• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Niemagiczny Londyn v
1 2 3 4 5 6 Dalej »
[8.09.1972] Bad Guy | Rodolphus, Charles, Leviathan, Louvain

[8.09.1972] Bad Guy | Rodolphus, Charles, Leviathan, Louvain
Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#1
23.03.2025, 21:50  ✶  
8 września
Niedaleko Ministerstwa Magii obok Charing Cross Road

I'm the bad guy, I'm a loser
I'm a psycho, believe the rumors
I got bad thoughts, I got bad vibes
I don't act right, it's nice to meet you

Charles i Rodolphus byli w tej dzielnicy od dobrych kilkunastu minut - gdy opuszczali Rozgłośnię Radiową Nottów, nie musieli się wcale spieszyć. Wiedzieli doskonale co mają do załatwienia i gdzie. Lestrange wiedział również, kto będzie na nich czekał. Chętnie by Charlesowi zdradził szczegóły, które powstały naprędce gdy trzask deportacji z cmentarza rozbrzmiewał głośno w uszach, lecz nie było na to czasu. W tej materii Mulciber musiał mu zaufać. Nie chcąc jednak wlec za sobą mężczyzny bez ani słowa wyjaśnienia, już wychodząc z mugolskiej kamienicy rzucił jedno lakoniczne zdanie. Gorąca atmosfera nie sprzyjała rozmowom - grzali się w blasku ognia, trawiącego Londyn, lecz czasu mieli coraz mniej. Chaos, który ogarniał miasto, był przyjemny, ale oddziaływał również na nich samych. Zdawało się, że zegar tykał coraz ciszej, zwiastując kłopoty. Nie mogli się spóźnić. Będzie na nas ktoś czekał niedaleko ministerstwa. Nic więcej, nic mniej. Musiało to Charlesowi wystarczyć, podobnie jak wyciągnięta w jego stronę ręka, by deportować się sprzed kamienicy i aportować w miejscu, w którym miał na nich czekać jeden z nich.

Trzask teleportacji został zagłuszony przez krzyki i piski, towarzyszące ewakuacji. Płonęła nie tylko magiczna część miasta, ale również ta należąca do mugoli. Lestrange nie mógł się powstrzymać przed omieceniem tej przepięknej scenerii wzrokiem. Do Ministerstwa Magii mieli kawałek, nie byli takimi idiotami żeby zjawiać się tuż obok, lecz było niedaleko - na tyle niedaleko, że słyszeli krzyki. Pewnie jeszcze panował tam chaos, a bohaterowie w krzykliwych uniformach próbowali ratować kogo się dało. Ciekawe czy Ministerstwo Magii chroniło teraz również mugoli? Dopiero teraz rozejrzał się za osobą, ukrywającą się pod pseudonimem Draconis. Pseudonimy... Niby wiedział, po co im były, ale po tylu latach wspólnej walki ramię w ramię (przynajmniej z niektórymi) mogliby sobie je już darować. Mieli teraz jeden cel, ale chyba nie byliby sobą, gdyby ograniczyli się wyłącznie do przeszkadzajkowania podczas prób komunikacji, prawda?
dragonborn
Ruthlessness
is mercy upon ourselves.
Mający 187cm, o atletycznej budowie ciała i ciemnych włosach. Porusza się ze specyficzną dla niego manierą, która zdaje się przypominać gady; zastygnięty w bezruchu, jakby wyczekiwał potknięcia, obserwując z uwagą otoczenie, tylko po to by nagle zareagować i wprawić ciało w ruch. Posiada parę blizn na ciele, pozostawionych przez spotkania ze zwierzętami. Plecy, lewą stronę obojczyka i ramię pokrywa drobna, szarawa łuska, a jego oczy posiadają pionowe źrenice i trzecią powiekę. Zawsze towarzyszy mu któryś z jego smoczogników.

Leviathan Rowle
#2
25.03.2025, 11:13  ✶  
Nie musiał przebywać w Ministerstwie, by zdawać sobie sprawę z tego, jak wielki chaos musiał teraz w nim panować. Wszyscy, którzy aktualnie się w nim znajdowali, odbębniając wyznaczone godziny, zostali z miejsca postawieni do pionu i zagonieni do nowych, o wiele bardziej naglących zadań. Brygadziści i aurorzy zostali rozesłani do londyńskich dzielnic, by jakoś spróbować opanować to, co było dziełem Czarnego Pana i jego popleczników, ale nikt nie spodziewał się czegoś na taką skalę. W mieście było zbyt dużo paniki, rozbieganych i rozwrzeszczanych ludzi. Zbyt dużo ognia, który stopniowo połykał coraz to nowe budynki, omijając łaskawie tylko nieliczne, wskazane przez Śmierciożerców. Kto nie posiadał lepszych sposobów komunikacji, naprędce pisał listy, wysyłając pośpiesznie sowy - prosto w ciemne, spopielałe niebo, duszne od unoszącego się dymu.

Były idealnym celem, rozpaczliwie próbując pełnić swoje obowiązki, nawet w tak ciężkich warunkach, ale nie ważne jak bardzo się starały, ich też nic nie przygotowało na tego typu warunki. Leviathan przyglądał się skrzydlatym cieniom, przemykającym między dachami budynków stojących w Westminsterze, zgodnie z planem też - czekając aż jego towarzysze znajdą się w wyznaczonym miejscu.

Wykluczenie Ministerstwa Magii chociaż częściowo z możliwości komunikacji, wydawało się całkiem dobrą opcją. Wprowadzało szczyptę więcej chaosu i ładnie sugerowało, że korespondencja także nie mogła być bezpieczna, chociaż raczej nikt z nich nie zamierzał dzisiaj czytać tych wszystkich spanikowanych wypocin. Rowle poruszył się wreszcie, ale w ten ograniczony, sztywny sposób, przesuwając głowę w minimalny sposób tak, by nie patrzeć już na niebo a w miejsce gdzie rozległ się trzask teleportacji zwiastujący pojawienie się Vipera i jego towarzysza. Nie powiedział jednak nic, kiwając tylko lekko głową w ich stronę.

evil twink
Sup ladies? My name's Slim Shady
I'm the lead singer of Kromlech
Zimna cera i jeszcze chłodniejsze spojrzenie. Kruczoczarne włosy i onyksowe tęczówki bardzo wyraźnie kontrastują ze skórą bladą jak kreda. Buta oraz wyższość wylewa się z każdego gestu i słowa. Mierzy 187 centymetrów o szczupłej sylwetce, która coś jeszcze pamięta ze sportowych czasów. W godzinach pracy zawsze ubrany elegancko, zaczesany, a swoje tatuaże ukrywa pod zaklęciami transmutacji. Po godzinach najczęściej nosi się w skórzanych kurtkach i ciężkich butach.

Louvain Lestrange
#3
25.03.2025, 12:12  ✶  

Ktokolwiek planował na dzisiaj urlop w Ministerstwie musiał się mocno rozczarować. Zapewne każdy brygadzista i każdy auror został postawiony w stan najwyższej gotowości. Nie zdziwiłby się nawet gdyby idąc w stronę Charing Cross Road dostrzegłby któregoś z trepów w piżamie, czy koszuli nocnej. Wszystko działo się tak nagle i niespodziewanie, że nawet śmierciożercy nie byli przygotowani na taki niespodziewany, zmasowany atak. Na szczęście do podsycania chaosu nie potrzeba było perfekcyjnie dopracowanych planów, wystarczyło utrudniać wykonywanie zadań wszystkim służbom na każdym możliwym kroku. Louvain podobnie jak reszta, nie teleportował się w bezpośrednim otoczeniu od miejsca w którym znajdowało się Ministerstwo, ale w niewielkiej odległości od niego. Nie miał od początku w planach dołączyć do ekipy utrudniającej komunikację i łączność, ale wiedząc że grupują się co najmniej we dwójkę, a może nawet w większej grupie chciał wykorzystać okazję. Okazję do przekazania informacji o ewentualnej drodze ucieczki jaką chciał zorganizować w najbliższych godzinach. Wolał powiedzieć im to maską w maskę, niż używać do tego innych form komunikacji, które mogłyby zostać przejęte przez niepożądanych. Dlatego dostrzegając z odległości znajome postaci, podszedł bliżej. Przeciągnął spojrzeniem po towarzyszach w powściągliwym geście pozdrowienia i zawiesił się na moment dłużej na dodatkowym członku ekipy, którego nie rozpoznawał, który jednak śmierciożercom najpewniej nie był. Ale to dobrze. I takich matka rewolucja potrzebowała.

- Gdyby coś poszło nie tak, zorganizuję miejsce odwrotu. Odezwał się do Draconisa i Vipera w pierwszej kolejności, ale spojrzał również na trzeciego, Naśladowce. Pseudonimy nie były dla nich, tylko dla wszystkich pozostałych. A używali ich z tych samych powodów dla których używali masek oraz płaszczy, przede wszystkim ze względów bezpieczeństwa, żeby zachować jak najwięcej anonimowości. - Nokturn, Ataraxia. Jeśli spotkacie resztę, przekażcie. Ale tylko osobiście. Mogą z ewentualnej drogi ewakuacji skorzystać, lub też nie, wolny wybór, jednak będzie to tej nocy dość newralgiczny punkt. Zbyt wrażliwy, żeby dowiedział się o nim ktoś spoza najbardziej wtajemniczonego grona, więc wysyłanie poczty i innych pism było zbyt ryzykowne. - Póki co, dołączam do zespołu. Zakomunikował krótko, bo skoro już tutaj był to mógł im pomóc w zadaniu. Zresztą chętnie zobaczy jak radzi sobie nowy narybek w prawdziwej akcji.

sommerfugl
Although the butterfly and the caterpillar are completely different, they are one and the same.
173cm wzrostu, smukła sylwetka, nieco zbyt blada cera, której jasny odcień potęgowany jest tylko przez ciemne włosy i oczy. Nie nosi zarostu, ubiera się zwykle elegancko. W słowach często przebija się jego skandynawski akcent.

Charles Mulciber
#4
25.03.2025, 21:47  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 25.03.2025, 21:52 przez Charles Mulciber.)  
Emocje nie pozwalały Charlesowi na spokój. Chociaż od wydarzeń w rozgłośni radiowej minęło już trochę czasu, to wciąż czuł dudniące w piersi serce i szum w uszach. Sam już nie wiedział, czy gorąco jest mu przez wszechogarniające płomienie, czy przez ekscytację wydarzeniami, do których zaprosił go Rodolphus. Posłusznie trzymał usta zamknięte, chociaż chciał mówić, dyskutować, paplać - omawiać wszystko, co się dookoła nich działo. Niełatwo było powstrzymać chęć dzielenia się spostrzeżeniami, lecz widok ponurej maski Rodolphusa przypominał mu, gdzie i po co byli. To nie była zabawa, a początek rewolucji.

W nowym miejscu nie było inaczej, niż w poprzednim - świat płonął, a niegodni wrzeszczeli, jakby to miało uratować ich nędzne żywoty. Mulciber puścił ramię towarzysza, gdy tylko znaleźli się niedaleko Ministerstwa. Rozumiał, dlaczego nie poznaje tożsamości pozostałych. Był tylko naśladowcą, kimś, kto aspirował do stania się żołnierzem w służbie Czarnemu Panu, a więc wciąż niewiadomą. Musiał się wykazać przed dwoma kolejnymi. Naturalna ciekawość kazała mu dociekać, kim mogli być, lecz nie domyślił się tego, bo i nie miał punktu zaczepu. Płeć, do tego wysoki, bardzo wysoki wzrost - to było zbyt mało, by szukać ich imion.

Czuł się mały i nieważny, ale tym razem nawet mu to nie przeszkadzało. Nie wiedział, co ma robić, a tamci wręcz przeciwnie, byli przywódcami, którzy mieli kierować jego ręką. Zawiesił spojrzenie na tym, który wydawał się być najważniejszym przywódcą.

Nokturn, Ataraxia. Miejsce niewiele mu mówiło, ale skinął głową, przyjmując do wiadomości informacje. Wydawało się, że to ten, który przekazał informacje, wydawał rozkazy. Czekał na jego znak.

Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#5
26.03.2025, 15:42  ✶  

Widząc na miejscu nie tylko Draconisa, ale i Martesa, uniósł lekko brew, czego spod maski nie było widać. Nie spodziewał się go tutaj, ale nie mógł powiedzieć, że był zaskoczony pojawieniem się kuzyna już na początku ich małej przygody. Zadanie nie było co prawda spektakularne, ale matka rewolucja potrzebowała nie tylko bohaterów. Potrzebowała żołnierzy, którzy będą odwalać czarną robotę, nawet z pozoru tę mało potrzebną. Komunikacja między czarodziejami nie była doskonała - ba, ośmieliłby się powiedzieć, że była na dość prymitywnym poziomie. Owszem, wciąż była lepsza niż poczta mugolska, lecz sowy były tylko zwierzętami. Zwierzętami, które i być może nie bały się ognia aż tak, jak powinny, ale wciąż były na niego wrażliwe. Nie był przekonany co do tego, czy będą pikować w płomieniach, byleby tylko dostarczyć spanikowane listy, ale lepiej było dmuchać na zimne. Pył, dym i spadający z nieba popiół już mocno utrudniał komunikację, lecz nie mogli pozwolić na to, by z Ministerstwa Magii wyleciało zbyt wiele rozkazów. Lub przeciwnie: by do Ministerstwa Magii dotarły sowy z innych części miasta. Owszem, prędzej czy później pracownicy się zgrupują i znajdą rozwiązanie tego problemu, lecz im później, tym lepiej dla nich.

Ich zadaniem było kupienie reszcie jak najwięcej czasu. Gdy Martes oświadczył, że znalazł punkt ucieczki, kiwnął tylko głową. On nie planował uciekać, a jeżeli już - to po prostu się teleportuje. Ta informacja jednak była cenna z wielu powodów. Co, jeżeli znowu ktoś z nich zgubi różdżkę? Albo po prostu ulegnie ona zniszczeniu. Lub po prostu znajdą się w okolicy. Punkt, w którym będą mogli czuć się mniej-więcej bezpieczni, był konieczny i skłamałby, gdyby nie poczuł, że Martes był osobą, która faktycznie zasługiwała na to, by być tak blisko ich Mistrza. Nie miał pewnie za dużo czasu, żeby zaplanować to, co się zadzieje, a jednak pomyślał o pozostałych, nie chcąc narazić ich na złapanie. Nie podejrzewał go jednak o dobre serduszko: jeżeli ktokolwiek z nich zostanie pojmany, cała operacja może wziąć w łeb. Nie miał wątpliwości że niektórzy przestali już dawno chować się za pseudonimami i znają swoją tożsamość. On sam znał tożsamość niektórych Śmierciożerców, chociaż poznał ją niekoniecznie celowo. Na szczęście powód takiego obrotu spraw gryzł ziemię.

Lestrange oparł różdżkę na otwartej dłoni, odzianej w czarną rękawiczkę. Była szorstka i chropowata, dopasowana do rękojeści różdżki, uniemożliwiająca łatwe wyślizgnięcie się. Widział lekkie przekrzywienia głów w kierunku Charlesa, lecz zbył to milczeniem. Ta noc to miał być jego test, malutki sprawdzian. Do tej pory Mulciber radził sobie nadzwyczaj dobrze, a Rodolphus utwierdzał się w przekonaniu, że dokonał właściwego wyboru. Czy Charles zasłużył na to, by dostąpić zaszczytu wstąpienia do ich grona? O tym mieli się przekonać dzisiaj - na ten moment nie był pewny, acz szalka z podpisem "tak" przechylała się. Reagował dobrze, poprawnie i szybko na to, co się działo wokół. Lecz czy był w całości oddany ich sprawie?
- Dołączasz, czy go przejmujesz? - zapytał neutralnym tonem, a jego głos został zniekształcony przez magię maski. - Czy poza zestrzeleniem korespondencji i próbą ich przejęcia mamy tu zrobić coś jeszcze?
Pytanie kierował nie tylko do Martesa, ale i Draconisa. Może mieli jakiś plan, bo on osobiście rozkurwiłby w drobny mak budkę telefoniczną, przez którą można było się dostać do Ministerstwa. Ot, tak dla zabawy. O ile nie będzie tam zbyt wiele ludzi, rzecz jasna.

Widział nadlatujące trzy sowy. Były w sporej odległości od nich, lecz zbliżały się do budynku szybko. W panice trzepotały skrzydłami, z trudem utrzymując prosty kurs. Przejebane być sową w tych czasach, przemknęło mu przez myśl i to wcale nie dlatego, że
Trigger warning: cierpienie zwierzątek
miał ochotę wystrzelić w ich kierunku śmiercionośny promień ognia, który podpaliłby im nie tylko pióra, ale i spaliłby przywiązane do nóżek listy.
dragonborn
Ruthlessness
is mercy upon ourselves.
Mający 187cm, o atletycznej budowie ciała i ciemnych włosach. Porusza się ze specyficzną dla niego manierą, która zdaje się przypominać gady; zastygnięty w bezruchu, jakby wyczekiwał potknięcia, obserwując z uwagą otoczenie, tylko po to by nagle zareagować i wprawić ciało w ruch. Posiada parę blizn na ciele, pozostawionych przez spotkania ze zwierzętami. Plecy, lewą stronę obojczyka i ramię pokrywa drobna, szarawa łuska, a jego oczy posiadają pionowe źrenice i trzecią powiekę. Zawsze towarzyszy mu któryś z jego smoczogników.

Leviathan Rowle
#6
26.03.2025, 16:44  ✶  
Nigdy nie był przesadnie wylewny, jeśli chodziło o swoją tożsamość w kręgach śmierciożerców. Mogli ufać samym sobie, ale prawda była taka, ze dookoła zawsze było pełno zdrajców, gotowych wyszeptać ich imiona we właściwym momencie, by zmniejszyć lub uniknąć kary dla samych siebie. Tak samo zdarzały się sytuacje, które zwyczajnie grały na nerwach w taki sposób, gdzie ktoś mógł niechcący coś chlapnąć. Idealnym tego przypadkiem było Beltane, gdzie nie tylko aurorom udało się pochwycić jednego z ich grona, ale także w obecności stróżów prawa padło imię drugiego z mężczyzn odzianych w czarne szaty. To było zwyczajnie żałosne, a jednocześnie tak do przewidzenia.

Anonimowość była wygodna. Poręczna i potrzebna, bo nawet jeśli walczyli o właściwe rzeczy, reszta świata zdawała się z nimi nie zgadzać w tym temacie. Sam Rowle na przestrzeni lat poświęcił innym na tyle uwagi, by poznać zaledwie garstkę imion innych śmierciożerców i z zasady byli to ci starsi, poważni mężczyźni którzy siadali z jego ojcem, prawiąc peony na temat Czarnego Pana lub swego czasu pochylali się razem z nim nad kwestiami manifestu.

Kiedy patrzył na maski otaczających go w tym momencie osób, nie zastanawiał się zbytnio nad tym, kto mógł się pod nimi kryć. Vipera czy Martes byli śmierciożercami, a towarzyszący pierwszemu z nich naśladowca w ogóle go w tym momencie nie interesował. Był dodatkiem i pachołkiem, którego można było poświęcić w sytuacji, gdyby coś poszło nie tak.

Powitał pojawienie się Louvaina w ten sam zobojętniały, nieruchawy sposób, milczeniem zbywając jego słowa. To, czy dołączył do nich lub chciał przejąć ich całą grupę, nie miało teraz najmniejszego znaczenia. Wszyscy mieli jeden cel, a Vipera brzmiał jakby pod jego wypowiedzią krył się jakiś ukryty motyw, popędzany do przodu świadomością z kim faktycznie rozmawiał.

Nokturn natomiast, był miejscem zwyczajnie obrzydliwym. Potrzebnym, oczywiście, ale Rowle był zawsze zdania że czarodziejom czystej krwi nie wypadało robić tam niczego więcej jak najpotrzebniejszych w danej sytuacji rzeczy. Czarodziej czystej krwi powinien chodzić tam tylko po to, by dawać innym polecenia, a nie po to by odwalać za innych czarną robotę. Tam mieszkały szczury, brudna krew i odpad społeczny, który nie posiadał komfortu zajmowania się czarną magią w zaciszu swej posiadłości. I posiadłość była tutaj ważnym elementem całego obrazka, bo Leviathan należał do tego rodzaju czystokrwistych czarodziejów, do tego typu rodziny, która pielęgnowała swój status z najwyższą precyzją.

- Najlepiej utrudnić komunikację na wszystkich możliwych frontach. Sowy to tylko jej część - odpowiedział zza maski, obcym głosem nawet dla siebie samego. - Są też inne miejsca, które zasługiwałyby na specjalną uwagę, ale Ministerstwo mamy pod nosem - zacisnął palce na rękojeści różdżki, spoglądając wyżej, nad dachami budynków.

Trigger warning: krzywdzenie zwierząt
Sowy latały w popłochu, rozpaczliwie próbując wykonywać swoje obowiązki, ale chyba jedne co w tym momencie robiły, to robiły z siebie nieco łatwiejsze cele. Latały nisko, niżej jak zwykle, zmuszone do tego przez unoszący się tumanami ku górze dym i opadający z nieba popiół. Rowle uniósł różdżkę, celując w jedną z lecących w ich stronę sów, samotny cel na niebie, a potem poruszył nadgarstkiem. Nie miał takiego zacięcia jak Rodolphus, by garnąć się do rozpalenia na niebie płomienia. Nie w stosunku do zwierząt. To było czyste zaklęcie, związana czysta wiązka magii, która miała wystrzelić i przebić pierzaste ciało. Szybko, żeby nie cierpiała.

kształtowanie na pocisk z czystej energii magicznej
Rzut Z 1d100 - 71
Sukces!

czy sowy lecące w poście Rudolfa nas obsrają?
Rzut TakNie 1d2 - 1
Tak


kogo; 1. Rudolf, 2. Levi, 3. Charles, 4. Lou, 5. Jakimś cudem wszyscy dostali
Rzut 1d5 - 4


evil twink
Sup ladies? My name's Slim Shady
I'm the lead singer of Kromlech
Zimna cera i jeszcze chłodniejsze spojrzenie. Kruczoczarne włosy i onyksowe tęczówki bardzo wyraźnie kontrastują ze skórą bladą jak kreda. Buta oraz wyższość wylewa się z każdego gestu i słowa. Mierzy 187 centymetrów o szczupłej sylwetce, która coś jeszcze pamięta ze sportowych czasów. W godzinach pracy zawsze ubrany elegancko, zaczesany, a swoje tatuaże ukrywa pod zaklęciami transmutacji. Po godzinach najczęściej nosi się w skórzanych kurtkach i ciężkich butach.

Louvain Lestrange
#7
28.03.2025, 11:44  ✶  
tw. krzywda zwierząt

Faktycznie. Nie z powodów miłosierdzia zaplanował organizację opcji ewakuacji. Raczej dla czystego pragmatyzmu. W pierwszej kolejności dla własnego, potem dla bezpieczeństwa całej reszty. Nie żeby posądzał towarzyszy o jakiś wrodzony gen donosiciela. Istniały sposoby na wyciągnięcie informacji z każdego czarodzieja, o wiele silniejsze niż przysięga wierności Czarnemu Panu i lojalność wobec kolegów z rebelii. Z drugiej strony, musiał zadbać o morale w szeregach. Nie byli żadną dywizją karną, by nikt nie liczył się z tym czy przeżyją, czy też nie. Niezależnie czy to Śmierciożercy, czy Naśladowcy, każdy rewolucjonista zawalczy skuteczniej, efektywniej, wiedząc że w razie sytuacji krytycznej będzie miał bezpieczną drogę na pozycje odwrotu. Jasne, że każdy mógł się teleportować w dowolnej chwili, ale w ferworze walki różnie mogło wyjść. Zwiększenie szansy powodzenia zdecydowanie sprzyjały bezpieczne warunki, a o takie właśnie miał zamiar postarać się kiedy skończą robotę w tym miejscu.

- Rób swoje. I oczy dookoła głowy. Odpowiedział Rudolfowi, zapewniając go o swobodzie działania. Nie potrzebowali aktualnie jego rozkazów do niszczenia i sabotowania wszelkich węzłów komunikacyjnych. Powiedział, choć mógłby to powiedzieć nawet sam do siebie, jak zaraz miało się okazać. Skinął głową na wzmiankę Leviathana. To co powiedział było rozsądne i mógłby się nawet z nim zgodzić, proponując zniszczenie jakiegoś wejścia dla gości do Ministerstwa, czy skierowania się bardziej w stronę metra gdzie również znajdowały się ukryte dla mugoli przejścia do placówki. Miał się już odzywać, ale poczuł jak coś paskudnego spada na jego szatę. Właściwie mogło to być do przewidzenia, mimo to Louvain poirytował się. I to bardzo. Spodziewał się, że może się ubrudzić tej nocy, nie sądził jednak że pierwsze czym to kałomocz jakiejś opierzonej kurwy. Wrzasnąłby gdyby nie to, że w obecnej formie, nawet jeśli cholera obsranej, wymagana była odpowiednia powściągliwość. Jedyne co mógł zrobić to w szybkiej kontrze wymierzył różdżką w niebo z zamiarem skrzywdzenia śmiertelnie tego paskudnego zwierza. Używając magii translokacji zamierzał złapać ją w locie i z całym możliwym impetem roztrzaskać o dach najbliższego budynku, licząc że połamie jej wszystkie kości od uderzenia.


translokacja celem uderzenia sową o dach budynku
Rzut Z 1d100 - 15
Akcja nieudana

sommerfugl
Although the butterfly and the caterpillar are completely different, they are one and the same.
173cm wzrostu, smukła sylwetka, nieco zbyt blada cera, której jasny odcień potęgowany jest tylko przez ciemne włosy i oczy. Nie nosi zarostu, ubiera się zwykle elegancko. W słowach często przebija się jego skandynawski akcent.

Charles Mulciber
#8
28.03.2025, 15:22  ✶  
Tw: cierpienie zwierząt

Magiczne stworzenia były niesamowite. Sowy, choć na pograniczu zwykłości i magii, nie ustępowały wiele tym utkanym wyłącznie z nadprzyrodzonych mocy. Jak mogły unieść nawet najcięższe przesyłki? Jak trafiały do adresata, jak słuchały się swoich właścicieli? To wszystko nie do końca mieściło się w Charlesowej głowce, ale wiedział jedno: cieszył się, że jego Oda była bezpieczna w klatce, w mieszkaniu Rolpha. Patrząc na ptaki niosące pakunki, przewidywał im smutny los, jeśli nie z rąk podobnych jemu, to przez sypiący się z nieba popiół.

Z nieba leciał nie tylko popiół, o czym przekonał się ten, który najwyraźniej był najwyżej postawiony w hierarchii. Charles uśmiechnął się pod maską, gdy szata towarzysza pokryła się resztkami z sowiego przewodu pokarmowego. To musiał być większy puchacz, sądząc po rozmiarze plamy.

- Sowy nie będą latać, jeśli nie będzie miał ich kto lub jak wysyłać. - Dodał po cichu swoje trzy grosze, zgadzając się ze śmierciożercą, który proponował szturm na Ministerstwo. Nie mogłoby zrobić tego we czterech, ale przecież z pewnością Czarny Pan miał więcej osób do pomocy!

Póki co musieli jednak skupić się na swoim zadaniu. Przeszkodzenie w komunikacji nie wydawało się wyzwaniem, lecz sowa, w którą wycelował ten, któremu któraś naptakała na szatę, wyminęła rzucone w nią zaklęcie. Rzeczywiście musiała być przesiąknięta magiczną energią.

- Proszę pozwolić. - Zaoferował się grzecznie, robiąc krok do przodu.

Nie pokona ich jakaś głupia sowa, a zniewaga z jej strony wymagała reakcji. Skoro mogła wyminąć pojedyncze zaklęcie, Charles chciał zobaczyć, jak poradzi sobie z czymś, co miało nieco większe rozmiary. Uniósł dłonie, by wyczarować siatkę. Z każdego ze schowanego w rękawicach palców miał wystrzelić sznur, plączący się z pozostałymi w ciężką sieć. W zamyśle sowa miała się w nią zaplątać i spaść, przy odrobinie szczęścia tuż u stóp Louvaina.

na wytworzenie sieci, kształtowanie 3 kropki

Rzut Z 1d100 - 71
Sukces!


Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#9
29.03.2025, 17:27  ✶  

Gdy biały, niegroźny pocisk spadł z nieba wprost na Louvaina, kulturalnie utkał mordę i nawet się nie poruszył, chociaż pod jego maską pojawił się szeroki uśmiech. To nie tak, że nienawidził kuzyna, bo po pierwsze: byli rodziną i musieli stać za sobą murem. Po drugie: walczyli razem, ramię w ramię, w słusznej sprawie. I po trzecie: niejako był jego przełożonym. Skłamałby jednak, gdyby nie odczuł czystej, złośliwej satysfakcji z faktu, że to właśnie jemu się oberwało. O ile wszystko dobrze pójdzie, to Martes dostanie tylko tym, niczym więcej.

Niejako docenił swobodę działania, którą dostali. Kiwnął głową sztywno w odpowiedzi na słowa Draconisa. Miał rację i w jego głowie kiełkował już plan, który łatwo mogliby wcielić w życie, lecz być może nie w takim składzie, w jakim byli obecnie. Widząc jak zaklęcie Louvaina nie odnosi skutku, za to Charlesa już tak, uniósł twarz ku niebu. Jedna z sów spadła już wcześniej, gdy Draconis przeszył ją czystą, magiczną energią. Sowy... Sowy zawsze były problematyczne, jeżeli chodzi o przesył wiadomości.
Trigger warning: Krzywda zwierząt

- Zajmę się później kominkami na Pokątnej - zakomunikował w końcu, mrużąc oczy. Jedna z sów zatrzepotała wściekle skrzydłami, próbując odzyskać tor lotu, gdy wpadła w chmurę gęstego dymu. Uniósł różdżkę i cisnął w nią zaklęciem, chcąc przeszyć ją ognistym promieniem, który przy odrobinie szczęścia podpaliłby także list, który pysznił się przywiązany do jej nóżki.

Rzut na Kształtowanie - wytworzenie ognistego pocisku, który przeszyje sowę
Rzut N 1d100 - 52
Sukces!

- Możemy uszkodzić fizyczne wejścia do Ministerstwa i odciąć im część drogi. Czerwona budka i opuszczone toalety w Whitehall - rzucił, przeskakując spojrzeniem z każdego śmierciożercy z osobna, by skończyć na Charlesie, który jeszcze śmierciożercą nie był. Nieznacznie kiwnął głową, chociaż na tyle delikatnie, że jeżeli ten nie przyglądałby mu się: nie zauważyłby tego delikatnego ruchu. - Rozgłośnia Radiowa jest pusta. Zadbaliśmy o to, by nadała ostatni komunikat.
Pusta... Cóż, jeżeli nie liczyć jednego trupa i omdlałej kobiety, która pewnie jeszcze nie podniosła się po torturach, które jej zafundował, to owszem: pusta. Z komunikacją był ten problem, że mieli do dyspozycji sowy i kominki, a nie mogli unicestwić wszystkiego. Sów było za dużo, z kolei kominki znajdowały się w środku Ministerstwa. Przy odrobinie szczęścia jednak rozwalą tyle, ile się da, by utrudnić czarodziejom poruszanie się.
dragonborn
Ruthlessness
is mercy upon ourselves.
Mający 187cm, o atletycznej budowie ciała i ciemnych włosach. Porusza się ze specyficzną dla niego manierą, która zdaje się przypominać gady; zastygnięty w bezruchu, jakby wyczekiwał potknięcia, obserwując z uwagą otoczenie, tylko po to by nagle zareagować i wprawić ciało w ruch. Posiada parę blizn na ciele, pozostawionych przez spotkania ze zwierzętami. Plecy, lewą stronę obojczyka i ramię pokrywa drobna, szarawa łuska, a jego oczy posiadają pionowe źrenice i trzecią powiekę. Zawsze towarzyszy mu któryś z jego smoczogników.

Leviathan Rowle
#10
02.04.2025, 02:17  ✶  
tw: krzywda zwierząt

Rowle skrzywił się mimowolnie pod maską, słysząc dopowiedzenie naśladowcy. Ładne to było i tak samo bzdurne, bo musieliby dosłownie wymordować cały Londyn, żeby nikt nie miał możliwości rozsyłania dalej korespondencji. W aktualnej sytuacji, strzelanie zaklęciami do latających w powietrzu sów też nie było najlepszym rozwiązaniem, ale robienie tego na widoku miało jakiś tam cel - inni czarodzieje mogli zobaczyć, że Śmierciożercy postarali się by utrudnić przepływ informacji, ale co ważniejsze, siali tym samym niepewność czy akurat ten jeden meldunek, list czy wołanie o pomoc przeszło dalej. Chwiali tym samym nadzieją, którą inni mogli pokładać w rozsyłanych listach i przenoszących je zwierzętach.

Na obsranego Louvaina nawet nie zwrócił natomiast uwagi. Mógł domyślać się, że dla Martesa nie była to idealna sytuacja, a niektórych czarodziejów taki obrót spraw zwyczajnie by zdenerwował, ale Rowle za dużo razy tkwił sam po uszy w gównie, żeby się tym przejmować. Jego praca niestety wymagała momentami czasem zbyt dużej bliskości z naturą i konieczności ubrudzenia się.

Skrzywił się też znowu, kiedy usłyszał słowa Vipera, bo właściwie to mieli mu teraz pogratulować zaangażowania czy może uznać że właśnie zaklepał sobie miejscówkę? Pokątna była długa i szeroka, na tyle że mogliby tam wysłać i dziesięciu Śmierciożerców, a każdy dostałby więcej jak jeden kominek do rozłożenia na głowę.
- Bardzo dobrze - powiedział jednak wreszcie, słysząc wzmiankę o wejściach do Ministerstwa. - Można teleportować się do środka, ale ci którzy tego nie potrafią będą mieli problem - rzucił, nawet zadowolony z tej propozycji, co dało się wyłapać nawet jeśli magia maski zniekształcała głos.

Rowle uniósł różdżkę ponownie, widząc nadlatującą grupkę sów, a następnie splótł zaklęcie, chcąc wypuścić w ich stronę piorun, który poraziłby parę nadlatujących ptaków.

kształtowanie na piorun w sowy
Rzut Z 1d100 - 93
Sukces!


a jak trafi to ile sów?
Rzut 1d5 - 1


« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Eutierria (915), Louvain Lestrange (1705), Leviathan Rowle (2161), Rodolphus Lestrange (1855), Charles Mulciber (1127)


Strony (3): 1 2 3 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa