• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Reszta świata i wszechświata v
1 2 Dalej »
[12.09.1972] Wojny Dorszowe

[12.09.1972] Wojny Dorszowe
dragonborn
Ruthlessness
is mercy upon ourselves.
Mający 187cm, o atletycznej budowie ciała i ciemnych włosach. Porusza się ze specyficzną dla niego manierą, która zdaje się przypominać gady; zastygnięty w bezruchu, jakby wyczekiwał potknięcia, obserwując z uwagą otoczenie, tylko po to by nagle zareagować i wprawić ciało w ruch. Posiada parę blizn na ciele, pozostawionych przez spotkania ze zwierzętami. Plecy, lewą stronę obojczyka i ramię pokrywa drobna, szarawa łuska, a jego oczy posiadają pionowe źrenice i trzecią powiekę. Zawsze towarzyszy mu któryś z jego smoczogników.

Leviathan Rowle
#31
04.07.2025, 03:11  ✶  
Kapitan gdybał, rozważając przy nich którą opcję powinni faktycznie podjąć i Leviathan szczególnie mu się nie dziwił - on znał swój statek, on za niego odpowiadał, tak samo jak i z załogę. Oni byli tu tylko pasażerami, ale w jakimś stopniu ich bezpieczeństwo też leżało w jego rękach. W końcu jednak powziął decyzję, określając lepiej zarysy ich planu, na co Rowle pokiwał głową w zrozumieniu.

- Laurent ma rację - odpowiedział na słowa kapitana, zerkając przelotnie na Prewetta. - Wszystko zależy co wypłoszyło je z wcześniejszych terenów i póki nie poznamy tej przyczyny, albo jej zaradzimy, to nie będzie stu procent pewności, że nie postanowią wrócić. Zabijanie ich jest jakimś rozwiązaniem, ale nie daje to pewności że inni przedstawiciele tego gatunku nie pójdą w ich ślady, kiedy nadarzy się taka okazja. - potem natomiast poświęcił znowu nieco więcej uwagi słowom Hestii, która wydawała się znać najmniej na tym, co obejmowało wiedzę na temat magicznych stworzeń. - Wcale - rzucił krótko, dopiero potem uświadamiając sobie, że może nawet nie wiedziała jaka jest tutaj różnica. - Istoty to coś pokroju wili, wiedźm czy wilkołaków. Węże morskie natomiast zaliczają się do stworzeń i przez to zachowują się dokładnie jako takie - bazując na instynkcie. Ich problem polega na tym, że są wysoko klasyfikowane, a przez to w kontaktach z człowiekiem niebezpieczne. W normalnych warunkach pewnie sprawy wyglądałyby inaczej, bo drapieżniki z reguły unikają niepotrzebnej walki - zranienie mogłoby uniemożliwić im polowanie i pożywianie się, ale te tutaj wyraźnie wymykają się normom. Opuściły swoje dotychczasowe tereny, a jeśli faktycznie historia się powtarza, są podburzone i reagują gwałtowniej.

- Dodatkowo, myślę że panna Bletchley ma rację, lepiej się podzielić. Żebyśmy przypadkiem sobie nie przeszkadzali, kiedy zrobi się gorąco. Sobie i załodze, która będzie próbować utrzymać statek w całości - zwrócił spojrzenie na kapitana, jakby chcąc otrzymać potwierdzenie że fakt, lepiej było nie wchodzić w drodze załodze, która miała nie dać im skończyć w morskiej toni, ale ten ostrzegł ich o prądzie i statek podskoczył na falach, chybocząc się i zaburzając równowagą pasażerów, ale chyba każde z nich ustało na nogach. - Czy to normalne na tym obszarze? - zapytał, spoglądając na rozbujane nierówno fale i zmarszczone niespokojnie brwi McGregorego.


We said we're going to conquer new frontiers
Go on, stick your bloody head in the jaws of the beast
Local Dumbass
Don't you want to stop drop and roll
Til the whole thing burns
Like you earned the flame
It's all the same
bardzo wysoki - 196 cm / atletyczna sylwetka / ciemnobrązowe, półdługie włosy / brązowe oczy / cztery złote kolczyki (małe kółka) w lewym uchu / poparzenie na szyi od prawej strony i części prawego ucha / nadkruszona prawa trójka / luźny, praktyczny styl ubioru / wytatuowany pod rękawami skórzanych albo materiałowych kurtek / sprężysty krok, jakby zawsze gdzieś się spieszył / "francuski" akcent - miękkie r, zmiękczone głoski, cichy głos

Benjy Fenwick
#32
04.07.2025, 14:07  ✶  
Stałem wciąż obok Geraldine, niezmiennie bardziej skupiony na słuchaniu niż mówieniu, i nie miałem zamiaru zmieniać tego układu, póki nie trzeba - i tak, w żadnym ze scenariuszy, nie byłem tym, który rozdaje role. Dziewczyna z Ministerstwa odezwała się znowu. Na początku nie zareagowałem, przeniosłem tylko spojrzenie na Geraldine - bardzo wymowne spojrzenie - uniosłem brew, nieznacznie, ale dosyć czytelnie, i równie powoli pokręciłem głową, prawie niedostrzegalnie. Potem odchrząknąłem, cicho, ale celowo.
- Wies, sze jesteś w otoczeniu Altemis, plawda? - Odezwałem się w końcu do Hestii, komentując tym samym narrację, jaką przyjęła, i robiąc to raczej znaczącym tonem głosu. Nie upominająco, nie wrogo - to była rozmowa, nie konfrontacja, mówiłem po prostu bardzo bezpośrednio. - Klubu łowieckiego. - Podkreśliłem. Nie musiałem niczego dodawać - sam ton głosu wystarczał, by zasygnalizować, że dobrze jest pamiętać, do kogo się mówi i w jakim celu się tu znalazło. Może była młoda, może pełna zapału, może nawet kompetentna - nie kwestionowałem tego, naprawdę. Tu nie chodziło o to, żeby kogoś zawstydzać, tylko postawić granicę - fakty były faktami, a to było prostu przypomnienie, delikatne sprowadzenie na ziemię, bo czasem młodzi potrzebowali przypomnienia, że są gośćmi w cudzym świecie. W tym wypadku - na statku w głównej mierze kontrolowanym przez Artemis, więc sugerowanie oddania władzy w ręce kogoś, kto wyszedł z jakimś planem, podczas gdy tak naprawdę planowaliśmy na ślepo, było... Co najmniej nietaktowne, jeśli Hestia miała odrobinę wyczucia, zrozumiała aluzję - tworzenie planu było czymś innym niż branie odpowiedzialności i wcześniejsze doświadczenia z ludźmi, którzy - w przypadku klubu - stanowili tu znaczną część wyprawy.
- Altemis wysłało jeszcze dwóch łowców. - Powiedziałem spokojnie, spoglądając na rozmówców, a potem w kierunku wspomnianych ludzi. - Czyli teoletycznie mamy po cztely osoby do obstawy, ale tszeba tesz obstawiś pszód i tył. - Wzruszyłem lekko ramionami. - Mosze szeszywiście układ tszy, tszy, jeden, jeden będzie najbalsiej losądny. - Nie rozwodziłem się nad tym bardziej, to nie była strategia, którą musieliśmy w tej chwili rozrysować - nawet jeśli Hestia zaproponowała, że może to zrobić - raczej głośna kalkulacja, rzucona w przestrzeń do ewentualnego dopracowania przez kogoś, kto miał tu dowodzić. Obstawienie boków, bez ani jednego „ogona”, bez pleców to zawsze proszenie się o zaskoczenie. Nie mieliśmy prawa zakładać, że wszystko pójdzie według planu, który... No, cóż. Jak dla mnie, był dostatecznie pełen dziur i bez tego. Mieliśmy wywabiać stworzenia? Rzucać przynętę? Odcinać liny w odpowiednim momencie? Jasne - i co dalej?
Nie było na to odpowiedzi, nie było nawet punktu zaczepienia. Może, owszem, plan był potrzebny - ale nie da się kierować czymś, co porusza się chaotycznie, nieznaną trasą, z niejasnych powodów. Istniała bardzo duża szansa, że obierzemy złą strategię w imię dobrych intencji, wtedy wszystko się posypie.
- Dla mnie najwaszniejsze, szeby nie zapomnieś o tym, co padło jusz wcześniej... - Rzuciłem, powoli, uważnie dobierając słowa. - Te stwoszenia są niebespieszne... I mosze rzeczywiście nie działają s własnej woli. Mosze są przelaszone. Mosze... Mosze cokolwiek... Ale zdecydowanie mogą nas zabiś, więc podchodzenie do nich z kledytem zaufania, jakby były łagodne i nieszkodliwe, to nie jeszt, delikatnie mówiąs, najlosądniejsze podejście. To nie stowaszyszenie ochlony stworzeń magicznych. - Nie powiedziałem tego z niechęcią, nie miałem zamiaru nikogo obrażać, ale czasem warto było przypomnieć ludziom, że nawet jeśli ich intencje są szlachetne, świat, w którym się znaleźli, działa na trochę innych zasadach. Przeniosłem wzrok z jednej twarzy na drugą, ale nie szukałem poparcia, nie próbowałem nikogo przekonać. Po prostu wyłożyłem rzeczy, jakimi były - przynajmniej dla mnie - spokojnie, trzeźwo, po swojemu. - Delikatne wywabianie to miła koncepcja, ale nie bardzo mi się podoba myśl, sze zaczynamy od załoszenia, sze są pokojowo nastawione, tylko wystalszy podejść do nich łagodnie... Bo jeśli nie szą - a s popszednich intelakcji wygląda na to, sze nie szą - to nawet najlepsze zabespieszenia nas nie ulatują, jeśli zapomnimy, s czym mamy do czynienia. Nie jesteśmy niezniszczalni. Statek tesz nie. Wywabimy je gdzieś i co dalej? Pozwolą nam odpłynąś?
To tyle - nie zamierzałem nikomu psuć wizji współpracy ze stworzonkami, by je ochronić, ale realność sytuacji musiała być obecna w rozmowie - skoro ktoś zaczynał traktować tę wyprawę, jak eksperyment dyplomatyczny, trzeba było przypomnieć, że nie płyniemy pogłaskać syrenek po łuskach, nie byliśmy tutaj po to, żeby niańczyć, ani po to, by przytulać węże. To nie był pokaz edukacyjny dla studentów, było tu zbyt wiele czynników, których nikt nie potrafił jeszcze nazwać. Poza tym, zgadzałem się z kapitanem. Nie mówiłem tego na głos, ale wystarczyło na mnie spojrzeć, żeby to wyczytać.
Prócz tego zadawałem sobie jedno, kluczowe pytanie... Jakim cudem mamy je zwabić tam, skąd przyszły, skoro nie wiemy, skąd przyszły i nie mamy jak tego sprawdzić? Kierunek może być kompletnie nietrafiony, i co wtedy? Podziękują nam za dobre chęci i eskortę, płynąc dalej - tym razem we właściwe miejsce? To nie miało żadnego sensu. Bez rozeznania to była ruletka, można było płynąć w ciemno, można było się modlić do matki natury, ale ja nie wierzyłem ani w jedno, ani w drugie rozwiązanie - nie w tym wypadku. Ten plan brzmiał pięknie, idealistycznie, złudnie strategicznie i... Całkowicie bezużytecznie. Ryzyko obrania złego kierunku było, delikatnie mówiąc, wysokie.
W tym momencie statek zaczął kołysać się niespokojnie - kadłub zadrżał lekko, a pokład zaczął się niespokojnie kołysać pod nogami. Kapitan odezwał się ostrzegawczo, wspominając o wpływaniu w prąd. Od razu przeniosłem ciężar ciała, lekko uginając kolana, odruchowo łapiąc równowagę - nie miałem w tym może wprawy wilka morskiego, ale nie byłem też zielony. Pływałem już wcześniej, może tylko jako pasażer - nie stawiałem żagli, nie liczyłem siły prądów, nie nawigowałem według gwiazd, ale wiedziałem, jak utrzymać się na nogach, gdy woda przestaje być tylko tłem dla podróży. Nie potrafiłem żeglować, ale na statkach pływałem już wystarczająco długo, żeby wiedzieć, jak się zachować. Zgiąłem lekko nogi, instynktownie przeniosłem ciężar na śródstopia, poruszając się z ruchem pokładu. Trzymałem się na nogach, jakby nic się nie zmieniło, chociaż wszyscy doskonale wiedzieliśmy, że właśnie zaczęło się robić poważnie.

AF ( ◉◉◉◉○)


[Obrazek: 4GadKlM.png]
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#33
04.07.2025, 14:28  ✶  

- Nie mamy żadnej gwarancji. - Spojrzała na kapitana, bo zdecydowanie ich myśli zmierzały w podobnym kierunku. Nie mogli mieć pewności, że jeśli wypłyną dalej, a stworzenia ruszą za nimi to postanowią tam zostać. To były zwierzęta, nie mogli powiedzieć im ej, zamieszkajcie tutaj, to wasz nowy dom, nie wracajcie za nami, bo nie. Niektóre gatunki migrowały i ludzie nie mieli na to wpływu. Pod wodą nie było rezerwatów, w których żyły, nie miały tam swoich domków, w których mieszkały, nie miały podsuwanego pod nos jedzenia, nikt o nie nie dbał - robiły to same.

Yaxleyówna przeniosła spojrzenie na pozostałych członków Artemis, westchnęła przy tym słysząc słowa dwóch mężczyzn, którzy jej zdaniem zmierzali zdecydowanie w nieodpowiednim kierunku. - To nie jest wyprawa badawcza, nie mamy tygodni na to, żeby eksplorować rozległe tereny oceanu, skąd właściwie wiecie, gdzie dokładnie znajdowały się wcześniej? Ten gatunek żyje w różnych miejscach. Przypominam tylko, że zwierzęta morskie potrafią migrować na setki kilometrów w poszukiwaniu pożywienia. Najprościej byłoby je przetransportować w miejsca pełne ryb, gdzie będą mogły sobie ucztować do woli. - Nie do końca docierało do niej to, jak niby mieliby znaleźć powód dla którego one się tutaj znalazły nie widząc, skąd właściwie przypłynęły. To nie miało najmniejszego sensu. Złapać, wypuścić na środku oceanu, niech sobie radzą. Problem z głowy. Raz, dwa i po sprawie, sama chętniej zrobiłaby to w inny sposób, ba, póki co nawet nie zakładała, że po niego nie sięgnie, bo nie mieli pojęcia, jakie te zwierzęta mają nastawienie. Zniszczyły poprzedni statek, ludzie stracili życia - nie brzmiały na szczególnie przyjacielskie.

- Nie mamy czasu na to, żeby je oswajać, nie w tym miejscu, nie dzisiaj. Jeśli chcecie sobie zrobić z nich jakiś projekt badawczy, to możemy zabrać je na ląd, może w którymś oceanarium je przyjmą, jak mniemam wspaniałomyślnie na pewno już rozmawialiście z osobami odpowiedzialnymi za te miejsce informując ich o tym, że chcecie im wcisnąć te bestie? - Złapała mocniej swój harpun, nie podobało jej się to dokąd zmierzała ta rozmowa.

- Wcale nie są rozumne. - Nie miały sumienia, czy rozsądku, nie kierowały się niczym więcej niż zaspokajaniem podstawowych potrzeb.

Nie zamierzała iść nigdzie bez Benjy'ego. Od samego początku wzięła go tutaj jako swojego sojusznika, z którym miała się pozbyć problemu. Ufała mu, wiedziała, że jej nie wystawi, że razem będą sobie w stanie poradzić z każdym zagrożeniem, potrzebowała kogoś takiego u swojego boku. To było pewne. Przeniosła spojrzenie na dwóch pozostałych członków Artemis. - Tom i John, wy pójdziecie razem, z drugim zespołem, Victoria, chciałabyś osłaniać nas? - Wybór był prosty, współpracowała już z Lestrange i miała świadomość, że podczas sytuacji zagrożenia życia myślała racjonalnie, widziała też na co ją stać. Geraldine nie pojawiła się tutaj w roli opiekunki, nie zamierzała się z nikim cackać i tak była póki co naprawdę cierpliwa jak na nią.

- Trzy na trzy, jeden na jeden, najbezpieczniej będzie chyba na bokach. - Myślała głośno, bo zależało jej na tym, aby wszyscy wyszli cało z tej misji. - Może te osoby, które czują się najmniej pewnie, niech po prostu obserwują boki i informują, gdy coś zobaczą. Mogą to być nawet światła z różdżek, nie sądzę, że się usłyszymy, tak to będzie widać. - Tak chyba było w porządku?

Złapała się mocniej swojego harpuna, tak właściwie to oparła go mocniej o drewniane deski, żeby się utrzymać, gdy kapitan wspomniał o tym, że wpływają w prąd. Pełne morze było pełne niespodzianek, można było zupełnie nieoczekiwanie się potknąć i zaryć zębami o podłoże, wolałaby tego uniknąć.




// AF ◉◉◉◉◉
Czarodziejska legenda
Lost in the serenity
Found by the water
Mirabella była czarownicą nieznanego statusu krwi, która zakochała się w trytonie i zamierzała wziąć z nim ślub, czemu głośno zaprotestowała cała jej rodzina. Rozczarowana tym kobieta zamieniła się w rybę (plamiaka).

Mirabella Plunkett
#34
06.07.2025, 13:22  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 07.07.2025, 09:45 przez Mirabella Plunkett.)  
Żaden z nich nie miał problemu z utrzymaniem się na nogach - oprócz Laurenta, który przez swoją słabą budowę zachwiał się niebezpiecznie, gdy fale uderzyły gwałtownie w statek. Czy to jednak szczęście, czy może zrządzenie losu - chłopak, który wcześniej podawał Victorii wodę, chwycił Prewetta za rękę i przyciągnął go do burty, żeby się nie wywalił. Uśmiechnął się nieco przepraszająco, bo przecież nie chciał go szarpać, ale widząc jak ten się chwieje, zareagował kompletnie odruchowo. Sam był wilkiem morskim i przyszło mu walczyć z gorszymi falami, te nie były dla niego wyzwaniem - po prostu chciał pomóc. Hestia nie musiała nikomu pomagać - zarówno grupa, jak i członkowie Artemis, utrzymali się na nogach, chociaż niektórym przyszło to z trudem. Byli jednak wysportowani, szybcy (i wściekli): dali radę. Ale coś mówiło wszystkim, że to dopiero początek z tym kołysaniem, bo przecież znajdowali się na morzu. Morze było nieprzewidywalne, wystarczyło że zbiorą się nad nim chmury, przyjdzie sztorm - i wtedy nawet załoga statku będzie musiała przywiązywać się linami do haków, umieszczonych na burtach.

Kapitan spojrzał na Leviathana i skinął głową.
- Raczej normalne, chociaż ten prąd jest silniejszy niż zwykle. Ale pogoda też jest inna, nie rozwodziłbym się nad tym. Jak przecinamy fale na styku dwóch sił, zwykle kołysanie jest mocniejsze. Powinieneś zobaczyć, co się dzieje gdy nagle w ciągu minuty rozpętuje się sztorm - uśmiechnął się nieco kwaśno, bo nie podejrzewał, żeby którekolwiek tutaj miało jakiekolwiek doświadczenie z żywiołem wody. Nawet jeżeli wcześniej byli na statkach i walczyli na nich, to nie zjedli zębów na oceanach. - Oy, panie Prewett, jak pan chce tak wielkie bydlaki przetransportować do rezerwatu? No i one chyba nie przeżyją nad wodą wystarczająco długo, nie?
Tu w jego głosie pojawiła się wątpliwość, bo nie wiedział. Może potrafiły oddychać i tu, i tu? W końcu to były węże. A może oddychały powietrzem jak delfiny i inne orki, ale po prostu miały zajebiste płuca, które pozwalały im żyć w wodzie? Wychodziły tutaj braki w wiedzy Kapitana, których się nie wstydził. Nie miał prawa wiedzieć wszystkiego.

Mogli sobie gdybać. Mogli się rozdzielać, mogli uznawać, że Geraldine będzie dowódcą. Mogli się kłócić, czy zabić węże, czy je wywabić lub złapać. Mogli robić wszystko - gdyby mieli na to czas.

Statkiem znowu zakołysało i teraz nikt nie powinien mieć wątpliwości, patrząc na minę Andersa, że coś tu jednak było nie w porządku.
- Kapitanie, w oddali pojawiły się skały! - mężczyzna z bocianiego gniazda wydarł się, przechylając przez kosz. Zamachał lunetą, a Kapitan niemalże od razu zaczął wspinać się na górę z zadziwiającą gracją i szybkością. Tak, jakby robił to od dziecka.

Skały... Pojawiły się. Nagle - to chyba było niemożliwe, prawda? Skały i wyspy nie pojawiały się nagle, tak o, i nie tak blisko. Mieli mieć jeszcze co najmniej dwie godziny lub więcej do miejsca docelowego. Więc co do chuja? Dwójka ludzi z Artemis rzuciła się do burty, by wyciągnąć szyję i sprawdzić, o co chodzi. Podobnie jak załoga - wszyscy wyciągali głowy i mrużyli oczy, chcąc dostrzec te dziwne skały, o których krzyczał załogant.

Jeżeli chcecie rzucić się do burty i spojrzeć na to, co się dzieje - rzućcie kością na Percepcję. Osoby z onms dodajcie przy opisie rzutu że macie tę przewagę, będzie determinować mój opis tego, co zobaczyliście. Uwaga - opiszcie dokładnie w którym kierunku patrzycie: czy tam, gdzie pojawiły się skały, czy gdzieś indziej! Jeżeli na sesji zdobyliście jakieś lunety czy inne przedmioty lub po prostu je macie (nie muszą być w karcie postaci), to też napiszcie, że to macie. Czas na odpis: do 10.07 do północy, odpiszę 11.07.

Uwaga: z racji tego, że teraz pojawiła się ta tabelka i dopiero wpadłam na ten super pomysł, to jak najbardziej piszcie do mnie na PW (osoby z 4K) o informacje na temat węża morskiego i w swoim poście po uzyskaniu ode mnie info możecie podzielić się z drużyną informacjami.

Rozpiska w jaki sposób traktuję kropki gdy nie ma walki


♦ Poziomy umiejętności


Troll ○○○○○
Poziom dużo poniżej przeciętnego czarodzieja - zerowa wiedza w przypadku WOP, stanie przed tobą magiczne stworzenie, o którym nie słyszałeś w tej sesji: nie rozpoznasz go. Rozpoznasz węża morskiego dopiero gdy ugryzie cię w tyłek. Jeżeli chcesz cokolwiek robić (rozpoznawać stworzenia/rośliny, kojarzyć zwierzęta) - rzucasz, ale nawet w przypadku sukcesu będą to ochłapy informacji.
Okropny ◉○○○○
Okropny to poziom przeciętnego absolwenta Hogwartu oraz przeciętnego zjadacza chleba, który nie przykłada się do rozwoju danej dziedziny. Wiesz cośtam, ale jako że miałeś całe życie WOP gdzieś, to podobnie jak w przypadku Trolla: jeżeli chcesz cokolwiek robić (rozpoznawać stworzenia/rośliny, kojarzyć zwierzęta) - rzucasz, ale nawet w przypadku sukcesu będą to strzępki informacji, ale przydatniejsze niż na T.
Nędzny ◉◉○○○
Poziom Nędzny jest poziomem, który można przyrównać do hobbysty: osoby, która siedzi trochę w danym temacie, rozumie jak łączyć różne dziedziny magii w jednym zaklęciu i wie więcej, niż przeciętny dorosły, który daną dziedziną się w ogóle nie interesuje, a po prostu czasem z niej korzysta. W przypadku tej sesji poziom Nędzny pozwoli ci na rozpoznanie węża morskiego z oddali, skojarzenie absolutnych podstaw z nim związanych (dostaliście informacje na temat tych stworzeń - kierujemy się linkiem z DC/książką Fantastyczne Zwierzęta), ale nic ponad to. Jeżeli chcesz skojarzyć/zgadnąć jego słabe punkty, musisz rzucić kością.
Zadowalający ◉◉◉○○
Jest to poziom zawodowy, oznaczający codzienną praktykę danej statystyki. Osoba na tym poziomie zna detale danej dziedziny, potrafi również rzucać bardziej zaawansowane zaklęcia. W przypadku WOP i tej sesji wiesz o tym, gdzie są słabe punkty węża morskiego, czym się żywi, jaki jest, jak może zareagować. Nie rzucasz na to, ale wyjątkiem od tej reguły jest rzut, jeżeli chcesz skojarzyć węża morskiego z innym stworzeniem, odwołać go do istniejących stworzeń i na tej podstawie wyrobić sobie opinię. Mimo zaawansowania twoja wiedza to gdybanie.
Powyżej Oczekiwań ◉◉◉◉○
Jest to poziom specjalisty. Postać z dziedziną na tym poziomie jest rozpoznawalna w danym środowisku, osoby mniej zaawansowane przychodzą do niej po poradę. Taka postać wie niemal wszystko w danym temacie i przede wszystkim jest kojarzona z głębokiego zgłębienia tej dziedziny. Również nie rzucasz kością, chyba że chcesz skojarzyć węża morskiego z innym stworzeniem, odwołać go do istniejących stworzeń i na tej podstawie wyrobić sobie opinię.[/u] Na tym poziomie twój WOP daje ci pewność na temat węży morskich i ich zachowania: z racji tego, że mamy strzępki informacji na ich temat lorowo, napisz do mnie na priv na forum prośbę o więcej informacji!
Wybitny ◉◉◉◉◉
Poziom mistrzowski - nie ma lepszych na świecie od postaci ze statystyką Wybitną. To do tej postaci przychodzi się po poradę, to ona wyznacza nowe kierunku rozwoju ponad istniejącą wiedzę. Działania tej postaci, dotyczące dziedziny na poziomie Wybitnym, odbijają się szerokim echem: są zauważalne przez każdego, nie tylko dane środowisko. Nikt tu nie ma poziomu wybitnego, więc go nie opisuję.

Jeżeli dojdzie do walki, każdy musi rzucić na to, co robi (np. jak rzucasz spellem z kształtowania, to rzucasz na kształtowanie) - będę brała pod uwagę wasz WOP oraz przewagę onms. Na podstawie kropek w WOP i przewagi będę Wam w narracji rzucać hinty gdzie możecie trafić lub co widzicie. Przykładowo:

Postać z WOP 4K i przewagą onms atakuje zaklęciem z kształowania węża morskiego, celując w słaby punkt. Osoby z 4K powinny do mnie napisać wcześniej z pytaniem o słabe punkty węża morskiego, więc powinny mieć na PW info gdzie celować. Taka osoba rzuca na kształowanie (zaklęcie), opisując gdzie celuje (info z PW), i pisząc że ma WOP 4K oraz onms. Ja na podstawie rzutu (sukces albo nie) i tych dodatkowych informacji tworzę narrację, w której postać nie robi z siebie debila.

Postać z WOP 0K i bez przewagi atakuje zaklęciem z kształtowania węża morskiego, starając się wcelować w to, co wydaje mu się słabym punktem. Na podstawie rzutu (sukces albo nie) opisuję to, co wyszło, z podkreśleniem że postać działa na ślepo i "wydaje mi się, że warto tu wcelować".

Oczywiście biorę pod uwagę wszystko: również to, że osoba z WOP 4K krzyknie do osoby z WOP 0K gdzie ma celować, co ma robić, że ktoś po prostu zgadnie na logikę gdzie walić żeby bolało, na pomoc drużyny etc. Będę starała się w narracji opisywać wypadkowe, które doprowadziły do takiego a nie innego efektu.


Lost in the serenity
Found by the water
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#35
09.07.2025, 14:52  ✶  

- Proszę zachować to trzeźwe myślenie. - Słusznie, nie warto podchodzić do nich z kredytem zaufania. Nie bardzo rozumiał jednak, skąd się te słowa Benjyego wzięły - może mężczyzna po prostu potrzebował wyjaśnić swoje podejście do tego, a może powodów było o wiele więcej. Nie miało to w zasadzie znaczenia w momencie, kiedy było się łapanym i przyciskanym do barierki, bo twoje ręce nie były wystarczająco sprawne i mocne, żeby się utrzymać. Odpowiedział marynarzowi wdzięcznym uśmiechem, chętnie korzystając z jego pomocy. Może powinien był od razu wskoczyć do wody i przestać się wygłupiać na lądzie? Istniała jednak wtedy spora szansa, że stałoby się coś złego, dziwnego. Nieprzewidzianego.

- Jeśli wolicie w takim ustawieniu, to wezmę pod siebie Victorię oraz Leviathana. Koniec tematu. - Głos miał ciągle tak samo spokojny i ciepły, ale teraz nieco zmienił on intonację. - Hestia dołączy do Geraldine i Benjyego. - Zwrócił się do dziewczyny. - Być może to nie stowarzyszenie ochrony magicznych stworzeń, ale Artemis tak samo odpowiada przed Departamentem Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami. - Uciął cierpliwie temat. - Pozbawię Pana wątpliwości - jesteśmy tu, by zażegnać kryzys, który się powtórzył. Pozwolę sobie powtórzyć również słowa Kapitana - ostatnim razem do tragedii doszło właśnie przez to - położył nacisk na te dwa słowa - że agresja wobec tych stworzeń pojawiła się ze strony ludzi. Nasze bezpieczeństwo jest priorytetem, jeśli przemoc konieczna będzie, to się pojawi. Jednak wybór przemocy w pierwszym rzędzie jest wyborem jedynie ignorantów i arogantów. - Mówił dalej spokojnie, chociaż teraz nie taki rozluźniony postawą - a to przez to drżenie statku. - I podchodząc do magicznych stworzeń, szczególnie bez wiedzy, jak do nich podchodzić, zawsze trzeba zakładać, że nie będą pokojowo nastawione. Jeśli ktoś to potrzebuje usłyszeć to najlepiej nie podchodźcie do nich wcale, jeśli macie wyobrażenie, że węże morskie można głaskać po łuskach. - Przydałoby się powiedzieć jeszcze wiele rzeczy... - Mój rezerwat mieści się nad morzem. - Przypomniał Geraldine. - Znajdzie się tam dla nich miejsce, gdyby była taka potrzeba. - Doceniał wykazanie się profesjonalizmu od strony Geraldine w tym punkcie. To były w końcu ważne zagadnienia do wzięcia pod uwagę.

- Istnieją na to liczne sposoby - na przykład specjalne pojemniki do transportu przeróżnych stworzeń. Nawet tak wielkich, jak smoki czy węże morskie. Czary transmutacji. Eliksiry specjalne. - Lekko machnął dłonią znak tym gestem, że mógłby tak wymieniać, ale to nie o to chodziło - chodziło o to, żeby Kapitan wiedział, że oni wiedzą, o czym mówią i co robią. Geraldine zresztą się również na tym znała. Benjy chyba zresztą też, skoro był z Klubu Łowieckiego. Więc tak - mogliby tak gdybać i się zastanawiać. Gdyby czas był. Gdyby tylko było go trochę więcej.

Skały..? Nagle..? Laurent przymrużył oczy, spoglądając na nie...

[a]- Nie płyńcie na te skały! - Tak, wiedział, że statku nie da się TAK PO PROSTU zatrzymać. - To mogą być węże! - Zakrzyknął do Kapitana.

rzut na percepcję, oceniam skały, czy to faktycznie węże, czy może magiczna teleportacja kamoli. Mam przewagę opieki nad zwierzętami na III i wiedze przyrodniczą na IV
Rzut O 1d100 - 85
Sukces!


○ • ○
his voice could calm the oceans.
dragonborn
Ruthlessness
is mercy upon ourselves.
Mający 187cm, o atletycznej budowie ciała i ciemnych włosach. Porusza się ze specyficzną dla niego manierą, która zdaje się przypominać gady; zastygnięty w bezruchu, jakby wyczekiwał potknięcia, obserwując z uwagą otoczenie, tylko po to by nagle zareagować i wprawić ciało w ruch. Posiada parę blizn na ciele, pozostawionych przez spotkania ze zwierzętami. Plecy, lewą stronę obojczyka i ramię pokrywa drobna, szarawa łuska, a jego oczy posiadają pionowe źrenice i trzecią powiekę. Zawsze towarzyszy mu któryś z jego smoczogników.

Leviathan Rowle
#36
09.07.2025, 15:47  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 09.07.2025, 19:57 przez Mirabella Plunkett.)  
Leviathan zwracał do tej pory zero uwagi na Benjy'ego, głównie dlatego że trudno było mu go zrozumieć i absolutnie nie miał ochoty wychodzić z odrobiną dobrej woli dla jakiegoś siepacza od Artemis. Ale jego wybuch przyciągnął słowa przyciągnęły* uwagę, przynajmniej na chwilę. Rowle zastanawiał się przez moment, czy każdy przedstawiciel klubu łowieckiego musiał mieć coś do mordowania stworzeń, jako pierwszego odruchu. Jasne, najlepszą osobą był atak, ale gdzieś w środku Levi był zdania, że tego typu środki wynikały albo z olbrzymiej głupoty, albo niewiedzy - w obu przypadkach było to równie żałosne. Laurent jednak powiedział wszystko, co było w tym temacie do powiedzenia, tym samym sprawiając że smokolog jedynie powiódł spojrzeniem po reszcie, na końcu przesuwając się w stronę Prewetta, chcąc chyba szybciej zająć przypisane mu miejsce.

- Lepiej uważajmy, bo lubią urządzać zasadzki na swoje ofiary, więc równie dobrze możemy przyjąć, że jeśli Laurent ma rację i faktycznie są to węże, to już nas zauważyły - rzucił tylko, samemu opierając się o burtę, żeby lepiej przyjrzeć się temu co znajdowało się przed nimi.

//rzut na percepcję ◉◉○○○; wop ◉◉◉◉○ i onms III
Rzut N 1d100 - 14
Akcja nieudana


*Edytowane przez MG


We said we're going to conquer new frontiers
Go on, stick your bloody head in the jaws of the beast
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#37
09.07.2025, 16:43  ✶  

Zawsze występowały te same problemy. Niektórzy nie potrafili zrozumieć, że łowcy byli tutaj obecni po to, aby nikt nie ucierpiał. Zbyt wielu ludzi straciło życia przez te stworzenia, zwrócono się do nich, aby pozbyli się problemu i to właśnie mieli zrobić. Całkiem prosta sprawa. Jak trwoga to do Merlina... czy coś. Mieli poradzić sobie ze stworzeniami, które niepokoiły ludzi, przez które pojawiały się inne problemy. Nie mieli czasu na to, żeby się teraz spuszczać nad tymi zwierzętami. Nie byłto odpowiedni moment. Szczególnie po tym, co przekazał jej ojciec, miała świadomość, jak to wyglądało wcześniej. Nie zamierzała dopuścić do tego, żeby ktoś umarł na jej warcie. Miała w nosie opinię tych, którzy powinni siedzieć w swoich magicznych rezerwatach, którzy nie walczyli z prawdziwym niebezpieczeństwem, nie zjawiali się wtedy, gdy było naprawdę gorąco, kiedy nie było innej drogi niż likwidacja zagrożenia.

- Nie było tematu, nie Ty tutaj dowodzisz. - Spojrzała na Prewetta, jej oczy błyszczały, zaczynała się irytować, bo nie pojawili się tutaj po to, żeby dyskutować. Mieli działać, a nie pierdolić trzy po trzy.

- Artemis dokładnie wie przed kim odpowiada. - Dodała jeszcze, bo właśnie podważył działania organizacji jej ojca, a nie zamierzała pozwolić na to, żeby ktoś kto nie miał pojęcia w jaki sposób działają teraz tutaj bluźnił. Nie był przedstawicielem ministerstwa, nie zamierzała w żaden sposób się mu podporządkowywać.

- Znamy te sposoby, tak się jednak składa, że aktualnie nie mamy czasu na wprowadzenie ich w życie. - Mieli działać szybko, to nie była wyprawa badawcza. Nie miała zamiaru się powtarzać, zresztą od zawsze mieli problem z podobnymi ludźmi - obrońcy magicznych stworzeń nie rozumieli, że nie wszystkie z nich dało się ocalić i czasem lepiej było działać w inny sposób. Szczególnie, kiedy te zwierzęta były agresywne i nie chciały współpracować, no i prawdopodobnie w przeszłości zabiły kilka osób. Nie mogli dopuścić do podobnej sytuacji.

Miała ochotę w tej chwili po prostu usiąść i czekać. Wycofać się. Pozwolić Laurentowi przetestować jego metody, poczekać na to, aż węże same się nim zajmą. Właściwe to byłoby całkiem zabawne, usłyszeć z jego ust wołanie o pomoc. Uśmiech pojawił się na jej twarzy, szyderczy, na szczęście nikt nie mógł usłyszeć o czym myśli, prawda?

- Benjy, chodź. - Powiedziała krótko i ruszyła w stronę rufy. Chciała zobaczyć, jak wyglądało morze z tamtej strony. Nie miała pojęcia jak doszło do tego, że nagle pojawiły się skały, znaczy to nasuwało się na myśl samo, jednak jeszcze niczego nie skomentowała. Wolała przyjrzeć się dokładniej wodzie, bo zaczynało się robić niespokojnie.



//

◉◉◉○○ percpecja + WoP na 3, ONMS (I) + Umiejka rodowa Yaxleyów: Potwory się przed nami nie ukryją - Yaxleyowie wyczuwają obecność magicznych istot, potrafią odróżnić od siebie posiadaczy poszczególnych genetyk i innych stworzeń w kamuflażu

Rzut Z 1d100 - 70
Sukces!
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#38
09.07.2025, 18:31  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 09.07.2025, 19:27 przez Victoria Lestrange.)  

– A jednak to nie klub łowiecki ma od startu dowodzenie na tym statku. W przeciwnym razie nie mielibyśmy tej rozmowy – może i ton Benjyego był spokojny, jednak sugestia skierowana w kierunku Hestii bardzo się Victorii nie spodobała i ona również postanowiła postawić pewną granicę. Tym bardziej, że padła tuż po tym, jak brygadzistka poparła Leviathana jako dowodzącego, ale tak naprawdę jako pierwsza propozycję wysunęła Victoria. Tak samo jak to Victoria przywołała imię Laurenta i Geraldine. Nie wiedziała w sumie, czy Benjy był członkiem Artemis czy nie, ale przyszedł z Yaxley i zachowywał się jak oni, więc czarnowłosa założyła, że widać ubodło go, że ktoś może mieć inne zdanie co do tego, kto powinien dowodzić.

– Skoro już mówimy o tym, by nie zapominać o tym, co mówiono wcześniej, to przypomnę, że ostatnim razem to one zostały zaatakowane pierwsze. I był to błąd. Dobrze by było go nie popełnić po raz drugi – wtedy wypłynęły na te wody z własnej woli i zaatakowane – odpowiedziały tym samym. Teraz mogło być inaczej i Victoria brała to pod uwagę, ale nie mieli prawa tego wiedzieć, póki nie zobaczą tych węży na własne oczy. Póki nie zobaczą ich zachowania. Nikt zresztą nie kładł się tutaj plackiem i nie mówił, że nie można tych węży skrzywdzić – była mowa o tym, że to powinno być rozwiązanie ostateczne. Ale nie pierwsze. – Węże morskie nie są z natury agresywne dla ludzi – dodała. I to też już dzisiaj padło z ust Laurenta. Nie była jednak pewna czy Benjy tego nie słyszał, czy wolał wygodnie pominąć.

O ile to w ogóle były węże. I o ile nie były kontrolowane przez kogoś, czego się nie dowiedzą, jeśli Artemis zaatakuje je pierwsze.

Miała jednak poczucie, że się tutaj nie dogadają całą tą grupą. Dowództwo Geraldine nie zostało poparte przez większość z nich i chociaż Victoria mogła się dostosować, to w takim wypadku nie wróżyła temu sukcesu. Bo, ci, którzy się na to nie zgodzili – raczej słuchać się nie będą.

– Nie, wolałabym mieć oko na naszych specjalistów – nie zamierzała kręcić i odpowiedziała całkiem szczerze na pytanie Gerladine, potwierdzając niejako słowa Laurenta. Powody były za to zupełnie inne niż to, co mogło się wydawać. Niż to, co można sobie było w gazetkach poczytać na temat jej i Laurenta na przykład (chociaż fakt, że wiedziała, że Laurent nie miał przeszkolenia bojowego miał dla niej znaczenie). A powodem była obecność Leviathana i jej śledztwa z lipca – nie zamierzała przepuścić okazji, by mieć go teraz na oku.


Trudno było nie usłyszeć tego, co krzyczał facet z bocianiego gniazda. Skały w oddali. Victoria przekopywała w głowie gorączkowo wszystkie informacje o wężach morskich jakie miała i kojarzyła, że te czasami ustawiają swoje ciała w taki sposób, żeby zastawić zasadzkę na ryby, a drapieżniki odstraszyć. Czy to mogły być węże? Czy ich wyczuły? Czy się bały? Laurent i Leviathan wyrazili zresztą na głos to, o czym myślała, a gdy wszyscy rzucili się do burty, by podziwiać skały (albo węże udające skały), sama rozglądała się po morzu, ale po stronie tej drugiej burty.


// Rzut na percepcję ◉◉◉○○; dodatkowo posiadam wop ◉◉◉◉○
Rzut Z 1d100 - 74
Sukces!


// Edycja posta za zgodą MG ♡
Local Dumbass
Don't you want to stop drop and roll
Til the whole thing burns
Like you earned the flame
It's all the same
bardzo wysoki - 196 cm / atletyczna sylwetka / ciemnobrązowe, półdługie włosy / brązowe oczy / cztery złote kolczyki (małe kółka) w lewym uchu / poparzenie na szyi od prawej strony i części prawego ucha / nadkruszona prawa trójka / luźny, praktyczny styl ubioru / wytatuowany pod rękawami skórzanych albo materiałowych kurtek / sprężysty krok, jakby zawsze gdzieś się spieszył / "francuski" akcent - miękkie r, zmiękczone głoski, cichy głos

Benjy Fenwick
#39
09.07.2025, 20:01  ✶  
Dostrzegłem wpływ moich słów na resztę, nie trzeba było wielkiej wrażliwości, żeby zauważyć, że dla niektórych brzmiały… Kontrowersyjnie. No, cóż, jak dla kogo, dla mnie były po prostu oczywiste - takie, które powinny paść, zanim ktokolwiek zacznie snuć zbyt miękkie wizje o spokojnym rejsie z równie spokojnymi wężami wodnymi do ich nowego-starego domu i szczęśliwych zakończeniach bez rysy na statku. Te węże, jeśli były tymi samymi zwierzętami, co przed laty, miały już złe doświadczenia ze statkami i żeglarzami, ale nie zamierzałem się kłócić, nie potrzebowałem forsować nic na siłę. Doskonale widziałem, jak rozkładały się tu sympatie i kto za kim stał - kto kogo słuchał, kogo ignorował, komu przytakiwał tylko po to, żeby nie musieć samemu się wychylać. Nie pierwszy raz byłem w takim układzie i nie ostatni - nie miałem złudzeń, że moje słowa miały nagle zmienić układ sił i w porządku, nie od tego tu byłem. Nie miałem w sobie potrzeby, żeby cokolwiek z tym robić. Ludzie i tak zawsze w końcu pokazują, na co ich stać, wystarczy poczekać.
Kiedy statek odrobinę się uspokoił i dało się stanąć pewniej, przez chwilę jeszcze nie ruszałem się z miejsca, nie spuszczając wzroku z najbliższych osób. Fale uderzały o burtę, szumiały, statkiem znowu zakołysało - zdecydowanie nie było stabilnie. Wtem padła informacja o skałach - krótki komunikat, kilka wymienionych spojrzeń. Usłyszałem, jak Geraldine mówi, żebym szedł za nią. Kołysanie nie ustawało, ale kiedy trafił się moment względnej stabilności, ruszyłem za Yaxley. Nie musiała powtarzać - wystarczyło krótkie „chodź”, żeby wiedzieć, co mam robić. Kiwnąłem głową, nawet nie patrząc jej w oczy, i ruszyłem za nią, bez słowa, bez zbędnych pytań, po prostu szedłem, krok za krokiem, trzymając się prosto, pewnie, wciąż spokojny i zdystansowany. Milczenie było teraz najlepszą formą komentarza. Nie musiałem nic dodawać, nie miałem też zamiaru zionąć gniewem albo uważać się za ważniejszego lub lepiej poinformowanego, niż byłem. Nie było powodu. Była robota do zrobienia - cała reszta nie miała znaczenia. Planowałem stanąć przy rufie, do której prowadziła nas Geraldine i spojrzeć przed siebie.

Percepcja (◉◉◉○○) - obserwuję wodę od strony rufy
Rzut Z 1d100 - 77
Sukces!


[Obrazek: 4GadKlM.png]
Czarodziej
Brązowe włosy i oczy. Szczupła. Mierzy 165 cm wysokości. Często się uśmiecha i chodzi w mugolskich, luźnych kolorowych ubraniach, chyba że akurat jest w pracy.

Hestia Bletchley
#40
10.07.2025, 00:22  ✶  
Gdy Benji w pierwszej chwili odezwał się do niej Hestia spojrzała na niego z uprzejmym uśmiechem na twarzy, który zaraz zniknął, gdy dotarło do niej ton wypowiadanej przez niego wiadomości. Bletchley spojrzała na niego zaskoczona, nie do końca rozumiejąc o co w tym momencie chodziło mężczyźnie. Ewidentnie go czymś zdenerwowała, tego była pewna, ale... Czym? Nie mogła przypomnieć sobie ani jednego zdania, które wypowiedziała, a które mogłyby w jakiś sposób urazić mężczyznę. Tak, rzeczywiście miała inną opinię od niego, ale... Może i zaproponowała Leviathana, ale przecież Victoria rzuciła trzech różnych kandydatów, a Geraldine była tylko jedną z nich. Czemu więc mężczyzna miałby mieć z tym problem skoro było ich tutaj wielu i mogli mieć różne opinie w tej sprawie a sam kapitan nie narzucił im konkretnej osoby? Mieli ją wybrać. Nie mógł więc być to powód do tego typu wypowiedzi. Może chodziło o ten plan? Ale ponownie, przecież nie kłóciła się z nimi, aby postąpili w pewien konkretny sposób, a po prostu sugerowała, aby nie nastawiać się na jedno, konkretne działanie, dopóki nie upewnią się, że może im ono zaszkodzić. Tak jak niebezpieczny byłby atak, tak groźne byłoby glupie chronienie morskich istot, gdyby stanowiły poważne zagrożenie.
Najlepiej pewnie by było, aby zostawiła tę sprawę w spokoju, ale... Czuła, że powinna jednak jakoś pokazać czarodziejowi, że nie powinien tak się do niej zwracać. Tylko jak? Postanowiła więc, że najlepiej będzie zrobić tak, aby to on się tłumaczył z własnych przemyśleń.
– Tak. Wiem Słyszałam, jak się przedstawialiście – powiedziała w stronę Fenwicka, wpatrując się w niego wyczekująco, aby to on wyjaśnił w czym tkwił problem.

Łodzią szarpnęło. Laurent nagle oznajmił, że mają zrobić to i to. Geraldine oznajmiła nagle, że jednak nie, a oni wciąż oficjalnie nie mieli wybranego żadnego przywódcy. I... Tego chyba było już dla niej za dużo.
– Jeśli to rzeczywiście sprawka czarnej magii, to lepiej najpierw zbadać sprawę, aby to się nie powtórzyło, a potem zlikwidować zagrożenie – mruknęła tylko, a potem spojrzała pytająco na Victorię w nadziei, że może ona coś ogarniała w tym chaosie, kiedy...

Skały. Albo nie skały. To brzmiało... Źle.
Jako, że dziób nie był jeszcze zagospodarowany, Hestia rzuciła się w tamtym kierunku, próbując wypatrzeć, czy coś nie nadpływa z tej strony.

Percepcja (III) obserwuję wodę ze strony dziobu.

Rzut Z 1d100 - 20
Akcja nieudana
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Geraldine Yaxley (4281), Victoria Lestrange (4604), Laurent Prewett (3239), Leviathan Rowle (2239), Mirabella Plunkett (6063), Hestia Bletchley (1780), Benjy Fenwick (5792)


Strony (6): « Wstecz 1 2 3 4 5 6 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa