Matthias zdawał się rozumieć to, że Celine nie do końca była właściwą osobą, która nieszczególnie mogła przysłużyć się jego sprawie. W chwili obecnej nie zamierzał już więcej tego tematu. Nierozsądnie było oczekiwać, że dla jego sprawy Celine wyrazi zainteresowanie tego rodzaju wydarzeniami. I bez tego była dla niego bardzo pomocna.
— Może tego dowiem się podczas uczestniczenia w kolejnych sabatach. — Stwierdził. Niewykluczone, że tego typu wydarzenia bardzo przypadną mu do gustu i zacznie częściej się na nich pojawiać. Zwłaszcza, jeśli będą obfitować w tego rodzaju atrakcje. W jego mniemaniu Celine była wyraźnym zaprzeczeniem celebrytki - w tym momencie zdawała się unikać tego całego rozgłosu, niosącego za sobą sporo niedogodności.
Skinął głową na słowa kobiety. Nie doszukiwał się drugiego dna w złożonej przez siebie propozycji i nie przejmowałby się tym, co inni ludzie mogliby sobie pomyśleć. Pod koniec występu sam nagrodził wszystkie osoby na scenie zasłużonymi oklaskami. Występu Eloise nie musiał oglądać na własne oczy - zdarzyło mu się być na koncertach piosenkarki. Z pewnością będzie doskonale słyszalna z dala od sceny.
— Tak właśnie myślę. Jestem ciekaw, co takiego sprzedają na tych stoiskach. Myślisz, że dostaniemy tutaj jadalne kasztany? — Bez wahania przystał na tę propozycję i wraz z kobietą skierował się w w stronę tych straganów. Jadalne kasztany były jednym z jego ulubionych przysmaków, jakimi raczył się podczas francuskich sabatów.
Pierwszym stoiskiem, do jakiego dotarli, było stoisko Kowenu. Tuż po podejściu do tego kramu mogli poczuć roztaczaną przez niego aurę spokoju i skupienia. Matthias przez chwilę przyglądał się przemykającym po zaklętym daszku i zdobionymi złotymi ornamentami. Oferta tego stoiska była naprawdę bogata, jeśli kogoś interesowały dewocjonalia.
— Dewocjonalnia... może tutaj znajdziemy coś wartego uwagi. Mają nawet koszulki! — W pierwszej kolejności zwrócił się do towarzyszącej mu blondynki. Sam nie postrzegał siebie jako gorliwego wyznawcę. Postanowił przyjrzeć się tym koszulkom, które w jego mniemaniu stanowiły jedyny towar wart nabycia. W pewnym momencie jego spojrzenie padło na prowadzącego to stoisko czarodzieja, którego w pierwszej chwili nie zauważył.
— Bonjour! — Powitał go trzymając w dłoniach jedną z tych koszulek.