• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Pokątna Plac i stragany [Lato 1972] Święto Żniw - Kiermasz (Wątek główny)

[Lato 1972] Święto Żniw - Kiermasz (Wątek główny)
Dama z gramofonem
Lorka, Lorka, pamiętasz lato ze snów,
gdy pisałaś "tak mi źle" ?
Prędzej ją usłyszysz niż dostrzeżesz. Jej przybycie zwiastuje stukot obcasów i szelest ciągnącej się po posadzce szaty. Ma 149 cm wzrostu (już w kilkucentymetrowych szpilkach - bez nich: +/- 144 cm!), ile waży to jej słodka tajemnica. Włosy ciemnobrązowe, po rozpuszczeniu sięgające jej do pasa. Ma trudne do ujarzmienia loki. Oczy w nienaturalnym, kobaltowym kolorze. Urodę ma bardzo klasyczną, pachnie drogimi perfumami o zapachu jaśminu. Nie wygląda jakby ubierała się w sekcji dziecięcej u Madame Malkin. Jej ubrania są dopasowane, pasują zazwyczaj do okazji i miejsca. Jeśli jakimś cudem nosi szaty z krótkim rękawem na wewnętrznej stronie jej lewego ramienia można zobaczyć mały magiczny tatuaż przedstawiający koronę. Zapytana o to macha ręką tłumacząc "ot błędy młodości" Ułożona, kulturalna, chociaż pierwsza dzień dobry na ulicy nie powie.

Lorien Mulciber
#611
14.07.2024, 11:42  ✶  
Château des Dragons


Przyjrzała się kotu uważniej. Czy on rzeczywiście tak ładnie patrzył na świat? Nie powiedziałaby, ale uznała, że nie ma co Lyssie sprawiać przykrości. Może sierściuch zyskiwał przy bliższym poznaniu?
Gdzieś już widziała taki równocześnie oceniający jak i błądzący za rozumem wyraz pyska. Ach, no tak. Podobieństwo do jej dalekiego krewnego i “kolegi po fachu” Septimusa było uderzające. Nie obrażając prążkowanego kota oczywiście.
- Z pewnością zasługuje na bardziej wytworne imię niż jakiś Gburek.- Stwierdziła, wciąż trzymając się w bezpiecznej odległości od stworzenia.
Może to kwestia wypitej wcześniej cytrynówki, ale Lyssa zdawała się być wyjągtkowo sympatyczną młodą damą.
Czy wypadało ciągnąć ze sobą dziecko (ile ta dziewczyna mogła mieć tak naprawdę lat? Nie wyglądała na uczennicę, a skoro już wcześniej raczyła się tak otwarcie cytrynówką raczej przekroczyła magiczną granicę pełnoletności) na kolejne stoisko z alkoholem? Może nie, ale od czegoś spacer trzeba było zacząć. Nie mówiąc o tym, że Lorien marzyła w tym momencie o towarzystwie kogoś kto nie spróbuje na każdym kroku testować jej cierpliwości jak robili to Mulciberowie.

Zbliżały się już do stoiska, gdy dostrzegła, że nie ma tam Shafiq’a tylko jakaś pracownica uwijająca się przy gromadce klientów. Wino Smoków miało swoją renomę w Wielkiej Brytanii. Choć miała niejasne podejrzenia, że większość czarownic przy stoisku wcale nie na alkohol miała aktualnie ochotę.
Gdzie on się podział?
Na niezadane pytanie dość szybko miała dostać zresztą odpowiedź, bo usłyszała znajomy głos dawno niewidzianego przyjaciela tuż za plecami. Mało brakowało, a zatrzymałaby się w miejscu wpadając na niego.
- Antonio, mio caro!- Uśmiechnęła się, zwalniając nieco kroku, by mógł je bez problemu dogonić. Tylko ze względu na Lyssę nie przeszła kompletnie na włoski, po którym w jej głosie pozostał tylko charakterystyczny akcent.- Nie będziemy ci zabierać wiele czasu. Z pewnością masz… - machnęła delikatnie ręką w stronę stoiska.-... Mnóstwo pracy dzisiaj.- Ale degustacji nie odmówiła. Nawet jeśli niechętnie musiała przyznać, że widok beczek nieco ją przeraził. Czy tak pijali jego wino wszyscy ci… (prostaczkowie) mniej fortunnie urodzeni czarodzieje? Na miejskich jarmarkach, w upale, mocząc usta w czymś niewątpliwie przeznaczonym dla mas?
Czarodziej
*sigh*
Szczupły i dość wysoki (183 cm) mężczyzna o czarnych lokach i brązowych oczach. Często wydaje się być blady i zmęczony, a jego dłonie są niemal zawsze zimne. Na codzień stara się ubierać w miarę elegancko.

Basilius Prewett
#612
14.07.2024, 17:55  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 14.07.2024, 18:00 przez Basilius Prewett.)  
Stoisko Nory –> Stoisko pani Zamfir

– Myślę, że takie przypadki nie będą regułą na każdym tego typu wydarzeniu – A przynajmniej miał taką szczerą nadzieję, chociaż z drugiej strony nie sposób było zaprzeczyć, że lepsze już walki na peniso-świeczki, niż potencjalne ataki Śmierciożerców. – O dziwo nie ja jedyny. Na miejscu było chyba z trzech medyków. – Najwyraźniej był jakiś fart w tym całym szaleństwie, tego nie dało się zaprzeczyć.
Basilius obrzucił ją spojrzeniem, gdy zeszli już z podestu, by udać się do wskazanego przez nią stoiska z bułgarskimi dekoracjami i uśmiechnął się nieco złośliwie.
– Głupio – odpowiedział jedynie na pytanie o włosy, a potem bez słowa podsunął jej swoją, jeszcze nienapoczętą muffinkę, na wypadek, gdyby pączek jej nie wystarczył. 
Aby było śmieszniej, przy stoisku, do którego właśnie skierowali swoje kroki, stał właśnie obiekt ich poprzedniej rozmowy wraz ze swoją siostrą. Może uda im się dowiedzieć, co tak właściwie się tam wydarzyło u samego źródła, no jednego ze źródeł, tamtego zamieszania. Basilius od razu machnął ręką w stronę kuzynostwa.
– Wiesz, normalnie bym to skomentował, ale chyba wyjątkowo dam ci spokój – powiedział od razu w stronę Atreusa, gdy tylko podeszli bliżej, nawiązując do wiadomej sytuacji. Prawda była taka, że normalnie zdecydowanie by tego nie pochwalał, ale w momencie, gdy zobaczył, że Florence jedynie stała z boku i nie reagowała, Basilius sam zaczął rozważać, czy nie pomóc kuzynowi. Oczywiście nie w bezpośredni sposób. – Żyjesz? – spytał, bo przecież do tego wszystkiego ich kuzyn się jeszcze rozszczepił.
ova duša nema ton
zabierz mnie tam,
gdzie głos obowiązku
a kompletny brak serca
Unosi się za nią zapach palonej mięty, jaśminowca i mchu. Do jej wzrostu (165) kilka centymetrów dodaje kaskada długich, puchatych, brązowych loków, odstających kompletnie nieokiełznanie. Błękitne oczy albo nie patrzą na Ciebie wcale, albo wgapiają się z nadzwyczajną intensywnością. Rysy twarzy jakby wyrwane z portretu średniowiecznej piękności, dzisiaj jednak ten duży nos i cofnięta szczęka nie wywołują nadmiernych zachwytów. Nosi spódnice we wzory niespotykane nigdzie indziej.

Jagoda Brodzki
#613
14.07.2024, 22:32  ✶  
odpowiedź na post tutaj

Jagoda z całą stanowczością była w stanie powiedzieć, że Perseusowi nigdy nie udało się dotrzeć do jej wnętrza. Nawet pomimo długich rozmów, delikatnych dotyków w ciszy, przerywanych tylko wzajemnymi spojrzeniami. Odnalazła u niego jednak pewne zrozumienie, o które bardzo trudno było u innych osób. Ludzie przypisywali jej zachowania do różnych szufladek najczęściej takich, które bardzo jej przeszkadzały i nie pasowały tak naprawdę. On spojrzał na nią i wydawał się wiedzieć od razu, jakich słów jej potrzeba by poczuła wewnętrzny spokój. Wiedziała też, że nie sprosta mu chociaż nie ważne jak by się starała. Nie miała tego, czego jemu było potrzeba.
Nie specjalnie zauważyła nawet gdy romans się zakończył. W jej oczach relacja niemal się nie zmieniła, jedynie odpuścili okazjonalne wylądowanie w łóżku.
- Nie, dziękuję. Podziwiam tylko kunszt. Wezmę tylko ten płyn do polerowania, akurat tego nigdy nie przestanę testować, nie jestem aż tak dobrym alchemikiem. - Jednak zdecydowała się na niego, może będzie to pomagało jej w kolejnych projektach.
Nawet ona miała na tyle pojęcia o świecie by rozumieć, dla kogo Perseus zbierał swoje podarki i ona była tutaj zdecydowanie, by mu pomóc w wyborze. Jagoda, chociaż swoją modą odstawała nieco od zwykłego tłumu, zawsze prezentowała się jako osoba, która ma doskonale dobrane do siebie wszelkie części garderoby, zaczynając na biżuterii, a kończąc na butach. Jedno z przyzwyczajeń z dawnych lat oraz pewnego rodzaju kolejnego z jej hobby.
Zabrała sobie buteleczkę specyfiku i skierowali się dalej, ku kolejnym straganom. - To nic takiego, tylko maleństwo, może przy następnym straganie. Musisz być bardzo podekscytowany uroczystością, nie mogę się doczekać by zobaczyć dekoracje i wasze kreacje. Wiesz jak cenię Twój gust.
Zaraz obok magicznych różności znajdował się stragan Kowenu Macmillanów. Na widok symboli Matki Jagoda lekko się uśmiechnęła. Te rzeczy były dla niej wyjątkowo bliskie, jako część dziedzictwa jej matki. Wiedziała, że jej dziadkowie z chęcią przyjęliby Brodzki w ramionach kościoła, jednak sama wciąż trwała w wierze, na której się wychowała. Jej zasady nie były jednak zbyt różne o tej celtyckiej...

Idziemy sobie ze stoiska 1 do stoiska kolejnego.


Ni do zadnjeg leta, ni do kraja sveta
Sudbina je moja kleta
constant extreme
when sister and brother stand shoulder to shoulder,
who stands a chance against us?
Drobna (157cm, niedowaga), blada i czarnowłosa, o oczach złotych jak miód.

Millie Moody
#614
15.07.2024, 10:47  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 15.07.2024, 10:48 przez Millie Moody.)  
Na scenie

Morpheus schodzi ze sceny, Guinevere, Isaac oraz Dora popisują się swoimi umiejętnościami. Wręcza nagrody, wrabia Bertiego i schodzi ze sceny.


Mildred zdecydowanie nie miała talentu pedagogicznego. Po trzech minutach uczenia kogokolwiek czegokolwiek dostawała takiej kurwicy, że delikwent uczył się owszem - jak uciekać przed ciskającą gromami i bluzgami małą wścieklizną. Podobnie teraz, sekwencja ruchów była tak szybka, że przed uczestnikami wyzwania stało bardzo trudne zadanie. Zgłosiła się jednak trójka osób, z czego Moody rozpoznawała dwie i była bardzo, bardzo ciekawa jak sobie poradzą.

Ginny (jedyna nieznajoma) swoim bystrym okiem i świetnie wyćwiczoną pamięcią zapamiętała wszystkie pięć kroków. Nienawykła do walki odtwarzała je jednak niezbornie, nie dając takiej mocy w ciosy, które rozłożyłyby manekin na przysłowiowe łopatki. Brzydzący się przemocą Isaac z kolei przywalił manekinowi pierwszoklaśnie, gdzieś jednak w ferworze wystąpienia publicznego umknął ciąg gestów, nadrabiał więc parą w łapach i manekin leżał, choć pokonany zupełnie nie tak jak przewidywały zasady konkursu. Ostatnia Dora powtarzająca sobie kolejność wyglądała troszkę, jakby chciała tylko pacnąć manekina w wybrane miejsca, a po każdym pacnięciu chwilę jeszcze zastanawiała się co było dalej, odbierając gestom jakiejkolwiek płynności. Gdy skończyła, pozostała dwójka dawno już stała, oczekując na werdykt.

Millie przywołała trzy mordercze gwizdki i zacmokała z dezaprobatą. Nikomu się nie udało powtórzyć jej znęcania się ingerencji w ciało straszliwego Maleficentusa, przez myśl jej nie przeszło, że może powinna to zrobić wolniej i dokładniej, albo dać im trzy szanse, a nie tylko jedną.

– Uczestnicy! Potrzebujecie jeszcze dużo ćwiczeń, ale duch w Was jest wielki. Pamiętajcie, że odpowiednia technika i znajomość punktów które Wam pokazałam może uratować Wam życie! Gratuluje paniom za zapamiętanie ich wszystkich! Oto pamiątkowe gwizdki ratunkowe, a dla naszej zwyciężczyni... – podeszła do Ginny, która może była zbyt delikatna w wyrażaniu nienawiści do Potwornie Złowieszczego Manekina, ale najlepiej wykonała cel zadania, czyli odtworzenie tej brutalnej tanecznej figury. – Na osłodę sierpniowego wieczoru, tort na zamówienie upiecze nie kto inny, jak mistrz cukiernictwa, niepowtarzalny... Bertie Bott! – Z wielkim uśmiechem wskazała na kolejną swoją ofiarę tego dnia. No bo któż by odmówił dziewczynie, która prawie umarła, miesiąc śpiączki, dwa miesiące odsiatki, dzisiaj rano wyszłam Bertie, nie zdążyłam nic zorganizować, och jaki jesteś wspaniały, Alastor jakiego masz cudownego przyjaciela, jakie to szczęście, że Bertie był w pobliżu i tak mi pomógł ach ach?

– Bądźcie czujni, nie szwendajcie się wieczorami samotnie i pamiętajcie o piciu wody! Bardzo dziękuję wszystkim ochotnikom i Maleficentusowi, który... ee... myślę, że przemyślał swoje zachowanie i nie będzie już dybał na nasze różdżki. Wielkie oklaski dla występujących i do zobaczenia! – pomachała radośnie, dygając i zamiatając swoją super na wypasie peleryną, po czym razem z uczestnikami zeszła ze sceny, żeby zrobić miejsce dla ostatniego punktu programu.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#615
15.07.2024, 11:33  ✶  
Stoisko Potterów, pakuję perfumy dla Jonathana

Brenna uniosła wzrok znad próbek i karteczek, na które pryskała, przypatrując się Jonathanowi z pewnym zamyśleniem, a potem uśmiechnęła się, trochę rozbawiona, a trochę nawet rozczulona.
– Wiesz, Jonathanie? Jesteś chyba jedynym mężczyzną, który potrafi porównać kobietę do żmij, ale w taki sposób, żeby to był komplement i to niemal poetycki. Chyba już rozumiem, o co chodzi. W takim razie ta propozycja, jeśli nie ma jakichś zapachów, których mocno się trzyma, będzie idealna, bo w końcu kto przypatrywałby się kwiatkom, gdyby na ścieżce przed nim syczała żmija – wyrecytowała, po czym zabrała się do pakowania obu flakoników w eleganckie opakowanie, bardzo z siebie zadowolona, bo oto sprzedała cztery sztuki tych najdroższych niemal perfum. Nie to, że to była jej zasługa, po prostu miała szczęście, że Shafiq oraz Selwyn przyszli tutaj akurat teraz, ot trafili się odpowiedni klienci, ale Brenna nie zamierzała w tym przypadku patrzeć darowanemu koniowi w zęby.
– Mam nadzieję, że się spodobają, dorzucam próbki naszego nowego kremu, wchodzi do regularnej sprzedaży na jesieni oraz próbkę perfum piżmowych, bardzo proszę – oświadczyła, podając mu opakowania. – Och tak. Mama mogłaby zatchnąć się z oburzenia. Albo zamordować go wzrokiem – stwierdziła, oczywiście kiedy już Neil opuścił stoisko i nie mógł usłyszeć. Nikt go nie gonił, gdy oglądał flakoniki, bo same nuty zapachowe nie decydowały o składzie, a dokładnej receptury rzecz jasna nikt nie umieszczał na opakowaniach – jedynie opis efektu, jeśli taki następował, ogólne nuty zapachowe i potencjalne alergeny. – Nie planujesz próbować wina pana Shafiqa? – spytała, zwracając spojrzenie ku stoisku, do którego pobiegł Anthony, próbując dojrzeć, kto taki go do niego przyciągnął. Zapewne przyjaciele albo ważni klienci… ach, tak, zaraz, Mulciberówny?


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#616
15.07.2024, 11:33  ✶  
Południowe Stragany, Château des Dragons

rozmawiam z Lorien i Lyssą

Tahira słysząc swojego szefa, skinęła głową tak że jej loczki sprężyście podskoczyły zgodnie z ruchem głowy i zanurkowała pod ladą po butelkę i to absolutnie nie rocznika 71, a 60, który też był "sponsorowany" przez smoka opalookiego. Ta sama barwa, podobny smak, choć zdecydowanie brak mu było magicznego komponentu. Anthony niezmiennie uważał, że dobry trunek powinien być wyzbyty magii, aby nie rozpraszać ciała podczas jego degustacji. Na ladzie pojawiły się eleganckie kieliszki ze stalowym smokiem oplatającym nóżkę. Wyjątkowi goście, wyjątkowe traktowanie. Niedopuszczalnym było, żeby sędzina Wizengamotu i jej towarzyszka piły z beczek, które pół dnia już stały na słońcu.

Anthony ucałował Lorien trzykrotnie, powstrzymując się przed przejściem na włoski, nie wiedział przecież, czy druga kobieta posługuje się mową wysyconą winą, operą i słońcem.
– Chyba nie mieliśmy dotąd przyjemności. Anthony J. Shafiq, za dnia urzędnik państwowy, po godzinach winiarz hobbysta, miłośnik smoków i dalekich podróży – przedstawił się Lyssie, ujmując jej dłoń i kłaniając się przed nią, by chwilę potem wsunąć w dłonie kobiet kieliszki. Na jego piersi wciąż spoczywała szarfa z wdzięcznym napisem "Jestem zwycięzcą" zdobną w symbol klubu łuczniczego. Jakoś o niej zapomniał w ferworze okoliczności konkursu.

Wyraźnie rozpogodził się widząc zainteresowanie figurą, która akurat teraz odwróciła głowę i zwróciła swoje perłowe oczęta w kierunku obserwującej ją dziewczyny. Srebrzysty język polizał metaliczne chrapy bestii. Z pewnością rzeźba była warta więcej niż całe to stanowisko razem wzięte.

– Piękne australijskie bestie. To wielka strata dla nas tu w Europie, że są tak daleko i nie można podziwiać ich na co dzień. Miałem szczęście widzieć je w ubiegłym roku i chociaż taką statuą przychodzi mi pielęgnować pamięć tego łagodnego splendoru, który wokół siebie roztaczały. – Westchnął z rozrzewnieniem, opierając się wygodnie o ladę w swobodnej pozie. – Och, korzystam, że sabat odbywa się w mieście, poza tym mój cyrograf, który podpisałem z Rosierami... – zawiesił głos z teatralnie cierpiętniczą miną mówiącą "cóż, poświęcę się i będę pokazywać publicznie w waszych garniturach". Prawda też była taka, że po artykule Stanhope potrzebował ocieplenia wizerunku, a rozdawanie wina było łatwymi punktami do zdobycia. No i jeszcze pozostawiony gdzieś w tłumie główny i jedyny prawdziwy powód jego obecności na Lammas. Powód, który trzy dni temu powiedział mu, że jarmark w mieście jest poniżej ich poziomu, a jednak kupiony wspólnie sygnet ciążył mu na palcu jak obietnica zmiany, która lada moment szturmem mogła wziąć jego życie za bary. Miłość ogłupiała, to pewne. Jakże słodka to jednak była głupota.

– Za moment i tak wracam do Potterów, obiecałem przyjacielowi, że przejdę się z nim po straganach, on lubi takie rozrywki, ale nie mogłem przecież stracić okazji by móc zamienić z Wami kilka słów. Lorien... Może masz ochotę wpaść do mnie jutro na kieliszek tajemnicy? Mam coś, co wydaje mi się przypadłoby Ci do gustu. W ramach przeprosin, że nie odzywałem się przez te ostatnie miesiące. Per favore, mia cara amica, non farmi implorare. Oggi sono in beige e inginocchiarmi su questo sanpietrino mi distruggerebbe l'anima. – prosił w rozbawieniu, kołysząc różowym winem. Tym razem miał zamiar je wypić. 60 nie był najlepszym rocznikiem, ale wystarczająco dobrym, by przepłukać nim gardło.
Porządny Ochroniarz
Nigdy nie wiesz, kiedy śmierć zapuka do twych drzwi.
183cm wzrostu. Brązowe oczy i włosy, u których można dostrzec siwe kosmyki. Często widnieje u niego zarost. Ogolony gładko jest tylko wtedy, kiedy brat każe mu się "ogarnąć". Ubiera się zawsze odpowiednio do sytuacji.

Richard Mulciber
#617
15.07.2024, 12:37  ✶  
Świeczki i kadzidła rodziny Mulciber

Chłopięcy wygłup, doprowadzi do zamieszania i wykorzystania świeczek w nieodpowiedni sposób. Przyniósł na stoisko coś, co nie było skonsultowane z Robertem lub chociażby z Richardem. Charles przez ten swój wygłup i późniejszy brak kontroli nad sytuacją, wyrobił sobie negatywną opinię w rodzinie.

Richard zwrócił uwagę na fakt, jakim kosztem jego syn otrzymał zysk ze sprzedaży, nie przejmując faktem, że Robert przez to wszystko dostał ataku.

-Nie.
Odparł krótko, stanowczo i bez zastanowienia, marszcząc przy tym brwi. Zaprotestował ostro biznesowi z samych chujowych świeczek.
- Nie chcę abyś je produkował.
Wyraził swoje stanowcze zdanie, nie pochwalając interesu w kierunku produkcji świeczek o kształcie penisa. Chce prowadzić swój biznes? Nie ma problemu. Problemem jest tylko rodzaj świeczek o intymnych kształtach. Może robić inne, dowolne, ale niech nie kompromituje w ten sposób rodzinę i siebie.
- Jeżeli już jakimś cudem dostaniesz zlecenie, wycofaj się z tego albo działaj na prawdę bardzo dyskretnie. Aby nigdzie o tym publicznie nie pisano i nie mówiono.
Zwrócił i na to stanowczą uwagę, nie życząc sobie aby to było w jakikolwiek sposób promowane i rozpowszechniane głośno, jak miało to przypadkiem miejsce tutaj, na Lammasie. Sam Charles wspomniał, że miał być to jednorazowy żart i niech na tym się to kurwa skończy. Ani więcej świeczkowego penisa. Podejrzewał, że mogą znaleźć się zainteresowani takim zleceniem jak choćby Sauriel, który mu pogratulował. Dlatego wolał upomnieć syna, żeby nie afiszował się tym na szeroką skalę.

Wiadomo było, że Charles teraz nie da rady prowadzić swojego biznesu, jeżeli zdecyduje się go założyć, nie mając swojej własnej pracowni i sklepu ze sprzedażą. Musiałby mieć na to pieniądze. Znać dobrze okolice Magicznej Anglii. Czas, aby zająć się papierologią.

I jeśli o pieniądzach mowa…
- Zapłać za szkody i powiedz prawdę. Tak jak mnie. Jeżeli nie mam być zły, to proszę Cię, nie rób więcej takich żartów na skalę publiczną. Odbija się to nieprzyjemnie na naszej rodzinie.
Niby mu wybaczył, ten pierwszy wybryk, ale chciał mieć pewność, że syn dotrzyma słowa i nigdy więcej nie będzie popełniał tego błędu. Richard także nie wspomniał nic o tym, jakoby miał go wysyłać do Norwegii. Każdy popełniał błędy w życiu, na nich się uczył, aby nie robić tych samych. Ale, czy Charles dotrzyma słowa?

Zostawiając już ten temat, podpytał o czas trwania kiermaszu. Wieczór, właściwie już był. Ale być może przez oświetlenie okolicy nie odczuło się tego aż tak bardzo.

Zaciągnął się papierosem, słuchając odpowiedzi Charlesa, spoglądając na przemieszczających się czarodziei.
- Robert nie wróci, więc odwołamy. Ja nie umiem robić świec, aby w zastępstwie poprowadzić te warsztaty.
Oznajmił. Niestety nie we wszystkim był dobry, aby zastępować brata. I akurat tych umiejętności nie zdołał nauczyć się, opanować. Choć widział brata czy syna, jak robią świece, sam nie próbował.
- Zostanę do końca. Robert mnie o to prosił.
Poinformował krótko, bez zbędnych szczegółów. Co by mogło zostać odebrane tak, że jego brat przestał ufać Charlesowi. Jemu zostawiając kwestię ogarnięcia sensownie tego stoiska do końca kiermaszu. Nawet jeżeli tych jebanych świeczek już nie było, nie ma się pewności co znów stanie, zostawiając Charlesa przy stoisku.
- Jeżeli chcesz obsługiwać klientów, to pod moim nadzorem. Miej świadomość tego, że za Twoje czyny ja też obrywam. Jako Twój ojciec.
Tutaj spojrzał uważnie na Charlesa, mając nadzieję, że zrozumiał przekaz. W końcu Robert zarzucił mu już uwagę o wychowywaniu syna.
Słońce swojego ojca
*Biedna Sophie*
Sophie ma brązowo-zielone oczy, rude włosy i mnóstwo piegów! Jest dość wysoka, ponieważ mierzy sobie 170 cm. Ubiera się w sukienki, które zakrywają to, co każda szanująca się panna czystej krwi powinna zakrywać. Pachnie cytrusami.

Sophie Mulciber
#618
15.07.2024, 13:25  ✶  
Mulciber Moonshine - obsługuje Neila

W oka mgnieniu rodzina się rozeszła, a Sophie została przy stoisku tylko z Leonardem. Zerknęła na kuzyna kątem oka.
- Jeśli chcesz, to możesz napić się cytrynówki. I schowaj tę obrzydliwą świeczkę, którą zostawił tutaj Charlie. Ja jej jednak nie będę dotykać. Błagam, Leo! Co, jeśli ludzie zobaczą? Myślisz, że twój ojciec jest wściekły?- Mruknęła, patrząc na chujoswieczkę, która aktualnie leżała na blacie stołu, na którym znajdowała się cytrynówka.
Kiedy nadszedł kolejny klient, Sophie zaśmiała się nieco nerwowo i stanęła w taki sposób, żeby zakryć świecę.
- Dzień dobry! Zapraszam pana na degustacje mojej cytrynówki!- Zaczęła, a kiedy zapytał o miodówkę, zmarszczyła delikatnie brwi.- Nie, jest cytrynówka mojej własnej roboty. Proszę się poczęstować.- Odwróciła się bokiem, żeby złapać za kieliszek i podać go Neilowi.
hold me like a grudge
and what an ugly thing
– to have someone see you.
Stosunkowo wysoki mężczyzna, mierzący sobie 183 centymetry wzrostu. Posiada włosy barwy ciemnego blondu i jasne, błękitne oczy. Budowa jego ciała jest atletyczna, a na twarzy często widnieje lekki, szelmowski uśmieszek. Porusza się z nonszalancją i pewną niedbałością.

Atreus Bulstrode
#619
15.07.2024, 15:23  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 15.07.2024, 15:31 przez Atreus Bulstrode.)  
Magiczne różności -> stoisko pani Zamfir

Mruknął w ślad za siostrą podziękowanie za obsługę, a następnie przesunął się dalej wzdłuż straganów. Na jej słowa spojrzał w stronę stanowiska z winami, wyłapując tam przede wszystkim Lorien i Anthony'ego, rozmawiających sobie w najlepsze. Kusiło go dopchać się tam do nich, ale Florence miała rację, oprócz nich zebrało się tam jeszcze trochę ludzi, a on niezbyt czuł się na wojowanie łokciami, kiedy rozszczepiona noga ciągnęła i przypominała o sobie. Towarzyskie zaczepki postanowił więc przesunąć na kiedy indziej.

- Hm? - zerknął, przystając obok siostry i zerkając pobieżnie na wystawione na straganie butelki. Może gdyby wiedział, że to matka Viorici obsługuje stanowisko, to zatrzymałby się przy nim specjalnie, ale tak przez moment wodził spojrzeniem, niby to niezdecydowany, bo jakby nie patrzeć - nie była to ta cytrynówka, ale przecież alkohol to alkohol. - W sumie czemu nie - przytaknął jej, w pierwszej kolejności decydując się na degustację obu rodzajów.

Było ciekawe, chociaż Bulstrode nie był pewien czy trafia to w jego gusta. Po chwili zastanowienia jednak poprosił sprzedawczynię o zarówno taką z miodem, jak i ziołami. Następnie odliczył zapłatę i podał jej pieniądze.

af x2 na rakije bo dwa kieliszki
Rzut Z 1d100 - 97
Sukces!

Rzut Z 1d100 - 15
Akcja nieudana


Zabrał swoje butelki, zaraz je chowając, niby to zadowolony z zakupu, ale czując że tak jak pierwsza porcja weszła gładko, tak druga już trochę mniej. Może chodziło o zmęczenie, może o działające eliksiry, a może zwyczajnie nie doceniał mocy degustacyjnej porcji.
- Nie wiem o czym mówisz - mruknął, odwracając się do Basiliusa, uśmiechając się do niego krzywo czymś na pograniczu zdegustowania i rozbawienia. W sumie to do nich, bo Prewett nie był sam. - Cześć Ella - przywitał się z kuzynką, zanim znowu spojrzał na jej brata. - Żyję. Nic mi nie jest, a do tego mam całą skrzynkę k... świeczek. Może chcesz jedną? Postawisz sobie w pokoju dla relaksacji.
Dama z Lumos
Kasztanowe włosy zwykle ma ciasno spięte, odsłaniając bladą, trochę piegowatą twarz. Oczy ma jasne, o uważnym spojrzeniu. Około metr sześćdziesiąt dziewięć wzrostu.

Florence Bulstrode
#620
15.07.2024, 15:51  ✶  
Stoisko pani Zamfir
Sama Florence ani myślała sięgać po kieliszek podejrzanego i prawdopodobnie mocnego alkoholu na sabacie. Na całe szczęście, nie dostrzegła, jak mocno ten zadziałał na jej brata – uwagę kobiety odwróciło bowiem pojawienie się kuzynostwa. Inaczej byłaby pewnie gotowa próbować go stąd wywlec, a on z kolei zapewne przeciwstawiałby się dla samej zasady…
– Basiliusie – przywitała się, obdarzając Prewetta lekkim uśmiechem. – Widziałam cię wcześniej w tłumie, ale… musiałam coś szybko sprawdzić.
Czy jej brat nie wykrwawia się po nieudanej aportacji, po której na festynie pozostał kawałek buta. Nie zamierzała jednak dyskutować o całej tej sytuacji tutaj, przy stoisku, podczas Lammas: będzie jeszcze okazja, aby wyjaśnić Prewettowi, co się stało, gdy nie będzie otaczał ich tłum ludzi.
– Witaj, moja droga, jak się bawisz? – Tym razem zwróciła się do Electry, mierząc ją uważnym spojrzeniem jasnych oczu. Jak zawsze, dziewczyna prezentowała się nieskazitelnie. Młodziutka kuzynka była jedną z tych, z którymi Florence miała nieco mniej do czynienia ze względu na różnicę wieku: i która napawała Florence pewną konsternacją, bo kariera pośród mugoli zdawała się jej mocno ryzykownym krokiem, zarówno ze względu na kodeks tajności, jak i Voldemorta. – Chcę jeszcze podejść do stoiska Shafiqa, i zerknąć na wina, a potem będę powoli się zbierać. Macie ochotę tam podejść ze mną? Atreusie… proszę, też nie chodź tutaj zbyt długo – mruknęła, zerkając krótko na brata. Starał się to ukryć, ale lekko utykał, a to oznaczało, że rozszczepienie jednak miało swoje konsekwencje. – I nie. Zdecydowanie, nie chcecie tych świeczek – dodała jeszcze, przymykając aż oczy. I pomyśleć, że sama je kupiła: jedynie z czystej przekory. Nie zamierzała jednak ich odpalać, a chociaż Electrze być może by się spodobały, to zdaniem Florence nie był to prezent właściwy dla młodziutkiej przedstawicielki rodu Prewettów.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Eutierria (8658), Alastor Moody (2816), Viorica Zamfir (7443), Brenna Longbottom (9148), Erik Longbottom (10575), Geraldine Yaxley (3118), Atreus Bulstrode (6249), Thomas Hardwick (2133), Cedric Lupin (7459), Perseus Black (951), Nora Figg (2409), Florence Bulstrode (5777), The Tempest (2039), Heather Wood (4239), Ula Brzęczyszczykiewicz (1800), Dora Crawford (3062), Philip Nott (5347), Bard Beedle (4762), Robert Mulciber (6511), Cameron Lupin (5438), Lyssa Dolohov (6494), Victoria Lestrange (17455), Sauriel Rookwood (10901), Cathal Shafiq (1684), Celine Delacour (3597), Sebastian Macmillan (6935), Stanley Andrew Borgin (8416), Bertie Bott (3462), The Edge (17225), Peppa Potter (1867), Rabastan Lestrange (656), Augustus Rookwood (565), Laurent Prewett (20679), Guinevere McGonagall (2846), Christopher Rosier (238), Lorraine Malfoy (3818), Leon Bletchley (6029), Olivia Quirke (5691), The Overseer (764), Alexander Mulciber (4340), Ambrosia McKinnon (2310), Tristan Ward (5474), Hades McKinnon (2237), Richard Mulciber (13112), The Lightbringer (5951), Thomas Figg (2419), Morpheus Longbottom (3952), Penny Weasley (9069), Vera Travers (2351), Neil Enfer (6742), Millie Moody (5588), Isaac Bagshot (5045), Asena Greyback (344), Anthony Shafiq (13151), Mabel Figg (1777), Ralitsa Zamfir (845), Lorien Mulciber (11735), Sophie Mulciber (3252), Basilius Prewett (3999), Jonathan Selwyn (4962), Charles Mulciber (10107), Leonard Mulciber (4189), Charlotte Kelly (291), Jagoda Brodzki (1208), Jessie Kelly (204), Electra Prewett (1891)

Wątek zamknięty  Dodaj do kolejeczki 

Strony (88): « Wstecz 1 … 60 61 62 63 64 … 88 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa