• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Pokątna Plac i stragany [Lato 1972] Święto Żniw - Kiermasz (Wątek główny)

[Lato 1972] Święto Żniw - Kiermasz (Wątek główny)
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#191
31.05.2024, 17:09  ✶  
Bar z Verą.

Morpheus Longbottom zdawał sobie sprawę, że nie jest najprzystojniejszym mężczyzną w okolicy. Był niski jak na czarodzieja, najniższy Longbottom, nawet pośród dzieci swojego rodzeństwa, poza Danielle, która zresztą była kobietą. Złamany nos, plebejska opalenizna. Uśmiechał się jednak z tą pewnością świata i przyglądał, jakby nie chciał stracić ani jednego oddechu, który wydawała z siebie Vera. Kolory ptak, nocny łowca z kamiennych korytarzy, o pięknych piórach i ostrym sporzjrzeniu i jednocześnie swoja własna ofiara w miekkich gestach dłoni i łagodnym złocie słońca. Pocałowało go słońce.

— Obu, ale chodziło mi głównie o drinka — dowiedział jej, rozbawiony. Pomimo toastu i tego, że napił się z niego, zaproponował po raz drugi skosztowanie umagicznionego trunku. Na szczęście obyło się bez dodatkowych efektów, jak staniecie w płomieniach. Longbottom lubił sprzeczać się że swoim kosmogramem i mówić, że woda była jego żywiołem, a nie ogień.

— Gdy gloryfikujemy samych siebie, nasza chwała nic nie znaczy. To jak mężczyzna przechwalajcy się wielkością przyrodzenia. Od samej opowieści wiesz, że nie ma czym się chwalić.— stwierdził. — Nie możemy też akumulować mocy w sobie, swoich wyznawców, a przecież znamy wiele przykładów osób, które żyją teraz, które na pewno by korzystały z tego, że można stać się egregorem dzięki uwielbieniu zbiorowemu. Jednak nie można. Możemy akumulować moc w przedmiotach, lecz nie w samych sobie i nie w taki sposób, jak egregory. Jeśli spłycimy rolę bogów do słowa kreacji, powiedziałbym, że jesteśmy bękarcimy wersjami bogów, herosami, który mają jednego boskiego rodzica lub nawet babkę czy dziadka. To jednak piękna myśl, którą lubię rozważać. Gdyby tak patronować jednej rzeczy...

Wyciągnął dłoń do przodu, łapiąc między palce ostatnie promienie słońca, które za chwilę zgasły, jakby chciał sprawdzić, czy nadejdzie błogosławieństwo. Jego skóra zalśniła złotem, długie palce lekko się zaginęły, jakby rozważał uściśnięcie promienia. Jakby należało to do czegoś osiągalnego. Nieskutecznie uciekał od myśli uwielbienia innej osoby, jako boga. Chociaż nadal żywy, nawiedzał go nocami pełnymi koszmarów i cudnych snów. Wielbił kiedyś, dawno temu, kogoś jak boga i stracił przez to serce. To był jeden z tych dni, gdy nie wiedział co robić i chciał wrócić do wieczoru, gdy spotkali się po raz pierwszy.

— Ostatecznie nie czuję nic, nie ma to jednak dla mnie znaczenia. Gdybyś miała być boginią, jakiemu zagadnieniu byś chciała patronować? — zapytał.— A wspominając o losach, idziemy do koła? Chyba słyszę występ chórku Hogwartu więc już otworzyli loterię.

Opłacił depozyt za kieliszki wcześniej, więc mogli eksplorować resztę miejsca. Obejrzał się na scenę, zdziwiony przerwanym występem, ale ostatecznie wolał jakichś cyrkowców niż zawodzenie dzieci. Udawał też, że nazwisko Dolohova nie robi na nim wrażenia. Dobrze mu to szło. Dwadzieścia lat wprawy.



And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
Czarodziej
*sigh*
Szczupły i dość wysoki (183 cm) mężczyzna o czarnych lokach i brązowych oczach. Często wydaje się być blady i zmęczony, a jego dłonie są niemal zawsze zimne. Na codzień stara się ubierać w miarę elegancko.

Basilius Prewett
#192
31.05.2024, 18:45  ✶  
Południowe stragany, świece Mulciberów, ogarniam Sophie

Nie no oczywiście. Bo przecież nie można było spokojnie spędzić Lammas. Musiało się coś wydarzyć i to akurat przy stoisku, przy którym stał. To, że sam podszedł do tego stoiska, wiedząc, że działo się przy nim zamieszanie, było już zupełnie inna sprawą.
Tu zawał, tu bójka, tu druga bójka. Tu jakaś młoda czarownica dostawała właśnie drgawek po tym jak źle rzuciła zaklęcie. Jakim cudem to wesołe, rodzinne wydarzenie w ciągu kilku minut dostarczało więcej wrażeń, niż niektóre zmiany w Mungu?
Widząc, że prawdopodobny zawał jest jakoś ogarniany (W tym chyba przez jego kuzynkę, więc kto wie, może za pomoc dostanie jakieś zniżki na te świecie i się z nim podzieli. Nie. Stop. Ta myśl obecnie była bardzo nie na miejscu) zdecydowanym krokiem ruszył w stronę Sophie, mówiąc, że jest uzdrowicielem, jeśli ktoś chciał go zatrzymać, a po szybkich oględzinach czarownicy uścisnął jej rękę, którą rzuciła to nieszczęsne zaklęcie.
– Spokojnie. To wszystko zaraz minie. Jesteś w stanie jakkolwiek się ruszyć– spytał Sophie spokojnym tonem głosu, jednocześnie próbując ocenić na ile uściśnięcie dłoni jej pomogło, jaki jest z nią kontakt i jak jeszcze może pomóc.
Ogórkowy Baron
Świat nie ma sensu. Trzeba mu go nadać samemu
Stanley mierzy około metra dziewięćdziesięciu wzrostu i jest atletycznej budowy ciała. Jego krótko ścięte, zaczesane na bok ciemnobrązowe włosy okalają owalną twarz, która zrobią piwne oczy. Zawsze ma lekki, kilkudniowy zarost w postaci wąsa i brody. Na co dzień można go spotkać noszącego mundur brygadzisty. Jeżeli jednak uda się komuś go wyciągnąć na jakąś aktywność niedotyczącą pracy to przybędzie w długim, ciemnym płaszczu, a pod spodem będzie miał koszulę i najprawdopodobniej krawat. Wypowiada się w sposób spokojny dopóki nie zostanie wyprowadzony z równowagi.

Stanley Andrew Borgin
#193
31.05.2024, 19:45  ✶  
Południowe stragany

Skoro twierdziła, że nie był czym się przejmować to tak chyba musiało być. Chociaż może mówiła to bardziej z faktu, że nie chciała kłopotać innych, postronnych osób? To brzmiało jak Penny, ale i Stanleyowi było ciężko oceniać, wszak rozmawiał z nią tylko razy.

Matthew pokiwał głową ze zrozumieniem na obydwie sprawy. Lepiej dla niej, że nie paliła. Unikała bardzo wielu problemów jak i kosztów, które to za sobą niosło, wszak nie było to najtańsze hobby na świecie. Jednak czy warto było rezygnować z tych wszystkich zalet, które płynęły z sięgnięcia po papierosa?

- Bardzo mi miło - odparł - Dosyć niespotykane imię. Zwłaszcza w pełnej formie - dodał i nawet nie kłamał. Borgin w końcu nie znał nikogo innego o takim imieniu - ani jednym, ani drugim.

Produkował się, a Penelope słuchała. Zadziwiająco wiele razy się z nim zgadzała poprzez różnej maści pomruki, kiwnięcia czy nieświadome gesty. To było zaskakujące, że dopiero była wściekła niczym Harper Moody w czerwcu, a teraz po prostu akceptowała to wszystko. Szkoda tylko, że szefowa Biura Aurorów nie miała takiego podejścia, a kazała jednak Stanleyowi wypierdalać... chociaż to ostatnie to też kwestia odpowiedniej interpretacji słów, które padły w jego kierunku.

- Hmm...? - wydał z siebie pomruk, słysząc jak Penny zwraca się do niego. W końcu przypomniało jej się, że ma język w buzi? Lepiej późno, niż wcale.

- Oczywiście - odparł, uśmiechając się, a w międzyczasie wyciągnął paczkę papierosów w jej kierunku - Bardzo proszę. Proszę się poczęstować - dodał, otwierając pudełko rozkoszy przed jej obliczem. Pozwolił Penny wybrać jej ulubieńca, a następnie sam wybrał jednego i czym prędzej włożył go do ust.

- Muszę Cię jednak ostrzec, że są to całkiem mocne papierosy, więc zalecałbym ostrożne palenie... - zwrócił się do rudowłosej, trochę mamrocząc pod nosem, ponieważ trzymał kiepa w ustach - Zwłaszcza jak nie paliło się od dłuższego czasu - dodał jeszcze w ramach sprostowania. Sama wspomniała, że nie pali, więc lepiej było ją ostrzec, niż szukać medyka na złamanie karku. W końcu ci wszyscy lekarze byli potrzebni starszym mężczyznom, którzy dostawali zawału serca przy stoiskach ze świecami, widząc jak syn ich brata sprzedaje wyroby o dosyć specyficznym kształcie... Ale to ostatnie to chyba nie zdarzało się zbyt często, nieprawda?

- Pozwolisz Penny? - zwrócił się jeszcze do niej, wyciągając metalową zapalniczkę z kieszeni, chcąc tym samym odpalić jej papierosa. Jeżeli się zgodziła - odpalił, a następnie zrobił to samo z własnym papierosem. Lepiej było palić we dwójkę, niż w samotności, a posmak nikotyny mieli już za kilka chwil poczuć we własnych ustach.



"Riddikulus!"
- Danielle Longbottom na widok Stanleya Bo[r]gina

"Jestem dumna, że pomagałeś podczas zamachu."
- Stella Avery na wieści o udziale Stanley w walkach podczas Beltane 1972
Widmo
An intelligent woman has millions of born enemies... all the stupid men.
Niska (160cm) brunetka o zielonych oczach, w których czają się tajemnicze ogniki. Gdy chodzi uśmiecha się delikatnie czerwonymi wargami niezależnie od pogody, prezentując fasadę przyjazną oraz przyjemnie do Ciebie nastawioną. W kącikach oczu widać pierwsze zmarszczki. Ubiór nienagannie dobrany, zawsze starannie wyprasowany okala eteryczną postawę. Przypomina spokojne, uśpione morze, trudno się po niej spodziewać burzy... Do czasu gdy nie przekroczy się cienkiej linii.

Vera Travers
#194
31.05.2024, 19:56  ✶  

Gastronomia z Sennym Władcą



Uśmiech, jaki pojawia się na pociągniętych karminem wargach w tej chwili przeznaczony jest jedynie dla Sennego Władcy. Uśmiech uroczy, z rozbawieniem które sięga również zielonych oczu. Uśmiech, którego nie da się zauważyć na jej wargach pośród zimnych ścian Departamentu Tajemnic. Praca pozostała za nimi, kobiecie zaś zależało aby pozostawić ją na chwilę po za sobą, aby myśli mogły odpocząć.
I choć jego wargi przed chwilą dotykały szkła w którym znajdował się drink, bez cienia obrzydzenia bądź niesmaku sięga po kieliszek. Znają się. Nie są to dni, lecz lata przez które doświadczyli wspólnie wielu sytuacji na których tle podzielenie się jedną szklanką nie było niczym nadzwyczaj dziwnym. Unosi więc naczynie towarzysza do ust, aby upić niewielki łyk drinka, któremu przygląda się przez chwilę. A gdy przenosi spojrzenie na jego twarz, subtelnie oblizuje swoje usta.
- Ciekawe w smaku, choć nie jestem wielkim zwolennikiem truskawki. - Wyrokuje i oddaje mu kieliszek, bo choć smak był ciekawy woli pozostać przy swoim Primitivo. A gdy Morpheus mówi, w zamyśleniu wodzi palcem po swoim obojczyku, gest traktuje jako punkt uziemienia by nie odlecieć myślami w stronę, której nie jest w stanie przewidzieć. Słucha uważnie i próbuje zrozumieć teorię która wydaje się być z zupełnie innego świata. Tak, jakby dwie rzeczywistości zaczęły się ze sobą przenikać wedle wzoru, który nie był nikomu znany.
- Czy na pewno nie możemy akumulować mocy w sobie? Niejednokrotnie słyszałam, o ładowaniu baterii. Niejednokrotnie też doświadczamy zdarzeń, po których czujemy jakbyśmy mieli więcej sił, a gdy mamy więcej sił, jesteśmy w stanie więcej kreować… - Odbija piłeczkę. Głos kobiety jest pozbawiony wszelkiej nachalności, wszelkich prób przekonania mężczyzny do swoich racji. Nie neguje również jego przekonań, wręcz przeciwnie, z ciekawością dopytuje dalszych kwestii. Vera wie, iż odczucia teologiczne są niezwykle  intymną kwestią, a poznanie tych należących do Morpehusa uznaje za swego rodzaju przywilej. Coś nowego w tej wieloletniej znajomości. Przygląda się, jak Senny Władca łapie ostatnie promienie słońca, a widok ten wywołuje na jej twarzy uśmiech. Jest w tym jego geście coś niewinnie uroczego.
Unosi brew w zaciekawieniu, gdy słyszy padające z jego ust słowa. Nie komentuje ich jednak, przynajmniej nie wszystkiego, co pada z jego ust. - Nauki oczywiście, a Ty Senny Władco? - Kieliszek wędruje między palce, zaś dłoń kobiety subtelnie ujmuje go znów pod ramię. - Tak. Chciałabym sprawdzić, czy posiadasz właściwości równe króliczej łapce. -  Rozbawienie wybrzmiewa w jej głosie, zaś Vera pozwala prowadzić się w odpowiednim kierunku. Powoli, spokojnie, ignorując wszelkie zamieszania wokół, będące dla niej zagrożeniem przeciążenia. I gdy towarzysz porzuca swoją czujność, bez ostrzeżenia szczypie go paznokciami w opaloną skórę.
Zaczepka czy kolejny eksperyment?
Słońce swojego ojca
*Biedna Sophie*
Sophie ma brązowo-zielone oczy, rude włosy i mnóstwo piegów! Jest dość wysoka, ponieważ mierzy sobie 170 cm. Ubiera się w sukienki, które zakrywają to, co każda szanująca się panna czystej krwi powinna zakrywać. Pachnie cytrusami.

Sophie Mulciber
#195
31.05.2024, 22:10  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 31.05.2024, 22:11 przez Sophie Mulciber.)  
Południowe stragany, świece Mulciberów. Sophie jest zdana na łaskę Basiliusa

Biedna Sophie. Jak zwykle nic nie szło po jej myśli. Chciała ukarać Charles'a, ale zamiast tego ukarała siebie. Przestraszyła się, kiedy pęd powietrza pociągnął ją w stronę stoiska, a ból który poczuła uderzając się w głowę, kompletnie ją zamroczył.
Leżąc na plecach, dopiero po kilku sekundach zdała sobie sprawę, że nie może się ruszyć. Świat wirował, widziała jak przez mgle i głowa okropnie ją bolała! Ale… dlaczego nie może się ruszyć?! Złamała sobie kręgosłup? Magia lub uderzenie uszkodziły jej mózg? Zostanie kaleką?! Nie, nie, nie!!! Biedna Sophie!
Oczy biednej dziewczyny napełniły się łzami. Będzie kaleką do końca życia, będzie leżała w łóżku, srała pod siebie i skończy gorzej niż śmierdzący charłak! I… ojciec! Co z ojcem? Czy żył? Czy wuj Richard mu pomógł?
Łzy ciekły jej po policzkach, i nagle poczuła jak ktoś ściska ją za dłoń. Co prawda nadal nie mogła się poruszyć, ale miała wrażenie, jakby jakiś prąd przechodził przez jej ciało. Tak jakby paraliż powoli z niech schodził… a osoba która ją dotknęła i zaczęła do niej mówić, to jakiś obcy mężczyzna. Zapewne medyk, więc… pomóż mojemu tacie! chciała wykrzyczeć, ale nie mogła... biedna Sophie!
Poparzona
Nie prowadzę kursów wypowiadania mojego nazwiska.
Na pierwszy rzut oka — blizny po oparzeniach na twarzy. Na drugi — potężna niezręczność. Dopiero później możesz podziwiać nietypowy styl ubierania inspirowany mugolskim schyłkiem lat 60. 173cm || chuda, trochę mięśni || jasny blond || piwne

Ula Brzęczyszczykiewicz
#196
31.05.2024, 23:18  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 10.09.2024, 19:16 przez Morrigan.)  
Strefa gastronomiczna -> Loteria -> Widownia -> Skraj widowni

Krótka wymiana zdań zapewniła mnie, że koteczek poradzi sobie w moich niezwykłych warunkach domowych. Ucieszyło mnie to. Przed te kilka chwil zdążyłam się rozkochać w tych niepewnych spojrzeniach rzucanych przez niego naokoło. Był pewnie trochę oszołomiony tym całym zgromadzeniem. Wszędzie tyle ludzi i głosów, a zaraz jeszcze na scenie rozpocznie się jakieś widowisko. Adopcja koteczka to kolejny powód, by jak najszybciej się stąd ewakuować.

Spojrzałam niezręcznie na wystawioną przede mną puszkę. Nigdy nie wiem, ile powinnam ofiarować w takim momencie. Tym bardziej teraz, w kraju, którego jeszcze nie znałam tak dobrze. Sięgnęłam nerwowo po sakiewkę. Po ile chodzą tu kocie karmy? U mnie na wsi nie mieliśmy kota. Naszymi myszami zajmował się gang od sąsiadów. Pożywieniem wszystkich zwierząt u Lysandra zajmuje się on sam... A niestety nie miałam też tyle pieniędzy, żeby sypnąć jednoznacznie hojnym darem. Wrzuciłam w końcu kilka monet, po czym w moje ręce trafił koszyczek z kotkiem. Zdecydowanie bezpieczniej będzie mi się go transportowało w ten sposób, niż po prostu w ramionach.


Zapewne stoisk sobie już nie obejrzę, ale przed wyjściem chciałam spojrzeć na loterię. Miałam kilka losów i przykro byłoby ich nie wykorzystać. Na Beltane też była jakaś loteria, ale nie pamiętam już, co mi się trafiło... W każdym razie, zostawiłam to na straganie przed odejściem i przepadło...

Spróbowałam więc swojego szczęścia. Łupy wrzuciłam szybko do plecaka, bo ogłoszono występy, a te chciałam zobaczyć. Pierwsi w kolejce byli uczniowie Hogwartu. Ich podekscytowanie szybko mi się udzieliło. Lubiłam klimat szkolnych występów, chociaż sama wolałam skryć się za innymi dziećmi albo grać drzewo. Wszelkie istotne role przerażały mnie. Na jasełka wolałam być jednym z czterech aniołków lub pięciu pastuszków, niż dokopywać się do roli Świętej Panienki.

Dzieci na scenie zaczęły przepięknie śpiewać, gdy coś się stało. Wszyscy rzucili spojrzeniem w stronę straganów. Zamarłam. Atak? Tak wcześnie? Żołądek cofnął mi się do gardła. Oczy panicznie wyszukiwały źródła zamieszania. I płomieni. Skoro miał być atak, to musiały być i płomienie. Żarłoczny ogień strawi kolejny festyn...

Ale panika nie wybuchła. Występ dzieci został anulowany, ludzie zaczęli opuszczać rejon stoisk i zostało tylko jakieś kółeczko przyglądające się wydarzeniu.

Musiałam uspokoić skołatane nerwy. Poszłam usiąść na trawie, gdzieś na skraju widowni, by odetchnąć, a po drodze zgarnęłam ulotkę od jakiejś starszej pani. Moje ciało wciąż było pobudzone i gotowe do ucieczki. Ale najwyraźniej nie stało się nic aż tak poważnego.

Spojrzałam na ulotkę. Było tam coś o rytuale dla ochrony domu. Brzmiało jak jakieś zabobony, ale nie potrzbe było wiele, by go wykonać. Nie zaszkodzi, jeśli go wykonam po powrocie.


adnotacja moderatora
Stałaś się oficjalnie właścicielką kota. @Ula Brzęczyszczykiewicz


???
Pomiot z Piekła rodem
I wish I could save you
Wish I could have you grip my hands
Wysoki, dwumetrowy koleś z nieco przekrzywionym nosem to ja. Z reguły się garbię, bo niskie sufity i przejścia pokonują mnie. Niby normalnie chodzę ubrany, ale lubię mieć ostre żelastwo przy sobie. Poza tym moje ciało znaczą mniejsze i większe blizny, ale nic nadzwyczajnego. I to musiałbym się rozebrać, a rzadko chodzę nagi, a jak już to głównie przy żonie.

Hades McKinnon
#197
01.06.2024, 00:39  ✶  
Cóż, już wiele prawych sierpowych miałem okazję sprzedać Alexandrowi Pfe Mulciberowi, ale chyba żaden z nich nie był tak zachwycający jak ten. Musiałem przyznać, że się wyrobiłem przez te lata, bo chłopak poleciał dobrych parę metrów i teraz seplenił od rzeczy. Za chuja nie wiedziałem, co on do mnie mówi, ale w dupie to miałem, szczególnie że brzmiał jak ostatni kretyn. Którym zresztą był. I chyba nawet nie ogarniał, gdzie się znajduje.
Uśmiechnąłem się parszywie i nawet nie obeszło mnie szczególnie, że ktoś tam z tyłu coś tam krzyczał i próbował mnie złapać. Próbował czy złapał? Chuj. Satysfakcja z przypierdolenia Alexowi była tak wielka, że pławiłem się w niej niczym w kozim mleku. Ta czerwień wściekłości zniknęła z mojego umysłu i się śmiałem ze słabości Mulcibera. Z każdym rokiem stawał się coraz większą pizdą. Pozdro.
Ale dobra! Trzeba było wrócić do rzeczywistości, bo się niemałe poruszenie zrobiło. Chciałem przetrzeć mordę, ale wtedy zdałem sobie sprawę z dłoni, które mnie chwyciły, więc po prostu spróbowałem się wyszarpnąć.
- Kurwa, zostaw mnie, człowieku. Ogarniam temat - rzuciłem do Bulstrode. Dobrze, że nie wiedziałem, że to wcześniej jemu kibicował Alex, bo zapewne inaczej by się to skończyło... Albo kolejnym sierpowym, albo wręczeniem korony hipokryzji. - Podjudzał tłum, a teraz jest jak owieczka - zauważyłem zadowolony, wcale nieskruszony. Rozejrzałem się wokół w ramach weryfikacji, czy kogoś jeszcze trzeba było uspokoić, ale to raczej jak udało mi się uwolnić z namiętnego uścisku Atreusa. Wróciłbym również spojrzeniem do Alexa w ramach weryfikacji, czy nie potrzebuje jeszcze mojej uwagi.

Rzuty na AF w ramach odpowiedzi na macanki od Atreusa; próbuję się wyrwać
Rzut PO 1d100 - 7
Akcja nieudana

Rzut PO 1d100 - 20
Akcja nieudana
Lew Salonowy
Seeking to be whole
Driven by passion
Philip to mierzący 173 cm wzrostu wysportowany mężczyzna. Niebieskooki blondyn, którego znakiem szczególnym są dołeczki w policzkach i promienny uśmiech. Jego znakiem szczególnym są dołeczki w policzkach oraz promienny uśmiech. Przywiązuje dużą uwagę do swojego wizerunku, dopasowując swój ubiór do każdej sytuacji. Roztacza wokół siebie aurę niezachwianej pewności siebie.

Philip Nott
#198
01.06.2024, 00:45  ✶  
Stoisko Świeczki i kadzidła Rodziny Mulciber

Po odejściu w poszukiwaniu jakiegokolwiek Brygadzisty musiał już poświęcić chwilę na powstrzymanie krwotoku z nosa - ta nadal płynęła już z obu dziurek złamanego, opuchniętego nosa. Pochylając się do przodu ucisnął palcami oba  Do tych wszystkich wrażeń dochodził ból głowy. O tym, że został napadnięty świadczyła także krew na noszonej przez niego brązowej marynarce oraz białym t-shircie. Nie pozostawiało to złudzeń, że nastawienie jego nosa będzie wymagać wizyty u uzdrowiciela. Im szybciej skorzysta z pomocy medycznej, tym lepiej. Bo czuł się źle, nie było jednak tragicznie. Kręciło mu się w głowie i to sprawiało, że najchętniej usiadłby sobie w jakimś zacisznym i spokojnym miejscu, z dala od tego zamieszania. Z wyraźnym niezadowoleniem mógł stwierdzić, że tutaj nie ma takiego miejsca. Sytuacja, w której się znalazł, wymagała w gruncie rzeczy skonfrontowania się ze swoimi poglądami i przewartościowanie swojego systemu wartości. To jednak zamierzał zrobić w zaciszu swojego domu, zajmując wygodną kanapę.

Od czasu dokonania ataku na niego minęła zaledwie chwila, a tutaj rozgorzała już kolejna bijatyka. W tym... motłochu, bo to już nie był tłum, tylko właśnie motłoch (któremu w dodatku się nie podobało to, co miało miejsce) zamajaczyła mu sylwetka naprawdę wysokiego mężczyzny w pełnym umundurowaniu. W starcie z użyciem pięści zaangażował się inny przedstawiciel Departamentu Przestrzegania Prawa oraz sprawca napaści na niego jako powstrzymujący drugiego z mężczyzn (cóż za ironia, dziwne że nie zdecydował się dołączyć skoro tak uwielbia okładać kogoś po twarzach!).

Stający przeciwko atakującemu go mężczyźnie Alexander wydawał się być zaledwie psidwakiem wystawionym przeciwko jarczukowi. Wydawał się głośno ujadać i próbować ugryźć, w rzeczywistości był na jedno kłapnięcie potężnych szczęk oponenta. Z pewnością nie będą musieli długo czekać na usłyszenie żałosnego skomlenia poprzedzającego przegryzienie karku. Bo Alex nie był wściekłym psem, tylko pieskiem którego taka kobieta jak Loretta mogła wziąć pod pachę albo schować do torebki, zdolnym jedynie do lekkiego chapnięcia w kostkę u nogi. Być może - bo to wcale nie jest pewne - można mówić o opanowaniu sytuacji.

Na domiar tego z jego kuzynem też nie działo się dobrze. To, co miało być podjętą przez Roberta próbą opanowania tej sytuacji, stało się kolejną patową sytuacją. Gdyby sam nie został zaatakowany, gdyby nie ciężki stan jego kuzyna i gdyby nie kolejna bijatyka to znacznie bardziej przejąłby się swoim udziałem w zrujnowaniu występu Chórzystów. Przemawiający do mikrofonu mężczyzna powinien dostać wyraźny zakaz opowiadania tak oklepany żart o wróżbicie, którego tak uwielbiała jego matka.

— Chciałem zgłosić napaść. Zostałem napadnięty przez obecnego na tym kiermaszu czarodzieja, kiedy zmierzałem wraz z kuzynem do stoiska. Nie znam go osobiście, jednak zdołałem rozpoznać go przez to, że pojawił się w Proroku Codziennym.... to Atreus Bulstrode. — Jak tylko podszedł do przedstawiciela władz to od razu nakreślił mu zaistniałą sytuację, która miała miejsce przy wielu świadkach. Tego nie widział tylko i wyłącznie idący obok niego Robert. Ten incydent przykuł uwagę wielu ludzi, którzy w chwili przyjęcia tego zgłoszenia staną się świadkami i nie zmieni tego fakt, że nie zareagowali należycie.

Jako, że jest ofiarą napaści to oczekiwał od umundurowanego czarodzieja podjęcia odpowiednich kroków, jakie dotyczą sprawców przestępstw. A to, że sprawcą napaści na niego jest czarodziej noszący na co dzień mundur nie miało dla niego znaczenia. Napaść to napaść. Pomimo całej rozpoznawalności jest cywilem, na którego podniesiono rękę w miejscu publicznym. Oczywiste, że nie zamierzał tego tak zostawić. Nie zamierzał też skończyć na zgłoszeniu tego incydentu umundurowanemu czarodziejowi. To jednak będzie musiało poczekać do wieczora albo do dnia następnego.

Ruda Złośnica
Kto nie wie, dokąd zmierza, nigdy nigdzie nie dojdzie.
Długie, rozpuszczone, nieco niesforne włosy w kolorze rudym. Penny nigdy ich nie związuje. Twarz upstrzona licznymi piegami, na której zawsze widnieje uśmiech. Brązowe oczy. Sylwetka szczupła, a do tego około 165 cm wzrostu. Będąc blisko, można wyczuć delikatny, owocowo-kwiatowy zapach, w którym mieszają się ze sobą różne nuty - gruszka, irys, czarna porzeczka, kwiat pomarańczy...

Penny Weasley
#199
01.06.2024, 01:39  ✶  
południowe stragany

Czy jej imię rzeczywiście było niespotykane? Być może. Po prawdzie, to nigdy nie zwróciła na to większej uwagi. Nie zastanawiała się nad tą kwestią. Poza tym wśród czarodziejów można było natrafić na znacznie dziwniejsze. Dużo mniej typowe niż Penelope.

- Tak, chyba tak. - mruknęła mimo wszystko. Bo gdy się nad tym zastanowić, innej Penelope dotąd nie zdarzyło jej się spotkać. Miało to się zmienić dopiero w kolejnych dniach. Przy okazji wizyty w pewnym ośrodku zlokalizowanym nad jeziorem. Teraz jednak nawet o tym za bardzo nie myślała.

Prawda była taka, że ten pozorny spokój, który wydawała się zachowywać, był bardziej czymś w rodzaju ciszy panującej przed burzą. Niby nic nie wskazywało w sposób jednoznaczny na to, że miało dojść do jakiegoś załamania pogodowego, ale te pozostawało jednak czymś nieuniknionym. Trzeba było tylko odpowiedniego czynnika. Potrzebny był bodziec, który koniec końców zdoła wywołać reakcje. Ten zaś znajdywał się... tak po prawdzie to nawet w niezbyt dużej odległości od miejsca, w którym właśnie przebywali. Całe szczęście, że choć Penny i Matthew stali tuż przy straganach, to na ten moment nie zaczęli ich zwiedzać. Dzięki temu ruda nie zdołała natrafić na to, co najpewniej doprowadziłoby ją do białej gorączki. Tak co najmniej.

- Dzięki. - z pewnym zawahaniem wyciągnęła tego jednego papierosa. Niekoniecznie jednak wiedziała, co zrobić z nim dalej. Ale czy mogło być to zaskakujące dla kogoś, kto mógł sobie przypomnieć o tym, jak swego czasu na nie narzekała? Zabierała Aidanowi. Gasiła? Penny nie była palaczem i to było po niej zwyczajnie widać. Wyraźnie widać. - Ostrożne palenie? - bardziej komentarz niż pytanie. Po sposobie, w jaki te słowa wypowiedziała, można było stwierdzić, iż poddawała w wątpliwość to, że palenie mogło wymagać tej ostrożności. Owszem, był to paskudny nałóg, ale przecież od samego wsadzenia tego smroda między usta, nikt jeszcze nie umarł.

Albo przynajmniej sama Weasley nic na ten temat nie miała okazji dotąd usłyszeć.

Kiwnęła głową, pozwalając mu odpalić papierosa, którego dość nieporadnie trzymała w dłoni. W jaki sposób to się robiło? Wsadzało do buzi? Wciągało ten syf? Kiedy tylko zapalniczka wykonała swoją robotę, Penny spróbowała wykonać kolejne kroki. Chwila, może dwie, wystarczyły żeby zaniosła się głośnym kaszlem, a do oczu napłynęły pierwsze łzy.

Jakie to było, na Merlina, ohydne!

Dumbass bisexual
"Każdy problem ma rozwiązanie. Jeśli nie ma rozwiązania, to nie ma problemu."
Brązowe włosy, granatowe, błyszczące oczy, kapelusz i wieczny uśmiech na twarzy! Isaac ma 186 cm wzrostu, więc na randkę przygotuj szpilki:* Pachnie dymem, bursztynem oraz wanilią.

Isaac Bagshot
#200
01.06.2024, 01:59  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 01.06.2024, 10:17 przez Isaac Bagshot.)  
Południowe stragany - Château des Dragons.
Isaac odpowiada Erikowi, niżej idą do stoiska i gadają z Anthony'm, potem chyba widownia...


- Może i dużo, ale trzymaj za mnie kciuki.- Isaac chciałby robić dużo i wszystko. Wszystko na świecie! I zazwyczaj mu się udawało. Potrafił dzielić czas na swoje różne aktywności i wbrew pozorom cały ten chaos był bardzo uporządkowany. Jakoś przeżył te jedenaście lat, rozwijał się, pisał książki, artykuły, pił, balował i dupczył. Życie prywatne miał w rozsypce, nie mając pojęcia czego jego serce tak naprawdę chciało. Dlatego bardzo się starał, żeby zawodowo być z siebie zadowolonym. Porzucił pomysł napisania książki, która miała być obiektywnym spojrzeniem na obie strony konfliktu. Pluł sobie w brodę, że jako historyk nie potrafił być już obiektywny. To ta ostatnia książka go tak zniszczyła. To wszystko przez to, że złamał swoją obietnicę, że nie będzie używał legilimencji.
Teraz więc potrzebował celu. Obrał stronę i chciał dążyć wybraną przez siebie ścieżka. A jaki miał plan? Kurwa sprytny.
- Erik, takich zmian nie przeprowadza się w parę minut. To może zająć nawet lata, ale potrzeba do tego małych zrywów. Jeśli nie jesteś przekonany, to zostaw to mnie i nie komentuj. Obiecuję, że nie będę przywiązywał się do drzew i protestował. Nie będą też cię wzywać na interwencję, żebyś ściągnąć mnie z dachu budynku, okej? - Trącił żartobliwie kolegę łokciem w bok.
- Myślę, że na następny festyn Charles przygotuję coś lepszego, niż świeczki w kształcie męskiego przyrodzenia. To na pewno zwiększy wrażliwości naszych kuzynów.- Stwierdził, mając nadzieję, że Charlie nie porzuci swoich pomysłów za namową ojca. To był naprawdę fajny chłopak. Podobnie zresztą jak Leo. Szkoda, że pochodzili od Mulciberow, którzy mieli bardzo radykalne poglądy.
Kiedy Erik zaczął mówić o Bagshotach, to kolejna myśl nawiedziła głowę Isaaca - jego ojciec. Coś było nie tak z jego ojcem, ale to nie był temat na teraz.

Idzie z Erikiem i Anthony'm do stoiska z winami, blizajac się do całego zamieszania. Pyta Ambrosie, czy ewakuuje się z nimi na widownię.

Isaac wiedział, że Anthony wyczuł kłamstwo. Nie potrafił jednak teraz ukryć dobrze swoich emocji. Zaczynał jednak czuć się coraz lepiej, ponieważ Erik zszedł nieco z tonu i mogli już rozmawiać normalnie. Złapał się więc tematu swojej rodziny, kiedy szli w stronę stoiska Shafiq'a.
- Wiesz, mam w rodzinie wielu pisarzy i historyków, ale nie jest mile widziane, żebyśmy pchali się w politykę. Myślę, że cała rodzina na pewno nie popiera ideologi czystość krwi. Ale jednak praca historyka zobowiazuje. Historyk musi być obiektywny. I wróciłem tutaj między innymi po to, żeby spojrzeć na dwie strony konfliktu w obiektywnym sposób. Ale... -  Wzruszył ramionami.- ... no nie da się. Zepsułem sobie głowę...- Zawiesił głos. Erik mógł to interpretować różnie - Po prostu rozumiem, co musieliście przeżywać na Beltane. I... przeżywając podobne historie, jednak nie umiem być obiektywny, więc muszę się zająć tym tematem na swój własny sposób. Nie mam nic do stracenia. Nawet bliskiej rodziny. Więc chciałbym zrobić coś, żeby historia nie zatoczyła koła. Nawet jeśli będzie to wspomaganie ludzi dobrym słowem, to zawsze już jakieś światło ukryte w mroku, prawda? Ale najpierw muszę wybadać teren. Minęły dopiero dwa miesiące. Muszę sprawdzić, jak Prorok podejdzie do tego, że miała miejsce bójka, a ja będę wolał nie podawać szczegółów przy okazji pisania o festynie. Bo i po co? To materiał na osobnym artykuł. Chciałbym... pisać o dobrych rzeczach, Eryczku. Można wspomnieć, że coś się wydarzyło, ale powiedzmy że skończyło się dobrze. I ze festyn był wspaniały. Że było rodzinnie i bratersko. Że starzy przyjaciele wybaczali sobie głupie żarty, i nie przyspiali kiedy jeden z nich prowadzi swój monolog...- Nastrój chyba wrócił mu do normalności.- A o pańskich winach na pewno napiszę w samych superlatywach, panie Shafiq. O ile dostanę butelkę na spróbowanie, żebym mógł po Lammas usiąść gdzieś i zbezcześcić pański trunek, pijąc go z gwinta. Będę sobie wtedy wyobrażał, że to pan musi w biurze wąchać Bob'owy pasztet. Taka mała zemsta. Jeszcze nie wiem za co.- Tak, to był dobry plan. Kiedy zbliżali się do straganu, okazało się, że zamieszanie nabrało na sile i ludzie zaczęli się przepychać, żeby stamtąd uciec. Ktoś nadal się bił, ktoś krzyczał i uciekał - sajgon. Chyba lepiej było nie robić sztucznego tłumu i po prostu odejść, pozwalając władzom na ogarnięcie sytuacji. Wtrącanie się w to wszystko narobiłoby jedynie więcej zamieszania.
- Panno Ambrosio, może lepiej będzie, jeśli stąd panią zabiorę?- Odezwał się do kobiety przy straganie i spojrzał jeszcze pytajaco na Erika.
I jeśli wszyscy byli zgodni, to poszli na widownię.

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości
Podsumowanie aktywności: Eutierria (8658), Alastor Moody (2816), Viorica Zamfir (7443), Brenna Longbottom (9148), Erik Longbottom (10575), Geraldine Yaxley (3118), Atreus Bulstrode (6249), Thomas Hardwick (2133), Cedric Lupin (7459), Perseus Black (951), Nora Figg (2409), Florence Bulstrode (5777), The Tempest (2039), Heather Wood (4239), Ula Brzęczyszczykiewicz (1800), Dora Crawford (3062), Philip Nott (5347), Bard Beedle (4762), Robert Mulciber (6511), Cameron Lupin (5438), Lyssa Dolohov (6494), Victoria Lestrange (17455), Sauriel Rookwood (10901), Cathal Shafiq (1684), Celine Delacour (3597), Sebastian Macmillan (6935), Stanley Andrew Borgin (8416), Bertie Bott (3462), The Edge (17225), Peppa Potter (1867), Rabastan Lestrange (656), Augustus Rookwood (565), Laurent Prewett (20679), Guinevere McGonagall (2846), Christopher Rosier (238), Lorraine Malfoy (3818), Leon Bletchley (6029), Olivia Quirke (5691), The Overseer (764), Alexander Mulciber (4340), Ambrosia McKinnon (2310), Tristan Ward (5474), Hades McKinnon (2237), Richard Mulciber (13112), The Lightbringer (5951), Thomas Figg (2419), Morpheus Longbottom (3952), Penny Weasley (9069), Vera Travers (2351), Neil Enfer (6742), Millie Moody (5588), Isaac Bagshot (5045), Asena Greyback (344), Anthony Shafiq (13151), Mabel Figg (1777), Ralitsa Zamfir (845), Lorien Mulciber (11735), Sophie Mulciber (3252), Basilius Prewett (3999), Jonathan Selwyn (4962), Charles Mulciber (10107), Leonard Mulciber (4189), Charlotte Kelly (291), Jagoda Brodzki (1208), Jessie Kelly (204), Electra Prewett (1891)

Wątek zamknięty  Dodaj do kolejeczki 

Strony (88): « Wstecz 1 … 18 19 20 21 22 … 88 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa