Szkoda.
Choć przewidywalne. Niepisana zasada mówiła jasno - dom zawsze wygrywa.
Uchyliła delikatnie powieki, biorąc niezauważalnie kilka głębszych oddechów. Musiała uciszyć głupią melancholię i Matka tylko wiedziała, że nawet najlepsze wino na to nie zaradzi. A jednak go upiła. Spokojnie, z uwagą, analizując każdy aromat.
Och do puli kasyna? Cóż za wyjątkowa dobroć.- przemknęło jej przez myśl, ale nie odezwała się ani słowem. Niestety dla pracowników hojność nie leżała specjalnie w Lorienowej naturze, więc ona swoje żetony przyjęła. Musiała mieć co przegrać w następnych grach prawda?
A więc jednak to rzeczywiście była ostatnia runda. Może to i lepiej? Krótka rozgrzewka przed głównym daniem. O ile ktokolwiek przy pokerowych stołach miał jeszcze pieniądze. No nic. To był problem dla Lorien z bardzo niedalekiej przyszłości - znaleźć wśród przyjaciół kogoś kto nie dał się ograć. Na razie musiała załatwić jeszcze jedną sprawę.
Przesypała swoje żetony do torebki uznając, że nie będzie chodzić przez cały wieczór z tacką. Zdawało się, że gdy tylko Agnes opuściła pomieszczenie, Lorien przestała kompletnie udawać, że wygrana miała jakiekolwiek znaczenie. Nie miała. Niektórych emocji nie dało się tak po prostu odzyskać. Niektórych wspomnień pozbyć.
- Sophie.- Powiedziała, starając się zachować tą łagodną nutę. Przechyliła się delikatnie przez stół, spoglądając na pasierbicę.- Chciałabym… Chcielibyśmy…?- Spojrzała kątem oka na Richarda, oczekując jakiejkolwiek reakcji.- z tobą sekundkę porozmawiać.- Nic w jej głosie nie świadczyło o tym, żeby Lorien była zła. Albo nawet podirytowana. Najwyraźniej jednak była nieco zmęczona ostrzałem niewygodnych pytań, bo jej chęć opuszczenia pomieszczenia była oczywista.
Skinęła głową Camille, gdy ta postanowiła udać się po więcej żetonów. No cóż. Nie było większego sensu tu dłużej zostawać, zwłaszcza, że gospodyni sama poleciła im się stawić za parę minut w salonie. Niespodzianki Agnes miały to do siebie, że… mogły być wszystkim. Nieodłączny element każdego wieczorku.
- Miło panią poznać panno Urlett.- Nawet nie próbowała łamać sobie języka na tym skandynawskim nazwisku. Włoski akcent, język angielski i obco brzmiące twarde słowa nigdy nie były dobrym połączeniem.- Celine.- Skinęła delikatnie głową ni to na pożegnanie niż oficjalne powitanie.- Przepraszam was drogie panie na chwilę.
Obeszła stolik, kierując się w stronę wyjścia. Po drodze minęła jeszcze Sophie i ostrożnie położyła dziewczynie dłoń na ramieniu.
- Proszę, nie każ na siebie czekać, mia angela.- Szepnęła cicho, odgarniając jej kosmyk włosów za ucho. Posłała jej jeden z tych słabych, mówiących “wszystko jest okej” uśmiechów i wyszła nie czekając na żadnego ze swoich członków rodziny.