To prawda, że Sauriel był toporny i oporny… Ale wystarczało mieć do niego odpowiednie podejście. Niczego mu nie kazać, tylko zasugerować, podrzucić myśl, do której nie przyznałby się, że nad nią dumał – ale siłą rzeczy rozmyślał nad wieloma rzeczami, bo inaczej nie miałby swojego zdania. Ciche sugestie, danie mu przestrzeni na podjęcie własnej decyzji iiiii… oto był przepis na „poradzenie” sobie z Saurielem. To wcale nie było nadmiernie trudne, wymagało za to odrobiny (no dobrze, całej wanny, a nie odrobiny… całego basenu!) cierpliwości. Tej Victoria wcale nie miała dla każdego, ale Sauriel… Cóż, był bardzo szczególnym przypadkiem. Z jakiegoś powodu się dogadali i stał się bliski jej sercu.
Victoria niecelowo starała sobie utrudnić życie… Ewidentnie były takie typy ludzi, którzy jej zwyczajnie pasowali. To nie tak, że miała w sobie jakąś misje i ochotę zmiany świata i zbawienia ludzkości, po prostu… potrafiła dostrzec w różnych ludziach coś, i to coś ją inspirowało. Sauriel też ją inspirował i to dość mocno, przecież gdyby nie on, to nigdy nie zasiadłaby do tego gigantycznego projektu związanego z wampirami. Ludzie, podobnie jak kwiaty, kwitną w swoim czasie i na swój indywidualny sposób – wierzyła, że i Sauriel miał jeszcze tak zakwitnąć.
– Nie wiem, niewielu ich znam. Ale jak mi jakiś stary typ robi scenę, a potem każe rozejść, bo on tak mówi, to nie zamierzam słuchać – mówiła, rzecz jasna, o ulubionym Mulciberze Sauriela. I kto tu miał kiepski gust do ludzi… Victoria tylko dlatego kupiła te świeczki z afrodyzjakiem, bo zrobiło jej się żal chłopaka; chciał utrzymać świeczki w tajemnicy, a jakiś dziennikarz zrobił z tego scenę, potem Atreus poprawił i ot – nieszczęście. – Nie jest spokrewniony ze mną. Jest mężem mojej kuzynki. Kuzynka akurat jest ze mną blisko spokrewniona – najbliżej jak może byś spokrewniona kuzynka rzecz jasna. Nie jak piąta woda po kisielu Sauriel na ten przykład, którego babcia pochodziła z rodziny Parkinson. – Ale widziałam się z nim niedawno kilka razy. Mamy poprawne stosunki ze sobą – jak mówiła – Victoria go lubiła, szanowała. Nie miała rzecz jasna pojęcia o jego nienawiści do Annaleigh, czy do niej, bo tak bardzo mu się kojarzyła z żoną.
Zbliżyli się do stoiska dość nieświadomie i Victoria spojrzała na obsługującą go kobietę zupełnie nieświadoma, że ta coś ma do jej własnego kota, który teraz siedział sobie zwinięty w koszyku, przykrytym od góry klapką tak, że miał święty spokój.
– Nie chcesz spróbować? Ja już dzisiaj piłam – zwróciła się do Sauriela. – Ja za wino dziękuję, Anthony mówił, że przyniesie mi inne roczniki – uśmiechnęła się do kobiety, czując jakieś… dziwne napięcie od niej promieniujące.