17.05.2023, 21:17 ✶
- Nie mogę się z Tobą zgodzić. Zawsze jest wybór, nie zawsze po prostu taki, jaki jesteśmy w stanie zaakceptować. - odpowiedziała ze spokojem, posyłając mu krótkie spojrzenie błękitnych tęczówek. To był jeden z trudniejszych tematów, zwłaszcza wśród znaczącej socjety magicznej. Niekiedy młodzi przedstawiciele rodów "nie mieli" zupełnie wyboru, a raczej nie byli w stanie poradzić sobie z myślą o płynących z tego, co mogli zrobić, konsekwencjach. Wydziedziczenie, odcięcie od rodziny, niekiedy nawet wizja śmierci, gdy któreś nazwiska przesadnie dbały o dobre imie. Trudno było właściwie oceniać to ogół, była to kwestia niewątpliwie indywidualna.
Syn miał jednak zawsze lepiej niż córka. Cynthia zdawała sobie sprawę, że gdy ojcu strzeli coś do głowy, będzie mogła ze swoją wolnością, jak i poniekąd karierą po prostu się pożegnać. Nie był to czas, którego wyczekiwała.
Jego pytanie zbiło nieco blondynkę z tropu, jednak jej twarz — a przynajmniej taką miała nadzieję — tego nie zdradzała. Wydała z siebie ciche mruknięcie zastanowienia, chociaż w gruncie rzeczy nie umiała zdecydować, co chciała mu powiedzieć. Kiedyś przecież faktycznie była zupełnie inna, bardziej prawdziwa. A potem zmarła ich matka przed ich oczami. Był okres, że obwiniała się, że nie mogła jej uratować i wtedy chyba pierwszy raz pomyślała o tym, że mogłaby ludzi ratować. Z biegiem lat zmieniło się jednak wszystko, na czele z samą Cynthią. - Prawdopodobnie? Pytasz mnie o naprawdę zamierzchłe czasy, mój Drogi. Ty zawsze chciałeś być archeologiem?
Odbiła pytanie, nie mogąc się powstrzymać. O dziwo rozmowy z Shafiqiem były proste i płynne, nie musiała specjalnie się zastanawiać nad słowami lub też podtrzymywać w ten nużący sposób konwersacji, jak to często miało miejsce. Jego kolejne słowa sprawiły, że kąciki ust drgnęły odrobinę ku górze. Czuła, że powie coś w tym stylu, ale postrzegała to zupełnie inaczej i obecnie, tkwiła tam z zupełnie innych powodów. W obecności trupów było łatwiej niż z ludźmi, widmo śmierci przestało wzbudzać przerażenie, a każda nieoczywista śmierć była zagadką. Lubiła zagadki, mogła poczuć, chociaż odrobinę dreszczy i adrenaliny, poczuć coś więcej. - Można i w ten sposób na to spojrzeć, jeśli się uprzeć. - przytaknęła mu jedynie, pozwalając sobie na subtelne wzruszenie ramion. Przesunęła palcami po włosach, wzrokiem wędrując gdzieś w przestrzeń. - Myślisz, że mógłbyś mnie kiedyś zabrać na taki seans? Jestem bardzo zaintrygowana tym tematem. Oczywiście nie chciałabym sprawiać kłopotu, a do tego mogłabym się odwdzięczyć.
Byłoby to przeżycie intensywne i ciekawe, odkryłaby coś nowego, być może nawet serce zabiłoby jej odrobinę mocniej, wywołując delikatny róż na policzkach.
- Całe szczęście, że udało Ci się od nich uciec. - stwierdziła, kierując różdżką w stronę jednego z długich pnączy. Roślina była zdrowa i silna, musiało być jej tu dobrze. Nie było nic złego w tym, że zatonęło się w jakieś czynności, nawet jeśli niosła ryzyko — owszem, nie było to mądre, ale jednocześnie, kto tak nie postępował? Jej wargi na kilka sekund rozchyliły się, jakby wyobrażała sobie sidła, o których wspominał. Całą dżunglę z diabelskich pnączy, gotowych do zaduszenia swojej ofiary. - Nie wszystkie tajemnice można po prostu odkryć.
Czasem po prostu los, świat, życie i wszystko dookoła rzucały takie kłody pod nogi, że należało się wycofać i czekać na lepszy moment lub zostawić coś w spokoju. Było to jednak trudne i irytujące, na pewno dla Flintówny. Na wzmiankę o krewnych jedynie przytaknęła, całkiem usatysfakcjonowana jakąkolwiek odpowiedzią, bo Cathal nie wyglądał, jakby chciał o tym mówić.
Palec przesunął po wyrytym motylu, a jej twarz na ułamek sekundy złagodniała, jakby doceniła płynący w tym kunszt i talent. - Pszczoły to nietypowy wybór.
Chyba nie poznała nikogo, kto wspomniał kiedykolwiek o lubieniu pszczół. Ludzie wybierali motyle, świetliki lub czasem ćmy, jeśli się ich pytało. Mimowolnie odwróciła twarz w jego kierunku, odchylając nieco głowę do tyłu i zlustrowała ją powolnie wzrokiem, jakby szukała tam jakiejś odpowiedzi, na zadanie sobie wewnętrznie pytanie. Złapała jego spojrzenie, zaciskając palce na różdżce, której koniec uwieńczało światło. - Być może. - rzuciła najpierw cicho i krótko, a potem dalej z odrobiną niebezpiecznego błysku w oczach. - Przewidujesz nagrodę za znalezienie brakujących motyli wśród sideł?
Wydawało się, że dzieląca ich odległość zmniejszyła się, a wzrok kobiety na chwilę przemknął z jego oczu na usta, zaraz jednak uśmiechnęła się jedynie, mijając go i rozpoczynając poszukiwania kluczy, które otwierały dalsze przejście. Nie miała pojęcia, jak daleko sięgał grobowiec, ale noc była jeszcze młoda, a wino odpowiednio schłodzone, czekające na lepszy moment. Jej spojrzenie uważnie przyglądało się kształtom, które rozświetlało lumos.
Syn miał jednak zawsze lepiej niż córka. Cynthia zdawała sobie sprawę, że gdy ojcu strzeli coś do głowy, będzie mogła ze swoją wolnością, jak i poniekąd karierą po prostu się pożegnać. Nie był to czas, którego wyczekiwała.
Jego pytanie zbiło nieco blondynkę z tropu, jednak jej twarz — a przynajmniej taką miała nadzieję — tego nie zdradzała. Wydała z siebie ciche mruknięcie zastanowienia, chociaż w gruncie rzeczy nie umiała zdecydować, co chciała mu powiedzieć. Kiedyś przecież faktycznie była zupełnie inna, bardziej prawdziwa. A potem zmarła ich matka przed ich oczami. Był okres, że obwiniała się, że nie mogła jej uratować i wtedy chyba pierwszy raz pomyślała o tym, że mogłaby ludzi ratować. Z biegiem lat zmieniło się jednak wszystko, na czele z samą Cynthią. - Prawdopodobnie? Pytasz mnie o naprawdę zamierzchłe czasy, mój Drogi. Ty zawsze chciałeś być archeologiem?
Odbiła pytanie, nie mogąc się powstrzymać. O dziwo rozmowy z Shafiqiem były proste i płynne, nie musiała specjalnie się zastanawiać nad słowami lub też podtrzymywać w ten nużący sposób konwersacji, jak to często miało miejsce. Jego kolejne słowa sprawiły, że kąciki ust drgnęły odrobinę ku górze. Czuła, że powie coś w tym stylu, ale postrzegała to zupełnie inaczej i obecnie, tkwiła tam z zupełnie innych powodów. W obecności trupów było łatwiej niż z ludźmi, widmo śmierci przestało wzbudzać przerażenie, a każda nieoczywista śmierć była zagadką. Lubiła zagadki, mogła poczuć, chociaż odrobinę dreszczy i adrenaliny, poczuć coś więcej. - Można i w ten sposób na to spojrzeć, jeśli się uprzeć. - przytaknęła mu jedynie, pozwalając sobie na subtelne wzruszenie ramion. Przesunęła palcami po włosach, wzrokiem wędrując gdzieś w przestrzeń. - Myślisz, że mógłbyś mnie kiedyś zabrać na taki seans? Jestem bardzo zaintrygowana tym tematem. Oczywiście nie chciałabym sprawiać kłopotu, a do tego mogłabym się odwdzięczyć.
Byłoby to przeżycie intensywne i ciekawe, odkryłaby coś nowego, być może nawet serce zabiłoby jej odrobinę mocniej, wywołując delikatny róż na policzkach.
- Całe szczęście, że udało Ci się od nich uciec. - stwierdziła, kierując różdżką w stronę jednego z długich pnączy. Roślina była zdrowa i silna, musiało być jej tu dobrze. Nie było nic złego w tym, że zatonęło się w jakieś czynności, nawet jeśli niosła ryzyko — owszem, nie było to mądre, ale jednocześnie, kto tak nie postępował? Jej wargi na kilka sekund rozchyliły się, jakby wyobrażała sobie sidła, o których wspominał. Całą dżunglę z diabelskich pnączy, gotowych do zaduszenia swojej ofiary. - Nie wszystkie tajemnice można po prostu odkryć.
Czasem po prostu los, świat, życie i wszystko dookoła rzucały takie kłody pod nogi, że należało się wycofać i czekać na lepszy moment lub zostawić coś w spokoju. Było to jednak trudne i irytujące, na pewno dla Flintówny. Na wzmiankę o krewnych jedynie przytaknęła, całkiem usatysfakcjonowana jakąkolwiek odpowiedzią, bo Cathal nie wyglądał, jakby chciał o tym mówić.
Palec przesunął po wyrytym motylu, a jej twarz na ułamek sekundy złagodniała, jakby doceniła płynący w tym kunszt i talent. - Pszczoły to nietypowy wybór.
Chyba nie poznała nikogo, kto wspomniał kiedykolwiek o lubieniu pszczół. Ludzie wybierali motyle, świetliki lub czasem ćmy, jeśli się ich pytało. Mimowolnie odwróciła twarz w jego kierunku, odchylając nieco głowę do tyłu i zlustrowała ją powolnie wzrokiem, jakby szukała tam jakiejś odpowiedzi, na zadanie sobie wewnętrznie pytanie. Złapała jego spojrzenie, zaciskając palce na różdżce, której koniec uwieńczało światło. - Być może. - rzuciła najpierw cicho i krótko, a potem dalej z odrobiną niebezpiecznego błysku w oczach. - Przewidujesz nagrodę za znalezienie brakujących motyli wśród sideł?
Wydawało się, że dzieląca ich odległość zmniejszyła się, a wzrok kobiety na chwilę przemknął z jego oczu na usta, zaraz jednak uśmiechnęła się jedynie, mijając go i rozpoczynając poszukiwania kluczy, które otwierały dalsze przejście. Nie miała pojęcia, jak daleko sięgał grobowiec, ale noc była jeszcze młoda, a wino odpowiednio schłodzone, czekające na lepszy moment. Jej spojrzenie uważnie przyglądało się kształtom, które rozświetlało lumos.