Różdżka wyleciała z dłoni kobiety i Victoria miała nadzieję, że ta nie jest biegła w posługiwaniu się magią bezróżdżkową. Nie było jednak zbyt wiele czasu na to, by to sprawdzić – bo jej uwagę przykuło pojawienie się na schodach Laurenta z Erikiem i aż poczuła ogromną ulgę. Raz, że Erik faktycznie był cały i udało mu się wydostać, a dwa, ze Laurent – o którego martwiła się przez całą bieganinę po statku – też trzymał się na nogach. I byli z nim Anthony i Stanley. Ale to nie był jeszcze koniec…
Poczuła, że podłoga drży – a to nie mogło zwiastować niczego dobrego. Potem nastąpił huk, kobieta w czerni zniknęła, a potem… drewno zajęczało, maszt poleciał, szkło rozprysnęło się zapewnoe na miliony kawałków, które zaczęły spadać z góry, podłoga znowu się zatrzęsła i Victoria już nie czekała – po prostu podbiegła do Laurenta, Erika, Anthonego i Stanleya. Statek chyba zaczął się zachowywać tak jak powinien od dawna czyli… zaczął się rozpadać. I tonąć. I jednocześnie płonął.
Wtedy zobaczyła, jak przed nią wyrosła śliczna kobieta i powiedziała do niej te słowa o nowym życiu.
– Zacznij je teraz – powiedziała do niej cicho, chociaż doskonale wiedziała, że to nie będzie żadne ciekawe życie, bo pójdzie do Limbo… Ale może spotka tam kogoś, kto czekał na nią te wszystkie lata, kiedy była tutaj uwięziona?
Kolejny huk.
Brenna miała rację, kto mógł powinien się teleportować. Ale Victoria wiedziała, że Laurent nie mógł, bo nie potrafił – więc nie było opcji, że go tutaj zostawi, choćby dlatego, że był taki wątły i kruchy…
– Biegiem, na górę, będę was osłaniać! – rzuciła do nich, nie wiedząc czy ktoś jeszcze nie mógł się stąd wydostać inaczej. Nie miało to większego znaczenia, bo zamierzała tu zostać do końca, czy Brenna tego chciała, czy nie. Po drodze, jeśli trzeba było, to próbowała zagasić pożar. Może jej ogień nic nie zrobi, ale statek i reszta ludzi nie mieli raczej takich zdolności.
Kształtowanie
Akcja nieudana
Akcja nieudana