• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie v
« Wstecz 1 2 3 4 5 … 10 Dalej »
05.07 Hrabstwo Kent – Pustynna Róża [Magiczne Towarzystwo Herbologiczne]

05.07 Hrabstwo Kent – Pustynna Róża [Magiczne Towarzystwo Herbologiczne]
Czarodziej
Some legends are told
Some turn to dust or to gold
But you will remember me
Remember me for centuries
Wysoki (191 cm), szczupły i zawsze zadbany brunet, który ewidentnie poświęca dużo czasu na to, by wyglądać najlepiej jak tylko się da. Najczęściej stroi się w wysokiej jakości szaty, garnitury i koszule. Niemal zawsze uśmiechnięty.

Jonathan Selwyn
#71
03.12.2024, 01:08  ✶  
Naprawdę inaczej zapamiętał badanie roślin jeszcze za czasy Higwartu i może gdyby było na nich tak ciekawie, a uczniowie mogliby na kreatywne sposoby poskramiać dzikie mandragory, to może skupiałby się na nich, a nie na żartowaniu z tą jedną uczennicą która wtedy wpadła mu w oko? Tego się już raczej nigdy nie dowie.
Rozejrzał się po pomieszczeniu i chociaż nie dał tego po sobie poznać to w myślach nieco się skrzywił na ten widok. Było tu trochę... Chaosu. Ale przynajmniej jego koszula z peruwiańskiej wełny była cała, a reszta chyba poczyniła mimo wszystko jakieś sensowne badania. Zresztą, nie ma na świecie geniuszu bez odrobiny chaosu.
Selwyn jeszcze raz ogarnął wzrokiem salę, a potem skupił się na dalszej rozmowie gratulując przy okazji wszystkim szybkiej reakcji w obliczu zagrożenia.
– Powiem państwu, że gdyby nie moje zobowiązania i brak czasu, zacząłbym się zastanawiać, czy nie powinienem podjąć nowego hobby – dodał jeszcze z uśmiechem. Nie kłamał. Naprawdę myślalby o nowym hobby. Z tym, że nie byłoby to raczej zielarstwo. Po tych słowach jednak spojrzał na panią Abbott.
– Proszę pani, oczywiście ciężko mi jest samemu wyciągnąć tutaj jakieś wnioski, poza tymi chyba oczywistymi dla wszystkich, że nie mamy do czynienia ze zwyczajna pustynną mandragorą, nie jestem w końcu ekspertem. Chciałbym jednak zaoferować swoje wsparcie gdyby Towarzystwo potrzebowało jakiś informacji odnośnie pochodzenia okazu, chociaż jak sam powiedziałem, ze względu na okoliczności niezależne ode mnie, może nie być to takie łatwe. – Kraj. Chciałby zlokalizować kraj przesyłki, a także czym zajmowały się tamte upadłe firmy i czemu upadły, jak i czy były jakieś kontrowersje z nimi związane. Najlepiej czarnomagiczne.
Kusiło go jeszcze aby spytać się jak szybko te pokraki się rozmnażały w takim razie, aby nie wyszło zaraz, że mieli tutaj doczynienia z inwazyjnym gatunkiem agresywnego chwastu, ale wolał nie określać tym mianem obiektu badań, który najwyraźniej był dla kobiety szczególny.
Czarodziej
Każde drzewo, to okruch wieczności.
Szczupła, wysoka dziewczyna (175 cm) o długich ciemnych włosach i dużych, niebieskich oczach. Na pierwszy rzut oka miła i dobrze wychowana, z nienagannymi manierami i pięknym, przyjemnym uśmiechem.

Roselyn Greengrass
#72
03.12.2024, 15:02  ✶  
- Bałagan? SIĘ ZROBIŁ? - Roselyn wybuchła, cudem tylko powstrzymując się od tupnięcia nogą. Wyciągnęła rękę, tę bez różdżki, w kierunku Urqata. Wskazywała na niego palcem, blada z wściekłości, nie mogąc opanować drżenia rąk. - Nic się SAMO nie robi, to ON zrobił bałagan. Pani Abbott, to mogło skończyć się katastrofą zarówno dla nas, jak i dla pani! Pani "asystent" czy za kogo on się uważa, powinien ponieść odpowiednią karę. Ta roślina jest niebezpieczna, gdybyśmy nie zareagowali w porę, nie wiem co by się stało. Proszę spojrzeć na to wszystko! Prawie zabiłeś mi brata!
Ostatnie słowa kierowała już do mężczyzny. Widziała, co stało się z Ambroise - i to jeszcze bardziej ją rozwścieczyło.
- Co ci, kurwa mać, strzeliło do głowy, żeby rozdzielać je na siłę gdy akurat pobieramy próbki?! - ściągnęła nauszniki i cisnęła nimi w Urquata. Gdyby nie to, że obok byli ludzie, to na wszystkich bogów ich, mugolskich i wszelkich możliwych: rzuciłaby się na niego i wydrapała oczy.

Roselyn podeszła do Ambroise, obrzucając Abbottową zirytowanym spojrzeniem. Durna baba. Kucnęła przy bracie.
- Możesz wstać? Jesteście z Norą cali? Zatłukę tego gnoja... - mamrotała, wyciągając dłoń w kierunku Figg i brata, żeby pomóc im się pozbierać.

Roselyn chciała przekazać Abbott swoje obserwacje, które zapisała w zeszycie. Informację o rozpadającej się witce i fakcie, że proszek został pobrany i ma go jej brat. Dorzuciła do tego swoje przypuszczenia: roślina najpewniej żywiła się energią życiową, obojętnie czy z ludzi, czy z innych roślin. Według jej zapisków ta mandragora była nie tyle co niebezpieczna, ale po prostu była drapieżnikiem. Zasugerowała, żeby najpierw jak najszybciej po uprzątnięciu tego bałaganu zbadać mniejszą roślinę, żeby zobaczyć czy ta jeszcze ma w sobie coś z życia. Dodatkowo zapisała ze znakiem zapytania słowo "nekromancja" i podkreśliła je dwa razy, dodała jeszcze epitety takie jak "smród" czy "odór". Przekazała to wszystko Abbottowej - więcej nie zdołała się dowiedzieć poza tym, co zebrała w notatkach. Bo to, że wyglądało to jak pustynna mandragora to było jasne - i to, że nie zachowywała się jak pustynna mandragora, też było jasne. Dopisała jeszcze "zbyt szybki wzrost", bo czemu nie: jeszcze ktoś zapomni.
- Pani Abbott, sugeruję żeby odsunąć pana Urqata od badań nad tą mandragorą. Stanowi niebezpieczeństwo dla każdego z nas - nie zamierzała wychodzić i rozpuszczać plotek o tym, co tu się stało, lecz chciała brać czynny udział w kolejnych badaniach. Jednak tylko pod warunkiem, że ten pajac nie będzie obok.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#73
04.12.2024, 14:34  ✶  

Odetchnęła głośno, co i tak nie mogło być słyszalne przez to, że wszyscy mieli nałożone na głowę nauszniki. Mandragory zostały zasypane, a to oznaczało, że przynajmniej na jakiś czas będą mieć tutaj spokój – a przynajmniej do chwili, aż ich zaklęcia przestaną działać. A prędzej czy później tak się właśnie stanie, magia nie była przecież trwała. Dopiero, kiedy po kilku chwilach nic nowego dziwnego się nie wydarzyło, zdecydowała się zsunąć nauszniki i zawiesić je na szyję. Dopiero teraz tak naprawdę poczuła ból z ran na twarzy czy szyi, od stłuczonego wcześniej i wyrzuconego z impetem przez mandragory szkła. Kiwnęła do Mirabelli głową w podziękowaniu za usunięcie tych kawałków, które mogłyby tkwić w jej skórze...

Sama rozejrzała się po pobojowisku, mając teraz tę chwilę by oszacować szkody. Nie wyglądało na to, by mieli jakiekolwiek próbki do zbadania, prócz... Cóż, prócz tej, którą pozbierała wcześniej – i którą ostatni dotykał Ambroise. Pamiętała, że zwróciła na to uwagę, i gdy teraz Jonathan mówił, a Roselyn krzyczała, ona podeszła do stołu badawczego, na którym zostawiła tę próbkę, co wywoływało nieprzyjemny dźwięk skrzypiącego pod jej butami szkła.
[a]Sama była zła na Urquarta, że przeszkodził im w pracy, ale teraz jedyne, co ją najbardziej interesowało, skoro wszyscy byli cali, to upewnienie się, że mieli na czym pracować dalej... Tyle, że tej próbki nigdzie nie było. Ani na stole, ani pod stołem... Poczuła nagłe uczucie zimna, które nie miało nic wspólnego z tym, jak lodowata była w dotyku i że od dwóch miesięcy nie była w stanie się ogrzać i chwilę później próbowała ukryć wszystkie emocje z twarzy – nie lubiła się tka odsłaniać przed obcymi, a ćwiczenie oklumencji było w tym bardzo pomocne.

– Panie Greengrass – brzmiała... bardzo neutralnie. Ani zła, ani zdenerwowana, ale brak w tym było też ulgi czy szczęścia. – Pan jako ostatni dotykał pobraną przez nas próbkę i nigdzie jej nie ma. Gdzie ją pan odłożył? – i czemu nie na miejsce? Przez moment taksowała go wzrokiem, tak jak i Norę, która w tych wysokich butach, zdecydowanie nieodpowiednich do pracy przy badaniach nad roślinami i w zbyt krótkiej spódniczce, zbierała się z podłogi.

Cokolwiek sobie myślała... nie zamierzała tego wygłaszać tutaj, wśród tych wszystkich ludzi. Do Jonathana jednak posłała blady uśmiech, bo zadziałał bezbłędnie.

***

Victoria nie znała w Towarzystwie nikogo osobiście, wszelkie wnioski zamierzała więc przekazać Mirabelli bez konsultacji z kimkolwiek i w obecności tylko samej zainteresowanej. A więc przypomnienie o charakterystycznym zapachu, jaki wyczuła odkąd tylko weszli do pomieszczenia – z sugestią, że być może wcześniej nie był wyczuwalny, bo mandragora pożywiała się wtedy "normalnie" składnikami odżywczymi z ziemi. Zaś to, co miało miejsce, gdy już się znaleźli w pomieszczeniu, by zbadać mandragory, miało swoje odbicie w smrodzie: bo mandragora najprawdopodobniej ciągnęła energię z tej drugiej, w jakiś dziwny sposób korzystając przy tym z nekromancji. To również mogło implikować jej dość gargantuiczne, jak na sadzonkę mandragory, rozmiary. Przekazała również swoje wnioski dotyczące jej pochodzenia, że to w rzeczywistości mogła być pustynna mandragora, lecz ktoś w dość agresywny sposób musiał eksperymentować na niej, lub na tej, z której powstała.

– Chętnie wezmę udział w kolejnych badaniach, jeśli będzie tym pani zainteresowana, pani Abbott – tak nad mandragorą, jak i innymi rzeczami. Sama nie była pewna, dlaczego do tej pory nie zgłosiła się do Towarzystwa... Natomiast było coś jeszcze, co miała do przekazania. – Wydaje mi się jednak, że niektórzy członkowie Towarzystwa w pierwszej kolejności patrzą na siebie i swój potencjalny zysk, a nie na wiedzę i dzielenie się nią. Jak chociażby pan Urquart, nie wątpię, że posiada predyspozycję i ma swój wkład, ale jego impulsywne działania tylko przeszkodziły nam w pobraniu próbek – choć można się było kłócić, że zrobił to dla dobra drugiej mandragory, to jednak naraził ich wszystkich na uszczerbek na zdrowiu. – Mam też wątpliwość co do tego, czy wszyscy przestrzegają zasad bezpieczeństwa i higieny pracy – miała tu tak na myśli nieodpowiedni do takich badań ubiór, co też branie kogoś na barana czy bawienie się próbkami w czasie nie przeznaczonym na ich badanie. Planowała zresztą napisać do swojej babci z pytaniem, czy u niej w szpitalu takie dziwaczne praktyki również są stosowane.

Landrynka
She could make hell feel just like home.
Można ją przeoczyć. Mierzy 152 centymetry wzrostu, waży niecałe pięćdziesiąt kilo. Spoglądając na nią z tyłu... można myśleć, że ma się do czynienia z dzieckiem. Buzię ma okrągłą, wiecznie uśmiechnięte usta często muśnięte błyszczykiem, bystre zielone oczy. Nos obsypany piegami, które latem zwracają na siebie uwagę. Włosy w kolorze słomy, opadają jej na ramiona, kiedy słońce intensywniej świeci pojawiają się na nich jasne pasemka. Ubiera się w kolorowe rzeczy, nie znosi nudy i szarości. Głos ma przyjemny dla ucha, melodyjny. Pachnie pączkami i domem.

Nora Figg
#74
05.12.2024, 21:31  ✶  

Ziemia sypała się ze wszystkich stron, najwyraźniej to pomogło, bo stworzenie przestało walczyć, albo jej się wydawało? Nie miała pojęcia, niewiele widziała zza tego stołu, który udało jej się wywrócić - oczywiście niespecjalnie. Był jednak całkiem wygodnym miejscem na przetrwanie tego całego zamieszania, przynajmniej nic się jej nie stało, no może poza paroma zadrapaniami, które pojawiły się, gdy szkło pękło.

Ciotka się odezwała, coby oznaczało, że już po wszystkim, a przynajmniej zasugerowała, że mają się zbierać. Nie chciała tu dłużej zostać, bo nieco się zirytowała. Nie wydawało jej się, aby osiągnęli jakikolwiek sukces, nie byli odpowiednio przygotowani, a szkoda, bo to mogło być naprawdę ciekawe doświadczenie, szkoda, że zakończyło się taką sromotną klęską.

Mówiła od samego początku, że to nie jest zwykła, pustynna mandragora, jednak Abbottówna zdecydowanie temu zaprzeczała, cóż, szkoda, że nie miała zbyt wielkiej siły przebicia, jak widać musieli się o tym przekonać w dosyć drastyczny sposób - powinna się tego spodziewać.

Skorzystała z dłoni, którą wyciągnęła w jej kierunku Roselyn zdecydowanie łatwiej jej było podnieść się na nogi kiedy mogła znaleźć jakieś oparcie. Kiwnęła jej głową w podziękowaniu. Całkiem szybko udało jej się stanąć i utrzymać na swoich niebotycznie wysokich obcasach, spoglądała na Urquarta, nie do końca więdzac, jak powinna skomentować jego zachowanie, dla siebie zostawiła komentarz, że zdecydowanie nie powinien się tu więcej pojawiać, bo to on był przyczyną ich wszystkich niepowodzeń. Figgówna nie była dobra w konfrontacjach.

Cóż, chętnie wysłuchałaby komentarzy związanych z jej zbyt krótką spódniczką, czy zbyt wysokimi butami, nie musiała się nikomu tłumaczyć z tego, jak wyglądała, prawda? Dla towarzystwa liczyło się to, co miała w głowie, a nie to w jaki sposób się ubierała. Ważna była wiedza, a od początku pokazywała to, że posiada jej całkiem sporą ilość, gdyby tylko ktokolwiek chciałby jej wysłuchać... Cóż, można było gdybać, na szczęście było to tylko spotkanie kółka zielarskiego.

Pożegnała się z ciotką, pewnie wróci do tematu tej niespotykanej rośliny, ale aktualnie zamierzała opatrzyć swoje rany, w swoim własnym domu, dlatego zawinęła się z tego spotkania całkiem szybko pożegnawszy się wcześniej ze wszystkimi.

Doktor Dom
Ain't no chariots of fire
Come to take me home

I'm lost in the woods and I wander alone
Wysoki, mierzący 193 cm. Dobrze zbudowany, umięśniony. Opalony, wręcz spieczony słońcem od prac na zewnątrz. Kawał czarodzieja. W granicach 100 kg. Wieloletni sportowiec, obecnie również pracujący w znacznym stopniu fizycznie, co widać na pierwszy rzut oka. Długowłosy, zielonooki blondyn. Ma falowane, gęste włosy w kolorze ciepłego jasnego blondu - poprzetykane pasmami rozjaśnionymi od częstego pobytu na słońcu i kilkoma pierwszymi kosmykami bieli. W kącikach oczu ma siateczkę zmarszczek, czoło również pokrywają pierwsze, jeszcze niezbyt głębokie linie. Roztacza wokół siebie zapach ziołowego dymu: ciężki, ale słodkawy, trochę kadzidłowy. Nosi się elegancko, klasycznie, choć nieczęsto sięga po magiczne szaty. W większości są to ubrania szyte na miarę. Preferuje proste, ale dopasowane spodnie i koszule z dobrych materiałów, skórzane buty. Czasami golfy albo płaszcze dostosowane do pogody. Wybiera ciemne kolory. Sięga głównie po zielenie, brązy i czerń, ale bez niebieskich podtonów (również w kierunku bardzo ciemnej zieleni albo kawowego brązu). Często sięga po skórzane rękawiczki. Na palcu niemal stale nosi złoty sygnet. Na lewym nadgarstku ma zegarek na skórzanym pasku, na prawym rzemykową bransoletę z przywieszką. Zazwyczaj mówi bez akcentu, nie unosi głosu. Raczej stawia na wizualny autorytet i chłodne, poważne, nieco kpiące spojrzenie.

Ambroise Greengrass
#75
06.12.2024, 00:00  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 09.12.2024, 23:32 przez Ambroise Greengrass. Powód edycji: edit za zgodą MG )  
Wszystko w dalszym ciągu działo się cholernie chaotycznie. Z jednej strony próbowali przysypać pochopnie rozdzielone mandragory, kształtując ziemię. Z drugiej strony nagle posypały się na nich narzędzia przypadkiem strącone, kiedy Nora przesunęła się pod stolik, który również nie wytrzymał. Jeśli to było możliwe, na moment zapanował jeszcze większy rozgardiasz, ale potem... ...potem nagle zapadła cisza. Może nie spokój, jednakże w porównaniu do tego, co działo się jeszcze kilka sekund wcześniej, to była cisza.
Rośliny zostały odseparowane. Zarówno od siebie nawzajem, jak i od nich. Przysypał je piach, nie stanowiły już takiego zagrożenia jak jeszcze ułamek sekundy wcześniej. Teraz mogli zacząć wracać do równowagi. Po raz pierwszy świadomie rozejrzeć się po pomieszczeniu. Ocenić stopień zniszczeń i to, co można było zrobić, żeby chociaż trochę ograniczyć konsekwencje nieprzewidzianego starcia.
A tych było naprawdę wiele.
Dopiero w tym momencie Ambroise tak naprawdę zorientował się, że siedzi (a właściwie to nawet półleży) pośród szkła, piachu, narzędzi ze stolika badawczego, który również już nie stoi tylko leży wywrócony przez Norę na ziemi. Nie był w stanie określić pochodzenia większości szkła, któremu za to nie przeszkadzało to w niczym, aby pokaleczyć mu ręce przez skórzane rękawiczki. Teraz porozcinane.
Ciało bolało po uderzeniu. Gdzieś tam szczypało i piekło nieprzyjemnie. Z pewnością miał trochę szkła do wyjmowania z paru miejsc na ciele. Szczególnie tam, gdzie coś stłukło mu się w kieszeni. Nie, nie coś tylko fiolka. Z początku nie skojarzył ze sobą faktów, bo zdarzało mu się nosić po kieszeniach naprawdę różne rzeczy. A tę konkretną próbkę wepchnął tam pod wpływem konieczności zareagowania na zamieszanie, nie celowo.
Nie od razu zwrócił uwagę na to, że szkło ma również w kieszeni. Zamiast tego bardzo powoli zaczął podnosić się z ziemi, całkowicie ignorując wspomnienie o filiżance herbaty i wypowiedzi w stylu no to się narobiło!, bo nie. Wcale się nie narobiło, zrobiła to konkretna osoba. Ta, na którą Ambroise przeniósł wzrok idealnie w chwili, w której jego siostra rozpoczęła swoją tyradę i rzucanie nausznikami.
Mógłby do niej dołączyć. Najchętniej właśnie to by zrobił, gdyby nie to, że doskonale radziła sobie sama a on jeszcze nie do końca wszystko ogarniał. To nie był jego najlepszy dzień. Zdecydowanie nie. I właśnie się pogarszał, bo ból po opadnięciu adrenaliny zaczął rozlewać się po ciele Greengrassa. Zacisnął wargi, biorąc dwa głębsze oddechy nosem i kiwając głową w kierunku Roo, która już pojawiła się przy nich. Dał Norze wstać w pierwszej kolejności, samemu odzywając się do siostry.
- Poza tym, że prawie mnie spetryfikowało, mam szkło na... ...i najpewniej w... ...ciele? Bywało lepiej, nie jest najgorzej - odpowiedział, starając się miarkować, bo choć miał serdeczną ochotę nakopać tamtemu skurwysynowi to robienie tego w otoczeniu pracowników Ministerstwa nie byłoby najmądrzejszym posunięciem.
A on, nawet otumaniony, nie był ostatnim debilem. Nie liczyło się to, że miał bliższe towarzyskie kontakty z Jonathanem. Ani to, że nie miał żadnej relacji z Victorią, z którą niewiele o sobie wiedzieli. On może ciut więcej, bo była pieruńsko znana przez swoje wyczyny. Ona o nim dostatecznie mało, aby szczerze nie chciał tego zmieniać.
Mimo że był w stanie wstawić się za nią na początku spotkania, gdy Urquart próbował mierzyć ją wzrokiem to nie był fanem Ministerstwa Magii i ludzi w nim pracujących, nie wdawał się raczej z nimi w dyskusje towarzyskie. Ani zazwyczaj raczej nie zawodowe. Nie czuł potrzeby udowadniania im czegokolwiek ani chełpienia się swoimi wyczynami na jakimkolwiek gruncie.
Prywatnym, zawodowym czy tak jak teraz - tym w celu ogarnięcia najsłabszych ogniw towarzystwa. Nie zamierzał szukać poparcia u kogoś, z kim nigdy nie wymienił więcej niż pięciu słów na krzyż jak Victoria ani kogoś, kto nie był członkiem Towarzystwa, więc nie mógł mieć zbyt dużej decyzyjności, jak Jonathan. Miał porozmawiać o tym z siostrą, zdecydowanie nie zamierzał tak tego zostawić a Roselyn była jego zaufanym człowiekiem w grupie, natomiast nie teraz.
Obecnie przeniósł wzrok na pannę Lestrange, obdarzając ją nieznacznie pytającym spojrzeniem. W dalszym ciągu na wpół siedział, na wpół leżał w szklanych szczątkach tego, co pobierali członkowie grupy kobiety i tego, co on sam porównywał z badanymi z Norą i Cameronem próbkami. Figg właśnie podnosiła się z pomocą Roo, toteż on wykorzystał ten moment, żeby zmarszczyć brwi w celu ogarnięcia sytuacji i wskazać kobiecie szczątki, szkło, piach i wywrócone stanowisko wokół siebie.
- To doskonałe pytanie, panno Lestrange - tym razem nie był sarkastyczny, po prostu równie neutralny, co ona, może nawet zmieszany pytaniem z jej strony w obliczu tego, że zamiast igły w stogu siana mieli tu szkło w stertach piachu. - Natomiast raczej straciliśmy wszystkie próbki w wyniku tego, co tu się stało - kontynuował, korzystając z pomocnej dłoni siostry i otrzepując się ze wszystkiego, zbierając przy tym wyłącznie najpotrzebniejsze rzeczy prywatne z ziemi, które wyleciały mu w trakcie wszystkich bolesnych manewrów:
klucze, paczkę chusteczek i portfel. Nic więcej.
Obolałej, zszarganej dumy niestety nie znalazł na podłodze. Musiała przeniknąć przez podłogę razem z dobrym nastrojem Roisa i standardami Towarzystwa. Za to przynajmniej zamienił ją na ból całego ciała i niemalże spetryfikowanie.
Później udał się z resztą chętnych w celu złożenia dalszych informacji i zasmarowania ewentualnych ran maścią. Może nawet wypicia (na pewno wypicia, podczas gdy Victoria składała raport w samotności) tej cholernej herbaty.
Odnotował wszelkie informacje zebrane podczas szczegółowych badań nad wodą i piaskiem, bo Nora i Cameron nie byli na miejscu. Wyszczególnił kwestię całkowitego braku substancji odżywczych w ziemi, która była zupełnie wyjałowiona. A także to, że mając okazję przelotnego wizualnego porównania tego z próbką zebraną przez drugą grupę, skłaniał się ku temu, aby stwierdzić, że był to ten sam piasek. Oczywiście jasno zaznaczając niemożność zweryfikowania tego, bo próbka została pobita w wyniku zamieszania i do niczego się nie nadawała. Jej szczątki zostały zmieszane ze szkłem z probówki, włóknami ubrań podartych po przesuwaniu się po podłodze i po próbce, która upadła; nie dodawał, kiedy, bo liczyło się wyłącznie to, że teraz pewnie sprzątnęły ją skrzaty.
Nie mówił nic o nekromancji, za to przyznał, że odór w pewnym momencie był tak silny, że czuł go mimo kataru. Zarekomendował też wyposażenie pomieszczeń w bardziej stabilne poręczne drabinki zamiast krzeseł, bo krzesła nie nadawały się do pobierania próbek od góry a on nie miał dalszej chęci wspierania nikogo poprzez podnoszenie go w powietrze i kolejnego upadania. To byłoby tyle, gdy z jego strony chodziło o zasady bezpieczeństwa i higieny pracy, bo sama Abbott raczej zachęcała do ich nieprzestrzegania, więc nie zamierzał dyskutować z nią na próżno o tym, że potrzebowali zdecydowanie więcej zabezpieczeń czy środków ochrony innych niż nauszniki.
Co do prawej ręki Abbott, zaznaczył fakt, że mężczyzna naraził ich wszystkich na niebezpieczeństwo. Niemalże doprowadził do tragedii, postępując samowolnie, nierozsądnie, pochopnie i bez zawahania nad konsekwencjami. Miał wspierać, tymczasem jego działania wywołały zagrożenie. Zdecydowanie poparł Roselyn w jej stwierdzeniach. Zresztą tego dnia zamierzając drugi raz w zatrważająco krótkim czasie zaproponować jej później piwo w domu i obgadanie dalszych posunięć.
Nie wyraził zainteresowania dalszym udziałem nad badaniami, lecz również go nie wykluczył. Po prostu o tym obecnie nie myślał, skupiając się na przekazie suchych faktów i powrocie do domu (jak liczył) z siostrą. Wieczorem miał sprawy.


Because no matter how long the night
It's always darker
When the light burns out
And the sun goes down
The night will start anew
Czarodziejska legenda
O! from what power hast thou this powerful might,
With insufficiency my heart to sway?
Przed dwoma tysiącami lat niewielkie irlandzkie miasteczko Waterford spłynęło krwią okrutnego męża i bezdusznego ojca kobiety, która zbyt wiele wycierpiała z ich rąk. Upiorzyca gnana nienawiścią i pragnieniem zemsty, przez lata dotkliwie karała wiarołomnych kochanków i mężów, aż zasnęła w swym rodzinnym grobowcu. Mieszkańcy co roku w rocznicę jej zgonu kładą na ciężkiej marmurowej płycie krypty rytualny kamień, który ma zapewnić im bezpieczeństwo. Ze szczątkowych zapisków etnologów i lokalnych pieśni, można wywnioskować, że kobieta była użytkowniczką magii. Czy znajdzie się śmiałek, który zdecyduje się zdjąć kamień i pocałunkiem obudzić bladolicą śniącą o ustach czerwonych jak krew?

Dearg Dur
#76
09.12.2024, 23:56  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 23.01.2025, 11:52 przez Dearg Dur.)  
Wybuchowa reakcja Rose nie przeszła bez odpowiedzi:
- Przez Was idioci mogliśmy stracić drugi eksponat! Rozdzieliłem je w ostatniej chwili po uprzednim ostrzeżenieniu, to nie moja wina, że jesteście bandą niedouczonych... - nausznik rozplaskał się na jego twarzy i przez moment brunet próbował go złapać, choć bezskutecznie. Widać było, że jest w podobnych emocjach co pozostałe osoby, ale też zmiarkował się przez wzgląd na obecność najprawdopodobniej głównie samej zarządzającej Towarzystwem.

Ostatecznie rzeczywiście Abbot, po pożegnaniu się z Norą, zdecydowała się podejmować ich osobno. Wysłuchała racji każdego (w tym Uruquata), zapewniła że tuba i ziemia zostaną w roślinach wymienione, na podstawie przedstawionych analiz ziemi zaleciła zwiększenie w proporcji nawozów.
Mirabella Abbott zdziwiła się sugestią Roselyn, że mandragora mogłaby pozyskiwać również energię z ludzi i wyrażnie dodała znak zapytania do tej hipotezy, której nie mieli szans potwierdzić w trakcie przeprowadzonych badań. Z wyraźną ulgą przyjęła deklarację Victorii i z radością powitała ją, jako nową członkinię Towarzystwa. Drabiny zasugerowane przez Ambroise'a również znalazły się w notatkach, choć Abbott wyraźnie zmęczona, wspomniała coś o magii kształtowania, czy transmutacji które zwykle, nawet na niskim poziomie, mogą zaspokoić potrzeby na tak prymitywne przedmioty w otoczeniu. Mimo wszystko, nie zamierzała się już z nikim kłócić, przyjęła kolejną skargę na swojego asystenta obok pozostałych danych wynikających z tego - mimo wszystko - owocnego spotkania. Victoria i Roselyn zostały również zanotowane, jako osoby chętne do dalszego eksplorowania możliwości rośliny.

Poprosiła też oczywiście Jonathana o podesłanie informacji dotyczących kraju, najlepiej konkretnego miasta czy regionu z którego sprowadzono roślinę, oraz kontakt do jej poprzedniego właściciela i rzeczywiście kilka dni później zainteresowani dostali informację, że eksponat pochodził z Tunezji, a poprezdni właściciel niestety umarł ze starości, zaś jego synowie nie zamierzali kontynuować biznesu ojca i sprzedali go wraz z całą, mocno zabałaganioną dokumentacją. Zgodnie z zeznaniami urzędników pracujących na grnaicy - nic nie wskazywało wcześniej na to, aby pudło zawierało niebezpieczne składniki - mandragory miały byc zasuszone i absolutnie normalnych rozmiarów, a gdy tylko pojawił się smród i dziwne dźwięki - OMSHM został o tym poinformowany. Abbott zarządziła pozostawienie rośliny w spokoju do czasu wypuszczenia charakterystycznej róży i obiecała, że da wtedy ochotnikom znać.

Rany zostały opatrzone, herbata wypita, a - w przypadku niektórych - topory odkopane. Nieco chaotyczne przebieg spotkania sprawił, że asystent Abbott wypadł nieco z jej łask, niektórzy z co bardziej ambitnych badaczy roślin zaczęło rozważać przejęcie jego "funkcji". Czy jednak było to ostatnie słowo Ururquata w tej sprawie? Czy owe dziwnie wynaturzone przedstawicielki pustynnego gatunku były szansą na eliksiry lecznice? A może zmyślną broń biologiczną? A może pokusa rozprowadzenia egzotycznego afrodyzjaku wzmocnionego surową magią na czarnym rynku byłaby zbyt wielka, by tak łatwo pozostawić różę bez należytej opieki?

Na te odpowiedzi miał przynieść odpowiedź czas, a cierpliwość była jedną z najznamienitszych cech każdego botanika.

Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości
Podsumowanie aktywności: Nora Figg (3773), Cameron Lupin (2141), Victoria Lestrange (5388), Roselyn Greengrass (3551), Jonathan Selwyn (2875), Ambroise Greengrass (9061), Dearg Dur (7039)


Strony (8): « Wstecz 1 … 4 5 6 7 8


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa