Na chłodne spojrzenie Shafiqa, odpowiedział natomiast, zapewne dość złośliwie, uśmiechem, bardzo pewnego siebie polityka, który jest przekonany o tym, że słowa płynące z jego ust były absolutnie prawdziwe i konieczne. Zaraz jednak skinął głową, zgadzając się ze swoim szefem, że rozdzieleni, skupiający się na różnych zadaniach, w różnych grupach, mieli większe szanse na sukces. Czyż jednak nie była to ta sama logika, której Shafiq tak bardzo sprzeciwiał się wczoraj? Pewnie nie, ale Jonathan był w tym momencie przekonany, że tak.
Przeniósł spojrzenie na Ritę wyczekując jej odpowiedzi. Oczywiście wolałby, aby przeczekała całe zagrożenie w bezpiecznych murach Ministerstwa Magii, ale nid mógł zabronić jej przecież iść ratować własnego rodzeństwa.
– Tu nie ma złego wyboru moja droga – dodał jeszcze na wszelki wypadek, gdyby Rita wahała się jakkolwiek.
Słyszàc informacje Isaaca i Enzo skinął głową. Czyli było tak jak się spodziewał. Niedobrze, ale przynajmniej jeszcze śmierciożercy nie przyzwali żadnych ogniołaków z czeluści Tartarów, jak w jednej sztuce, którą czytał kiedyś zapalenie w Hogwarcie, więc nie było jeszcze, aż tak źle. Nie, że było dobrze. Było przecież bardzo niedobrze.
– Świetnie – podsumował wszystkie wypowiedzi. – W takim razie chyba nie ma czasu na dłuższe zwlekanie i... – I mówiąc te słowa, paradoksalnie, zawrócił i zamiast udać się do wyjścia, zajrzał jeszcze na chwilę do ich gabinetu, aby upewnić się co z Tahirą. – Ministerstwo Magii powinno być bezpieczne. Możesz oczywiście czekać tutaj. Jest ktoś po kogo powinienem posłać, aby też znalazł się w atrium? – spytał ciszej, tak aby tylko ona go słyszała.