• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie v
1 2 3 4 5 … 10 Dalej »
[jesień 1972: 14 września, Keswick] Życie i śmierć Florence Bulstrode

[jesień 1972: 14 września, Keswick] Życie i śmierć Florence Bulstrode
Holding The Grudge
do dilfs
not drugs
Wysoki na 183 centymetry wzrostu, umięśniony, chociaż nie tak wysportowany jak większość Aurorów. Ubiera się w mundur, który nosi dumnie, lub w proste, kolorowe koszule, marynarki i spodnie od garnituru. Błękitne oczy i ciepły uśmiech sprawiają, że jego spojrzenie stopiło już niejedno serce.

Orion Bulstrode
#11
12.06.2025, 19:29  ✶  
Mijały kolejne dni, a on wciąż nie mógł się pogodzić z rzeczywistością, która powitała go po pożarach, które pochłonęły Londyn. Florence zginęła. Potrzebował usłyszeć to dobrych kilka razy, żeby jego głowa faktycznie przetrawiła te informacje, a nawet wtedy łudził się, że to wszystko jedynie zły sen albo zwykła iluzja. Niestety, czas mijał, a on wciąż tkwił w tym samym miejscu. Początkowo łudził się, że pomoże mu rzucenie się w wir pracy, ale dość szybko doszedł do wniosku, że nie będzie to możliwe. Siedzenie w biurze ograniczało się do ślepego wpatrywania w przestrzeń, podczas gdy świadomość uwięziona była w bańce myśli, gdzie raz po razie przeskakiwał między wspomnieniami powiązanymi z siostrą. Nie mógł uwierzyć, że nigdy już jej nie zobaczy, nigdy z nią nie porozmawia.
Początkowo czuł pustkę, która go paraliżowała i blokowała jakiekolwiek działania. Nie jadł, nie pił, nie spał. Po prostu egzystował, pozbawiony jakiegokolwiek połączenia ze światem zewnętrznym. Po czasie pojawił się smutek, który dość szybko przerobił się w rozpacz. Próbował zagłuszyć to alkoholem, ale jedynie pogarszał tym sytuację. Procenty jeszcze mocniej wyciągały na światło dzienne uczucia, których starał się pozbyć. Z racji na wykonywany zawód dość często spotykał się z ludzką tragedią, ale jak się okazało, nawet to nie mogło go przygotować na utratę kogoś tak bardzo bliskiego. Był strażnikiem prawa, znał zasady i regulaminy. Nic z tych rzeczy nie dawało mu odpowiedzi, która potrafiłaby ukoić ból oraz cierpienie, których teraz doświadczał. Poczucie straty dość szybko przerodziło się w gniew oraz wściekłość. Czuł potrzebę zemsty. Nie potrafił żyć ze świadomością, że gdzieś tam kroczyła wolno osoba, która pozbawiła go siostry.
Przyjście na ten pogrzeb było najtrudniejszą rzeczą, z jaką przyszło mu się do tej pory zmierzyć. Wiedział, że nie darowałby sobie, gdyby to ominął, ale jednocześnie czuł ogromne opory. Bał się, że pojawienie się tam będzie równoznaczne z zaakceptowaniem tego, że odeszła. Nie był gotowy na zaakceptowanie tej nowej rzeczywistości. Jakaś część Oriona wciąż wierzyła w to, że Florence nagle pojawi się w drzwiach domu, a to wszystko okaże się jednym wielkim nieporozumieniem.
Przyjmował wyrazy współczucia od rodziny, ale myślami był daleko. Wspominał wakacje, gdy byli jeszcze dziećmi i spędzali je razem na wyjazdach. On, Atreus i Florence. Oczy mimowolnie zachodził mu łzami, nawet nie próbował tego ukrywać. Bo po co? W tej chwili jakieś ukojenie dawał mu tylko alkohol oraz coraz mocniej paląca się w nim chęć zemsty. Normalnie nie pozwoliłby sobie na tego typu zachowania, ale czy dobre maniery miały w ogóle jakieś znaczenie? W tej chwili było mu naprawdę obojętne, czy ktoś uzna, że nie potrafi się zachować.
Gdy w końcu mogli odejść od stołu, przez chwilę siedział jeszcze na swoim miejscu, sącząc powoli ognistą. Nie potrafił jednak patrzeć dłużej na matkę w tym stanie. Potrzebował uciec. Chwycił w rękę butelkę ognistej oraz kieliszek, po czym wstał i lekko się rozejrzał. Jego spojrzenie padło na brata. Bez większego namysłu ruszył w jego stronę, stając tuż obok niego. Przez dłuższą chwilę milczał, wpatrując się w krajobraz, który malował się za oknem.
— Dolać ci? — rzucił cicho, lekko zniekształconym głosem. Odchrząknął, po czym zerknął na brata. Próbował się uśmiechnąć, ale w tej chwili czuł, że tak radosne emocje były po prostu niemożliwe. Nalał bratu nieco więcej alkoholu, po czym to samo zrobił ze swoją szklanką. Butelkę postawił na parapecie między nimi.
— Długo myślałem, co chciałbym jej powiedzieć. Gdybym miał okazję — zaczął nagle, wpatrując się wciąż w obrazy, które malowały się za oknami. — Nie miałbym na tyle odwagi, żeby na nią spojrzeć. Nie teraz. Nie, póki jej zabójca nie zostanie znaleziony. — kontynuował, zaciskając palce na szklance na tyle mocno, że knykcie dłoni zaczęły robić się białe. Ostatnie miesiące zasadził w nim ziarno nieufności względem biura, jak i całego ministerstwa. Czy byli w stanie doprowadzić do ujęcia sprawcy? Jakaś cząstka jego samego wierzyła, że tak, ale ta druga, zdecydowanie głośniejsza, nie chciała ryzykować. — Musimy go znaleźć, my. Gdy już to zrobimy... wymierzymy mu sprawiedliwość. Razem — rzucił, ostatnie słowa mówiąc przez niemal zaciśnięte zęby. Na samą myśl o śmieciu, który pozbawił ich siostry, zalewała go fala wściekłości. Wiedział, że nie powinni działać pochopnie, a już na pewno niewskazane było bawienie się w samodzielne wymierzanie kary, ale to było ważniejsze, niż przepisy i regulaminy. Było ważniejsze niż całe to cholerne Ministerstwo Magii.
hold me like a grudge
and what an ugly thing
– to have someone see you.
Stosunkowo wysoki mężczyzna, mierzący sobie 183 centymetry wzrostu. Posiada włosy barwy ciemnego blondu i jasne, błękitne oczy. Budowa jego ciała jest atletyczna, a na twarzy często widnieje lekki, szelmowski uśmieszek. Porusza się z nonszalancją i pewną niedbałością.

Atreus Bulstrode
#12
26.06.2025, 03:00  ✶  
W przeciwieństwie do Basiliusa, zdążył siostrze wręczyć przywieziony z Egiptu prezent, ale jaki był z tego pożytek? Teraz był tylko nieprzydatnym do niczego przedmiotem, który kurzył się za zamkniętymi drzwiami jej pokoju. Bo nikt nie miał przesadnej śmiałości, by naruszyć jego wnętrze, jakby uchylenie drzwi miało wypłoszyć ostatnie wspomnienia po Florence i ślady jej bytności.

Jej brak bolał, ale jeszcze bardziej ciążyła koperta z listem, która schował w wewnętrznej kieszeni szaty na piersi. Zaadresowany do niego znajomym charakterem pisma, pozostawał wielką tajemnicą - bał się zajrzeć do pergaminu, jakby cokolwiek co mogło się tam znaleźć, miało go ostatecznie wybić z równowagi, a przecież nie mógł sobie na to pozwolić. I tak trzymał się ledwo, samemu odnosząc wrażenie że w tym momencie napędzał go tylko krążący w żyłach alkohol, a bez z niego zapadłby się w sobie i rozpłynął, poddając się żalowi.

Może nie było tego po nim widać, ale był wdzięczny każdej osobie, która postanowiła tego dnia pojawić się w Keswick. Nie chodziło o pokrzepienie, czy może zacieśnianie jakichś rodzinnych więzi poprzez wspólne zmaganie się z tragedią - ich obecność zwyczajnie trzymała go w jako takich ryzach. Najchętniej jednak zaraz złapałby za karty i przegrywając kolejne pieniądze upiłby się do przytomności, w podobny sposób kolejny i następny dzień. Cholera, z chęcią by się też z kimś pobił, ale jak na złość nikt z obecnych nie należał do osób, którym należało się takie traktowanie.

Kiedy Anthony znalazł się obok niego, w pierwszej chwili zdawał się nie zareagować. Zamrugał może, jakby skierowane do niego słowa dotarły z pewnym oporem, pokonując barierę ponurych myśli ze swoistym trudem. W końcu jednak spojrzenie przesunęło się, lustrując twarz Shafiqa z niepasującą do Bulstrode'a obojętnością. Może było to cechą samego jego charakteru, a może i jakąś pochodną tego że był aurowidzem, ale stan faktycznego zobojętnienia zdawał się omijać go całe życie. W jego zachowaniu zawsze było coś teatralnego - przesaturowana maniera, która kryła się na granicy najdrobniejszych gestów. Teatralność, od której ciężko było mu uciec, nawet jeśli nigdy przesadnie nie zależało mu by wytrenować w sobie faktyczne umiejętności posługiwania się wrodzoną charyzmą.

Bardzo chciał odpowiedzieć Anthony'emu, że pierdoli i żeby spierdalał, ale zamiast tego upił łyk ognistej z trzymanej szklanki, zanim uśmiechnął się gorzko. Co miał niby odpowiedzieć na te smętne słowa? Kiedy rozmawiali na pogrzebie Thomasa, sprawa wyglądała zupełnie inaczej - może i stracił wtedy chrzestnego, ale nie było w nim tego rozdzierającego bólu i złości, a Shafiq? Nie wydawał się przesadnie wzruszony utratą brata. Ale Atreus zwyczajnie kochał swoją siostrę; była jedną z najdroższych mu osób i nigdy nie wyobrażał sobie, że będzie musiał żyć bez niej. Echa rozmowy sprzed pół roku mogły odbijać się w głowie, ale nie mógł ich sparafrazować, bo nie zyskał tutaj ani przyjaciela, ani sojusznika. Była zamiast tego nienawiść.
- Przez całą noc powtarzałem sobie, że jest w szpitalu i jest tam bezpieczna. A gdybym był w domu, gdybym zainteresował się tym wcześniej... żyłaby - odpowiedział cicho, ale mimo że wyraźnie zadręczał sam siebie, nie było w tym miejsca na gdybanie. Gdyby tylko faktycznie zainteresował się stanem kamienicy i co tam się dzieje, znalazłby się tam w odpowiednim momencie, by ją uratować. Byłby przy niej, gdy pomagała innym. Obroniłby ją.

Odwrócił twarz, zwracając się tym razem w stronę Oriona, który pojawił się obok nich, bez słowa podsuwając mu szklankę, kiedy ten zadał pytanie. Nie zamierzał się wzbraniać, kiedy było to jedyne lekarstwo, które zdawało mu się teraz pomagać. Z jakiegoś powodu nie spodziewał się też dalszych słów ze strony brata. Nie od opanowanego, ułożonego Oriona, który momentami zdawał się na tyle pogrążony w papirologii, że brakowało mu jakiegokolwiek polotu. Ale teraz mówił to, co kiełkowało w głowie Atreusa. Z jakimś roztargnieniem, spojrzał jeszcze na Anthony'ego, jakby chcąc się upewnić że nie śni mu się to i wciąż znajduje się w Keswick.

Florence nie chciałaby, by oddali się bezsensownej gonitwie za kimś, kto pozostawał na ten moment tylko cieniem - szaleńcem w pelerynie i masce. Nie chciałaby, żeby zatracili w procesie siebie i oddali się, no cóż, zemście. Ale Florence już tutaj nie było. Była po drugiej stronie, spokojnie czekając po drugiej stronie płomieni. A żywi domagali się kary za pustą przestrzeń, którą po sobie pozostawiła. Z której została wyrwana.
- Razem - zgodził się i kiedy Orion zaciskał ze złością żeby, on uśmiechnął się podle, szybko jednak kryjąc ten grymas za kolejnymi łykami ognistej. - Nigdy nie sądziłem, że powiem to z własnej woli, ale masz rację. Mój brat ma rację - ostatnie słowa skierował mimowolnie do Anthony'ego, jakby chcąc podkreślić, że trochę dalej w to nie wierzy. Pokręcił głową. - A najlepsze jest to, że pewnie by się jej to kurewsko nie podobało. Ale wiesz co, nie ma jej tu. Bo jakiegoś skurwiela wypuścili z zasranej nory, w której pewnie do tej pory siedział - zmrużył oczy, pełen złości, próbując mówić to do jednego, to do drugiego, ostatecznie znacząco wskazując palcem w kierunku Shafiqa, bo przecież jemu trzeba było najbardziej wytłumaczyć całą sytuację.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#13
29.06.2025, 11:19  ✶  

Podniósł nieobecne spojrzenie na Victorię. Minęła chwila. Dwie. Dłuższy moment, który powinien zostać przerwany dużo wcześniej. Przerwany nie był. W końcu Laurent uśmiechnął się delikatnie i lekko odetchnął. Jakby z ulgą? Jakby nie było tutaj ciężaru do noszenia na plecach.

- Nie, dziękuję... albo tak. Chętnie wstanę od stołu. - Spojrzał na swojego ojca, który zajęty, więc nawet nie zawracał mu głowy tym, że na razie go zostawia. Powoli się podniósł, jak w spowolnionym tempie. Starannie złożył sztućce, by zaznaczyć swoją gotowość powrotu do stołu, złożył serwetkę, po wstaniu zasunął krzesło. To wszystko rozciągało się na całe eony egzystowania, nieznośnie wolno mijający czas. Mimo to Laurent się nie śpieszył. - Miałaś okazję już poznać moją kuzynkę, Electrę? - Zapytał głosem cichym, ciepłym, jeszcze bardziej miękkim niż zazwyczaj. Jak i jego ruchy były bardziej miękkie. - Jest wspaniałą artystką. Zajmuj się modą. Przedstawię cię. - Tam nawet niekoniecznie było pytanie - za to był czas i miejsce na to, żeby powiedzieć, że to nie najlepszy pomysł. Albo wręcz przeciwnie - bardzo dobry. Czasu było więcej, bo Laurent zatrzymał się, wpatrując się w plecy Atreusa, do którego podszedł Anthony i potem Orion. Przez tę krótką chwilę widać było na jego twarzy zmianę - drgnięcie ust, otworzenie szerzej oczu, zaciśnięcie palców na mankiecie. Chciał tam podejść, przytulić obu kuzynów i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Naprawdę chciał. Zamiast tego obrócił się znów w stronę Electry, na której twarzy tańczyły przeróżne emocje, zanim uniósł go na Victorię. Zmartwioną, czułą Victorię, której przyszło być na kolejnym pogrzebie. - Chyba zapomniałem pochwalić - pięknie wyglądasz, moja droga... och, Louvain przyszedł. Powinienem się z nim również przywitać. Masz ochotę? Może zanim podejdziemy do Electry... - Jego wypowiedzi nieco nabrały tempa i kolorytu.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#14
29.06.2025, 19:50  ✶  

Była tutaj dla nich – tych, którzy cierpieli w stracie za ukochanym członkiem rodziny, nie dla siebie i swoich krewnych, których miała… może nie na co dzień, ale na wyciągnięcie metaforycznej ręki. Ale mogła przestać mieć. Życie Louvaina czy Anthonego, Primrose, Daphne, Rodolphusa, a nawet jej matki i ojca mogła się skończyć w jednym ułamku sekundy, tak jak skończyło się to Florence Bulstrode, szanowanej przecież członkini magicznej społeczności. Również tej czystej krwi. Victoria się zastanawiała: czy to był przypadek, czy Florence znalazła się w nieodpowiednim momencie o nieodpowiedniej porze, czy może była to kara…? Czy to za to, co wydarzyło się w Limbo? Wiedziała o tym ich czwórka oraz Lord Voldemort i jego przydupas kryjący się w czerni, bo nie sądziła, że tych dwóch co jeszcze z nimi byli, pamiętali cokolwiek, o ile w ogóle jeszcze żyli. Uśpili ich czujność i gdy przez miesiące spodziewając się ataku nic się nie wydarzyło… uderzyli teraz? Niebezpośrednio w nich, ale cierpiały na tym ich rodziny? Czy Florence była ceną za to, że Atreus nie uklęknął? Tak jak jej rodzinny dom był ceną za to, że i Lestrange tego nie zrobiła?

Jeśli tak, to… co będzie dalej?

Victoria tego nie przerywała. Stała za Laurentem, nachylona, delikatnie opierając dłoń na jego barku, kiedy ten odwrócił głowę do niej i patrzył na nią, ale jakby wcale jej nie widział. Milczał. Minęła sekunda, druga, ale czarnowłosa nie odmierzała czasu uderzeniami własnego serca, po prostu czekała, dając mu tyle chwil, ile potrzebował. Nie zważając na to, że wokół była jego najbliższa rodzina, że mogło się to wydawać dziwne… W taki dzień jak dzisiaj, można było wybaczyć znacznie więcej.

Ale w końcu się odezwał. I już miała uśmiechnąć się łagodnie i kiwnąć głową, by się wycofać, skoro nie chciał, ale nagle zmienił zdanie. Uśmiechnęła się tak czy siak i wyprostowała, zabierając dłoń. Cofnęła o krok, robiąc miejsce Prewettowi.

– Pomyślałam sobie, że wstanie dobrze ci zrobi – powiedziała, gdy już zrobili kilka kroków od stołu. Victoria go nie pospieszała, po prostu czekała. Gdy siedział i się do nikogo nie odzywał, wyglądało, jakby żeglował po myślach, na morza których wcale nie powinien dzisiaj wypływać. Pomyślała, że przyda mu się rozproszenie i zmuszenie do mówienia, albo chociaż do słuchania. Nie powiedziała tego jednak. Nie musiał tego wiedzieć – ale nie był przecież głupi, mógł się domyślić, jeśli nie dzisiaj, to może innym razem, gdy wróci pamięcią do tego dnia. – Nie, nie miałam – przyznała i nie było dalszego sprzeciwu czy gorliwego potakiwania. Prawda była taka, że w tym momencie Victoria gotowa była spełnić chyba większość nagłych zachcianek Laurenta, byle by go tylko rozproszyć. Większość – ale na pewno nie wszystkie, a poznanie członka jego rodziny nie było czymś, co mogłoby jej przeszkadzać, nawet jeśli okazja była smutna. Zatrzymała się, gdy i Laurent przystanął, podążając wzrokiem za tym wytyczonym przez niego – w miejsce, w które spoglądała przez moment, zanim podeszła do Laurenta wyrwać go z jego myśli. – Dziękuję – nie musiała potrafić czytać w myślach, by wiedzieć, że skoro Laurent tak skacze po tematach, to znaczy, że jest źle, bardzo źle. Zmarszczyła na moment brwi. – Pójdę gdzie tylko chcesz – odparła i powstrzymała odruch, w którym chciała poklepać go po ramieniu. – Ale jesteś pewien, że nie chcesz podejść tam? – tym było to okno, przy którym stał Atreus, Orion i Anthony. Zrobiła bardzo dyskretny ruch głową w tamtą stronę.

the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#15
01.07.2025, 22:57  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 07.10.2025, 09:49 przez Anthony Shafiq.)  
Stoi przy oknie w jednej linii z Orionem i Atreusem.

Atreus. Jego chrześniak, otrzymany w sensie przenośnym i dosłownym w spadku. Zawsze nieco teatralny, energiczny, znany ze swojego ognistego temperamentu. Teraz, jako zaprzeczenie samego siebie krzyczał głośniej swoim pozornym zobojętnieniem, niż byłby w stanie wyrazić setką słów.

Echo słów chłopaka odbiło się w czaszce Shafiq'a, znaną mantrą, choć dla niego były to tylko troski, przypuszczenia, nieznośne poczucie winy, które dociążało mu barki w bezsenne noce. Gdybym wiedział, gdybym dwa lata temu został wtajemniczony, gdybym nie bagatelizował zagrożenia, gdybym, gdybym gdybym...

gdybym był w domu

– Rozumiem. – Przełknął ślinę, odwracając pełną współodczuwania twarz ku cierpiącemu mężczyźni.– To nie jest Twoja wina, nie mogłeś przewidzieć, że jest inaczej. – Musiał to powiedzieć, bo była to prawda. Z drugiej strony zbyt dobrze wiedział, że na to nie było lekarstwa. Tylko działanie, które przebije natłok toksycznych myśli. Przeszłości nie zmienisz. Przyszłości nie przewidzisz. Pozostaje tylko teraz.

Zaraz potem, przy drugim boku Atrusa stanął jego brat Orion. Wymruczał w kierunku żałobnika coś, co umknęło Shafiqowi, choć sugestywnie postawiona między rodzeństwo butelka mogła być właściwym tropem. A potem starszy czarodziej zamilkł, mimowolnie przysłuchując się słowom pełnym żalu i kiełkującej w sercu nienawiści. Milczał, czując że wciąż stoi obok czegoś bardzo intymnego, w czym nie powinien uczestniczyć - wszak ani dobrze znał Florence, ani (pomimo oczywistego spowinowacenia) nie czuł się aż tak przynależny do tej rodziny, nie bardziej niż wuj Atreusa, który obiecał mu przed kilkoma miesiącami, że po śmierci Thomasa nie pozostawi go samego, podobnie z resztą jak przyjął te obowiązki wobec jednej z latorośli obecnej gdzieś tu na sali Jacqueline.

Nie powinien też nic mówić, w sumie zamierzał się oddalić, nawet jeśli rozmowy o robieniu "czegoś ponad to co wyznaczała litera prawa" prowadził już kilka ładnych dni. Pogrzeb nie powinien być miejscem, na budowanie politycznego zaplecza. Nie dziś, może jutro... Teraz nie chciał podsycać tej nienawiści, ale też, tak musiał to przyznać przed samym sobą: nie zamierzał jej tonować - gniew mógł przydać energię, której potrzebowali czystokrwiści aby oczyścić się z toksycznych jednostek. Gniew był tym, czego potrzebowali, aby przestać błądzić we mdlistej magmie oportunizmu.

Już chciał odejść, ale Atreus skierował swoją odpowiedź nie tylko ku bratu, ale również ku niemu. Odwrócił się do nich, szarość oczu nie nosiła już miękkości, a determinacja hartowała stal jego tęczówek. Nie był łowcą, nie był wojownikiem. Był politykiem, który potrafił czytać między wierszami. Czy Atreus potrzebował się przed nim usprawiedliwić? Nie musiał, grali do tej samej obręczy. Anthony miał koneksje. Mógł pomóc. Mógł po wszystkim znaleźć sposób, by zatuszować sprawę, albo wręcz przeciwnie, rozświetlić ją, opowiedzieć o niej, jako o zwycięstwie sprawiedliwości, wypełnić luki między okrucieństwem i vendetą, które sprawią, że zarówno sąd jak i społeczność przyjmie ich jak bohaterów. W razie czego... Najważniejsze, żeby pamiętali, aby przed wymierzeniem kary wyciągnąć z byłego oprawcy wszystkie informacje. To nie był jednak moment, na racjonalne plany.

Wycelowany weń wskazujący palec zignorował tylko pozornie, bo w pierwszej chwili zinterpretował go jako oskarżenie, jakby to on nosił tej nocy maskę i palił, a nie osłaniał i towarzyszył tym, którzy gasili. To było jego poczucie winy, to były jego myśli o tym co by było gdyby zainteresował się sprawą wcześniej. Teraz już nie było czasu i miejsca na łagodność w działaniu. Byli za późno, ale Spalona Noc dobitnie pokazała im, że kolejne wahanie przyniesie im tylko większą zgubę.

– Macie już jakiś trop? – zapytał cicho, w pełni unosząc powagę prowadzonej rozmowy. – Małomównego świadka, któremu trzeba pomóc odtworzyć ciąg wspomnień? – dodał drugie pytanie, upijając łyk ze swojej pięknie zdobionej kryształowej szklanicy, rozmyślając o tym jak jeszcze mógłby im pomóc teraz. Liczyło się tylko tu i teraz. Nie jesteście sami, miał nadzieję, że to usłyszą w jego pytaniach. Nie byli sami.
Czarodziej
*sigh*
Szczupły i dość wysoki (183 cm) mężczyzna o czarnych lokach i brązowych oczach. Często wydaje się być blady i zmęczony, a jego dłonie są niemal zawsze zimne. Na codzień stara się ubierać w miarę elegancko.

Basilius Prewett
#16
08.07.2025, 18:48  ✶  
Jestem przy Icarusie i Electrze –> potem podchodzę do Atreusa, Oriona i Anthony'ego przy oknie.

– Milczenie, czy siedzenie w jednym miejscu i mówienie że żadne słowa nie pasują, też samo w sobie nieszczególnie pasuje do pogrzebu – rzucił, zanim zdążył pomyśleć, a następnie wbił wzrok w swoje dłonie. Dotarło do niego, ku własnemu szokowi, że poczuł irytację słysząc odpowiedź Icarusa I milczenie Electry i dopiero po chwili dotarło do niego, że nie miało to żadnego związku z jego rodzeństwem. Bo co chciał od nich usłyszeć? Jakąś magiczne formułkę, która sprawi, że Atreusowi i Orionowi od razu się polepszy? Hah... Magiczna formułka. Teoretycznie podczas swoich studiów w Mungu uczono go jak przekazywać bliskim złe nowiny i jak im w tym pomóc. Teraz przypomniała mu się sytuacja podczas nauki, gdy któryś z profesorów oznajmił, że jednym z etapów wsparcia rodziny zmarłego było "zasugerowanie rozwiązania." Chodziło oczywiście o wsparcie psychiczne, ale ktoś żartobliwie spytał, czy chodziło o nekromancję. Wtedy wydawało się to jakoś zabawniejsze. – Przepraszam. Nie o to mi chodziło.
Na dobrą sprawę Ari miał przecież rację. Żadne słowa nie były w tej sytuacji odpowiednie, bo gdyby takie istniały, Basilius z pewnością już dawno nauczyłby ich się na pamięć. Jego spojrzenie spoczęło na Atreusie i Orionie, obok których obecnie stał właśnie Shafiq. Pewnie składał im kondolencje i mówił... Matka wie co. Nie zdziwiłby się nawet, gdyby polityk właśnie przedstawiał im jakąś ofertę współpracy czy cokolwiek. Może... Może powinien tam podejść. Tak na wszelki wypadek. Nie ważne, że dalej nie miał pojęcia co powiedzieć kuzynom.
– Zaraz wrócę – rzucił do rodzeństwa i ruszył w kierunku zgromadzenia przy oknie. Chciał się tylko upewnić, że Shafiq nie wykorzystywał sytuacji. Nic więcej. Czemu miałby to robić? Nie miał pojęcia, ale chyba dzisiaj nie myślał do końca racjonalnie. No i musiał się czymś zająć.
– W Mungu przynoszą kwiaty do jej gabinetu. Pacjenci i pracownicy – powiedział do Atreusa i Oriona, a następnie skinął głową Shafiqowi. – Panie Shafiq. Cieszymy się, że pan przyszedł. – To nawet nie było kłamstwo. W końcu mężczyzna był związany z rodziną Bulstrode.
Holding The Grudge
do dilfs
not drugs
Wysoki na 183 centymetry wzrostu, umięśniony, chociaż nie tak wysportowany jak większość Aurorów. Ubiera się w mundur, który nosi dumnie, lub w proste, kolorowe koszule, marynarki i spodnie od garnituru. Błękitne oczy i ciepły uśmiech sprawiają, że jego spojrzenie stopiło już niejedno serce.

Orion Bulstrode
#17
10.07.2025, 19:33  ✶  
Był roztrzepany, nieuważny, zamyślony — odcięty od otaczającego go świata. W tej chwili interesował się jedynie tym, żeby jego kieliszek otrzymywał stałe dolewki alkoholu. To oraz rosnące poczucie chęci zemsty na ludziach, którzy odebrali mu siostrę. Zawsze opowiadał się za przestrzeganiem prawa i jego zasad, ale teraz nie widział w tym większego sensu. Ministerstwo przez ostatnie miesiące raz za razem dowodziło swojej nieudolności, a strata Florence była kroplą, która przelała czarę niepewności, jaka budowała się w nim od jakiegoś czasu. Jeśli nie mógł liczyć sprawiedliwość, musiał sięgnąć po nią samodzielnie. W jego głowie powoli rodził się plan działania. Z jednej strony chciał się tym zająć samodzielnie, żeby nie ryzykować życiem kolejnej bliskiej osoby, ale po prostu wiedział, że nie ma prawa odcinać od tego Atreusa. Właśnie dlatego postanowił złożyć mu swoją propozycję. Bez większego zastanowienia czy przemyślenia tego, że jego propozycja dość znacząco odbiega od wykonywanego przez nich zawodu. W tej chwili pozycja aurora była ostatnim, czym się przejmował. Bo po co miał pracować w miejscu, które raz za razem zawodziło społeczeństwo? Podejrzewał, że nie jest jedynym, który czuje się w taki sposób.
Zerkał na brata i chociaż ten znajdował się na wózku, tym razem nie dało się odnaleźć na twarzy Oriona przesadnej troski czy chęci matkowania. Jasne, cieszył się, że Atreusowi nie stało się nic więcej, ale nie chciał znowu wchodzić w rolę nadopiekuńczego opiekuna, który za wszystko, co złe obwinia samego siebie. Po prostu nie mieli na to czasu. Zerknął tylko na matkę, po czym jego palce zacisnęły się mocno na butelce. Upił kolejny łyk alkoholu, mając nadzieję, że brat zgodzi się na jego pomysł. Chaotyczny, niedopracowany, polegający bardziej na chęci zemsty niż poczuciu zaprowadzenia sprawiedliwości.
Gdy usłyszał zgodę, poczuł, jak z serca spada mu kamień. Czyli nie był sam, chociaż tyle. Zmarszczył się jednak lekko, gdy rozmowa zeszła na potencjalną akceptację ich działań.
— Flo była z naszej trójki najlepsza. Zawsze dbała o wszystkich, a dopiero potem o siebie. Ktokolwiek ją nam odebrał, kimkolwiek jest ten szczur — dopilnuję, żeby spotkał go dużo gorszy los. Nawet jeśli by tego nie zaakceptowała, to jesteśmy jej to winni — dokończył i chociaż spojrzenie miał chłodne, to mimowolnie lekko się skrzywił. Pomimo panującej sytuacji, gdzieś w środku wciąż był tym starym, porządnym Orionem. Szybko jednak przywołał się do porządku.
Był roztrzepany, nieuważny, zamyślony — odcięty od otaczającego go świata. W tej chwili interesował się jedynie tym, żeby jego kieliszek otrzymywał stałe dolewki alkoholu. Był na tyle rozkojarzony, że nie zauważył osoby, która stała tuż obok nich, przysłuchując się tej rozmowie.
Widząc Anthony'ego, w pierwszej chwili drgnął, czując jak w środku zaczyna panikować. Próbował zebrać na szybko jakieś wytłumaczenie czy może zrzucić to na żart. Nie ze strachu przed konsekwencjami. Po prostu nie chciał, żeby ktoś im przeszkadzał. Otworzył usta, chcąc rzucić jakąś na szybko wymyśloną opowiastkę, ale zanim to zrobił, mężczyzna go uprzedził i przy okazji dość mocno zaskoczył. Czyli była ich już trójka. W sumie to czemu nie.
— Nie, jeszcze nie. Przez kilka ostatnich dni byłem... nieco roztrzepany. Ale spokojnie. Jutro pójdę do biura i sprawdzę akta. Dam... wam znać, co znalazłem. I pójdziemy dalej tym tropem — rzucił chłodno, po czym dolał obu mężczyznom kolejną kolejkę, samemu upijając solidny łyk gorzkiego trunku.
hold me like a grudge
and what an ugly thing
– to have someone see you.
Stosunkowo wysoki mężczyzna, mierzący sobie 183 centymetry wzrostu. Posiada włosy barwy ciemnego blondu i jasne, błękitne oczy. Budowa jego ciała jest atletyczna, a na twarzy często widnieje lekki, szelmowski uśmieszek. Porusza się z nonszalancją i pewną niedbałością.

Atreus Bulstrode
#18
15.07.2025, 04:24  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 15.07.2025, 04:28 przez Atreus Bulstrode.)  
stoję przy oknie z Orionem, Anthonym i Basiliusem

To nie była jego wina. Oczywiście, że nie miał na to wpływu, a jednocześnie wszystko w nim krzyczało inaczej. To nie twoja wina - powtarzał ojciec, matka, brat, reszta rodziny i wreszcie też sam Anthony. Nie ważne jednak ile razy słyszał te słowa, nie ważne ile razy sam je sobie powtarzał w głowie, chcąc uśmierzyć narastający ból - nic nie było w stanie zmienić faktu, że zwyczajnie chciał być winny. Gdyby był, znaczyłoby to że mógł coś faktycznie zrobić. Że mógł to zmienić, może jeszcze wcześniej, kiedy był czas, wybłagać zmieniać czasu od Slughornów i pojawić się na Horyzontalnej w odpowiednim momencie. Zmienić bieg historii.

Ale winnym pozostawał tylko i wyłącznie bezimienny śmierciożerca, który pozostawał poza zasięgiem jego zmęczonych, kurczowo trzymających w palcach szklankę, dłoni. Bez niej pewnie znowu zaciskałyby się w pięści, wokół własnego bólu i złości.
- Oczywiście - wydusił z siebie w kierunku Shafiqa, ale nie mógł powstrzymać się na tyle, żeby w głosie nie pobrzmiała kpina.

Wcześniej stał nad przepaścią - tuż przed mostkiem, chybotliwym i wrażliwym na każdy powiew wiatru. Ta ziejąca ciemnością dziura była wszystkim tym, przed czym wzbraniał się rąkami i nogami - wszystkim, na co do tej pory zamykał oczy, bo przecież tak cholernie zależało mu na tym, żeby zachować neutralność. To było zwyczajnie wygodne i opłacalne, kiedy mógł do każdego uśmiechać się tak samo i korzystać z rozległych przywilejów. Zamykał oczy na tendencje przyjaciół, na poglądy ich rodzin i nawet jeśli nie miał do nich teraz żalu, to czuł że stanie w miejscu się skończyło. Śmierć Florence była tym co pchało go do przodu przez ten mostek - w stronę posunięć pewniejszych i bardziej radykalnych, a to z kolei, kurwa mać, sprawiało że czuł się tylko gorzej. Nie musieli sobie przecież niczego obiecywać ze Stanleyem, Anthonym i Louvainem - doszli dawno temu do jakiegoś cichego porozumienia, że jeśli kiedykolwiek staną po przeciwnych stronach barykady, nie podniosą na siebie różdżek. Nie zrobią sobie krzywdy. A Atreus, mimo że cierpiał, mimo że wszystko rozdzierało go od środka, mimo że nienawidził, bardzo chciał żeby przynajmniej to pozostało niezmienne. Dlatego na moment obejrzał się na Louvaina, kiedy Orion kontynuował swój wywód.

Atreus spojrzał na Shafiqa ponownie, trochę mętnym spojrzeniem, ale tym razem o wiele bardziej uważnie, jakby chciał dopatrzeć się w nim czegoś, co do tej pory zwyczajnie mu umykało. Początkowo chyba faktycznie skupił się na jego słowach, jakby kryło się za nimi coś więcej, jakby może miał kogoś konkretnego na myśli. Ale potem coś za tymi błękitnymi oczami przeskoczyło i Bulstrode próbował już nie przejrzeć same jego słowa, a to co kryła wzniesiona przez niego bariera, obdzierająca go ze wszystkich kolorów.

// percepcja ◉◉◉◉○ na aurowidzenie papy chrzestnego
Rzut PO 1d100 - 34
Slaby sukces...


Zwykle starał się szanować prywatność tych, którzy posługiwali się oklumencją, a jednocześnie byli mu zwyczajnie bliscy. Teraz jednak coś wewnątrz niego burzyło się, chcąc obedrzeć każdego z tej obrony, jakby na nią nie zasługiwali, póki gołymi rękoma nie pochwyci winnego całej tej tragedii.
- Najpierw pogrzeb - powiedział spokojnie, za bratem - Nie byłem w pracy od Spalonej Nocy. Nie wpuściliby mnie tam nawet gdyby nie przygotowania do pożegnania się z Florence - skrzywił się odrobinę na słowa Basiliusa, jakby to było zwyczajnie za mało i nie był w stanie znaleźć w tym pocieszenia. - To... miłe? - rzucił chłodno, jakby smakował ten koncept. Współczucie obcych ludzi niewiele jednak w tym momencie dla niego znaczyło. Kwiaty zwiędną i w końcu je uprzątną, a gabinet Flo zajmie ktoś inny. Wszystko przeminie, świat wróci do porządku dziennego. Dokładnie tak jak powiedział Roselyn.
Czarodziejska legenda
She should be sure in her soul that the most terrifying thing in the forest was her.
Wiedźma, która mieszkała w domku stojącym na kurzych nogach. Jadła dzieci na śniadanie — i prawdopodobnie na obiad i do herbaty.

Baba Jaga
#19
15.07.2025, 04:44  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 15.07.2025, 04:44 przez Baba Jaga.)  
do Louvaina

Stanleya niestety nie było. Anthony też się chyba gdzieś chwilowo zapodział, chociaż Louvain mógł przysiąc, że widział jak na pogrzebie łapie za jeden ze świstoklików, które przeniosły ich do Kestwick. Był więc sam jak palec, bez swoich kolegów, bo Atreusa aktualnie okupowała rodzina, pomijając oczywiście jego pełne żałości wyglądanie przez okno. Jeśli jednak Lestrange pragnął cieszyć się chwilą samotności, to ta wcale nie potrwała długo, zanim poczuł na tyle swojego ramienia lekkie szturchnięcie, próbujące ewidentnie zwrócić jego uwagę.
- Louvain, prawda? Mam wrażenie, jakbyś jeszcze wczoraj jako nastolatek, przyszedł do naszej kamienicy w odwiedziny - Lavinia uśmiechnęła się do niego lekko, przyglądając się przez moment w zastanowieniu, jakby próbowała określić czy bardzo wyrósł i czy na mężczyznę. Wydawała się nie pasować do otoczenia tylko odrobinę, bo na jej twarzy brakowało ponurego nastroju, który ustępował raczej jakiemuś głębokiemu spokojowi, przynajmniej kiedy nie uśmiechała się miło do tych, których zaczepiała. - Wszyscy pytają nas jak się czujemy, a jak ty się czujesz? To okropne patrzeć, kiedy nasi przyjaciele tak okropnie cierpią - westchnęła, na moment posyłając spojrzenie bratankowi, ale to szybko znowu wróciło na Lou.
Lestrange mógł faktycznie Lavinię kojarzyć z domu Bulstrodów; zwykle roztrzepaną, pełną energii kobietę, od której momentami biło nieco zbytnim ekscentryzmem. Przypominała bardziej swojego brata, Gregorego, niż poważnego ojca Atreusa, ale w gruncie rzeczy była miłą i przyjacielską osobą.

the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#20
15.07.2025, 13:23  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 07.10.2025, 09:50 przez Anthony Shafiq.)  
Rozproszenie ◉◉◉◉○, Oklumencja III
Rzut PO 1d100 - 54
Sukces!

Jedną z najważniejszych rzeczy, którą udało się Anthony'emu osiągnąć, z której był prawdziwie dumny i którą cenił ponad wszelką zawartość piwnicy letniej rezydencji Little Hangleton, była umiejętność skutecznego ukrywania siebie przed okiem zbyt wścibskich magów, w których krwi płynęła gęsta lśniącca mikka. Aury, nici, przyszłość... Tożsamość. Relacje. Władza nad samym sobą. Fakt, że oddzielał się ścianą od prób ingerencji, czy choćby niemej obserwacji, stanowił jego chlubę kolejne dziesięciolecia. Pewność którą czuł w sytuacjach chociażby takich jak ta - gdy każda z zaproszonych osób mogłaby wciskać się w jego mózg, pozyskiwać informacje, które mogłyby mu jakoś zaszkodzić, ścierała się z niepewnością, gdy raz za razem kolejne osoby udowadniały mu że to za mało. Że nie ma muru, którego nie da się przebić.

Tym razem jednak kamienie stały niewzruszone, a jedyne z czego Atrus mógł korzystać, to wytrenowane zmysły śledczego, znajomość ludzkiej natury, gestów, doboru słów.

Słów, których Anthony już nie używał, wycofując się niejako z rozmowy, gdy coraz więcej było w niej zmiennych, a krąg przy oknie powiększał się z każdą chwilą. Basiliusowi skinął głową, wzniósł współczujący toast dolanym mu przez Oriona alkoholem i zwarł usta na grubej, pięknie ciosanej kryształowej szklanicy. Czekał. Obserwował. Miękki i współczujący, giętki wciąż i niezmiennie wężowym kręgosłupem totemicznego zwierza.

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Baba Jaga (684), Laurent Prewett (755), Victoria Lestrange (1378), Atreus Bulstrode (1806), Basilius Prewett (939), Icarus Prewett (675), Louvain Lestrange (250), Anthony Shafiq (1511), Electra Prewett (202), Jacqueline Greengrass (256), Orion Bulstrode (1634)


Strony (3): « Wstecz 1 2 3 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa