• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Reszta świata i wszechświata v
1 2 Dalej »
[12.09.1972] Wojny Dorszowe

[12.09.1972] Wojny Dorszowe
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#11
20.06.2025, 21:04  ✶  

Powiedziałaby, że żyła już trochę zbyt długo (choć nawet nie przebiła trzydziestki) i pracowała w Ministerstywie wystarczająco, by z oczu spadły jej łuski marzycielstwa i idealizmu. Za to w umysł już dawno wkradł się cynizm, który wychodził zwłaszcza, gdy dostawała jakiś przydział. Jak dzisiaj. Z jakiegoś powodu w dziewięciu przypadkach na dziesięć okazywało się, że trzeba było sięgnąć po różdżkę, bo coś się właśnie koncertowo spieprza. Rutynowy patrol na Beltane zamienia się w krwawą jatkę, poszukiwania zaginionych dzieci na statku-widmo przeradzają się w walkę na śmierć i życie z wiedźmą, która powinna już dawno nie żyć, aresztowanie kłusowników przemienia się w walkę z dwoma czarnoksiężnikami a późniejszy trop za nimi kończy się przypaloną przez smoka dupą, a kiedy udajesz się, po zawiadomieniu,  że w mugolskim ośrodku widziano żywe trupy, na miejsce, to lądujesz pod zimną taflą wody i ostatecznie toczysz bój z trytonami. Nie mówiąc już o tym, co działo się trzy dni wcześniej. A dzisiaj byli na statku, wiedząc o niepokojach ze strony magicznych bestii, a w tle w Ministerstwie bali się, że mógł w tym maczać palce Czarny Pan – nic więc dziwnego, że do towarzystwa Hestii dobrali aurorkę.  Jakie więc panna Lestrange dawała temu szanse, by było to tylko przyjemną przejażdżką po morzu? Niewielkie.

Ciemne oczy, spojrzały na Benjy’ego, gdy się przedstawił. Nie wiedziała, jakie tam mieli w Artemis umowy i hierarchię, więc się nad tym, co powiedział, nawet nie bardzo zastanawiała. Przyszedł z Geraldine, założyła więc, że musi mieć coś wspólnego z klubem, tym bardziej, że to oni organizowali całą wyprawę i były tu jeszcze dwie inne osoby z tegoż ramienia. Zrozumiała jednak, że skoro zajmował się łamaniem klątw, to jest dobry z rozpraszania magii – to mogło się przydać… Choć wiele zależało od tego, co będzie się działo. Skoro miał też broń, to raczej wiedział jak z niej korzystać.

A później w skupieniu wysłuchiwała słów Geraldine. Węże morskie, które uszkodziły statek i kilka osób zginęło… W Ministerstwie nie powiedzieli im zbyt wiele, nie było na to za dużo czasu, a może Moody sama do końca nie wiedziała, dlatego posłała tam swoje oczy. Oczywiste, że Ministerstwo wolało trzymać rękę na pulsie i mieć kogoś od kogo dowiedzą się, co się właściwie stało, bo niezależni specjaliści niekoniecznie będą chętni składać przed Ministerstwem raporty. A ona i Bletchley musiały… nawet jeśli nie powiedzą całej prawdy, to raport będą musiały złożyć. Bletchley… ach. Obecność Hestii wywoływała w Victorii pewną nostalgię i ściśnięcie serca. Nie była podobna do Caina, ale nie dało się przecież ot tak wymazać z pamięci, że jeszcze do niedawna miała partnera, Bletchleya właśnie, a teraz już… Teraz już go nie było. Pogodziła się z tym, przecież musiała, a syf ostatnich dni też nie sprzyjał wspominkom, a jednak były momenty, chwile takie jak ta, kiedy przypominała sobie lekko uśmiechniętego aurora. A Hestia była, w jej oczach, osobą, której, być może właśnie ze względu na nazwisko zmarłego partnera, nie dałaby skrzywdzić.

– Po tym, co wydarzyło się w piątek, powinniśmy być gotowi na absolutnie wszystko – właśnie bliskość nieszczęsnej Spalonej Nocy i potęgi jaką zaprezentował wtedy Voldemort, rzucając magiczny światek na kolana, kazał myśleć, że mógł mieć coś wspólnego ze wzburzeniem magicznych morskich bestii. Że być może miały być drugą plagą Wysp Brytyjskich. Że najpierw przyniósł ogień, a zaraz za nim, dla równowagi, niszczycielską wodę. – W razie czego mam ze sobą podstawowe eliksiry, gdyby ktoś został ranny – dodała jeszcze, wskazując na torbę na ramieniu. Miała tam takie podstawowe rzeczy, jak właśnie kilka eliksirów swojego autorstwa, dwie czekoladowe żaby czy ubranie, gdyby obecne zostało rozdarte (a przygoda ze smokiem w roli głównej nauczyła ją, że zawsze dobrze mieć ze sobą zapasową parę… nigdy nie wiadomo co się wydarzy). Może te zwierzęta znowu się zgubiły… Ale nadal – ostatnio się zgubiły i ludzie stracili życie. Spojrzała z troską na Laurenta, odwzajemniając jego spojrzenie.

Czarodziejska legenda
Lost in the serenity
Found by the water
Mirabella była czarownicą nieznanego statusu krwi, która zakochała się w trytonie i zamierzała wziąć z nim ślub, czemu głośno zaprotestowała cała jej rodzina. Rozczarowana tym kobieta zamieniła się w rybę (plamiaka).

Mirabella Plunkett
#12
21.06.2025, 09:35  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 21.06.2025, 09:37 przez Mirabella Plunkett.)  
Załoga faktycznie wyglądała na lekko zaniepokojoną - znaki od nieba to jedno, ale widok uzbrojonych po zęby łowczych sprawił, że wszystko nagle stało się realne. Część z osób, które były na pokładzie, było mniej więcej w wieku trzydziestukilku lat. Wątpliwe, żeby brali udział w polowaniu na stwory tych kilka lat temu, patrząc na to, jak nerwowo zerkali na wodę, a potem na wysłanników Artemis. W porównaniu do Geraldine i Benjy'ego wszyscy pozostali wyglądali boleśnie zwyczajnie.

Chociaż nie dało się ukryć, że pojawienie się Victorii Lestrange czy Laurenta Prewetta nie wywołało małego poruszenia. Victoria była znana bardziej, niż mogłaby chcieć - ludzie odsuwali się od niej, łypiąc z niejakim przestrachem na księżniczkę z Limbo. Gdy przechodzili obok niej, starali się jej nie dotykać, w obawie że zimna skóra mogłaby przenieść "chorobę na nich". Z kolei do Laurenta podchodzili dość nieufnie - był szczupły, nieuzbrojony, miał zbyt miłą twarz by ktokolwiek wziął go za łowcę z prawdziwego zdarzenia. Po co tu był - zdawało się wybrzmiewać to pytanie, mimo że nikt nie otworzył ust. Atmosfera nieco się rozwiała, gdy Prewett zaczął mówić, lecz gdy tylko padło ostatnie zdanie, załoga spojrzała na siebie z podniesionymi brwiami. Selkie... A więc dlatego tu był.

Wydawało się więc, że nikt tu nie był przypadkowo. Leviathan, syn Lazarusa, znawca magicznych stworzeń. Laurent, selkie. Victoria - aurorka, Hestia z ramienia Brygady oraz dwójka wysłanników Artemis, która wyróżniała się od pozostałych, trzymających się na uboczu.

Gdy Geraldine dorzuciła swoje trzy sykle, wśród załogi przeszedł szmer. Voldemort... To imię zaczęło budzić grozę w chwili, gdy z nieba zaczął sypać się popiół. Spalona Noc była dotkliwa dla każdej osoby, która się tu znalazła (no, być może poza Leviathanem), a wypowiedzenie jego imienia na głos sprawiło, że to, co dotąd było niewypowiedziane, stało się realne. Większość tu podejrzewała, że to nie był przypadek: Gerard mógł mieć dużo racji, podobnie jak Harper Moody i całe Ministerstwo. Jednak w głębi duszy wszyscy liczyli na to, że to kolejne zagubione stworzenia, nawet jeżeli ten scenariusz był mało prawdopodobny.

[+]Laurent
Nie mogłeś się skupić - szukałeś w pamięci powiązań pomiędzy wężami morskimi a legendami, podobnymi sprawami, lecz Twoje myśli krążyły wyłącznie wokół tego, co stało się w 1958. Twój umysł fiksował się na tej informacji i nie mogłeś się jej pozbyć, żeby czysto myśleć i poszukać powiązań w folklorze.

Jeżeli chcesz się otrząsnąć i spróbować sobie przypomnieć, rzuć jeszcze raz.
Załoga pokiwała głowami, jakby dając znak pozostałym, że przyjęli wszystkie ich słowa do wiadomości. Rozeszli się do swoich zadań, bo przecież wymiana zdań wcale nie trwała zbyt długo, a oni obawiali się, że z kajuty zaraz wyjdzie kapitan.

Słusznie zresztą, bo drzwi skrzypnęły, czego nie mogli usłyszeć przez szum fal, rozbijający się o kadłub statku. Płynęli szybko, wiatr dął w żagle i nie było potrzeby, by wspomagali się magią, chociaż każdy z czarodziejów był na posterunku, gotów zmienić kaprysy pogody na własną korzyść.
- Widzę, że miłe słowa mamy już za sobą - w drzwiach kajuty stanął starszy mężczyzna, gładko ogolony, z bystrym wzrokiem. Mógł mieć ile, 50 lat? Może trochę więcej, przecież wśród ich społeczności wygląd potrafił być bardzo zwodniczy. - Jestem Anders McGregory, możecie mówić mi "Kapitanie".
Nie musiał przedstawiać się załodze - zszedł pod trzech niewysokich schodkach na pokład, kierując się w stronę grupki spoza jego załogi. Krok miał sprężysty, gibki. Sprawiał wrażenie surowego, ale sprawiedliwego. Nie takiego, który by wykorzystywał swoją pozycję do tego, by pokazać majtkom, gdzie ich miejsce. Aura, jaką roztaczał wokół, była pełna pewności siebie i nieznosząca buntu.
- Do miejsca docelowego mamy kilka godzin, ale musimy być czujni. Wody są spokojne, ale patrząc na to, co się stało 8 września, niczego nie możemy być pewni. Dopóki nie wpłyniemy na obszar, który poprzednio był zagrożony - słuchacie mnie. Jasne? - potoczył spojrzeniem po grupie, dłużej zatrzymując wzrok na każdym jednym członku z Artemis. Jakby obawiał się, że to właśnie oni będą problemem. - Potem oddaję dowodzenie komuś z was.
Mężczyzna założył ręce na klatce piersiowej, patrząc teraz na Victorię. Jakby to ona miała powiedzieć, kim będzie ten "któryś z was". Wybierzcie swojego kapitana, szczury lądowe - mówił jego wzrok.
- Macie jakiś plan, żebyśmy wszyscy wrócili żywi? - był do bólu konkretny. To chyba dobrze, zważywszy na to, że mogli płynąć na pewną śmierć, jeżeli tylko powinie im się noga.

Czas na odpis do 25.06 do północy, narracja pójdzie 26 z rana. Chyba że wyrobicie się wcześniej. Możecie pisać posty bez kolejki, ale gdy wybierzecie kapitana wśród swoich i opracujecie plan "na szybko" (lub powiecie mu, że nie macie jeszcze planu) to proszę o pinga.


Lost in the serenity
Found by the water
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#13
22.06.2025, 10:11  ✶  

Kołatające się po głowie myśli były rozpraszane wieloma elementami. Wspomnieniem Francji, do której zabrał go Benjy, tym jak przyjemnie było podczas nauki jazdy konnej z Geraldine, nad chłodne jezioro pośród gór, które przełamywane było gorącą ręką Leviathana, kawę z Victorią we Włoszech. A wszystko to chciało być spychane do piekielnej nocy, w której runął cały świat. O tym myśleć nie chciał. Więc mógł dalej myśleć o wężach morskich - ale nad tymi wydarzeniami również nie chciał dumać. Powstrzymał się przed odetchnięciem, by to roztargnienie ukryć, starając skupić.

za pozwoleniem drugi rzut na wiedzę o magicznych stworzeniach
Rzut PO 1d100 - 14
Akcja nieudana


Pojawienie się kapitana było więc, w pewnym sensie, zbawienne. Pozwalało się skupić na tu i teraz. Zwątpienie w ludzi, z którymi miało się pracować, było jedną z najgroźniejszych domen. Można kogoś nie lubić, starać się mu dorównać, podziwiać, czy nawet kochać - wątpliwości były jednak pierwszym gwoździem do trumny. Człowiek wtedy się wahał, a kiedy przychodziło co do czego to nie było miejsca i czasu na wahania. Laurent znowu wstał, kiedy pojawił się mężczyzna i niekontrolowanym odruchem przesunął palcami po platynowych włosach, jakby ich ułożenie przy morskim wietrze było jakkolwiek istotne. Spoiler: nie było.

- Dzień dobry, kapitanie. - Uśmiechnął się w kierunku mężczyzny, stojąc wyprostowanym, ale przy tym wcale nienapiętym. Ten brak napięcia był jednak tylko ułudą i ktoś o bystrych oczach dostrzegłby, że to jedynie gra. Przesunął się powoli bliżej do Hestii i Victorii, krokiem gładkim, wybiegowym, jakby deski tego statku były deskami jego sceny. Jakby zdążył już poznać i nauczyć się na pamięć każdy jej milimetr, poznać każdą wypustkę, każdy słój na drewnie. - Plany, kapitanie, układa się, gdy posiada się wiedzę na temat tego, z czym można się mierzyć. - Zatrzymał się ze dwa kroki od Hestii. - Choć zdaję sobie sprawę, że nie jest to normą na morzach i oceanach, które zawsze pozostają nieprzewidywalne. - Nie był specjalistą od żeglarstwa. W ogóle się w zasadzie na samym żeglarstwie nie znał. - Być może kapitan będzie skłonny do podzielenia się stosowną wiedzą z ludźmi, wśród których nie pojawiły się głosy o znajomości mórz i statków? I radzenia sobie z takimi bestiami? - Podziwiał i admirował zdolności Geraldine do polowania na potwory. Być może Hestia zaczęłaby się bardziej bać w swoich myślach o selkie pożerających ludzi, gdyby odkryła myśl, że Laurent lubił polować na ludzi. Powoli obrócił się w jej stronę.


rzut na charyzmę na kapitana
Rzut PO 1d100 - 5
Akcja nieudana


- Przepraszam, panienko... wydaje mi się, że nie dosłyszałem twojego imienia? - Jeśli nie widział oznak niepewności w jej oczach (a przyglądał się im teraz całkiem uważnie) to przełamał ten dystans między nimi, żeby ucałować ją w rączkę. Jak damę potraktować wypadało. - Byłbym bardzo rad, gdyby zechciała panienka podzielić się swoimi talentami. Zapewne tych nie brakuje. - Mówił ciszej, zupełnie nie jak przed momentem, kiedy zwracał się do całej załogi, albo do kapitana. Czy to jakaś wstydliwość, czy może zamknięcie w sobie - cokolwiek tę kobietę prowokowało do milczenia chciał znaleźć się pod jej szklaną bańką, gdzie komfort wyglądał inaczej. Choć podejrzewał, że też jego własna śmiałość mogła ją speszyć. Nie bardzo jednak chciał poświęcać ogrom czasu na tańce z nieśmiałością.


@Mirabella Plunkett


○ • ○
his voice could calm the oceans.
Czarodziejska legenda
Lost in the serenity
Found by the water
Mirabella była czarownicą nieznanego statusu krwi, która zakochała się w trytonie i zamierzała wziąć z nim ślub, czemu głośno zaprotestowała cała jej rodzina. Rozczarowana tym kobieta zamieniła się w rybę (plamiaka).

Mirabella Plunkett
#14
22.06.2025, 12:52  ✶  
Laurent

Niestety, ale i tym razem nie udało ci się sięgnąć pamięcią tak daleko, jak byś chciał. Zbyt wiele rozpraszaczy, zbyt wiele wspomnień które nie były związane z morskimi stworzeniami... Zbyt wiele osób, z którymi coś kiedyś cię łączyło. Na dodatek twoje rozważania przerwało pojawienie się kapitana, co skutecznie wytrąciło cię z rytmu.

Kapitan spojrzał na Laurenta, po czym skinął mu głową. Laurent płynnie i swobodnie poruszał się na statku, jednak nie wyglądało na to, by mężczyznę to w jakikolwiek sposób zaszokowało. Słyszał o nim, jego dokonaniach i być może słyszał to, co mówił o byciu selkie, chociaż wątpliwe. W każdym jednak razie przekrzywił jeno głowę, a na jego twarzy nie pojawił się nawet cień aprobaty.
- To wy jesteście ekspertami od morskich stworzeń, panie Prewett - odpowiedział spokojnie, przesuwając wzrokiem w kierunku Geraldine. - Jedyne co wiem, to to że kilka lat temu zdarzyła się podobna sytuacja. Trzy sztuki morskich węży zagubiły się, być może przypłynęły specjalnie w poszukiwaniu pożywienia.
Kapitan nieco zmrużył oczy, przesuwając wzrok na Hestię, ale zaraz z powrotem powrócił spojrzeniem do Laurenta.
- W tamtych czasach, podobnie jak obecnie, mugole walczą o łowiska. Wojna to jedno, lecz kuszenie zwierzyny to drugie. Korzystają z przynęt na szerokich wodach, pływają statkami i starają się skierować ławice w kierunku płytszych wód. Zaburzają naturalny porządek, a odgłosy walk na morzu przepłaszają z konkretnych łowisk pozostałe ryby. Być może po raz kolejny mamy do czynienia z poszukiwaniem jedzenia, chociaż... - kapitan odwrócił się w stronę lądu. Milczał przez chwilę, jakby próbował zebrać myśli. - Jest to tylko teoria. Być może ten, który jest odpowiedzialny za zniszczenia w Londynie, postanowił poszerzyć swoje wpływy. Kto wie, czy nie użył jakichś zaklęć, by zmusić morskie bestie do posłuszeństwa? Wiele lat temu one tu po prostu przypłynęły, bo nie miały jedzenia. Wystarczyło je odgonić zaklęciami, chociaż przyznam przez wami, że atakowanie węży morskich nie było rozsądne - zamiast się wystraszyć, rozsierdziły się i zaczęły nas atakować. Dlatego tym razem powinniśmy wiedzieć, jak skutecznie je przepędzić, żeby nie było powtórki.
Potoczył spojrzeniem po wszystkich tu obecnych, lecz jego wzrok spoczął na dłużej na członkach Artemis. On już raz wydał rozkaz i przez to jego ludzie zginęli. Może teraz będzie inaczej?


Lost in the serenity
Found by the water
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#15
22.06.2025, 22:44  ✶  

Dostrzegała spojrzenia, jakie rzuca jej załoga – i nie dziwiła się wcale. Była już do tego przyzwyczajona przez ostatnie miesiące od wypadku z Limbo, po tym, jak jej zdjęcia były prezentowane w gazetach, razem z trójką innych nieszczęśników. Przywykła do tego, że gdy szła Pokątną, ludzie zerkają na nią, szepczą, czasami pokazują sobie palcami; że patrzą się na nią, gdy siedziała w restauracji. Niektórzy z zaciekawieniem, większość jednak ze strachem. Czasami ktoś podchodził i chciał porozmawiać, zwłaszcza po wywiadzie, którego udzieliła. Ale zwykle miała miejsce i przestrzeń dla siebie. Ludzie byli tylko migającymi twarzami, o których mogła zaraz zapomnieć, bo znikali jej z oczu, a tutaj – musieli z nią przebywać na jednym pokładzie. Victoria nie podawała dłoni nieznajomym, trzymała je przy sobie, starając się emanować tym swoim upiornym zimnem w jak najmniejszej odległości, zresztą przy Hestii stała tak, by młodsza koleżanka nie czuła nadmiernego dyskomfortu. Dla marynarzy jednak musiał to być bardzo nerwowy dzień – a skoro byli przesądni i już czuli, że ostatnie wydarzenia zwiastują nieszczęście, to co musieli sobie myśleć, mając przynajmniej trzy kobiety na pokładzie (a jak wiadomo baba na statku też równa się nieszczęście), w tym jeszcze jedna była tym dziwadłem, które wylazło z Limbo w jednym kawałku… Czy to było nieszczęście do sześcianu?

Na szmer, który zapanował po słowach Gerry, wśród załogi, Victoria zareagowała jedynie spojrzeniem, które gładko prześlizgnęło się po nieznajomych jej ludziach. Poza tym – nadal stała w swoim miejscu, niby ta niewzruszona statua, w mundurze o długich rękawach, z rękoma założonymi na piersi tak, że w promieniach wschodzącego słońca widać było srebrzyste blizny na wierzchu jej lewej dłoni. A gdy kapitan statku wylazł ze swojej kajuty i się przedstawił, kiwnęła na przywitanie głową. Nie miała problemu też z tym, by się go słuchać, póki płynęli. Nie zamierzała nawet ukrywać, że pływanie statkami to nie jest coś, czego była miłośniczką, a po ostatnich wydarzeniach – wręcz czuła, że ich nie lubiła. Ale jednak praca co i rusz wciskała ją na ich pokłady.

Victoria, można było odnieść wrażenie, że uparcie milczała, zwłaszcza wtedy, gdy Anders rzucił jej wymowne spojrzenie, gdy mówił o dowodzeniu. Prawda jednak była taka, że myślała. Laurent odezwał się pierwszy, wdając się z kapitanem w rozmowę, a ona analizowała – w tym była dobra. W nie rzucaniu się, heh, na głęboką wodę od razu, wolała przemyśleć sprawę, obrócić każdą rzecz kilka razy w głowie i wyciągnąć jakieś wnioski, a teraz jeszcze nadal zbierała informacje. Ten ciąg myślowy przerwał Prewett gdy zbliżył się do nich i odezwał do ciągle milczącej Hestii. Lestrange uznała, że brygadzistka musi być onieśmielona, postanowiła więc nieco ułatwić jej ten kontakt z resztą grupy… a przynajmniej z Laurentem. Nie zamierzała jednak mówić za nią więcej niż całkowite podstawy.

– Hestia jest tutaj ze mną, można powiedzieć, że za nią odpowiadam – powiedziała równie cicho. Może nie do końca tak było, że za nią odpowiadała, na pewno nie zamierzała jej wydawać żadnych rozkazów, nawet jeśli faktycznie była na stanowisku ponad brygadzistami. Ale tak, czuła się za nią odpowiedzialna – jako ta starsza koleżanka, aurorka.
[a]Chwilę później odchrząknęła lekko, a zaraz po tym zaczęła kaszleć, czując to nieznośne drapanie w gardle, które zaczęło się od cholernej Spalonej Nocy i wdychania przez kilka godzin tego gówna, które krążyło w powietrzu, uniosła aż dłoń, by zakryć sobie usta. Dopiero po tym przemówiła.

– Skoro tak trudno ocenić, co sprawiło, że te bestie w ogóle znowu się pojawiły, to może obmyślimy sobie dwa warianty planu? Na wypadek, gdyby rzeczywiście były tylko zagubione i wystarczyłoby je tylko odgonić, żeby nie powtórzyć ostatnich błędów i nie atakować bez potrzeby? Ale gdyby jednak okazało się, że nie są tylko głodne i przestraszone… Cóż, wtedy zależy chyba jakby się zachowywały. Tak sądzę. Nie jestem na pewno za tym, by od razu je atakować, jeśli jest szansa- – urwała zdanie w trakcie, czując nową falę drapania w gardle i kaszlu. Wydusiła z siebie jeszcze tylko krótkie i ciche – przepraszam – i odwróciła się tyłem do reszty, próbując nabrać oddech. Prawda była taka, że nie miała jeszcze fizycznie czasu zająć się tym problemem wystarczająco dobrze, a w jeden dzień te wszystkie objawy przecież nie miną, zwłaszcza, że uzdrowiciele sami do końca nie byli pewni co dokładnie się dzieje.

Czarodziej
Brązowe włosy i oczy. Szczupła. Mierzy 165 cm wysokości. Często się uśmiecha i chodzi w mugolskich, luźnych kolorowych ubraniach, chyba że akurat jest w pracy.

Hestia Bletchley
#16
23.06.2025, 18:41  ✶  
Hestia uważnie zanotowała w swojej głowie kto był w czym dobry uznając, że przecież zawsze dobrze było wiedzieć, kto mógł pomóc podczas kryzysu i w jaki sposób. Nie że nastawiała się już od razu na kryzys, oczywiście.
Przecież to mogły być tylko węże morskie. Tak, po prostu węże morskie. Miłe, puchate, to znaczy nie puchate, węże morskie które się zagubiły i Vo... On nie miał z tym nic wspólnego. Eh... Optymizm chyba nie wychodził jej najlepiej ostatnimi czasy. Nie, że nie planowała wciąż próbować go zachować.

Chociaż na razie to jej optymizm nie był wypierany przez depresyjną sytuację, a czyste skonfundowanie. Gdy Laurent do niej podszedł nie zobaczył pierwotnie w jej oczach niepewności, głownie dlatego, że Hestia zupełnie nie spodziewała się tego, co Prewett zaraz uczynił. Zakładała, że Laurent po prostu się o coś zapyta. Konfuzja nastała dopiero po tym, gdy Prewett ucałował jej dłoń, ale nie trwała jakoś strasznie długo, bo jednak wypadałoby też samej odpowiedzieć na zadane jej pytanie. Nie chciała przecież by wyszło, że musi mówić za nią Victoria. Najwyraźniej czystokrwiści byli po prostu dziwniejsi niż zakładała i tyle.
– Tak, Hestia Bletchley – powiedziała, bo dopiero po pytaniu Prewetta dotarło do niej, że rzeczywiście się nie przedstawiła. No dobrze, tak dalej nie mogło być. Nie mogła zapominać o przedstawianiu się i mrugać oczami, gdy tylko ktoś całował ją po dłoni. – Jestem tutaj wraz z Victorią, aby zapewnić reszcie bezpieczeństwo i w tym się specjalizuję. Jeśli zaś chodzi o plan... Znamy słabe punkty tych stworzeń? Jak uniknąć ataku, lub je spacyfikować, gdyby jednak nie dały się tak łatwo przegonić?  Panie... Benjy — Tu spojrzała w kierunku Benjy'ego. – Wspominał pan o pieczętowaniu. Ma pan może coś, jakąś runę, która pomogłaby zabezpieczyć statek? Rozproszyć magię? – Co jeszcze mogli zrobić? – Chyba warto byłoby, aby ktoś wypatrywał potencjalnych zagrożeń? Jest coś hm... Czy są jakieś charakterystyczne oznaki, że coś się do nas zbliża? Poza... No... Ich sylwetkami w wodzie?

Victoria zaczęła kaszleć. Hestia zerknęła z niepokojem na aurorkę, a gdy skończyła mówić odwróciła się w jej stronę.
– Wszystko w porządku? – spytała szeptem.
dragonborn
Ruthlessness
is mercy upon ourselves.
Mający 187cm, o atletycznej budowie ciała i ciemnych włosach. Porusza się ze specyficzną dla niego manierą, która zdaje się przypominać gady; zastygnięty w bezruchu, jakby wyczekiwał potknięcia, obserwując z uwagą otoczenie, tylko po to by nagle zareagować i wprawić ciało w ruch. Posiada parę blizn na ciele, pozostawionych przez spotkania ze zwierzętami. Plecy, lewą stronę obojczyka i ramię pokrywa drobna, szarawa łuska, a jego oczy posiadają pionowe źrenice i trzecią powiekę. Zawsze towarzyszy mu któryś z jego smoczogników.

Leviathan Rowle
#17
25.06.2025, 03:57  ✶  
Jego zdaniem zabierali się do tego od niewłaściwej strony.

Rzucanie się z miejsca na morskie węże było jakimś rozwiązaniem, ale Leviathan nie mógł pozbyć się wrażenie, że na początku należało zbadać wody, gdzie stworzenia powinny naturalnie się osiedlać. Należało znaleźć nieprawidłowości, które je stamtąd wygoniły i nie miał tutaj na myśli jakichś głupich, mugolskich wojenek. To, co zawarł w liście Lazarus było tak samo oczywiste jak i mało pomocne, a przez to jego syn zastanawiał się, czy ojcowi faktycznie zależało na uporaniu się z problemem. Znając jego to najchętniej pozwoliłby naturze działać - dokładnie tak samo jak robił to w przypadku kłębiących się w Kniei widm.

Leviathan przedstawił się, jak wszyscy, kiedy na początku wymieniali się grzecznościami, potem lakonicznie wskazując na swoje miejsce w całym tym przedsięwzięciu, stawiając się wiedzowo koło Laurenta, bo przecież w gruncie rzeczy zajmowali się tym samym. On tylko nie był w stanie zmienić się w fokę i przemierzać świata pod powierzchnią wody.

- Czyli nie możemy ich tak zwyczajnie zaatakować - powiedział spokojnie, wciąż opierając się o burtę, ale teraz już zwrócony do reszty ekipy. - Jeśli jest to ten sam przypadek co w '58, odpowiedzą taką samą agresją jeśli zostaną sprowokowane. Więc chcemy tego uniknąć, przynajmniej do momentu kiedy możemy. Moglibyśmy spróbować je wywabić z tych wód. Odciągnąć wystarczająco kuszącą ofertą - ale do tego potrzeba czasu, a miał wrażenie że załoga była raczej niecierpliwa. Nie chcieli tutaj być, bo użeranie się z tymi stworzeniami mogło być zwyczajnie niebezpieczne. - Jeśli na pokładzie są sieci, można próbować je zarzucić, zanim znajdziemy węże. Może złapią się na taką łatwą zdobycz - wzruszył ramionami, rozglądając się po zebranych, ale nie szukał w nikim jakiegokolwiek wsparcia.

- Nawet jeśli, mamy tutaj ograniczone pole popisu - zwrócił się do Hestii. - Nie możemy tak po prostu wrzucić Laurenta do wody, nawet jeśli byłoby to najprostsze rozwiązane, bo jako selkie byłby w stanie je szybciej zlokalizować - uśmiechnął się do Prewetta przelotnie, kiedy to mówił. - Patrolowanie się z góry też jest zdradliwe, bo nie pływają cały czas blisko powierzchni. To raczej stworzenia głębinowe. No, przynajmniej w naturalnych warunkach. Słabe punkty? Unikanie ataku? Cóż, jesteśmy na statku - rozłożył ręce. - Węże morskie są o wiele bardziej zwrotne... - nie dokończył, zamiast tego spoglądając na McGregorego. - Panie Kapitanie, to normalny statek? Czy może ma jakieś konkretne zabezpieczenia i ulepszenia? Może się zanurzyć?


We said we're going to conquer new frontiers
Go on, stick your bloody head in the jaws of the beast
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#18
25.06.2025, 15:58  ✶  

Miała świadomość, że mają zupełnie inne podejście, przynajmniej z częścią osób tutaj obecnych. Ona została ukształtowana jako narzędzie do zabijania niebezpiecznych stworzeń, zawsze gotowa unicestwić bestię, bo ktoś musiał to robić. Właściwie całe jej życie się wokół tego toczyło. Zdawała sobie sprawę, że to czym się zajmowała było potępiane przez wielu, ale zupełnie zmieniali swoje podejście, gdy problem zaczynał dotyczyć ich. Cóż, wiadomo jak to jest, zupełnie inaczej się śpiewa, kiedy pętla zaczyna zaciskać się na szyi. Wtedy przestaje przeszkadzać przelewanie krwi niewinnych stworzeń, prawda? Nie zamierzała jednak teraz głośno mówić o tym wszystkim. Węże morskie w jej opinii nie były łagodnymi stworzeniami, zresztą pokazały to w przeszłości zabijając ludzi i niszcząc statek. Całkiem prosta dla niej sytuacja.

Yaxley nie bała się wypowiadać imienia, nie należała do osób, które łatwo było wystraszyć, zresztą strach przed imieniem? Co dopiero by było, gdyby spotkano go twarzą w twarz... nie mogli pozwolić sobie na takie lęki. To nie miało najmniejszego sensu.

Kiwnęła głową Victorii, zdawała sobie sprawę, że nieźle jej idzie warzenie eliksirów, bo zdarzało jej się korzystać z jej usług, więc wiedziała, że może jej zaufać pod tym względem.

- Można je przepędzić, jest to jakaś metoda, ale nikt nie wie, jak zareagują na takie próby, warto przygotować się na najgorsze. - Nie zakładała, że pójdzie łatwo, nie po tym, co powiedział jej ojciec. Ufała mu, nie sądziła, że podejmował irracjonalne decyzje, skoro wtedy doszło do walki - tym razem pewnie będzie podobnie.

Uśmiechnęła się pod nosem, gdy usłyszała słowa Hestii, przeniosła wzrok na Benjy'ego próbując złapać jego spojrzenie. Dziewczyna wyglądała na bardzo młodziutką brygadzistkę, Yaxleyówna nie sądziła, że byłaby w stanie do końca zapewnić bezpieczeństwo sobie, a co dopiero komuś innemu. Nie komentowała tego jednak w żaden sposób, ministerstwo wysłało tu swoich przedstawicieli, niech im będzie. Na szczęście mieli się nie wtrącać dopóki nie zacznie się robić gorąco.

- Wyczuwam obecność bestii, jak tylko pojawią się blisko, będę wiedzieć. - Nie musiała się rozglądać, wypatrywać potworów, nurkować, jej zmysły były na tyle wyczulone, że potrafiła przy pomocy swojego szóstego zmysłu po prostu wyłapać, że niedaleko znajduję się coś, co może powodować niebezpieczeństwo.

- Statek jest zabezpieczony, już się tym zajęto. - Powiedziała jeszcze do Bletchley bo najwyraźniej nie słyszała tego, o czym wspomniała wcześniej. Zadbano o to, by nie popełniać błędów z przeszłości, nie było po co marnować teraz czasu na zabezpieczanie czegoś, co było zabezpieczone.

Local Dumbass
Don't you want to stop drop and roll
Til the whole thing burns
Like you earned the flame
It's all the same
bardzo wysoki - 196 cm / atletyczna sylwetka / ciemnobrązowe, półdługie włosy / brązowe oczy / cztery złote kolczyki (małe kółka) w lewym uchu / poparzenie na szyi od prawej strony i części prawego ucha / nadkruszona prawa trójka / luźny, praktyczny styl ubioru / wytatuowany pod rękawami skórzanych albo materiałowych kurtek / sprężysty krok, jakby zawsze gdzieś się spieszył / "francuski" akcent - miękkie r, zmiękczone głoski, cichy głos

Benjy Fenwick
#19
25.06.2025, 23:20  ✶  
Stałem obok Geraldine, oparty o reling, z rękami luźno skrzyżowanymi na piersi, i przysłuchiwałem się rozmowie. Nie miałem dziś ochoty na rozmowy - zresztą, w gronie nieznajomych rzadko kiedy ją miewałem - wolałem słuchać, obserwować. Tylko czasem unosiłem wzrok znad pokładu, gdzieś ponad głowy zgromadzonych, tam, gdzie niebo zlewało się z morzem, a horyzont jaśniał od światła wschodzącego słońca.
Kiedy pojawił się kapitan, odruchowo spojrzałem w jego stronę. Nie wyprostowałem się przesadnie, nie zrobiłem żadnego teatralnego gestu - przez krótką chwilę pozwoliłem sobie przyjrzeć się jego sylwetce, gestom, mimice, podskórnie sprawdzając, czy ten człowiek naprawdę wie, co robi, czy tylko nosi wzniosły tytuł. Wreszcie skinąłem głową - z uznaniem i bez przesady - ponieważ mężczyzna miał w sobie ten rodzaj powściągliwego autorytetu, który rozpoznaje się od razu. Słuchałem go uważnie, tylko lekko poruszyłem brwiami. Sugestia, by wybrać spośród nas kogoś na dowódcę wyprawy - tak, by kapitan formalnie pozostał tylko dowódcą jednostki, ale nie odpowiadał za decyzje na wodach objętych zagrożeniem - była zrozumiała, sensowna, logiczna. Nie był to zły pomysł, ale dopóki nie przeszliśmy do faktycznego rozdzielania ról, nie widziałem sensu, by wtrącać się z moimi spostrzeżeniami dotyczącymi tego, kto powinien objąć jaką rolę. Zarejestrowałem to, przyjąłem do wiadomości, ale nie odezwałem się ani słowem. Dyskusja jeszcze się nie zaczęła, a póki nie przechodziliśmy do konkretów, nie zamierzałem się wtrącać.
Zresztą - odruchowo zanotowałem sobie przy tym jedną rzecz w głowie - zainteresowało mnie, do kogo kapitan mówił, kiedy wspomniał o dowództwie. Zmrużyłem oczy - nie dlatego, że poraziło mnie słońce, ale raczej przez nawyk, oznakę uważnego śledzenia niuansów - McGregory spoglądał głównie na Victorię. Może nie było w tym nic zaskakującego - w końcu była rozpoznawalnym przedstawicielem Ministerstwa, jednak to była akcja z ramienia Artemis, a statek powinien być w dużej mierze kontrolowany przez klub. Jeszcze do chwili wcześniej, to Geraldine, jako zastępczyni głowy Artemis, była tu dla mnie niejako gospodarzem, a Ministerstwo tylko się przyglądało i osłaniało specjalistów takich, jak Laurent i drugi mężczyzna, którego imienia ani roli nie wyłapałem, lecz który wypowiadał się, jak ktoś, kto znał temat.
Czyżby kapitan nie wierzył w łowców, mając więcej zaufania do władz? Wolałem, kiedy ludzie okazywali rzeczy bardziej wprost, ale znałem ten typ sytuacji aż za dobrze. Nie było sensu się nad tym rozwodzić - przynajmniej nie teraz. Zresztą zaraz potem Laurent podjął o wiele ważniejszy temat. Mówił rzeczowo, precyzyjnie, i nawet jeśli nie znałem go zbyt dobrze, to brzmiał jak ktoś, kogo warto słuchać. Nie dodawałem nic od siebie - po prostu nie miałem jeszcze dość danych, ostatnie lata spędziłem daleko od kraju, a teraz, chociaż wracałem, robiłem to raczej bokiem, i wolałem nie wyskakiwać z półwiedzą. Nie miałem dość faktów, by coś dopowiadać, przynajmniej nie teraz, lepiej było słuchać.
Drgnąłem dopiero wtedy, gdy Hestia zwróciła się do mnie w sposób, który odruchowo sprawił, że uniosłem wzrok. Nieznacznie uniosłem kącik ust, gdy poprawiła formę, w jakiej się do mnie zwróciła. Nie lubiłem, gdy mówiono do mnie „pan” - nigdy nie czułem się panem - zdecydowanie wolałem to krótkie „Benjy”. Skwitowałem to spojrzeniem - może bardziej życzliwym, niż zamierzałem, bo przez chwilę coś we mnie drgnęło - nasuwała mi skojarzenie z moją siostrą, sprzed lat, zanim wszystko się posypało. Miałem do niej odruchową sympatię, nawet jeśli do końca nie rozumiałem, czemu to właśnie ją Ministerstwo wysłało na coś takiego, ale skoro tu była, najwyraźniej ktoś uznał, że sobie poradzi... Oby miał rację, bo po wzroku Yaxley - na który mimowolnie odpowiedziałem tym samym spojrzeniem - widziałem, że Geraldine miała te same wnioski.
- S tego, co wiem... - Odezwałem się wreszcie, potwierdzając słowa towarzyszki. Mówiłem spokojnie, neutralnie, z lekkim skinieniem głowy w jej stronę, jakby na znak, że jesteśmy w tej sprawie zgodni. - Statek powinien byś balso dobsze zabespieczony. - Zrobiłem krótką pauzę, po czym przesunąłem wzrokiem po zebranych, zatrzymując spojrzenie także na kapitanie. - Ale, oczywiście, mogę to dodatkowo splawdziś. W mialę moszliwości, jeśli sądzicie, sze walto. - Na koniec znowu przeniosłem wzrok na Geraldine i kiwnąłem głową - tak, jej wersja była też moją, wyjątkowo.


[Obrazek: 4GadKlM.png]
Czarodziejska legenda
Lost in the serenity
Found by the water
Mirabella była czarownicą nieznanego statusu krwi, która zakochała się w trytonie i zamierzała wziąć z nim ślub, czemu głośno zaprotestowała cała jej rodzina. Rozczarowana tym kobieta zamieniła się w rybę (plamiaka).

Mirabella Plunkett
#20
26.06.2025, 08:32  ✶  
Kapitan kiwnął głową na słowa Victorii. To były mądre słowa i chociaż okraszone kaszlem, który drapał większość mieszkańców Londynu, to zrozumiałe. Odwrócił na chwilę głowę i kiwnął na jednego ze swoich ludzi, ale nie mówił nic. Wbrew pozorom nie był to człowiek butny, w gorącej głowie kąpany. Nie podważał zdania nikogo, nie wdawał się w pyskówki. Starał się być do bólu konkretny, bo wiedział że na statku im więcej słów, tym gorzej. Tutaj nie było miejsca na domysły, na przekomarzanki. Oni mieli się słuchać teraz, potem on będzie się słuchać ich. Sprawa prosta jak drut.
- Statek jest zabezpieczony na tyle, na ile jest to możliwe. Mamy nawigatorów, mamy osoby o doskonałych oczach, mamy sprzęt, który pomoże w wypatrywaniu zagrożeń - odpowiedział zarówno Hestii, jak i Leviathanowi. Przesunął wzrokiem od kobiety do mężczyzny, który wydobył z siebie większy potok słów. Na jego szczęście - sensownych. Nie dało się ukryć, że Kapitanowi odrobinę ulżyło, gdy zorientował się, że ma przed sobą faktycznych profesjonalistów, a nie bandę dzieciaków z łapanki, którzy akurat mieli wolne od ratowania ludzi na lądzie. - Sieci mamy, ale nie jest ich dużo. Przygotowaliśmy się na taką ewentualność, lecz... Prościej byłoby zwolnić i spuścić szalupę, wysłać kogoś by złowili ryby. To jest dobry plan, panie Rowle, jednak ma jedną kluczową wadę.

W tym samym czasie załogant, na którego kiwał wcześniej Kapitan, wrócił z cynowym kubkiem wody. Uśmiechnął się nerwowo, gdy podawał go Victorii. Mimo że wyglądał na wykąpanego, to na jego szyi i przedramionach znajdowała się sadza. Czy to mogła być sadza z domów w Londynie? W końcu na pewno doszły do nich informacje o tym, że ta dziwnie się zachowuje i nie chce zejść z ludzi. Dłonie też miał czarne jak węgiel, lecz przynajmniej nie zostawiał za sobą odcisków.

- Ryb tu jest faktycznie mało. To jest powód, dla którego mugole walczą - powiedział spokojnie, przenosząc wzrok na wody. Milczał przez chwilę, trawiąc wszystkie informacje, w tym te, które podała mu Geraldine i Benjy. - Nie może się zanurzyć, ale został wzmocniony zaklęciami i runami. Regularnie rzucamy na kadłub dodatkowe zaklęcia ochronne. Dodatkowo jest dużo bardziej zwrotny i lżejszy, niż większość statków. Mamy niezwykle uzdolnionych czarodziejów na pokładzie, w razie potrzeby podniesiemy go w powietrze, ale mimo wszystko to będzie wymagało czasu, a jak zauważyliście - węże morskie są piekielnie szybkie w swoim naturalnym środowisku. Możemy nie zdążyć, ale to jest zawsze jakaś opcja.
Potarł dłonią podbródek, przymykając na chwilę oczy.
- Oczywiście może pan sprawdzić wszystko, panie... - spojrzał przelotnie na Benjy'ego, nie pamiętając jednak jego nazwiska. Być może go nie dosłyszał albo jeszcze go tu nie było, jak ten się przedstawiał. - Statek jest do waszej dyspozycji.
Spojrzał jeszcze na Leviathana, którego plan chyba najbardziej przypadł mu do gustu.
- Wyrzucanie kogokolwiek za burtę nie wchodzi w grę. Ale w ładowni mamy skrzynie z surowym mięsem i rybami, które udało nam się pozyskać. Nie jest tego dużo, ale pasują do pana planu, panie Rowle. To zanęta, wzmocniona odpowiednim zapachem, żeby wabić morskie stworzenia. Skłamałbym, gdybym nie pomyślał o tym samym, co pan. Jednak mam pewne wątpliwości - nawet jeżeli panienka Yaxley wyczuje obecność stworzeń, to nie jesteśmy w stanie się bezpiecznie rozdzielić, żeby jedna część załogi zaganiała węże, a druga wyprowadzała je z dala od tych wód. Część statków spłonęła w piątek, w tym ten, który miał nam towarzyszyć - to była nowa informacja - zapewne nikt im wcześniej nie wspominał o drugiej jednostce dlatego, że gdy tylko Ministerstwo wyszło z tym planem, Anders sprowadził ich na ziemię. Nie było bliźniaczego okrętu, który mógłby ich wesprzeć. Był jeszcze w czwartek, w piątek został z niego popiół.

Mieli jeszcze sporo czasu. Statek kołysał się na wodzie leniwie - morze było wyjątkowo spokojne i nawet osoby o słabszych żołądkach nie czuły dyskomfortu. Przynajmniej na razie. Członkowie załogi uwijali się jak mrówki, pomagając zaklęciami utrzymać odpowiedni kurs. Żagle były napięte, a statek przecinał fale z pewnością, jakiej brakowało niektórym z ludzi tu się znajdującym. Na bocianim gnieździe znajdował się młody mężczyzna, który faktycznie wypatrywał zagrożenia przy pomocy lunety. Czy zwykłej, czy zaczarowanej - ciężko było to stwierdzić.

Bez kolejki i ograniczeń co do jednego posta na turę. Narracja pojawi się 1 lipca w okolicach wieczoru (koło 22), dlatego proszę żebyście do tego czasu ustalili plan. Możecie przegadać sprawę na dc bazując na tym, co zostało fabularnie powiedziane, żeby przyspieszyć.


Lost in the serenity
Found by the water
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości
Podsumowanie aktywności: Geraldine Yaxley (4281), Victoria Lestrange (4604), Laurent Prewett (3239), Leviathan Rowle (2239), Mirabella Plunkett (6063), Hestia Bletchley (1780), Benjy Fenwick (5792)


Strony (6): « Wstecz 1 2 3 4 5 6 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa