• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie v
« Wstecz 1 … 6 7 8 9 10 Dalej »
[lato 1972] Perła Morza. Ten, który myślał o sobie

[lato 1972] Perła Morza. Ten, który myślał o sobie
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#51
04.11.2023, 12:56  ✶  

Różdżka wyleciała z dłoni kobiety i Victoria miała nadzieję, że ta nie jest biegła w posługiwaniu się magią bezróżdżkową. Nie było jednak zbyt wiele czasu na to, by to sprawdzić – bo jej uwagę przykuło pojawienie się na schodach Laurenta z Erikiem i aż poczuła ogromną ulgę. Raz, że Erik faktycznie był cały i udało mu się wydostać, a dwa, ze Laurent – o którego martwiła się przez całą bieganinę po statku – też trzymał się na nogach. I byli z nim Anthony i Stanley. Ale to nie był jeszcze koniec…

Poczuła, że podłoga drży – a to nie mogło zwiastować niczego dobrego. Potem nastąpił huk, kobieta w czerni zniknęła, a potem… drewno zajęczało, maszt poleciał, szkło rozprysnęło się zapewnoe na miliony kawałków, które zaczęły spadać z góry, podłoga znowu się zatrzęsła i Victoria już nie czekała – po prostu podbiegła do Laurenta, Erika, Anthonego i Stanleya. Statek chyba zaczął się zachowywać tak jak powinien od dawna czyli… zaczął się rozpadać. I tonąć. I jednocześnie płonął.

Wtedy zobaczyła, jak przed nią wyrosła śliczna kobieta i powiedziała do niej te słowa o nowym życiu.

– Zacznij je teraz – powiedziała do niej cicho, chociaż doskonale wiedziała, że to nie będzie żadne ciekawe życie, bo pójdzie do Limbo… Ale może spotka tam kogoś, kto czekał na nią te wszystkie lata, kiedy była tutaj uwięziona?

Kolejny huk.

Brenna miała rację, kto mógł powinien się teleportować. Ale Victoria wiedziała, że Laurent nie mógł, bo nie potrafił – więc nie było opcji, że go tutaj zostawi, choćby dlatego,  że był taki wątły i kruchy…

– Biegiem, na górę, będę was osłaniać! – rzuciła do nich, nie wiedząc czy ktoś jeszcze nie mógł się stąd wydostać inaczej. Nie miało to większego znaczenia, bo zamierzała tu zostać do końca, czy Brenna tego chciała, czy nie. Po drodze, jeśli trzeba było, to próbowała zagasić pożar. Może jej ogień nic nie zrobi, ale statek i reszta ludzi nie mieli raczej takich zdolności.


Kształtowanie
Rzut PO 1d100 - 2
Akcja nieudana

Rzut PO 1d100 - 8
Akcja nieudana
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#52
04.11.2023, 21:28  ✶  

Chaos ogarnął cały statek.

Wśród huków, krzyków i zewu morza uporczywie bolesny bieg po schodach z Erykiem u boku i Borginami był jak wyjęty z opowieści, które powinno się czytać tylko na fotelu przed kominkiem. Adrenalina napędzała chyba ich wszystkich. W tym wszystkim Laurent miał w głębokim poważaniu, czy mężczyzna obok niego poda go na drugi dzień (bo pewnie w tym będzie musiał zostać w Mungu, albo przynajmniej go odwiedzić) za zamachanie różdżką w nekromanckim zaklęciu niemal przed jego twarzą, by podzielić między nich swoją energię. To był kawał chłopa. Jeśli on tu padnie, to kto będzie zbierał z podłogi? Bo na pewno nie Laurent. Ku swojemu zdziwieniu przyszło mu odkryć, że tym razem zaklęcie zadziałało całkowicie normalnie. Cofnął swoją rękę ostrożnie z Erika spoglądając na niego - powinien być teraz poruszać się całkowicie normalnie. Przynajmniej dopóki wystarczy mu energii z zaklęcia. Mimo to i tak przypatrywał się mu uważnie i asekurował każdy jego krok, gdyby ten chociażby miał się potknąć.

Huk.

Blondyn przysłonił nos dłonią, kiedy wtargnęli do walącego się Atrium, w którym swąd dymu powalał. Słysząc - i widząc - w pierwszej kolejności Atreusa skierował się w jego stronę, albo konkretniej - na kolejne schody prowadzące w górę. Zaraz po tym, jakby część niego samego uleciała w powietrze. A przecież mężczyzna, którym był, mugol, nie miał z nim prawie nic wspólnego... prócz współdzielonego przez jakiś czas ciała. Nie chciał już widzieć i słuchać niczego i nikogo. Perły musiały teraz wytrzymać czy tego chciały czy nie - ich głos nie był tak przeszywający jak wtedy, rozlegał się jedynie szeptem w jego głowie. Całe jego siły i resztki woli skupiły się na jednym celu - wydostaniu się stąd. Nie miał już siły. Przetarł nerwowym ruchem dłonią z różdżką czoło, żeby odgarnąć platynowe kosmyki mokrych, zlepionych włosów wpadających mu do oczu. Nie czuł nawet tego smrodu tego statku, tej przesiąkniętej stęchlizną wody, w której jeszcze chwilę temu Stanley i Anthony prawie utonęli.

Brenna i Victoria mogły się teleportować, wiedział to doskonale. I rzeczywiście - powinny to zrobić. Każdy, kto mógł, powinien. I zarazem wiedział doskonale, że próby przekrzykiwania się z nimi, że same powinny się teleportować na nic się zdadzą. Tak samo jak do Atreusa. Dopóki wszyscy się nie wydostaną będą tutaj ślęczały i upewniały się, że KAŻDY jest bezpieczny. Był ostatnią osobą, która powinna to osądzać. W końcu sam by tak zrobił.

Zadrżał cały wraz z drżeniem tego statku. Jego historia, ból tego miejsca i tragedia zapadała się na dno. Perły, które nie powinny zostawać w tym wraku, częściowo wędrowały wraz z tą historią. Trupy, które nigdy nie zobaczą godnego pochówku i wspomnienia, które zatrą się w niepamięć. A może ktoś o nich wspomni, może jednak ktoś zapamięta..? Znajdzie się pisarz, który będzie chciał usłyszeć historię Perły Morza i tych, którzy wcale nie myśleli tylko o sobie..?

Nie tracił energii na rozmowy. Nie oglądał się za siebie na potwory. Oglądał się za to za siebie dla pewności, czy każdy bezpiecznie się wydostał. Gotów był transmutować fragmenty statku, wzmocnić je, złączyć na nowo, gdyby przed nimi miała się pojawić dziura, albo pęknięcia.


Rzut Z 1d100 - 54
Sukces!

Rzut Z 1d100 - 26
Akcja nieudana


○ • ○
his voice could calm the oceans.
Pan z Ministerstwa Magii
Tak zawsze genialny
Idealny muszę być
Mierzy 176 cm wzrostu i waży 74 kg. Jest postawnej budowy, ani gruby, ani chudy. Włosy ma ciemnobrązowe, podobnie jak oczy, tylko te z kolei o nieco jaśniejszych tonach. Zwykle chodzi dumnie wyprostowany, z lekko uniesionym podbródkiem. Gestykulacja i dykcja typowa dla arystokraty. Wraz z początkiem lata zamienił brodę na rzecz gustownego wąsa.

Augustus Rookwood
#53
05.11.2023, 02:05  ✶  
Ja myślałbym tylko i wyłącznie o sobie, gdyby nie obecność Aveliny, jej potrzeby i pragnienia. Bądź co bądź, znalazłem się tu właśnie przez nią i jej niebezpieczną misję pomocy komuś, kogo tak naprawdę nie znała. Jakieś dzieci! Znaleźliby się inni, którzy mogliby to zrobić, lecieć, ratować je na łeb, na szyję, bardziej wykwalifikowani i przygotowani do takich akcji. Ale nie ona!
Zamiast tego trwaliśmy tu i usilnie trzymałem dłoń Aveliny by jej nie stracić w tym totalnym rozgardiaszu. Statek się sypał i obawiałem się, że w każdej chwili któreś z nas mogło polecieć w dół czy w bok, czy gdziekolwiek. Modliłem się w duchu do bogów by to nie było żadne z nas. By nie zjadły nas garnki... Ani kolejne cudaki na naszej drodze.
Momentalnie się zatrzymałem, widząc dwa kolejne trupy. Nie zamierzały pozwolić nam iść, zagradzały drogę, a jeszcze statek się trząsł, sypał coraz bardziej, płonął, a te duchy... czy co to tam było wychodziło z nas. Co oznaczało, że magia łącząca statek zanikała kompletnie, Fawley zapewne została pokonana i ostatnim, co nam pozostało, była ucieczka. Nie podarowałem zbytnią uwagą cienia pana Arrowa, uważając to za uwłaczające. Musiałem naprawdę żałośnie wyglądać, chodząc oparty o laskę, taki beznadziejnie poparzony, z tymi bliznami.
Pewnie bym się wzdrygnął, gdybym bardziej nie był skupiony na realnym wrogu. Chciałem już rzucać zaklęcie na dwa trupy przed nami, ale uprzedził mnie ktoś inny. Mieliśmy je z głowy. Mój wzrok ocenił, że rzucającą zaklęcie mogła być Brenna Longbottom, więc nie było co roztrząsać sytuacji. Odwróciłem swój wzrok w kierunku Aveliny.
- Teleportuj się na brzeg. Proszę, zrób to - poprosiłem ją tym razem, nie rozkazywałem. Martwiłem się o nią i o jej bezpieczeństwo może nawet bardziej niż o własne. Ścisnąłem jej dłoń mocniej by jeszcze przyrzec jej wykonanie tego, co zapewne chodziło po jej głowie. Mogłem postawić na to własne życie, że teraz martwiła się o innych zamiast o siebie. - Dopilnuję by stąd wyszli. Pomogę Dani, aby uciekaj, ratuj się - dodałem i właściwie puściłem jej dłoń, dając jej do zrozumienia, żeby się teleportowała. Już. Bez zawahania. Bez ociągania się. Natychmiast.
Ale mogłem tylko o tym pomarzyć, bo była... zadziorą straszną. Najlepiej byłoby złapać ją za rękę, opleść mocno i ewakuować się stąd z nią, wbrew jej woli, siłą wyrwać ją z zagrożenia. Niestety, to było niebezpieczne. Nie dość, że mogła zostać rozszczepiona przez szamotanie się ze mną, to ja również nie byłem odpowiednio przeszkolony w tym zakresie.
Bez słowa odwróciłem się by zając się garnkami. Wkurzała mnie tym, że pomimo jawnej nauczki w postaci niebezpieczeństwa, nie była w stanie mnie słuchać. Wyciągnąłem różdżkę przed siebie i postanowiłem zamrozić garnki mrozem siarczystym, bezdusznym. Nie dość, że by to je mogło przytwierdzić do mokrych desek, zastygnąć w jednej pozycji, to na dodatek może ostudziłoby nieco atmosferę na statku.

Rzucam na kształtowanie by zamrozić mordercze garnki
Rzut Z 1d100 - 75
Sukces!

Rzut Z 1d100 - 44
Slaby sukces...
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#54
05.11.2023, 13:24  ✶  

Co tu dużo mówić, Laurent miał szczęście. Jego pacjent był w zbyt dużym szoku, aby zawracać sobie głowę dokładną formułką zaklęcia, które ewidentnie pomogło mu zregenerować zapasy siły. Nie czuł się wprawdzie jak nowo narodzony, jednak ryzyko nagłej utraty przytomności od otrzymanych ran... Znacząco zmalało. Przynajmniej tak się wydawało Erikowi, a to już był spory sukces.

Gdy na krótką chwilę objawił mu się mężczyzna w kaszkiecie, nie bardzo wiedział, jak zareagować. Wbrew pozorom jego pierwszą myślą nie było to, że to duch z przeszłości, który zagnieździł się w jego umyśle tej nocy, postanowił go w końcu opuścić. Miał raczej wrażenie, że był to kolejny symptom przemęczenia i otrzymanych w wyniku walk obrażeń. Nie kwestionował jednak tego, co miał przed oczami. Gdyby się nad tym faktycznie zaczął zastanawiać, to niewykluczone, że dokonałby żywota tu i teraz, gdy cały ten statek walił im się na głowy.

Co zrobił dalej? Wprawdzie dzięki magii Prewetta odzyskał nieco siły, tak wiedział, że nie powinien pchać się do przodu. Wystarczył jeden nieostrożny krok, a starania Laurenta mogły pójść na marne. Nie. To był czas na taktyczny odwrót. Musiał pozwolić innym na przyjęcie palmy pierwszeństwa w kwestii wyprowadzenia reszty. Teraz musiał zatroszczyć się o siebie.

— Będę... Będę czekał na brzegu! — krzyknął w stronę reszty grupy, szarpiąc się ze swoją różdżką. Skupił się na miejscu, z którego wypłynęli. Kto by pomyślał, że to wszystko tak się skończy? Odsunął na bok wątpliwości, strach o Brennę, Dani, Geraldine i o to, co właśnie przeżywała Nora Figg do spółki z Elliotem Malfoyem. Poprawna teleportacja. Co może być w tym trudnego?

Koniec końców Longbottom zniknął z cichym trzaskiem, pozwalając, aby dalsze wydarzenia w trzewiach rozpadającego się statku rozgrywały się bez jego bezpośredniego udziału.



the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Alchemiczny Kot
I cannot reach you
I'm on the other side
Avelina mierzy 157 centymetrów wzrostu i waży około 43 kilogramów. Nie jest blada, wręcz zawsze opala się na brązowo. Ma ciepłe brązowe oczy, które podejrzliwie patrzą na obcych i radośnie na przyjaciół. Usta ma pełne i czasami pomalowane czerwoną szminką, gdy się uśmiecha pokazuje przy tym zęby nie mając nad tym kontroli. Włosy ma brązowe i zwykle proste. Czasami jak nie zadba o nie to puszą się jej od wilgoci. Ubiera się w szerokie, kolorowe spodnie i luźne bluzy. Czasami narzuci na siebie szatę. Na pierwszy rzut oka Avelina sprawia wrażenie osoby spokojnej i cichej. Wokół niej zawsze unosi się zapach palonego drewna, pod którymi tworzy swoje mikstury oraz suszonej nad kominkiem lawendy. Nie jest to zapach szczególnie mocny, ale wyczuwalny. Dopiero przy bliższym poznaniu można stwierdzić, że jest też wesoła i czasami zabawna. Jest osobą dosyć sprzeczną, ponieważ walczą w niej dwie osoby październikowy Skorpion i numerologiczny Filozof.

Avelina Paxton
#55
05.11.2023, 17:44  ✶  

Avelina, gdy tylko wybiegła z korytarza zatrzymała się gwałtownie, gdy zobaczyła żywe trupy. Już chciała rzucić zaklęcie, ale padły chyba dzięki Brennie. Spojrzała po tym chaosie, który się tu dział, ale nie puszczała ręki Augustusa. Musiała trzymać się go kurczowo, aby nie zwariować ze strachu i nerwów. Bała się, że tu zostanie, że tu zginie, a on razem z nią. Tak bardzo chciała go przeprosić za to jak bardzo go naraziła, ale nie było na to czasu. Zbiegła po schodach w kierunku Brenny, ale Rookwood ją zatrzymał. Spojrzała na niego, a gdy zaczął mówić, że ma się teleportować zostawiając go i całą resztę pokręciła głową, że tego nie zrobi. Wiedziała, że jej przyjaciel wkurzy się o to, że jeszcze bardziej go narazi i, że rozsądnie byłoby się stąd wydostać, ale jak miała to zrobić. Jak miała zostawić tych wszystkich ludzi w potrzebie? Nie potrafiła być egoistką.

– Nie – krótko, zwięźle i na temat. Spojrzała na niego tylko przepraszająco, a potem statek zatrząsnął się w posadach. Z jej ciała uleciał duch młodej dziewczyny, Avelina spojrzała na nią zaskoczona, a po jej karku przeszedł dreszcz strachu. Nie wiedziała, co miała powiedzieć, więc po prostu odprowadziła ją wzrokiem jak wznosiła się z dala od nich. Miała nadzieję, że tam gdzie trafi będzie miała chociaż odrobinę szczęścia. Złapała się mocniej Augustusa, zachwiała się i spojrzała na innych. Kilka osób na pewno już poznikało, ale ona chciała dostać się do Brenny i powiedzieć jej gdzie jest Danielle. Nie mogły jej tu przecież zostawić, a nie wiadomo, czy ona się już obudziła. 

Pobiegła za nimi ciągnąc ze sobą Rookwooda. Puściła jego dłoń dopiero jak już było ryzyko, że ktoś ich zobaczy. Gdy zobaczyła jak Danielle przenosi mugoli na łodzie odetchnęła z ulgą i zaczęła jej pomagać. Miała nadzieję, że Augustus albo jej pomoże, albo stąd pójdzie. Nie chciała się przed Longbottom tłumaczyć znowu z tego, co on tu z nią robi, ale jak będzie musiała to przecież nic na to nie poradzi. Upewniła się, że każdy był cały i spojrzała na Augustusa. Chciała go pocałować i było widać to w jej oczach, ale tylko powiedziała mu krótko, że przeprasza i przeniosła się na brzeg mając nadzieję, że pojawi się tuż za nią.

Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#56
05.11.2023, 23:27  ✶  

Ten ogień ją przerażał. Nie chciała, żeby ktokolwiek tutaj spłonął. Musieli spierdalać, jak najszybciej. Najlepiej wszyscy razem, bo wiedziała, że znalazłyby się tu osoby, które nie odejdą, dopóki nie będą miały pewności, że inni są bezpieczni. Ba, sama nawet należała do tego grona, bo byli tu jej kuzyni i nie zamierzała ich zostawić na pastwę losu.

Usłyszała huk. Jakby coś jebło tak porządnie. Nie zwiastowało to niczego dobrego. Jeszcze moment i ten okręt zatonie, a oni razem z nim. Musieli wiać, szybko, tylko jaką mieli pewność, że wszystkim się uda to zrobić.

Yaxley nadal wyczuwała potwory, jednak nie było tego dziwnego uczucia, które trwało jeszcze chwilę temu. Potwory, które teraz znajdowały się na statku były znajome, jakby ta przerażająca siła zniknęła.

Dostrzegła kobietę z blizną, tą w której życie musiała wejść, kiedy zemdlała. Uśmiechała się do niej, czyli była zadowolona z takiego przebiegu wydarzeń. Udało im się ją uwolnić, szkoda, że nie zamieszka w tym domku w środku lasu, że nie udało im się tutaj dotrzeć, kiedy jeszcze żyli, ale nie było to możliwe. Zrobili wszystko, co mogli, aby uratować każdego, kto znajdował się w tym miejscu. Nawet jeśli już dawno zakończyli swój żywot.

Na całe szczęście znalazł się Anthony i Stanley. Uspokoiła się. Wiedziała, że ci, na których jej zależało są bezpieczni - względnie. Erik również znowu był obok - jego także nie pozostawiłaby w tym miejscu. Był jej dobrym kolegą, mieli jeszcze sporo sparingów do rozegrania.

- Stanley, Anthony, teleportujcie się, już! - Powiedziała jeszcze, a sama zniknęła tuż po tym, jak zrobił to Erik. Stwierdziła, że skoro on znika, to i na nią nadszedł czas. Zamierzała znaleźć się na brzegu.

broom broom
Throw me to the wolves and
I'll return leading the pack

Mavelle Bones
#57
05.11.2023, 23:59  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 06.11.2023, 23:54 przez Mavelle Bones.)  
Odrobina czasu. To próbowała zyskać – chociaż trochę czasu, zanim to wszystko całkowicie obróci się w proch, a oni się poduszą od dymu. Bo że zaraz ostatecznie wszystko się rozleci, to było bardziej niż pewne, patrząc po tym, co się z każdą sekundą działo.
  A działo się dużo.
  Nieumarli, garnki (co wyglądało wręcz absurdalnie i zakrawało na jakiś filmowy gag – gdyby tylko faktycznie byli aktorami na planie, a nie czarodziejami walczącymi o życie swoje i innych), drgająca podłoga. Nie miała daru Atreusa czy Brenny, nie widziała, co się jeszcze działo, nie licząc pękającego drewna. Bo przecież nie tylko drewno tu pękło, prawda? Choć nie, jeden odprysk tych wszystkich wydarzeń ujrzała – ta dziewczyna w podniszczonej sukience…
  Nawet nie była do końca pewna, dlaczego, ale posłała jej blady uśmiech – a następnie ze zdwojoną siła uświadomiła sobie, że przecie wszystko się sypie, a na pokładzie przecież w teorii byli jeszcze ludzie no i właśnie, Dani…
  Ledwo zarejestrowała, co dokładnie krzyczał Erik, gdy rzucała się w stronę pokładu. Tak, Longbottom był jej bliski, prawie że bratem, całkiem naturalnym więc było, że chciała pobiec w jego ślady, ale też musiała pamiętać o jednym: była też brygadzistką. I z którejkolwiek strony by nie patrzeć, przeteleportowanie się ot tak, bez upewnienia się, że każdy opuścił - bądź właśnie opuszcza – tę przeklętą Perłę… najzwyczajniej w świecie, nie godziło się. Po prostu nie godziło się.
  Więc wypadła po prostu na pokład, gdzie dokonała pewnego odkrycia; tam też chwilę jeszcze odczekała, żeby się upewnić, iż wszyscy się zwinęli bądź zaraz się zwiną (oraz udzielić pomocy, jeśli okazywała się konieczna) i dopiero wtedy teleportowała się na brzeg. Do Erika, chcąc dopaść kuzyna i zająć się nim najlepiej, jak tylko mogła, zanim otrzyma fachową pomoc.

wiadomość pozafabularna
edycja za zgodą mg
Skin-clad wolf
Don’t shake me
Don’t make me bear my teeth
You really don’t wanna meet that guy
Sebastian to jest wysokim i postawnym mężczyzną. Mierzący 189 cm wzrostu waży 86 kilogramów. Ma krótko ścięte, ciemnobrązowe, przyprószone przy skroniach siwizną włosy (w odpowiednim świetle mogą wydawać się prawie czarne) oraz niebieskie oczy. Preferuje noszenie wygodny i najczęściej na wpół elegancki elegancki ubiór - dżinsowe spodnie, koszule i kamizelki, rzadziej zakłada trzyczęściowe garnitury i szaty wyjściowe. Sprawia wrażenie stosunkowo wyobcowanego, jednak nie jest niesympatycznym gburem - można się o tym przekonać rozmawiając z nim w cztery oczy.

Sebastian Travers
#58
06.11.2023, 03:30  ✶  

Sebastianowi bardzo nie podobało się to, że ogień trawił górne partie statku, zwłaszcza drugie piętro i wiodące na nie schody oraz restauracji, w której przez pewien czas doświadczał przebłysków nieswojego życia. Na całe szczęście jemu, jak i nieznanej mu z imienia czarownicy udało się ugasić szalejące nad ich głowami płomienie. Ponownie ujrzał wznoszone się obłoki gorącej pary wodnej, ostatecznie przybierającą postać ciepłego deszczyku. Usatysfakcjonowało go to, że oliwa została transmutowana w piach.

Ze swojego miejsca widział także jak pani Fawley została rozbrojona i widział także żywe trupy, za którymi biegły podskakując i kłapiąc pokrywkami dwa obtłuczone gliniane garnki. Żywe trupy żywymi trupami, ale obserwacja tych biegnących garnków wprawiła Sebastiana w szczere zdumienie i dziwne, nieadekwatne do sytuacji rozbawienie, wymagające od niego powstrzymania się od niestosownego zachichotania. Po tym wszystkim, czego doświadczył, z czym będzie musiał się uporać, ten widok skutecznie odwracał jego uwagę od tego wszystkiego. Nie było to właściwe, ale nieznacznie mu się przysłużyło. Po tym wszystkim przyda mu się trochę urlopu. Albo wręcz przeciwnie - rzucenie się w wir pracy.

Pierwsze zadrganie podłogi wydawało się charakterystyczne dla tak starego okrętu, który dodatkowo ucierpiał pod wpływem pożaru. Nie dało się nie spostrzec, że Atreus zaatakował Fawley. Do uszu Sebastiana dotarł ten huk. Po czarownicy została tylko kupka ubrań. Bardzo szybko przestał zawracać sobie tym głowę, a to za sprawą tego huku przeradzającego się w dźwięk rozbijanego szkła. Poczuł znacznie silniejsze drżenie pokładu. Ten przeklęty statek w końcu musiał iść na dno, tym razem na zawsze. Po raz ostatni przyszło ujrzeć mu Sebastiana Heinzela, którego doświadczył strzępki wspomnień. To nie było złe pożegnanie.

Do uszu Sebastiana dotarł kolejny huk. Pozostawało mu wrócić niejako po swoich śladach, kierując się ponownie na górny pokład, z którego było widać upragniony ląd. Zapanował istny chaos, kiedy wszyscy albo prawie wszyscy rzucili się do ewakuacji. Nie zamierzał dłużej zwlekać i po powrocie na górę, pozostawieniu za sobą tego wszystkiego co zastał po pokonaniu drzwi atrium, nawet nie sięgając  swoją różdżkę, po prostu się teleportował na brzeg. Stąd już było znacznie bliżej do domu.

Kapryśny Dziedzic
"Have some fire. Be unstoppable. Be a force of nature. Be better than anyone here and don't give a damn about what anyone thinks."
Anthony jest wysokim i dobrze zbudowanym facetem, schludnym i przeważnie elegancko ubranym, zważywszy na swoją pozycję.. Ma burzę brązowych, niesfornych włosów - delikatnie kręconych i duże oczy. Gdy się uśmiecha, czasem pojawiają mu się dołeczki w polikach i ma ten charakterystyczny, zadziorny wyraz twarzy. Lubi nosić zegarki, na palcu ma sygnet rodowy. Jeśli nie korzysta z teleportacji, spotkać go można na motorze.

Anthony Ian Borgin
#59
06.11.2023, 23:33  ✶  
Na górnym pokładzie panował jeszcze większy chaos niż chwilę wcześniej na dole. Bolały go mięśnie, śmierdział morską wodą i Merlin wie, czym dodatkowo, chciało mu się jeść, pić, a przede wszystkim kurwa palić. I gdyby nie podmuch czystego powietrza, to by chyba zwymiotował — no, względnie czystego, bo statek poza dziurami na dole, to jeszcze się palił. Zapach drewna pochłanianego przez płomienie, pogodnie skwierczące i ciepłe, był jednak przyjemny, znacznie milszy niż półmrok śmierdzącej stęchlizną (jak jego ciuchy) ładowni. Poczuł też ulgę na widok znajomych twarzy — w gorszym lub lepszym stanie, ale byli żywi. Atreus, Geraldine, czy Brenna, bo na nich oczy chłopaka zatrzymały się dłużej, zwłaszcza na tej ostatniej. Zacisnął palce, czując, jak mu drętwieją od uporczywego trzymania różdżki. Poruszył się niespokojnie, gdy dostrzegł chłopca, którego głos rozbrzmiał w jego uszach niczym dzwony w starym kościele — chyba przez to, że wcześniej nie mógł żadnego brzmienia do tego dziecka dopasować. Przekręcił głowę na bok, przecierając czoło i uśmiechnął się do chłopaka łobuzersko, kiwając głową. - Nie żałuj młody, słyszałem teorię o wędrówce dusz i gdy przyjdzie Twój czas, to się odrodzisz. I wtedy Twoja historia na pewno będzie lepsza. Nie możesz odejść, żałując.
Wzruszył ramionami, puszczając mu oczko. Był tu, słuchał, ale miał wrażenie, jakby obserwował wszystko z boku, a wzrok wędrował mu w stronę blizny. Mięśnie mu zadrżały, ale głos Victorii sprawił, że podniósł wzrok na brata.
- Zmywaj się stąd Stanley, umiesz w teleportację. I postaraj się zgarnąć ze sobą którąś z tych dwóch wariatek. Laurent ma swoje zwierzęce sztuczki, poradzi sobie z wodą. Ja też sobie poradzę. - mruknął w jego stronę, klepiąc go w ramię z uśmiechem, bo myśli, że zostałby tu przez niego, by zwyczajnie nie zniósł. - Przynajmniej Ger sięgnęła po rozum do głowy.. - mruknął pod nosem, bardziej sam do siebie. Raz jeszcze spojrzał na Borgina. - No zmywaj się. - pogonił go jeszcze i podszedł bliżej Tori, unosząc różdżkę, aby ewentualnie pomóc jej gasić ogień lub naprawić jakieś elementy. - Potrzebujecie pomocy z czymś? Laurent, bierzesz łódkę, czy się przepłyniesz? - spojrzał na Prewetta, marszcząc brwi. Drżały mu mięśnie, odrobinę wstydliwie skwierczało w brzuchu, ale to zagłuszało na szczęście drewno trawione ogniem. Bo jak kurwa mógłby siedzieć sobie w łódce i czekać na ratunek, jak księżniczka, gdy przyszła żona Sauriela, Lestrange i Longbottom (może Atreusa przyszła żona, chociaż ta myśl była wciąż irytująca) tkwiły tu, próbując zbawić cały świat. A przynajmniej Laurenta.


Na gaszenie ognia lub naprawę, zależnie od oceny MG.

Rzut Z 1d100 - 78
Sukces!

Rzut Z 1d100 - 26
Akcja nieudana
Ogórkowy Baron
Świat nie ma sensu. Trzeba mu go nadać samemu
Stanley mierzy około metra dziewięćdziesięciu wzrostu i jest atletycznej budowy ciała. Jego krótko ścięte, zaczesane na bok ciemnobrązowe włosy okalają owalną twarz, która zrobią piwne oczy. Zawsze ma lekki, kilkudniowy zarost w postaci wąsa i brody. Na co dzień można go spotkać noszącego mundur brygadzisty. Jeżeli jednak uda się komuś go wyciągnąć na jakąś aktywność niedotyczącą pracy to przybędzie w długim, ciemnym płaszczu, a pod spodem będzie miał koszulę i najprawdopodobniej krawat. Wypowiada się w sposób spokojny dopóki nie zostanie wyprowadzony z równowagi.

Stanley Andrew Borgin
#60
08.11.2023, 20:28  ✶  

Dobrze, że udało im się wymsknąć od tego ożywionego stwora, wszak mogłoby być nieciekawie. Dotarli na górę w trochę powiększonym składzie, niż pierwotnie tam zeszli ale nie było z tym najmniejszego problemu. Grunt, że nikomu nic się nie stało... a na pewno nie powierzchownie. Nie na pierwszy rzut oka - nikt przecież nie był w stanie oszacować strat psychologicznych wszystkich uczestników tej wyprawy.

W tym całym chaosie i harmiderze, Stanley dostrzegł pierwszego kapitana, tego samego z którym przecież jeszcze jakiś czas temu pracował... chociaż czy to przypadkiem nie było kilkanaście lat, a może nawet całe wcielenie? Mógłby przysiąść, że wpatrywali się w siebie wzajemnie przez dłuższą chwilę ale nadszedł czas na ich dwójkę - Borgin musiał się ewakuować, a kapitan odejść w zapomnienie. Kiwnął głową ni to do siebie, ni to w kierunku swojego byłego przełożonego i trwałby tak dalej w tym stanie gdyby nie krzyk kuzynki, który szybko sprowadził go na ziemię.

Tym razem kiwnął porozumiewawczo do Geraldine, dając jej znak, że zrozumiał. Tutaj pojawiał się jeden problem - Tosiek nie potrafił się teleportować, a on nie miał zamiaru go zostawiać na pastwę losu. O ile młodszy Borgin miał zapędy do samozniszczenia i podejmowania głupich decyzji (nie to żeby starszy nie miał...) wierzył, że ten da rade i nie będzie zgrywał bohatera. Nie zmieniło to jednak faktu, że wysłuchał go we względnym spokoju - Też się zaraz zmywaj. Rozumiemy się? - zapytał, a wręcz upewnił się i uniósł swoją różdżkę do góry aby przenieść się na brzeg. Stanley liczył, że za kilka chwil spotka się wraz z kuzynem na brzegu w dużo bezpieczniejszym miejscu.



"Riddikulus!"
- Danielle Longbottom na widok Stanleya Bo[r]gina

"Jestem dumna, że pomagałeś podczas zamachu."
- Stella Avery na wieści o udziale Stanley w walkach podczas Beltane 1972
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości
Podsumowanie aktywności: Norvel Twonk (5267), Geraldine Yaxley (3113), Erik Longbottom (3449), Victoria Lestrange (3697), Sebastian Travers (1040), Brenna Longbottom (2118), Atreus Bulstrode (1145), Mavelle Bones (777), Laurent Prewett (921), Augustus Rookwood (775), Avelina Paxton (370), Anthony Ian Borgin (773), Stanley Andrew Borgin (265)


Strony (7): « Wstecz 1 … 3 4 5 6 7 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa