Nadążać za kobietą! Ha! Sauriel aż prychnął z rozbawienia, kiedy Victoria to powiedziała. No dobrze, nie była może bardzo przebojową kobietą, która ganiała od kąta do kąta, raz była tu, drugi raz tam. Przynajmniej kiedy patrzyło się na to, że próbowała utrzymać ład swojego życia i otoczenia. W oczach Sauriela już pojawiała się i znikała. Nie miał z nią kontaktu codziennego, od Beltane tak, ale zazwyczaj też na chwilę - to zmieniało również perspektywę. Nie znał jej grafiku, chociażby. Czasami tylko się upewniał, czy będzie o tej a o tej, bo już zdążył odkryć, że miewała czasami zmiany wieczorne, czy nawet nocne - akurat jak to dokładnie funkcjonowało to nie wnikał. Jeszcze nie wnikał. Nie znając jej grafiku, nie znając jej ulubionych i stałych miejsc bywania, nie wiedząc, czy po pracy lubi pójść się przejść, czy może tylko do domu do biura... niewiele wiedział. I vice versa. Mógłby sobie założyć taki kalendarzy: kalendarz według funkcjonowania wg Victorii soon-to-be-Rookwood. Mooże wtedy by nadążył. Może. Ograniczała go tylko jedna mała, maluteeeńka rzecz. Dzień. No dobra, dwie. Bo w biurze aurorów też by mu nie pozwolili nie wiadomo ile siedzieć.
To zadziwiające, jak obcy potrafią stać się ludzie po takiej tragedii, jaka miała miejsce na Beltane. Sauriel tego nie zauważył. Co zauważył to to, że ludzie stali się bardziej ostrożni. Widział więcej strachu. Ten strach mu się również udzielał... tylko w zupełnie innej formie, niż powinien. Albo niżby jego otoczenie chciało. Bo jego to nakręcało. Zupełnie jakby ten strach był czystą energią, która przenikała przez jego skórę. Mieli o tym w przyszłości jeszcze rozmawiać - o tym, czy wampiry to takie odwrócone kwiatki. Może kwiatki - tylko działające na strach, zamiast na promienie słońca? I chyba to była właśnie kwintesencja tego, jak teraz czarne oczy świat odbierały. Bezdusznie. Tragedie się działy, ludzie umierali, płakali, organizowano pogrzeby i wielkie akcje ratunkowe, a on się zastanawiał, czy ogórki, które zasiał ze Stanleyem mają szanse być jadalne. Albo kminił nad tym, czy kwiatki to cukier, a skoro robi się z nich miód, to czy da się ten miód wycisnąć. Albo zebrać, jak robiły to pszczoły. Było w końcu bardzo wiele sekretów przyrody, które czekały przed nim na odkrycie. I one wszystkie były o wiele bardziej zajmujące niż to, jak ludzie przeżywali Beltane. Najbardziej problematyczną zmianą było tylko to, jak Ministerstwo się dzielnie zorganizowało do walki. Każdy miał swoje problemy.
Cynthia wcale się bardzo nie myliła z tym, że Sauriel się zatrzymał gdzieś na tym nastolatku. Jak na faceta to chyba i tak dobrze? Przecież większość dojrzewała tylko do 3 roku życia, a jemu udało się nieco ponad normę... Potrafił być poważny, jeśli chciał i potrafił się czymś przejąć, jeśli mu zależało. Ale w większości wolał być nieokrzesanym dzieciakiem. Tak było zarówno wygodniej, milej dla niego i zabawniej. To, że dla otoczenia niekoniecznie tak samo miło i zabawnie zazwyczaj obejmowało "nie mój problem". Z samą Cynthią mieli wszak nie tak dawno temu bardzo poważną pogawędkę, podczas której utrzymywał poziom.
Badania? Projekty? No to dopiero brzmiało jeszcze bardziej intrygująco i ciekawie, niż było jeszcze przed chwilą! Zwykłe ciachanie zwłok nie brzmiało zabawowo, tak samo zresztą i czytanie z tego przypisów, ale chciał zobaczyć po prostu, jak to wyglądało. No i może faktycznie były tu ciekawe informacje..? Ale skoro to były BADANIA..! Wręcz zabłysnęły czarne oczy, kiedy tylko o tym powiedziała, zaintrygowany i jeszcze bardziej gotów oddać się badaniu tematu. Victoria chyba zainteresowana nie była i wolała z boku tylko chwilę posłuchać tej wymiany zdań. A może była, tylko już swoje przerobiła z Cynthią, skoro były ze sobą tak blisko. W sumie ciekawe, że Królowa Lodu sobie zaskarbiała sympatię osób, które jednocześnie jemu stawały się bliskie... może powinien się nad tym bardziej zastanowić. Najlepiej nad sobą samym - czemu ona utrzymuje stabilne relacje, a on rozpierdala wszystko, co wejdzie mu w łapy.
- No jasne. Mordercą much, bo komary się już do mnie nie zbliżają. - Uśmiechnął się w ten typowy dla niego, cyniczny sposób. Kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą. Sauriel nie miał żadnego problemu z powtarzaniem w kółko tego samego. Mógł go nie lubić - kłamstwa. Ale to nie sam akt był problemem tylko raczej czyn, który kłamstwo wymuszał. Dzisiaj problemem nie było ani jedno, ani drugie. Co najwyżej zostały zasady dawnych lat i to odczucie nielubienia.
I wszystko byłoby w porządku, wieczór minąłby sobie spokojnie i miło. Jak to jednak mówią: stary wstał. W tym wypadku: stara wstała. Chociaż Cynthia nie była ani matką, ani tym bardziej stara. Za to na pewno powstała ze swojego siedziska. Zwróciła na siebie uwagę Sauriela, a atmosfera, którą wprowadziła, wprawiła Sauriela w niepokój. Bo co w ogóle miały znaczyć jej słowa? No dobrze, nielegalne rzeczy, pierdu-pierdu, w sumie nic dziwnego, że musiała to najpierw przetłumaczyć Victorii, ale sądził, że mają to we dwie już przepracowane. Że Victoria nie łączyła pracy z kontaktami towarzyskimi. Cokolwiek Cynthia planowała i cokolwiek chciała - miał poczucie, że mu się to nie podoba. Zaufanie? O jakim zaufaniu w ogóle tu mówić? Sauriel nie był pewien, tak nagle zapytany, na ile ufał Victorii, a co dopiero na ile ufał Cynthii. Owszem, do Victorii miał już i tak dużą dozę zaufania, bo wielokrotnie pokazała, jakie wartości wyznaje, ale... jeszcze nie był gotów zaufać jej we wszystkim. Choć tak. Powierzyłby jej swoje życie. Tylko nie jestem pewna, czy to był jakiś wyznacznik, skoro w jego własnych oczach to życie nie było wcale cenne.
Sauriel odsunął książki, haustem dopił rum w szklance i siadł bardziej na brzegu fotela. Na blacie położył swoją różdżkę. Tuż obok swojej dłoni, kiedy patrzył na Cynthię, to na Victorię.
![[Obrazek: klt4M5W.gif]](https://secretsoflondon.pl/imgproxy.php?id=klt4M5W.gif)
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.