• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Śmiertelnego Nokturnu v
1 2 3 Dalej »
[02.09.72] It ain't safe for the pure or mudblood girls

[02.09.72] It ain't safe for the pure or mudblood girls
evil twink
Sup ladies? My name's Slim Shady
I'm the lead singer of Kromlech
Zimna cera i jeszcze chłodniejsze spojrzenie. Kruczoczarne włosy i onyksowe tęczówki bardzo wyraźnie kontrastują ze skórą bladą jak kreda. Buta oraz wyższość wylewa się z każdego gestu i słowa. Mierzy 187 centymetrów o szczupłej sylwetce, która coś jeszcze pamięta ze sportowych czasów. W godzinach pracy zawsze ubrany elegancko, zaczesany, a swoje tatuaże ukrywa pod zaklęciami transmutacji. Po godzinach najczęściej nosi się w skórzanych kurtkach i ciężkich butach.

Louvain Lestrange
#1
23.12.2024, 16:00  ✶  

Każdy dzień to niezerowa szansa na wizytę Louvaina w Ataraxii. Podobnie jak połknięcie baterii w którejś z celi więzienia Clerkenwell. Żeby wyjść z sytuacji beznadziejnej, ludzie bez perspektyw zdolni byli do samouszkodzenia, wiedząc że ostatnią walutą jaką posiadali było ich zdrowie. Wtedy błyskawicznie się nimi zajmowano. Oprócz oczywistego wyjścia z celi, w jednej chwili zyskiwali dostęp do całej palety nowych rozwiązań. No i czym innym było zatajenie informacji przez Ambrosie o nieformalnym ślubie jego bliźniaczki z Alexandrem, jak nie symbolicznym połknięciem baterii? Szczególnie po tym kiedy zawarli umowę co do wspólnego sabotażu tej potępianej przez nich obojga relacji. Fakt, to że ten cyrk zwany potocznie ślubem miał odbyć się gdzieś między wozami drabiniastymi po środku niczego, był w pewnym stopniu okolicznością łagodzącą. Jednak to, że tamci przysięgali sobie, cokolwiek sobie przysięgali straceńcy bez wyroku, nad spiralą białego, psiego gówna, nie oszczędziło wstydu ani jemu, a tym bardziej jego rodzinie. Zamiast uprzedzić go wcześniej o takim maleńkim szczególe, zataiła to, sprawiając że Mulciber zrobił sobie z własnego ślubu patyk z nabitym psim gównem na niego. I właśnie tym patykiem z nabitym psim gównem, machał Louvainowi i wszystkim jego bliskim przed twarzą z zamiarem obrzydzenia i wywołania skandalu. I wyszło mu to znakomicie.

Nie wiedział jakie miała ku temu intencje, co tym posunięciem zamierzała osiągnąć. Jedno było jasne, odwlekła jego gniew w czasie. Rosie połknęła baterię, akceptując ryzyko rozszczelnienia się baterii i przedostania się kwasu siarkowego zawartego w elektrolitach do jej organizmy. Z jednej strony to urocza nowość w jej diecie obok wstydu, porzucenia i zawodu, którymi karmił ją Alexander na co dzień. Z drugiej jednak opcjonalna śmierć z zatrucia przewodu pokarmowego. Zyskała kilka miesięcy spokoju. Po ich czerwcowych zawirowaniach Lestrange dał jej dużo swobody. Nie rzucała mu się niczym w oczy, a on sam był zbyt zajęty knuciem i spiskowaniem, by pozwalać sobie na przyjemność z nieprzyjemności Rosie. Szambo jednak wyjebało, obryzgało każdego kto tylko stał zbyt blisko cygańskiej mierności. Na szczęście Alex nie odczytał intencji Lou, więc nie wiedział co było między nim, a słodką trzpiotką. Ciekawe czy gdyby wiedział, to czy zdecydowałby się na te same posunięcia do których niewątpliwie był zdolny. Czy skazałby swoją kochankę na gniew Lestranga? Po tym co zrobił powinien jej teraz strzec dzień i noc, albo chociaż ukryć tam gdzie Zimny wzrok nie sięga.

A to, że elektrolitów i kwasu siarkowego raczej mało kto używał do produkcji baterii w magicznym Londynie, nie oznaczało że Rose była bezpieczna. Musiała wiedzieć, że ten gnojek kiedyś przyjdzie. Pojawi się i zażąda cierpienia, bo tego najbardziej od niej pożądał. I w tej samej "bateriowej" alegorii, jej zdrowie było jedyną walutą zdolną wykupić ją przed zamknięciem w najciemniejszym lochu pod Kromlechem. Zadać jej ból to jedno, ale uszkodzić śliczną twarz to granica, której nie potrafił przekroczyć. Jakby ikona w cerkwi. Popatrzy na nią, oczy ucieszy, zadręczy i pójdzie.

Spacer po Nokturnie, szczególnie ten wieczorny to zawsze obietnica atrakcji. Przynajmniej w jego wydaniu. Bo pasował do tej dzielnicy jak cygan na weselu. Zbyt drogi w ubraniu, zbyt gładki na twarzy. Tylko spojrzeniem, posępnym i złowrogim, potrafił wpasować się w klimat okolicy. Mógłby się teleportować od razu do Ataraxii, unikając nieprzekonywalnych spotkań. Mógłby ale to było zbyt proste, wolał przyjrzeć się dokładniej urokliwym krajobrazom. Im dalej od Pokątnej, a nawet Horyzontalnej, tym bardziej odczuwalny był fetor uryny i innych fekaliów. Coraz mniej przystępny Londyn rysował się przed nim urbanistyczną kreską. Więcej gniewu w każdym zakamarku, mniej życzliwości. Nawet bez mugoli, magiczny Londyn borykał się z problemami równości. Widział to w każdej mijanej fasadzie budynków i w każdym wzroku autochtonów. Dotarłszy do celu, miejsca Rosie, wszedł do środka. Widząc, że ktoś oprócz niego jest już w środku, nie odezwał się w żaden sposób. Żaden sarkazm, ani cynizmu nie zapowiedziało jego paskudnej wizyty. Wybrał sobie tylko dogodny kącik z którego obserwował pomieszczenie, czekał aż zostaną sami. Niby nieznacznie, ale jednak, zerkał w jej kierunku chcąc skrzyżować ich spojrzenia, być może uda mu się ujrzeć jej pierwszy, kochane, wzdrygnięcie na jego widok. I tak dał jej od wesela sporo czasu na przygotowanie się na niego.


!nokturn
wiadomość pozafabularna
11. Wszyscy są równi? Wystarczy spojrzeć na ulice, by zobaczyć, że to kłamstwo.
Czarodziejska legenda
Przeciwności losu powodują, że jedni się załamują, a inni łamią rekordy.
Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.

Pan Losu
#2
23.12.2024, 16:00  ✶  

Podążają za tobą nieprzychylne spojrzenia. Może to zostać wykorzystane przeciwko tobie*.


* jeśli jesteś funkcjonariuszem, to trudno będzie ci załatwić to, po co tutaj przyszedłeś – postaci niezależne będą ostrzeżone o twojej wizycie.
entropy
What if I fall into the abyss?
What if I swing only just to miss?
Jest w niej pewna nerwowość, którą widać tak samo w gestach jak i odległym spojrzeniu zielonych oczu, pod którymi rozsiane zostały konstelacje piegów. Blond włosy ma zawsze ścięte przed ramiona. Jej drobną, niewielką (160cm) sylwetkę otacza zwykle ciężki zapach kadzideł, który wydaje się wżerać w każdy skrawek jej ciała i noszonych przez nią materiałów, ale kiedy komuś dane jest znaleźć się dostatecznie blisko, spod spodu przebija się pewna o wiele lżejsza nuta, przywodząca na myśl letnią noc, podczas której z łatwością można policzyć na niebie wszystkie gwiazdy.

Ambrosia McKinnon
#3
30.12.2024, 07:29  ✶  
Bawiło ją odrobinę to, jak zdążyła się przyzwyczaić do aktualnej sytuacji. Do perspektywy wizyty Louvaina, która wisiała nad nią już od paru dobrych lat i początkowo faktycznie czuła na tę myśl niepokój, który wiązał jej żołądek w supeł, zaciskający się tylko mocniej, kiedy wreszcie przychodziło jej oglądać jego twarz. Ale potem? Teraz?

Dziadek często mówił, że obcując z różnymi rzeczami, ludzie nie tyle się do nich przyzwyczajali, co ogarniała ich znieczulica. On miał na myśli kurwy zgarnięte z Nokturna, chodzące zwłoki, które niejeden traktował gorzej niż szczury panoszące się po zaułkach, ale Rosie dość szybko zaczęła tę prawidłowość odnosić do innych sytuacji. Tak samo jak nie mrugała okiem na dziejący się w Kościanym Zamtuzie nierząd i swąd czarnej magii, tak czuła niesprecyzowaną pustkę kiedy myślała o Louvainie. Była tam złość, ale przykryta warstwą codziennych obowiązków, problemów i niechęci. Skrywająca się pod goryczą co i rusz łamanego serca i ostatnim mętlikiem w głowie, jakie ciągnęło za sobą Wesele i Windermere.

Lestrange, o zgrozo, był jedną z najbardziej stabilnych rzeczy w jej dotychczasowym życiu, jakby nieświadomie wślizgując się na miejsce Alexandra i czasem, bardzo rzadko, Ambrosia zastanawiała się co stanie się, kiedy go zabraknie. I nie przyznawała się nawet przed samą sobą, że chyba odrobinę bała się tego momentu.

Bo czymże był Louvain, jeśli nie głównym wyznacznikiem tego, jak bardzo oddana była najważniejszemu mężczyźnie w jej życiu? Tym, jak wielka była jej miłość, ale i egoistyczna, przeżerająca ją na wskroś chęć posiadania go tylko dla siebie, a jeśli nie mogła tego mieć... wtedy był on miarą tego, jak mocno mogła nienawidzić.

Nic mu nie mówiła, bo powszechnie znaną prawdą było, że kiedy się o czymś nie rozmawiało, wtedy nie miało to miejsca. Nie istniało to w jej małym wszechświecie, w którym tego typu zdrada nie powinna nigdy mieć miejsca. Louvain nie rozumiał - a najgorsze było dla niej to, że ona rozumiała czemu tak było. Sama siebie nazwałaby skończoną idiotką, gdyby znajdowała się na jego miejscu. I sama sobie chciałaby wyznaczyć za to wykroczenie adekwatną karę.

Nie drgnęła, kiedy cichy dzwonek zawieszony nad drzwiami wejściowymi zabrzęczał, informując ją o pojawieniu się nowej osoby. Zamiast tego, z tak samym promiennym uśmiechem przyczepionym do twarzy, sięgnęła po niewielki pakunek i wcisnęła go w dłonie ostatniego klienta, zanim ten pośpiesznie pokiwał głową, podziękował i udał się do drzwi wyjściowych. A potem zielonkawe spojrzenie prześlizgnęło się w bok, od pleców wychodzącego mężczyzny do sylwetki nowego gościa i uśmiech kobiety natychmiastowo zgasł, jak płomień świeczki, sprawnie zgaszony przez nią palcami w tym samym momencie.

W pomieszczeniu unosił się silny zapach kadzideł, tak typowy dla tego miejsca, nawet jeśli przeprowadzone w wakacje drobne remonty pomogły w odcięciu się od płynących z ulicy charakterystycznych dla Nokturnu zapachów. I przez moment McKinnon bardzo chciała jakimś cudem rozpłynąć się w sinym dymie, unoszącym się niemrawo z kadzideł i dogaszanych na stoliku świeczek. Czując ciepło płomyków na opuszkach palców mimowolnie pomyślała o wieczorze kiedy Louvain ją poznał.

Jej spojrzenie stwardniało i jeśli wcześniej było w nim jakieś zawahanie czy wycofanie, teraz zniknęło w wyćwiczony sposób kogoś, kto na życie zarabiał odgrywając przed ludźmi najlepszą na Nokturnie wróżkę i kto potrafiła siłą zmusić zjawy do przejścia przez zasłonę. - Zmień na zamknięte, jeśli nie chciałbyś mieć publiki w postaci przypadkowych klientów - rzuciła z przekąsem, niedbałym gestem ręki wskazując na drzwi.


she was a gentle
sort of horror
evil twink
Sup ladies? My name's Slim Shady
I'm the lead singer of Kromlech
Zimna cera i jeszcze chłodniejsze spojrzenie. Kruczoczarne włosy i onyksowe tęczówki bardzo wyraźnie kontrastują ze skórą bladą jak kreda. Buta oraz wyższość wylewa się z każdego gestu i słowa. Mierzy 187 centymetrów o szczupłej sylwetce, która coś jeszcze pamięta ze sportowych czasów. W godzinach pracy zawsze ubrany elegancko, zaczesany, a swoje tatuaże ukrywa pod zaklęciami transmutacji. Po godzinach najczęściej nosi się w skórzanych kurtkach i ciężkich butach.

Louvain Lestrange
#4
01.02.2025, 20:27  ✶  

Należało umrzeć, żeby dostąpić błogosławieństwa. Nigdy nie zwracał się do Ambrosie jej pseudonimem, odrzucał jej wykreowaną personą Lady Macarii. Zbyt dobrze ją znał by traktować taką małostkę tak dosłownie. Widział ją w stanach w jakich nie mógł widzieć ją nikt inny, więc kogokolwiek nie chciała udawać przed obcymi, lub niechcianymi, on dobrze widział jakiej konstrukcji była wewnątrz. Dlatego Ambrosia McKinnon nigdy nie dostąpi błogosławieństwa, bo Louvain Lestrange nigdy nie pozwoli jej umrzeć. Zapewne nigdy nie prosiła o takiego obrońcę, ale póki on żyje nie pozwoli żeby przytrafiło się jej nic szczęśliwego w jej nieudanym życiu. Zaciągnęła u niego spory dług, kpiąc sobie z niego swoimi karcianymi zagrywkami, a egzekucja tego długu była rozłożona w nieskończonej ilości rat. Właściwie to oczekiwał od niej uregulowania nie tylko swojego własnego długu, lecz również cudzego. I choć Alexander nie związał się z nią, a z jego siostrą, to właśnie Trzpiotce przyjdzie spłacać dług zaciągnięty u Louvaina przez Mulcibera. Bo jak mógłby skrzywdzić go bardziej, krzywdząc jedyną osobę tak bezgranicznie mu oddaną? Przez moment nawet mógłby się wzruszyć nad tą miłosną historią. Bo gdyby nie miał do nich dwojga tak osobistej niechęci, może nawet poleciłby postawić w ogrodzie Maida Vale rzeźbione w marmurze posągi na cześć ich beznadziejnej miłości. Bowiem nie istniało takie cierpienie, którego nie zniosłaby Ambrosia dla swojego słońca. Nie istniała taka kurwa z którą Alexander nie mógłby zdradzić swojego słońca.

Przestał się oszukiwać, że jest w stanie zmienić prawdę w swojej siostrze. Prędzej przełamie krąg życia i śmierci na tym łez padole, niż oszuka aksjomat o Lorettcie. Nie stać go było dłużej, żeby pozwalać sobie, by coś tak idiotycznego rządziło dłużej jego życiem. Miejsce kurew jest w rynsztoku, a nie na salonach. Miał rewolucję do poprowadzenia i przynajmniej jedną ślicznotkę do nagabywania. Przyjdzie jeszcze kilka dekad zanim media zaczną nagłaśniać sprawę zmian klimatycznych, ale takie dało się odczuć już w tym momencie, dokładnie w tym pomieszczeniu. Nagłe ochłodzenie atmosfery nastąpiło w tej samej chwili kiedy ich spojrzenia skrzyżowały się z odległości. Potraktował to jak komplement. Potwierdzenie tego, że skoro go nienawidzi to zrobił do tej pory wszystko co tylko mógł, aby uprzykrzyć jej wystarczająco życie nad Tamizą. Jak słusznie wskazała, tak też postąpił. Tabliczkę zawieszoną na drzwiach obrócił na drugą stronę, dodatkowo przekręcając zamek w drzwiach, tak na wszelki wypadek. Szedł powoli w jej stronę. - W końcu nie pachnie tu jak w latrynie. Rozwijasz się Słońce. Zauważył fakt zniknięcia przykrego zapachu i rzucił na otwarcie z kpiącym uśmieszkiem na ustach. Bo nawet jeśli miała dla niego zaoferowania tylko chłód i tak będzie się do niej zwracał Słońce. Na przekór tego co dla niej cenne, obrzydzając wszystko co mogłoby mieć jakąś wartość, wszystko co mogłoby ją pokrzepić w duchu. Stanął blisko stolika przy którym zwykle rozkładała tarota. - Potrzebuję porady kogoś kto szczerze liczy na moją śmierć. Określił krótko cel swojej wizyty, przeciągając spojrzeniem na dobrze znaną mu talię kart. Tę talię, która wywróżyła mu siostrę-kurwisko oraz syna-bękarta. Nadchodzące dni mogły przynieść mu wiele nieoczekiwanego zła, więc wolał chociaż odrobinę spodziewać się tego co może nadejść. Jego mogła oszukiwać, siebie mogła oszukiwać, ale kart nie oszuka. Jeśli chodziło o jego własne zmartwienia nie znał lepszego zwiastuna w tym mieście, niż Kościana Księżniczka. - Pozwolisz? Rzucił całkowicie nonszalancko, odchylając na moment krzesło przy stoliku, tylko bawiąc się w przyzwoitego chłopca z manierami. Nie potrzebował jej pozwolenia do niczego, zwłaszcza jeśli dotyczyło to jej samej. Większość osób które mogłyby ją teraz uratować przed jego gierkami i tak był w całości na jego mrocznych usługach.

entropy
What if I fall into the abyss?
What if I swing only just to miss?
Jest w niej pewna nerwowość, którą widać tak samo w gestach jak i odległym spojrzeniu zielonych oczu, pod którymi rozsiane zostały konstelacje piegów. Blond włosy ma zawsze ścięte przed ramiona. Jej drobną, niewielką (160cm) sylwetkę otacza zwykle ciężki zapach kadzideł, który wydaje się wżerać w każdy skrawek jej ciała i noszonych przez nią materiałów, ale kiedy komuś dane jest znaleźć się dostatecznie blisko, spod spodu przebija się pewna o wiele lżejsza nuta, przywodząca na myśl letnią noc, podczas której z łatwością można policzyć na niebie wszystkie gwiazdy.

Ambrosia McKinnon
#5
29.07.2025, 03:57  ✶  
- Oh, to twoja zasługa - uśmiechnęła się do niego ślicznie w odpowiedzi na ten... komplement. - Twoi szmalcownicy odstraszają meneli, więc nie szczają mi już na witrynę i klamkę od drzwi.
Po prawdzie, ona nie widziała większej różnicy. Ciężki zapach kadzideł którym się otaczała, stanowił wspaniałą barierę i ochronę w walce z przykrymi zapachami. Kiedy jednak była młodsza i nie nurzała się w ciężkich olejkach, zapach Nokturna w ogóle jej nie przeszkadzał. Z czasem człowiek zwyczajnie przyzwyczajał się do tego, co wisiało tutaj w powietrzu. Do stęchlizny, słodko-metalicznej nuty, amoniaku i znajdującego się gdzieś między warstwami popiołu. Może gdyby miewała tutaj więcej klientów z wyższych sfer, to przejmowałaby się bardziej panującą wewnątrz atmosferą, ale biorąc charakter jej pracy - zwykle to ona przychodziła do nich, a nie oni do niej.

- Śmierć byłaby dla ciebie stanem zbyt łaskawym - westchnęła, pocierając skroń z pewnym zmęczeniem malującym się na twarzy. - Ale bardzo proszę, zapraszam, nie krępuj się - wskazała na wolne miejsce do siedzenia, bo to przecież nie było tak, że miała tutaj jakiś wybór. Znaczy miała; zawsze znajdował się gdzieś na wyciągnięcie ręki, ale Ambrosia z wprawą wmawiała sama sobie, że albo nie nastał odpowiedni czas, żeby z niego korzystać, albo że zwyczajnie w tym momencie nie była w stanie po niego sięgnąć. Coś ją zawsze odwodziło. Coś blokowało, jakby spotkanie z Louvainem było o wiele cenniejsze i bardziej znaczące niż upragniony święty spokój.

Przez moment obserwowała go uważnie, najwyraźniej spodziewając się jakiegoś podstępu. Jakiejś zmiany planów, a kiedy ta wyraźnie nie nastąpiła, zawahała się. W końcu jednak sama usiadła, trochę opieszale, jakby do ostatniej chwili szykując się na... w sumie cokolwiek, co mogło teraz chodzić Louvainowi po głowie.
- O co chciałbyś zapytać? - dłonie sięgnęły po stosik kart, leżący na haftowanym obrusiku, zaścielającym lakowany stolik. Palce obróciły je z wprawą, tasując szybko i z finezją, ale zielone oczy skupione były na nim.


she was a gentle
sort of horror
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Pan Losu (33), Louvain Lestrange (1268), Ambrosia McKinnon (864)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa