Ale po prostu ich pokropić tym woskiem, i odebrać możliwość teleportacji bez słowa, też by nie mogła. Nie, kiedy być może ta mogłaby pozwolić im na ucieczkę.
- Jeżeli gdyby doszło podczas sabatu do jakichś kłopotów, chcielibyście zostać i naprawdę pomóc, zapraszamy z nami - rzuciła do nich z pozorną lekkością. Ktoś, kto nie znał jej bardzo dobrze, mógł uwierzyć, że właściwie te kłopoty są tylko potencjalną możliwością i wszystko, co robią jest "na wszelki wypadek". Że wcale nie jest jej ciężko na duszy i głowy nie ma pełnej czarnych myśli.
Charliego więc być może mogła zwieść, ale już nie aurowidzkę.
Potem, kiedy szli już na Beltaine, Brenna odłączyła się na moment, by odpalić świeczkę, a potem wróciła i wszyscy odbili na bok, do ustronnego miejsca w Kniei, gdzie mieli czekać chętni, przypadkiem nie mieszkający w domu Longbottomów. Tam Brenna trzy krople rozgrzanego wosku umieściła na swoim czole, by potem przysłonić je za pomocą włosów. Czy się bała? Oczywiście. Wiedziała, że teraz niezależnie od tego, co stanie się na sabacie – a miało stać się coś złego - nie zdoła z niego uciec.
Z drugiej strony wiedziała też, że niezależnie od tego, co stanie się na sabacie, jej uciec nie wolno. Może dlatego się nie wahała. I może dlatego nie dbała, że właśnie pewnie w oczach Charliego i Danielle wychodziła trochę na wariatkę. Chociaż ta druga miała wszelkie prawo podejrzewać, że kuzynostwo nie tylko spodziewa się kłopotów, ale jest wręcz pewne, że te nadejdą i cały dziwny rytuał ma w jakiś sposób pomóc.
- Wyjaśnię wszystko potem – mruknęła jeszcze do Rookwooda i Dani, przekazując świecę i kadzidła dalej. Wyborem każdego zebranego było, czy zechce ich użyć.
Nie masz z kim pisać sesji? Zapraszam na pw. Na pewno coś wymyślimy. ;)
Coś mi właśnie nie pasowało. Brenna ma charakter, jakby wpadła do kociołka z endorfinami. By Theseus Fletcher.