• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie Hogsmeade 27.08 – Sen Nocy Letniej [Towarzystwo MUZA]

27.08 – Sen Nocy Letniej [Towarzystwo MUZA]
Our Lady of Sorrows
and you don't seem the lying kind
a shame that I can read your mind
and all the things that I read there
candlelit smile that we both share
Spowita nimbem wyższości i aureolą sięgających za pas srebrzystoblond włosów, Lorraine wygląda dokładnie tak, jak powinien wyglądać Malfoy z krwi i kości. A jednak... Coś hipnotyzującego jest w jej czystym, wysokim głosie, w sposobie, w jaki intonuje słowa. W pełnych gracji ruchach, które cechuje elegancka precyzja profesjonalnej pianistki. Coś w przenikliwym spojrzeniu jasnoniebieskich oczu, skrytych pod ciężkimi od niewyspania powiekami. Przedziwny czar półwili, który wyróżnia Lorraine z tłumu mimo raczej przeciętnej postury (1,67 m), długo nie pozwalając ludziom zapomnieć o jej uśmiechu. Wygląda na istotę słabą, wątłego zdrowia. W przeszłości, Lorraine zmagała się z zaburzeniami odżywania, przez co teraz cechuje ją nienaturalna wręcz kruchość. Chorobliwie chuda, kości zdają się niemal przebijać delikatną, bladą skórę. Uwagę zwracają zwłaszcza wydelikacone dłonie o długich, smukłych palcach, w których często obraca w zamyśleniu srebrny pierścionek z emblematem rodu Malfoy. Obyta towarzysko, zawsze wie jednak, co powiedzieć i jak się zachować. Bez względu na okoliczności dba o zachowanie nienagannej postawy. Ubiera się skromnie, w otrzymane w spadku po bogatszych kuzynkach, klasyczne, mocno zabudowane suknie, na których wprawne oko dostrzec może ślady poprawek krawieckich. Nie da się ukryć, że jako młoda, atrakcyjna kobieta, przyciąga wzrok, nosi się jednak konserwatywnie, nigdy nie odsłaniając zbyt wiele ciała. Najczęściej spowita jest od stóp do głów w biel, która przydaje jej bladej skórze świetlistości, choć chętnie stroi się także w odcienie zieleni i błękitu. Zawsze otula ją mgiełka ciężkich perfum, których słodka, dusząca woń przywodzi na myśl palony cukier.

Lorraine Malfoy
#41
08.10.2024, 00:35  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 09.10.2024, 16:13 przez Lorraine Malfoy.)  
Widownia (obok miejsc dla publiczności) z rodzinką (Desmond, Calanthe i Baldwin)

Chory Bachus zstąpił z obrazów Cavaraggia i wyrecytował obelżywy wiersz – skłoniwszy się publiczności jak gdyby rzucał obelgę – ale teraz jego słowa były znów słodkie jak letnie wino.

"Byłby z ciebie dumny". Zaśmiała się tylko, szczerze ubawiona słowami Baldwina: cichy śmiech Lorraine niósł się po powierzchni wody niczym pieśń najad, a oczy rozbłysły wesołością niby diamenty – niegdyś zdobiące napierśniki rycerzy, którzy utonęli w domenie Ondyny, próbując zdobyć jej względy, teraz – porzucone w jeziornym mule. Musiała się śmiać, żeby się nie rozpłakać. Ty gówniarzu, pomyślała, oscylując między skrajnościami jak suita Ravela, ty bezczelny gówniarzu. Dlaczego przywoływał teraz to imię, to, które zawsze wisiało między nimi niewypowiedziane? Czy sam nie kpił przed chwilą z nietrwałości imperium wielkiego władcy, z jego dumy, która okazała się niczym w obliczu nieuchronności czasu? Czym niby różnił się Ozymandiasz od...? Śmiech zamarł jej na ustach. Czym była ta pochwała? "Wrakiem, rozległym i nagim" – odpowiedziała sama sobie, cytując kolejne wersety utworu, które zawsze już miały rozbrzmiewać w jej umyśle głosem Baldwina – "piaskiem bielejącym na bezkresie"?

Nie protestowała, kiedy znienacka ją podniósł, aby przenieść przez płytką wodę. Wybaczała mu jego chłopięce porywy ze spokojną wyrozumiałością. Zaplotła ręce na szyi Baldwina, bez słowa przycisnąwszy do siebie kwiaty. Pogładziła czule płatki kielichów lilii i główki róż, ale nie czuła ich zapachu – otaczała ją fantomowa woń hiacyntów. Twarz na powrót wygładziła obojętnością. "Byłby z ciebie dumny". Nigdy w to nie wątpiła, chociaż nie byłaby w stanie wyjaśnić tego Baldwinowi. Nie lubiła być okrutna. Serce zresztą drgnęło jej w piersi, gdy dotarło do niej znaczenie słów kuzyna: poczuła coś na kształt szczęścia, kiedy powiedział to na głos, nieważne, jaka intencja stała za jego zachowaniem – w ich rodzinie za niewinnym uśmiechem mogła przecież kryć się groźba. Chciała odwdzięczyć się podobnymi słowami, ale czy gdyby padły z jej ust, byłyby wystarczające? Nagle zrobiło jej się go żal. "Byłby z ciebie dumny". Nie potrzebowała tych słów – nie tak, jak potrzebował ich Baldwin.

– Ja również jestem z ciebie dumna. – W końcu na niego spojrzała: krótko, wymownie. Uśmiechnęła się dopiero, gdy znaleźli się w otoczeniu bliskich.

– Calanthe, maleńka, cały czas patrzyłam na ciebie i na Eden ze sceny, serce mi rosło, że jesteście tutaj. – Zwróciła sie bezpośrednio do dziewczyny, choć objęła swym spojrzeniem także Desmonda, przesuwając kontrolnie wzrokiem po jego twarzy: nie przepadał za publicznymi uroczystościami, a jednak, pojawił się tutaj razem z resztą rodziny i prezentował wyjątkowo szykownie. – Wyglądasz zjawiskowo... – Uśmiech wesoło zadrgał Lorraine na ustach, kiedy odgarnęła delikatnie pojedyncze pasmo włosów z twarzy młodszej kuzynki. Tak. Teraz wyglądała idealnie. Jak z obrazka. Nie spojrzała jeszcze w stronę wernisażu – nie musiała – wiedziała, co tam zobaczy. – ...ale obawiam się, że nie tak zjawiskowo jak Desmond i jego uszy. Kochany, czy powiększyłeś je specjalnie, żeby lepiej słyszeć występ mój i Oleandra? – Lorraine westchnęła, udając rozmarzenie: wbrew pozorom, niewiele było w jej słowach złośliwości, droczyła się tylko. Gdyby chciała być złośliwa, spytałaby, czy razem z nowymi uszami sprawił sobie lepszy słuch, bo wydawał się go pozbawiony w trakcie wspólnych lekcji.


Yes, I am a master
Little love caster
hold me like a grudge
and what an ugly thing
– to have someone see you.
Stosunkowo wysoki mężczyzna, mierzący sobie 183 centymetry wzrostu. Posiada włosy barwy ciemnego blondu i jasne, błękitne oczy. Budowa jego ciała jest atletyczna, a na twarzy często widnieje lekki, szelmowski uśmieszek. Porusza się z nonszalancją i pewną niedbałością.

Atreus Bulstrode
#42
08.10.2024, 07:05  ✶  
stoimy przy namiocie bankietowym; ja, Brenna i Eden

Coś było w tym, że Atreus niekoniecznie skłonny był się o jakąkolwiek kobietę wykłócać. W jakiś sposób mijało się to dla niego z celem, odbierało pewien urok i na dłuższą metę było cholerne męczące. Może dlatego w głębi duszy tak wyśmiewał całą inicjatywę lipcowego pojedynku o honor jednej damy.

- Nie ma opcji, że te uszy zostają - zakomunikował, bo nie był aż takim fanem Szekspirowych gryzmołów, żeby oddawać się jego jakiejś zmugolszczonej wizji magicznych istot, które krążyły po lasach. Dla czarodziejów podstawowym odpowiednikiem wszelkich fae, elfów czy innych długouszych thirst trapów były wile (pomijając fakt, że nie posiadały ostrych uszu), a elfy same w sobie były miniaturkami które trzymało się dla ozdoby. I nawet jeśli Szekspira twórczość była czarodziejom znana, to dla Atreusa trochę straciła w momencie kiedy ktoś kazał mu bawić się w te przebieranki. Mogli im równie dobrze kazać założyć ośle uszy, według niego wyszłoby na to samo. A nawet większości tu obecnych dygnitarzy coś takiego bardziej by pasowało. - A to już musi pozostać moją tajemnicą - nachylił się ku niej lekko, uśmiechając przy tym delikatnie, w ten charakterystyczny dla niego sposób.

- Potwór? Jak możesz. Ustaliliśmy już, że zwykły chochlik. Potworem to bym był, jakbym ją podpuścił do wyżywania się na innych - rzucił z teatralnym oburzeniem, bo przecież nigdy, ale to nigdy by czegoś takiego nie zrobił, prawda? Enzo jakmutambyło zrobił nawet kawał dobrej roboty, chociaż ciężko było mówić że było mu blisko do takich Rosierów (chociaż Atreus sądził tak chyba przede wszystkim przez wzgląd na kolesiostwo). - Ale tak, ładnie tańczyła. Aż człowiek sam by zatańczył, ale może do czegoś żywszego... - zerknął na nią znacząco, ale potem jego spojrzenie przesunęło się dalej, natrafiając na sylwetkę znajomej blondynki.

Było cos w Malfoy... niepewnego i widząc ją Atreus zmrużył odrobinę oczy, nawet jeśli kąciki ust wciąż wyginały się ku górze, jakby rozmowa z Longbottom wciąż trwała w najlepsze i zajmowała większość jego uwagi. Potem ściągnął brwi i zwyczajnie skrzywił się, bo Eden mówiła tak obślizgle miłym tonem, że chyba siedzenie na widowni i doświadczanie wszystkiego co działo się na scenie, jakoś zadziałało jej niepoprawnie na głowę. Kiedy jeszcze się nachylała, jego spojrzenie powędrowało do Brenny i nawet nie krył się przed nią z tym, że bardzo chciałby wiedziec o co tutaj chodzi, wkładając to pytanie w jakieś przelotne nawiązanie kontaktu wzrokowego, jakby Brenna miała dokładnie zdawać sobie sprawę z tego dlaczego Malfoy się tak do niej lepi. I dlaczego miał wobec tego złe przeczucia.
- Nawet gorzej jak zwykle, bo ostatnio zapytał czy wciąż trzymasz męża w piwnicy, jakby miał nadzieję... Próbował też skoczyć z najwyższego piętra kamienicy, ale brakowało mu kogoś, kto by go pchnął w odpowiednim kierunku, więc zdążył wrócić do obiadu - uśmiechnął się do niej grzecznie. - Jak ci się podobał koncert, Eden? Urzekło cię coś poza grą kuzynki? A reszta rodziny zachwycona?

Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#43
08.10.2024, 08:30  ✶  
z Atreusem i Eden w pobliżu bankietu. Przez moment zerkam po gościach, zwłaszcza ministrze z Bletchleyem i Avery

– To prawie jak prowokacja, żeby spróbować tę tajemnicę odkryć – powiedziała, też się do niego uśmiechając i dlatego nie dostrzegła drobnego tańca Eden, trzy kroki w tył, zmiana zdania i wreszcie szybkie ruszenie w ich kierunku. Nie zdążyła odpowiedzieć jednak już na kolejne słowa, bo szelest sukni Eden dobiegł jej uszu, a sekundę później i głos, dziwnie miły i radosny. Dobrze, że Lestrange nie zrezygnowała z użycia swojego ulubionego przezwiska, bo Brenna byłaby gotowa podejrzewać, że na przyjęcie zamiast niej wkradł się tu metamorfomag.
– Witaj, Raju Utracony, nieważne ile razy, zawsze miło cię widzieć – odparła, choć jej wesołość nie była udawana: nie w pierwszej chwili przynajmniej. Zdziwił ją poufały gest, nagłe pochylenie, jakby były najlepszymi przyjaciółkami – jeszcze bardziej zaś przekazane słowa.
Czy Brenna oczekiwała dziś problemów? Chyba nie: było to mnóstwo czystokrwistych, a ona nawykła traktować jako zagrożenie głównie śmierciożerców. Ale nie było żadnych powodów, by lekceważyć ostrzeżenie: przecież nawet jeśli było pomyłką albo złośliwością, wzięcie go pod uwagę nie przyniesie nadmiernych problemów. A Eden mogła usłyszeć lub zobaczyć coś, co ją zaniepokoiło. Znała tych ludzi, znała ten światek i kiedyś pracowała w Departamencie. Nie musiało dochodzić tu od razu do zamieszek – choć mogło – ale mogłoby dojść do czegoś, co przyniesie problemy później. Bankiet mógł stać się ziarnem, z którego wyrośnie pęd. Poza tym nie każde kłopoty prowokował Voldemort, a tu byli zgromadzeni ważni ludzie z Ministerstwa. Nie wspominając o tym, że ktoś mógł wcześniej wiedzieć, że Enzo przygotuje te stroje i coś przyszykować.
Brenna i tak była... uważna, bo do tego przywykła, a teraz Lestrange dodatkowo ją zaalarmowała. Może po prostu ktoś miał potem potłuc talerz, bo zaproszono tu Remingtona. A może coś więcej.
– Zawsze, Eden – powiedziała, a z jej oczu znikła wesołość, zastąpiona czujnością, dłoń na moment krótki jak mgnienie oka zacisnęła się na przedramieniu kobiety, niby to w kontynuacji powitania. Może ten gest miał pokazać, że przyjęła do wiadomości - a może miał być uspokajający.
Nie miała szansy wyłapać spojrzenia Atreusa, zwłaszcza że jej wzrok pomknął najpierw namierzyć Ministrę z wujem Patricka, potem mu młodej Burke, wreszcie ku Avery. Jeśli ktoś, kto miał tu przyjść, nie pojawił się, jeżeli coś było niezgodnie z planem, ona powinna zdawać sobie z tego sprawę... Ale była teraz, nic dziwnego zresztą, rozchwytywana.
Brenna mogła wprawdzie się domyśleć, że Bulstrode chciałby wiedzieć, co się dzieje, i chętnie ostrzegłaby, aby miał się na baczności, ale nie za bardzo mogła ogłosić teraz na głos, że Eden ma złe przeczucia.
– Jesteś pewny, że nie chciał skakać przez ciebie? Jak ostatni raz go widziałam, zdawał się miewać całkiem dobrze
Gdyby była bardziej złośliwa, może spytałaby, którego to męża Eden trzyma w piwnicy. Ale nie była, a teraz jej uwagę zaprzątało przekazane ostrzeżenie. Przedstawienie jednak musi trwać, prawda? Nie mogła ot tak teraz nagle pobiec ku Brygadzistom, zaraz po przywitaniu ani zacząć sprawdzać teren, więc ot podjęła rozmowę... Erika może spróbuje złapać potem i spytać, kogo brakowało.



Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Cień Prokrusta
the stronger becomes
master of the weaker
187 cm wzrostu, blond włosy i niebieskie oczy. Ubrany elegancko, od linijki, głównie w beże, brązy i błękity. Pachnie subtelnymi, cytrusowymi perfumami. Rzadko pokazuje emocje, mówi szybkim, oschłym monotonem. Porusza się spokojnie, dumnie i sztywno.

Desmond Malfoy
#44
08.10.2024, 16:53  ✶  
Widownia, z Calanthe, Severine, Lorraine i Baldwinem.

Unikając pytania Severine, wciąż patrzył na scenę. Szczególny gest Baldwina prędko odciągnął jego uwagę od kłaniającego się Oleandra - gdy dłoń kuzyna spoczęła na karku Lorraine, po jego ciele przebiegł dreszcz ostrego obrzydzenia, skrywanego za pustym uśmiechem. Wisceralnie poczuł lepkość palców niedomytego poety na swojej własnej szyi.

Odwrócił wzrok ku Calanthe, wciąż skupionej na bracie. Dobre kilka sekund wpatrywał się dekolt jej bladoróżowej sukni. Nie przejmował się bladością jej gładkiej skóry ani delikatnym zarysem skrytych pod nią obojczyków, nie obchodziły go jej drobne, miękkie piersi - widział tylko chabrowy szafir w centrum naszyjnika z białego złota, który podarował jej wraz z zaproszeniem na dzisiejsze wydarzenie. Baldwin mógł obłapiać Lorraine, mógł zalecać się do niej i zajmować jej uwagę, ale wiedział, że to na Calanthe tak naprawdę mu zależało. Ona jednak należała dzisiaj do Desmonda - kupił jej atencję własnym bogactwem, a nienawidził wyrzucać pieniędzy w błoto.

Gdy jego oczy wróciły do sceny, Baldwin pokonał już połowę drogi do krzeseł na widowni. Z Lorraine na rękach. Zmarszczył brwi w źle skrywanym zdziwieniu, śledząc uważnie mimikę starszej kuzynki. Nie wyglądała jednak na zaniepokojoną.
– Istotnie. Wszyscy jesteśmy. Z ciebie dumni – znudzonym tonem przytaknął słowom Lorraine, uśmiechając się uprzejmie. – Ten występ. To było bardzo odważne z twojej strony.

Starając się nie skrzywić ze wstydu, zaśmiał się sucho po kolejnej wypowiedzi półwiły.
– Dziękuję bardzo. Za komplement. – Wolałby go nie usłyszeć, nawet mimo tego, że zupełnie umknęła mu ukryta w nim kąśliwość. – Oczywiście. Wszystko. To zasługa Oleandra. Nie jestem dobry z transmutacji. Więc. Sam podjął wszystkie decyzje.
Czuł pewną ulgę, zrzuciwszy całą odpowiedzialność na przyjaciela, który wiedział, że lepiej poradzi sobie z podciągnięciem tej czarującej pogawędki.

Wreszcie przeniósł uwagę na Calanthe; jego zimne spojrzenie wbite w jej błękitne oczy, jego umysł tłumiący idiotyczną frustrację.
– Calanthe. Kuzynko – zaczął, ostrożnie wplatając palce w jej kruchą dłoń. – Na pewno zdążyło ci zaschną w gardle chodź. Napijemy się wina.
Już czuł na języku cierpkość ciężkich tanin i palący posmak etanolu. To tęskne pragnienie tak świetnie komponowało się z uczuciami, których doświadczył, gdy obserwował tę wynicowaną, plugawą dżentelmenerię i tę męskość, z jaką Baldwin adorował swoją siostrę. Wiedział, że sam nie potrafiłby zachować się tak wobec Mayi, za bardzo jej nienawidził, i wiedział, że nie mógłby zachować się tak wobec Oleandra, bo nie był on kobietą.
– Znajdziemy ci przekąskę równie słodką. Co twoje lico.
Nie chciał, żeby Baldwin zabrał ją teraz od niego. Nie zasługiwał na przyjemność jej obecności, z resztą miał jej za dużo na co dzień.
Czarodziej
Some legends are told
Some turn to dust or to gold
But you will remember me
Remember me for centuries
Wysoki (191 cm), szczupły i zawsze zadbany brunet, który ewidentnie poświęca dużo czasu na to, by wyglądać najlepiej jak tylko się da. Najczęściej stroi się w wysokiej jakości szaty, garnitury i koszule. Niemal zawsze uśmiechnięty.

Jonathan Selwyn
#45
08.10.2024, 17:43  ✶  
Widownia -> brzeg jeziora

Słowa Francuza wywołały taki efekt, że Jonathan powoli zaczynał wątpić w jakiekolwiek pokojowe rozwiązanie tej całej sprawy. Nie kiedy ten zwrócił uwagę na Jessiego i to jeszcze z takim komentarzem. No właśnie Jessie. Gdy tamci sobie już poszli, a jego chrześniak się odezwał, Jonathan zerknął na młodszego czarodzieja i posłał mu szeroki uśmiech.
–  Hm? Nie, jego twarz i podobieństwo nie są żadnym problemem w przeciwieństwie do osobowości – odpowiedział, próbując z całych sił nie zerknąć na odchodzącą sylwetkę mężczyzny. – Z tego co zdążyłem usłyszeć o nim we Francji... Jest raczej dość uprzedzony, jeśli chodzi o krew, więc proszę uważaj na niego, a prawda jest taka, że najlepiej nie ma co z nim w ogóle rozmawiać. – Nie chciał go okłamywać, ale przecież nie mógł powiedzieć m prawdy, a jednocześnie nie mógł też zostawić go z niczym. To musiało na razie wystarczyć. – I może trzymaj się blisko mnie, Morpheusa lub siostry, bo obawiam się, że po tej przemowie nastroje mogą być mieszane.
A potem uśmiechnął się pokrzepiająco, jakby nigdy nic i ruszył wraz z chrześniakiem w stronę Rity. To wszystko wydawało się jedynie ponurym, surrealistycznym koszmarem do tego stopnia, że słowa innych zlewały mu się w jeden wielki szmer, uniemożliwiając wyłowienie jakiejkolwiek cenniejszej informacji, a wcześniej dostrzeżona nić wyjątkowo nie zachęcała do zainteresowania się nią.
A może Anthony miał rację? Może rzeczywiście był nieco paranoiczny i miał nerwy w strzępkach, co spowodowało, że ta cała sytuacja była wytworem jego wyobraźni? Albo może jednak wszystkie osoby z trzecim okiem były narażone na szaleństwo i aurowidzowie nie byli wyjątkiem, chociaż nie uważał, aby jego dar jakkolwiek mieszał mu w głowie. Byłoby jednak coś nieco żenującego w tym, aby aurowidz oszalał szybciej, niż jego zaprzyjaźniony jasnowidz.
Ruszył z Jessim w stronę Rity, nic nie robiąc sobie z tego, że rozmawiała właśnie z tym jednym Brygadzistą, bo przecież on i tak powinien być na służbie, więc na pewno nie będzie miał nic przeciwko temu, aby wrócić do swoich obowiązków.
– Rito moja droga – zaczął, uśmiechając się szeroko w stronę czarownicy. – Byłaś absolutnie doskonała. Fenomenalna! Przysięgam, mam wrażenie, że za każdym razem gdy słyszę twoja muzykę, staje się ona jeszcze lepsza.
Czarodziej
Less colours but still colorful
Średniego wzrostu (174 cm), lekko umięśniony. Włosy ma w kolorze ciemnego brązu, zazwyczaj schludnie ułożone, z opadającymi na oczy w barwie orzecha laskowego kosmykami. Nos ma lekko zadarty, na słońcu wychodzi mu te kilka piegów, zdobiących jego policzki.

Jessie Kelly
#46
08.10.2024, 18:10  ✶  
Widownia -> brzeg jeziora

Na temat osobowości odchodzącego mężczyzny nie mógł powiedzieć nic, ale w jego opinii podobieństwo do Anthony’ego mogło być problematyczne. W końcu czy ktokolwiek miał pewność, że ten mężczyzna nie zechce tego wykorzystać i nie namiesza w życiu Anthony’ego? Jasper nie zgadzał się więc w pełni z opinią chrzestnego, ale nie miał zamiaru wchodzić z nim w dyskusję na ten temat. Jonathan wiedział o rzeczach, o których Jessiemu z pewnością nawet się nie śniło, więc zrobiłby z siebie po prostu głupka.

Chrzestny wiedział lepiej, mama wiedziała najlepiej, Tony miał zawsze rację - głowa mu kiedyś eksploduje od ich mądrości.

-Nie martw się. Nie będę się pchać tam, gdzie mnie nie chcą - wzruszył ramionami z pogodnym uśmiechem.

Nawet jeśli odrobinę intrygowało go to podobieństwo. Nie miał jednak zamiaru na własną rękę prowadzić żadnego dziecinnego śledztwa. Nie miał również zamiaru ciągnąć Jonathana za język, bo to mogło wywołać efekt, którego z pewnością by nie chciał wywołać. Były rzeczy, o których jego chrzestny, dwaj wujkowie i mama z całą pewnością mu mówić, a może jego rodzeństwu również, po prostu nie chcieli. Nieważny był powód. Mieli swoje tajemnice i nie ważne, jak bardzo Jasper by się o nich martwił, niektóre sekrety nie mogły być przez niego ani przed nim odkryte. Dlatego nie kontynuował tematu i wziął sobie do serca uwagę, by nie oddalać się od wujków i siostry.

Kiedy zbliżali się już do Rity, uśmiech na jego twarzy robił się coraz szerszy, ale kiedy jego oczy zatrzymały się na towarzyszącym jej Brygadziście, od razu spochmurniał i zmierzył chłopaka spojrzeniem.

-Na Merlina - zawołał, w pierwszej chwili zupełnie ignorując drugiego chłopaka. - Siostrzyczko, byłaś cudowna, a już myślałem, że lepiej zagrać nie potrafisz. Czyżbyśmy w czymś przeszkodzili? - odwrócił się do Brygadzisty.

Już go nie lubił.



Rzut na Ploty
Rzut O 1d100 - 13
Akcja nieudana
Dumbass bisexual
"Każdy problem ma rozwiązanie. Jeśli nie ma rozwiązania, to nie ma problemu."
Brązowe włosy, granatowe, błyszczące oczy, kapelusz i wieczny uśmiech na twarzy! Isaac ma 186 cm wzrostu, więc na randkę przygotuj szpilki:* Pachnie dymem, bursztynem oraz wanilią.

Isaac Bagshot
#47
08.10.2024, 22:46  ✶  
Żegnam się z Enzo, idę poszukać tancerki.

Isaac pogratulował gospodyni pięknej przemowy, a Ricie udanego koncertu.
-Enzo, spotkamy się później.- Klepnął przyjaciela w ramię i niespiesznym krokiem oddalił się, aby porozmawiać z gośćmi, lub zwyczajnie posłuchać, co tam szeptali między sobą. Później, na pierwszy cel do rozmowy obrał sobie jedną z tancerek - pannę Selwyn. Wydała mu się interesującą personą. Kiedy więc ją dostrzegł, podszedł spokojnym krokiem, witając się uprzejmie.
-Dzień dobry, panno Selwyn. Nazywam się Isaac Bagshot I chciałbym chwilę z panią porozmawiać, jeśli to nie problem.- Mówił, poprawiając aparat, który wcześniej przewiesił sobie przez ramię.-Piękna z pani tancerka. To znaczy - pięknie pani tańczyła.- Uśmiechnął się lekko kącikiem ust, obserwując uważnie reakcję dziewczyny.-Czułem emocje, które pani przekazywała podczas występu. Muszę przyznać, że taniec w pani wydaniu naprawdę trafia do serca.- Podchodząc bliżej, starał się sprawiać wrażenie naturalnie zaintrygowanego. 
-Jestem bardzo ciekawy, jak przygotowuje się pani do takich występów? Czy wymaga to dużej dyscypliny?

Plotki, percepcja III
Rzut Z 1d100 - 44
Slaby sukces...


Wiedza o świecie IV - Isaac stara się sobie przypomnieć, czy wie coś o tancerce, z gazet lub radia.
Rzut PO 1d100 - 20
Akcja nieudana


Czarodziej
Your life is your canvas, and you are the masterpiece.
Metr osiemdziesiąt dwa, o czarnych włosach i oczach. Ma charakterystyczną szparę między jedynkami. Ubiera się w modne, ekstrawaganckie rzeczy. Jest głośny, wygadany i wszędzie go pełno.

Enzo Remington
#48
08.10.2024, 23:07  ✶  
Widownia z Rapachaelą Avery. Żegnam się z Ritą i Isaaciem, przechodzę w pobliże bufetu

- Jesteś przesłodka. - Mruknął do Raphaeli, gdy ta pozwoliła się pocałować, a nawet zareagowała na to w ten całkiem przyjemny, uroczy sposób. Działało to jak balsam na serce Lorenza Remingtona, który czerpał siły właśnie z takich miłych, szczerych emocji równie miłych i pięknych panien. Jak wampir, czerpał siły z ich wdzięku, urody, miłości! I ze sztuki, rzecz jasna. - Choćbym chciał porzucić biurokrację, moja miła, obawiam się, że jest dla mnie jeszcze za wcześnie, bym oddał się w pełni mojemu powołaniu. - Pokrętnie wyjaśnił fakt, że nie byłoby go stać na życie, gdyby porzucił pracę na pełen etat. Matka wciąż zarządzała majątkiem, który pozostawił ojciec, ale ten mógł szybko stopnieć. - Poza tym, co zrobiliby tam beze mnie? Wiesz przecież, że jestem filarem tego działu. Nie zostawię ich na potępienie.- Zaśmiał się, jasno żartując i rozdmuchując swoją rolę. Być może dbał o dokumentację, ale gdyby tylko jego współpracownicy spięli się i sami zadbali o papiery, mogło się okazać, że jego praca nie byłaby potrzebna. Całe szczęście pracował, z kim pracował, a i nie zapowiadało się na to, by pan Shafiq chciał się go pozbyć w najbliższej przyszłości. - Tak, masz rację, panno Raphaelo. Doskonale spostrzeżone! Jest nas tu więcej, aniżeli tylko ja i Isaac.

Nie protestował, gdy panna Avery postanowiła ująć go za ramię. Wręcz przeciwnie, wypiął pierś, dumny jak paw, chcąc godnie jej towarzyszyć!

- Jeśli nie masz nic przeciwko, chętnie będę ci towarzyszył w podziwianiu obrazów. To niesamowite, jak wiele talentów wciąż pozostaje niedostrzeżonych. - Zauważył lekko, lecz zaraz spiął się odrobinę, gdy dostrzegł zbliżającego się Brygadzistę. Tylko chwilę zajęło zrozumienie, że był to ten sam młodzieniec, który podczas wyścigu grał złego wezyra i przegrał z kretesem! Enzo przywitał go uśmiechem i skinieniem głowy, rozumiejąc, że ten jest tam, by ukraść im koleżankę. - Mam nadzieję, że nie każesz nam długo czekać na kolejny występ, Rito. Bawcie się dobrze! - Pożegnał grzecznie współpracownicę z wydziału, kiwnął też Isaacowi, rozumiejąc, że ten nie jest tu dla zabawy, a niejako w pracy i musi się za nią wziąć. Nie zatrzymywał go. - Pozwolisz mi zaoferować kieliszek wina, Raphaelo? - Zagadnął do blondynki, z którą został prawie sam na sam, jeśli nie liczyć tłumu dookoła. - Wszystkie dzisiejsze występy, choć piękne... bledną przy twojej urodzie.

Enzo nadstawiał ucha na rozmowy zgromadzonych. Chociaż zapatrzony był w Raphaelę i nawet na moment nie spuszczał pięknej towarzyszki z oka, to wiedział, że musi pozostać choć odrobinę czujny, bo przecież jako mugolak, mógł być różnie odebrany w towarzystwie. Już same oklaski jasno dały mu do zrozumienia, że nie każdy pochwalał jego sztukę tylko ze względu na jego pochodzenie. Ignoranci! Na szczęście piękno istniało ponad sztucznymi podziałami.

Percepcja - 2 kropki (N) - na słuchanie plotek
Rzut N 1d100 - 58
Sukces!
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#49
08.10.2024, 23:14  ✶  

Podchodzę do Panny Avery i do pana Remingtona, namiot bankietowy i guess.

Morpheus po obejrzeniu dzieł sztuki w samotności, tak jak lubił, chciał odnaleźć Jonathana, aby porozważać z nim, co powiesić na ścianach w jego nowym domostwie. Do prawda ściany nie nadawały się jeszcze do niczego, nawet powieszenia oprawionego w ramkę obrazka Mabel, nie mówiąc już o profesjonalnych obrazach (koniecznie musiał zaproponować pannie Avery zajęcia artystyczne dla najmłodszych aby wyłowić talenty). Nie mógł jednak znaleźć, chyba przydymiony wrażeniami z wystawy oraz natłokiem, swojego przyjaciela ani jego chrześniaka czy Rity.

— Dobry wieczór panno Avery, panie Remington, winszuje udanego występu i przepięknego wystroju — skinął głową mężczyźnie i głębiej kobiecie. — Morpheus Longbottom, do usług. Czy zechciałaby pani opowiedzieć mi odrobinę o twórcach wystawy? Jestem przekonany, że namówi mnie pani do uhonorowania któregoś z twórców laurem.

On tak na prawdę już wybrał, komu chce patronować, przecież wybór był nader oczywisty i zgodny z jego charakterem. To nazwisko, cóż za idealny zbieg okoliczność, Morpheus był rozbawiony.

— Panie Remington, czy oglądał pan już wystawę? Co pan o niej sądzi? — zapytał się Enzo, wyciągając łokieć w stronę gospodyni, aby mogła go oprowadzić. Sądził, że uda mu się skorzystać na samym fakcie, że ma na nazwisko Longbottom, które jednoznacznie kojarzyło się z obroncami prawa i uciśnionych oraz tym rodem, który wspomaga potrzebujących i nie rozdziela się grubą kreską od reszty magicznej społeczności. Zdrajcy krwi. Szlamojebcy. Nie zamierzał też ignorować samego Enzo, chociaż znał go z opowiadań, głównie Antoniusza, nawet jeżeli to nie było wzajemne, on i Shafiq nie utrzymywali publicznie kontaktów aż do niedawna, gdy zostali sąsiadami.


Charyzma (III): Przekonuję pannę Avery, że warto jest wkupić się w moje łaski
Rzut Z 1d100 - 77
Sukces!


And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
Diva
I felt my heart crack -
slowly like a pomegranate,
spilling its seeds.
Burza czarno-srebrnych loków, blade lico, gwiazdozbiory piegów. Oleander jest młodym mężczyzną o 183 centymetrach wzrostu i nienagannej posturze. Jego oczy zmieniają kolor w zależności od nastroju, dnia, pogody, miesiąca - lawiruje pomiędzy odcieniami z pomocą metamorfomagii. Dłonie ma smukłe, palce długie. Nosi biżuterię i kolczyki, ale zazwyczaj tylko wieczorami bądź na występy. Gustuje w perłach, złocie i szafirach. Na pierwszy rzut oka uśmiechnięty, pełny życia i pasji młody człowiek, który nie stroni od tłumów i rozgłosu.

Oleander Crouch
#50
09.10.2024, 00:06  ✶  
Scena - Widownia

z Lorraine, Baldwinem, Calanthe i Desmondem

Uwielbiał wsłuchiwać się w oklaski. Przez dłuższą chwilę zapomniał, że stoi na scenie z całą resztą wykonawców - liczył się tylko on, spojrzenia widzów oraz aplauz, w którym tonęły zmysły. Dopiero wylewna reakcja panny Avery wyrwała go z samozachwytu i upajania się własnym sukcesem. Złapał ją w talii, pewnie kładąc dłonie tak, aby przycisnął ciało młodej kobiety do siebie, acz nie przesadnie, być może odrobinę zaczepnie.

Uśmiechnął się do niej perliście, słysząc płynące z barwą jej głosu pochwały pod swoim adresem.
- Nie jestem bez serca, skoro jest za moim talentem na tyle tęskno, grzechem byłoby nie dołączenie do Muzy po raz kolejny, zwłaszcza po dzisiejszych owocnych występach - odparł w stronę blondynki, gdy ta wspomniała o swojej ciotce.

Odwrócił głowę w stronę reszty wykonawców.

- Nawet jakbyś zatańczyła nago, występ nie straciłby uroku - mrugnął zalotnie do tancerki, chcąc jej jednocześnie przekazać, że rozumie jej rozczarowanie wykonawcą stroju. Sam wolałby nie być kojarzony z promowaniem sztuki osób o takim statusie krwi. Wolał jednak nie wypowiadać się na ten temat na głos - już wystarczający rozgłos przyniosł rodowi szkalując własną ciotkę.

Czując delikatność skóry Lorraine, spojrzał w jej oraz Baldwina stronę, tylko po to, aby samemu stać się otwartą księgą emocji. Uniósł idealnie ukształtowane brwi i pozwolił sobie na wyrażenie dezaprobaty gestami Baldwina Malfoya. Na litość Merlina, niechże bierze którąkolwiek kobietę na stole w namiocie bankietowym, jeżeli taka byłaby jego wola, ale nie Lorraine!

Oleander poczuł się dogłębnie dotknięty, już otwierał usta, aby spuścić ze smyczy ogary ostrych słów, ale Baldwin poszedł o krok dalej, decydując się znieść Lorraine ze sceny; fakt, że on sam nie był w centrum uwagi ubodło go nawet bardziej niż wcześniejsze występki aktora. Crouch zgrzytnął zębami, pozwalając by na jego ładną buzię wkradł się grymas rozgoryczenia.

W podskokach przeszedł przez dzielącą brzeg od sceny wodę przekładając bukiet białych kwiatów przez ramię. Nie szukał też w tłumie matki ani Severine, teraz miał inny cel, a była nim krucjata tego, który zabrał mu atencję (oraz Lorraine).

Ku swojemu zaskoczeniu, podążając za Baldwinem i Lorraine, znalazł się obok Desmonda i Calanthe, oraz Severine i matki, które w tle rozmawiały z grupą innych czarodziejów.

- Baldwin, czyś ty do reszty zmysły stracił? Ja jestem w pełni świadom wdzięków Lorraine, ale aby mnie tak w tyle zostawiać? To się nie godzi - zbeształ drugiego chłopaka żartobliwie, choć Malfoy mógł zobaczyć w spojrzeniu zielonych oczu, że Crouch widział w jaki sposób ten dotykał swojej kuzyki.

- Desmond, jak się cieszę, że cię widzę. Podobało ci się, prawda? Mówiłem ci, że nie pożałujesz całego czasu spędzonego na szykowaniu się - spojrzenie Oleandra musnęło twarz Desmonda, jakby Crouch nie mogł się powstrzymać, aby oderwać od niego wzrok. Zaraz jednak, pod naporem silnej woli, skupił się na nasyzjniku Calanthe.

- Oh, czyli faktycznie poszedłeś za moją radą? Pochlebia mi to. Calanthe, do twarzy ci w tej biżuterii, idealnie dopasowuje się z kreacją - uśmiechnął się do siostry Baldwina ciepło, jednocześnie powstrzymując ją i Desmonda przed odejściem od grupy.


Rzut na percepcje - o czym rozmawia matka i co ludzie mowia o nim samym

Rzut O 1d100 - 90
Sukces!


“Why can't I try on different lives, like dresses, to see which one fits best?”
♦♦♦
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Eden Lestrange (4515), Brenna Longbottom (6414), Erik Longbottom (2672), Atreus Bulstrode (5337), Bard Beedle (2515), Eugenia Jenkins (1038), Severine Crouch (722), Desmond Malfoy (1444), Oleander Crouch (2651), Lorraine Malfoy (6836), Morpheus Longbottom (2454), Isaac Bagshot (1489), Jonathan Selwyn (3317), Rita Kelly (3856), Jessie Kelly (3736), Baldwin Malfoy (4470), Enzo Remington (2776), Dearg Dur (13434), Calanthe Malfoy (942)


Strony (17): « Wstecz 1 … 3 4 5 6 7 … 17 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa