• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka Knieja Godryka v
1 2 Dalej »
1972, Wiosna, Ostara | Na ratunek przyszła wiosna - Stragany

1972, Wiosna, Ostara | Na ratunek przyszła wiosna - Stragany
Widmo
Ma około 182 cm wzorstu, atletycznej sylwetki. Jego włosy są czarne, podkręcane, często zaczesywane do tyłu lub pozostawione same sobie. Twarz ma łagodną, ale opaloną wiatrem. Wyróżnia go przyjemna, oliwkowa cera, wyraźna oprawa równie ciemnych oczu i kilkudniowy zarost. Dłonie, raczej szorstkie, często poranione, lecz ciepłe w dotyku. Pachnie drewnem (świeżo ściętym lub palonym w kominku), skórzanymi wyrobami i czymś gorzkim, może lasem. W zachowaniu, można powiedzieć, dziwny. Bije od niego pewien rodzaj praktyczności i dystans. W postawie pewny siebie, może spięty?

Theseus Fletcher
#31
26.11.2022, 17:49  ✶  
Ze wszystkich rzeczy na świecie, tego się nie spodziewał. Pełno miał w ostatnim czasie przypadków beznadziejnych, ale to? Po prawdzie, wkładanie ręki do klatki o bliżej nieokreślonej zawartości ze świadomością, że być może są tam jakieś zwierzęta nie należało do najrozsądniejszych, ale przecież Theseus Fletcher był odważnym łowczym. Nic, co zwierzęce nie jest mu obce!
Innego zdania mógł być na kilka minut później.

Z początku, zaraz po włożeniu ręki w koszyk uznał, że to jakieś żarty i w ogóle nic tam nie ma, dopóki nie udało mu się otrzeć co coś, co jeża jednak w dotyku nie przypominało. Zachęcony obietnicą znalezienia czegokolwiek, podwinął rękaw pomagając sobie drugą ręką, lekko się nad koszem pochylił i sięgnął głębiej.

- Nic tam nie m-aaaaAAA! – krzyknął, a słyszano go pewnie w promieniu trzech kolejnych straganów, czy na polanach, gdzie porozrzucano jajka. Już chciał się wycofać, kiedy coś lub… ktoś… szarpnęło go za rękaw. Wywrócił się prawie, w ostatnim momencie zapierając nogami mocniej. Szarpał się chwilę, ktoś tam z obecnych przy nim, zaczął mu pomagać, czuł jak coś wbija mu się w skórę i zaczyna przesuwać w dół ręki, klął ma Merlina w duchu, na zewnątrz utrzymywał zaciętą minę, by w końcu wyrwać poszarpaną i pokrwawioną rękę z więzienia brutalnych szponów.

- Cholera jasna! – rzucił, ni to do Sally, ni to do siebie, patrząc na uniesioną w górze, poturbowaną dłoń. I choć chciał kopnąć w kosz, odsunął się od niego na bezpieczną odległość.
en vrac
The cold never bothered me anyway...
Przeciętnego wzrostu szatyn (177), o jasnobrązowych oczach. Na jego twarzy często maluje się znudzenie, zmieszane ze stanami zamyślenia. Zdaje się poruszać jakby niechlujnie, a mówić nerwowo, miejscami zbyt szybko, jakby usta nie nadążały za tym co ma w głowie. Niekiedy ma się wrażenie, że roztacza dookoła siebie aurę chłodu.

Timothy Fletcher
#32
27.11.2022, 01:06  ✶  
Grzebał sobie w koszyku Sally, wciąż trochę upojony potańcówką z wilami całkiem ukontentowany z życia. Słońce prażyło, miał swój dzbanek, no i nie wspominając już o świętym spokoju. Do czasu. Usłyszał swoje imię i ktoś klepnął go po ramieniu. Timothy miał pewna manierę, to jest ze najbardziej krzywił się na widok krewnych. Na pierwszym miejscu były oczywiście bliźniaki. Jego życiowa zmora, utrapienie i chodzące problemy. Na drugim natomiast, jego starzy, którzy równie dobrze mogli już dawni zamknąć się w jakiejś ładnej krypcie na cmentarzu. Na trzecim natomiast, cała reszta, jako zbiorowa niedogodność. Pojawienie się Thesa jednak, przede wszystkim go nieco wystraszyło. Nie spodziewał się, zbyt zajęty wymaganiem kolczastych kulek do tego stopnia, ze kiedy ten go klepnął, o mało nie wrzucił mu w cymbał nie jeżem, a pękniętym dzbanem. Całe szczęście, ze przypomniał sobie w ostatniej chwili, ze za niego zapłacił.
Posłał kuzynowi krzywy uśmiech, tym bardziej, ze wygrał zasrany kapelusz.
- Thes, jak miło cię widzieć - poinformował go raczej, niż faktycznie przyjął jego obecność z autentycznym zadowoleniem. - Timothy Fletcher, do usług. - przywitał się tez z Geraldine, która pojawiła się obok Theseusa. - Powodzenia - pożyczył im, bo obydwoje zdawali się chętni do sięgnięcia po jeże, podobnie jak i paru kolejnych ludzi, którzy nagle zaczęli się roić dookoła Sally. Dwójkę mógł jeszcze znieść, ale całe stado?
W myślach już zaczął zastanawiać się nad jakaś sprytna wymówka. Jajka czekały - było zbyt banalne i dziecinne. Mógł zawsze powiedzieć, ze niestety musi lecieć bo Will polizał jakiś śmiesznie wyglądający amulet i klątwa sprawiła ze włosy wyrosły mu w środku ust i na języku i musiał go prędko zabrać do uzdrowiciela. Albo ze musiał pilnie biec wpłacić kaucje w areszcie za Dione. Powody mnożyły się i krzyżowały ze sobą, tworząc kolejne. Już miał palnąć coś głupiego, kiedy Theseus zaczął się drzeć. Timothy miał zawsze zdrowo rozwinięty instynkt stadny, wiec w pierwszej chwili zareagował podobnie, wplatając tylko między poszczególne zbitki aaa pytanie co jest kurwa. Widząc jak kuzyn się miota, przerzucił dzban do drugiej ręki, chcąc go uchronić przed większymi uszkodzeniami, by następnie złapać go za kołnierz i zacząć ciągnąć, bo coś ewidentnie chciało go w tym koszu pozbawić ręki. Kiedy wreszcie udało im się oderwać od pojemnika i oddalić nieco od Sally, obejrzał dobie dokładnie rozoraną rękę Thesa.
- Na Merlina, co to było? - sapnął, poprawiając znajdujący się na jego głowie kapelusz, który tylko przeszkadza. W sumie to Theseus, nawet jeśli poturbowany, w jego oczach był aktualnie chyba najbardziej kompetentna osoba, żeby na to pytanie odpowiedzieć.
Twoja Stara Miotlara
Burza loków, duże, szeroko otwarte oczy i wielki uśmiech na pół twarzy. Zazwyczaj pogodna, czasem - kiedy jest nad czymś wyjątkowo skupiona lub w trakcie sprzeczki, brwi jej się schodzą w dwie pochmurne błyskawice. Ma trochę za duży nos, wory pod oczami i kilka pieprzyków. Jest przeciętnego wzrostu, przeciętnej budowy, ręce ma wiecznie w plastrach, pokaleczone i raczej szorstkie w dotyku, od codziennej pracy.

Ada Wright
#33
28.11.2022, 03:08  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 28.11.2022, 03:21 przez Ada Wright.)  
- Co ty pierdolisz, Heath? – rzuciła ze śmiechem, na wzmiankę o bobrze. Zajęta parkowaniem i cała uśmiana, jak osoba, która naprawdę nie dowierza wyjątkowo abstrakcyjnym żartom ruszyła po chwili ku przodowi. Było to dla niej jednak na tyle odsunięte od rzeczywistości, że bawiło równie wyjątkowo.

- I co, licytowali tego bobra? – zapytała, pragnąc potwierdzić nowo narodzoną w jej głowie teorię, jakoby Longbottomowie mieli zacząć zajmować się hodowlą zwierząt, przebranżowić się, może wypasać bydło, czy ratować zagrożone wyginięciem gatunki mugolskich zwierząt. Za to ostatnie mogliby jeszcze zostać opluci wzgardą „prawdziwych” rodzin czarodziejskich, było to więc najmniej możliwe.

- Jestem ciekawa co wymyślą za rok. O ile znów nie będę musiała uczestniczyć w targach mioteł, może nawet wezmę udział. Wylicytowałaś coś ciekawego? – spodziewała się czegoś egzotycznego. Kuzynka potrafiła ją zaskoczyć i robiła to za każdym razem, jak z tym bobrem.

Przechadzały się po straganach, na razie obserwując co wiosna włożyła do koszyków wystawcom. Panna Wright była zaciekawiona licznymi atrakcjami, w których zawsze chętnie brała udział. Może nawet uda jej się zapytać wróżki o najbliższą przyszłość?

- Miło mi cię w końcu poznać, Julianie. – rzekła, wyciągając rękę przed siebie. Nie kojarzyła chłopaka za nic w świecie, ale nie chciała kuzynce robić siary przed starym kolegą. – Możliwe, że coś kojarzę, nie jestem pewna… ale miło mi cię poznać. – mówiła, marszcząc brwi i mrużąc oczy na parę chwil, by po chwili przybrać na usta ten szeroki uśmiech.

Byli niedaleko całej tej wrzawy, która powstała na skutek czyjegoś krzyku. Wright stanęła aż na palcach, aby dowiedzieć się co się stało.

- To chyba ten punkt ze zwierzętami w koszyku… - stwierdziła, zaciekawiona. – Chyba komuś urwało rękę. – dodała, ale w jej głosie nie było krzty zaniepokojenia. Bardziej… coś na wyraz wyzwania do podjęcia?

- Pójdę to sprawdzić. – Uznała więc, że świetnym pomysłem będzie podejście tam i spróbowanie tego na… własnej ręce? – Uratujecie mnie, jeśli coś mi się stanie, prawda? – zapytała Heather i Juliana na odchodne. Jeśli chcieli, mogli podążyć za nią, ale ona była pewna, że podejdzie do Sally i kilku innych osób, którzy próbowali swoich sił w poszukiwaniu jeży.

Rzut TakNie 1d2 - 2
Nie
Rzut TakNie 1d2 - 2
Nie
Rzut TakNie 1d2 - 1
Tak

Niestety, ze sporym zawodem, wyciągnęła rękę z koszyka. Poza paroma zadrapaniami od kolców jednego, jedynego jeża, nie znalazła w środku już nic, co mogłoby choćby przybić z nią piątkę. Klasnęła dłońmi i otrząsnęła je, jedna o drugą.

Nieszczęście chciało, że jej wzrok spoczął na grupce osób, które najwyraźniej prowadziły jakąś konwersację i były w ogóle zajęte sobą. Ale ona zwróciła uwagę na jeden, wcale nie drobny szczeół, trzymany w dłoniach młodej kobiety. Bardzo dobrze znała ten model. Nie nazywałaby się Adą Wright gdyby przeoczyła coś takiego. Chodziło jednak o coś zgoła innego.

- Czy to jest Zmiatacz 5? – zapytała Fernę, nie mogąc się powstrzymać. Naprawdę walczyła. Przez te pięć, dziesięć sekund wstrzymywania oddechu. Heather, jeśli ją widziała, wiedziała już co się kroi. I nie zapowiadało się najlepiej. Nie bez powodu nazywali ją "Twoja Stara Miotlara".

@Fernah Slughorn


Run, little rabbit, run
No, they'll never catch you, no, how
Don't ever stop or slow down
We're counting on you now


*
Paprotka
Pierwsze, co rzuca się w oczy to nierówna pionowa blizna po lewej stronie ust. Zniekształca nieco delikatny uśmiech, który zawsze pełga na jej wargach, chociaż ciemne oczy wcale wesoło nie świecą. Spogląda na świat nieco smutno, trochę nieobecnie, jakby myślami zawsze wędrowała gdzieś indziej. Mierzy nieco ponad 170 centymetrów, a kilka centymetrów dodaje jej bujna i zawsze rozwiana czupryna ciemnobrązowych włosów. Jedyny czas, kiedy ogarnia chaos na swojej głowie, to kiedy pracuje w św. Mungu. Równie nieodłącznym aspektem jej wyglądu jest charakterystyczna zielona szata uzdrowiciela. Poza godzinami pracy w szpitalu zwykle nosi szare wełniane spodnie, swetry w zieleniach lub brązach oraz marynarki, lub (swoją ulubioną) brązową mugolską pilotkę.

Fernah Slughorn
#34
28.11.2022, 04:05  ✶  

Jakże ona się cieszyła, że darowała sobie losowanie jeży! Oczywiście, że koty były słodkie i roztopiłyby serce niejednego, ale to co wydarzyło się później w żadnym razie.

Niestety Menodorze nie udało się tak, jak ich przyjacielowi, chociaż była bardzo blisko. Cameron za to wyglądał komicznie w wygranym karykaturalnie wielkim kapeluszu, co też wytknęła mu Fernah, kiedy to kobieta z koszem poszła dalej.

Chciała jeszcze powiedzieć coś śmiesznego o losowaniu jeży, nawet coś, co nawiązywało do mogących się tam kryć nieprzyjemności, ale nie zdążyła. Nieopodal nich trójka ludzi również zdecydowała się zagrać w grę Szalonej Sally. Dla jednego z mężczyzn zabawa przerodziła się w walkę o życie, bo koszyk lub też coś, co w nim mieszkało, postanowiło go wciągnąć.

— Na brodę Merlina, myślicie że powinniśmy jakoś pomóc? — spytała znajomych, próbując zobaczyć, czy aby ręka poszkodowanego jest cała, czy może została w koszu. — A na przyszłość proponuję nie wkładać rąk w niesprawdzone miejsca, naprawdę.

Jednak sytuacja sprzed chwili nie zniechęciła ciemnowłosej kobiety o szelmowskim uśmiechu. Ta podeszła do Szalonej Sally i nic sobie nie robiąc z tego, że koszyk chciał zjeść ostatnią osobę, która losowała jeże, wsadziła w niego rękę.

I czemu tu się dziwić, że na oddział trafia codziennie tyle czarownic i czarodziejów? Przecież oni są jak dzieci, gorzko  pomyślała Fernah i z dezaprobatą pokręciła głową.

Chciała wspomnieć o tym Cameronowi, ale zza pleców usłyszała skierowane do niej pytanie o miotłę.

— Słucham? Tak, tak, to Zmiatacz 5, czemu pani pyta?

Głos należał do tej samej kobiety, która dopiero co stała przy koszu z jeżami i innymi stworami. Fernah była nieco zdziwiona pytaniem, bo w końcu miotła, jak to miotła, nie była w żadnym razie godna czyjejkolwiek uwagi.

Wspomniany Zmiatacz 5, należący do Ferny, miał swoje najlepsze lata za sobą. Na rączce widać było zadrapania, przetarcia czy nawet gdzieniegdzie odłupane kawałki drewna. Nic dziwnego, bo Paprotka otrzymała miotłę od matki, po tym, jak dostała się do gryfońskiej drużyny Quidditcha na trzecim roku. Zaklęcie poduszkujące też nie było jakieś wspaniałe i pewnie powinno zostać wzmocnione, więc co też takiego chciała ta kobieta?

Stażystka Świętego Munga za grosz nie wiedziała, że właśnie wkopała się po całości.



„Rękopisy nie płoną.”
Landrynka
She could make hell feel just like home.
Można ją przeoczyć. Mierzy 152 centymetry wzrostu, waży niecałe pięćdziesiąt kilo. Spoglądając na nią z tyłu... można myśleć, że ma się do czynienia z dzieckiem. Buzię ma okrągłą, wiecznie uśmiechnięte usta często muśnięte błyszczykiem, bystre zielone oczy. Nos obsypany piegami, które latem zwracają na siebie uwagę. Włosy w kolorze słomy, opadają jej na ramiona, kiedy słońce intensywniej świeci pojawiają się na nich jasne pasemka. Ubiera się w kolorowe rzeczy, nie znosi nudy i szarości. Głos ma przyjemny dla ucha, melodyjny. Pachnie pączkami i domem.

Nora Figg
#35
28.11.2022, 10:00  ✶  

Przepychanie przez tłum okazało się wcale nie być takie proste. Były dosyć blisko Fergusa, kiedy drogę zagrodziła im Szeptcha. Elelonora chciała ją ominąć, nie sądziła jednak, że to nie będzie takie proste. Kobieta się w nie wpatrywała, a ten wzrok nie wróżył nic dobrego. Odruchowo mocniej złapała córkę, najważniejsze, aby jej się nic nie stało, kto wie, czego można się spodziewać po takiej wariatce?

Szeptucha się do nich zbliżyła, Figg nie pozostawało nic innego, jak konfrontacja. Zimny dreszcz przeszedł jej po plecach. Kobieta mówiła do niej, chociaż nie ruszyła ustami. Kot, skrzydła. Norka starała się zapamiętać to, co do niej mówiła. Poczuła się niepewnie, kłamstwa, jej kłamstwa. Przecież zrobiło wszystko po to, aby chronić Mabel, nie zamierzała nikogo skrzywdzić, dlaczego więc ta wariatka mówiła, że będzie inaczej. Skąd w ogóle mogła wiedzieć, przecież nikomu nigdy nie powiedziała prawdy. Ostatnio zastanawiała się, czy może powinna porozmawiać z kimś o tym wszystkim, w końcu mogła umrzeć i zabrać ze sobą ten sekret do grobu, jednak nie wydawało jej się, żeby to był przekonywujący argument. Nie spotka Cię nic dobrego. Niby dlaczego? Przecież nie zrobiła nic złego, nigdy nikogo nie skrzywdziła. - Nie wiem o co Ci chodzi...- Powiedziała jeszcze do Szeptuchy.

- Mabel, nie słuchaj jej, to jakaś wariatka, gada głupoty...- Pociągnęła córkę za rękę, aby jak najszybciej się stąd oddalić. Czuła się niepewnie, a miał to być taki miły i przyjemny dzień. -Mamo, ale ona nic nie mówiła...- Dziewczynka wpatrywała się w Norę, jakby zupełnie nie wiedziała o co jej chodzi.

Może zaczynała wariować? Ostatnio bardzo dużo pracowała, do tego wszystkiego ten bal, zamieszanie, czuła, że zaczyna tracić panowanie nad swoim życiem, a Norka uwielbiała kontrolę. Zbledła, widać było, że ruszyły ją słowa tej kobiety, będzie musiała na spokojnie się nad tym wszystkim zastanowić, może wreszcie z kimś porozmawiać? Nie był to jednak odpowiedni czas na takie myśli. Miały szukać czekoladowych żab, świętować Ostarę, jak zawsze wszystko musiało nie pójść po jej myśli. Znajdowała się już przy Ollivanderze, widać było, że coś ją gryzie, jednak wolała jeszcze o tym nie mówić.

Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#36
28.11.2022, 10:13  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 19.10.2024, 00:40 przez Geraldine Yaxley.)  

Gerry nie miała szczęścia, udało jej się wylosować jedynie dwa jeże, za to przy trzecim losie na jej dłoń wskoczyła jaszczurka, przyglądała się jej uważnie, nie spodziewała się jednak, że będzie to tak agresywne stworzenie. Syknęło na nią , Yaxley odruchowo odskoczyła, nie dałaby się pogryźć takiej małej jaszczurce. Była w końcu potężnym łowcą potworów. Stworzenie przeskoczyło na Sally, Geraldine przyglądała się mu uważnie.

Wtedy Theseus wsadził łapska do koszyka. Może on będzie miał więcej szczęścia? Yaxley powinna wiedzieć, że nie będzie kolorowo, Fletcher coś ostatnio nie miał szczęścia. Widziała, jak walczy z zawartością koszyka, postanowiła go złapać, żeby przypadkiem to coś nie zjadło go w całości. - Co jest kurwa?- Czy to wszystko w ogóle przestrzegało jakieś normy bezpieczeństwa?

Z pomocą Theseusowi przyszedł również jego kuzyn, na całe szczęście udało im się jakoś powstrzymać zawartość koszyka od zeżarcia mężczyzny w całości. Udało im się oddalić w bezpieczne miejsce. - Pokaż rękę.- Powiedziała do przyjaciela. Nie miała pojęcia, co się dzieje, w ogóle nad Fletcherem ostatnio wisiało jakieś fatum. - Co to było? Dlaczego ona łazi z tym koszykiem, kiedy jego zawartość może zeżreć Cię żywcem?- Postanowiła głośno zadać pytanie, które pierwsze przyszło jej na myśl. - Potrzebujesz medyka?- Znowu? Miała nadzieję, że nie krwiożerczy koszyk nie poturbował go przesadnie. Przydadzą im się przecież jeszcze jego ręce. - Bardzo boli- Może faktycznie powinni się rozejrzeć za jakimś wsparciem, w końcu lepiej, żeby to zobaczył profesjonalista i jak najszybciej naprawił, dobrze by było, żeby nie odpadła mu ta ręka.

Ogólnie w ogóle to nie powinno dojść do takiej sytuacji, ktoś powinien zająć się tymi wystawcami, żeby więcej nie doprowadzano do takiej sytuacji, kto to widział, żeby podczas sabatu niewinnym czarodziejom działa się krzywda? To nie było normalne. Nie mogli pozwolić na to, aby to się powtórzyło kiedykolwiek.

Jej przyjaciel cierpiał, zamierzała coś z tym zrobić, najgorsze było to, że nie potrafiła mu w żaden sposób pomóc, bo zupełnie nie znała się na pierwszej pomocy. Gdyby tylko gdzieś tutaj znalazła pannę Bulstrode, ona na pewno wiedziałaby, jak pomóc Theseusowi. Yaxley czasem żałowała, że nie przywiązywała wagi do takich rzeczy jeszcze w szkole, dzięki temu teraz mogłaby mu się przydać do czegokolwiek, a tak co? Tak to musiała spoglądać na to jak krwawił. Bezsilnośc była naprawdę okropnym uczuciem, którego nie znosiła. Smutne, ale prawdziwe. Może to będzie zew do tego, aby zacząć pobierać nauki związane chociaż z podstawowymi umiejętnościami związanymi z medycyną? Mogła bardziej podglądać swojego byłego podczas pracy, a tak to nie pozostała jej po tym związku nawet podstawowa wiedza. Czasem żałowała, że nie przywiązywała wagi do tej dziedziny magii. Mogłaby pomóc od ręki Theseusowi.

Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#37
28.11.2022, 16:54  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 25.12.2022, 11:21 przez Morgana le Fay.)  
- ...Patrickowi należy się wielkie piwo. Myślicie, że mają tu kremowe? Uwielbiam kremowe piwo, nawet jeżeli tak naprawdę obok piwa to nawet nie stało. To pewnie przez tę nazwę. Jak mogę nie lubić czegoś, co jest kremowe? - paplała Brenna radośnie, gdy dotarli do straganów. Po zbieraniu jajek, po wędrówce, mającej na celu wyciągnięcie Stewarda z lasu i po tym, jak ktoś poskładał jego kostkę.
Miała ochotę zresztą zapytać, czy aby - na - pewno - nie - boli, ale w takich sytuacjach trzymała jednak język za zębami. Co najwyżej zerkała czasem, czy bez problemu nadążał, bo ona miała skłonność do poruszania się na granicach biegu, a Mavelle, nawykła do tempa kuzynki, mogła odruchowo wysforować za nią...
- Koszyk. Nie będę wkładać rąk do żadnych koszyków podejrzanych wariatek. Ta z kijami... ehem, omińmy ją szerokim łukiem, dobrze? - mówiła dalej, trochę ciszej. Może coś w Szeptusze ją niepokoiło. A może po prostu mieszkając w Dolinie Godryka, coś o niej słyszała?
Ewentualnie dojrzała, jak kogoś bije po głowie. Jej włosy i tak były dostatecznie rozczochrane po tej całej przechadzce w lesie. Brenna miała wrażenie, że pędy i gałęzie magicznym sposobem chwytają się skraju jej szat, a małe listki jakimś cudem zawsze znajdą sposób, aby wplątać się jej we włosy.
- Poza tym mają tu ponoć stoisko wiły. Takie prawdziwe. Goblin... - zastanowiła się przez chwilę, po czym powędrowała prosto do goblina, by zapłacić za możliwość zakręcenia kołem. Bo czemu nie. W końcu raz - się - żyje - i - tak - dalej. - Musimy potem znaleźć stoisko ze słodyczami. Stanowczo domagam się słodyczy, skoro dziś nie będę się upijać.
Dziś, jutro, pojutrze i pewnie nigdy. Brenna praktycznie nie piła. Nie dlatego, że tego nie lubiła. Od pewnej listopadowej nocy wolała jednak zawsze być trzeźwa. Zwłaszcza na takich imprezach, wymarzonych do ataku śmierciożerców. Może z tego po części wynikała jej miłość to kremowego piwa w wersji bezalkoholowej.
Loteria
Rzut 1d6 - 2

Efekt: wygrywam... szyszkę.

- Peszek - roześmiała się, kiedy wypadł jej niemal najgorszy wynik, a nagrodą okazała się... podejrzanie wyglądająca szyszka. Brenna nie dotknęła jej od razu, najpierw podejrzliwie oglądając. I potem nawet dźgając różdżką, szepcąc zaklęcie rozpraszające. Zbytek ostrożności? Może, ale ta szyszka wyglądała jakoś podejrzanie. - Próbujecie szczęścia? - spytała, zwracając się do kuzynki i Patricka.

Loteria rozliczona


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Nieoceniony Stażysta
god gives his silliest battles to his most tragic of clowns
zdezorientowane spojrzenie; ciemnobrązowe oczy; ciemnobrązowe włosy w wiecznym nieładzie; cienkie usta; przeciętny wzrost 174 cm; dobrze zbudowany, jednak wynika to raczej z diety i ciągłego latania z jednego zakątka szpitala św. Munga w drugi niźli intensywnym ćwiczeniom fizycznym; wada wymowy (jąkanie się) objawiające się w sytuacjach stresowych

Cameron Lupin
#38
28.11.2022, 21:39  ✶  

— No dobrze, są jeszcze takie dziury zabite dechami, gdzie nawet psidwak z kulawą nogą się nie szlaja. W porównaniu z tym Dolina Godryka faktycznie nie jest taka zła — stwierdził, odnosząc się do słów Menodory.

Duża liczba czarodziejskich posiadłości i społeczność dbająca o te okolice sprawiały, że można było się tutaj stosunkowo bezpiecznie. Nawet jeśli po okolicy ganiała baba z kijem.

— A wyobrażasz sobie mnie, jako dorosłego dojrzałego faceta? — Uniósł pytająco brwi, gdyż znał odpowiedź na to pytanie i nie była ona twierdząca. Mimo wszystko docenił starania Fernah mające na celu pozbycie się jego wątpliwości. — Czy ja wiem? Nawet na oddziale łatwo kogoś złapać. Może jakiś doktorek wpadł jej w oko? W Mungu dosyć łatwo znaleźć jakiś kantorek, czy inną klitkę i przejść ekhm od słów do ekhm czynów.

Zagryzł mocną dolną wargę, jednak szeroki uśmiech i tak przedarł się na jego usta. Akurat pseudoplatoniczny związek kobiety z jakimś współpracownikiem płci przeciwnej nie był czymś, co wykraczało poza wyobraźnię Camerona. Bądź co bądź, pracownicy szpitala spędzali na oddziale długie godziny, często żyli w stresie, więc obdarzeniem drugiej osoby głębokim uczuciem lub poszukiwanie pocieszenia w jej ramionach nie byłoby niczym dziwnie. Oczywiście na tą chwilę tego typu dywagacje był czysto teoretyczne.

— Egzotyczne masz fantazje Fernie. Nie znałem Cię od tej strony. — Puścił do dziewczyny oko. — Tylko uważaj. Niektórym pacjentom mogłoby się to nawet spodobać, może nawet chcieliby, żebyś ich potem przywiązała do ramy łóżka i założyła im opaskę na oczy.

Nie potrafił się powstrzymać od tego żartobliwego komentarza. Materiał zaoferowany mu przez pannę Slughorn zbył korcił, aby obrócić go w dwuznaczną opowieść. Niestety, a może i stety, Lupin nie miał możliwości kontynuowania swojego wywodu, gdyż przyszła jego kolej na macanie jeżyków. Z początku jego dłoń błądziła niepewnie po zawartości koszyka, aż w końcu natrafił na charakterystyczne kolce. I nawet udało mu się wyciągnąć wszystkie trzy jeżyki! A jakie pocieszne były! Czyżby Szalona Sally, jednak nie igrała aż tak mocno z uczestnikami festiwalu, jak mogłoby się wydawać?

— Emm... Dzięki? Postaram się zapamiętać? — Zamrugał zdziwiony, gdy w jego dłoniach wylądował ogromny kapelusz. Nie był to raczej ostatni krzyk mody, ale z drugiej strony Cameron nie był też żadnym guru, a tym bardziej nie miał oporów przed noszeniem takich dziwactw... Toteż kapelutek szybko wylądował na jego głowie. — I jak wyglądam?

Spojrzał na Sally, a potem na swoje towarzyszki, ewidentnie oczekując pozytywnych recenzji. Przy okazji zerknął na swoją pociętą dłoń, jednak, zamiast sięgnąć po różdżkę, wyszarpał z kieszeni chusteczkę, aby otrzeć kropelki krwi, które pojawiły się na skórze. Cóż, każda wygrana miała swoją cenę. Będzie musiał wyprosić od matki jakieś smarowidło, gdy wróci do Londynu.

Poklepał lekko Dorę po ramieniu. Nie udało jej się wprawdzie zyskać równie ikonicznej czapki, ale przynajmniej co sobie podtykała jeżyków to jej! Wyciągnęła dwa, więc raczej zaplusowała u Szalonej Sally. Niestety łut szczęścia, który jako tako im towarzyszył, nie udzielił się Theseusowi, którego... Coś próbowało wciągnąć do koszyka. Cameron zrobił wielkie oczy i momentalnie się spiął, gdy dotarło do niego, że mógł znaleźć się na jego miejscu.

— Cóż, m-moglibyśmy, ale chyba ktoś mu pomaga — rzucił, mając na myśli Geraldine, która jako pierwsza dopadła do mężczyzny. Po chwili jednak zauważył, że ten krwawi od odniesionych obrażeń, toteż poczuł się w obowiązku zaoferować pomoc. Ruszył w stronę pary, wchodząc nieco nieśmiało w ich pole widzenia. — H-hej? P-potrzebujecie... Cholera. Potrzebujecie pomocy? Mogę zobaczyć co da się zrobić.

broom broom
Throw me to the wolves and
I'll return leading the pack

Mavelle Bones
#39
29.11.2022, 21:45  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 25.12.2022, 11:23 przez Morgana le Fay.)  
- Z pewnością gdzieś tu mają, dałabym sobie rękę uciąć, że widziałam niedawno czarodzieja z pianą na brodzie. Wiecie, taką z kremowego piwa. No dobra, nie dałabym sobie uciąć, głowy też bym jednak nie dała, ale wciąż jestem całkiem pewna, że był amatorem tego piwa. Mój nos mi to powiedział - oświadczyła całkiem pewnym tonem. W istocie, biednemu Stewardowi należało się piwo na osłodę; nie dość, że nigdy do tej pory najwyraźniej nie uganiał się za jajkami, to jeszcze miał pecha, przez co nie mógł w pełni nacieszyć się tą zabawą. Szkoda, wielka szkoda, ale jeśli nie teraz, to może za rok? O ile będzie taka możliwość, oczywiście, bo w końcu nie dało się przewidzieć losu.
  No dobra, od czegoś byli wróżbici i ci, co podobno faktycznie mogli zajrzeć w przyszłość, niemniej wciąż – nie traktowała tego jako ostateczny wyrok, jedynie jako możliwą opcję.
  - To co, bawimy się w „szukaj”? – zaproponowała żartobliwie, ewidentnie nawiązując do komendy zwykle wydawanej czworonogom, co z kolei wiązało się z wyczulonym zmysłem Bonesówny.
  - Ej, nie jesteś ciekawa, co ona ma w tym koszyku? – po części zaoponowała; znaczy no, w teorii nie pchało się rąk w niewiadome miejsca, z drugiej strony to też nie tak, że nikt się kobietą z koszem nie interesował. I skoro jeszcze nie zostało podniesione larum, to chyba było bezpiecznie…
  … chyba.
  - Czyli piwo kremowe i słodycze, tak? – podsumowała, odruchowo niusząc, jakby w poszukiwaniu odpowiednich zapachów – I ciekawa jestem, czy na którymś ze straganów mają coś ciekawego do rysowania... – dodała z pewną zadumą w głosie.
  - Bardzo ładna szyszka, jestem pewna, że będzie ładną ozdobą parapetu – stwierdziła lekko, gdy kuzynce ewidentnie niezbyt się poszczęściło – I pewnie, że tak, co to za Ostara bez loterii? – dodała, niemalże szczerząc w uśmiechu zęby.

Rzut 1d6 - 6


  - Patrick? – zerknęła pytająco na czarodzieja, ciekawa, czy zdecyduje się na udział w loterii. Dla niej samej los okazał się raczej łaskawszy niż dla Brenny.

315

Loteria rozliczona
Gówniara z miotełką
She had a mischievous smile, curious heart and an affinity for running wild.
Heather mierzy 160 cm wzrostu. Jest bardzo wysportowana, od dzieciaka bowiem lata na miotle, do tego zawodowo grała w quidditcha. Włosy ma rude, krótkie, nie do końca równo obcięte - gdyż obcinał je Charlie po tym, jak większość spłonęła podczas Beltane. Twarz okrągłą, obsypaną piegami, oczy niebieskie, czają się w nich iskry zwiastujące kolejny głupi pomysł, który chce zrealizować. Porusza się szybko, pewnie. Ubiera się głównie w sportowe rzeczy, ceni sobie wygodę. Głos ma wysoki, piskliwy - szczególnie, kiedy się denerwuje. Pachnie malinami.

Heather Wood
#40
30.11.2022, 15:59  ✶  

- Na pewno o tym pisali w którejś gazecie, jeszcze Ci pokażę.- Jak mogła nie słyszeć o takim skandalu? Przecież nie na każdym balu można było spotkać bobra. Nie mogła zrozumieć dlaczego kuzynka nie chce jej uwierzyć, pokaże jej dowody, to przestanie ją brać za odklejeńca.

- Nie, ten bóbr, chyba pojawił się znikąd, właściwie to zauważyłam, że był bóbr, później zamienili go w typiarę, chyba ktoś najebany rzucał zaklęcia.- Sama nie do końca wiedziała, jak do tego wszystkiego doszło, gdyż zajęta była zabawianiem Camerona i dziennikarki o tym wolała jednak nie wspominać kuzynce, im mniej wiedziała, tym lepiej spała, czy coś.

- Słuchaj, wylicytowałam taką zajebistą sukienkę z piórami, z jakichś abrakstworów, czy coś, nie pamiętam, jak się nazywały te stworzenia. Mniejsza o to, najważniejsze, że udało mi się wygrać walkę! Uwielbiam być najlepsza.- Rzekła do Ady z radością. Nie obchodziło jej w ogóle, co to była za sukienka, liczyło się tylko to, że z kimś rywalizowała i wygrała.

- Możesz nie pamiętać, Julka dawno u nas nie było.- Nie było go nigdy, ale tego nie musiała wiedzieć. Istotne było to, żeby Charlie był teraz bezpieczny, po tym wszystkim, co go spotkało w noc feralnego balu. Miała nadzieję, że będą mieli możliwość porozmawiać na osobności, zastanawiała się, jak właściwie się trzymał. Na pewno chujowo, no bo jak mogłoby być inaczej w momencie w którym ktoś zabił Twoją dupę i brata, no słabo, na całe szczęście mu się nic nie stało, bo Heath chyba pękło by serce.

- Chodźmy tam! Chętnie coś wylosuję.- To, że komuś prawie urwało rękę tylko zachęcało do spróbowania swoich sił. Heather poczekała aż kuzynka wyciągnie łapy ze środka i sama wsadziła rękę do koszyka.

Rzut TakNie 1d2 - 2
Nie
Rzut TakNie 1d2 - 2
Nie
Rzut TakNie 1d2 - 1
Tak
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości
Podsumowanie aktywności: Eutierria (2673), Alastor Moody (667), Vakel Dolohov (1989), Mavelle Bones (2207), Ida Moody (794), Eunice Malfoy (2053), Seraphina Prewett (335), Brenna Longbottom (2018), Erik Longbottom (2149), Geraldine Yaxley (1989), Theseus Fletcher (725), Atreus Bulstrode (550), Nora Figg (2503), Florence Bulstrode (1975), The Tempest (324), Heather Wood (841), Timothy Fletcher (908), Trevor Yaxley (2230), Dora Crawford (1477), Sarah Macmillan (1934), Patrick Steward (2083), Julien Fitzpatrick (336), Stella Avery (591), Bard Beedle (646), Cameron Lupin (2369), Fernah Slughorn (1541), Fergus Ollivander (2341), Ada Wright (1413), Lyssa Dolohov (1031), Peregrin McGonagall (579), Alanna Carrow (1545), Mackenzie Greengrass (299), Peregrinus Trelawney (1100)


Strony (12): « Wstecz 1 2 3 4 5 6 … 12 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa