Gdyby nie ta cholerna klątwa u Roberta w tak widocznym miejscu, a już gdyby jego brat nie dostał nagle jakiegoś nieznanego ataku, NIE ruszałby tego golfa. Richard działał instynktownie, obawiając o życie brata. Już nawet pierwsze, co mu przyszło do głowy, to że klątwa mogła go zabijać. Ale na całe szczęście – nie miało to miejsca. Rozcięty nie mocno golf można było przecież naprawić zaklęciem. W najgorszym wypadku Richard odkupi Robertowi aż z pięć nowych swetrów tego typu.
Zignorował w tym całym chaosie walkę odbywającą się gdzieś nieopodal. Zawołał Leonarda, aby udzielił pomocy. Ten na całe szczęście, podszedł. W między czasie Richard usłyszał krzyk Sophie, która poderwała się do działania, nie kontrolując emocji. Doprowadziła siebie do bolesnego wypadku. Mieli szczęście w nieszczęściu, że akurat przy ich straganie, znajdowało się niespodziewanie dwóch innych uzdrowicieli, poza Leonardem. Na pytanie Florence, Richard nie udzielił odpowiedzi, spojrzenie kierując na Leonarda, który na całe szczęście stwierdził, że sobie poradzi. Pomógł chłopakowi usadowić Roberta tak, aby jeden czuł komfort a drugi mógł udzielić pomocy. Wtedy wstał i zlustrował sytuację Sophie, chcąc mieć pewność, że i ona otrzymała pomoc. Kolejne jego spojrzenie powędrowało na Charlesa. Ojcowski gniew tym razem sięgnął maksymalnego poziomu.
- DOŚĆ JUŻ TEGO CHARLES!Krzyknął do chłopaka. Nie chciał, aby ten znów cokolwiek próbował robić. Już wystarczająco pogorszył sytuację i zbeształ reputację rodziny.
- ZABIERAJ TO ŚWIŃSTWO, JAKIE PRZYNIOSŁEŚ BEZ NASZEJ WIEDZY I WYNOŚ SIĘ STĄD!
Miał oczywiście na myśli te pierdolone, chujowe świeczki w formie fallusów. Jeżeli jakieś jeszcze zostały. Bowiem, zostały. Czy to ta jedna na stole, czy również te w kartonach. Jego ton był chłodny, poważny i rozkazujący. Nie tolerował takiego zachowania.
Kolejny raz Richard nie zamierzał się powtarzać a przejdzie do czynów, jeżeli Charles znów go nie posłucha. Według Mulcibera, całej tutejszej sytuacji on był tym winnym. Nie wiedział skąd chłopak miał ten nielegalny towar. Nieuzgodniony z Robertem. Nie otrzymawszy nawet zgody na jego sprzedaż. Nielegalny? Na to wyglądało. Jeżeli Charles sam wykonał tego rodzaju świeczki, powinien się wstydzić.
Ze swojego miejsca nie ruszał się, wciąż będąc przy Robercie i Leonardzie. Kontrolnie sprawdzając, jak idzie leczenie. A także upewniając się, że Charles tym razem go posłucha i opuści to miejsce.