• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Pokątna Plac i stragany [Lato 1972] Święto Żniw - Kiermasz (Wątek główny)

[Lato 1972] Święto Żniw - Kiermasz (Wątek główny)
Czarodziej
*sigh*
Szczupły i dość wysoki (183 cm) mężczyzna o czarnych lokach i brązowych oczach. Często wydaje się być blady i zmęczony, a jego dłonie są niemal zawsze zimne. Na codzień stara się ubierać w miarę elegancko.

Basilius Prewett
#851
12.09.2024, 14:07  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 12.09.2024, 14:26 przez Basilius Prewett.)  
Świece Mulciberów -> Loteria a potem znikam

Gdy już zapłacił za prezent dla matki, rozejrzał sie po okolicy zastanawiając się, czy czegoś jeszcze nie kupić. Miał jednak wrażenie, że wszystko co go mogło ich interesować już zobaczyli, a teraz i tak powinni powoli się zbierać, aby przygotować się, fizycznie i psychicznie, do spotkania z matką. I już miał się zgodzić z siostrą i powiedzieć, że wróci z nią, gdy jego wzrok padł na koło do loterii, które kusiło go już od samego początku kiermaszu. W oczach Prewetta mignął na chwilę ledwo zauważalny błysk ekscytacji. Zrobił zakupy, ogarnął poszkodowanych podczas tej bójki, nie zasłabł, a za kilka godzin czekała go rodzinna wizyta, której potencjalny przebieg mógł by wszystkim od przyjemnie spędzonego czasu, po ból głowy. Chyba zasłużył na nagrodę, zwłaszcza, że losy były tanie.
– Chwilę jeszcze tutaj się rozejrzę i zaraz też wrócę do domu – rzucił do siostry – Po drodze może jeszcze wejdę do jakiegoś sklepu i kupię ciastka – Aby Icarusowi nie było przykro, że w sumie to nic dla niego nie wzięli. – Następnie wcisnął jej zakupione dla  matki prezenty, aby nie musieć ich targać i ruszył w kierunku loterii, a gdy wylosował już to co miał (nie powinien nikomu dolewać veritaserum do herbaty, nawet jak go ten ktoś bardzo wkurzy, prawda?) udał się wreszcie w stronę wyjścia z kiermaszu.

Postać opuszcza sesję
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#852
13.09.2024, 13:44  ✶  
Południowe Stragany
Kadzidła i świece > Mulciber Moonshine


Odczekał, aż odpowiedzą Jonathanowi, sam będąc ciekawym ich słów, nawet jeśli sam wcześniej nie sformułował tego pytania. Chciał o tym porozmawiać z całą trójką, lub czwórką (jeśli Scarlett przyjęłaby zaproszenie) w bardziej prywatnych okolicznościach, niekoniecznie na środku Pokątnej z mrowiem gapiów dookoła. Z drugiej strony jednak sierpień oznaczał dopinanie kambodżańskiej sprawy, czasu więc na ewentualne spotkania byłoby nader mało. To wszystko jednak pozostawało do ustalenia. Miło nawet będzie posłuchać, które bajki najlepiej zakorzeniły się w młodych umysłach. Był ciekaw jak zmienili się przez lata, szczególnie, że od wybuchu wewnętrznej wojny ilość wizyt na półwyspie skandynawskim spadła niemal do zera.

Obyś żył w ciekawych czasach

– Koniecznie musimy umówić się na herbatę Richardzie, a może w końcu skusiłbyś się na butelkę mojego wina hmm? – zasugerował Anthony starszemu czarodziejowi – Lepiej będzie wtedy porozmawiać, swobodniej nad trunkiem niż nad sklepową ladą. Ale ale, zatem to jest Wasza kuzynka Sophie. Jak to się stało, że nigdy wcześniej nie miałem przyjemności jej poznać? Jonathanie musimy spróbować tej cytrynówki, jestem przekonany, że będzie wyborna. Vi ses, Richardzie. Jesteśmy w kontakcie– pożegnał się życzliwie i pokierował krokami całej gromadki do sąsiedniego stoiska z konkurencyjnym alkoholem. Z ciekawością przypatrywał się prowadzącej go dziewczynce, która zdawało mu się powinna być już pełnoletnią absolwentką Hogwartu, choć jej szczera, otwarta buzia absolutnie na to nie wskazywała.
Córka koleżanki twojej starej
Powinni wynaleźć kamizelki ochronne na duszę, nie tylko na ciało.
Rude proste włosy, obcięte za ramiona, rozwiane. Piegowaty nos. Niebieskie oczy. Drobna, raczej szczupła, wiecznie roześmiana, rozgadana. Niska, mierząca zaledwie 160 cm wzrostu.

Olivia Quirke
#853
13.09.2024, 16:43  ✶  
Magiczne Różności

Olivia uniosła brwi, nie będąc pewną, czy Lorraine żartuje czy też nie. W zasadzie to nie znała jej za dobrze, ale nigdy (prawie nigdy) nie zakładała, że druga osoba ma złe intencje czy jest zła z natury, więc to na pewno musiał być żart. Uśmiechnęła się więc szeroko i nawet zachichotała, bo przecież skoro to był żart, to był naprawdę dobry.
- To jest myśl, tak w zasadzie. Będę skalpować każdą osobę w nocy, we śnie, a potem będę im wciskać eliksiry na porost włosów. Będziemy bogaci - pociągnęła ten przedni dowcip, kręcąc jednocześnie głową. Olivia nie byłaby w stanie skrzywdzić nikogo tak po prostu: nie była kryształowoczysta, to akurat był fakt, ale zwykle krzywdziła innych, gdy czuła się zagrożona lub też ktoś zagrażał jej bliskim. W zasadzie to często wybierała przemoc, chociaż głównie werbalną. Ach, biedny Tristan... Mimowolnie rudowłosa zerknęła w jego kierunku czule, z niedającą się ukrywać miłością w oczach. - Nie martw się, kochanie, zostawimy to w spokoju. Bez sensu to rozdmuchiwać.
Dostrzegła to kręcenie głową w ramach protestu. Tristan i tak za dużo przeszedł tego dnia. Po niej spłynie to jak po kaczce, na niej rany goiły się jak na psie, ale on... Ona wiedziała, jaki był wrażliwy i jak to zamieszanie mogło na niego wpłynąć. Dlatego chciała mu jakoś pomóc - a może w domu dotrze do niej, że po części była za to odpowiedzialna.
- Powinny jeszcze zostać jakieś - powiedziała, nachylając się nad fiolkami. Część się uszkodziła, część była pęknięta, lecz dość sporo towaru spadło na miękką ziemię i trawę, co uchroniło je przed stłuczeniem. Wiggenowe poszły w pizdu za przeproszeniem, ale dwie buteleczki nasennego miały się dość dobrze. Olivia podniosła je ostrożnie i obejrzała pod światło, by upewnić się, że na pewno wszystko było z nimi ok. - Tak, dwie ostatnie. Tamta jest popękana i pewnie przecieka. Co mogę poradzić, Lorraine, sama cierpię na tą paskudną przypadłość i mogę obiecać, że eksperymentowałam długo, by stworzyć takie, które sprawią że będziemy mogły zasnąć od razu i nie budzić się w nocy z krzykiem. Ja mam akurat problem z samym zasypianiem, wiesz? Potrafię przewracać się z boku na bok aż do świtu, jak zapomnę zażyć eliksir.
Podała blondynce dwie buteleczki. Już niestety bez torby i dodatków, bo... Cóż, te zostały poniszczone wśród tego całego zamieszania. Mrugnęła do Lorraine wesoło.
- Mam też mocniejsze, jakby coś cię trapiło wyjątkowo mocno i nie chciało odejść, ale to tak wiesz. Między nami - dodała jeszcze konspiracyjnym szeptem.
constant vigilance
I have traveled far beyond the path of reason.
Wysoki na prawie dwa metry, brakuje mu pewnie mniej niż dziesięć centymetrów, ale ciężko to ocenić na oko. O krępej budowie ciała, z szeroką twarzą i wybitymi zębami. Skóra często pokryta bliznami. Krzywy nos, z pewnością kiedyś złamany. Włosy ciemne, oczy też. Nie należy do ludzi, którzy o siebie szczególnie dbają.

Alastor Moody
#854
15.09.2024, 16:44  ✶  
Moody z zaciekawieniem lustrował spojrzeniem Mulcibera, który wbrew wszystkiemu czego się po nim Moody spodziewał (tak, pełen był uprzedzeń i wcale się tego nie wstydził), naprawdę przyszedł tutaj wylosować fanty na loterii...? Nie zdawał sobie do końca sprawy z funduszy, jakimi dysponowała ich rodzina, ale zainteresowanie czymś takim nie do końca mu do nich pasowało. Stety bądź niestety, przyczepić się do czego nie miał. Nie nabroił przecież na tyle, żeby go przy wszystkich aresztować, pierwszą pomoc otrzymał i najwyraźniej nie skłamał, albo poddał się i nie zamierzał już nic tutaj broić, skoro wrócił do domu.

Auror został tu więc sam. Jego zmiana dobiegła końca dobre pół godziny temu, ale on jak zawsze musiał doprowadzić wszystkie ważne sprawy do końca. Wraz z końcem ważnych spraw, przychodziła kolej na sprawy ważniejsze, spychane na dalszy plan właściwie tylko przez poczucie odpowiedzialności i żelazne wychowanie ich ojca.

Ich.

Żałował tego, że nie mógł przyjrzeć się występowi na scenie.

- Mills! - Rzucił, dostrzegając ją i Botta w tłumie. Obecność tej dwójki wyrwała go błyskawicznie z ciągu myśli, w jaki wpadł. Czy on wiedział, że Millie udawała? Pewnie tak. Jednocześnie nie wyglądał, jakby zdawał sobie z tego sprawę. Bardzo mocno ignorował ten fakt, ściskając złe myśli w zarodku. Ta gra wydawała mu się być częścią życia. - Wybaczcie, tamten przypadek był... ciężki. Ale drugim typem zajął się Bulstrode, więc ja nie mam zamiaru tutaj zostawać - wyjaśnił, po czym utorował im drogę do Horyzontalnej. W kawiarence z kwaśną miną opowiedział im o zachowaniu Hadesa, nie mając zamiaru obdzierać siostry z informacji o jej współpracowniku.

Jeżeli McGonagall towarzyszyła im przy tym spotkaniu, powitał ją ciepło, ściskając rękę kobiety i posyłając jej serdeczny uśmiech.

Postać opuszcza sesję


fear is the mind-killer.
Crow
If you catch me trying to find my way into your heart, scratch me out, baby. As fast as you can. My pretty mouth will frame the phrases that will disprove your faith in man.
Wyzywająco ubrany mugolak, od razu sprawiający wrażenie ekscentrycznego (w wyraźnie prowokatywny sposób) lub wywodzącego się z nizin społecznych. Ma 176 centymetrów wzrostu. Ciemnobrązowe oczy. Włosy czarne, kręcone - w gorsze dni chodzi roztrzepany i skołtuniony, w lepsze, po zastosowaniu Ulizanny na mokre strąki, wygląda tak bajecznie, że masz ochotę zatopić palce w puszystych loczkach. Ma przebite uszy i wiele tatuaży. Najbardziej charakterystyczne z nich znajdują się na plecach (wielkie, anielskie skrzydła) i kroczu (długi, chiński smok oplatający jego przyrodzenie i uda). Do tego ma wiele blizn od ran kłutych i zaklęć, a także samookaleczeń. Sporo z nich to ślady po przypalaniu papierosami. Ze względu na daltonizm monochromatyczny ubiera się wyłącznie na czarno. Przy pasku nosi sznurki, łańcuchy, noże, czasami kombinerki i inne narzędzia, których używa do pracy. Jest człowiekiem bardzo wysportowanym, jego ciało jest wyrzeźbione, ale nigdy nie skupiał się na budowaniu masy i siły mięśniowej. Ma 32 lata, ale uzależnienie od substancji odurzających i alkoholu sprawia, że jest wizualnie o kilka lat starszy.

The Edge
#855
15.09.2024, 17:46  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 15.09.2024, 17:51 przez The Edge.)  
Okoliczne kamienice

Crow odetchnął ciężko, sprawnie unikając jego spojrzenia. Było mu coraz goręcej i chociaż próbował udźwignąć ciężar tych emocji, zgnieść je i wydusić cokolwiek, to... tak - to był po prostu on. Uwięziony w klatce swoich myśli. On, człowiek umiejący otworzyć każde kajdany, każdy zamek. Jasne, że robił sobie wymówki i na tym etapie sam już nie wiedział, czy siedział tam bo chciał, czy tak mu już było wygodnie i przywykł, przez co nie wiedział jak i gdzie szukać innych rozwiązań.

Był mistrzem w unikaniu pytań wszystkich, Laurent nie mógł czuć się wyjątkowy w tym temacie. Prawdomówność nie była jego mocną stroną, bo musiałby obnażać się ze swoich słabości. Uczucie obrzydliwości wiążące się ze zdradą piekło go w gardło nawet teraz, ale w tym było przecież coś jeszcze. Ta niepewność. Świadomość tego, że ten człowiek mógłby cię kochać, ale skoro mógłby, to teraz tego nie robi. Ten chłopak sprzed chwili był najlepszym tego świadectwem. Ten głupi koncert, ta płyta Bowiego, jaką miałby mu pokazać, to musiała być kropla w morzu tego, co dawali mu inni ludzie. Z kim i czym miałby walczyć, zabiegając o jego względy? Z bogatymi, wykształconymi facetami dzielącymi z nim rozterki, zabierającymi go do galerii i muzeów, na randki na szczycie najwyższych budynków, gdzie jedzenie kosztowało więcej, niż wart był jego wkład w Fantasmagorię? Z poetą dzielącym się z nim książkami i tomikami poezji, z którym jeździłby na wycieczki konne. Wciąż nie odpowiadał, zbywał go okrutnie, tak jak i każde pozytywne zdanie, jakie próbowało przepleść mu się teraz przez głowę. Ciężko mu było skupić się na tu i teraz kiedy rozpaczał nad wszystkim, co zdążył pomiędzy nimi zniszczyć i tym, czym nigdy nie będą. Crow spojrzał w górę, najwyraźniej próbował powstrzymać w ten sposób łzy zbierające się w kącikach oczu. Bardzo chciałby wrócić do narracji, w której wmawiał sobie, że tym co mogło rozkwitnąć pomiędzy nimi była przyjaźń, ale na tym etapie właściwie pewien już był, wyrył to w swojej psychice, że żar rozlewający mu się po ciele był oczywisty, a Laurent się nim kiedyś znudzi. Gdzieś w tym momencie, w którym dotrze do niego jak niewiele Crow miał powodów do stania się tym kim był, jak mało znajdowało się w tym esencji. Rozwiązaniem jego zagadki nie były zawiłe opowieści pełne heroizmu. Crow było imieniem złego człowieka, któremu przypadkiem udało się zrobić kilka dobrych rzeczy.

Milczał, ale zacisnął mocniej palce na jego dłoni. Opuścił na niego wzrok i próbował wydusić z siebie cokolwiek. Jedynie wargi mu zadrżały i tyle. Może przynajmniej, gdyby mu się oddać w taki sposób, o jakim żartował, to te drobne palce zacisnęłyby się w odpowiedniej chwili na smyczy i zatrzymały go przed wbiegnięciem pod rozpędzone auto. Przeżyłby. Tylko czy nadałoby to jakikolwiek sens jego istnieniu? Inny niż to, że mógłby zabić człowieka, który zagrażał stojącemu przed nim istnieniu.

Zatrząsł się, puścił go. Tylko po to, żeby nagle otoczyć go ręką i przenieść ich na jeden z dachów. Ułożył go na porządnie umocowanych dachówkach i zniknął - na kilka chwil mogących wydawać się zbyt długimi jak na tak nagłą zmianę scenerii - ale wrócił z koszem i butelką soku, żeby opaść tuż obok.

Kamienica, na której się znajdowali, była jedną z wyższych w okolicy. Laurent mógł podziwiać występ wokalistki, opierając się o znajdujący za jego plecami świetlik.

- Przepraszam - wydusił z siebie nagle. I tak zupełnie szczerze, to nie wiedział, za co przepraszał. Nawet na niego nie spojrzał, bo nie miał siły. Cały ten wieczór potrafił podsumować tylko jednym słowem: absurd.


Oh darling, it's so sweet
you think you know how crazy I am.

My mind is a hall of mirrors.
Dama z gramofonem
Lorka, Lorka, pamiętasz lato ze snów,
gdy pisałaś "tak mi źle" ?
Prędzej ją usłyszysz niż dostrzeżesz. Jej przybycie zwiastuje stukot obcasów i szelest ciągnącej się po posadzce szaty. Ma 149 cm wzrostu (już w kilkucentymetrowych szpilkach - bez nich: +/- 144 cm!), ile waży to jej słodka tajemnica. Włosy ciemnobrązowe, po rozpuszczeniu sięgające jej do pasa. Ma trudne do ujarzmienia loki. Oczy w nienaturalnym, kobaltowym kolorze. Urodę ma bardzo klasyczną, pachnie drogimi perfumami o zapachu jaśminu. Nie wygląda jakby ubierała się w sekcji dziecięcej u Madame Malkin. Jej ubrania są dopasowane, pasują zazwyczaj do okazji i miejsca. Jeśli jakimś cudem nosi szaty z krótkim rękawem na wewnętrznej stronie jej lewego ramienia można zobaczyć mały magiczny tatuaż przedstawiający koronę. Zapytana o to macha ręką tłumacząc "ot błędy młodości" Ułożona, kulturalna, chociaż pierwsza dzień dobry na ulicy nie powie.

Lorien Mulciber
#856
15.09.2024, 17:59  ✶  
stoisko Potterów - stragany południowe

Problem z brytyjską socjetą był taki, że… no cóż, była wyjątkowo brytyjska. Momentami nawet samej Lorien przypominała bardziej klub znudzonych, może nieco zbyt bogatych dzieciaków, którzy pewnego dnia ustalili między sobą, że teraz to oni będą decydować co jest pożądane, a co nie. Przy zwyczajowej herbatce z kroplą mleka. Lyssa, będąc córką swojego ojca, zaproszenia nie potrzebowała. Członkostwo należało jej się z racji urodzenia i… potencjału jaki mogła wnieść świeża krew na salony.
Śmierciożercy i wszyscy ci poplecznicy nowego porządku proponowanego przez kopię Grindenwalda mogli się czuć podekscytowani na wizję, że cokolwiek zmienią. Że gwałtem i przemocą zatrzymają koło fortuny. Ale byli ślepi - prawdziwa gra toczyła się za kulisami, w szeptach i kontaktach, wieloletnich układach. I złocie. Przede wszystkim w złocie goblinów, schowanym głęboko w czeluściach banku Gringotta.
- Pan Longbottom?- Uniosła lekko brew, na to zainteresowanie. Przesunęła opuszkami palców po kilku kolorowych flakonikach bardziej zainteresowana samym opakowaniem niż zapachami które w sobie kryły.- Oczywiście. Choć... Z reguły nie jest aż tak błyszczący… - no nie mogła przeżyć tego brokatu. Nie mogła!
- Wybacz, że zabrałam cię od kuzynów.- Powiedziała nagle. Jakby starała się przeprosić nie tylko za to, ale też pewnie za nudny spacer w geriatrycznym gronie bogatych dziwaków.- Kręci się tu wyjątkowo wielu wścibskich dziennikarzy.

To, że dziennikarskie hieny polowały na każdą jarmarczną sensację było oczywiste. O ileż bezpieczniejsze było snucie się bez większego celu wśród kramów niż ryzyko, że znajdzie się na jednej fotografii… z jakąś świeczką.
- W… pewnym sensie.- Stwierdziła, odwracając się na moment do dziewczyny i mrugając jej z tym samym zawadiackim uśmieszkiem, który towarzyszył pani Mulciber już wcześniej.- Zaskakujące co można z taką wyobraźnią zrobić.
Mężczyźni nie byli skomplikowanymi istotami. choć przebywając w pewnych środowiskach, Lorien szybko odkryła, że nie ma sensu krzyczeć do patriarchalnej ściany. Większość z nich miała w sobie tą irracjonalną potrzebę karmienia wrażliwego ego na każdym kroku, zagarniania wszystkich dobrych pomysłów i przypisywania sobie zasług jakby były ich boskim prawem. Czasem wystarczyło tylko szepnąć parę odpowiednich słów w odpowiednie ucho i zaczekać. Wszystko i tak ostatecznie układało się po kobiecej myśli.
Wyprostowała się, ostatecznie uznając, że na stoisku nie ma absolutnie nic wartego uwagi. A może wszystko to co wydarzyło się wcześniej ją na tyle zmęczyło, że powoli zastanawiała się nad powrotem do domu? Spędzenie reszty wieczoru przy winie i dobrej książce brzmiało jak dobry pomysł.
Our Lady of Sorrows
and you don't seem the lying kind
a shame that I can read your mind
and all the things that I read there
candlelit smile that we both share
Spowita nimbem wyższości i aureolą sięgających za pas srebrzystoblond włosów, Lorraine wygląda dokładnie tak, jak powinien wyglądać Malfoy z krwi i kości. A jednak... Coś hipnotyzującego jest w jej czystym, wysokim głosie, w sposobie, w jaki intonuje słowa. W pełnych gracji ruchach, które cechuje elegancka precyzja profesjonalnej pianistki. Coś w przenikliwym spojrzeniu jasnoniebieskich oczu, skrytych pod ciężkimi od niewyspania powiekami. Przedziwny czar półwili, który wyróżnia Lorraine z tłumu mimo raczej przeciętnej postury (1,67 m), długo nie pozwalając ludziom zapomnieć o jej uśmiechu. Wygląda na istotę słabą, wątłego zdrowia. W przeszłości, Lorraine zmagała się z zaburzeniami odżywania, przez co teraz cechuje ją nienaturalna wręcz kruchość. Chorobliwie chuda, kości zdają się niemal przebijać delikatną, bladą skórę. Uwagę zwracają zwłaszcza wydelikacone dłonie o długich, smukłych palcach, w których często obraca w zamyśleniu srebrny pierścionek z emblematem rodu Malfoy. Obyta towarzysko, zawsze wie jednak, co powiedzieć i jak się zachować. Bez względu na okoliczności dba o zachowanie nienagannej postawy. Ubiera się skromnie, w otrzymane w spadku po bogatszych kuzynkach, klasyczne, mocno zabudowane suknie, na których wprawne oko dostrzec może ślady poprawek krawieckich. Nie da się ukryć, że jako młoda, atrakcyjna kobieta, przyciąga wzrok, nosi się jednak konserwatywnie, nigdy nie odsłaniając zbyt wiele ciała. Najczęściej spowita jest od stóp do głów w biel, która przydaje jej bladej skórze świetlistości, choć chętnie stroi się także w odcienie zieleni i błękitu. Zawsze otula ją mgiełka ciężkich perfum, których słodka, dusząca woń przywodzi na myśl palony cukier.

Lorraine Malfoy
#857
15.09.2024, 18:25  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 04.10.2024, 23:17 przez Lorraine Malfoy.)  
Magiczne Różności → stoisko Kowenu → Château des Dragons

– Niech Matka ci błogosławi – ucieszyła się Lorraine, przyjmując dwie buteleczki uwarzonego przez Olivię eliksiru nasennego – może pozbędę się wreszcie tych cieniów pod oczami – zażartowała wskazując na swoją twarz. 

Nie przeszkadzał jej brak opakowania: miała wystarczająco dużo miejsca w torebce, aby bezpiecznie ulokować w niej zamknięte w szkle specyfiki, tak, by nie rozbijały się o siebie przy każdym ruchu. Najważniejsze, że udało jej się uzupełnić zapasy, więc w nowy miesiąc wejdzie wyspana i pełna energii. Zanim sięgnęła po swój zakup, wyjęła z torebki niewielki portfel, krytycznie przetrząsnąwszy jego zawartość zanim starannie odliczyła należną sumę, kiwając współczująco głową, kiedy Olivia wspomniała o własnych problemach ze snem. 

– Cierpię na tę samą przypadłość – zwierzyła się kobiecie – bez eliksiru nawet nie próbuję kłaść się do łóżka. Wolę już wstać i zająć się czymś pożytecznym, bo to przewracanie się z boku na bok doprowadza mnie do szału – dodała, wręczając Olivii pieniądze. 

Kiedyś wystarczał jej zwykły napar z rumianku i melissy przed snem, ale potem – kiedy mimo ostrożnego dawkowania wyrobiła sobie tolerancję na część słabszych eliksirów nasennych – było coraz gorzej, a problem nie znikał: odstawienie także nie wchodziło w grę, bo bezsenność z odbicia była jeszcze trudniejsza do wyleczenia. Na szczęście, wspomagając się kadzidłami nasennymi i naparami regenerującymi Lorraine zdołała uregulować swój tryb życia na tyle, by nie padać codziennie na twarz ze zmęczenia. Sprawdziła ostatni raz, czy buteleczki nie przesuwają się w przerzuconej przez ramię torebce.

– Towar spod lady? – odszepnęła rozbawiona, widząc, jak Olivia puszcza do niej oczko. – Brzmi kusząco, ale mam nadzieję, że nie będę zmuszona póki co sięgać po nic mocniejszego. Dziękuję i… Dobranoc, jak sądzę? – pożegnała się zadowolona z Olivią, skinąwszy także uprzejmie głową w stronę Tristana, kiedy odchodziła od stoiska Magicznych Różności. 

Zamierzała wykorzystywać zakupiony eliksir nasenny bardzo oszczędnie – nigdy więcej niż kilka kropel do wieczornej herbaty – już kalkulowała, na ile czasu wystarczą jej dwie buteleczki, jeżeli zmniejszy nieco dawkowanie, i ile pieniędzy uda jej się oszczędzić, jeżeli utrzyma konsumpcję na w miarę stałym poziomie. Lorraine na wszystkim szukała oszczędności, chociaż udało jej przeżyć lipiec wcale znośnie – lukratywne zlecenie od Roberta Mulcibera pozwoliło jej nieco podreperować finanse na koniec miesiąca. Za radą Ambrosii, która wysłała jej wróżby na lipiec, Lorraine nie włożyła wszystkiego do skrytki w Gringottcie, do której miał też dostęp jej ojciec: dzięki temu udało jej się zachować trochę złota dla siebie. Wystarczy na upominki urodzinowe dla Eden i Elliotta, liczyła w myślach, drobny prezent dla Stanleya pod koniec sierpnia, ach, ale zaraz będzie jesień, a wtedy będzie miała więcej zobowiązań, trudno, najwyżej odłoży ten urodzinowy horoskop u Dolohova na przyszły rok, stwierdziła, podchodząc do stoiska kowenu.

Przywitała się z kapłanem Edwardem, kojarzonym z nabożeństw w Whitecroft. Zręcznie unikając jego zaniepokojonych pytań o swój stan zdrowia, które w głowie targanej wyrzutami sumienia Lorraine były niczym więcej jak zawoalowanymi przytykami o to, że przestała regularnie uczęszczać na msze – od czasu obchodów Lithy z rozmysłem unikała bowiem zgromadzeń kowenu – nawiązała z mężczyzną niezobowiązującą rozmowę na temat zawartości stoiska. Ciekawe, czy pozował do zdjęć do któregoś z tych kalendarzy, pomyślała, wodząc spojrzeniem po prezentowanym asortymencie, i napotykając kalendarze z kapłanami kowenu. Bardziej zainteresowały ją jednak obrazy z wizerunkiem Matki, wyidealizowane przedstawienia absolutu, którym nie udało się mimo wszystko oddać doskonałości jej świętej postaci, takiej, jaką zapamiętała ją Lorraine: patrzyła na idylliczne wyobrażenia bogini w otoczeniu kapłanek, kwiatów, zwierząt, ale mogła myśleć tylko o makabrycznych obrazach Baldwina – o tym, jaka byłaby reakcja duchownych na widok Dziewicy, Matki i Staruchy uwięzionych w orgii śmierci, rozkładu i ponownych narodzin, błędnym kole przemijania, gdzie niepodzielną władzę sprawowała bezlitosna natura, której piękno mogło równać się tylko jej brzydocie – o tym, że więcej prawdy zawierało się w świętokradzkich wizjach młodego chłopaka uwiecznionych na płótnie w szaleńczej pasji niż w tych grzecznie wygładzonych, choć niewątpliwie uduchowionych przedstawieniach. Chociaż nie planowała kupować niczego poza rytualną świecą, ostatecznie odeszła od stoiska z dwiema koszulkami z napisem “Tylko Matka może mnie sądzić”, stwierdziwszy, że będzie to idealny – nieco spóźniony – prezent dla Baldwina i jego bliźniaczki z okazji urodzin. 

Wiedziała, że Anthony przygotowuje stoisko z winami produkcji Château des Dragons, ale nie spodziewała się go zastać tutaj o tak późnej porze. Miło zaskoczyła się jednak, widząc znajomą twarz za ladą.

Tahira. Uśmiechnęła się ciepło do egzotycznej piękności, której oczy błyszczały jak obsydiany w oprawie szlachetnego złota: oczy Maeve przybierały podobną barwę, kiedy targały nią wyjątkowo silne emocje, czego metamorfogini nie wydawała się do końca świadoma, jako że Lorraine bardzo chętnie poddawała się ich hipnotycznemu urokowi. Znajomość z Tahirą była raczej powierzchowna, ale kiedy miały okazję porozmawiać, Lorraine dobrze czuła się w towarzystwie kobiety, która obdarzona była czarującą osobowością i, jak się okazało, współdzieliła z nią pasję do tańca. Widząc, że Tahira pracuje samotnie, a ruch przy stoisku jest mały, Lorraine oparła się o ladę. Zerknęła na stojące tuż obok zdjęcie portretowe – dojrzała na nim Anthony’ego, który trzymał w ramionach smoka – zanotowała w myślach, aby mu poradzić, żeby następnym razem kazał się sfotografować na grzbiecie dorosłego okazu, robiłby wtedy o wiele większe wrażenie. Sięgnąwszy po pierwszą z brzega butelkę, z pewnym rozbawieniem skonstatowała, że zdjęcie zdobi również etykiety win. Zamiast rocznika?, uśmiechnęła się ironicznie, patrząc wymownie na Tahirę.
– Zaraz wracam. Chcę się tylko zorientować ile jest warta skóra starego smoka. – Niebezpieczne iskierki rozbłysły w oczach Lorraine, kiedy schwyciła butelkę wykwintnego wina i ruszyła w stronę stoiska z biżuterią, gotowa wymienić ją na najmniej badziewny z jarmarcznych pierścionków.

Wróciła do opalookiej Tahiry cała rozpromieniona, ściskając w garści prezent dla Maeve.

Postać opuszcza sesję


Yes, I am a master
Little love caster
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#858
15.09.2024, 19:21  ✶  

Wyjątkowość. Jak ktoś taki jak on nie miał czuć się wyjątkowy. Jeśli tylko jego myśli schodziły na tor, w którym stawał się trywialną częścią czyjejś codzienności, w której nie mógł udawać chociaż kogoś innego, lepszego, albo gdzie ta rzeczywistość była miałka to nie chciał jej przy sobie trzymać. Dlaczego miałby przy sobie trzymać ludzi, którzy nie myśleli o ekstraordynaryjności doznań chwil, jakie go z nimi łączyły? Czemu miał poświęcać czas temu, co zamieniało go w banał? Nie. Laurent był zbyt narcystyczny, żeby myśleć o sobie inaczej niż "wyjątkowy", a nawet do końca tego nie dostrzegał. Nawet zdając sobie sprawę z tego, że przydałoby mu się więcej pokory i pewnie starcia nosa, to każde potknięcie nakazujące mu spojrzeć w dół nie powodowało zdrowej refleksji. Ono natychmiastowo go rujnowało.

Więc kiedy myślał o tym związku, cokolwiek by go nie łączyło z Edgem, myślał tylko w kategoriach wyjątkowości. Być może nie był aż tak pyszny, żeby widzieć tak siebie samego przez pryzmat oczy Flynna, ale to założenie oparte na optymistycznych wnioskach. Za to na pewno ta relacja była niezwykła. W dobrym sensie? Złym? W gorszym niż lepszym, to na pewno. Nie mogliśmy mówić o zdrowiu, gdy dwie chore jednostki splatały się w jeden węzeł i miały udawać dobrze przygotowaną szpulę do dziergania. Nie. To był beznadziejnie poskręcany kłębek, z którego musieli się wydostawać, żeby przypomnieć sobie o tym, że świat jeszcze istnieje. Nie skończył się, nie wybuchł, że to tylko jakiś wir emocji i wszystko, ale to wszystko, mogło jeszcze wyjść na prostą. Wystarczyło się minąć na ulicy i... pójść dalej. Nie oglądaj się za siebie. Po prostu idź.


Na moment stanęło mu serce, kiedy on stanął na dachu. Na moment - kiedy został sam, kiedy wydawało mu się, że balans jest problemem. Nie miał lęku wysokości, ale przy zaskoczeniu przenosinami jednak lęk zadrgał w jego piersi. Chwilę później już mógł spokojnie usiąść, a kot wypełznął z koszyka i położył się obok, przy kominie nieopodal. Skontrolował tylko, żeby czasem teraz, na końcowym zakręcie, nigdzie mu nie uciekł. Tylko na moment.

Niebo nad Londynem wcale nie było piękne. Nie tak, jak piękne było w New Forest. Ale ten widok na te uliczki i na scenę już przeszył go dreszczem. Tak, to było romantyczne. Kojące.

Za co jednak czarnowłosy przepraszał? Chyba nie przepraszał za często. W zasadzie przepraszał rzadko, a czasem powinien za wszystkie zachowania, które potrafiły mu strzelić do łba. Ale Laurent o to nie zapytał. Skinął jedynie głową z uśmiechem.

Przecież nic nie było do końca w porządku.


Postacie opuszczają sesję
Laurent i Edge


○ • ○
his voice could calm the oceans.
Widmo

Leonard Mulciber
#859
15.09.2024, 20:28  ✶  
Kadzidła i świece > Mulciber Moonshine

- Mistrzem łucznictwa? - powtórzył po Jonathanie, wyżej unosząc brwi.
Wielu czarodziejów zamieszkujących wyspy patrzyło raczej pobłażliwie na wszelkie dziedziny sportu czy w ogóle wysiłek fizyczny jako taki. Zdawali się zakładać, że magią będą w stanie rozwiązać każdy problem w każdych okolicznościach. Durmstrang całe szczęście podchodził do tych spraw zupełne inaczej. Osobiście uwielbiał chociażby hokej na lodzie i sam chętnie zasuwał na łyżwach. Łucznictwo jednak nigdy go nawet nie zastanowiło, chociaż brzmiało bardzo ciekawie z założenia.
- Czy zachwycił... - tu spojrzał przelotnie na brata. Jego pierwsze reakcje na znacznie inszy od dobrze im znanego klimat było zawsze zabawne. - Jest inaczej. Osobiście urzeka mnie tutejsza architektura. Ciężej przywyknąć do kuchni i... Sposobu życia. Ludzie nie są aż tak otwarci i 'dotykalscy' w Skandynawii. - wyjaśnił. - Osobiście do wyjazdu jednak zachęciły mnie perspektywy.
...I zdecydowanie nie miało to nic wspólnego z jego szaloną ex, która wychodziła mu bokiem przez długi czas. Zdecydowanie.
- Ah, racja. Skoro tu już jesteście, Sophie zdecydowanie będzie szczęśliwa, mogąc was poczęstować. - gestem dłoni zachęcił obu mężczyzn. Miał nadzieje, że kuzynka doszła już do siebie po ostatnim kolejnym pełnym emocji wybuchu.
sommerfugl
Although the butterfly and the caterpillar are completely different, they are one and the same.
173cm wzrostu, smukła sylwetka, nieco zbyt blada cera, której jasny odcień potęgowany jest tylko przez ciemne włosy i oczy. Nie nosi zarostu, ubiera się zwykle elegancko. W słowach często przebija się jego skandynawski akcent.

Charles Mulciber
#860
15.09.2024, 20:47  ✶  
Spotkanie Anthony'ego było niesamowitym ukoronowaniem dnia, który choć zaczął się dobrze, to mógł skończyć się tragedią. Na szczęście do niczego takiego nie doszło i teraz Mulciberowie mogli cieszyć się obecnością zaprzyjaźnionego mężczyzny.

Na szczęście dla Jonathana, Charles i Leonard różnili się całkiem mocno. Starszy przejął więcej po ojcu, zaś młodszy Charlie wdał się w matkę z jej mizerną posturą i słabym zdrowiem. Geny ojca nie pozwoliły jednak wygrać blond czuprynie.

- Dziękuję panu. - Charles skinął lekko głową Jonathanowi, ciesząc się zrozumieniem w okazywaniu uczuć. Nie zdarzało się to często! - Nie wiedziałem, że potrafisz strzelać z łuku, wuju? Opowiesz nam o tym więcej, może właśnie przy alkoholu? Nie jesteśmy już dziećmi. - Charles delikatnie przypomniał Shafiqowi, że nie powinien pozostawiać ich z boku, skoro już zapraszał ojca na wino. [/b]

Pozwolił Leonardowi na podzielenie się jego spostrzeżeniami na temat różnić między Londynem i Oslo. Wydawało mu się, że starszy z braci miał większy talent do ładnego układania słów w zdania, z drugiej jednak strony, mógł być to tylko kompleks środkowego dziecka.

- Poza tym, do Anglii przeprowadził się tata. - Dodał do wypowiedzi brata. - Więc nie mogliśmy zostawić go tu samego. Sophie? - Charles zwrócił się w stronę stoiska kuzynki. - Poczęstujesz wuja i jego kolegę?
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Eutierria (8658), Alastor Moody (2816), Viorica Zamfir (7443), Brenna Longbottom (9148), Erik Longbottom (10575), Geraldine Yaxley (3118), Atreus Bulstrode (6249), Thomas Hardwick (2133), Cedric Lupin (7459), Perseus Black (951), Nora Figg (2409), Florence Bulstrode (5777), The Tempest (2039), Heather Wood (4239), Ula Brzęczyszczykiewicz (1800), Dora Crawford (3062), Philip Nott (5347), Bard Beedle (4762), Robert Mulciber (6511), Cameron Lupin (5438), Lyssa Dolohov (6494), Victoria Lestrange (17455), Sauriel Rookwood (10901), Cathal Shafiq (1684), Celine Delacour (3597), Sebastian Macmillan (6935), Stanley Andrew Borgin (8416), Bertie Bott (3462), The Edge (17225), Peppa Potter (1867), Rabastan Lestrange (656), Augustus Rookwood (565), Laurent Prewett (20679), Guinevere McGonagall (2846), Christopher Rosier (238), Lorraine Malfoy (3818), Leon Bletchley (6029), Olivia Quirke (5691), The Overseer (764), Alexander Mulciber (4340), Ambrosia McKinnon (2310), Tristan Ward (5474), Hades McKinnon (2237), Richard Mulciber (13112), The Lightbringer (5951), Thomas Figg (2419), Morpheus Longbottom (3952), Penny Weasley (9069), Vera Travers (2351), Neil Enfer (6742), Millie Moody (5588), Isaac Bagshot (5045), Asena Greyback (344), Anthony Shafiq (13151), Mabel Figg (1777), Ralitsa Zamfir (845), Lorien Mulciber (11735), Sophie Mulciber (3252), Basilius Prewett (3999), Jonathan Selwyn (4962), Charles Mulciber (10107), Leonard Mulciber (4189), Charlotte Kelly (291), Jagoda Brodzki (1208), Jessie Kelly (204), Electra Prewett (1891)

Wątek zamknięty  Dodaj do kolejeczki 

Strony (88): « Wstecz 1 … 84 85 86 87 88 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa