• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Wademekum Spis powszechny Korespondencja v
1 2 3 4 5 6 Dalej »
Listy do Ministry Magii Eugenii Jenkins

Listy do Ministry Magii Eugenii Jenkins
Ministra Magii
rozczarowania należy spopielić
a nie balsamować
Przepiękna kobieta strojąca się w dość nietypowe jak na pełnioną funkcję szaty. Nadrabia to „mądrymi oczami”. To Ministra Magii. Znasz ją z pierwszych stron czarodziejskich gazet.

Eugenia Jenkins
#1
18.09.2025, 15:27  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 18.09.2025, 22:52 przez Dearg Dur.)  

Na podstawie § 4 ust. 2 „Regulaminu Obsługi Korespondencji wewnętrznej i zewnętrznej Ministerstwa Magii” (Zarządzenie Ministra Nr 17/1948 z dnia 12 maja 1948 r., Dz. Urz. MM poz. 64, z późn. zm.) oraz zgodnie z wytycznymi Departamentu Przestrzegania Praw Czarodziejów uprzejmie informuje się, iż wszelka korespondencja adresowana do Pani Eugenii Jenkins winna być składana z zachowaniem poniższych zasad proceduralnych.


I. Godziny przyjęć

Korespondencja przyjmowana jest wyłącznie w godzinach urzędowych, tj. od poniedziałku do piątku w godzinach 9:00–12:00 z wyłączeniem świąt ruchomych oraz pełni.

W przypadkach szczególnych, określonych w § 12 ust. 5 Regulaminu, dopuszcza się możliwość przyjęcia dokumentacji poza wskazanymi godzinami, wyłącznie za uprzednią, pisemną zgodą Szefa właściwego Departamentu lub osoby przez niego upoważnionej. Korespondencja złożona poza wyznaczonymi terminami bez wymaganej zgody podlega zwrotowi nadawcy wraz z adnotacją o przyczynie odmowy przyjęcia.

II. Wymagane formularze
  • Formularz Zgłoszeniowy Nr 12-A – obowiązkowy w zakresie spraw ogólnych.
  • Kwestionariusz Uzasadnienia Nr 4-B – wymagany w przypadku wniosków wymagających decyzji indywidualnej.
  • Załącznik Bezpieczeństwa Nr 7-C – obligatoryjny dla korespondencji zawierającej informacje poufne lub zastrzeżone.

    Wymaga się złożenia formularzy w dwóch egzemplarzach (oryginał + kopia), opatrzonych podpisem osoby sporządzającej oraz parafką kierownika komórki wysyłającej.

III. Rejestracja korespondencji

Każda przesyłka musi zostać wpisana do Rejestru Pism Wpływających, prowadzonego przez właściwego referenta Biura Ministry Magii.

Rejestracja obejmuje: datę, godzinę wpływu, numer porządkowy, wskazanie nadawcy, adnotację o kompletności załączników oraz podpis przyjmującego urzędnika.

Przesyłki opatrzone klauzulą „Poufne” bądź „Do rąk własnych” rejestrowane są dodatkowo w Rejestrze Pism Poufnych, z oznaczeniem trybu przyspieszonego.

IV. Osoby wyznaczone do przyjmowania korespondencji wewnętrznej
  • Departament Magicznych Gier i Sportów – p. Ludovic Bagman, referent ds. ewidencji rozgrywek.
  • Departament Przestrzegania Praw Czarodziejów – p. Marian Towler, starszy referent.
  • Departament Skarbu – p. Perseus Flint, referent ds. archiwizacji
  • Departament Magicznych Wypadków i Katastrof – p. Albert Boot, referent sekcji reagowania natychmiastowego.
  • Departament Tajemnic – zgodnie z regulacjami wewnętrznymi, przyjmowanie wyłącznie przez upoważnionego pracownika, bez wskazania personaliów.
  • Departament Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami – p. Helena Marchbanks, referentka komitetu ds. Opętań Śmiertelników
  • Departament Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów – p. Armand Delacour, sekretarz Szefa Departamentu
  • Departament Transportu Magicznego – p. Wilfred Hopkirk, referent ds. ewidencji świstoklików.

V. Uwagi końcowe

Dokumenty nieopatrzone właściwymi formularzami, niekompletne lub nieczytelne podlegają zwrotowi bez rozpatrzenia.

Fakt zwrotu zostaje odnotowany w Rejestrze wraz z wyszczególnieniem przyczyny odmowy przyjęcia.

Uprasza się o ścisłe stosowanie wskazanych wytycznych celem uniknięcia nieporozumień proceduralnych oraz zapewnienia sprawności obiegu dokumentacji.

W zależności od pełnionej funkcji w Ministerstwie istnieje procentowa szansa na to, że pismo Przepadnie Bez Wieści. Jeśli wysyłający korespondencję jest spoza Ministerstwa, owa szansa drastycznie wzrasta.

Korespondencja prywatna przechodzi przez ręce asystentki Pani Ministry, która segregując ją bierze pod uwagę tylko zaakceptowane we właściwym temacie relacje.
Dama z gramofonem
Lorka, Lorka, pamiętasz lato ze snów,
gdy pisałaś "tak mi źle" ?
Prędzej ją usłyszysz niż dostrzeżesz. Jej przybycie zwiastuje stukot obcasów i szelest ciągnącej się po posadzce szaty. Ma 149 cm wzrostu (już w kilkucentymetrowych szpilkach - bez nich: +/- 144 cm!), ile waży to jej słodka tajemnica. Włosy ciemnobrązowe, po rozpuszczeniu sięgające jej do pasa. Ma trudne do ujarzmienia loki. Oczy w nienaturalnym, kobaltowym kolorze. Urodę ma bardzo klasyczną, pachnie drogimi perfumami o zapachu jaśminu. Nie wygląda jakby ubierała się w sekcji dziecięcej u Madame Malkin. Jej ubrania są dopasowane, pasują zazwyczaj do okazji i miejsca. Jeśli jakimś cudem nosi szaty z krótkim rękawem na wewnętrznej stronie jej lewego ramienia można zobaczyć mały magiczny tatuaż przedstawiający koronę. Zapytana o to macha ręką tłumacząc "ot błędy młodości" Ułożona, kulturalna, chociaż pierwsza dzień dobry na ulicy nie powie.

Lorien Mulciber
#2
18.09.2025, 17:58  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 18.09.2025, 17:59 przez Lorien Mulciber.)  
15. września 1972 roku (piątek) o godzinie 9:00 Bogom ducha winny stażysta Harry, który Pani Mulciber naprawdę starał się unikać jak ognia, został do niej wezwany osobiście.
Wiedźma chce mnie wykończyć, pomyślał rozpaczliwie, gdy wręczono mu starannie zabezpieczoną zaklęciami i oficjalnymi pieczęciami Wizengamotu i DPPC kopertę zawierającą list. List, który miał zanieść Ministrze Magii. Czy kiedykolwiek to robił? Nie. Ale widząc uśmiechniętą Lorien już czuł, że miło lekko i przyjemnie nie będzie.


Krótka historia wędrówki stażysty Harry'ego po Ministerialnym Wonderlandzie:

[+]Spoiler
Poszedł dzielny bohater. I jak szybko poszedł tak szybko wrócił, bo przecież był piątek. A w piątek referenci Biura Ministry Magii nie pracowali wcale od 9 tylko od 9: 30. Znaczy formalnie od 9 ale jak tylko wszedł właśnie wyciągali serniczek i zalewali kawę. Czyli 9: 30.
Lorien tylko podniosła wzrok znad przeglądanego Proroka Codziennego. Chyba rozwiązywała krzyżówkę.
- Ma pan jakieś inne, wymagające większej uwagi zobowiązania?.
Miał. Ale wolał tego nie mówić babie, która kandydowała do jego bogina. Wymruczał przeprosiny i poszedł stać pod gabinetem na I piętrze, gdzie zresztą zebrała się już spora kolejeczka mu podobnych nieszczęśników. Trochę się przeraził, gdy jedna dziewczyna z biura koronera wyznała że próbuje złożyć dokumenty od tygodnia, ale nadal nie ma podpisanego druczka 7-C, a pana Williama Lestrange nie ma. I nie wiadomo kiedy będzie. Potem przeraził się nawet bardziej. On też tego druczka nie miał.
Ale przecież czego nie ma, to się dowygląda prawda?
Podszedł do okienka. Złego.
Armand (co za debilne imię) Delacour spojrzał na niego jakby mu co najmniej pół rodziny obraził, kiedy zapytał czy tutaj z dokumentacją z Wizengamotu.
- Nie. To do Mariana.
- A gdzie jest pan Marian?
- Chyba ma dzisiaj wolne. Jego dzieciak miał wczoraj jakiś katar i rzygał ślimakami.
No żesz kur…
Był bliski płaczu i gościowi chyba zrobiło się trochę przykro, bo skierował go do Wilfreda, który bardzo ostentacyjnie westchnął i wziął od niego list. Tylko po to żeby go zaraz zwrócić.
- Brakuje formularzy.
- Ale ja nic więcej nie dostałem!
- Wziąć formularze tam z korytka i przynieść uzupełnione. W oryginale i kopii! NASTĘPNY!
- ... Ale które mam wziąć?
- A to ja mam wiedzieć? MÓWIĘ NASTĘPNY!

Harry westchnął ciężko i podszedł do wskazanej szafki. Korytek z formularzami naliczył dokładnie piętnaście. Spojrzał na zegarek. Był za kwadrans dziesiąta. Okej. Da radę. Pokaże tej wrednej piździe. Przyjrzał się drukom. Zezwolenie na budowę chatki na kurzej łapce w obszarze mieszkalnym o budowie zwartej? Nie. Oświadczenie o posiadaniu i hodowli magicznych stworzeń niewidzialnych, których istnienia nie da się udowodnić? Nie. Anonimowe zgłoszenie używania czarnoksięskich zaklęć? Ni… Może mógłby podpierdolić Mulciber? Wyglądała na taką co używa. Potrząsnął głową. 7-C! Okej. Dziewczyna z kolejki (która nota bene właśnie wykłócała się, że jak jej nie przyjmą papierów to przelezie przez blat i wepchnie je szanownemu referentowi tam gdzie słońce nie dociera, bo ona pocznie, że Szanowny Lestrange najwyraźniej siedzi w jakiejś piwnicy?!) mówiła o 7-c. Załącznik bezpieczeństwa. Bingo.

Wziął dla pewności jeszcze leżący obok 4-B i 12-A. I jeszcze jeden o tajemniczym numerze R-66. Po drodze doczytał że akurat trafił na wniosek o rejestrację domowego ducha natury złośliwej jako członka gospodarstwa domowego.
Wrócił do Lorien. A raczej chciał wrócić, ale pocałował klamkę od drzwi.
Błagam niech nie będzie na posiedzeniu, niech nie będzie na posie...- Modlił się biegnąc korytarzem. Nagle. Dostrzegł ją! Owianą w czerń sędziowskiej szaty, pogrążoną w rozmowie przy kawomacie z... Nie zdążył wyhamować. Wpadł z piskiem podeszw o linoleum na Aurora Aarona Moody'ego, który nie zdołał się odsunąć, a zawartość jego papierowego kubeczka wylądowała na Lorien Mulciber.
Na potrzeby naszej historii uznajmy, że Auror was too stunnend to speak.
Oficjalnie Harry był skończony. Koniec. Jego przyszłość przesądziła czarna lura, którą kipiąca ze złości Mulciber ścierała z siebie zaklęciem.
- Zaniosłeś?!- Warknęła.
- N-Nie, bo b-brakuje f-for... form... formularzy.
Następne pięć minut spędził na słuchaniu jej wkurwionego monologu. Niestety monolog był po włosku, więc niewiele z niego zrozumiał. Tak naprawdę to nic. Zrozumiał natomiast kiedy kazała mu zaczekać pod gabinetem.

Pojawiła się (nadal wściekła jak osa) mamrocząc coś o niekompetencji i szczeniackiej impertynencji, jakiś kwadrans później. Rzeczywiście  wyjęła z szuflady w biurku uzupełnione przez siebie dokumenty w przepisowej ilości, opieczętowane i podpisane. Dokładnie te same, które trzymał w rękach. Powieka młodemu Harry’emu zaczęła drgać. Ale po raz dwudziesty przeprosił za wypadek z kawą, podziękował grzecznie i wrócił na górę.
Wepchnął się w kolejkę, ale najwyraźniej dziewczynie trzymającej plik pogryzionych papierów (“Wilkołak” powiedziała tylko słabo) było wszystko już jedno. Podbił do Wilfreda… którego nie było. “Ma przerwę” zakrzyknął radośnie Armand.
- Pokaż mi to kochaneczku. - Odezwał się czyjś miękki, niemal duszny głos z okienka obok. Helena Marchbanks zjawiła mu się jako ta anielica z nieba. Zerknęła przelotnie na nazwisko na druku. - Towler! To od pani Mulciber jest! Wizengamot to u ciebie, prawda?- Krzyknęła do chuderlawego mężczyzny siedzącego przy jednym z biurek. Pojawił się i pan referent.
Znalazł się i Marian Towler.
Harry miał ochotę go zamordować, ale podejrzewał że na to też był jakiś kwitek.

-... Ale to jest poufne i do rąk własnych. To ja nie wiem….- Oświadczył flegmatycznie Towler, a siedzący mu na ramieniu pierdolony dementorek Mulciberowej tylko pokręcił zakapturzoną głową, Jakby też nie wiedział. No bo jak to tak... po prostu by coś chłopak chciał i już to miał? O naiwny. Pewnie gdyby zabawki potrafiły się śmiać to by mu zarechotał w twarz.- Zostało wpisane w Rejestr?
- Nie wiem… Błagam… Ona mnie zabije jak ja tego nie przekażę.
- No ale po co ten dramatyzm? Pani Mulciber to przemiła  kobieta jest. Ej Armand pamiętasz jak wróciła ostatnio z Francji i przyniosła nam te takie tamtejsze czekoladowe żaby? Mój Thomas to się nimi zajadał aż mu się uszy trzęsły. Zupełnie inna receptura podobno.
- Nie no, Mulciberowa spoko babeczka.
Harry poczuł się w jakimś pojebanym alternatywnym uniwersum. Na pewno mówili o tej samej wiedźmie? Nie chciał do niej wracać. A już na pewno nie chciał wracać bez dobrych nowin.
- Proszę. To musi trafić dzisiaj do pani Ministry.
- Jest piątek. Pani Ministry Magii jeszcze nie ma w pracy. Może… Dobra. Słuchaj. Ten jeden raz, bo chyba jesteś tu nowy… - Nie, nie był.- ... to ja ci to zaniosę, bo Emilka od Rejestru Pism Poufnych ma wolne dzisiaj, to byś do poniedziałku kwitł. Ale następnym razem bez odpisu i kopii nie przejdzie, jasne?
Harry miał ochotę Towlera ucałować, gdy zniknął za drzwiami oznaczonymi tabliczką “Biuro Ministry Magii.” Gdy tylko wyszedł, ktoś zamknął za nim drzwi, przekręcił klucz i wywiesił tabliczkę “PRZERWA”.
Była równo 12:00.
Londyn, 15.09.1972

Londyn, Ministerstwo Magii
Gabinet Ministry Magii
Sz. P. Eugenia Jenkins,

Czy wszystko u Pani w porządku, Pani Minister? Nie dosięgły Pani te straszliwe popioły, które ponoć osiadają ludziom na płucach jak opiłki czarnoksięskiej magii? Czy zdołała Pani umknąć przed językiem płomieni?
Składam Bogom modlitwy o wstawiennictwo dla Pani i Pani rodziny.

Pani wybaczy, otóż gdy byłam młodsza uczono mnie, że pytanie o zdrowie jest zawsze w dobrym tonie. Więc i tą wiadomość pozwoliłam  sobie w ten sposób rozpocząć.
Dziś czuję jednak, że pytania te są niewłaściwe. Nie na miejscu.
Boli mnie myśl o tym, jak wielu z obywateli, naszych braci i sióstr w magii,  nie ma już kto zapytać o zdrowie. Jak wielu ucierpiało, straciło domy i majątki, na które pracowali całe swoje życie. Nad czyimi domami rozbłysły symbole terrorystów, a czyje spłonęły tylko dlatego, że zbrodniarze urządzili sobie noc harców?

Byliśmy Ministerstwem pokoju, szanowna Pani.
Ale pokój został nam odebrany gwałtem i przemocą w nocy 8. września 1972 roku.
Wielu znajdzie się takich, którzy spróbują nam to wytknąć. Obrócić przeciwko nam decyzje, które podejmowano by pokój pomiędzy stronnictwami pro i antymugolskimi, utrzymać jak najdłużej. Wierzę, że nastały czasy, w których wielu uważających się za najmądrzejszych na świecie mężczyzn będzie próbowało szeptać Pani do ucha, Pani Minister.
Ciężko ich winić - patrząc wstecz, sięgając do historii naszej czy nawet mugolskiej,  można uznać, że taka jest ich druga natura. Potrzeba dominacji i nienachalnej, często tak trudnej do wyłuskania ze słodkich słów, zwykłej, prostackiej przemocy. Człowiek określający się mianem Lorda Voldemorta jest właśnie takim przekonanym o swojej wyższości, butnym, miałkim mężczyzną. Zwyczajna kopia Gellerta Grindelwalda, który dziś gnije w Nurmengardzie.

Dlatego zwracam się do Pani z oficjalną prośbą o spotkanie. Jako Sędzia Wizengamotu, obywatelka Zjednoczonego Królestwa Brytyjskiego i kobieta. Bo ci wszyscy przemocowi mężczyźni zapominają, że swoją wielkość wyssali z mlekiem matek.
Niech wyznaczy Pani pasujący termin - Wizengamot nie bierze w aktualnych czasach urlopów. Jedynie Mabon spędzam w tym roku na kolacji z rodziną mojego świętej pamięci męża. Ten jeden dzień chciałabym w pełni poświęcić im.
Spodziewam się, że Pani postąpi podobnie.


Z poważaniem,
Lorien Johanna Mulciber zd. Crouch
Sędzia Wizengamotu,
Departament Przestrzegania Prawa Magicznego, Piętro II.
Ministerstwo Magii, Londyn
ten lepszy Robert
cały mój kraj potrzebuje psychologa
Brunet o wzroście 180 cm. Ma błękitne oczy i zawadiacki uśmiech, który często nosi niczym maskę. Włosy często ma napomadowane, a pod szatami czarodzieja nosi eleganckie garnitury, albo od Rosierów, albo mugolskich projektantów, takich jak Westwood lub Dior, nie obnosząc się z tymi markami, lecz traktując to jako ukryty polityczny manifest.

Robert Albert Crouch
#3
25.09.2025, 16:22  ✶  
9.09.1972, Londyn

Szanowna Ministro Jenkins,

nie zamierzam owijać w bawełnę, pisząc ten list, bo nie na to jest pora po straszliwych wydarzeniach, które dotknęły cały Londyn, mnie i zapewne Panią. Ministerstwo zawiodło. Nie należy oczywiście szukać w tym momencie winnych - skupienie się na tej kwestii byłoby typowym tematem zastępczym, a wiem, że obecnie społeczeństwo oczekuje, że przyjmiemy wspólny front - bez awantur.

Zarówno ja i Pani wiemy, kto jest odpowiedzialny za cały koszmar poprzedniej nocy. Wie to cały Londyn, lecz Ministerstwo musi jasno to obwieścić, by na pewno nikomu nic się nie pomyliło. Nasze stanowisko musi być jasne niczym zaklęcie Lumos w ciemnościach (proszę wybaczyć tanią metaforę, spałem góra trzy godziny). I musimy działać. Szybko, stanowczo i bez kompromisów.

Pani nieobecność w Ministerstwie została niestety odnotowana i jeśli nie zaczniemy działać natychmiast, zostanie to zapamiętane na długie lata. Nie chcę oczywiście Pani pouczać. Moje słowa to wyraz troski o stabilność kraju i przede wszystkim wyciągnięcie ręki do współpracy. Nie możemy pozwolić, by terroryzowano cywili pod nosem Ministerstwa. Nie możemy zostawić ludzi samych z odbudową domów. Nie możemy dopuścić do eskalacji negatywnych nastrojów społecznych. Pociągnijmy winnych do odpowiedzialności. Powiedzmy otwarcie, kto stoi za atakami, nie kryjąc tego, jaka ideologia przyświecała atakującym. Tylko tak my wszyscy - z Wizengamotem włącznie - doszczętnie nie utracimy szacunku społeczeństwa. A kto wie? Może nawet go zyskamy. Nasi ludzie potrzebują wybawcy - pokażmy im, że Ministerstwo może nim zostać.

Jeśli Pani chciałaby porozmawiać o tym wszystkim, jestem otwarty na współpracę. Najlepiej niech Pani asystent skontaktuje się z moją praktykantką, Dolores. Na pewno uda się ustalić dogodny termin na rozmowę.

Mam nadzieję, że Spalona Noc nie potraktowała Pani okrutnie. Proszę pamiętać, że życzę Pani jak najlepiej.

Z wyrazami szacunku,

Robert Albert Crouch
Sędzia Wizengamotu,
Departament Przestrzegania Prawa Magicznego, Piętro II.
Ministerstwo Magii, Londyn
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa