• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie v
« Wstecz 1 … 6 7 8 9 10
[25 kwietnia 1972] Czarnemu Panu się nie odmawia - cz. 2 | Robert, Sauriel, Annaleigh

[25 kwietnia 1972] Czarnemu Panu się nie odmawia - cz. 2 | Robert, Sauriel, Annaleigh
Porządny Czarodziej
To zostanie między nami.
Tylko nami.
Mierzący 183 cm wzrostu, mężczyzna o ciemnych, acz wyraźnie posiwiałych włosach. Posiadacz oczu o kolorze brązowym, w których czasem da się dostrzec nieco zieleni. Robert jest zawsze gładko ogolony. Zadbany. Ubrany adekwatnie do sytuacji.

Robert Mulciber
#1
29.01.2023, 21:39  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 29.01.2023, 22:02 przez Robert Mulciber.)  

25 kwietnia 1972
Czarnemu Panu się nie odmawia cz. 2


Nie tracili czasu. Nie mogli sobie pozwolić na taki luksus. Znajdującą się w Wiltshire posiadłość, opuścili w zaledwie kilka chwil po tym, kiedy zameldowali się na miejscu. Razem z Saurielem musieli zająć się realizacją kolejnego etapu zadania. Znacznie trudniejszego, ale w dalszym ciągu możliwego do względnie sprawnej realizacji.

Ulrich Greyback nie spodziewał się wizyty. Nocnego najścia, które zostało na tyle starannie zaplanowane, na ile było to możliwe w tak krótkim czasie. Mieli przewagę wynikającą z zaskoczenia. Wiedzieli o jego zdradzie, on zaś nie był świadomy tego, iż wszystko zostało odkryte. Smacznie spał, nie będąc spodziewając się zagrożenia.

Albo raczej tego, jak urosło ono w przeciągu ostatnich godzin.

Dni.

Przemieszczenie się przy pomocy kominka, dało się Robertowi we znaki. Potrzeba było chwili, aby doszedł do siebie. Aby był w stanie działać. Kolejna zmiana lokalizacji w stosunkowo krótkim czasie nie mogła nie odbić się na organizmie, który od zawsze był szczególnie wrażliwy na ten sposób podróżowania. Choć ostatni posiłek trafił do ust Mulcibera dawno temu, będąc do tego stosunkowo lekkim, ten zmuszony został do opróżnienia żołądka. Zajęło mu to kilka minut, w trakcie których Rookwood musiał cierpliwie czekać.

A także przyglądać się tej niekoniecznie przyjemnej dla oka scenie.

Prowadziło to do uczucia narastającej stopniowo irytacji, której Robert musiał dać ujścia w chwili, kiedy wreszcie organizm uspokoił się. Nudności ustały.

- Nie ociągaj się Rookwood, to nie wycieczka krajoznawcza. - pozwolił sobie na warknięcie. Pogonienie wampira, na którego czekała konkretna robota. Sam z niczym nie zwlekał. Skoro był w stanie się ogarnąć, to działał. Ruszył w kierunku miejsca będącego ich celem. Trzeba było zająć się zabezpieczeniami, które okazały się stosunkowo proste. Podstawowe. Nie było tu nic na tyle zaawansowanego, aby potrzebny był specjalista od tego rodzaju magii. Czarów.

I dobrze. Wciąganie w całą sprawę kolejnych ludzi nie byłoby Robertowi na rękę. Nie lubił za bardzo polegać na innych. Wolał działać w duecie. Ewentualnie we trzy osoby. Zachowując przy tym wyraźny podział ról. Wprowadzając odpowiednią hierarchię.

Tak jak to miało miejsce teraz.

Inaczej niż Sauriel, nie opanował nigdy magii bezróżdżkowej. Ogromnie tego żałował i od dawna starał się temu zaradzić. Postępy na tym polu nie były jednak zadowalające. Niestety. Dlatego też do wykonania kilku prostych zaklęć potrzebował skorzystać ze swojej różdżki. Poruszył nadgarstkiem, wykonując dobrze znane gesty. Magia ochronna była jednym z jego koników. Talentów. Tylko czy teraz posiadana wiedza okaże się wystarczająca? Oby tak było. Zbyt wiele od tego zależało. Tutaj nie było miejsca na błędy. Na niedociągnięcia. Drobne potknięcia.

Nie zamierzał do nich dopuścić. Był perfekcjonistą w każdym calu. Dokładny do bólu.

Wypowiedział dobrze znane słowa zaklęcia. Rozbłysło. I całe szczęście, nie musieli borykać się ze skutkami ewentualnego niepowodzenia. Nie chcąc zanadto hałasować, gestem dał znać Saurielowi, że mogą wchodzić do środka. Musieli działać szybko, sprawnie, skutecznie.


rzut na zdjęcie zabezpieczeń, czy zaalarmujemy ofiarę?
Rzut PO 1d100 - 80
Sukces!
Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#2
29.01.2023, 23:32  ✶  

Zostawienie lekarki samej było kredytem zaufania - tak uważał Sauriel. Ale z oczywistych przyczyn nie można było mówić o tym, żeby przyszła i krzątała się pod nogami. Sprawa miała być szybka, prosta, gładka. Cel sobie smacznie śpi, oni wchodzą, Robert czyni swoje ewentualne czary magiczną pałeczką, Sauriel wchodzi głębiej (to zaczyna niepokojąco brzmieć) i ciach, trach, łokieć pięta nie ma klienta. Plan był zajebiście prosty. Jak już w końcu wszyscy wiemy - Sauriel i Robert lubili proste plany. Bo oznaczyły one, że trudno coś spierdolić, a dla Sauriela pozostawiały wiele miejsca na to, co lubił. Improwizację.

Co było tą najmniejszą przyjemnością to defekty obu panów. Jednego - który nie potrafił się teleportować, bo był złośnikiem w czasach szkolnych i buntownikiem z wyboru (poza tym wizja rozszczepienia go autentycznie przerażała) i drugiego, który po teleportacji zawsze rzygał. Sauriela tylko mdliło, jego żołądek trochę zaprotestował, ale takie przyjemności jak rzygańsko go nie dotyczyło. Dlatego zaplótł ręce na klatce piersiowej i patrzył, jak dumny Pan Śmierciożerca, prawa czy tam lewa ręka (dla Sauriela jedno, obie RĘCE) pochyla się dumnie i wydala z siebie nieodpowiednią drogą swoją kolację. Super romantyczne, normalnie nic tylko teraz dodać "Robercie, zajebałem się w tobie w chuj". Wyznania miłości w tak pięknym stylu co prawda zabrakło, ale wiem też, czego również zabrakło! Ciętych komentarzy. Czarnowłosy był na tyle wspaniałomyślny, żeby na przykład, no nie wiem, nie poklepać Roberta po pleckach jakże WSPÓŁCZUJĄCO. I co, nikt nie powie, że nie był miły, hę?! Powstrzymał się, a to już coś znaczy! I powstrzymałby się zupełnie, gdyby nie to, że Robert postanowił go pośpieszać.

- Nie ociągaj się, Mulciber, to nie miejsce na rzyganie. - Odmruknął, ale ruszył od razu z miejsca. Wcale nie biegiem. Nie było podobno takiego miejsca, do którego Rookwoodowie nie potrafili się bezszelestnie prześlizgnąć. O ile nie miało ono zabezpieczeń. A ten dom już ich nie miał. Dlatego cała reszta była w zasadzie formalnością. Sauriel gładziutko przeszedł w stronę domu i wyciągnął dłoń do drzwi, które cichutko się odkluczyły i rozchyliły. Wszedł do wnętrza, sprawdzając panele pod swoimi nogami i wsłuchując się w tej ciszy w rytmikę domu. Upewniając, czy na pewno wszyscy śpią i czy nie czekają ich tutaj jakieś nieprzewidziane nieprzewidziajki. Niespodzianki potrafiły być fajne, ale niekoniecznie w takich chwilach. Wyglądało na to, że ich cel rzeczywiście spał. Czarnowłosy nie zamierzał tutaj rozglądać się po parterze - od razu zamierzał skierować się na piętro, gdzie w każdym klasycznym, angielskim domu znajdowała się sypialnia.


Rzut na niespodzianki:
Rzut d100 - 49
[/roll]


[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Porządny Czarodziej
To zostanie między nami.
Tylko nami.
Mierzący 183 cm wzrostu, mężczyzna o ciemnych, acz wyraźnie posiwiałych włosach. Posiadacz oczu o kolorze brązowym, w których czasem da się dostrzec nieco zieleni. Robert jest zawsze gładko ogolony. Zadbany. Ubrany adekwatnie do sytuacji.

Robert Mulciber
#3
30.01.2023, 20:39  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 30.01.2023, 20:47 przez Robert Mulciber.)  

Nie mieli czasu na sprzeczanie się, na durne docinki. Choć Robert był zirytowany zaistniałą sytuacją, ograniczył się jedynie do spojrzenia mówiącego: zapamiętam to sobie. Musieli działać i to na tym się skupił. Najpierw zdjął zabezpieczenia, a następnie ruszyli razem z wampirem w kierunku drzwi wejściowych. Te Sauriel bez problemu zdołał otworzyć prostym zaklęciem, umożliwiając im wkroczenie do środka.

Domostwo nie było szczególnie duże. Piętrowy budynek składający się z czterech pomieszczeń na parterze oraz trzech kolejnych na piętrze. Panujące w środku ciemności, utrudniały zorientowanie się w tym, co gdzie się znajdywało. Przez chwilę. Stosunkowo szybko Robert zdecydował się na wykorzystanie zaklęcia lumos. Jasne światło pozwoliło im się w tym i owym rozeznać. Na prawo była kuchnia, na lewo zamknięte pomieszczenie. Idąc do przodu dostać można było się na schody, po bokach były dwa kolejne pomieszczenia. Żadne z nich oczywiście nie pełniło funkcji sypialni.

Nie mieli czasu na to, aby wszystko dokładniej sprawdzić. Może innym razem. Może później. Całkiem prawdopodobne, że budynek krył sporo informacji, które byłyby dla nich więcej niż przydatnymi. Robert nie zastanawiał się zbyt długo, obierając za swój cel schody. Jeden krok, drugi. Podłoga zaskrzypiała. Przy panującej ciszy, miało się wrażenie, iż było to niemiłosiernie głośne. Zatrzymał się. To samo nakazał swojemu towarzyszowi. Przez chwilę nasłuchiwał. Czy nie zwróciło to na nich uwagi? Nie wyglądało na to. Ruszył więc dalej, ostrożnie stawiając kroki na kolejnych schodkach. Te uginały się nie znacznie. Na każdy krok odpowiadały cichym skrzypieniem.

Nie. Tak nie może być. Tu było potrzeba zaklęcia wyciszającego i na właśnie takie postawił Mulciber. Na chwilę zniknęło światło ułatwiające im poruszanie się. Cicho wypowiedziane słowo, ruch nadgarstkiem, rozbłysk.

Możliwe, że powinien był zostawić to Saurielowi. Prawda jest jednak taka, że nawet o tym nie pomyślał.

- Lumos. - padło kolejny raz z jego ust. Teraz już nieszczególnie starał się zachować ciszę, choć też nie można powiedzieć, żeby był bardzo głośny. Nie spodziewał się, że ofiara może ich nakryć; że będzie się bronić przed napaścią.

A powinien był.

Dobrze przecież wiedział, że ostrożność to podstawa.

- Jeden krok i poleci zaklęcie. - dało się usłyszeć słowa, wypowiedziane kiedy zaczęli się zbliżać w stronę drzwi. Zachrypnięty głos należał do Ulricha, który na ich nieszczęście nie spał smacznie w łóżku. Nie zdołali go zaskoczyć jak to zakładał plan. Zabrakło szczęścia. Konieczne stało się przejście do planu B.


rzut na zwrócenie na siebie uwagi za sprawą skrzypiącej podłogi, schodów
Rzut d100 - 34
Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#4
30.01.2023, 21:17  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 04.07.2024, 17:28 przez Sauriel Rookwood.)  

Okej, może i z biegiem czasu wychodził charakterek Sauriela, a był on niczego sobie i całkiem pyskaty, ale powiedzmy sobie szczerze - Rookwood miał instynkt samozachowawczy i chociaż nie bał się śmierci, chociaż nawet aktywnie do niej zmierzał, skoro już raz się z nią natknął, to zdecydowanie nie chciał, żeby Robert sobie na nim odbijał dodatkowo jego pyskówki. I ciągle pozostawało to, że zdecydowanie cenił sobie prywatność własnej głowy. Skrzywił się tak bardziej do samego siebie, kiedy Mulciber posłał mu TO spojrzenie, ale co się stało to się nie odstanie. Mleko zostało wylane. Albo raczej - zawartość żołądka wyrzygana.

Ciemności rzeczywiście były problemem dla ludzi żyjących za dnia. Dla wampirów żyjących tylko nocą? O zgrozo, to dopiero byłoby utrapienie, gdyby nic nie wiedzieli i mieli, no nie wiem, chodzić z pochodnią jak za czasów średniowiecza. Tym nie mniej źródło światłą było bardzo przydatne, chociaż czarnowłosy wcale nie zamierzał sobie niczego rozjaśniać. Człowiek (i wampir) stworzony był do dostosowywania się. W egipskich ciemnościach to chuja nawet nie widać, ale egipskie ciemności tu nie panowały. To wystarczyło, żeby wyłapywać zarysy mebli, schody i wszystko inne. A w jego przypadku to w ogóle nie było problematyczne. Tymczasem kiedy przy twarzy masz tak coś jasnego to zaczynasz ślepnąć. Źrenice inaczej pracowały. Powiększały się, czy tam pomniejszały - nie wiem, Sauriel biologiem nie był. I wiedza ta była mu zbędna - ważne, że rozumiał praktykę. No ale dobrze, Mulciber mógł robić za taką pochodnię. Już jak widział, że Robert się pcha do wnętrza to prawie zgrzytnął zębami, ale nic nie powiedział. Uniósł za to brwi i jego mina wyglądała mniej więcej tak. A jak już zaczął pchać się na schody...

- Kurwa, Robercik, ty wiesz jak ja cię kocham, ale weź kurwa wypierdalaj, co? - Nie powiedział nigdy Sauriel. Za to powiedział do siebie w myślach. Znaczy do Robercika. Aż cały się spiął i jego instynkt nastroszył się jak sierść na kocim grzbiecie, fokusując się na takiej bardzo prostej myśli - czy to nie jest dobre miejsce do zdrady..? Ulotnej i króciutkiej, na której się Sauriel nawet nie zatrzymał. Zastąpiła ją złość i chęć złapania Roberta za jego idealnie wyprasowane ciuszki i wyniesienie na plecach jak nieporadnego dziecka. Aż się zatrzymał, kiedy zobaczył, jak Robert wchodzi na schody. Było takie: nie. Niee. Nieeeeee.

ALEŻ TAK!

Schody zaskrzypiały, a mina Sauriela wyglądała już tak:

[Obrazek: justin-timberlake-really.gif]

Ale to skrzypienie. To skrzypienie! O cóż to była za poezja dla uszu! Sauriel płakał, kiedy tego słuchał, taka była wspaniała! To, czy każdy następny schodek tak skrzypiał czy też nie - Sauriel naprawdę nie chciał się przekonywać. I nie chciał, żeby przekonywał się o tym Robert. Niestety ciekawość zabiła kota, a skrzypienie miało zabić Roberta. To znaczy - o Boże, oby nie! To byłoby takie smutne, kogo Sauriel by wyzywał wtedy w myślach? Bo na głos to już nie miał odwagi, hehe. W każdym razie Robert nie musiał nawet nakazywać zatrzymania się, bo czarnowłosy nie tylko się zatrzymał, ale nawet cofnął ze schodów. Ba! Chciał przekazać Robertowi, że może jednak nie, że słaby pomysł, że ten dźwięk to by zmarłego obudził, a już na pewno kogoś, kto może się spodziewać, że zostanie zaatakowany. Mógł próbować na migi, ale na migi ciężko się porozumiewać, kiedy idzie się grzecznie gęsiego i ma się przed sobą czyjeś plecy. Czarnowłosy więc gapił się z miną typu "seriously?" na plecy Roberta i czekał. Następny krok - następne skrzypnięcie. I znowu. Sauriel wziął głębooki, powolny wdech w klatkę piersiową, chociaż wcale nie musiał oddychać i równie powoli to powietrze z płuc wypuścił, skupiając ciągle swoją uwagę na domostwie. Na jego dźwiękach. Próbował wychwycić czy ktoś się poruszył, czy skrzypnął materac, czy słychać było na piętrze krok. Nie było. Może ich cel miał twardy sen? Sauriel temu nie ufał. Nie ufał tej sytuacji. Zacisnął szczękę raz jeszcze, ale rozplótł ręce, spinając mięśnie i powolutku ruszył za Mulciberem, idąc dopiero, kiedy Robert zatrzymał się znowu i rzucił zaklęcie wyciszające. Smart guy. Szkoda tylko, że dopiero teraz. Tym nie mniej Sauriel dość mocno skupił się na próbach pobudzenia swojej wampirzej mocy, ale jak na złość tej felernej mocy - jego Bestia spała dość smacznie, jeszcze mu mlaskała przez sen i ślinka jej chyba ciekła. Tak czy siak - nie było kooperacji między nim a paskudztwem, które zalęgło się pod jego czaszką po śmierci.

Na piętrze nadal wszystko tonęło w ciszy. W spokoju. Do czasu.

Skąd dochodził dźwięk było zupełnie oczywiste - teraz, kiedy ich cel się odezwał. Bo to chyba był ich cel. Robert się zatrzymał - ale czarnowłosy nie. To znaczy - zatrzymał w pierwszym momencie. Ale w drugim już ruszył do drzwi. W drugim Co prawda kusiło wejść ścianą, albo podłogą, ale znając swoje skłonności do rozpierdalania wszystkiego, tylko nie tego, co potrzeba - darował sobie.

Znacie ten moment, kiedy się staracie, ale jesteście tak wkurwieni, że nie bardzo wychodzi? A przynajmniej tak sobie to tłumaczycie, bo tak naprawdę nie wychodzi, bo jesteście wkurwieni. To nie był dzień dla Czarnego Kota. I nie był to dzień Mulcibera. Sauriel zignorował ostrzeżenie - po prostu wszedł. I to "po prostu wejście" poskutkowało wystrzelonym zaklęciem, które pierdolnęło w te drzwi. Drewno i drzazgi poleciały we wszystkich kierunkach, a w dłoni Sauriela została tylko gałka od nich. Siła uderzenia odepchnęła wampira, wbiła w jego ciało drewniane odłamki i poharatała ubranie, skórę. Ale krwi nie było. Był tylko ból pod czaszką i obnażone kły ze zwierzęcym sykiem, który wydostał się z jego gardzieli. Normalny człowiek może nie mógłby już funkcjonować. Ale Sauriel nie był normalny. I między innymi dlatego pozwalał sobie na takie lekkomyślne ruchy. Puścił gałkę i uniósł dłoń - cóż, tego się chyba cel nie spodziewał. Że bez różdżki zaklęcie poleci w jego stronę. To było specyficzne uczucie. Kiedy ciemna moc przenikała przez twoje żyły i zdawała się odgrywać własną arię. Uczucie, które Sauriel już naprawdę zaczynał kochać.

A jeszcze bardziej kochał zapach krwi w powietrzu.


Rzut na Percepcję
Rzut Z 1d100 - 26
Akcja nieudana


Rzut na Nocną Marę
Rzut Z 1d100 - 23
Akcja nieudana


Rzut na wchodzenie drzwiami : ) (edit buźki po zobaczeniu rzutu: : ( )
Rzut PO 1d100 - 20
Akcja nieudana


Coś się musi udać? Sectusempra np?
Rzut N 1d100 - 61
Sukces!


[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Porządny Czarodziej
To zostanie między nami.
Tylko nami.
Mierzący 183 cm wzrostu, mężczyzna o ciemnych, acz wyraźnie posiwiałych włosach. Posiadacz oczu o kolorze brązowym, w których czasem da się dostrzec nieco zieleni. Robert jest zawsze gładko ogolony. Zadbany. Ubrany adekwatnie do sytuacji.

Robert Mulciber
#5
01.02.2023, 19:25  ✶  

To miała być łatwa robota. Zadanie, które powinni byli wykonać z palcem w dupie. Ich dwóch przeciwko jednemu wilkołakowi. I może faktycznie takim by było, gdyby nie to, że już od pierwszych minut wszystko zdawało się iść nie tak. Robert naprawdę nie przepadał za takimi momentami. Kiedy zaczynała go ogarniać irytacja, mózg działał jakby na zwolnionych obrotach. Sprawy zaczynały się skomplikować. No i co by tu więcej powiedzieć? To tylko podkreślało, że Mulciber się do takich rzeczy po prostu nie nadawał. Miał wiele talentów, ale te dotyczyły innych kwestii. I być może to do nich powinien się ograniczyć? Tym razem nie miał jednak wyboru. Nie mieli czasu. Sprawę trzeba było załatwić szybko.

W zasadzie, to powinna była zostać zamknięta na wczoraj.

Powstrzymał się przed rzuceniem kawałkiem mięsa, choć słowa nieprzystające czystokrwistemu czarodziejowi z dobrej rodziny cisnęły mu się na usta. Mieli się zakraść, tymczasem zaś ich ofiara tak po prostu czekała za drzwiami. Usunięcie zaklęć ochronnych nie wystarczyło. Albo może, wbrew temu co wydawało się Robertowi, wcale nie zakończyło się sukcesem? Greyback był na tym polu sprytniejszy?

Nie tracił czasu na te rozważania.

Adrenalina do pewnego stopnia pomagała działać.

- Protego! - wyrzucił z siebie, kiedy Sauriel zdecydował się na najprostsze możliwe wyjście. Tarcza miała ochronić ich przed napastnikiem. Rzucona zbyt późno, nie zadziałała jednak skutecznie. Nie osłoniła wampira przed efektami zaklęcia, które zniszczyło drzwi. Tyle dobrego, że pomogła samemu Robertowi. Stał nieco dalej, dzięki czemu był na to wszystko mniej narażony. I nie, na front wcale się nie pchał. Jak to generał.

Przyznać trzeba, że tym na co Greyback nie był gotowy, było użycie magii bezróżdżkowej. Odrzuciło go w tył. Na ciele pojawiły się rany, z nich sączyła się krew. Na twarzy szok i grymas zdradzający ból. Ciężko się bronić, kiedy zaklęcie rzucane jest w sposób szybki, bez towarzyszącego mu charakterystycznego ruchu. Kilka sekund na tym zaoszczędzonych, w odpowiednich okolicznościach mogłoby pewnie nawet uratować życie! Albo je odebrać.

To ostatnie jednak nie tym razem. Ofiara musiała przeżyć kilka kolejnych godzin. Potrzebowali wyciągnąć z mężczyzny pewne informacje. Kto wie na ile cenne mogą się one okazać? 

- Tylko go za bardzo nie poturbuj. Musi być przytomny. Żywy też. - ostrzegł. Nie zamierzał wpychać się między wódkę a zakąskę. Miał na tyle rozsądku, żeby pozwolić Rookwoodowi na to, aby sam dokończył robotę. Nie trzeba było dużo. Zwykły Petrificus Totalus byłby w tej sytuacji zapewne więcej niż wystarczający. Powinien załatwić sprawę. Później będzie już z górki. Zostanie im jedynie pozbawić zdrajcę różdżki i przetransportować do właściwej lokacji.

W celu zajęcia się tym ostatnim, sięgnął po kryjący się w kieszeni świstoklik. Ten sam, którym posłużył się wcześniej. W gabinecie uzdrowicielki.

Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#6
01.02.2023, 21:43  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 01.02.2023, 21:58 przez Sauriel Rookwood.)  

W czasie walki zdarzały się różne dziwne rzeczy. Różne niekoniecznie przewidziane. Może spierdolić najlepsze zaklęcie, a możesz też magicznie odkryć w sobie nowe talenta. Wszystko dlatego, że królową wynalazków nie raz i nie dwa było dzieło przypadku. Ograniczało się to jednak do jednego - działania. Szybkiego, natychmiastowego i nie stania i zastanawiania, co z tym fantem zrobić. Dlatego nawet kiedy zaklęcie poleciało, a Greyback poleciał w tył, lądując na swoich plecach, na ziemi, czarnowłosy nie stał jak kołek w drzwiach. Dał susa, jak jakaś pantera, do przodu i przygniótł butem jego nadgarstek do ziemi, żeby szybko wyrwać mu różdżkę. Będąc w kontakcie bezpośrednim zapach krwi uderzył mocniej w jego nozdrza. Hipnotyzując, mamiąc, nucąc do jego uszka syreni śpiew i prezentując powab, obiecując przyjemność, która była ostatecznym spełnieniem tego nie-życia. I choć niby zaćmiewało mu to zmysły, to jednocześnie jego Bestia była przy tym całkowicie przytomna. I sprawiała też, że on był przytomny również. Że mimo tego, jak trzymał się pod bok i jednym ruchem ze stęknięciem wyrwał drewnianą drzazgę z brzucha, drugą schował różdżkę do wewnętrznej kieszeni. I na jego twarzy wymalował się uśmiech. Niezdrowy, ale wręcz pełen miłości. Czułości, jaką chciał obdarzyć leżącego teraz pod nim mężczyznę, którego spojrzenie było absolutnie podniecające. W ten kompletnie ześwirowany sposób, w jaki podniecenie może odczuwać tylko wampir. Chciał pozwalać mu się wić i szarpać, mógłby tak nad nim stać i przypatrywać się, jak krwawi, pozwalając, żeby te nerwy i napięcia odpływaały, a zastępowała je ta absolutna błogość sytuacji. Która stałaby się jeszcze bardziej błoga, gdyby tylko mógł zamoczyć paluszki w jego krwi. Pocałować go tak, jak chciał to teraz zrobić. Choć niekoniecznie w ten sposób, w jaki pocałunek składali żywi.

Obejrzał się lekko za ramię na Roberta, lekko krzywiąc i znów napinając. Trochę trzeźwiejąc od tej nagłej gorączki, która wezbrała i przyniosła parę sekund przyjemności wydłużonej w wieczność. Pochylił się po Greybacka i dotknął jego szyi, by zamrozić jego ciało w bezruchu i odebrać możliwość szamotaniny. Niestety. A potem złapał za jego kołnierz i nawet nie próbując być delikatnym przeciągnął go po ziemi z tymi krwawiącymi ranami w kierunku Mulcibera oraz jego świstoklika. Dotknął go i całą trójką przenieśli się prosto do gabinetu, w którym miała czekać na nich Ann.

Sauriel puścił mężczyznę, żeby nie powiedzieć - rzucił go - cofając się dwa kroki w tył. Przekrzywiając głowę to w jedną, to w drugą stronę, kiedy wbijał czarne ślepia (bo teraz tego oczami nie można było nazwać) w ich ofiarę, która paskudziła właśnie podłogę. Brakowało tylko, żeby ślinka mu się toczyła po brodzie - na szczęście takie widoki przeskoczyły nad nami. W swojej przytomności jeszcze się obejrzał na Roberta, żeby ocenić, czy on jest cały i nienaruszony. Ale tak - był.

Czarnowłosy trochę przechylony w bok, ciągle się też pod ten bok trzymając, przeszedł na bok. Takie... boczne rozwiązania, no.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Pani doktor
Don't touch my crown with your flithy hands
Jasne, krótkie włosy okalają wręcz niezdrowo baldą twarz. Patrzą na ciebie szarozielone oczy, zwykle wyrażające znudzenie, choć potafią czasem rozbłysnąć, gdy ich włąścicielka uzna coś za interesujące. Wąskie wargi rzadko kiedy zdobi usmiech, szczególnie ten szczery. Jest szczupła, doś wysoka, ma 170 centymetrów wzrostu. Zwylke ubrana elagancko, acz wygodnie. Woli spodnie od sukienek czy spódnic, z drugej strony częsciej dojrzy się ja w koszuli i marynarce niż w swetrze. Wybiera raczej ciemne oraz stonowane kolory. Wielbicielka delikatnej biżuterii, szczególnie tej wykonanej ze srebra i pereł. Unois się za nią zpach ziół, a także ciężkich perfum o nucie opium.

Annaleigh Dolohov
#7
03.02.2023, 15:21  ✶  
Annie siedziała spokojnie na jednym z krzeseł przy stoliku, w rękach miała zaś kubek z nędznej jakości herbatą, którą wzięła i zaparzyła w dzbanuszku, który wzięła, Merlin wie skąd. Zresztą, samo znalezienie liści na napar mogło się wydawać podejrzane, patrząc na wyposażenie pokoju, to jednak jak widać, nie powstrzymało jej przed rozgrzaniem się przy czymś ciepłym do picia. Zawsze miała lodowate dłonie i stopy, przepadała zaś za ciepłem i komfortem. Jej maska zabrana z gabinetu zdobiła jej twarz, skrytą pod kapturem ciemnej szaty, w której przybyła do posiadłości. Nie bardzo wiedziała, jaki typ gościa tu przybędzie, na stoliku więc i tak stały trzy dodatkowe kubeczki.
Wolała się przygotować na wszystko, tak więc ustawiła pod ścianą jedno z krzeseł i lekko je transmutowała, tak, by posiadało podłokietniki, do których łatwo ewentualnie przywiązać czyjeś ręce. Tak na wszelki wypadek. Częściowo rozpakowała też swoją torbę matczyną, a także przygotowała stojące w pokoju łóżko, ot, gdyby ktoś powinien się na nim położyć. Jeśli nie ich gość, to może i któryś z dwójki śmierciożerców.
Właśnie brała kolejny łyk herbaty, gdy do pokoju wpadła znana jej dwójka, wraz z nieznajomym jej jeszcze osobnikiem, który został rzucony niedbale na podłogę. Uniosła na ten widok brwi, westchnęła i odstawiła kubek. Czyli ten typ gościa.
Podniosła się, jej uwadze nie umknął widok trzymającego się za bok Sauriela, który wyglądał na, jej uzdrowicielskie oczy koszmarnie. Choć jednocześnie czegoś jej w tym obrazie brakowało. Krwi, zdała sobie sprawę. Ta zaś obficie wypływała z leżącego na podłodze, spetryfikowanego mężczyzny, którego rany wyglądały niemal identycznie. W jej głowie zapaliła się czerwona lampka, której uwagę musiała jednak poświęcić później. Najpierw robota.
Rzuciła zaklęcie hamujące krwawienie aktualnie posiadanych przez ich nowego znajomego ran. Miała wrażenie, że nie powinna ich jeszcze zaleczać, przynajmniej dopóki nie okaże się to konieczne. Odczuwany ból mógł się przydać. Zamiast tego wyciągnęła jeden z eliksirów uzupełniających krew.
- Z tym poczekam, aż zdejmiecie zaklęcie unieruchamiające. Zapewne nie chcecie, by się udławił - mówiła, pokazując trzymaną w ręce fiolkę ze stosowną etykietą. Zaraz jednak spojrzenie skierowała na Sauriela.
- Zakładałabym, że potrzebujesz mojej pomocy? - zapytała, w jej oczach zaś wyjątkowo tliła się ciekawość, zastępująca jej obojętne dotychczas spojrzenie. - Choć może nie tego eliksiru, którego trzymam, prawda? - dodała, drążąc temat, którego może nie powinna. Nie mogła jednak się powstrzymać.
Porządny Czarodziej
To zostanie między nami.
Tylko nami.
Mierzący 183 cm wzrostu, mężczyzna o ciemnych, acz wyraźnie posiwiałych włosach. Posiadacz oczu o kolorze brązowym, w których czasem da się dostrzec nieco zieleni. Robert jest zawsze gładko ogolony. Zadbany. Ubrany adekwatnie do sytuacji.

Robert Mulciber
#8
07.02.2023, 17:30  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 07.02.2023, 17:53 przez Robert Mulciber.)  

Zdarzały się chwile, w których Czarnego Kota można było spuścić ze smyczy. Pozwolić na to, żeby zapanowały nad nim instynkty. Na pierwszy plan wysunęła się bestia tkwiąca w Saurielu. Będąca Saurielem? Ta sytuacja nie zaliczała się jednak do tego grona. Tutaj trzeba było działać skutecznie. A także szybko. Czas ich gonił, zbyt wiele zdążyli go już stracić w tym miejscu. Trzeba było ruszyć do przodu. Z tego też względu, pomimo pozostawienia Rookwoodowi wolnej ręki, Robert wszystkiemu się przyglądał. Nad wszystkim czuwał. Nadal tutaj był i był skłonny w odpowiedni sposób zareagować, gdyby sprawy potoczyły się w nie do końca właściwy sposób.

Na szczęście nie został do tego zmuszony.

- Postaraj się dojść do siebie i nie zbliżaj się do niego, póki sytuacja się... nie unormuje. - wydał Saurielowi polecenie, ledwie tylko znaleźli się na miejscu. Po podróży, którą odbyli z wykorzystaniem świstoklika, Mulciber nie czuł się najlepiej, ale był w stanie funkcjonować. Trzymał się na nogach, czyli nie było z nim najgorzej. Zwłaszcza, kiedy mielibyśmy porównać stan jego i Greybacka. Różnica była aż nadto wyraźna.

Przeszedł nad ciałem zdrajcy, tak po prostu, również na moment odsuwając się na bok. Wybrał jednak przeciwną część pomieszczenia niż Sauriel. Z kieszeni kryjącej się pod całkiem obszerną szatą, wyjął niewielką fiolkę z miksturą. Był to sprawdzony specyfik, Robert korzystał z niego całkiem regularnie, choć oczywiście nie zawsze. Wlał w siebie całą jego zawartość. Opakowanie następnie umieścił w śmietniku, który oczywiście znajdywał się w pomieszczeniu. Ono same zresztą wyglądało na całkiem nieźle przygotowane. Można było wręcz się zastanawiać czy Śmierciożercy korzystali z tej nieruchomości po raz pierwszy, czy wręcz przeciwnie.

- Poradzi sobie. - odwrócił się w stronę Annie i Sauriela, dając kobiecie znać, żeby nie zajmowała się Rookwoodem. W jego mniemaniu ten nie potrzebował pomocy. Był w stanie sobie poradzić. A nawet jeśli nie, na pewno minie trochę czasu, zanim trzeba będzie interweniować. Greyback był innym przypadkiem. O niego trzeba było się w odpowiedni sposób zatroszczyć. Zadbać tak, jakby trafił co najmniej do pięciogwiazdkowego hotelu. Takiego, który posiada najlepszą możliwą obsługę.

Bez kolejnych komentarzy, a te aż cisnęły się na usta, zdjął z ich więźnia zaklęcie unieruchamiające. Nie spodziewając się tego, że ten będzie w stanie cokolwiek zrobić po wcześniejszej zabawie, zrobił w jego kierunku dwa kroki. Przy pomocy własnej różdżki chciał rzucić zaklęcie, które przetransportowałoby mężczyznę na krzesło, a następnie do niego uwiązało. Zanim jednak zdążył to zrobić, Greyback - choć był wyraźnie wyczerpany - zaatakował.

Albo raczej - spróbował się obronić. Pomimo bycia świadomym, iż był sam jeden przeciwko trzem innym czarodziejom, nie chciał oddać skóry zbyt łatwo.

- Expelliarmus - padło z jego strony. Ledwie słyszalne.

Szybki ruch nadgarstkiem, wypowiedziane protego. Wystarczyło. Tak się kończy, kiedy człowiek nie doceni swojej ofiary. W następnej kolejności nadepnął mu na nadgarstek. Dało się usłyszeć chrupot kości. Obezwładnił. Nie dał niestety rady przenieść go na krzesło. Tego rodzaju czary nie były jego dobrą stroną. Nie zamierzał jednak się tym teraz przejmować. Nie musiało być idealnie ciekawe od kiedy. Miało być przede wszystkim skutecznie.

- Doprowadź go do ładu. Ma być przytomny, ale niezbyt... ruchliwy. - z tymi słowy odsunął się kilka kroków do tyłu.


wiadomość pozafabularna
Rzut 1d100 - 76

parzysta - Greyback będzie w stanie narobić im jakiegoś rabanu.

Rzut PO 1d100 - 52
Sukces!

czy Robert zdąży zareagować i się obronić przed rzuconym zaklęciem?

Rzut N 1d100 - 47
Slaby sukces...

czy Robert da radę obezwładnić Greybacka?
Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#9
07.02.2023, 19:00  ✶  

Czasami z przyjemnościami i pieszczotami trzeba było poczekać, aż owoc miłości odpowiednio dojrzeje. Nie inaczej było w tym przypadku. Im więcej mijało czasu tym większą miał ochotę jebać to wszystko i ściągnąć tę maskę - niech go szukają. Tylko że wtedy życie byłoby jeszcze bardziej pojebane i pokomplikowane, niż było teraz. Z tego samego powodu należało pewne rzeczy ukrywać. Jak wampiryzm. Jak to, że potrafiło się czarować bez użycia różdżki. Kiedy ludzie z zewnątrz zaczynali dodawać dwa do dwóch, bo nie daj Boże ostał się jakiś świadek, grono podejrzanych w takim wypadku potrafiło się bardzo zawęzić. Jednocześnie wcale się jakoś bardzo ze swoim wampiryzmem nie krył. To nie była wielka tajemnica, którą zamiatał pod łóżko. Na to, że Anna widziała, co widziała, zaradzić się dało. Znając Roberta to nawet nie byłoby dziwne. Brak świadków to brak kłopotów, bo to jednego już kazał zabić, chociaż teoretycznie z nim współpracowali? Anna jednak zajmowała półkę wyżej niż byle śmiecie pozbierane z podłóg, żeby wycierać ich mordami podłogę. Tak mu się wydawało. Sam fakt, że była medykiem, podwyższało jej wartość.

Skinął głową w kierunku Roberta, podtrzymując się drugą ręką ściany. Nie oddychał - więc i jedyną oznaką, że jednak rany mogły stanowić jakąś niedogodność był fakt przytrzymywania przy nich dłoni. Nie musiał Annaleigh odpowiadać. Robert zrobił to za niego. Obrócił się i wyszedł z pokoju, zostawiając dwójkę czarodziejów sam na sam z ich celem. Chyba sobie poradzą, tak? Gość nie był w fantastycznym stanie po rozerwaniu ciała magią nekromancji. Miało się zaraz okazać, na ile pani (albo panna? wyglądała na panią) Dolohov potrafiła się posługiwać nekromancją w drugą stronę. Ta lepsza strona tęczy, ot co. Osiadł na piewszym lepszy krześle, sofie, czy fotelu, przyciskając drżącą dłoń do skóry. Paskudztwo, które nawet nie krwawi. Zdjął maskę z twarzy, zamknął czarne oczy, wziął głęboki wdech - nie z potrzeby tlenu a z potrzeby zaczerpnięcia zapachu, który rozwlekał się na dom. Wyciągnął nogi przed siebie, zjeżdżając trochę w dół. Całkowicie nieelegancko. Gdyby nie ból - mógłby zasnąć. Albo gdyby nie to drapanie domagające się krwi nieszczęśnika, którego krwawienie i dobra kondycja miały dopiero zostać naprawione. Wiecie, jak trudno było naprawić człowieka? Saurielowi się zdecydowanie za często łamali.

Wyciągnął sobie fajeczkę i zapalił. Czekał.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Porządny Czarodziej
To zostanie między nami.
Tylko nami.
Mierzący 183 cm wzrostu, mężczyzna o ciemnych, acz wyraźnie posiwiałych włosach. Posiadacz oczu o kolorze brązowym, w których czasem da się dostrzec nieco zieleni. Robert jest zawsze gładko ogolony. Zadbany. Ubrany adekwatnie do sytuacji.

Robert Mulciber
#10
13.02.2023, 20:06  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 24.02.2023, 10:28 przez Robert Mulciber.)  

Przyglądał się medyczce, kiedy ta zajęta była swoją robotą. Obserwował ją uważnie, nie pozostawiając wiele miejsca, zbyt dużo swobody. Nie oferując komfortu, który zapewne by się kobiecie przydał. Zdaniem Roberta nie było to teraz nikomu potrzebne. Potrzebowali ludzi, którzy potrafili działać pod presją czasu. Radzili sobie w różnych sytuacjach, potrafili wyjść obronną ręką z różnych problemów. Idąc tym tokiem rozumowania, to co się działo obecnie było poniekąd testem, który Annaleigh mogła zdać bądź koncertowo zawalić.

Bezpieczniejszą opcją była w tym przypadku ta pierwsza.

Kiedy kobieta odsunęła się od ofiary, informując że wszystko jest już jak należy, Robert mruknął coś pod nosem. Ciężko było określić jednak czy to pochwała, czy może wyraz z irytacji wywołanej tym, ile czasu zajęło jej doprowadzenie mężczyzny do odpowiedniego stanu. Albo może nie było to ani jedno, ani drugie? To chyba najbardziej prawdopodobne i nie ma sensu dochodzić sedna.

- Zrób miejsce. - wydał polecenie.

Nie czekając na to, aż kobieta zrobi to o co ją poprosił, przepchnął się bliżej Greybacka. Różdżkę cały czas miał w gotowości, więc i teraz nie musiał się z niczym ociągać. Nie mogło mu to zająć zbyt dużo czasu. Nie bardzo zwracając uwagę na to, jak ten wyglądał, co malowało się na jego twarzy, przeszedł do działania. Nic więcej teraz nie miało znaczenia.

- Legilimens - padło z ust Roberta.

Zaklęcie wymierzone prosto w bezbronną teraz ofiarę. Chciał uzyskać informacje. Odpowiedzi na nurtujące go pytania. Dopiero po tym można było przejść do punktu drugiego. Wymierzyć karę adekwatną do przewinienia. Tutaj w grę wchodziło jedynie pozbawienie życia. Może podszedł do tego trochę lekkomyślnie, może trochę zbyt pośpiesznie. Przecież pewne rzeczy warto było zachować dla siebie, z pewnymi umiejętnościami się zanadto nie obnosić. Tutaj zaś zdradzał się z czymś zakazanym. Robił to w dodatku przed pierwszą z brzegu Naśladowczynią. Nikim szczególnym. Nikim istotnym.

Osoby takie jak Annaleigh nie powinny wszak zbyt wiele wiedzieć. To zdecydowanie za bardzo ryzykowne.

Zajęło to chwilę, ale udało się. Robert przedarł się do umysłu Greybacka, zaczął szukać odpowiedzi na pierwsze pytania, które przyszły mu do głowy. Osłabienia sprawiało, że ten nie był w stanie stawiać większego oporu. Łatwo się poddał. Wśród wielu mniej istotnych rzeczy, natrafiał z wolna na te mające większe znaczenie. Kromlech był bezpieczny. Kobieta o kręconych włosach... Harper. Harper Moody? Możliwe. Nie był w stanie dojrzeć twarzy, usłyszeć imienia. Pozostawały jedynie podejrzenia. W dodatku całkiem mocne. Chciał przejść dalej, do kolejnych pytań. Wtedy jednak Greyback odpłynął.

Kontakt się urwał.

- Ocuć go! - warknięcie w stronę kobiety. Medyczki. Wyczuwalna irytacja. Był przecież już tak blisko. Było potrzeba naprawdę niewiele. Nie podobała mu się ta sytuacja. W jego opinii Annaleigh nie powinna była do tego dopuścić. Była tutaj po to, żeby czuwać nad Greybackiem, utrzymać go w określonym stanie. Na granicy, ale wciąż przytomnym. Żywym. Inaczej nie byłby im do niczego potrzebny. A już na pewno nie do tego, co chciał jeszcze zrobić Robert.

- Zadbaj o to, żeby to się nie powtórzyło. - zażądał, już spokojniejszym tonem. Bardziej typowym dla samego siebie.

Na efekty działań podjętych przez Annaleigh nie czekał. Nie informując o tym, co zamierza w tym czasie zrobić, po prostu opuścił pomieszczenie. Zniknął na mniej więcej pół godziny, po drodze zaczepiając jeszcze Sauriela i prosząc, żeby przez tych kilka chwil mial na wszystko oko.


rzucam na legilimencje
Rzut PO 1d100 - 63
Sukces!


Annaleigh pominięta za zgodą graczki
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości
Podsumowanie aktywności: Annaleigh Dolohov (379), Robert Mulciber (2458), Sauriel Rookwood (2698)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa