy nie powie.

Lorien Mulciber
#36
21.05.2024, 14:00  ✶  
Czyli to musiał być kolejny z genialnych pomysłów panny Mulciber, o którym nie raczyła się podzielić ze światem zanim nie zrobiło się zbyt późno by wszystko odkręcić. Nie pierwszy i pewnie nie ostatni.
Akurat w tym przypadku w stu procentach podzielała niezadowolenie szwagra. Z każdym kolejnym dniem Sophie udowadniała, że jest tylko dzieckiem - niemądrym, nieodpowiedzialnym, absolutnie nie gotowym do dorosłego życia. Na Merlina, a przecież miała już… już na tyle lat, żeby wiedzieć lepiej!
Dlatego właśnie pokiwała z pełnym poparciem głową na słowa Richarda o “nie branie przykładu z kuzynki”. To nie było zachowanie godne czystokrwistego czarodzieja czy (jeszcze gorzej) czarownicy.
- Twój syn zamawiał.- Odparła szczerze. Ona tu tylko robiła za rodzinną skrytkę bankową.
Nie oponowała jakoś szczególnie, gdy ten uznał, że zapłaci za siebie. Parę knutów by jej nie zbawiło, ale jeśli miała na tym ucierpieć męska Mulciberowa duma - bardzo proszę.

Ostatnie pytanie Charliego trochę wybiło ją z rytmu. Aż musiała się przyjrzeć dzieciakowi dokładniej. Wyczuć klimat rozmowy.
Żart? Nie żart?
Naprawdę nie podejrzewała Charlie’go o to, że przyszłoby mu głosić takie dziwaczne pomysły na poważnie. Spojrzała jednak na jego ojca, przez ułamek sekundy szukając u Richarda jakiejś minimalnej chęci pomocy. Ten jednak bardzo skutecznie odciął się od tematu.
Na żart odpowiada się z reguły żartem.
Lorien uśmiechnęła się do chłopaka, wspierając się lekko ramieniem o bar. Skoro i tak już tu czekali na swoje napoje. Przysunęła się bliżej, jakby planowała zdradzić mu jakiś wielki sekret. I rzeczywiście, następne słowa powiedziała szeptem tak scenicznym, że nie tylko Charlie, ale i Richard musiał je usłyszeć.
- Dokładnie tak było. Tylko Widzisz Charles… Tak naprawdę to na naszą “randkę w ciemno” był zapisany twój ojciec, ale... podstawił brata.
Straty z tego jakiejś wielkiej nie ma.- Pozostało niedopowiedziane, ale mocno zainsynuowane.
Jeśli Richard na nią w tym momencie spojrzał, posłała mu ten swój klasyczny, aż proszący się o problemy uśmiech. Sam był sobie winny jeśli liczył, że Lorien zachowa się co najmniej profesjonalnie i ukróci głupie żarty jego syna.

Poklepała lekko dzieciaka po ramieniu, zostawiając go samego sobie przy barze. Tylko portmonetkę z powrotem zabrała, chowając ją bezpiecznie do wewnętrznej kieszeni szaty. Jeśli chciał posiedzieć w mniej geriatrykowym towarzystwie - jego wola. Ale już za swoje kieszonkowe (tj. wypłatę). Zgarnęła kieliszek, podziękowała barmanowi i ruszyła z powrotem w stronę stolika - akurat korzystając z okazji, że ludzie przepuszczając Richarda, zostawili jej wystarczająco przestrzeni, żeby nie musiała się rozbijać łokciami.
Była wystarczająco blisko, żeby usłyszeć co szwagier mówi do Roberta. Uniosła lekko brwi, czując coś pomiędzy oburzeniem a rozbawieniem. Spychologia w pełnej krasie.
- Twoja żona Robercie… - podkreśliła, dając o sobie znać. Na wszelki wypadek, jakby jej Richard nie zauważył, stojącej tuż obok.-... się na piwach nie zna. I nie próbuje udawać, że się zna. Charles wybierał.- Dodała na koniec.
Co złego to nie ona.
Zajęła miejsce przy stoliku, odstawiając kieliszek z winem na blat. Wystarczająco daleko, żeby nie ryzykować przewrócenia go na swoją jasną, długą szatę. Założyła nogę na nogę, skupiając już uwagę na scenie.
Córka koleżanki twojej starej
Powinni wynaleźć kamizelki ochronne na duszę, nie tylko na ciało.
Rude proste włosy, obcięte za ramiona, rozwiane. Piegowaty nos. Niebieskie oczy. Drobna, raczej szczupła, wiecznie roześmiana, rozgadana. Niska, mierząca zaledwie 160 cm wzrostu.

Olivia Quirke
#37
21.05.2024, 21:07  ✶  

Była... W sumie to nie do końca wiedziała czy zła, czy rozbawiona. Zła, bo sama miała wziąć udział w tym widowisku. Rozbawiona, bo... Miała wziąć udział w tym widowisku! Cholera jasna, gdyby matka nie przyłapała jej przez okno z Tristanem, to najpewniej skończyłaby jako jedna z tych biednych uczestniczek, które w tej chwili właśnie odpowiadały na pytania prowadzącej oraz mężczyzny, który miał teraz wybierać swoją partnerkę. Z tego co powiedziała jej pani Quirke, to list ze zgłoszeniem był już napisany i gotowy do wysyłki. Jeszcze chwila i do organizatorki randki w ciemno poleciałaby sowa z odpowiedziami na dziwne pytania, na które nie odpowiadałaby ona sama, a jej własna mać. Rudowłosa mogła wiele wybaczyć swojej rodzicielce, ale to... To było przegięcie.

Nie mogła jednak chociaż nie zerknąć, w co prawie ją rodzona matka wpakowała. Postanowiła nie niepokoić ani Aveliny, ani Tristana, ani w sumie nikogo innego, i po prostu samej przyjść do Kotła, spodziewając się, że i tak będzie tu ktoś znajomy. W końcu Olivia dość często przesiadywała w Dziurawym Kotle, więc kojarzyła niektórych stałych bywalców. Z niektórymi piła nawet piwo, a z innymi coś mocniejszego. O tyle dobrze, że rozsiadała się tutaj, gdy jej emocje i myśli się uspokoiły. Jej pokręcona przeszłość miała swój pik w zupełnie innym miejscu, mugolskim - na szczęście, bo dzięki temu to, co się kiedyś wydarzyło, nie dotarło do uszu czystokrwistej części społeczeństwa.

Gdy weszła do środka, przez chwilę myślała, że źle trafiła. Co to był za wystrój? Czerwone serwetki na stolikach, inny ich układ... Musiało minąć dobrych kilka sekund, zanim nie przyzwyczaiła się do tego nowego, zaskakującego widoku.
- Ależ tu... Miłośnie - nie mogła się powstrzymać, by nie odezwać do siebie samej. Dwie osoby z boku zerknęły na nią podejrzliwie, ale jakoś niezbyt się tym przejęła. Była w końcu prawie u siebie, prawda? Niemalże tanecznym krokiem podeszła do baru. Taneczny krok wynikał jednak nie z jej wyśmienitego nastroju, a z faktu, że lawirowała między czarodziejami i czarownicami, starając się na nikogo nie wpaść. I jej się to udało! W jednym kawałku dopadła do kontuaru. Ach, gdyby tylko wiedziała, że minęła się właśnie z Brenną! W życiu by się nie spodziewała jej tu zastać! Pewnie by zapytała, czy to nie jest jakiś podstęp, bo gdzie Brenna, tam doły albo kłopoty. Ale minęły się, na szczęście dla otoczenia, a przynajmniej tak mogło się wydawać z początku. Bo gdy Olivia dopchała się do baru, to wyciągnęła rękę, by zwrócić na siebie uwagę osoby, która za ladą stała. I tak się niefortunnie złożyło, że potrąciła rękę, w której Charles Mulciber trzymał zamówione piwo.
- Kurwa! Przepraszam! - pisnęła, rozszerzając oczy w przerażeniu. Tylko nie piwo! Zachwiała się sama na wysokich obcasach, w których co prawda umiała chodzić, ale nie pisała się na łapanie piwa. Wyciągnęła drugą rękę, próbując złapać kufel, by jakoś go ustabilizować, nie chciała przecież by trunek rozlał się na jakiegoś faceta, którego potrąciła ze swojej winy, ale - och, jak to w życiu Olivii bywa - tylko pogorszyła sprawę i zamiast uratować kufel przed uronieniem kilku kropel, to sprawiła, że piwo po prostu się rozlało z wielkim, niemal słyszalnym chlust.
sommerfugl
Although the butterfly and the caterpillar are completely different, they are one and the same.
173cm wzrostu, smukła sylwetka, nieco zbyt blada cera, której jasny odcień potęgowany jest tylko przez ciemne włosy i oczy. Nie nosi zarostu, ubiera się zwykle elegancko. W słowach często przebija się jego skandynawski akcent.

Charles Mulciber
#38
21.05.2024, 22:22  ✶  
Charlie zostawił z tyłu wuja i, jak mu się wydawało, ojca. Dzięki temu mógł radośnie żartować z ciocią i nie przejmować się niczym. Żadne ojcowskie ucho miało nie słuchać i nie oceniać, pozostawiając Charlesowi wolność, z której zamierzał korzystać w obecności Lorien.

I chociaż nastrój miał dobry, to ten szybko się zmienił, gdy usłyszał głos Richarda, a następnie dłoń na swoim ramieniu! Chłopak podskoczył aż w miejscu.

- Tato! Miał tata zostać z wujem. - Poskarżył się, zdziwiony jego obecnością bardziej, niż być może powinien! - N-nie biorę przykładu z Sophie. - Mruknął. Bo co to za przykład? Umawianie się z przypadkowymi ludźmi?! Ojciec na pewno miał dla niego plany ślubne, tak jak i dla Leonarda. Na pewno! Na odpowiedź Lorien jedynie uśmiechnął się nieco szerzej, zerkając na ojca i jego ewentualną reakcję. Nie sądził, by takie żarty były głupie. Były tylko żartami.

Wyciągnąwszy pieniądze z portmonetki cioci, Charles chciał zapłacić. I pewnie zrobiłby to szybciej, gdyby nie te przeklęte angielskie pieniądze! Ciocia zabrała portmonetkę, a Charles bardzo, ale to bardzo nie chciał podać barmanowi błędnej sumy, lecz knuty i sykle mieszały się w jego dłoni. W razie problemów doda ze swoich.

- Już, chwileczkę. - Poprosił barmana, przeliczając monety, podał je dopiero, gdy był ukontentowany. I kiedy podniósł kufel, kątem oka dostrzegł, że jakaś drobna dłoń niebezpiecznie zbliża się do jego naczynia i trąca je odrobinę, a złocisty płyn spływa po ściankach. I sprawa byłaby uratowana, gdyby nieznajoma nie starała się naprawić swojej winy. - ...å faen! - Zaklął brzydko, odruchowo w swoim języku, gdy szkło zostało wytrącone z jego dłoni, odbiło się od blatu, chlusnęło zawartością i z łoskotem zderzyło się z podłogą, zamieniając się w mokrą kupkę ostrych odłamków.

Charlie spojrzał na swój zalany rękaw jasnej koszuli w paski i ciemne spodnie, na których nogawkach malowała się jeszcze ciemniejsza mokra plama, ciągnąca się od uda aż do butów. W chwilę poczuł, że również w bucie ma mokro.

Wdech, wydech, Charlie. Przecież nad tym pracowali w Durmstrangu. Nerwy na wodzy. Nic się nie stało. Nic się nie stało!

- Kurwa, w rzeczy samej. - Zgodził się z rozmówczynią, na którą dopiero teraz podniósł wzrok. Trzymał ręce z dala od ciała, by nie zamoczyć się jeszcze bardziej. Tłumek rozstąpił się nieco, zostawiając im miejsce wokół szkła i słodowej kałuży.
hold me like a grudge
and what an ugly thing
– to have someone see you.
Stosunkowo wysoki mężczyzna, mierzący sobie 183 centymetry wzrostu. Posiada włosy barwy ciemnego blondu i jasne, błękitne oczy. Budowa jego ciała jest atletyczna, a na twarzy często widnieje lekki, szelmowski uśmieszek. Porusza się z nonszalancją i pewną niedbałością.

Atreus Bulstrode
#39
21.05.2024, 23:21  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 12.06.2024, 15:51 przez Atreus Bulstrode.)  
Bulstrode nie przyszedł tutaj do pracy. Tak samo jak i nie pojawił się tutaj, żeby rozliczać Macmillana z jego życia poza Ministerstwem Magii. Alkohol i towarzystwo miłej wili były dla niego o wiele bardziej ciekawsze, nie wspominając już o tym, kto taki miał się pojawić na scenie, z której on przed chwilą zszedł. Wewnętrznie? Właśnie zastanawiał się czy jego drogi przyjaciel miał zamiar pojawić się na tej całej zabawie i wybrać swoją przyszłą partnerkę. Zewnętrznie? Właśnie z zadowoleniem upijał ognistej, znad szklanki spoglądając wesoło na Lorraine, na moment tylko przenosząc spojrzenie na Murtagha, który chyba był od całej tej atmosfery w Dziurawym wręcz chory.

- No cóż, zdarza się - rzucił tylko, kiedy towarzyszący im mężczyzna czym prędzej zniknął z zasięgu wzroku, chowając się w toaletach. Podchwyciwszy spojrzenie blondynki, które wróciło do niego, mrugnął tylko do niej wesoło i osuszył swoją własną szklankę do końca, jakby stawiając wyzwanie już nieobecnemu Murtaghowi. Ale co potrzebował, to odrobina pomocy w rozluźnieniu, bo zadawało mu się że wciąż czuje nieprzyjemny posmak eliksiru prawdy na języku.

Nie potrzebował jej uwag na temat tego, że po tego typu napitki w takich miejscach sięgać się nie powinno, ale nikt przecież na takie oficjalne wydarzenie nie przyniósłby prawdziwego Veritaserum. Odrobina samozaparcia i samoświadomości wystarczyła, by z łatwością ominąć wymuszane przez eliksir ograniczenia, jakby były co najwyżej sięgającymi kolan opłotkami.
- A ty co, jego matka? - zapytał, unosząc przy tym delikatnie brew, kiedy zaczęła z jakiegoś powodu usprawiedliwiać Macmillana. Absolutnie nie interesowało go, dlaczego tak właściwie tamten opuścił ich towarzystwo - dla niego nawet lepiej, bo nie musiał udawać, że specjalnie się nim w tym momencie interesował. W pewien sposób też, te słowa Malfoy drażniły go lekko, ale wynikało to z prostego faktu, że zawsze uważał te ich przyjaźń za pokraczną i właściwą dla blondynki - szukała oparcia dokładnie tam, gdzie nie powinna.

- Oh, moja droga - nie cofnął dłoni, ale ta mimowolnie drgnęła lekko, kiedy go dotknęła. Odruch, który w przypadku niektórych wżarł mu się głęboko pod skórę. Ciepło sączące się z jej skóry kusiło, ale jednocześnie jego kontrast do jego własnego zimna przypominał, jak wielu natychmiast cofało ręce. - To najlepszy żart, na jaki się ostatnio zdobyłem. - parsknął, wyraźnie rozbawiony jakimś niewypowiedzianym dowcipem. - Nie mam czasu na sowy samotnych mamusiek - bo zwyczajnie bardzo nie chciał, żeby wiążąca go z Brenną więź, zacisnęła się jej na żołądku bukietem kwiatów. - Ale Matthew? Jestem pewien, ze to prawdziwy pies na baby. Nie znajdziesz drugiego takiego kawalera w całym Londynie. Powinnaś go kiedyś poznać. Co prawda nie udało mi się go złapać na zapleczu, ale cholera, pewnie mógłby być mi bratem.

Jakimś szczęśliwym trafem rozminął się z Borginem za sceną, kiedy organizatorzy przepychali ich z jednej strony na drugą, pilnując podziału na grupki. Ale może to i lepiej; bo dzięki temu lekko przychodziło mu przekonanie, że Stanley za nic by się tutaj dzisiejszego dnia nie pojawił. A nawet jeśli, to przynajmniej ktoś zmienił mu tę jego piękną buźkę.
Porządny Czarodziej
To zostanie między nami.
Tylko nami.
Mierzący 183 cm wzrostu, mężczyzna o ciemnych, acz wyraźnie posiwiałych włosach. Posiadacz oczu o kolorze brązowym, w których czasem da się dostrzec nieco zieleni. Robert jest zawsze gładko ogolony. Zadbany. Ubrany adekwatnie do sytuacji.

Robert Mulciber
#40
23.05.2024, 11:42  ✶  

Zajęło im to nieco czasu. Musiał swoje Robert odsiedzieć całkiem sam, przy tym nieszczęsnym stoliku udekorowanym czerwonymi serwetkami. Specyficzny wygląd lokalu niekoniecznie wpasowywał się w jego gusta. Czego to jednak się nie zrobi dla dobra własnego dziecka? Zwłaszcza w momencie, kiedy to dziecko zdawało się mieć poważne niedobory zdrowego rozsądku.

Kiwnął głową, kiedy Richard i Lorien dotarli z powrotem na miejsce.

- Wybór piwa to żadna filozofia. – skomentował słowa zarówno brata jak i żony. Tylko czy rzeczywiście tak było? Pewnie przekonamy się za moment. Krótki moment. – Charles gdzieś się wam zapodział? – zapytał, marszcząc przy tym brwi i rozglądając się po najbliższej okolicy. Może gdzieś tam, kawałek dalej, chłopak właśnie przeciskał się pomiędzy wszystkimi tymi czarodziejami, którzy zgromadzili się tego wieczora w Dziurawym Kotle? Nigdzie jednak chłopaka nie dostrzegł.

Nie zdążył powiedzieć niczego więcej. Nie było mu dane nawet zarejestrować odpowiedzi, jakiś wyjaśnień na ten temat. Wszystko z powodu ochroniarza, który nagle jakby wyrósł spod ziemi przy ich stoliku, będąc najwyraźniej zainteresowanych ich małą grupką.

- Nie ma pan złotej wstążki na nadgarstku, proszę udać się do baru albo opuścić lokal. Widowisko jest biletowane. – zwrócił się w kierunku Roberta, co do którego miał pewność. Wszak widział, że jako jedyny, nie udał się do baru, tylko prosto do tego stolika. Tym samym nie było szans na to, żeby mężczyzna posiadał własny bilet.

- Rick, dostaliście jakieś wstążki? – zapytał brata, spoglądając również kontrolnie na Lorien. Może ona to ogarnęła? Ten temat? Chyba, że te całe wstążki zabrał ze sobą Charles i… z nimi zniknął.

Dał bratu czas na jakąś odpowiedź, Lorien też pozwolił ewentualnie dorzucić tych kilka knutów, jeśli miała na to ochotę, po czym zwracając uwagę na to, że obsługa w takich miejscach jak to jest niestety na żałośnie niskim poziomie, podniósł się ze swojego dotychczasowego miejsca.

- Postaram się szybko to załatwić. – poinformował swoich towarzyszy, ruszając w kierunku baru. I cóż, udało się. Poszło to mu nawet sprawnie. Kupił szklankę jakiegoś whisky, dostał wstążkę, zauważył nawet bratanka stojącego z jakąś… kobietą? Zmarszczył brwi, zastanawiając się nad tym czy powinien zostawić chłopaka samego, czy może jednak zareagować? Ostatecznie postanowił do nich podejść, a w podjęciu takiej decyzji pomogły mu słowa, które dzieciak z siebie wyrzucił. Albo może bardziej ton głosu? Bo samego zajścia z udziałem piwa nie było mu dane zauważyć. Ludzie ograniczali widoczność w wystarczającym stopniu.

- Charles, wyrażaj się. – padło z jego strony, kiedy podszedł bliżej i tym samym mógł usłyszeć również jego kolejne słowa. Zwłaszcza tą wyrzuconą przez chłopaka kurwę. Ta która padła ze strony Olivii, umknęła mu. Może był za daleko, może skupiony był na czymś innym? Może zwyczajnie nie zwrócił większej uwagi na jakieś kobiece wrzaski, przez co nie od razu był w stanie połączyć kropki.– Proszę mu wybaczyć, bratanek bywa czasami zbyt nerwowy. Ale to naprawdę dobry dzieciak. – przeprosił w jego imieniu rudowłosą, szybko oceniając, że ta musiała być od młodego Mulcibera starsza. I zapewne też dla niego nieodpowiednia, skoro na pierwszy rzut oka nikogo mu nie przypominała. Zdawał się jej nie kojarzyć. Choć oczywiście mógł się na tym polu zawsze mylić.

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (1944), Erik Longbottom (3086), Atreus Bulstrode (2212), Heather Wood (2502), Robert Mulciber (6104), Murtagh Macmillan (328), Papa Legba (962), Lorraine Malfoy (3791), Olivia Quirke (4023), Richard Mulciber (4170), Lorien Mulciber (4645), Charles Mulciber (2907)


Strony (11): « Wstecz 1 2 3 4 5 6 … 11 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa