Morpheus podziękował Tessie za herbatę, w którą przez chwilę się intensywnie wpatrywał, po czym stwierdził, że najlepszą opcją, zgodnie z naukami szwagierki, będzie zapalić. Wyjął więc paczkę papierosów, otrzepał ją z popiołu, który się znalazł z niewiadomych przyczyn na pudełku. Wywrócił oczami (gdyby mógł, całą trójką, pozostał jednak przy dwóch fizycznych), gdy jego ukochany brat wyklinał jego wizje. Chciałby już nic nie widzieć, albo lepiej, jak jest taki mądry, sam niech przewiduje kolejne ruchy Czarnego Pana z bąbelków na moczu po kolejnym ciągu alkoholowym. Na pewno mu wyjdzie. Nie sądził jednak, że okropne słowa, które roiły mu się w głowie, były odpowiednie w tym momencie, więc uniósł tylko środkowy palec w stronę brata, szukając zapalniczki po kieszeniach.
Otworzył ją, pstryknął, ujrzał iskrę i zamarł. Ręka zaczęła mu się trząść, zapalniczka z niej wypadła, a on zamarł. Morpheus był dogłębnie stworzony z ognia, tak wiele jego energii miał w swoim kosmogramie, a w tym momencie przez sam pomysł dotknięcia ognia, przybliżenia go do twarzy, sprawił, że pod warstwą sadzy, która się nie chciała domyć, widać było nagłą bladość. Nawet nie podniósł zapalniczki i odsunął od siebie papierosy.
Dołączył swoje zapisane już po angielsku notatki o Horyzontalnej z tymi od Woody'iego.