Zwiewny materiał sukienki Sary układał się zgrabnie pod naciskiem dotyku, przyciągnięcia, które sprawiło że byli jeszcze bliżej siebie; pachniała kwiatami, pykającym w ogniskach drewnem i słodkimi aromatami serwowanych na stoisku herbat, które teraz spijał też z jej ust.
W miłości wydawał się zawsze zagubiony, oddając się tandetnemu flirtowi i czerpiąc bliskość ze zbliżeń, ignorując wewnętrzną satysfakcję i euforię, która powinna płynąć z pokrewieństwa dusz. Troszczył się o bliskich, wynosił ich na piedestał, stawiał ich życia ponad swoim, uważając, że istnieje po to, aby to im żyło się dobrze, wygodnie i przyjemnie. Szczęście było zazwyczaj obopólne, lubił być potrzebny, potrzebował aby inni na nim polegali, aby chcieli obdarzać go czymś, czego brakowało w domu rodzinnym - uczuciami.
Zaczerpnął oddechu, ale żałował, że ich usta nie były ze sobą już złączone.
Chciał być bliżej, intensywniej, bardziej - przelać na nią wszystkie te pozytywne uczucia, które uderzyły go ze zdwojoną siłą.
W oczach tańczyły mu ogniki podekscytowania, podjudzane gorącą pasją.
Pozwolił jasnym kosmykom jej włosów przesmyknąć się zgrabnie przez palce.
- Twoje włosy migoczą jak tysiące gwiazd na tle nocnego nieba - wciąż łapał oddech.
Złapał ją za dłoń i pociągnął sugestywnie w stronę zagajnika znajdującego się nieopodal zagajnika. Czyżby tego samego, o którym wcześniej wspominała ludziom przy straganie? Drzew było dużo, a las był gęsty.
So I'll try to talk refined for fear that you find out how I'm imaginin' you