• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Aleja horyzontalna v
« Wstecz 1 … 6 7 8 9 10 Dalej »
[ 6 Maja 1972, Dom Flintów] Na granicy życia i śmierci | Victoria, Sauriel & Cynthia

[ 6 Maja 1972, Dom Flintów] Na granicy życia i śmierci | Victoria, Sauriel & Cynthia
Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#11
30.07.2023, 16:38  ✶  

Nadążać za kobietą! Ha! Sauriel aż prychnął z rozbawienia, kiedy Victoria to powiedziała. No dobrze, nie była może bardzo przebojową kobietą, która ganiała od kąta do kąta, raz była tu, drugi raz tam. Przynajmniej kiedy patrzyło się na to, że próbowała utrzymać ład swojego życia i otoczenia. W oczach Sauriela już pojawiała się i znikała. Nie miał z nią kontaktu codziennego, od Beltane tak, ale zazwyczaj też na chwilę - to zmieniało również perspektywę. Nie znał jej grafiku, chociażby. Czasami tylko się upewniał, czy będzie o tej a o tej, bo już zdążył odkryć, że miewała czasami zmiany wieczorne, czy nawet nocne - akurat jak to dokładnie funkcjonowało to nie wnikał. Jeszcze nie wnikał. Nie znając jej grafiku, nie znając jej ulubionych i stałych miejsc bywania, nie wiedząc, czy po pracy lubi pójść się przejść, czy może tylko do domu do biura... niewiele wiedział. I vice versa. Mógłby sobie założyć taki kalendarzy: kalendarz według funkcjonowania wg Victorii soon-to-be-Rookwood. Mooże wtedy by nadążył. Może. Ograniczała go tylko jedna mała, maluteeeńka rzecz. Dzień. No dobra, dwie. Bo w biurze aurorów też by mu nie pozwolili nie wiadomo ile siedzieć.

To zadziwiające, jak obcy potrafią stać się ludzie po takiej tragedii, jaka miała miejsce na Beltane. Sauriel tego nie zauważył. Co zauważył to to, że ludzie stali się bardziej ostrożni. Widział więcej strachu. Ten strach mu się również udzielał... tylko w zupełnie innej formie, niż powinien. Albo niżby jego otoczenie chciało. Bo jego to nakręcało. Zupełnie jakby ten strach był czystą energią, która przenikała przez jego skórę. Mieli o tym w przyszłości jeszcze rozmawiać - o tym, czy wampiry to takie odwrócone kwiatki. Może kwiatki - tylko działające na strach, zamiast na promienie słońca? I chyba to była właśnie kwintesencja tego, jak teraz czarne oczy świat odbierały. Bezdusznie. Tragedie się działy, ludzie umierali, płakali, organizowano pogrzeby i wielkie akcje ratunkowe, a on się zastanawiał, czy ogórki, które zasiał ze Stanleyem mają szanse być jadalne. Albo kminił nad tym, czy kwiatki to cukier, a skoro robi się z nich miód, to czy da się ten miód wycisnąć. Albo zebrać, jak robiły to pszczoły. Było w końcu bardzo wiele sekretów przyrody, które czekały przed nim na odkrycie. I one wszystkie były o wiele bardziej zajmujące niż to, jak ludzie przeżywali Beltane. Najbardziej problematyczną zmianą było tylko to, jak Ministerstwo się dzielnie zorganizowało do walki. Każdy miał swoje problemy.

Cynthia wcale się bardzo nie myliła z tym, że Sauriel się zatrzymał gdzieś na tym nastolatku. Jak na faceta to chyba i tak dobrze? Przecież większość dojrzewała tylko do 3 roku życia, a jemu udało się nieco ponad normę... Potrafił być poważny, jeśli chciał i potrafił się czymś przejąć, jeśli mu zależało. Ale w większości wolał być nieokrzesanym dzieciakiem. Tak było zarówno wygodniej, milej dla niego i zabawniej. To, że dla otoczenia niekoniecznie tak samo miło i zabawnie zazwyczaj obejmowało "nie mój problem". Z samą Cynthią mieli wszak nie tak dawno temu bardzo poważną pogawędkę, podczas której utrzymywał poziom.

Badania? Projekty? No to dopiero brzmiało jeszcze bardziej intrygująco i ciekawie, niż było jeszcze przed chwilą! Zwykłe ciachanie zwłok nie brzmiało zabawowo, tak samo zresztą i czytanie z tego przypisów, ale chciał zobaczyć po prostu, jak to wyglądało. No i może faktycznie były tu ciekawe informacje..? Ale skoro to były BADANIA..! Wręcz zabłysnęły czarne oczy, kiedy tylko o tym powiedziała, zaintrygowany i jeszcze bardziej gotów oddać się badaniu tematu. Victoria chyba zainteresowana nie była i wolała z boku tylko chwilę posłuchać tej wymiany zdań. A może była, tylko już swoje przerobiła z Cynthią, skoro były ze sobą tak blisko. W sumie ciekawe, że Królowa Lodu sobie zaskarbiała sympatię osób, które jednocześnie jemu stawały się bliskie... może powinien się nad tym bardziej zastanowić. Najlepiej nad sobą samym - czemu ona utrzymuje stabilne relacje, a on rozpierdala wszystko, co wejdzie mu w łapy.

- No jasne. Mordercą much, bo komary się już do mnie nie zbliżają. - Uśmiechnął się w ten typowy dla niego, cyniczny sposób. Kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą. Sauriel nie miał żadnego problemu z powtarzaniem w kółko tego samego. Mógł go nie lubić - kłamstwa. Ale to nie sam akt był problemem tylko raczej czyn, który kłamstwo wymuszał. Dzisiaj problemem nie było ani jedno, ani drugie. Co najwyżej zostały zasady dawnych lat i to odczucie nielubienia.

I wszystko byłoby w porządku, wieczór minąłby sobie spokojnie i miło. Jak to jednak mówią: stary wstał. W tym wypadku: stara wstała. Chociaż Cynthia nie była ani matką, ani tym bardziej stara. Za to na pewno powstała ze swojego siedziska. Zwróciła na siebie uwagę Sauriela, a atmosfera, którą wprowadziła, wprawiła Sauriela w niepokój. Bo co w ogóle miały znaczyć jej słowa? No dobrze, nielegalne rzeczy, pierdu-pierdu, w sumie nic dziwnego, że musiała to najpierw przetłumaczyć Victorii, ale sądził, że mają to we dwie już przepracowane. Że Victoria nie łączyła pracy z kontaktami towarzyskimi. Cokolwiek Cynthia planowała i cokolwiek chciała - miał poczucie, że mu się to nie podoba. Zaufanie? O jakim zaufaniu w ogóle tu mówić? Sauriel nie był pewien, tak nagle zapytany, na ile ufał Victorii, a co dopiero na ile ufał Cynthii. Owszem, do Victorii miał już i tak dużą dozę zaufania, bo wielokrotnie pokazała, jakie wartości wyznaje, ale... jeszcze nie był gotów zaufać jej we wszystkim. Choć tak. Powierzyłby jej swoje życie. Tylko nie jestem pewna, czy to był jakiś wyznacznik, skoro w jego własnych oczach to życie nie było wcale cenne.

Sauriel odsunął książki, haustem dopił rum w szklance i siadł bardziej na brzegu fotela. Na blacie położył swoją różdżkę. Tuż obok swojej dłoni, kiedy patrzył na Cynthię, to na Victorię.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#12
01.08.2023, 10:22  ✶  
Z ludzi wychodziło więcej ciemnych kolorów, bo nastroje nie były pozytywne. Beltane było świętem Matki, czczącym miłość, płodność… naprawdę idealna data do ożenku bądź zaręczyn – niekoniecznie do stawiania oko w oko z Voldemortem, a dokładnie to się stało. Śmierciożercy i ich Czarny Pan zaatakowali w święto czarodziei. Nie mugoli. C z a r o d z i e i. Nie zaatakowali mugoli i mugolaków, którymi tak pogardzali, ale było tam mnóstwo czarodziejów czystej krwi – cholera, przecież opiekunowie sabatu, Macmillanowie, też byli czystej krwi. Były tam dzieci… Victoria nawet jednego goniła. A sama dzisiaj nie tryskała energią, bo pomijając, że zawsze (z małymi wyjątkami… ale to też miało się dopiero okazać) była życiowo powolna, to raptem kilka godzin temu była na pogrzebie. Kolegi z pracy, kolegi, który przygotowywał ją do roli i pracy jako auror przez ostatnie trzy lata. To było przygnębiające, mimo tego że każdy z nich znał cenę swojej pracy, konsekwencje jakie mogła przyjąć. Widok jego zapłakanych córek… ach. Nastroje były więc przygnębiające.
  Uniosła brwi na to prychnięcie, parsknięcie, czy co to tam było, jakie wydał z siebie Sauriel. Jasne, nie podejrzewała go o to, że miałby zacząć za nią łazić – nawet jeśli nie sądziła, że miał ją głęboko w dupie, bo już pokazał, że się o nią w jakiś tam sposób martwi czy troszczy, przecież to jemu się wypłakiwała w ramię po Beltane i nawet tego nie komentował.
  Tak jak Cynthia mogła wiele poświęcić dla Victorii – tak Victoria wiedziała, że zrobiłaby dla przyjaciółki równie wiele. Była dla niej jak rodzina, bliższa niż rodzona siostra. Może z boku wydawały się być tak odmienne i nie pasujące do siebie, ale wcale tak nie było. Były podobne. Nie takie same, ale podobne. I podobnie miały ułożone priorytety w życiu.
  Victoria się nie przejmowała tym, że Cyna mogła coś wynieść z Ministerstwa. Pozostawała na to ślepa i głucha, nauczyła się już zerkać w innym kierunku niż trzeba, udawać że nic się przecież nie działo. Prawo, jakie mieli, było,nie wahała się użyć tego słowa, zjebane. Związywało ręce aurorów, pozbawiając ich jednego z narzędzi do walki z czarnoksiężnikami. Albo do szybkiego przesyłania wiadomości, jeśli ktoś nie opanował zdolności fal, jak Victoria. Prawo, jakie mieli, robiło im pod górę i sprawiało, że nie byli tak efektywni jak trzeba, cholera, w razie obecności dementora, ludzie nie mieli jak się bronić legalnie. Więc… nauczyła się przymykać oczy. I to, że Cynthia coś wyniosła… naprawdę ją to nie obchodziło tak długo jak nie przyniosłoby jej to kłopotów. Więc i tym razem po prostu sięgnęła po herbatę, nie czyniąc żadnego komentarza.
  Prychnęła na autożart Sauriela i trochę rozbawiona podniosła spojrzenie na przyjaciółkę. Dopiero teraz przypomniała sobie że ten żart… może przejść bokiem wokół blondynki i nie wyjaśnić nic. Nie może, na pewno tak będzie – bo akurat to, że Cyna nie wiedziała o przypadłości jej narzeczonego było dla niej pewne. Odwróciła się więc do Sauriela i spojrzała na niego poważnie.
  - Nie mówiłam nic Cynie – wyjaśniła, przekonana, że Rookwood zrozumie czego nie mówiła. A co mogło przez ten żart wprowadzić nieco… dziwną atmosferę.
  - Bulstrode był w gorszym stanie – nic dziwnego, że rzadziej zaglądał. O ile zaglądał w ogóle. Założyła, że jednak chodzi o Atreusa, a nie Oriona. - Więc nic dziwnego. Umówilismy się. Zobaczę się z nim za kilka dni, mam nadzieję że mu się polepszyło – dodała. Miała wyrzuty sumienia, ciągle. Nie powinna ich mieć, ale miała. Gdyby nie ona – nikt by nie trafił do Limbo. Nie trafiłby tam też Atreus, którego pod koniec zatrzymała, żeby nie wszedł prosto w ogień… z listu jaki dostała zrozumiała, że najwyraźniej była to dobra decyzja. - Tak, Sauriel złapał mnie w przerwie – to chyba nie była żadna tajemnica, że kawałek święta spędziła z… z narzeczonym. Że zrobiła dla niego wianek, a on zarzucił go na pal. - Wydawało mi się, że widziałam jak zaplatasz wianki z moją kuzynką – kiedy Mavelle robiła swój, Victoria pilnowała i rozglądała się i była przekonana, że Cynthia mignela jej gdzieś w towarzystwie Loretty. Nie widziała jednak nigdzie Cathala, więc… chyba to nie było dla niego? Nie zamierzała jednak naciskać na Cynę, na pewno nie w obecności Sauriela.
  Kolejne słowa Cynthii wprawiły ją w niepokój. Jej zachowanie, nagła powaga, wszystko co mówiła i jak się poruszała. Martwiła ją – martwiła się o nią. Nie wiedziała o co chodzi, nie miała żadnych przesłanek… zdumiało ją też to, że Cynthia chciała, by Victoria zapomniała, że jest aurorem. Sama myślała, że mają to przepracowane… ale może Flintówna potrzebowała potwierdzenia?
  - Nie mieszam spraw prywatnych z pracą – przypomniała jej i odłożyła filiżankę na spodeczek, wyprostowała się też na fotelu i spojrzała uważnie na Cynthię. - Cyna. Nigdy bym nie zrobiła nic co mogłoby ci zaszkodzić – dlaczego miałaby wydać swoją najlepszą przyjaciółkę? Swoją siostrę? Nie ma mowy. - Zawsze ci ufam – dodała miękko. - Co się dzieje? – myślała, że to oczywiste, że nie będzie rozpowiadać o tym spotkaniu, tym bardziej jeśli Victoria uzna, że Cynthia robi coś… co mogłoby jej zaszkodzić. Nie musiała jej mówić, że ma jakieś tajemnice, które mają nie opuścić tych murów – Lestrange umiała ocenić sytuację i trzymać gębę na kłódkę.
Czarodziej
“It was hotter than rage, and sharper than fear, and cut deeper than helplessness, all because I couldn’t get to you.”
Mieniące się srebrem, długie pasma włosów opadają Cynthii prosto na ramiona i ciągną się za połowę pleców, spod wachlarza czarnych rzęs spoglądają stalowoniebieskie, chłodne tęczówki. Jest średniego wzrostu o dość drobnej, smukłej budowie ciała. Wydaje się krucha i delikatna, głównie przez bladość skóry, pozbawiona siły fizycznej. Doskonale dostosowuje sposób mówienia oraz gesty pod towarzystwo, w którym aktualnie przebywa, sprawnie manipuluje za pomocą wyglądu. Jest niewinnie śliczna, a jednocześnie przeraźliwie kojarzy się z zimą.

Cynthia Flint
#13
07.08.2023, 22:08  ✶  
Cynthia nigdy nie była w normalnym związku, a jej martwy już ex narzeczony byłby największą karą od niebios, losu, Merlina czy cholera wie czego jeszcze, gdyby zrobił tego psikusa i żył. Nie mogła więc w pełni rozumieć, nie miała prawa oceniać tego, co tworzyło się pomiędzy dwójką czarodziejów. Właściwie nawet nie chciała, bo przecież gdyby Tori potrzebowała się wygadać lub działoby się coś złego, to by jej powiedziała. I też nie życzyłaby sobie jasnowłosej wchodzącej z buciorami do ich życia. Sauriel w całym swoim byciu księciem mroku i ulubieńcem kobiet, flirciarzem i typem owianym tajemnicami bardziej, niż nie jedna panna, umiał zadbać o drugiego człowieka, jeśli chciał. Miała na to żywy dowód w postaci Fergusa — miejmy nadzieję, że żywy. Więc jej ukochana siostra była w dobrych rękach, ochroniłby ją. Musiał, bo potem Cynthia przerobiłaby go na infernusa, ale to już zupełnie inna sprawa. Przyjemnie było na nich patrzeć.
Świat kolejny raz zataczał koło znów był czarnoksiężnik budzący grozę i jednocześnie dzielący, jak i jednoczący ludzi. Od masakry wśród drzew podejrzewano każdego, Ministerstwo uważniej spoglądało na ręce, nawet ona w swoich badaniach musiała zachowywać szczególną ostrożność i lepiej dostosować noszone maski do okoliczności. Tak naprawdę jednak to niebieskookiej było absolutnie wszystko jedno, dopóki ludzie mający dla niej znaczenie byli bezpieczni. Przecież codziennie ktoś umierał, nawet w świecie mugoli zdarzały się masowe tragedie, a przynajmniej tak mówiła Jenny, recepcjonistka i jeden z największych plotkarzy w ich magicznym świecie. Pewnie przyznałaby Saurielowi, że jego kontemplację o miodzie, czy ogórkach działkowych był ciekawsze, niż kolejny, identyczny trup. Trudno było, aby śmierć robiła wrażenie na koronerze, gdy od tylu lat tkwiła wśród jej oddechu. Wiedziała jednak, że Victoria odczuwała to mocniej. Przeżywała, biorąc czynny udział w wydarzeniach, zadając sobie z pewnością setki pytań. Dla niej nie było skomplikowanym zrozumieć, dlaczego samozwańczy Lord zdecydował się na atak w takie święto — hucznie obchodzone, gromadzone czarodziejów. Byli tam zdrajcy krwi, którymi gardził — wedle swoich słów i cytatów z proroka codziennego, na równi z mugolami. Żadnym wyzwaniem nie był atak na istoty pozbawione magii, to raczej rzeź. Tu chodziło o demonstracje siły, a także skorzystanie z pradawnych źródeł mocy, a przynajmniej tak wywnioskowała na podstawie spotkania z czarnowłosym poplecznikiem Voldemorta oraz sekcjami zwłok, z którymi miała do czynienia. To wszystko było skomplikowaną układanką, która miała potencjał, aby nawet przerosnąć swojego twórcę. Igrał przecież z czymś, czego żaden człowiek — magiczny lub nie, nie okiełznał. Nie znała się może na pojedynkach, ale umiała wyciągać wnioski. Nawet zachowanie jej ojca było dziwne, zwłaszcza po Beltane, z którego zabrał ją w takim popłochu. Jakby wiedział.
Widząc jego podekscytowanie na twarzy, pokręciła delikatnie głową, bo znów przywiódł jej na myśl chłopca, który dostał nową zabawkę i nie mógł doczekać się, aby odkryć sposób jej działania. Pozwoliła sobie nawet unieść kącik ust ku górze w rozbawionym uśmiechem. - Jak tak bardzo interesują Cię zwłoki, wpadnij do mnie do prosektorium po godzinach. Pokażę Ci sekcję, może nawet potrzymasz serce? - wzruszyła ramionami, rzucając luźną propozycję. Teoretycznie nie powinna tego robić, praktycznie, to po prostu mogła. Miała wypracowaną, wysoką pozycję i była ulubienicą przełożonej, a ponadto, nocą przesiadywała tam sama. Nikt nie zapuszczał się w okolice chłodni, gdzie Ministerstwo trzymało ciała. Nie mogła zagłębić go w temat swoich badań nad nekromancją, przekazywaniem sił życiowych czy tworzeniem infernusów, a także próbie wzmocnienia lub nadania ich nowych umiejętności magicznych poprzez zastosowanie odpowiednich mieszanek ziół, czy nawet z wykorzystaniem ich rodzinnego sekretu na smoczą oliwę. Zerknęła na Tori łagodnie, która zawsze odwracała głowę od jej małych łamań zasad. Wszak czy one nie były głupie? Zupełnie się z nią zgadzała! Jak mieli bronić się młodzi adepci przed czarną magią, gdy zupełnie nie przerabiali zasad jej działania oraz efektów zaklęć w szkole, skupiając się na suche obronie? Ciężko pokonać siłę, której się nie rozumie. Przecież poza niewybaczalną trójką istniała setka czarów o działaniu równie paskudnym.
Faktycznie, los ciągle sprawiał, że wpadali z Rookwoodem na siebie, wybierając sobie tych samych ludzi. Aluzja, że i sobie powinni byli zaufać? Z początku byli niczym pies z kotem, ale po tylu latach, ich relacja nieco dojrzała, zmieniła się — nawet jeśli wciąż pojawiała się ta iskierka, która kopała prądem.
- Taki jesteś groźny. - uniosła brwi na jego słowa, udając przez chwilę przestrach i zdziwienie, jakby rozmawiała co najmniej z seryjnym mordercą. Jego ciemne oczy kryły w sobie mrok podobny do tego, który miewał Louvain, ale to nie była jej sprawa, co mężczyzna robił ze swoim życiem. Nie zastanawiała się nad tym, nie gdybała. Prawda była taka, że im mniej się wiedziało w obecnych czasach, tym było lepiej. Nawet nie ze względu na samą Tori, ale nie chciałaby mu sprawić żadnych problemów lub wywołać w jego kierunku podejrzeń. Kilka sekretów innych ludzi już nosiła na barkach jak chociażby Lestrange'a, czy Stanleya i jego zamiłowań do grzybów. Zabawne, los jej zawsze podsyłał ludzi spod ciemnej gwiazdy. A potem pojawiała się czarnowłosa czarownica, odziana cała na biało, niczym słońce na ciemnym niebie — akurat popijająca herbatę. Była też Brenna.
- Mocno oberwał? Prześlij mu pozdrowienia ode mnie.- rzuciła nieco zaskoczona tym, że Atreus dał się obić. On, wyrywający się do przodu i kochający akcje, usypiający za biurkiem? Cóż, przynajmniej żył. Z Orionem Cynthia nie miała styczności. Słuchała jej, gdy ta mówiła o wiankach i uśmiechnęła się pod nosem zaczepnie w stronę Sauriela, gdy wyobraziła sobie, jak ten wchodził na ten słup z wianuszkiem Victorii. - Hmm? - wydała z siebie nieco zaskoczona, a Loretta przemknęła jej przed oczami. No tak, ich krótka pogawędka przy kwiatach i to niezadowolenie, gdy jakoś tak wyszło, że jej wianek dostał Louvain. Ten sam, który teraz ciągle siedział jej w głowie i przez którego o mało nie dostała ataku serca w noc ataku, zupełnie jakby wiedziała, że był w śmiertelnym niebezpieczeństwie. - Byłam się przejść tam z Borginem, a potem wpadliśmy na tego gościa od Quidditcha, Notta oraz na Lorrette i Louvaina. - wyjaśniła, przypominając sobie, że wciąż miała zdjęcie zrobione dwóm mężczyznom, gdy brat próbował bronić honoru siostry przez Philippem. - Twój kuzyn dostał mój wianek, jakoś tak wyszło. Loretta nie wyglądała, na zachwyconą, a przecież jesteśmy przyjaciółmi.
Dodała z delikatnym wzruszeniem ramion, zachowując rozmowę na temat poziomu skomplikowania jej relacji z kuzynem przyjaciółki raz jeszcze. No i Cathal. On w ogóle był na tym głupim święcie? Wiedziała tylko, że nic mu nie było, wszak byli za kilka dni umówieni.
Musieli przejść do rzeczy, czy tego chciała, czy też nie. Wtajemniczenie Sauriela być może było nieroztropne, ale Tori mu ufała. Nie potrzebowała niczego więcej. Nawet jeśli zamierzała sprawdzić jej organizm technikami zakazanymi, wiedziała, czuła — chociaż zapytała werbalnie chyba dla zasady i pokazania jej powagi sytuacji — że nigdy by nikomu nie powiedziała. Srebrna różdżka zakołysała się w dłoniach. Dostrzegła ruchy Rookwooda, umieszczenie różdżki na widoku. Niema groźba? Nie. Wiedział przecież, że za jego narzeczoną Cynthia oddałaby życie. Uległość? Też nie. Pomimo lat wprawy, jego akurat trudno było odczytywać. Czarownica westchnęła, srebrne pasmo zalśniło w blasku ognia trzaskającego wesoło w kominku, a chłodne tęczówki skupiły się na przyjaciółce. Było z nią to samo, co z Lou? Czy jej organizm zareagował inaczej na to, czego doświadczyli w limbie?
- Wiem. - przyznała miękko, a potem, siedząc już naprzeciw, złapała ją za rękę. W drugiej wciąż trzymała ręce. - Nic. Po prostu, żeby przekonać się, jak zachowuje się Twój organizm po kontakcie z miejscem, w którym byłaś, muszę sięgnąć po metody bezpośrednio z nim powiązane. - wyjaśniła, zaciskając delikatnie jej palce. Spojrzała jej głęboko w oczy, tak, żeby wiedziała, że nic jej nie grozi. Chwilę później jednak zerknęła na Sauriela. - Gdyby zaczęła mi lecieć krew z nosa lub zaczęłabym się chwiać, zabierz mi różdżkę z rąk. - poleciła mu jedynie tonem, który słabo zniósłby sprzeciw. Wzięła głębszy oddech, przymykając powieki. Nekromancja nie była skomplikowana, jeśli miało się wiedzę, którą dysponowała Flintówna. Doskonalona od lat, dopracowywana na zwłokach. Znała już ryzyko, gdy chodziło o chłód — z Louvainem trudno było wyrwać się z przesyłania sił witalnych i sprawdzania działania każdej komórki w organizmie. To było uzależniające, fascynujące. - Poczujesz przyjemne ciepło. Przekażę Ci moje siły witalne, wezmę trochę Twoich. To pozwoli mi sprawdzić kilka drobiazgów. To bezbolesne, poczujesz się dobrze.
Wyjaśniła jej jeszcze, nie unosząc powiek, a potem zaczęła pod nosem, bezgłośnie coś inkantować. I znów znajoma fala przebiegła jej po ciele, chłód Victorii mieszał się z ciepłem — jak na standardy ciała pacjentki — Cyny. Mogła poczuć przyjemne mrowienie, które rozchodziło się po ciele, zupełnie jakby brała gorącą kąpiel. Blondynka brała od niej maleńkie cząstki energii, starając się, by w ogóle tego nie zauważyła, przykrywając je własnymi. Mogła czuć przypływ sił, zrobiło się jej cieplej — przynajmniej dopóki korzystała z sił witalnych Cynthii, jej temperatura ciała rosła. Miała silne, rytmiczne bicie serca, które sprawiło, że nekromanta uśmiechnęła się delikatnie pod nosem, kciukiem przesuwając po jej dłoni.
Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#14
11.08.2023, 21:06  ✶  

Victoria się domyślała, a Cynthia nawet nie wiedziała, jak blisko była prawdy w tym delikatnym żarcie. Nic nie mówiłam Cynthii. Na szczęście blondynka nie wydawała się przejęta tym, że mieli jakieś swoje "wewnętrzne żarty". Nie takie aż wewnętrzne, ale chociaż Sauriel nie robił z tego wielkiego sekretu, to jednak niewielu osobom wyjawiał to, że mają do czynienia z trupem. To prowadziło kiedyś do przykrych dla niego sytuacji, a teraz było po prostu dla niego upierdliwe. Cynthia miała bardzo specyficzne podejście do życia i niezwykle otwarty umysł. Cieszyła się sympatią Victorii pewnie z tego powodu (między innymi). Powiedzenie jej o wampiryzmie pewnie tylko by ją zaintrygowało i może chętna by była pobawić się skalpelem, jakich to wrażeń jednak Sauriel specjalnie nie szukał. Chyba że by mu zapłaciła i dała środku znieczulające... W każdym razie - obie kobiety nie wiedziały, jak bardzo fałszywy był teraz ten obrazek. Niewinny żarcik i całe to napomknięcie o Beltane, o mordach, o... tym wszystkim. Czarnowłosego to nie bawiło, ale też nie czuł się winny. Wypełniał codzienność, mimo tego, że nie lubił jej na fałszu budować. To już jednak nie był nawet fałsz w jego oczach. To były po prostu dwa jego życia, rozdzielone dwie płaszczyzny, które zlepiał tylko on. I dbał o to, żeby się nie przenikały. Dopiero Victoria zaczęła to wszystko psuć. A on nie był na tyle silny, żeby się temu oprzeć i definitywnie wyprosić Victorię ze swojego życia. Nie był, bo ją lubił. Tak po prostu.

- Chętnie wpadnę. - Przyjął zaproszenie do kostnicy, bo w zasadzie nigdy nie widział tej pracy od wewnątrz, a wydawało się to bardzo interesujące. I wzbogacające w potrzebną wiedzę. Czego unikać, co zauważali, jak to działało? Bardzo chętnie by to wykorzystał w swojej... jakże wesołej twórczości. I nie chodziło tutaj o gitarę.

Nie podobało mu się to, że Victoria ufała tylu osobom. Jego zdaniem to było niebezpieczne. Ale jego rzeczywistość była zupełnie inna od jej rzeczywistości. Otaczali go inni ludzie, ci wokół niej byli z kompletnie innej bajki. Właśnie - bajki. Bo to wyglądało jak w prawdziwej bajce, gdzie byli ci dobrzy po jasnej stronie królestwa i ci źli po tej ciemnej. I tak Sauriel i Victoria gryźli się wzajem gdzieś pośrodku. Światy mogły się przenikać, jedni byli bardziej szarzy od innych, ale granica była bardzo wyraźna. Tam, gdzie słońce dosięgało, o wiele łatwiej było o zaufanie i przyjaciół. Wiedział o tym. Ciągle o tym pamiętał. Zrezygnował z tego życia, niektórzy mu wyrzucali, że świadomie. Że przecież miał wybór i sam tego dokonał, a teraz sam sobie wmawia, że nie ma ratunku. Zazwyczaj ich nie wyprowadzał z błędu, ale bardzo łatwo było takim pierdoleniem doprowadzić do tego, że sprzedawał sierpowego w czyjeś zęby. Cynthia zdecydowanie nie była moralnie wybielona, ale daleko było jej do osoby "złej", tak przynajmniej w standardach Sauriela. Źle jej z oczu nie patrzyło. Więc czy taki ogrom zaufania od strony Victorii był odpowiedni? Akurat czarnowłosy miał do tej kobiety też spory margines zaufania. Ale to przez Fergusa. Potrafiła się kimś zająć, to pokazała. Potrafiła się troszczyć. I ewidentnie starała się mu grozić, żeby tylko był grzeczny wobec Victorii. Rozumiał. Bo przecież zabiłby Cynthię, gdyby coś Victorii zrobiła.

To nie było wyolbrzymienie.

Różdżka leżała z boku, a Sauriel skinął głową na znak, że rozumie. I spokojnie napił się alkoholu mu nalanego. Przynajmniej spokojnie to wyglądało. Bo przestał nawet mrugać, wpatrując się uważnie w obie kobiety. Nekromancja. Co innego kojarzyło się z trupami? Może to norma, że ktoś, kto z nimi pracuje, para się tą sztuką? Sauriel znał zaklęcie, które zostało tutaj rzucone - i dlatego się rozluźnił widząc, co się dzieje. Tylko nie wiedział, co podzieje się dalej. Ale skoro już informowała o zabieraniu różdżki i krwi z nosa to zdecydowanie wiedźma chciała to pociągnąć. W porządku, mógł popatrzeć. Nawet sam zrobił się ciekaw, co zamierzała. I może, MOŻE, gdyby nie to, że wiedział, jak zepsuty już sam był, to nawet poprosiłby o podszkolenie w tym temacie, żeby samemu móc to zrobić w przyszłości.

- Mogę ci... użyczyć trochę energii, jeśli potrzebujesz. - Zaoferował w końcu usłużnie. Nie to, że był gotów do wielkich poświęceń w imieniu Cynthii - bo nie był. Owszem, Sauriel dbał o osoby, które lubił, ale nie był żadnym rycerzem na białym koniu. Natomiast był tutaj, mógł pomóc, jeśli to miało pomóc obu kobietom... to czemu nie? Natomiast sam jej przekazać nie mógł. Przynajmniej tak mu się wydawało. Nie próbował tego już od... dość dawna. Wystarczająco dawna, żeby wiedzieć, co po drodze się działo i jakie zepsucie miało miejsce.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#15
15.08.2023, 22:54  ✶  

Wiedza o tym, że jej narzeczony to wampir, wiedza o tym, co robi nocami (czy raczej jak bardzo jego życie bywa zagrożone, co czuła co noc), to, że raz zbierała go pobitego i naćpanego z ulicy dawała jej całkiem niezłe wyobrażenie na pewne sprawy. Na to, że nie był krystaliczny, że bardzo daleko było mu do „dobrego człowieka”. Może to było złe, to co myślała: ale mało ją to obchodziło jaki był dla innych. Liczyło się to, że był dobry dla niej i dla jej najbliższych – niczego innego nie wymagała. Żadnej krystaliczności, tu nie było wygórowanych oczekiwań, które odnosiły się do obcych. Domyślała się więc pewnych rzeczy… I tyle. Nie wiedziała tylko jak bardzo jest źle. Jak bardzo Sauriel upadał, jak bardzo potrzebował pomocy, albo kogoś, kto go podniesie i popchnie by szedł w nieco innym kierunku, bo tam, gdzie sam stawiał kroki, czekało na niego tylko całkowite zniszczenie jego duszy.

- Tak, mocno. Nas dobudzili uzdrowiciele, on potrzebował spirytysty – bo sam się nie budził. Było z nim znacznie, znacznie gorzej i Victoria zastanawiała się ciągle dlaczego. Może za krótko był w Limbo, i jego… jego dusza doznała całkowitego szoku? A może coś innego było powodem? Miała naprawdę cholerną nadzieję, że to nie ona, że to nie dlatego, że zatrzymała go przed wejściem w ogień. - Pozdrowię go – obiecała i uśmiechnęła się do Cynthii. - Ach, rozumiem – jeśli Victoria zdziwiła się tym, że Cynthia podarowała swój wianek Louvainowi, to nie dała tego po sobie poznać. - Loretta, hm… Od zawsze jest bardzo protekcyjna w stosunku do Louvaina. Tak jak on do niej. Ale w jej wypadku mam wrażenie, że odrobinkę… przesadza? – zakończyła kulawo. Mówiła rzecz jasna jedynie na podstawie rodzinnych spotkań na przestrzeni całego swojego życia. Pamiętała Louvaina i Lorette jako dzieciaków i jak dorastali – sama była przecież niewiele starsza… Niewiele, bo dzieliły ich niecałe dwa lata, ale gdy byli dziećmi to ta różnica wydawała się być większa. - Ale sama pewnie wiesz to najlepiej, przecież masz bliźniaka – tak sądziła, że tu chodzi o więź, której sama nigdy nie zrozumie, bo nie miała bliźniaczki ani bliźniaka. Ba, przez większą część swojego życia była jedynaczką.

Cynthia nie musiała jej pokazywać powagi sytuacji – bo Victoria poważna była praktycznie ciągle. Jej żarty były… Po prostu były. Rzadkie, często beznadziejne i nieśmieszne, zaraz zresztą na powrót była poważna, nawet jeśli uśmiechała się pod nosem, to doskonale rozróżniała rzeczy potoczne od zawodowych, prywatne od oficjalnych. Wiedziała, kiedy trzymać gębę na kłódkę, a kiedy nie.

- Niech będzie – metody powiązane z Limbo… Wiedziała, że Cynthia nie jest żadną spirytystką, tylko skończyła kursy medyczne. Sama zresztą o nekromancji wiedziała to i owo, nie chwaląc się tym na lewo i prawo, właściwie to nikomu o tym nie mówiła, z tego samego powodu, dla którego Cynthia milczała – było to niebezpieczne. Victoria sama chciała wiedzieć co jej jest, więc tylko westchnęła cicho, ale nie zamierzała się opierać, czy awanturować.

Uniosła nieco jedną brew. Poczuje przyjemne ciepło? Już prawie zapomniała co to znaczy czuć ciepło. Nic nie było w stanie jej ogrzać, nic. Gorąca kąpiel sprawiała, że… nie czuła żadnej różnicy. Ale teraz… Po chwili faktycznie to poczuła. Ciepło. Nie wiesz, że za czymś tęsknisz, dopóki to do ciebie nie wróci – tak czasami jest i Victoria mimowolnie się uśmiechnęła. Do nikogo konkretnie i jednocześnie do Cynthii i Sauriela. Też wiedziała co to za zaklęcie, więc tym bardziej nie czuła zdenerwowania.

- I jak? – zapytała po chwili.

Czarodziej
“It was hotter than rage, and sharper than fear, and cut deeper than helplessness, all because I couldn’t get to you.”
Mieniące się srebrem, długie pasma włosów opadają Cynthii prosto na ramiona i ciągną się za połowę pleców, spod wachlarza czarnych rzęs spoglądają stalowoniebieskie, chłodne tęczówki. Jest średniego wzrostu o dość drobnej, smukłej budowie ciała. Wydaje się krucha i delikatna, głównie przez bladość skóry, pozbawiona siły fizycznej. Doskonale dostosowuje sposób mówienia oraz gesty pod towarzystwo, w którym aktualnie przebywa, sprawnie manipuluje za pomocą wyglądu. Jest niewinnie śliczna, a jednocześnie przeraźliwie kojarzy się z zimą.

Cynthia Flint
#16
21.08.2023, 23:11  ✶  
Wieloma określeniami można było określić Cynthię, ale nie jako kobietę wścibską. Wierzyła w prywatność, sama niewiele wypowiadała się o swoich sekretach lub upodobaniach, nie próbowała też zgadywać lub też dowiadywać się, co ludzie skrywali w sercach. Byli parą, nawet jeśli ich relacja zdaniem Tori nie była romantyczna, a związki takie, jak narzeczeństwo chcąc czy nie, zbliżały. Gdyby wiedziała, że jest wampirem, pewnie by się zafascynowała jego ciałem i metodami jego przetrwania oraz wysępiła trochę krwi do badań lub poprosiła o możliwość spojrzenia bliżej, taka trochę sekcja na żywo. Oczywiście wszystko dla dobra nauki, Królowa Śniegu była przecież również przyszłą Królową Nekromancji. Na dobrą sprawę, może wtedy pomyślałaby o tym, że sama chciałaby być takim żywym trupem? Fascynujące. Wiedziałaby też od razu, ile nerwów kosztowało to jej przyjaciółkę i jak na swój sposób o niego dbała, nie chcąc, aby o tym wiedział. Nigdy nie lubiła być oczywista, zwłaszcza w takich relacjach, jaką tworzyli. Pomyślałaby tak również przez ich ostatnią rozmowę, o ich urodzinach. O Beltane mówili wszyscy i wszędzie, a jej tam nie było. Współczuła, martwiła się, blablabla, ale tak naprawdę, czy to była jej sprawa? Może jedynie w kwestii znalezienia przyczyny śmierci poszczególnych ofiar. Burzowe chmury nadchodziły od dawna, chociaż nie rozumiała, dlaczego Czarnoksiężnik zdecydował się zadać cios teraz. Może też nie poświęcała temu zbyt wiele uwagi. Victoria Lestrange mogła być dla Sauriela Rookwooda największym przekleństwem, ale też źródłem światła w życiu przepełnionym ciemnością. Jego iskierką, sznurkiem do człowieczeństwa, które tak łatwo było zatracić.
- Wspaniale. Będę oczekiwała Twojej wizyty, przygotuję coś ciekawego. - odpowiedziała ze spokojem, tonem pozbawionym złośliwości. Doceniała każdy przejaw zainteresowania, najdrobniejszą formę odwagi w stanięciu twarzą twarz z widmem śmierci. Wielu tego nie rozumiało, paraliżował ich strach na myśl o trzymaniu w dłoniach serca. Nie przypuszczała, że zainteresował się tym w innych celach, niż te badawcze.
Ściągnęła brwi na wiadomość o Atreusie, jednak nie skomentowała. Zawsze był narwany, chętny do akcji i był dość zauważalny na korytarzach Ministerstwa. Nic więc dziwnego, że oberwał gorzej, reagując najpewniej emocjami. Te były bardzo zgubne w kryzysowych sytuacjach. - Mam nadzieję, że wydobrzeje. - jej słowa były zupełnie szczere, nigdy nie życzyła mu źle, nic jej nie zrobił. Nie znała go, nie ufała mu, ale wielokrotnie razem rozmawiali o Ministerstwie, zwłokach czy raportach. Opowiedziała przyjaciółce o Beltane. Zawsze było jej trochę głupio za przyjaźń z Louvainem, która przecież zaczęła się od tego, że ją wykorzystywał przez swoje zdrowie. - Ich relacja faktycznie, jest trochę... Niepokojąca. Lorretta wyglądała na złą, odkąd zobaczyła tylko Notta, potem się jej pogorszyło, jak Lou i ten mój nieszczęsny wianek zgrali się duecie. - westchnęła z delikatnym wzruszeniem ramion. Nigdy nie starała się oceniać lub też angażować w relacje Lestrange z bliźniaczką, ale nieżyczliwe osoby mogłyby za insynuować fakt, że łączą ich relację bardzo dogłębne. Znała słabości mężczyzny, lubił przygody, adrenalinę i seks, ale o własną siostrę nigdy by go nie podejrzewała. Jego sposób bycia sprawiał jednak, że miał wielu wrogów. - Mam wrażenie, że to zupełnie inna więź, niż moja z Castielem. My jesteśmy jak księżyc i słońce, oni jak bliźniacze gwiazdy.
Zgodziłaby się z Saurielem, wypiła nawet za to kieliszka — Tori była zbyt ufna, dawała szanse ludziom, którzy dla Cyny wydawali się fałszywi na kilometr. Warto było mieć wiele różnych osobowości blisko siebie, mniejsze lub większe przysługi, które byli winni, ale zaufanie było rzeczą trudno do zdobycia, a wystarczyło kilka źle dobranych słów, żeby wszystko zepsuć. Świat zawsze był miejscem walki dobra ze złem, czarnego z białym, a tak naprawdę, to jedno bez drugiego nie mogło istnieć. Wszystko to było banalnie proste, tylko ludzie sobie to komplikowali, zresztą, jak inne rzeczy, ich gatunek miał zakodowane w genach zamiłowanie do dramatów.
Niewiele było osób, dla których Flintówna mogłaby się poświęcić, wyjść ze swojej strefy neutralnego komfortu i kontroli. Dla Victorii by zabiła, więc skoro Sauriel zabiłby ją za jej skrzywdzenie, nie powinien się dziwić, że działało to w dwie strony. Kochała ją szczerze i z głębi serca.
Nie była zła na jego reakcję, rozumiała. Ulżyło jej właściwie, że zareagował tak, a nie inaczej, była teraz o czarnowłosą spokojniejsza. Wyjaśniła więc wszystko, zanim wzięła się do pracy. Miała dużą wiedzę, cały wachlarz sztuczek opierających się na manipulowaniu siłami witalnymi zarówno swoimi, jak i cudzymi. Nie musiała nawet utrzymać kontaktu fizycznego, jeśli chciałaby kogoś skrzywdzić. Nie korzystała z tego,jednak nekromancja, była wystarczająco oczernioną sztuką magiczną, o olbrzymim potencjale. Różniła się od czarnej magii tak diametralnie, a ludzie wciąż je ze sobą mylili. - Doskonale.
Nie były to dobre czasy, aby dzielić się jakimkolwiek powiązaniem z tym, co nie było akceptowane przez społeczeństwo. Miała przed sobą karierę, nie mogła tego zepsuć. Nie wspominając, że ojciec byłby niepocieszony, gdyby jego nieskazitelna córka o setce masek, miała złą reputację.
Przeniosła na niego spojrzenie, chociaż jej ciało nie drgnęło. Przyglądała mu się badawczo, a potem wysunęła dłoń, aby później spleść palce na jego nadgarstku. Louvain przerwał jej badanie, nie mogła zabrnąć tak daleko, jak potrzebowała. Tutaj jednak wystarczyło, żeby utrzymała przytomność. Siły witalne Sauriela sprawiły, że dreszcz przebiegł jej po plecach, jednak nie ścisnęła nawet warg. Nie brała dużo, jedynie tyle, ile było jej potrzebne, obdarzając go okazjonalnie gorącym impulsem ze swojej strony, bo w przypadku korzystania z dwóch źródeł, trudno było utrzymać przepływ opierający się tylko na braniu. Było to też zwodnicze, uzależniało. Milczała kilka minut, mając przymknięte oczy, ignorując świdrujące zawroty i szalejące od wibracji źródło magiczne w swoim wnętrzu. A potem puściła ich dłonie, wzdychając ciężko. Pytanie Torii odbijało się echem w jej głowie. Uniosła dłoń, przesuwając pasma włosów do tyłu, czując delikatne zmęczenie. Bezsenność nie zawsze była jednak darem.
- Ty. - zaczęła, wbijając niebieskie ślepia w Sauriela. Wyglądała jednak całkiem normalnie, jakby miała powiedzieć mu o przeziębieniu, a nie o fakcie, że odkryła właśnie, że był wampirem. Nie znaczyło to, że nie miała pytań lub nie była zaskoczona, przeciwnie. Po prostu umiała nad emocjami doskonale panować. - Ty jesteś martwy już od dłuższego czasu i powinieneś się posilić. Jeśli masz chęć, mogę przynieść Ci worek z krwią, którą mam na dole. Do badań. Nie należy jednak do Blacków, nie musisz się obawiać. - przerwała na chwilę, sięgając po filiżankę. Zaschło jej w gardle, potrzebowała zmoczyć spierzchnięte usta. Było jej chłodno, w głowie szalał prawdziwy huragan myśli. - Jeśli chodzi o Ciebie Tori, to Twoje ciało funkcjonuje prawidłowo. Powinnaś odpocząć, masz trochę anemii i jesteś zestresowana. Twoje serce bije wolnej, ale jest to efektem tego, co nałożyło się na Twoje źródło magiczne. Twoje zimno nie jest objawem fizycznym, anomalią magiczną, która sprawia, jakby.. Hmm, Twoje ciało przygotowywało się do hibernacji, zwalniając procesy życiowe, a jednocześnie jest to tylko iluzją. Przyjrzę się temu dokładniej, wezmę trochę Twojej krwi, jeśli nie masz nic przeciwko.
Zakończyła, posyłając dwójce narzeczonych krótki uśmiech. Księgi z Nowego Orleanu od wiedźm mogły być pomocne, tylko gdzie je schowała?
Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#17
27.08.2023, 10:32  ✶  

Naprawdę się obawiał, że będzie tutaj robione coś dziwnego. Można mówić, że to głupota, że przecież Cynthia nie była mu obca, że znał jej sposób zachowywania się, drogi, którymi chodziła... nie. W zasadzie to nie. Wcale aż tak dobrze jej nie znał, ale tak po prawdzie nie miało to znaczenia. Wierzył jej, kiedy mówiła, że dba o Fergusa i wierzył, kiedy mówiła, że skopie mu dupsko (aż tak dosłownie tego nie powiedziała), jeśli skrzywdzi Victorię. Jak najbardziej, niech będzie, cieszył się, że Victoria naprawdę miała tyle dobrych i życzliwych osób wokół siebie, które troszczyły się o jej dobro i jej zdrowie. Natomiast nawet gdyby Stanley nagle wyjechał, że chce robić jakieś czary-mary, pieprzone abra-kadabra z Victorią i badać jej stan to też by się spiął i położył obok siebie różdżkę. Żeby było wszem i wobec wiadome, że jeden dziwaczny ruch , który mu się nie spodoba i skończy się śmieszkowanie i... cóż, potem się zobaczy. Było to głupie, może to przez Beltane? Przez ten cholerny rytuał? Przeszło mu to przez myśl, ale z drugiej strony wobec przyjaciół zawsze był protekcyjny. Tylko... nhm. Było tutaj jakieś "tylko". Coś innego, czego sprecyzować nie potrafił I nawet sobie nie zaprzątał tym głowy, bo o wiele bardziej niż ten temat interesowało go to, co naprawdę się tutaj działo.

Magia płynęła pomiędzy kobietami i przynosiła wyraźną ulgę Victorii, widać to było po jej twarzy. Nekromancja była zła - tak wszyscy tłukli do głowy. Ano, była. Słynęła z czarnoksięskich zaklęć, dwa niewybaczalne zaklęcia były wciśnięte w te zwrotki. Dlatego właśnie zdecydował się pomóc. Usiadł obok kobiet i podał dłoń Cynthii, pozwalając jej z siebie zaczerpnąć. Tak, to było trudne, zdawał sobie z tego sprawę. I zarazem było bezpieczniejsze, bo zapewniało możliwość zaczerpnięcia, kiedy tobie brakowało sił. Nie bardzo wiedział, do jakiego stopnia Cynthia posługiwała się sprawnie tą sztuką, ale podejrzewał, że gdyby nie robiła tego dobrze to nie brałaby się za... jakieś eksperymenty, jakby nie patrzeć. To zdecydowanie było eksperymentowanie, bo nie wiedziała, jaki będzie efekt, czy to pomoże, czy jednak zaszkodzi. I gdzie się znajdą po skończonym procesie. Nie zrobił tego wyłącznie dlatego, że martwił się o Victorię. Raczej sądził, że w tym wypadku jej to będzie wszystko obojętne. Natomiast nie chciał oglądać Cynthii walającej się po podłodze z napadem drgawek i krwią cieknącą z nosa, to byłoby poniżej jej godności. Zepsułoby jego własny obraz, spojrzenie, na tę kobietę... Niech pozostanie godna, piękna i pachnąca. I siedząca prosto, bez żadnych dziwnych akcji, które mogłyby się wziąć z przesady oddawania swojej siły drugiej osobie.

To ciepło było... przyjemne. Naprawdę przyjemne. Sprawiły, że zmrużył oczy i gotów był się prężyć jak kot, z jego gardła zresztą wydobył się pomruk, nawet pomimo tego, że siedział tu po to, żeby oddać swoją energię i kły wysunęły mu się wręcz same, cisnąc się na dziąsła. Zmęczenie, głód, rósł, ale zupełnie nie spodziewał się tego, że proces przyniesie ze sobą skutek uboczny w przypadku czegoś dobrego. Pozytywnego. Kiedy Cynthia skończyła oderwał swoją rękę jak oparzony, wstając i cofając się parę kroków. Jego zmysły zaczęły pracować na najwyższych obrotach i jego ciało było absolutnie naelektryzowane. Ale nie nadmiarem energii, wręcz przeciwnie. Potrzebą jej uzupełnienia.

- Bez przesady. - Żachnął się. - Dopiero od trzech lat! - Dłuższego czasu... zaraz z niego starca będzie robiła! Podła wiedźma. - Przynajmniej jestem wiecznie seksowny. - Nie mogło być źle, skoro nadal miał nastrój na rzucanie żartami i unoszenie się urazami w stosunku do takich wypowiedzianych słów. Bo wcale nie było tragicznie, Cynthia nie wzięła tak wiele. Ale na tyle, że nie zamierzał tutaj zostawać dłużej. Kobietki sobie na pewno poradzą we własnym towarzystwie i on nie był tutaj potrzebny. A nawet jakby był to, cóż... musiały sobie poradzić bez opieki samca. Natomiast na dalszą część słów spojrzał na nią ze zdziwieniem i absolutnym obrzydzeniem. - Czy ja zrobiłem coś złego żebyś mnie tym świństwem karmiła? - Chyba nie! Tak jakby pozostawały wątpliwości co do diety Sauriela. Krew krwi nigdy nie była równa. Owszem, krew w torebkach była odżywcza, ale pozbawiona smaku. Była miałka. Nie zawierała tego, co najlepsze, co smak jej nadawało - emocji. - Dzięki za wieczór. Wpadnę do prosektorium, puść mi sowę, kiedy ci pasuje. - Skinął głową, spoglądając jeszcze kontrolnie na Victorię, po czym opuścił dom w poszukiwaniu swojej dzisiejszej kolacji.


Postać opuszcza sesję


[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#18
02.09.2023, 02:08  ✶  

– Nie przejmuj się nią – stwierdziła po prostu. – To nie jej dawałaś swój wianek, nie jej sprawa – machnęła odrobinę ręką. Bo to faktycznie nie była sprawa Loretty. A Cynthia była wspaniałą partią; czarownica czystej krwi, „piękny rodowód” – jak rasowy pies na wybiegu. To zaś, że komuś wręczy się wianek… To przecież zawsze były tylko zabawy, wygłupy. Skąd mieli wiedzieć, że tym razem skończy się to… zupełnie inaczej? Victoria jeszcze nie wiedziała, że to nie pobyt w Limbo namieszał w rytuale jaki odbyła z Saurielem. Aś fakt, że Cyna wręczyła wianek jej kuzynowi… No a dlaczego by nie? Co prawda mówiła jej o tym archeologu… Ale przecież mogła robić co tylko chciała. Byle to jej tylko nie zaszkodziło. Nie miała chyba żadnych zobowiązań. – Może coś w tym jest. Tak czy siak, to nie jej sprawa – skwitowała.

Zupełnie nie zgodziłaby się z Saurielem i Cynthią, że jest zbyt ufna. Nie była. Po prostu miała w otoczeniu ludzi, którzy udowodnili, że im ufać akurat można i obdarzyła ich tym zaufaniem. A że nie otaczała się ludźmi, którym nie można było zawierzyć, albo których nie lubiła, to obraz sytuacji mógł być trochę zakrzywiony. Victoria wyznawała jednak zasadę, że po co angażować się w relacje, które do niczego nie prowadzą i po co ma trzymać blisko siebie ludzi, którzy nic do jej życia nie wnoszą? Nie było znowu tych ludzi zaufanych wcale tak dużo. Czwórka? Takich najbliższych? To przecież żadna zawrotna liczba.

Cynthia zgodziła się na zaczerpnięcie z Sauriela, ale kiedy to zaproponował, Victoria poczuła jakiś taki niepokój. Był wampirem. Czy to nie wpłynie jakoś na zaklęcie…? Miało się okazać, że nie. Natomiast Flintówna za pomocą tego… wyczuła. Wyczuła co jest grane. Kiedy zaś doszło do konfrontacji – nie wyglądała w żadnym wypadku na zdziwioną, Cynthia mogła więc spokojnie wywnioskować, że Victoria doskonale zdawała sobie sprawę z sytuacji. Szkoda, że dowiedziała się w taki sposób… Lestrange chciała jej to powiedzieć sama. Tyle z tym zwlekała, tyle układała to sobie w głowie, to jak to przekazać tym najbliższym osobom, a każdorazowo miał to być przypadek. Cynthia dowiedziała się tak, a i kolejne osoby… Ach. Szkoda gadać – ale nie ma co wybiegać zanadto w przyszłość.

Słuchała w skupieniu diagnozy. Zmęczenie, anemia, stres… Anomalia magiczna, że coś nałożyło się na jej źródło magiczne. Spowolnione procesy życiowe co jest iluzją? Była zaskoczona. I nie miała pojęcia co o tym myśleć.

– Nie, nie mam – odpowiedziała Cynthii. Mogła pobrać tyle jej krwi ile potrzebowała… Tylko może lepiej nie przy Saurielu… I on chyba też wyczuł, że to zły pomysł. Poderwała głowę, nieco zmartwiona, kiedy Sauriel stwierdził, że on to jednak się ulatnia. Tak nagle, zupełnie bez ostrzeżenia. Oczywiście, że poradzą sobie bez niego. Poradziłyby i wcześniej… ale to przecież nie dlatego poprosiła go o to, żeby z nią przyszedł. W jakiś sposób, zupełnie dla niej niezrozumiały, zrobiło jej się przykro. Tyle, że jak zwykle – nie powiedziała tego na głos. Nie dał się nawet pożegnać, po prostu wstał, skinął głową i się ulotnił, zostawiając ją i Cynthię.

Westchnęła.

– No… To teraz już wiesz – stwierdziła, jakby bardziej zmęczona niż jeszcze przed chwilą. Ten związek, to narzeczeństwo… Nie było łatwe. Już nie mówiąc o tym, że Sauriel uważał, że w sumie to nic ich nie łączy i nie ma żadnych zobowiązań. Victoria tak nie uważała.

Czarodziej
“It was hotter than rage, and sharper than fear, and cut deeper than helplessness, all because I couldn’t get to you.”
Mieniące się srebrem, długie pasma włosów opadają Cynthii prosto na ramiona i ciągną się za połowę pleców, spod wachlarza czarnych rzęs spoglądają stalowoniebieskie, chłodne tęczówki. Jest średniego wzrostu o dość drobnej, smukłej budowie ciała. Wydaje się krucha i delikatna, głównie przez bladość skóry, pozbawiona siły fizycznej. Doskonale dostosowuje sposób mówienia oraz gesty pod towarzystwo, w którym aktualnie przebywa, sprawnie manipuluje za pomocą wyglądu. Jest niewinnie śliczna, a jednocześnie przeraźliwie kojarzy się z zimą.

Cynthia Flint
#19
09.09.2023, 22:48  ✶  
- Meduza mogłaby się od niej uczyć spojrzenia Tori, zapewniam. - odparła jedynie na jej słowa, posyłając przyjaciółce krótki uśmiech. Szanowała Lorette ze względu na swoją przyjaźń z Lou, ale ich relacja — a zwłaszcza zazdrość siostry o brata, były niepokojące. Zupełnie, jakby była w nim trochę zakochana lub raczej chciała mieć całą jego atencję dla siebie, zamknąć go w złotej klatce, aby mogli wzajemnie się podziwiać. Pod wieloma względami, byli do siebie podobni — w przeciwieństwie do niej i Castiela. Gdyby Cathal był na Beltane, być może to on dostałby wianek, do którego robienia zaciągnęła ją Loretta w ucieczce przed Philipem Nottem, z którym łączyła ją jakaś słodko — gorzka relacja.
Nie miała urazy lub żalu na ten magiczny patyk, który ostentacyjnie wyłożył na blat stolika. Właściwie ją to trochę ucieszyło, bo znaczyło to, że zależało mu na Victorii — zwłaszcza sugerowało to spięcie jego twarzy, a także reszty ciała, które nie umknęło uwadze wprawionego oka. Jeśli chodzi o Lestrange, mógłby powierzyć Cynthii jej życie, bo prędzej poświęciłaby swoje, niż pozwoliła, aby cokolwiek się jej stało. Byli tutaj z Saurielem nawet do siebie podobni, chociaż jego metody były bardziej brutalne i mniej wysublimowane, niż jasnowłosej czarownicy.
Nekromancja była bardzo rozwidloną gałęzią, nie sprowadzała tylko infernusów, ghuli czy dramatów przy próbie wskrzeszania. Nie chodziło tylko o rozdzielenie dusz. Mogła ratować życie ludzi narodzonych i nawet tych, którzy tkwili w łonach matek. Mogła pomóc odzyskać wigor, sprawność, mogła odpowiednio użyta i z właściwą dawką energii, odnowić organy. Dużo więcej na jej temat mówiono i pisano w Stanach, zwłaszcza u starych więź. Jego chęć pomocy była odrobinę zaskakująca, ale nie zamierzała odmawiać — duma nie miała znaczenia, jeśli chodziło o Tori. Miał chłodne dłonie — w inny sposób niż czarnowłosa, a jednocześnie łudząco podobny. Lawirowanie pomiędzy impulsami płynącymi z dwóch ciał, a także poznawanie ich od czubka palców aż po cebulki włosów, było wyczerpujące, ale i fascynujące. Sprawiało, że jej serce biło nieco szybciej, wiedzione ciekawością i zachwycone tym, że mogła nauczyć się czegoś nowego. Wszak każda próba była lekcją, odrębnym doświadczeniem, muskającym jedynie te samą płaszczyznę.
Owszem, mogłaby skończyć tak, jak sugerowała jego wyobraźnia i splamić swoją lodową ramę, ale dla przyjaciółki, mogła to znieść. Miała dużą wiedzę, ale też często korzystała z nekromancji, a bezsenność i raczej drobna sylwetka sprawiały, że największe limity nakładało na nią jej ciało. Byłoby łatwiej, gdyby lepiej jadła, więcej spała i była trochę bardziej przy kości. Praktyka czyniła jednak mistrza, mogła sięgnąć naprawdę głęboko, dotrzeć do samego źródła magii i kłębka duszy, jeśli tylko chciała.
Oddawała więc im trochę siebie, swojego ciepła i siły, zmieniając temperaturę ich ciał, przyśpieszając krążenie i być może nawet bicie serca. Nie wybiło ją z rytmu to, że Sauriel był martwy. Nie wybiło jej z rytmu to, że Tori miała tak samo spaczone źródło, jak Louvain. Przypominało to trochę pocałunek z dementorem, który jednak nie pozbawiał duszy, ale scalał ją z tą istotą, która zaległa się w jej wnętrzu, chciała przejąć kontrolę, ale nie mogła — wszak miała słabą powłokę i ograniczony umysł. Wpływała jednak na organizm, nawet jeśli nie dotykała go bezpośrednio. Nie zamierzała im jednak o tym mówić, dopóki nie dowie się więcej z opasłych tomisk, które ojciec miał jej dostarczyć za dwa dni ze stanów. Miała przygotowane już na ten temat notatki, ślęczała w bibliotece po pracy i w pracy w raportach, szukając powiązań i podobnych przypadków. Naprawdę się starała dowiedzieć, jak odwrócić zachodzący w nich proces. Zarówno dla Tori, jak i Louvaina, musiała.
Sauriel pulsował, wstał nagle i gwałtownie, ale blondynka nawet nie drgnęła, łapiąc jedynie oddech. Nie mogła dawać ponosić się emocjom, które źle wpływały na jej sztukę i które zresztą miała upośledzone. Upiła herbaty, czując suchość w gardle. Jego komentarz sprawił, że przeniosła na niego wzrok i zlustrowała go bezczelnie od góry do dołu, unosząc brew na chwilę.
- No, brzydki nie jesteś, muszę przyznać. - zauważyła z delikatnym wzruszeniem ramion, być może chcąc rzucić mu komplementem w zamian za to, co pomógł jej zobaczyć swoją energią. Rookwood zyskał w jej oczach, była nim bardziej zainteresowana — głównie pod kątem naukowym, ale nie czas było rozmawiać z nim teraz o ewentualnej sekcji i badaniach krwi, a także posiedzeniu typowo nekromantycznym. Były silne i niezależne, zawsze sobie poradzą. - Nie. To propozycja płynąca z mojego dobrego serca, żebyś mógł funkcjonować. Rozumiem jednak, że preferujesz świeże posiłki, ciepłe. - kontynuowała swobodnie, jakby rozmawiali o ciastku na podwieczorek do dobrego earl greya. Rozumiała jednak, że chciał wyjść, musiała w końcu pobrać Tori krew, a on nie chciał ryzykować. Naruszyła jego zasoby, nie tylko energetyczne, gdy pozwoliła sobie trochę go prześwietlić. Kiwnęła głową ze spokojem, upijając w międzyczasie kolejny łyk ze swojej filiżanki. - Dobrze, tak zrobimy. Smacznego, Rookwood. - odprowadziła go wzrokiem, a potem zerknęła na czarnowłosą, lustrując jej twarz dłużej wzrokiem. To rzucało jej całkiem nowe światło na ich relację, zwłaszcza gdy wróciła wspomnieniami do ich rozmowy ze spotkania urodzinowego. Nie miała jej za złe, że trzymała to w tajemnicy, nie była przecież jej do wyjawienia. Zresztą, na Victorię Cynthia zupełnie nie umiała się gniewać.
- Wiem. - przyznała łagodnie, wstając i siadając obok przyjaciółki. Różdżką przyzwała swoją torbę, gdzie miała fiolkę i igłę. Miała wrażenie, że coś w spojrzeniu Tori się zmieniło, więc trąciła ją delikatnie łokciem. - Wiem też, że nie jesteście sobie obojętni. Nie zrobiłby tego, gdyby chodziło o kogokolwiek innego. I wyszedł, bo ingerowałam swoją magią w jego źródło, a także wzięłam od niego energię. - kontynuowała spokojnie, pomagając podwinąć jej rękaw. Znalazła odpowiednie miejsce w łokciu i odkaziła delikatnie, czule wręcz. - To nie będzie łatwe, jeśli zostaniesz jego żoną. Może i mogłabym wam pomóc w sprawach przyziemnych uniesień, ale wiesz o tym, że nie będziesz mogła być mamą Tori? Jesteś pewna, że tego chcesz? To uparty, egoistyczny trochę dupek, ale nie jest złym mężczyzną. A czegokolwiek nie zdecydujesz, zawsze będę po Twojej stronie.
Spojrzała jej w oczy, nie bardzo wiedząc, czy odpowiednio ubrała w słowa to, co chciała jej przekazać. Korzystając jednak z rozmowy, zerkała na jej jasną skórę i gdy żyła była odpowiednio widoczna, bezboleśnie pobrała jedną fiolkę krwi. Uważała, aby nie zostawić śladu oraz aby zakryć miejsce zakłucia świeżym plastrem. - Ojciec przywiezie mi kilka ksiąg, poszukam więcej informacji na ten temat. Musisz jednak na siebie uważać Tori, naprawdę. Anomalia może sprawić, że nie dostrzeżesz objawów na przykład zbliżającej się choroby. Powinnaś pić raz na jakiś czas trochę eliksiru wiggenowego lub rozgrzewającego, przygotuje Ci tez odpowiednie mieszanki ziół.
Wyjaśniła jej, zabezpieczając fiolkę i podpisując ją jedynie literką "V". Dobrze, że miała duży zapas eliksiru na bezsenność, przed nią były naprawdę długie noce.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#20
11.10.2023, 15:39  ✶  

Wygląd bywał złudny. Cynthia była niepozorna i był to przecież efekt zamierzony, idealnie wykalkulowany. Kto podejrzewałby ułożoną panią koroner, cichą, spokojną i rzeczową, chudziutką i śliczną, o to, że parała się nekromancją? Zresztą… Nekromancja sama w sobie nie była jeszcze zła, to zaklęcia czarnoksięskie, te najgorsze, po prostu się w nekromancji maczały. Wypaczały duszę, plamiły ją na mnóstwo sposobów i żaden z nich nie był dobry.

– Nie chciałam, żebyś się w taki sposób dowiedziała – westchnęła pod nosem i wzięła głębszy wdech. Teraz znowu czuła to przyszywające zimno, zatrzęsła się nawet i mocniej otuliła tym, co miała na siebie narzucone. Może faktycznie coś w tym było? Anemia? Zmęczenie i stres były jasne jak słońce. Coś na kształt hipotermii też. Wyciągnęła dłonie do filiżanki, ale żadne ciepło nie było w stanie jej ogrzać, już się o tym przekonała. I była to świadomość bolesna w swej prostocie, bo nie była czymś, co chciałaby, by było prawdą. – Nie wiedziałam jak ci to powiedzieć – dodała po chwili. Tak, pewnie wyszedł dlatego, że zgłodniał i że Cynthia miała jej pobrać krew. Rozumiała to. I jednocześnie naprawdę robiło jej się automatycznie przykro, to było absurdalne. – Wiem, że to nie będzie proste. Wiem, że nie będę mogła mieć z nim dzieci – naprawdę: wiedziała to doskonale. I tym bardziej nie rozumiała co kierowało jej rodzicami. Bo przecież musieli wiedzieć. Musieli, prawda? – Przyziemnych uniesień… Mówił mi, że wampiry nie czują podniecenia, nie… – nie czują pożądania, nie uprawiają miłości. Ich jedynym pragnieniem jest krew. Urwała i nie dokończyła. – Wiem to i to rozumiem. To nie jest… To nie jest proste – bo jak mogłoby być? Wiedziała, że to najtrudniejsza relacja jej życia i nie miała zielonego pojęcia jak miałaby wyglądać w przyszłości. Choć co do spraw łóżkowych… Rozmawiali już kiedyś na ten temat ze sobą, ona i Sauriel… Niewykluczone że i tak by spróbowali jakby to miało… mogło wyglądać. – Dzięki, Cyna – dodała i westchnęła. To nie był łatwy temat, ale takie wsparcie jakie miała… Naprawdę trafiła na wspaniałą przyjaciółkę. Była jej bardzo, bardzo wdzięczna. – Nie wiem czy tego chcę. Nie wiem czego chcę – bo jak mogła wiedzieć? Nigdy nie musiała się zastanawiać na przykład nad tym, czy w ogóle chce mieć dzieci – bo i tak miała je mieć. Teraz zaś, kiedy mieć ich nie mogła z nim… Może pora była się zastanowić czego się chce samemu? Nie miała w sobie za to takiej niechęci jak do swojego byłego – Rosiera, znaczy, że nie było tragedii. Bo przy tamtym całą sobą wiedziała, że nie chce.

– Będę uważać, dzięki. Podaj mi skład, to w wolnej chwili zrobię odpowiednie eliksiry… Ostatnio mam trochę więcej czasu, póki co dla mnie tylko praca w biurze – to było znacznie spokojniejsze. Ale tego właśnie potrzebowała.

Posiedziała jeszcze trochę o Cynthii, porozmawiały – na różne tematy. Ale w końcu przyszedł moment, by wrócić do domu. Pożegnała się z Cynthią i wyszła.

Znowu czuła to nieznośne ciągnięcie. Jakby wiedziała, ze Saurielowi naprawdę grozi coś bardzo złego… I co miała z tym zrobić?


Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Cynthia Flint (7276), Sauriel Rookwood (4443), Victoria Lestrange (5142)


Strony (2): « Wstecz 1 2


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa