- Laurent ma rację - odpowiedział na słowa kapitana, zerkając przelotnie na Prewetta. - Wszystko zależy co wypłoszyło je z wcześniejszych terenów i póki nie poznamy tej przyczyny, albo jej zaradzimy, to nie będzie stu procent pewności, że nie postanowią wrócić. Zabijanie ich jest jakimś rozwiązaniem, ale nie daje to pewności że inni przedstawiciele tego gatunku nie pójdą w ich ślady, kiedy nadarzy się taka okazja. - potem natomiast poświęcił znowu nieco więcej uwagi słowom Hestii, która wydawała się znać najmniej na tym, co obejmowało wiedzę na temat magicznych stworzeń. - Wcale - rzucił krótko, dopiero potem uświadamiając sobie, że może nawet nie wiedziała jaka jest tutaj różnica. - Istoty to coś pokroju wili, wiedźm czy wilkołaków. Węże morskie natomiast zaliczają się do stworzeń i przez to zachowują się dokładnie jako takie - bazując na instynkcie. Ich problem polega na tym, że są wysoko klasyfikowane, a przez to w kontaktach z człowiekiem niebezpieczne. W normalnych warunkach pewnie sprawy wyglądałyby inaczej, bo drapieżniki z reguły unikają niepotrzebnej walki - zranienie mogłoby uniemożliwić im polowanie i pożywianie się, ale te tutaj wyraźnie wymykają się normom. Opuściły swoje dotychczasowe tereny, a jeśli faktycznie historia się powtarza, są podburzone i reagują gwałtowniej.
- Dodatkowo, myślę że panna Bletchley ma rację, lepiej się podzielić. Żebyśmy przypadkiem sobie nie przeszkadzali, kiedy zrobi się gorąco. Sobie i załodze, która będzie próbować utrzymać statek w całości - zwrócił spojrzenie na kapitana, jakby chcąc otrzymać potwierdzenie że fakt, lepiej było nie wchodzić w drodze załodze, która miała nie dać im skończyć w morskiej toni, ale ten ostrzegł ich o prądzie i statek podskoczył na falach, chybocząc się i zaburzając równowagą pasażerów, ale chyba każde z nich ustało na nogach. - Czy to normalne na tym obszarze? - zapytał, spoglądając na rozbujane nierówno fale i zmarszczone niespokojnie brwi McGregorego.
Go on, stick your bloody head in the jaws of the beast