• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie v
« Wstecz 1 … 3 4 5 6 7 … 10 Dalej »
[Litha 1972] Krąg ognisk

[Litha 1972] Krąg ognisk
Czarodziejska legenda
Przeciwności losu powodują, że jedni się załamują, a inni łamią rekordy.
Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.

Pan Losu
#361
31.12.2023, 19:22  ✶  

Hades McKinnon


W pożodze dostrzegasz dwa skrzyżowane ze sobą w walce miecze; zdaje ci się, że nawet płonące polana trzaskają w tym samym momencie, w którym klingi się ze sobą ścierają. Czujesz, jak wypełnia cię determinacja - twoja walka jeszcze się nie skończyła.
Cień Swojego Ojca
Prawdziwa nienawiść to dar, którego człowiek uczy się latami.
Patrząc na niego z daleka widzisz schludnego, nienagannie ubranego mężczyznę. Mierzy około 180 cm wzrostu. Jest szczupły. Nieszczególnie umięśniony. Ma ciemne włosy i jasne, niebieskie oczy. Z bliska okazuje się, że natura obdarzyła go wydatnym nosem i często zaciska usta w cienką linię. Rzadko się uśmiecha. Nie żartuje. Jest spięty. Ma pedantyczne ruchy. Aż do bólu opanowany i kontrolujący.

Ulysses Rookwood
#362
31.12.2023, 22:49  ✶  
Wiesz, że mogłeś mnie wtedy zaprosić, prawda?
Pytanie Danielle zamarło mu w uszach. Jak miał jej wyjaśnić, że w czasie, gdy zaczęli zacieśniać łączącą ich przyjaźń, w jego życiu rodzinnym zaczęły dziać się rzeczy, za które można było trafić do Azkabanu? Że wmanewrował go w nie człowiek, którego kochał i podziwiał? Że chodziło o… o głupi sen? O to, że wyśnił to kim mógłby się stać i do czego mógłby zmusić go własny rodzic?
Była taka noc podczas której śnił o ataku na mugolski szpital. Z uwagi na chorobę, nawet teraz pamiętał ten koszmar doskonale: pomysłodawcą ataku i liderem był jego ojciec, poza Ulyssesem wziął w nim udział jeszcze kuzyn i dwóch kolegów ze szkoły. W pięciu zamordowali kilkuset mugoli. Mnóstwo bezsensownego okrucieństwa, które nie miało większego sensu.
A Danielle była magomedyczką. Ten kontrast między marą senną a rzeczywistością uderzył w Ulyssesa rankiem. We śnie pozwolił na to, by zamordowano wielu takich jak ona. Nie próbował nikogo powstrzymać, nie widział w tym problemu bo byli mugolami. Obrazy ze snu atakowały jego umysł, więc zaczął się od oddalać od Danielle przekonany, że chociaż nie były prawdą to kiedyś mogły stać się prawdą.
I, częściowo, stały się nią w czasie Beltane.
- Nie mogłem – zaprzeczył. W jego głosie pojawiło się wyraźnie wyczuwalne poczucie winy. Nie mógł, bo musiał wtedy wykonać zadanie powierzone mu przez Czarnego Pana. Był tak zaślepiony myślą by je właściwie zrobić, że oprzytomniał dopiero, gdy dostrzegł Danielle w tłumie bawiących się. Choć się tego nie spodziewał, okazała się jego światłem wskazującym mu na to, co dobre i właściwe.
Wyrzuty sumienia przypominały u Rookwooda natrętne myśli. Spowijały jego umysł, powracały niechciane jak bumerang i zmuszały go do podejmowania działań, których normalnie nigdy by się nie podjął. Jak wtedy, gdy poleciał szukać tych nieszczęsnych ulotek – choć już nie było szans na to, by mógł je odnaleźć i jak pojawił się na Polanie Ognisk niedługo po tym, jak otrzymał wiadomość od magomedyczki. To ona wzbudziła je i zawróciła go z mrocznej drogi.
Ciągle trzymał Danielle za rękę, teraz już właściwie trochę straceńczo, jakby nie mógł się pogodzić z myślą, że za parę chwil mogłaby mu się wyrwać. Ale najwidoczniej słowa szeptuchy nie wywarły na niej takiego wrażenia jak na nim. Nieświadomy wiedzy, którą przekazał swojej towarzyszce, pokiwał głową.
- Tak – zgodził się cicho. Niektóre walki rzeczywiście były warte podjęcia. W głowie Ulyssesa były to jednak zupełnie inne walki niż te o czystość krwi. – Pozwolisz się stąd zabrać? – zapytał jeszcze. Nie mógł ochronić jej przed okrucieństwem Beltane, ale - choć nic nie zapowiadało by podobne rzeczy miały wydarzyć się na Lithcie - wolał pozostać tej nocy przy niej. Tak długo, jak mu na to tylko pozwoli.
Zanim opuścili krąg ognisk, skierowali się jeszcze do jednego z kramów by kupić sobie coś do picia.

Danielle Longbottom i Ulysses Rookwood
Postacie opuszczają sesję
dragonborn
Ruthlessness
is mercy upon ourselves.
Mający 187cm, o atletycznej budowie ciała i ciemnych włosach. Porusza się ze specyficzną dla niego manierą, która zdaje się przypominać gady; zastygnięty w bezruchu, jakby wyczekiwał potknięcia, obserwując z uwagą otoczenie, tylko po to by nagle zareagować i wprawić ciało w ruch. Posiada parę blizn na ciele, pozostawionych przez spotkania ze zwierzętami. Plecy, lewą stronę obojczyka i ramię pokrywa drobna, szarawa łuska, a jego oczy posiadają pionowe źrenice i trzecią powiekę. Zawsze towarzyszy mu któryś z jego smoczogników.

Leviathan Rowle
#363
04.01.2024, 06:44  ✶  
- Zawsze? - zapytał, spoglądając na nią nieco bardziej zainteresowany. - To jakaś eksterioryzacja? - rzucił jednak zaraz, bo na całe nieszczęście, nigdy nie był jakoś specjalnie zainteresowany tym co działo się po zamknięciu oczu. Na palcach jednej dłoni mógłby zliczyć razy kiedy coś mu się przyśniło w okresie ostatniego pół roku, albo raczej te momenty, kiedy cokolwiek po przebudzeniu pamiętał. Może dlatego sam koncept istnienia, czy tego że ktoś chciał się bawić w świadome śnienie był dla niego obcy. Po co śnić coś, czego i tak nie będzie się pamiętało?

- Nie jestem przesadnie typem, który chodzi na jarmarki - odparł bez większego żalu w głosie. Tłok i roześmiane, jaśniejące od świątecznej atmosfery twarze jakoś nigdy go nie przekonywały. Można by pomyśleć, że był uczulony na samo szczęście innych ludzi, ale zwyczajnie wychodził z założenia, że miał coś lepszego do roboty. Jeśli już pojawiał się na takich wydarzeniach, to dla kogoś, zupełnie tak jak teraz, kiedy był tu dla swojego ojca dla niej. Zwykle jednak, kiedy przemierzał zastawione straganami alejki to dlatego, że wyciągnęła je na nie Septima, której tego typu rzeczy wydawały się o wiele bardziej przypadać do gustu.
Kiedy więc chciała, żeby sobie przypomniał, czy w jakiejś takiej zabawie kowen nie brał udziału, to w jego głowie pojawiała się absolutna pustka, która z resztą malowała się na jego twarzy. - Hm, całkiem poręczne. Czy to znaczy, że stoimy teraz w tej kolejce tylko dlatego, że ja w niej stanąłem i inaczej przepchnęlibyśmy się już dawno z boku budki? - uśmiechnął się do niej z pewnym zażenowaniem, jakby fakt że w ogóle teraz musieli czekać, to była tylko i wyłącznie jego wina. Bo w sumie na to właśnie wyglądało.
Chyba gdzieś na jakimś etapie swojego życia doszedł do wniosku, że to do czego był przyzwyczajony przez dostatnie, czystokrwiste życie, odnosiło się także do innych aspektów codzienności. Tak jak ona z łatwością była w stanie dostrzec, że skoro na wystawnych zabawach rodów najlepsze rzeczy działy się wśród obsługi i w kuchni, on w ogóle nie był w stanie tego zobaczyć. Nie patrzył tam, wepchnięty w sztywne ubranie i oczekiwania, zanudzony na śmierć i wychylający kolejny kieliszek czegokolwiek, co zawierało w sobie procenty. Jedyne, co wtedy tłukło mu się po głowie, to żeby jak najszybciej zniknąć, a nie to gdzie szukać jakiejkolwiek lepszej rozrywki. Był ślepy, ale w ten wyuczony, dziwaczny sposób.

Wróżek i elfów? Spojrzał na nią nieco pobłażliwie, zwyczajnie nie mogąc się powstrzymać. Szybko jednak oderwał od niej spojrzenie, unosząc je na niebo i chyba chcąc w ten sposób oszacować, ile zostało im jeszcze czasu, zanim będą musieli się rozstać. Było chyba później niż przypuszczał, bo słońce zdawało nieco chylić się już ku zachodowi, nieubłaganie poganiając go.
- Jakie są wyznaczniki obecności faery w okolicy? - zapytał, chyba dla samej zasady pociągnięcia tematu dalej. W tym wszystkim przesunęli się jeszcze kilka kroków, aż wreszcie znajdująca się przed nimi para odeszła od stoiska w swoją stronę i sami mieli okazję otrzymać swoje napitki.

Wziął coś co nazywało się Wróżkowy Pył, bo prawdę powiedziawszy, sytuacja się aż o to prosiła. Przypominał też trochę swoją strukturą to, co przygotowała mu w swojej chatce, błyszcząc zachęcająco wirującymi w nim drobinkami, jakby faktycznie ktoś wymieszał w nim magiczny pyłek. Dodatkowym plusem było to, że zapewniono go, że "trzepie mocniej niż wygląda".
- Zawsze możesz poszukać ich po całym zebraniu. A nawet możemy - uśmiechnął się do niej lekko znad krawędzi naczynia, upijając potężny łyk urokliwego napoju. Mogli też wreszcie ruszyć dalej, znowu zanurzając się między tłum, bo Levi chyba instynktownie, słysząc te jej wcześniejsze plany Isobelli na wieczór, ruszył w stronę tańczących radośnie ognisk. Płomieni, które tak skutecznie przyciągały wzrok, kiedy ktoś znalazł się dostatecznie blisko.

!płomienie
Czarodziejska legenda
Przeciwności losu powodują, że jedni się załamują, a inni łamią rekordy.
Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.

Pan Losu
#364
04.01.2024, 06:44  ✶  

Leviathan Rowle


Kiedy zbliżasz się do ognia, płomienie nieco przygasają - tylko jeden wznosi się ku górze, rozjaśniając na końcu niewielkim punktem. Gwiazda. Ogarnia cię spokój, być może nawet lekkie ukłucie rozczarowania, gdy zdajesz sobie sprawę z tego, że w najbliższym czasie nie powinno wydarzyć się nic nadzwyczajnego.
Ulfhednar
a wolf will never be a pet
Hjalmar mierzy koło metra osiemdziesięciu ośmiu wzrostu i jest dobrze zbudowany dzięki ciężkiej harówce w kuźni. Przeważnie nosi swoje jasne włosy spięte w wikiński warkocz z wygolonymi lub krótko obciętymi bokami. Ma zadbany zarost w postaci wąsa i brody, chyba że akurat złapie go chęć na powrót do Islandzkich korzeni i pozwoli mu żyć własnym życiem. Jak na nordyckiego człowieka przystało - ma niebieskie oczy. Mówi w sposób spokojny i powolny z północnym akcentem - jego głos jest dosyć donośny. Na pierwszy rzut oka wydaje się być przyjemnym rozmówcą, który nie wykazuje agresywnych zachowań chociaż jego aparycja może niektórych pomylić.

Hjalmar Nordgersim
#365
05.01.2024, 11:14  ✶  

Oczywiście, że taki hełm z perspektywy walki byłby najgorszym co można by zrobić ale czego nie robiło się dla podniesienia rozpoznawalności pewnych rzeczy? Budowania wokół nich otoczki? Może jakiejś "tradycji" - fałszywej bo fałszywej ale zawsze jakiejś? Pytanie tylko - czy w takiej sytuacji powinni się cieszyć, że ktoś się ich kulturą zainteresował, czy może powinni się smucić, że nie pokazują jej prawdziwego piękna, a jedynie przeistoczone fakty.

- Oczywiście, że dobre ale dziadkowi też się należą słowa uznania. Jakby spojrzeć, że to ten sam przepis... chyba, że o czymś nie wiem... - spojrzał w kierunku ojca, zupełnie jakby byli na jakimś przesłuchaniu. Na całe szczęście nie byli, a żaden z nich nie był funkcjonariuszem porządkowym - To te słowa wędrują też na Twoje konto. Nie zapominajmy też o tradycji, że to najstarszy członek rodziny ma prawo do warzenia piwa i tym samym, na Islandii, to właśnie on najczęściej to robił - przypomniał Dagurowi. W Anglii sytuacja była inna, wszak to on był najstarszym Nordgersimem, dzięki czemu to on miał ten zaszczyt. Piwo było tak dobre, że nawet dziecko mogło je wypić - pod warunkiem, że było dostatecznie rozwodnione!

- A ja widzę, że będziesz musiał siegnąć głębiej do kieszeni, aby swojego rzemieślnika opłacić - zaśmiał się - Albo, że czekają nas lukratywne zamówienia... Obydwie wersje mi się podobają - pokiwał głową w zadowoleniu na taki obrót spraw. To były jedne, wielkie żarty. W końcu ojciec uczciwie go nagradzał za wykonaną pracę, a w zasadzie był też po prostu podział zysków. Z drugiej strony, jeżeli Hjalmar potrzebował pieniędzy to zawsze mógł też ojca o to poprosić - nie było z tym problemu.

Starszy z Nordgersimów wyglądał przezabawnie z tą małą procą. Nie da się ukryć, że nie pasowała do niego wcale, a wcale. Jak tak przyglądał się ojcu, doszedł do jednego wniosku - Dagur powinien startować w jakimś trójboju siłowym. Tylko kogo by musieli wystawić przeciwko niemu? Olbrzymy? Trolle?

- Nie wiem czy lepiej by Ci nie poszło bez tej procy - skomentował sukcesy, a następnie sam wziął tę procę do rąk, aby spróbować swoich sił - Dawaj ojcze, ja Ci pokażę jak to się robi. Wtedy zrozumiesz, że te lata Durmstrangu nie poszły na marne - dodał, pobierając procę oraz klepiąc ojca po plecach. Hjalmar zdawał sobie sprawę, że siła tutaj nie wystarczy i potrzeba odrobinę techniki. Idąc więc w ślady ojca miał zamiar oddać trzy strzały ale bardziej techniczne... oczywiście na tyle na ile pozwalała mu posiadana wiedza.


Rzuty na strzelanie z procy podobnie jak ojciec.
Rzut PO 1d100 - 68
Sukces!

Rzut PO 1d100 - 56
Sukces!

Rzut PO 1d100 - 25
Akcja nieudana
Obserwator
Nie możesz winić lustra za to, że odbicie ci się nie podoba.
Patrick ma ciemne włosy i ciemne oczy. Najczęściej na jego twarzy gości trzydniowy zarost. Jest wysoki, ale nie przesadnie (ok. 185 cm), raczej wysportowany. To ten typ, który rzadko można zobaczyć w garniturze, bo woli ubrania wygodne, które nie krępują jego ruchów. A poza tym garnitury wyróżniają się w tłumie a on lubi się z nim stapiać. Dużo się rusza. Chociaż w towarzystwie potrafi sporo mówić i często żartować, zdaje się, że równie dobrze odnajduje się w swoim własnym towarzystwie. Często można go zobaczyć szkicującego coś namiętnie. Wieczorami można go czasem spotkać w barach. Zawsze wtedy siedzi gdzieś w rogu.

Patrick Steward
#366
06.01.2024, 00:17  ✶  
Spokój i harmonia zagościły w myślach Patricka, gdy nałożył na głowę wianek z lawendy. Przystanął z boku i – zwyczajnie – obserwował bawiących się na święcie ludzi. Patrzył na ich twarze (na malujące się na nich różnorakie emocje); na poruszające się sylwetki; na pracujące mięśnie gdy się poruszali; na powykrzywiane cienie rzucane przez płonące ognisko; na kwiaty pobłyskujące w wiankach, znowu na płomienie. Aż zaświerzbiło go, by zacząć przelewać to, co widział na kartki notatnika. W głowie nie rysowały mu się żadne szczególne problemy a jednak, jakoś tak odruchowo, odszedł na bok, oparł się plecami o jedno z drzew i zaczął pośpiesznie szkicować. Nie zastanawiał się nad tym, co chciał przedstawić lub uchwycić.
Z boku pewnie wyglądał dość osobliwie (pozbawiony towarzystwa mężczyzna w wianku z lawendy na głowie i ze szkicownikiem w ręku), ale nieszczególnie się w tym momencie tym przejmował. To było święto. Ludzie tutaj wyglądali różnie, różnie spędzali czas i różnie się zachowywali a on na ich tle prezentował się najwyżej jak dziwak, ale nieszkodliwy, może nawet zlewający się z tłem. Spod jego ołówka powstawały kontury, zarysy ludzkich sylwetek tańczące wokół słupa ognia, w większości zamazane, bezimienne - choć wśród nich była też sylwetka kobiety o oczach i włosach podobnych do nieudolnej złodziejki, którą dzisiaj spotkał. Kciukiem rozmazał kontur jej ust, by podkreślić ruch postaci. Z boku rysunku wyrósł kram, kolejne ognisko, inna kobieca twarz z wiankiem we włosach. Ta już zupełnie znajoma, narysowana machinalnie, bez większego zastanowienia. Zamazana. Poprawiona. Znowu zamazana. Już nieistniejąca. Istniejąca. Nie.
Patrick zamknął z trzaskiem notatnik. Schował go do kieszeni spodni, a potem oddalił się, by opuścić Lithę.

Postać opuszcza sesję
Mistrz Dagur
Dagur to mężczyzna obdarzony bardzo wysokim wzrostem (3 metry) i masywną budową ciała, przez co wyróżnia się na tle innych ludzi. Islandczyk ma rude, zwykle utrzymanie w nieładzie włosy, gęstą rudą brodę i zielone oczy. Ubiera się w wygodne, często mugolskie ubrania. Bardzo często można go zastać w narzuconym na codzienne ubrania skórzanym fartuchu i rękawicach ze smoczej skóry, wykorzystywanych podczas pracy w kuźni. Przez swój wzrost i budowę ciała może wywoływać mieszane uczucia u spotykanych na swojej drodze osób i może odstawać swoim zachowaniem od mieszkańców Anglii, jednak jest tak naprawdę serdecznym człowiekiem.

Dagur Nordgersim
#367
06.01.2024, 15:54  ✶  

Dagur nie szukał tego rodzaju rozgłosu i nie zamierzał budować fałszywego ich obrazu w tym celu. Zawsze zabiegał o to aby przekazać wszystkim zainteresowanym ich kulturą prawdziwe informacje na jej temat zamiast wyssanych z palca bzdur. Za głowę się łapał słysząc nieraz niektóre rewelacje na temat ich kultury. Bardzo nie lubił ich słuchać.

— Oczywiście, że to sama receptura. Przekazywana z dziada pradziada, z ojca na syna. W jakimś stopniu tak. Nie zamierzam odrzucać tejże tradycji. Na obczyźnie jestem najstarszym Nordgersimem. — Zapewnił swojego pierworodnego o tym, że nawet przez myśl mu nie przeszło to aby w jakikolwiek sposób modyfikować przekazywanej od pokoleń receptury. Gdyby nie to, że jest kowalem to z powodzeniem mógłby zostać piwowarem. Tyle, że wtedy rodzinna receptura przestała być pilnie strzeżoną tajemnicą bo gdyby chciał warzyć i dystrybuować ten złocisty trunek to musiałby zatrudnić pracowników. Warzone przez niego piwo było przeznaczone na użytek własny na niego i pozostałych członków rodziny albo na oryginalny prezent.

— Gdy awansujesz już na mistrza rzemiosła. Lukratywne zamówienia bardzo by się nam przydały. — Odpowiedział pół żartem, pół serio jeśli chodzi o opłacanie swojego rzemieślnika. Podział zysków wydawał się być uczciwą formą zapłaty, nawet jeśli Hjalmar jest jego synem. Nie był to jednak równy podział, gdyż Dagur miał na utrzymaniu całą rodzinę i kuźnię. Zarobione przez siebie pieniądze jego pierworodny mógł wydawać na co mu się podobało - pozostawał spokojny, że jednak nie roztrwoni wszystkich swoich pieniędzy na zbytki. Nawet pracując w rodzinnym interesie i otrzymując za to wynagrodzenie młodszy Nordgersim dobrze znał wartość pieniądza. Zadbał o to. Lukratywne zamówienia były tym, czego pragnął dla nich.

— Pewnie żeby lepiej szłoby mi bez tej procy. — Żachnął się, niezadowolony ze swoich efektów. Jako swoją nagrodę wybrał sobie miniaturowego gryfa. Odebrał swoje piwo, od razu upijając jego kolejny, potężny łyk. — Normalnie powiedziałbym, żebyś nie uczył ojca dzieci robić... ale to akurat prostsze niż trafienie w tę tarczę. — Skomentował z przekąsem słowa swojego syna, pozwalając mu się również poklepać po plecach. Dopijając swoje piwo obserwował jak Hjalmar oddaje trzy strzały w stronę ruchomych tarcz, z czego dwa okazały się celne.

— Całkiem dobrze ci poszło, synu. Wybierz jakąś maskotkę dla swojej dziewczyny. Ja sugeruję abraksana albo kota. — Pochwalił swojego pierworodnego za jego całkiem przyzwoite umiejętności strzeleckie i zasugerował mu wybór maskotki, którą podaruje Pandorze.

Po skończonej zabawie Dagur spostrzegł, że słońce zaczęło chylić się ku zachodowi, a zmierzch przyniósł przyjemne ochłodzenie. Pod stopami zaczęły kłębić mu się mgły a właściciele straganów zaczynali pakować swój dobytek. Ludzie zaczynali się powoli rozchodzić. Oznaczało to, że powinni trochę się pośpieszyć aby nie przegapić tego rytuału, który chcieli obserwować albo nawet wziąć w nim udział.


Postacie opuszczają sesję
moon's favourite poem
and the rest is rust
and stardust
Drobniutka, choć wysoka na 177 centymetrów wzrostu, o popielatych włosach. Śmiech przywodzący na myśl świergot ptaków. Śpiewny, uroczy głos. Choroba objawia się u niej srebrnymi tęczówkami i wędrującym rumieniem.

Sarah Macmillan
#368
06.01.2024, 22:40  ✶  
No cóż, zapytał.

- Nie no, to jest to, że śpisz i wiesz, że śnisz. Możesz kontlolować to, co dzieje się wokół ciebie. Ale ja zawsze budzę się po tym dwa rhazy baldziej zmęczona, niż byłam pszed zaśnięciem. Sama nie jestem pewna, dlaczego to aż tak męczy - może to świadomość tego, jak odległe to jest od naszego życia na jawie? - Gadała i gadała, właściwie to mogłaby o tym gadać jeszcze naprawdę, naprawdę długo, ale nie sprzyjała temu mnogość wątków i to, że kolejka przesuwała się podejrzanie wręcz szybko. Zupełnie tak, jakby jakaś siła bardzo nie chciała, żeby w niej stali. Może to te dźwięki cudzej sprzeczki sprzed chwili skutecznie rozgoniły biesiadujących?

- Zauważyłam. - Powiedziała z uśmiechem. A potem dotarło do niej, że to mogło zabrzmieć trochę nieuprzejmie, jak się człowiek miał domyślać, o co dokładnie jej chodziło. - Bo się nie znaliśmy. - Jakby chodził na jarmarki, to musiałby, po prostu musiałby ją chociaż trochę kojarzyć.

Na pytanie, czy stoją w kolejce tylko ze względu na jego decyzję, przytaknęła.

- Jest ich dokładnie siedem, Levie. Mogę tak do ciebie mówić? - Mógł przekazać jej odpowiedź wyłącznie gestem, bo od razu mówiła dalej. - Delikatny, miękki dźwięk dzwoneczków lub zapadająca w pamięć wesoła muzyka ich słodkich half. Silny zapach tlawy, jabłek lub dzikich fiołków. Tajemniczy chichot wydobywający się jakby znikąd. Klęgi grzybów napotkane zupełnym przypadkiem... Cztelolistne koniczyny i...! No, najłatwiej poznać to po tym, że podąża za tobą wlona lub kluk. - A później zrobiła jeszcze kilka kroków wprzód, kiedy para przed nimi usunęła się na bok i również wybrała swojego dzisiejszego drinka. Któregoś z kolei, ale tego chyba nie wypadało mówić w dzień swoich zaręczyn? - Mama nie czytała ci o nich baśni? - Wydawało jej się, że było to domeną większości czarodziejskich rodzin. - Czemu robisz taką minę? - Tylko mi nie mów, że słyszałeś dźwięk dzwonków...?

Ale Rowle nie pociągnął jej wcale w kierunku lasu, tylko tam, gdzie Macmillanowi rozpalili nowe, rytualne ogniska. Mimo magicznej atmosfery Sarah czuła wyraźną różnicę pomiędzy nimi a ogniskami rozpalanymi na polanie w Kniei Godryka - te tutaj wydawały jej się być o wiele bardziej... surowe? Z drugiej strony w te przynajmniej nie bała się spojrzeć - po historiach, jakie opowiedzieli jej Atreus i Victoria, prawdopodobnie bałaby się wyciągnąć dłoń w kierunku języków tamtego ognia.

!płomienie

I wtedy też je usłyszała. Delikatne brzęczenie, na poziomie bzyczenia muchy. I on też musiał to słyszeć, bo jego twarz odwróciła się w tym samym kierunku. Dokładnie tam, gdzie do lotu wzniósł się czarny, migoczący w blasku ognisk ptak.

- Okej, mów co chcesz, ale dla mnie to przeznaczenie.

Pociągnęła Leviathana za rękę.

Postacie opuszczają sesję


she is passion embodied,
a flower of melodrama
in eternal bloom.
Czarodziejska legenda
Przeciwności losu powodują, że jedni się załamują, a inni łamią rekordy.
Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.

Pan Losu
#369
06.01.2024, 22:40  ✶  

Sarah Macmillan


Kiedy zbliżasz się do ognia, płomienie nieco przygasają - tylko jeden wznosi się ku górze, rozjaśniając na końcu niewielkim punktem. Gwiazda. Ogarnia cię spokój, być może nawet lekkie ukłucie rozczarowania, gdy zdajesz sobie sprawę z tego, że w najbliższym czasie nie powinno wydarzyć się nic nadzwyczajnego.
constant vigilance
I have traveled far beyond the path of reason.
Wysoki na prawie dwa metry, brakuje mu pewnie mniej niż dziesięć centymetrów, ale ciężko to ocenić na oko. O krępej budowie ciała, z szeroką twarzą i wybitymi zębami. Skóra często pokryta bliznami. Krzywy nos, z pewnością kiedyś złamany. Włosy ciemne, oczy też. Nie należy do ludzi, którzy o siebie szczególnie dbają.

Alastor Moody
#370
07.01.2024, 00:53  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 07.01.2024, 03:02 przez Alastor Moody.)  
Odpowiadam na ten post.

Alastor?

Sebastian widział go przed sobą, ta sama twarz, te same oczy. Nadgryziony był co prawda zębem czasu, ale to wciąż był on, a przynajmniej można było w to wierzyć, jeżeli bardzo się chciało - bo chociaż ciało się zgadzało, to duch nie był ten sam. Nic nie było w tej pustej skorupie z silnego charakteru, uważnego spojrzenia - to był Alastor, a jednocześnie to nie był Alastor. Brakowało zbyt wielu elementów, które czyniły go nim samym.

Brakowało uśmiechu. Tego pięknego, szczerego uśmiechu, który w normalnych warunkach rozbłysłby na widok znajomej twarzy. Jego mimika wyrażała jedno, wielkie nic - równie dobrze można by napisać, że żadna mimika tutaj nie istniała. Żaden mięsień się nie napiął, powieka mu nawet nie drgnęła. Ba! On nie mrugał - oczy miał już od tego suche. Zachowywał się pewnie trochę jak ktoś opętany, ale ta ręka zaciskająca się coraz mocniej na kapłańskiej szacie i fakt, że niby bez udziału jakiejkolwiek werbalnej komunikacji, ale jednak dał poprowadzić się do innego miejsca - to jedynie wskazywało, że ktokolwiek tam jeszcze w środku był. I zaraz zaboli go to, jak wiele osób było świadkami tego wstydu - zagubionego Aurora, chociaż to właśnie on był ostatnim, który powinien się zagubić. Usiadł we wskazanym miejscu, nie puszczając ubrania Macmillana choćby na sekundę, a każde słowo, pytanie opuszczające jego usta zdawało się być paliwem dorzucanym do buchającego z Moody'ego ognia - trzymał coraz mocniej, coraz pewniej, aż palce dłoni mu zadrżały, a wysilając mięśnie mimowolnie zrobił mu krzywdę - ścisnął za mocno nie tylko materiał, ale i kawałek jego skóry i dopiero wtedy, kiedy wywołało to jakąkolwiek zewnętrzną reakcję Sebastiana, ten puścił go nagle i nieco oprzytomniał.

Zrozumienie co się właśnie pomiędzy nimi wydarzyło, nie było łatwe. Rozejrzał się, ale tak szybko, jakby wcale nie potrzebował osadzenia ich dwójki w żadnej przestrzeni, bo wszystko wyczytał w oczach próbującego pomóc mu kapłana - zdziwienie i troska, splamione uczuciem bólu. Wraz z pustką, jaką miał w głowie, ilekroć próbował przypomnieć sobie, jak się właściwie tutaj znalazł, nie musiał snuć szczególnie głębokich domysłów. Znowu czołgał się w dół, wszyscy mieli go za człowieka z wyżyn moralnych, on burzył te wysokie, pokładane w nim nadzieje i spoglądał na to, jak spadały i rozpadały się na kawałki. Był gorszy niż Ida zamknięta w czterech ścianach Lecznicy - bo ona była wariatką, niezaprzeczalnie, niepodważalnie zwariowała i odcięli ją od świata, a on był...

Problemem.

I ze wszystkich osób, jakie go mogły spotkać w takim stanie, spotkał go ktoś taki jak Sebastian - ktoś, kogo ciepły dotyk przywoływał w nim wspomnienia, od których nie było ucieczki. Gdyby nie to, że Alastor bardziej wierzył w przypadki niż wstawiennictwo bogów, przyznałby teraz otwarcie, że to musiało być jakieś błogosławieństwo tej jego Matki.

- Przepraszam - wydusił z siebie najpierw, a później dotarło do niego, że nadal trzyma go za ubranie. - Przepraszam, Sebastian - powtórzył, z trudem rozprostowując te nieszczęsne obolałe już teraz palce. Pierwszym, co go po tym nawiedziło, było takie okropne zdanie „błagam, nie mów o tym nikomu”, ale szybko je od siebie odgonił, bo ze wszystkich ludzi na Lithcie los przywiał mu akurat kogoś, w czyich ramionach czuł się kiedyś dobrze i ku jego zdziwieniu nie narastała w nim oczekiwana panika, zamiast tego rozpalała go coraz silniejsza gorączka, ale poza nią czuł... spokój.

Odetchnął głęboko, pocierając spocone czoło, przy okazji zgarniając z powieki pojedynczą łzę, która śmiała wyciec z oka kogoś, kto przecież nie płakał nigdy, bo płacz był domeną kobiet, a nie mężczyzn. Na dobitkę własnej psychiki uniósł twarz w górę, i przestał mrugać, chcąc wysuszyć podkrążone, zaczerwienione oczy, jakby miało mu to w jakikolwiek sposób pomóc.

- Nie wiem już co robić. - Sam się zdziwił, ale kiedy to mówił, głos mu zadrżał, jak takiemu beznadziejnemu przypadkowi, który wymuszał słowa pomiędzy łkaniem i dławił się nimi, chociaż faktycznie udało mu się przezwyciężyć ten płacz. Jeżeli cokolwiek wydarzy się do końca Lithy, to będzie jego wina.


fear is the mind-killer.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Rowena Ravenclaw (3439), Bellatrix Black (3179), Pan Losu (3355), Cathal Shafiq (2172), Rodolphus Lestrange (3252), Felix Bell (2197), Perseus Black (2184), Garrick Ollivander (1124), Septima Ollivander (1460), The Little Fox (2342), Leon Bletchley (3770), Olivia Quirke (3146), Vespera Rookwood (2273), Lorraine Malfoy (2168), Laurence Selwyn (1299), Leta Crouch (1909), Ulysses Rookwood (2888), Leviathan Rowle (2539), Chester Rookwood (6440), The Beast (2512), Sarah Macmillan (2428), Florence Bulstrode (1555), Vincent Prewett (1670), Avelina Paxton (3074), Murtagh Macmillan (1528), Augustus Rookwood (2816), The Overseer (2457), The Edge (4021), Maeve Chang (772), Philip Nott (1727), Cain Bletchley (3618), Logan Nott (1069), Bard Beedle (6610), Loretta Lestrange (321), Patrick Steward (2033), Cameron Lupin (3502), Heather Wood (3478), Diana Mulciber (905), Danielle Longbottom (2513), Effimery Trelawney (1523), Lucky Luke (1577), Imogen Rookwood (2434), Dora Crawford (654), Esmé Rowle (2739), Geraldine Yaxley (1544), Nora Figg (1225), The Lightbringer (2213), The Tempest (416), Dagur Nordgersim (2259), Albert Rookwood (699), Hjalmar Nordgersim (1601), Sebastian Macmillan (1919), Alastor Moody (1120), Persephona Degenhardt (1163), Hades McKinnon (1333), Theon Travers (2493)


Strony (38): « Wstecz 1 … 34 35 36 37 38 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa