Lubiła dyskutować, zwłaszcza, kiedy wiedziała, że ma cały zestaw argumentów, który potwierdzałby stawianą przez nią tezę, oczywiście wiedziała, że nie wiąże się to od razu z udowodnieniem swojej własnej racji, bo z tym bywało różnie, czasem jej potwierdzenia nie były wystarczające, ale mogły zasiać ziarno, doprowadzić do ponownej analizy, co samo w sobie było sukcesem. Nigdy nie narzucała swojej opinii, raczej po prostu skłaniała do myślenia, patrzenia na problem z różnej strony, nie uważała się za alfę i omegę, by narzucać swoje podejście.
- Tak, lepiej nie wywoływać wilka z lasu. - Bo jeszcze postanowi się pojawić, a tego zdecydowanie by nie chcieli, nie tutaj. To miał być miły wieczór, bez niepotrzebnych zawirowań, zupełnie przewidywalny. Wiedziała, że Benjy pełnił tutaj dość ważną funkcję, dbał o to, by nic nie przeszkodziło parze młodej podczas ceremonii.
Odpłynęła na chwilę, jednak jakoś udało jej się wrócić, zapewne nikt obok nich nie zauważył tej jej chwilowego zawieszenia, nie trwało ono zbyt długo. No prawie nikt, Fenwick wiedział, dostrzegał te momenty, w których odpływała, dawał jej czas, znajdował się tuż obok, świadomy tego, że tak już po prostu miała. Nie próbował interweniować, chyba przez ten czas, który ostatnio razem spędzili wiedział już, jak to działało, dawał jej czas którego potrzebowała i wsparcie, nie oceniał, nie komentował, po prostu był przy niej.
Ceremonia się rozpoczęła, a kapłan zacząć mówić. Bletchley wpatrywała się z uwagą w ołtarz, uważnie, by nic jej nie umknęło. Ten obraz na pewno wbije się w jej umysł na długo - nie, żeby to było coś wyjątkowego, pamięć Prue była nieco wyjątkowa, trudno jej było wyprzeć z niej cokolwiek. Tego jednak na pewno nie będzie żałowała, bo był to wyjątkowo majestatyczny widok.
Sebastian mówił pięknie, nie wszyscy kapłani byli aż tak biegli w słowie, jednak on radził sobie z nim wyjątkowo dobrze. Zdecydowanie młodzi wybrali odpowiednią osobę do przeprowadzenia tej ceremonii, w końcu naprawdę wiele zależało od tego, kto się tym zajmował. Czarował głosem i słowem, wiedział co robić, aby wzbudzić dobre wrażenie.
- Może dla niego to objawienie, kto wie, co kapłani mają w głowach. - Skomentowała cicho. Temat wiary od zawsze nieco ją intrygował. Zdawała sobie sprawę z tego, że niektórzy widzą więcej, czują więcej, Sebastian być może był naznaczony przez siłę wyższą, aby na ziemi pokazywać jej istnienie w wyjątkowo przystępny sposób. Nie do końca miała pojęcie jak to działało, zaliczyła nawet pewną wątpliwość w samo istnienie Matki, gdy jej własne życie się rozsypało, jednak kiedy tutaj stała i wpatrywała się w to, co działo się na ołtarzu czuła, że może tak właśnie miało być. Wątpliwości, wahania, by później coś innego mogło spowodować powrót do dawnych przekonań. Nic przecież nie działo się bez przyczyny, musiała przeżyć swoje, aby znaleźć się tutaj, zupełnie odmieniona.
- Nie jestem w stanie sobie wyobrazić co to był za uścisk dłoni, że pamięta go do dzisiaj. - Szepnęła cicho, by jej głos nie daj Merlinie nie dotarł do nikogo więcej, niż do Benjy'ego. Wiedziała, czym zajmowali się Yaxleyowie, miała szansę widzieć Geraldine siedzącą spokojnie, zupełnie obojętną w ogrodzie kiedy jej narzeczony i Benjy tłukli się dosyć brutalnie. Nie robiło to na niej żadnego wrażenia, w przeciwieństwie do samej Prue, która nie przywykła do oglądania takich zabaw, nawet z okna. Wiedziała już, czego może się spodziewać po podobnym towarzystwie, chociaż nadal próbowała zrozumieć jak właściwie może sprawiać to komukolwiek frajdę.
Na ołtarzu pojawiły się kapłanki, Prue skupiła się więc nieco bardziej, by dostrzec to, co właściwie się tam działo. Jeszcze nigdy nie widziała tego typu rytuału, więc wzbudził on jej zainteresowanie. Kapłan, a później kobiety misternie plątały więzy na ich dłoniach. Było w tym coś mistycznego, Bletchley wstrzymała oddech, jakby nie chciała, aby on mógł im w tym przeszkodzić.
Później na ołtarzu znalazły się kolejne osoby, które dodawały swoje wstęgi, wtedy dopiero opuściła ramiona i odetchnęła głęboko. - To widok warty zapamiętania. - Mruknęła cicho, tak, by jej szept doszedł tylko do uszu Fenwicka.