Odpowiedział synowi, żeby nie przejmował się jego obecnością. Choć sam mówił wcześniej, że weźmie piwo dla siebie i brata, nie powinno być to dla młodego zdziwieniem. Charles i Lorien nie wspomnieli, że i dla nich wezmą. Kobieta mówiła tylko o sobie, porywając mu syna.
Richard naprawdę chciałby być dumny ze swoich synów, którzy nie przynoszą mu wstydu, umieją się zachować w każdej sytuacji, w każdym miejscu. Być przyładem dla młodszego rodzeństwa i kuzynostwa. Uczył ich tego, co sam został nauczony. O pewnych sprawach wolał jednak przypominać. Dlatego i teraz wspomniał o tym, od kogo przykładu brać nie powinien.
W oczekiwaniu na piwo, Charles rzucił interesującym pytaniem, w którym Lorien szukała pomocy u szwagra. Niestety, Richard nie chciał się do tego odnosić, gdyż nie do niego było ono skierowane. I być może był przekonany, że tylko potwierdzi lub zaprzeczy. Krótko. Ale nie spodziewał się, że jego osobę wciągnie w ten śmieszny żart.
Kiedy Lorien myślała, Richard skupił się na opłaceniu swojego piwa i odebraniu dwóch kufli. O wstążkach najwyraźniej zapomniał, w momencie kiedy usłyszał wyjaśnienie Lorien, na to interesujące pytanie zadane przez jego syna. Automatycznie spojrzał na nią z takim ”Co kurwa?”. Wzrok skierował na syna, który uśmiechnięty od ucha do ucha, czekał widocznie na jego reakcję. To ją otrzymają.
- Najlepsze, że nie zauważyła różnicy. Dopiero podczas ślubu, kiedy usłyszała imię Roberta a nie moje.Odgryzł się jej żartem, z uśmiechem patrząc na nią cwanie z takim "masz co chciałaś”. Spojrzał także na syna, skoro chciał poznać jego reakcję. Zostawił ich następnie i skierował się w drodze powrotnej do stolika, gdzie czekał na nich Robert.
Postawił piwo i mimo zakomunikowania, że to Lorien z Charlesem zamówili piwo, kobieta wyskoczyła mu znikąd ze swoim wyjaśnieniem. ”Cholerny karzeł.” – pomyślał, jak tylko ją usłyszał. Pokręcił głową, niczego po sobie nie zdradzając i zajął swoje miejsce obok brata. Zdążył zapalić, a Charles jeszcze nie wracał.
- Powinien iść za nami. Chyba, że coś go zatrzymało.Odpowiedział na pytanie brata. Przekonany był, że syn po dokonaniu zapłaty, ruszył za nimi. Chyba nie pogubił się znów w pieniężnej matematyce? Obejrzał raz jeszcze, ale wtedy podeszła do nich ochrona. ”O jakich wstążkach pierdoli?”
- Wstążki?
Może nie doczytał regulaminu, zasad, jeżeli jakiekolwiek były. Lecz spojrzenie jego powędrowało z brata, ochroniarza aż do Lorien. Jej rękę. Ona miała.
- Wzięłaś moją?
Zapytał jej. Miał ręce zajęte, może zgarnęła? Nawet nie zarejestrował, że barman coś jeszcze dawał obok piwa. Zagadali go żartami.
Jeżeli Lorien wzięła jego wstążkę , to odebrał od niej, jeśli uprzejmie postawiła mu ją wręczyć. A jeżeli nie miała, to powinien mieć jego syn. Tylko gdzie on się kurwa podział?
Roberta już nie zatrzymywał, skoro udał się ogarnąć swoją wstążkę osobiście.
Odnosząc się do wystroju lokalu, w którym najpewniej emanowała dekoracja "walentynkowa", Richard nie zwracał na to szczególnej uwagi. Udając, jakby tego nie widział. Nie był to także jego gust. Nie znosił przesłodzenia kolorystycznego jak i zapachowego. Pamiętał swoje spotkania z jedną z klientek. Dlatego zapalił papierosa, aby amortencja tytoniu go nieco uspokoiła i pozwoliła skupić na najważniejszym. Nie tylko scenie, rodzinie ale i otoczeniu.