– Ależ tak. Był konkurs łuczniczy. Wasz wuj zdecydowanie potrafi na każdym kroku zaskakiwać. Nawet wręczono mu szarfę na scenie. – Tu w odpowiedzi na pytanie Leonarda wskazał ręką na scenę, na której jakiś czas temu wspólnie z Anthonym i Erikiem Longbottomem staneli do walki na łuki o balonik w kształcie dzika. O tym jednak już taktyczcznie nie wspomniał, zwłaszcza że zdziwił się na kolejne słowa młodego Mulcibera. – Naprawdę? Zawsze sądziłem, że Skandynawowie są podobnie mało wylewni co Brytyjczycy. Wygląda na to, że muszę jednak częściej podróżować i do tych rejonów Europy.
Zerknął na Charlesa, który dopowiedział kilka słów do wypowiedzi brata. Prawdę mówiąc jak tak teraz patrzył, to bracia Mulciber idealnie prezentowali połączenie kultury norweskiej i brytyjskiej. W końcu jeden z nich wyglądał jakby mógł grać w jakiejś sztuce postać wikinga, a drugi angielskiego arystokraty.
– No tak, ktoś w końcu musi go pilnować – powiedział, chociaż prawdę mówiąc on na przykład bardzo korzystał z tego faktu, że jakiś czas temu jego rodzice zdecydowali się na spędzenie drugiej połowy życia w Wenecji, a w Londynie pojawiali się jedynie okazjonalne.
Sam Selwyn nieco się zaskoczył, gdy zobaczył dość młodą dziewczynę obsługującą stoisko z alkoholem, ale oczywiście w żaden sposób nie próbował tego skomentować, a zamiast tego po prostu uśmiechnął się do czarownicy.
– Sophie, tak? Jonathan Selwyn, miło mi, twoja rodzina wydaje się być zachwycona twoimi trunkami.