• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 … 10 Dalej »
[26 sierpnia 1972] Jeden wieczór pod Londynem - wątek zbiorowy

[26 sierpnia 1972] Jeden wieczór pod Londynem - wątek zbiorowy
Tło narracyjne
koniecpsot1972
zasady korzystania
rzuty kością
Czarodziej nieznanego statusu krwi, będący baśniopisarzem oraz autorem książki Baśnie Barda Beedle'a. Żył w XV wieku, ale większość jego życia pozostaje dla nas tajemnicą.

Bard Beedle
#1
28.06.2024, 19:57  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 22.07.2025, 15:57 przez Baba Jaga.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Morpheus Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic I
Rozliczono - Geraldine Yaxley - osiągnięcie Badacz Tajemnic II
Rozliczono - Anthony Shafiq - osiągnięcie Badacz tajemnic I
Rozliczono - Atreus Bulstrode - osiągnięcie Badacz Tajemnic I
Rozliczono - Erik Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic III


26 sierpnia 1972
Jeden wieczór pod Londynem


Znajdująca się pod Londynem posiadłość, przygotowana została na przybycie gości. Tak jak zawsze. Z dbałością o wszelkie szczegóły. Na potrzeby przyjęcia, wydzielono trzy pomieszczenia ulokowane na piętrze. Jedno przestronne, z wyjściem na balkon, pozostałe dwa natomiast mniejsze, przeznaczone na potrzeby konkretnych gier. Znajdywały się w nich stoły do pokera oraz ruletki. Teraz jednak, na samym początku, krzątała się tam jedynie obsługa. Wszystko bowiem miało się dopiero zacząć. Za kilka minut. Za kilka chwil.

Do głównego pomieszczenia dostaliście się szerokimi, drewnianymi schodami. Prowadziły one prosto do drzwi, zza których dało się usłyszeć wygrywane właśnie na fortepianie Liebestraum. Dla większości z was, trwający właśnie występ nie był niczym zaskakującym. Agnès Delacour zawsze starała się dopiąć wszystko na ostatni guzik. Podczas swoich przyjęć, zapewniała gościom sporo wygód i atrakcji. Drobnych przyjemności. Łatwo było więc założyć, że i tym razem wszystko będzie wyglądało w ten sposób. Przygotowane zostanie z tym samym rozmachem. Tą samą starannością.

A skoro już o Agnès mowa, to warto w tym miejscu zaznaczyć, że czekała. Czekała na pierwszych gości, stojąc w pobliżu fortepianu, za którym siedziała inna blondynka. Z lampką szampana w dłoni, obserwowała występ swojej bratanicy. Jak zwykle zachwycona. Jak zwykle zakochana w muzyce klasycznej. A do tego pogrążona w rozmowie ze stojącym tuż obok szczupłym, niezbyt wysokim mężczyzną o brązowych włosach. Trochę już łysiejącym. Dla niektórych z was był on znany, dość łatwy do zidentyfikowania. Nazywał się Marcus Flitwick i prowadził biuro przy Alei Horyzontalnej, gdzie zajmował się usługami z zakresu rzeczoznawstwa. U boku Agnès pojawiał się regularnie.


- Są i pierwsi goście. - spojrzenie Agnès przeniosło się w kierunku drzwi, napotykając pierwsze, najpewniej dobrze jej znane twarze. - Wybacz, kochany. Później jeszcze porozmawiamy. - uścisnąwszy Marcusa, pozostawiła go samego przy fortepianie, gotowa aby wejść wreszcie w swoją rolę. Gospodyni. Organizatorki. Osoby, której głównym zadaniem było odpowiednie zajęcie się zaproszonymi gośćmi. Kilka kroków później znalazła się tuż obok wejścia, gotowa przywitać się z każdą osobą, która dotarła na miejsce. Rzecz jasna zamierzała to zrobić w swoim stylu. W niektórych przypadkach pozwalając sobie na przytulenie ofiary, a następnie lekki pocałunek w policzek. Natomiast w innych, ograniczając się jedynie do uściśnięcia dłoni oraz zwykłego zapraszam.


Poza Agnès, Marcusem oraz blondynką znajdującą się za fortepianem - rozpoznanie w niej Celine Delacour było dziecinnie łatwe - w głównym pomieszczeniu można było dostrzec również kilka innych osób. Koło stołu z jedzeniem, napojami i alkoholem, stały dwie młode dziewczyny, układające na tacach lampki z szampanem. Jedna brązowowłosa, druga ruda. Ci z was, którzy u Agnès pojawiali się regularnie, rozpoznać mogli w nich Kathy i Elise. Koło wyjścia na balkon kręcił się mierzący ponad dwa metry, ciemnowłosy Orson. Łatwo było w jego przypadku wywnioskować, że musiał posiadać w swoich żyłach domieszkę krwi olbrzymów. Zapewne ciut większą niż miało to miejsce w przypadku Geraldine Yaxley. Może nawet na tyle dużą, aby odziedziczyć pewne mniej typowe zdolności? Tak po prawdzie, to nie jest to w tym momencie szczególnie istotne. Ważne pozostaje w tym przypadku tylko to, że po raz kolejny Orson miał czuwać nad tym, aby podczas wieczorku hazardowego sytuacja nie wymknęła się spod kontroli. Zwłaszcza, że alkohol, karty oraz pieniądze, to niekiedy dość wybuchowe połączenie.


Ruch panował również w obydwu mniejszych, bocznych pomieszczeniach, gdzie trzej mężczyźni upewniali się, że przy stołach do gry wszystko zostało odpowiednio przygotowane. Dwóch z nich regularnie pojawiało się na przyjęciach Agnès - byli to rudowłosy Finn i ciemnowłosy Peter - trzeci natomiast, jasnowłosy Ned, był nowym nabytkiem. I co za tym idzie, wielką niewiadomą. Kto odważy się jako pierwszy usiąść przy jego stole? To akurat okaże się za chwilę.


Pozostawiony sam przy fortepianie, Marcus ciężko westchnął, uświadamiając sobie, że również w jego przypadku czas na przyjemności dobiegł końca i co za tym idzie - powinien być gotowy na to, aby zabrać się do pracy. Posławszy Celine uśmiech, a następnie upiwszy kolejny łyk szampana, ruszył w kierunku miejsca, w którym miał odpowiadać za zakup żetonów oraz wycenianie ewentualnych przedmiotów, o ile tylko ktoś chciałby przekazać je w zastaw. No cóż, ludzie czasami miewali tego rodzaju pomysły. Niekoniecznie dobre. Kim zaś był on, żeby ich oceniać?

Zająwszy swoje miejsce, sięgnął po zeszyt, w którym zamierzał wszystko zapisywać. Można było przystąpić do zakupu pierwszych żetonów.


Zaczynamy!
Pierwsza tura potrwa do 2 lipca, godziny 15. Wszyscy docieramy na miejsce, witamy się, możemy też podejść do stołów z jedzeniem, napojami i alkoholem. Każdy kto zamierza grać w pokera lub ruletkę, może dokonać zakupu żetonów - jeśli się na to zdecydujecie, podejdźcie do stanowiska zaznaczonego na mapce i oznaczcie mnie pod swoim postem z dopiskiem: zakup żetonów - kwota xxx galeonów. Jeśli ktoś nie chce dokonać zakupu w pierwszej turze, na spokojnie może zdecydować się na to również w kolejnych. Pamiętajcie, że istnieje limit żetonów, jaki można zakupić podczas gry (100 żetonów o wartości 500 galeonów) oraz wymagane minimum, poniżej którego zakupu nie dokonacie (3 żetony o wartości 15 galeonów).

Kilka zasad:
1. W tym temacie planuje swobodną rozgrywkę, co za tym idzie - nie przewiduje swojej stałej obecności jako prowadzącej. Poza pierwszymi 2, może 3 turami, nie planuje wrzucać regularnych narracji. Te pojawią się dopiero pod koniec wydarzenia, ewentualnie w jego trakcie, o ile uznam, że z jakiś względów moja obecność jest jednak potrzebna, albo po prostu mnie poprosicie o odegranie któregoś NPC.
2. Podczas pierwszych 2-3 tur, proszę o umiar, jeśli mowa o ilościach postów, które wymienicie. Maksymalnie to 3 na turę. Później to ograniczenie zdejmę.
3. Podczas rozgrywki, możecie na spokojnie wchodzić w interakcje z NPC Kathy i Elise, pamiętajcie tylko, żeby wyraźnie oznaczyć pod lub nad postem, że z nimi rozmawiacie, prosicie je o jakieś działania. Ułatwcie innym zorientowanie się w tym, gdzie one się znajdują i co robią.
4. Agnès, Marcus i Orson to NPC przede wszystkim przeznaczeni dla mnie, ale nic nie stoi na przeszkodzie, żebyście z nich skorzystali. Pamiętajcie jednak, żeby oznaczyć mnie, jeśli oczekujecie od nich czegoś więcej niż odpowiedzi, że toaleta jest na parterze i temu podobne. W przypadku dłuższych rozmów, wolałabym odgrywać ich osobiście.
5. Na samym końcu przypominam, że cały czas możecie ustalić relacje jakie łączą was z Agnès oraz innymi NPC obecnymi podczas wydarzenia. Być może niektórym z was pozwoli to lepiej się we wszystko wczuć. Ze swojej strony będę starała się oczywiście o wszystkich ustaleniach pamiętać.

Mapka dostępnych pomieszczeń
[Obrazek: H7WabFp.png]
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#2
29.06.2024, 10:49  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 29.06.2024, 10:55 przez Anthony Shafiq.)  
Witam się z Agnès i przedstawiam jej swoją osobę towarzyszącą

–Agnès! Wyglądasz jak zawsze oszałamiająco! – stalowe oczy lustrowały gospodynię od progu, choć oczywiście dopilnował aby nie witać się z nią w przejściu. Czy uważał się za ofiarę jej wylewności? Ależ skąd, nawykły do francuskich standardów powitań nie miał nic przeciwko tego typu kontaktom zwłaszcza ze starą znajomą z którą zdawało się wypił hektolitry wina przez te kilkanaście lat wspólnych imprez i bankietów. Dzisiaj jednak nie przynosił drwa do lasu i nie miał dla niej butelki. Wszak i tak pozostawi tu zapewne srogą ilość gotówki. Bawił go cały koncept, zważywszy na fakt, że Delacour odstąpiła od posiadania kasyn, a teraz sama zamieniała swój dom w jaskinię hazardu. I choć sam nie przepadał za ogołacaniem się podczas tego typu rozrywek, o tyle lubił po kilku godzinach wdychać smród desperacji innych. To zawsze mogło zaowocować dobrą okazją do tego, by wyciągnąć do takiego nieszczęśnika pomocną dłoń. Aż był ciekaw ilu takich wyciągniętych przez siebie topielców znajdzie i dziś. Ludzka natura miała wpisaną u swoich podstaw recydywę.

Tego wieczoru Anthony zdecydował się na kobaltowy garnitur o klasycznym kroju, który mienił się przy każdym kroku rojem lśniących drobinek srebrzysto-perłowej miki podkreślający tak kolor oczu noszącego go mężczyzny, jak i rozjaśnione słońcem włosy. Szeroki uśmiech gościa niecierpliwego zaczerpnięcia ze źródeł przygotowanej zawczasu zabawy dopełniał promiennego wizerunku Shafiqa.
– Pozwoliłem sobie dzisiaj zabrać ze sobą swojego zagranicznego gościa. Był szalenie ciekaw tak Twojej osoby, jak i sposobów skutecznego zabijania czasu przez naszą małą brytyjską społeczność. Pozwól, że Ci przedstawię... Aryaman Birla przyjechał do nas prosto z Indii, jest potentatem tekstylniczym a plotki mówią o kopalni diamentów znajdujących się w jego szponach. Nie dawaj im jednak wiary, ostatnio gdy widzieliśmy się w Azji, miałem okazję zwiedzać świeżo otwarty szyb drugiej. – ustąpił miejsca, by gestem rzucić na pożarcie wskazać gospodyni stojącego obok siebie niskiego mężczyznę o niepokojąco złocistych oczach, stanowiących niemalże negatyw jego własnej osoby.

Zaraz po tym zastrzygł uchem odwracając się w kierunku dobiegających zza ściany dźwięków fortepianu. Uniósł lewą brew w zaskoczeniu uwagą powracając do Agnès,
– Czy to Liszt? Muszę przyznać, ciekawy dobór repertuaru. Kogo sprawność palców będziemy dziś podziwiać? – Mawiało się, że to talent, ale Anthony aż nazbyt wiedział, że bez godzin ćwiczeń i atletycznej sprawności dłoni żaden talent nie wystarczyłby do tego by zachwycić słuchaczy.
Tło narracyjne
koniecpsot1972
zasady korzystania
rzuty kością
Czarodziej nieznanego statusu krwi, będący baśniopisarzem oraz autorem książki Baśnie Barda Beedle'a. Żył w XV wieku, ale większość jego życia pozostaje dla nas tajemnicą.

Bard Beedle
#3
29.06.2024, 12:37  ✶  

Jeden całus, później drugi, a do tego wszystkiego jeszcze uścisk. Wylewność typowo francuska, ale i charakterystyczna dla blondynki, pochodzącej przecież spod Paryża. To właśnie w tamtejszej posiadłości, przyszlo jej spędzić swoją młodość. Do Londynu przeniosła się dopiero jako dorosła kobieta, w ślad za starszym bratem, ale też po to, aby poznać swojego męża. Mowa tu rzecz jasna o Oswaldzie Prewettcie.

- Jak zwykle przesadzasz z komplementami, Anthony! - odpowiedziała, po prawdzie będąc mile połechtaną otrzymanym komplementem. Jak zawsze starała się wyglądać odpowiednio do okazji. Czarna sukienka sięgająca kolan, z koronkowymi wstawkami przy rękawach i sporym dekolcie, zapewne bardziej pasowałaby komuś ciut młodszemu, ale Delacour nie była kimś, kto tego typu kwestiami zwykł się przejmować. - Ty również wyglądasz wspaniale, czy to garnitur z nowej kolekcji Rosierów? - pozwoliła sobie przy okazji przesunąć palcami prawej dłoni po rękawie. Podziwiając materiał. Wykonanie marynarki. Zadane pytanie było nieprzypadkowe. Wszak zapewne nie była jedyną osobą, która miała okazje zobaczyć billboardy domu mody Rosier, z których do przechodniów uśmiechał się właśnie Anthony Shafiq.

I nie. Dla Agnès nawet trochę zaskakującym nie było to, iż to właśnie Anthony'ego Shafiqa wybrali na swojego modela. Sama zapewne postąpiłaby podobnie. Rzecz jasna gdyby chciała zająć się jakimkolwiek biznesem. Poświęcić na to swój cenny czas.

Kiedy Anthony przeszedł do przedstawiania swojego towarzysza, spojrzenie przeniosła na Aryamana Birla. Pozwoliła sobie wyciągnąć w jego kierunku prawą dłoń. Wyraźnie tym samym czegoś oczekiwała. W jaki sposób jednak zdecyduje się z nią przywitać nieznajomy mężczyzna?

- Nigdy nie byłam w Indiach, będzie musiał poświęcić mi pan później nieco czasu i opowiedzieć trochę o swoich rodzinnych stronach. - zwróciła się jeszcze do rzekomego hindusa. I wyglądało na to, że jej zainteresowanie jego osobą na tych słowach właśnie dobiegło końca.

Albo może było to spowodowane kolejnym pytaniem zadanym przez Anthony'ego?

- Dokładnie tak, kochany. Moja bratanica - tutaj wskazała na Celine, która siedziała za fortepianem. - zgodziła się znaleźć dla nas wszystkich nieco czasu i zagrać kilka utworów. Podejrzewam, że powinny one przypaść Tobie do gustu.

ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#4
29.06.2024, 13:59  ✶  
Jestem osobą towarzyszącą Anthony'ego, witam się z Agnès.

Czasami aby dobrze się bawić, zmieniało się w kogoś innego.

Mężczyzna stojący u boku Shafiq'a był raczej niski, jego skóra należała do tych ciemniejszych brązów z Indii, ale jego ubranie nie wyglądało ani jak magiczne szaty ani tym bardziej jego tradycyjne odzienie. Garnitur miał wytworny, brytyjski, a na mankietach lśniły diamenty o szlifie asshar na spinkach w żółtym złocie. Modnie ufryzowane loki rzeczywiście kontrastowały z tym, jak wyglądał jego towarzysz tego wieczoru.

Już po ostatnim Lammas i pięknej, egzotycznej Tahirze o dziwnie wężowatych manieryzmach dało się dojrzeć tendencje Anthony'ego Shafiq'a do ściągania dla siebie równie egzotycznych towarzyszy o smoczo-łuskowatych cechach wyglądu. Śniady hindus w butelkowy zielonym, dwurzędowym garniturze, białej koszuli i zawiązanej pod szyją fuksjowej apaszce z jedwabiu odznaczał się głównie niesamowitymi, żółtymi tęczówkami i pionowymi źrenicami, jak u gada. Jak u smoka. Brakowało tylko złotej obroży, może ktoś był dostatecznie odważny, aby sprawdzić, czy jej tam nie ma?

Aryaman Birla skłonił się  kobiecie i jeśli na to pozwoliła, ucałował sucho wierzch jej dłoni, którą ujął w swoją własną w powitaniu. Przy tej odległości wyraźnie dało się czuć jego perfumę, lecz zamiast modnych ciężkich ambr i gęstych kadzideł, dookoła mężczyzny unosiła się lekka szafranowa słodycz, z nutą przyprawowej pikantność i zaskakującą, na końcu wdechu, słodkością, która kojarzyła się nieodmiennie z watą cukrową.

— Niezwykle miło mi panią poznać, pani Delacour — odezwał się wyraźnie z brytyjskim akcentem, który brzmiał nieco dziwnie, ale ciężko było powiedzieć, dlaczego. Na oko miał jakieś trzydzieści lat, więc urodził się na pewno jeszcze, gdy brytyjska flaga powiewała nad pałacem królewskim w Delhi. Przez chwilę spoglądał na kobietę dziwnymi oczami, przedłużone, gadzie spojrzenie. Wyprostował się powoli. Cukrowa słodycz zapachu pasowała do miękkich ruchów, jakby zalanych syropem. W nich ona grała pierwsze skrzypce, z wahaniem, niepewnością nieznanej socjety jako smaku na końcu języka.

— Proszę przybyć na Holi do Delhi, to najpiękniejsze święto, a na pewno najbardziej kolorowe. Dlaczego tak sądzi pan o Liszcie, panie Shafiq?

Szarada nie miała na celu niczego poza pewnego rodzaju wolnością. Wyzwalającym uczuciu bycia nowinką i jednocześnie trzymania wszelakich kart przy orderach. Status krwi? Nieznany? Historia? Czysta karta. Jeden z synów indyjskich magnatów, którzy nie mogli znieść niższości i kształcili swoje dzieci w sposób odpowiedni dla brytyjskiej arystokracji i wyszli na tym najlepiej, gdy Indie uzyskały niepodległość i należało wejść na rynek światowy, który posługuje się angielskim. Jego wygląd zaś? Do cna pod upodobania smocznej Shafiq'a.


wiadomość pozafabularna
Postać ma zmienioną twarz przez Brennę Longbottom za zgodą graczki. Jedyna osoba świadoma tej przemiany to Anthony Shafiq.



And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
Tło narracyjne
koniecpsot1972
zasady korzystania
rzuty kością
Czarodziej nieznanego statusu krwi, będący baśniopisarzem oraz autorem książki Baśnie Barda Beedle'a. Żył w XV wieku, ale większość jego życia pozostaje dla nas tajemnicą.

Bard Beedle
#5
29.06.2024, 23:57  ✶  
Witam się z Agnès i przedstawiam kobiecie Sophie

Do znajdującej się pod Londynem nie przybył sam - towarzyszyła mu panna Mulciber. Z poznaną podczas kiermaszu z okazji Lammas Sophie spędził tamtego dnia całkiem miły wieczór, po którym spotkali się jeszcze parę razy. Zachowując dla siebie swoje prawdziwe motywy zdecydował się zaprosić dziewczynę na ten wieczorek hazardowy. To będzie jego wieczór, zwłaszcza jeśli dziewczyna przyniesie mu szczęście we wszystkich grach hazardowych grach, jakich podejmie się tego wieczoru.

Podczas tego wieczora naprawdę docenił hojność organizującej ten wieczorek hazardowy czarownicy. To właśnie ona pozwoliła mu zakupić na ten szczególny dzień stosowną do okazji szatę wyjściową - do kompletu złożonego z czarnej koszuli, aksamitnej kamizelki z wyszywanymi wzorami, i muszki założył czarną, jednorzędową marynarkę z aksamitu z jedwabnymi klapami.

— Bonsoir ciociu Agnès. Bardzo cieszę się na nasze spotkanie i wieczór pełen atrakcji. — Powitał swoją dobrodziejkę odpowiednio dobranymi słowami i ciepłym tonem głosu oraz nieodłącznym ucałowaniem powietrza wokół obu policzków starszej kobiety, kiedy zbliżył się do niej prowadząc pod rękę Sophie. Tego rodzaju powitanie tworzyło pozory zażyłości, które skrupulatnie podtrzymywał.

— Tante, chciałbym przedstawić tobie moją uroczą towarzyszkę, pannę Sophie Mulciber. Sophie prowadzi własne przedsiębiorstwo, zajmując się wytwórstwem napojów wysokoprocentowych. — Po pierwszej wymianie zdań z gospodynią dzisiejszego wieczorku, poczuł się zobowiązany do przedstawienia swojej towarzyszki. Biorąc pod uwagę okoliczności pierwszego ich spotkania to ukazanie Sophie jako właścicielki tego rodzaju interesu nie było przesadzone.

Tło narracyjne
koniecpsot1972
zasady korzystania
rzuty kością
Czarodziej nieznanego statusu krwi, będący baśniopisarzem oraz autorem książki Baśnie Barda Beedle'a. Żył w XV wieku, ale większość jego życia pozostaje dla nas tajemnicą.

Bard Beedle
#6
30.06.2024, 12:05  ✶  
Przy wejściu, rozmawia z Agnès, przesuwa się do Celine i w końcu dokonuje zakupu żetonów

Camille lubiła przyjęcia u Agnès, jednak nie można było powiedzieć, żeby ostatnio była na nich częstym gościem. Wszystko za sprawą pracy, która pochłaniała praktycznie cały jej wolny czas. Do tego dochodziły ostatnio prywatne spotkania, których co prawda nie starała się utrzymać w szczególnej tajemnicy, lecz jednocześnie nie chwaliła się swoją relacją z Laurencem. Głównie dlatego, że sama niespecjalnie wiedziała, na czym oboje stoją. Dla postronnych być może było to oczywiste, lecz dla tej dwójki: już nie za bardzo. Nie zdążyła posłać do Agnès listu, w którym wyjaśniała tę sytuację, a że teraz znalazła trochę wolnego czasu, postanowiła się zjawić. Każdemu przecież należało się odrobinę wytchnienia, prawda?

Odziana była w czarną koszulę z białym współczesnym żabotem oraz czarne, przylegające do ciała spodnie. Niemal jak na pogrzeb, chociaż koszula mieniła się w świetle srebrnymi nitkami przy każdym ruchu, odganiając myśli o tym, że Delacour ubrała się jak na pogrzeb. Blond włosy miała związane w niedbały kok, pozwalając by kilka niesfornych (a tak naprawdę starannie wybranych) pukli okalało jej młodą jak na swój wiek twarz. Blondynka zwykle ubierała się w jasne barwy i luźniejsze ubrania, lecz nie mogła nie skorzystać z okazji, by odwiedzić Dom Mody Rosier przed przyjęciem. Widząc Agnès przesunęła się w jej kierunku.
- Agnès - powiedziała miękko, rozkładając ręce. Widziała innych gości, którzy witali się z ciotką, lecz... Była Delacour, miała pierwszeństwo, prawda? Położyła dłonie na barkach ciotki i cmoknęła ją w oba policzki. - Pan Shafiq już zaczął cię motać swoimi komplementami?
Zapytała przekornie, rozciągając usta w uśmiechu. Posłała Anthony'emu uśmiech i kiwnęła głową jego osobie towarzyszącej.
- Wyglądasz przepięknie, Agnès. Żadna kobieta w Londynie nie może się z tobą równać - powiedziała przechodząc na francuski, puszczając do ciotki jednocześnie oczko. Widziała, że do nich podchodzi również Matthias. Jemu jedyne co to skinęła oszczędnie głową. Nie znała chłopaka zbyt dobrze, ale nie czuła do niego specjalnej sympatii. Fakt, że o Martthiasie matka rozpisywała się w samych superlatywach sprawiał, że Camille odruchowo zaczynała traktować go z dystansem, jeśli nie z chłodem. - Brakowało mi twoich przyjęć. Nie będę jednak zajmować ci czasu, przywitam się z Celine.
Puściła ciotkę, pozwalając by inni goście mogli ją osaczyć, a sama podeszła do grającej na fortepianie Celine.
- Mon chéri, mam wrażenie że z każdym twoim kolejnym występem jesteś coraz lepsza. A przecież nie można być lepszym od doskonałego, jednak chyba ci się udaje ciągle podnosić poprzeczkę - powiedziała cicho do kobiety, uśmiechając się szeroko. Nie chciała jej przeszkadzać, doskonale wiedziała, jak wielkiego skupienia wymagał gra na instrumencie. - Gdy będziesz miała chwilę, znajdziesz mnie? Dawno się nie widziałyśmy, musimy to nadrobić.
Jej wzrok przykuły stoły z alkoholem i tam się skierowała, by sięgnąć po kieliszek z białym winem. I dopiero gdy miała alkohol w ręku, poszła zakupić żetony.
- 20 żetonów poproszę. Na początek - upiła łyk wina. Była wyjątkowo zrelaksowana - mimo iż nie przepadała za przyjęciami, to jednak te u Agnès miały swój urok. Dużo lepszy niż te klasyczne londyńskie.

wiadomość pozafabularna
Wymieniam 100 galeonów na 20 żetonów @Robert Mulciber
Widmo
Mierząca około 160 cm blondynka, o czarnych oczach oraz ustach które praktycznie zawsze podkreśla czerwienią. Dba o swoją prezencje, zawsze stara się starannie dobierać stroje, fryzury, makijaż. Celine roztacza wokół siebie wyrazistą, ale i przyjemną woń, w której mieszają się ze sobą frezja, konwalia, wanilia, nuty drzewne i czarna porzeczka.

Celine Delacour
#7
30.06.2024, 13:21  ✶  
Celine jest przy fortepianie

Niektóre utwory były naprawdę wymagające. Poprawne ich zagranie wymagało pełnego skupienia. Wielu lat ciężkich ćwiczeń. Wypracowanej, odpowiedniej sprawności obydwu dłoni. Właściwej techniki gry. Ludzie, którzy z fortepianem nie mieli zbyt dużo wspólnego, nie do końca byli w stanie to zrozumieć. Pojąć. Dlatego też, choć pozornie obecna, Celine w rzeczywistości nie nadążała za tym, co działo się w pomieszczeniu. Była bowiem pochłonięta grą. Starała się nie popełnić nawet najmniejszego błędu. Nie miało dla niej znaczenia, że zapewne większość spośród zaproszonych gości, nie byłaby w stanie wychwycić fałszu. Niewłaściwego brzmienia.

Palce uderzały w kolejne klawisze. We właściwy sposób. We właściwej kolejności. Liebestraum nr 3 zbliżał się z wolna do końca. Finiszu. Akurat w odpowiednim momencie. Właściwej chwili. W pomieszczeniu pojawiały się bowiem kolejne osoby. Bliżsi oraz dalsi znajomi Agnès, z którymi będzie chciała odpowiednio się przywitać. Wznosząc toast. Zapewne życząc każdemu szczęścia w kartach oraz przy stole do ruletki.

Wydawało się, że uda jej się przebrnąć przez cały utwór bez nawet jednego błędu. Zaczynała już nawet czuć rosnące z tego powodu zadowolenie. Jak zawsze w takich przypadkach. Wtedy jednak, przy fortepianie pojawiła się Camille. Kilka lat starsza kuzynka. Rozproszyło ją to na tyle, iż pomyliła się. Trafiła dwukrotnie w niewłaściwy klawisz. Poczuła wynikającą z tego irytacje. Złość, której nie chciała jednak wylewać na kobietę. Prawda była jednak taka, że jak to już bywa z artystami, zachowanie spokoju przychodziło jej czasem z pewnym trudem.

- Merde! - wyrzuciła to bardziej do samej siebie, nie zaś w kierunku krewniaczki. Na nią bowiem uwagę przeniosła po chwili. - Wybacz mi słownictwo, mon chéri. Wiesz jak zdarza mi się zachowywać, kiedy gram. - przeprosiła, podnosząc się ze stołka, o skórzanym siedzisku. Pochyliła się nad instrumentem, pozwalając sobie uścisnąć Camille na powitanie. - Znajdę dla Ciebie kilka chwil, skoro już obie się tutaj pojawiłyśmy, byłoby szkoda nie skorzystać z takiej okazji.

Nie zatrzymywała kobiety, kiedy ta postanowiła ruszyć dalej. Podejść do znajdujących się w pobliżu stołów z jedzeniem, napojami i alkoholem. Ruszyć w kierunku punktu, w którym starszy, łysiejący mężczyzna wymieniał monety na żetony. Odprowadzała ją przez chwilę spojrzeniem, zanim przeniosła je w kierunku Agnès. Widząc, znajdujących się obok ciotki Anthony'ego oraz Matthiasa, obydwu pomachała. Ot, takie przywitanie się z daleka. Odchodzić od fortepianu bowiem chwilowo nie zamierzała.

Może nawet udałoby się jeszcze coś zagrać? Z tą myślą spojrzała ponownie na klawiaturę. Ułożyła nad nią dłonie. Chwilę jeszcze się wahała, ale wreszcie zdecydowała się zaprezentować nielicznym jeszcze gościom kolejny utwór.

Dama z gramofonem
Lorka, Lorka, pamiętasz lato ze snów,
gdy pisałaś "tak mi źle" ?
Prędzej ją usłyszysz niż dostrzeżesz. Jej przybycie zwiastuje stukot obcasów i szelest ciągnącej się po posadzce szaty. Ma 149 cm wzrostu (już w kilkucentymetrowych szpilkach - bez nich: +/- 144 cm!), ile waży to jej słodka tajemnica. Włosy ciemnobrązowe, po rozpuszczeniu sięgające jej do pasa. Ma trudne do ujarzmienia loki. Oczy w nienaturalnym, kobaltowym kolorze. Urodę ma bardzo klasyczną, pachnie drogimi perfumami o zapachu jaśminu. Nie wygląda jakby ubierała się w sekcji dziecięcej u Madame Malkin. Jej ubrania są dopasowane, pasują zazwyczaj do okazji i miejsca. Jeśli jakimś cudem nosi szaty z krótkim rękawem na wewnętrznej stronie jej lewego ramienia można zobaczyć mały magiczny tatuaż przedstawiający koronę. Zapytana o to macha ręką tłumacząc "ot błędy młodości" Ułożona, kulturalna, chociaż pierwsza dzień dobry na ulicy nie powie.

Lorien Mulciber
#8
30.06.2024, 13:46  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 07.07.2024, 13:50 przez Lorien Mulciber.)  

Przy wejściu wita się z Agnes

Czas miał to do siebie, że lubił prześlizgnąć się między Lorkowymi palcami. Uciekał zbyt szybko, by mogła go pochwycić i zachować dla siebie. Kiedy ostatni raz była na przyjęciu u Delacour? W listopadzie? Grudniu? Jakim cudem tak wiele rzeczy mogło się po drodze wydarzyć? Wbrew temu co mogło się niektórym wydawać - te wieczorki były czymś więcej niż okazją do picia drogich win, tracenia fortun czy po prostu odpoczęcia od ciężkiego życia jakie wiodły czystokrwiste elity i trudów ich codzienności. Za zamkniętymi drzwiami nawiązywano sojusze i przyjaźnie; przy stołach z ruletką szeptano plotki, które mogły zmieniać życia. Niepojawienie się było równie skandaliczne to co przyjście z niewłaściwą osobą.
Ten jeden wieczór mógł się okazać dla pozycji rodziny Mulciber ważniejszy niż wszystkie ostatnie tygodnie.

Dlatego właśnie pojawiła się na progu rezydencji Agnes przy boku swojego… męża? No cóż. Z pewnością w to wierzyli absolutnie wszyscy zebrani, a Lorien nie zamierzała wyprowadzać ich z błędu. Wiązałoby się to z bardzo długimi wyjaśnieniami, które dało się podsumować krótkim “mój mąż jest upartym, aspołecznym dzbanem, więc go podmieniłam na podobny model” co nie brzmiało jak coś co powinno paść z ust czarownicy o jej statusie.
Ubrana w jedną ze swoich najdroższych sukienek, zakupionych specjalnie na tą okazję, prosto od fryzjera po magicznym przedłużeniu włosów, błyszcząc od drogiej, odziedziczonej po matce biżuterii - Lorien prezentowała się o wiele mniej jak zabiegana, zmęczona życiem sędzia Wizengamotu. Nieczęsty widok w jej wydaniu.

Przepuściła w przejściu Camille Delacour, którą co prawda kojarzyła z innych, tego typu przyjęć, ale nigdy nie miały przyjemności zamienić więcej niż paru słów. Zresztą i tak potrzebowała paru sekund na odzyskanie rezonu, gdy dostrzegła w ich powoli powiększającej się grupie znajomą rudą czuprynę przy boku nieznanego sobie młodzieńca.
To był chyba jakiś żart.
Była pewna. Pewna, że Robert nie wiedział o obecności córki na tym przyjęciu. Co więcej była też przekonana, że Agnes nie miała żadnego powodu, żeby dziewczynkę w ogóle zapraszać. To komplikowało całą sprawę.
Ale na razie nie mogła z tym faktem za wiele zrobić, a niestety nie zapowiadało się, żeby zostały same w ciągu kilku najbliższych chwil, co by mogły porozmawiać na spokojnie. Rzuciła tylko pytające spojrzenie towarzyszącemu jej Richardowi. Wiedział, że tu będzie? Że zamiast spędzić wieczór na na zawieraniu nowych, intratnych znajomości i pozornym naprawianiu nadszarpniętej opinii o Mulciberach wśród śmietanki towarzyskiej, będą robić za niańki? Prawdopodobnie nie.
To było przerażające jak często potrafili porozumiewać się bez słów.

Stuk, stuk, stuk.
Sophie mogła usłyszeć charakterystyczny dźwięk obcasów odbijających się o drewnianą, drogą podłogę, ale z pewnością nie zdążyła się obrócić w czas. Zanim nie poczuła czyjejś smukłej dłoni na swoim ramieniu i charakterystycznego zapachu jaśminowych perfum.
- Ach mio Dio, Agnes! Widzę, że miałaś przyjemność poznać już moją pasierbicę.- Zaszczebiotała Lorien, z każdym słowem nieco mocniej wbijając krwistoczerwone pazurki. Uścisk jednak zniknął tak się pojawił, choć Sophie z pewnością mogła odczuć, że jej macocha nie odeszła za daleko. I z pewnością nie była tu sama.

Cofnęła się o krok w tył, idealnie, żeby stanąć przy Richardzie. Nie przed, nie za. Przy jego boku.
- Mój mąż, Robert Mulciber.- Uśmiechnęła się prześlicznie, unosząc przy okazji do góry dłoń z obrączką jakby chciała się pochwalić błyszczącą złotą ozdobą na palcu. Nie miała okazji podzielić się z Agnes “wielkimi wieściami”, a skoro ta nie zasypywała jej listami prawdopodobnie przegapiła krótką wzmiankę w jednym ze styczniowych wydań Proroka Codziennego. Przechyliła lekko głowę, wspierając jej czubek o Rickowe ramię, z miną w stylu ‘no popatrz, jest mój. Taki mój własny, prywatny mąż. Widzisz to? Widzisz?” Poruszyła przy tym lekko ustami, tak aby gospodyni mogła zrozumieć: “Uroczy jest, nie?”
Porządny Ochroniarz
Nigdy nie wiesz, kiedy śmierć zapuka do twych drzwi.
183cm wzrostu. Brązowe oczy i włosy, u których można dostrzec siwe kosmyki. Często widnieje u niego zarost. Ogolony gładko jest tylko wtedy, kiedy brat każe mu się "ogarnąć". Ubiera się zawsze odpowiednio do sytuacji.

Richard Mulciber
#9
30.06.2024, 15:38  ✶  
Towarzyszy Lorien, również wita się z Panią Delacour

Pojawianie się na spotkaniach towarzyskich, takiego lub innego charakteru, było dla Richarda formalnością, zasadą często występującą u rodzin czystokrwistych. Pokazywał się jedynie wtedy, kiedy dostawał osobiste zaproszenia, lub takie otrzymywał jego brat bliźniak. Lecz z pewnych czasami powodów, nie mógł się pojawiać, Richard go zastępował. I choć nie spodziewał się, że w najbliższym czasie cokolwiek takiego znów będzie miało miejsce, to się nieźle zdziwił. Bowiem tym razem, miał odegrać swoją rolę męża Lorien. A że i tak nie miał nic do roboty, zgodził się żonie brata towarzyszyć.

Jako bliźniacy nie potrzebowali żadnych zaklęć, eliksirów czy umiejętności rodowych, aby zmieniać wygląd. Wystarczyło tylko ubrać czarny golf, spodnie, eleganckie obuwie, a także popielatą marynarkę z szafy brata. Odpowiednio ułożyć włosy, ogolić się gładko i użyć męskich perfum. Pamiętał o drobnym szczególe jak przełożyć swoją obrączkę z jednej ręki na drugą.

Pojawili się w odpowiednim czasie przed rezydencją Agnes Delacour. Krewnej Lorien. Przekraczając próg, pobieżnie Richard rozejrzał się po obecnych gościach. Nie wiele przed nimi, może trochę dalej, dostrzegł znany mu łeb rudowłosej dziewczyny. Brew mu drgnęła, przeniósł spojrzenie na Lorien, czy i ona dostrzegła to co on. Najwyraźniej tak, kiedy w jej spojrzeniu dojrzał pytanie. Dyskretnie pokręcił głową, że nie miał o tym pojęcia. A skoro on nie wiedział, to Robert tym bardziej. Inaczej zostałby o tym fakcie uprzedzony. "Nie dość, że robię za męża Lorien, to jeszcze będzie trzeba za ojca Sophie..." – przeszło mu przez myśl. Czy to znaczy, że będzie musiał mówić do Sophie "Wiewióreczko”?. Musieli to na razie zostawić, gdyż ich kolej nadeszła, aby przywitać się z gospodynią tego wieczoru. Obecnością Sophie i jej tajemniczego znajomego, zajmą się później.

Pozwolił, aby to Lorien pierwsza podeszła i powitała swoją krewną, przy okazji wspominając o swojej pasierbicy. Zrobiła to po to, aby uświadomić ich małą rudą wiewiórkę o swojej obecności? Być może, kiedy został przedstawiony jako mąż Lorien. Mulciber lekko uśmiechnął się w geście uprzejmości.

- Miło mi poznać Pani Delacour.
Przywitał się. Brzmiał głosem tak samo jak Robert. Jeżeli kobieta wysunęłaby dłoń, ująłby odpowiednio i ucałował wierzch. Jak na dżentelmena przystało. Po tym zaś się wyprostował i pozwolił, aby Lorien się o jego ramię opierała jak zakochana nastolatka. W przeciwieństwie do niej, nie przechwalał się obrączką. Ale było ją można dostrzec na odpowiednim palcu, odpowiedniej dłoni.

Słońce swojego ojca
*Biedna Sophie*
Sophie ma brązowo-zielone oczy, rude włosy i mnóstwo piegów! Jest dość wysoka, ponieważ mierzy sobie 170 cm. Ubiera się w sukienki, które zakrywają to, co każda szanująca się panna czystej krwi powinna zakrywać. Pachnie cytrusami.

Sophie Mulciber
#10
30.06.2024, 16:12  ✶  
Stoję z Matthias'em, witam się z jego ciocią. Reaguje na rodzinne spotkanie.

Sophie przez całe życie zmagała się z własnym pechem i brakiem pewności siebie. Kiedy po ukończeniu Hogwartu postanowiła rozkręcić biznes alkoholowy, rodzina traktowała ją z mieszanką sceptycyzmu i pobłażania. Każde niepowodzenie było dla nich tylko kolejnym dowodem na jej niekompetencję. A przez ostatnie trzy tygodnie, tych niepowodzeń było naprawdę dużo. Czy było to dla niej trudne? Bardzo. Czy przejmowała się tym? Oczywiście! Postanowiła się jednak nie załamywać i udawać, że wcale nie ma nerwicy.
I to właśnie w tym trudnym dla niej okresie, spotkała na swojej drodze Matthias’a. Jego obecność okazała się balsamem na jej zraniona duszę. Po przypadkowym spotkaniu, które minęło im w całkiem miłej atmosferze, Delacour postanowił zaprosić ją na kolejne. I potem jeszcze kolejne i… kolejne, aż w końcu nastał dzień, w którym zabrał Sophie na wieczorek karciany.
Mulciberówna nigdy nie była pewna, czy ich spotkania były randkami. Na razie postanowiła traktować je jako przyjacielskie wypady, nie chcąc wzbudzać w sobie fałszywych nadziei. Musiała przyznać się przed samą sobą, że bardzo polubiła Matthias'sa. Słuchał jej uważnie, nie przerywał i nie krytykował pomysłów. Dla Sophie, przyzwyczajonej do wiecznych uwag i krytyki ze strony rodziny, była to nowość. Jego akceptacja i ciepło sprawiały, że zaczynała widzieć świat w jaśniejszych barwach. Jej oczy błyszczały kiedy na niego patrzyła, a uśmiech nie znikał z twarzy. Czuła się przy nim bardzo swobodnie.

Na dzisiejszy wieczór założyła sukienkę, którą sama sobie uszyła. Nie lubiła ubierać się wyzywająco, więc jej spódnice zawsze miały odpowiednią długość, a góra stroju nie odkrywała tego, co powinno być zakryte.
- Dobry wieczór, Sophie Mulciber. Bardzo mi miło.- Przywitała się, zdając sobie sprawę, że nie czuła stresu ani skrępowania. Matthias przedstawił ją swojej ciotce jako kobietę biznesu, co było bardzo miłe z jego strony. Cały wieczór zapowiadał się idealnie! Dopóki nie usłyszała... charakterystycznego stukotu obcasów, a później nie poczuła woni znajomych perfum. I dłoni na swoim ramieniu. Wiewióreczka zbladła i wyraźnie się spięła. Odwróciła się, żeby spojrzeć prosto na swoją macocha oraz wuja. Tak, wuja. Mulciberówna miała trzecie, czy tam czwarte oko, które pozwalało jej już od maleńkości wyczuć, który z braci był jej ojcem, a który wujem. I to by było na tyle, jeśli chodziło o jej supermoce.Biedna Sophie.

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Viorica Zamfir (3904), Eden Lestrange (3036), Erik Longbottom (3468), Geraldine Yaxley (3311), Atreus Bulstrode (1991), Bard Beedle (16825), Celine Delacour (1778), Severine Crouch (1169), Lorraine Malfoy (3838), Alexander Mulciber (5843), Richard Mulciber (6667), Morpheus Longbottom (4279), Isaac Bagshot (2626), Anthony Shafiq (5645), Lorien Mulciber (7186), Sophie Mulciber (3397), Basilius Prewett (2134), Urlett Reykjavík (2699)


Strony (17): 1 2 3 4 5 … 17 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa