• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Śmiertelnego Nokturnu v
1 2 3 Dalej »
[09.09.1972] Body count

[09.09.1972] Body count
evil twink
Sup ladies? My name's Slim Shady
I'm the lead singer of Kromlech
Zimna cera i jeszcze chłodniejsze spojrzenie. Kruczoczarne włosy i onyksowe tęczówki bardzo wyraźnie kontrastują ze skórą bladą jak kreda. Buta oraz wyższość wylewa się z każdego gestu i słowa. Mierzy 187 centymetrów o szczupłej sylwetce, która coś jeszcze pamięta ze sportowych czasów. W godzinach pracy zawsze ubrany elegancko, zaczesany, a swoje tatuaże ukrywa pod zaklęciami transmutacji. Po godzinach najczęściej nosi się w skórzanych kurtkach i ciężkich butach.

Louvain Lestrange
#1
14.05.2025, 21:45  ✶  

Do świtu pozostało już naprawdę niewiele. Zapewne wielu wyczekiwało pierwszych promieni słońca jak nigdy dotąd. Nic dziwnego, tak intensywnej nocy w Anglii jeszcze nikt nie widział. Chociaż, czy poranek mógł naprawdę coś zmienić? Może i potwory wrócą do swoich kryjówek. Schowają się na nowo w szafach i wpełzną z powrotem pod łóżko. Jednak dopiero za dnia Londyn dostrzeże prawdziwą skalę zniszczeń. I to dopiero będzie najpiękniejszy widok. Rozpadające się budynki, ulice skąpane we krwi i leżące na nich martwe ciała. Żaden z nich się tego nie spodziewał, ale każdy potrzebował. Balsam na spaczone dusze Kromlechu. Lecz nie w Kromlechu przyjdzie się im spotkać pod koniec tej nocy. Dostęp tam mieli tylko najwierniejsi. Ci którzy na swoim przedramieniu nosili symbol lojalności do Czarnego Pana. Tak jak Louvain przekazywał części z nich, ostatnie zgrupowanie tej nocy nastąpi w niepozornym gabinecie spirytystycznym ukrytym w cieniach Nokturnu. Ataraxia. Dla większości z nich miejsce to było bardzo dobrze znane, nie było co ukrywać.

Louvain teleportował się do wnętrza już po raz drugi tej nocy. Szybko zorientował się, że nikogo tutaj nie zastał, nawet właścicielki miejsca. Może to i nawet lepiej. Pierwsze co zrobił to zabezpieczył wejście frontowe. Prostym zaklęciem poprzesuwał meble i cały wystrój wnętrza, tak aby zasłonić wszystkie okna i każdą szybę przez którą mógł ich ktoś zobaczyć z zewnątrz. Kiedyś pachniało tu jeszcze szczurzym piżmem i kanalizacją, ale blond maskotka dokonała jakiegoś progresu w swoim życiu i pozbyła się przykrych zapachów. Zapalił tylko jedną świecę gdzieś na uboczu, by nadchodzący zgromadzeni mogli się chociaż rozpoznać po nałożonych maskach. Usiadł na krześle z którego zwykle Lady Macaria przepowiadała przyszłość swojej klienteli. Za to on chciał usłyszeć teraz co takiego wyczyniali jego towarzysze i jak podłe i okrutne to było. Dlatego odsłonił swoje lewe przedramię, przyłożył różdżkę i dzięki mocy nadanej mu przez Lorda Voldemorta wezwał do siebie wszystkie mroczne sługi. A kiedy to robił, cała reszta w tym samym momencie odczuwała charakterystyczny ból. Wąż w ich mrocznych znakach wił się niespokojnie, dając dobrze do zrozumienia co się święci.

- Raportujcie. Rzucił krótko, kiedy wewnątrz pojawiły się pierwsze nocne mary.


dragonborn
Ruthlessness
is mercy upon ourselves.
Mający 187cm, o atletycznej budowie ciała i ciemnych włosach. Porusza się ze specyficzną dla niego manierą, która zdaje się przypominać gady; zastygnięty w bezruchu, jakby wyczekiwał potknięcia, obserwując z uwagą otoczenie, tylko po to by nagle zareagować i wprawić ciało w ruch. Posiada parę blizn na ciele, pozostawionych przez spotkania ze zwierzętami. Plecy, lewą stronę obojczyka i ramię pokrywa drobna, szarawa łuska, a jego oczy posiadają pionowe źrenice i trzecią powiekę. Zawsze towarzyszy mu któryś z jego smoczogników.

Leviathan Rowle
#2
15.05.2025, 07:44  ✶  
Męcząca to była noc, szczególnie wszystkie te momenty, kiedy magia postanowiła płatać figla i psuć zaklęcia. Ważne jednak było, że kiedy tatuaż na ramieniu zapiekł, mogli znaleźć się we wskazanym przez Martesa miejscu, odpowiadając na jego wezwanie.

Wnętrze było tandetne - co Rowle stwierdził niemal natychmiastowo, szybkim spojrzeniem omiatając ściany, wielowarstwowe draperie i obite ciężkimi materiałami meble. Było tu wręcz duszno, jakby właścicielka celowo chciała zbudować tego typu atmosferę, wypełniając zakamarki po brzegi wszelkiego rodzaju powierzchniami, na których z kolej stały - z braku lepszego określenia - durnostojki. Rzeczy absolutnie nikomu niepotrzebne. Śmierdziało też intensywnie kadzidłami, chociaż na całe szczęście - brakowało tej nuty stęchlizny, która była charakterystyczna dla większości lokali na Nokturnie.

Draconis wreszcie spojrzał na Lewą Rękę, puszczając swoją pasażerkę i wskazując jej jeden z kątów - przytulny fotel przy niskim stoliku, gdzie mogła rozłożyć koszyk z eliksirami i co ważniejsze, nikomu nie przeszkadzać. Bo o to ją bardzo grzecznie poprosił, mając nadzieję że faktycznie wypełni swoją rolę i skoncentruje się na pomocy ewentualnym rannym.
- Jeśli ktoś potrzebowałby odpowiednich eliksirów, zadbałem o to by ktoś się tym zajął - wytłumaczył obecność kobiety, której twarz była skryta z drewnianą, prostą maską. Oni bawili się w ukrywanie swojej tożsamości profesjonalnie, jednak nie zamierzał ryzykować że po dzisiejszym wieczorze całe rzesze śmierciożerców będzie wiedzieć, że może zawracać Helloise głowę.

- Urząd pocztowy zniszczony - rzucił wreszcie, kryjąc uśmiech za maską. O tym akurat Lestrange bardzo dobrze wiedział. - Po niebie tej nocy powinno latać o wiele mniej sów, a także w następnych dniach - kusiło zapytać, czy próbował doprać szatę po nieszczęśliwym wypadku z sową. - W Centrum Handlowym Purge & Dowse Ltd. też zapanował chaos. Nawet jeśli wejście do Munga ciężko zniszczyć, to większość potrzebujących trzy razy zastanowiłaby się, czy na pewno chce wybrać tamtą drogę.



We said we're going to conquer new frontiers
Go on, stick your bloody head in the jaws of the beast
Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#3
15.05.2025, 11:07  ✶  

Gdy tylko Mroczny Znak zaczął go piec, a wąż wić się niczym prawdziwy, wiedział że nadszedł czas na to, by w końcu aportować się w Ataraxii. Zjawił się tam niezwłocznie, chociaż nie jako pierwszy: w budynku znajdował się, rzecz jasna, Martes, ale również Draconis. I jakaś kobieta, mająca na sobie dziwną maskę. Przybyła jednak z jednym z nich, więc tylko obrzucił ją lekceważącym spojrzeniem, zanim nie utkwił wzroku w swoim kuzynie.

Ta noc była nie tyle co męcząca, a pracowita. Nie odczuwał jednak zmęczenia: adrenalina wciąż wypełniała jego żyły i sprawiała, że ciało wciąż było nastawione na działanie. Pochylił lekko głowę w kierunku Martesa, a potem pozwolił pierwszemu Śmierciożercy mówić.
- Rozgłośnia Radiowa Nottów nie działa - powiedział w końcu, przechodząc gdzieś na bok, tak by zrobić miejsce pozostałym, którzy mieli tu wpaść. - Wszystkie sprzęty zostały zniszczone, speaker nie żyje. Transport jest utrudniony, kominki powiązane z Fiuu na Pokątnej zostały w większości wyłączone. Gruzy na ulicach nie pozwalają na transport rannych przy pomocy wozów. A Londyn ścieli się rannymi i trupami, którzy próbowali nam przeszkodzić.
Nie wchodził w szczegóły, co robił tej nocy - ani ze Stanleyem, ani z Alexandrem i: co za zaskoczenie, również ze Stanleyem. Jakoś tak samo wyszło, że akurat z nim śmierć i obłęd zebrały największe żniwo.
IX. The Hermit
you're an angel and I'm a dog
or you're a dog and I'm your man
you believe me like a god
I'll destroy you like I am
Na ten moment nieco dłuższe, ciemnobrązowe włosy, które zaczynają się coraz bardziej niesfornie kręcić. Przeraźliwie niebieskie oczy, które patrzą przez ciebie i poza ciebie – raz nieobecne, zmętniałe, przerażająco puste, raz zadziwiająco klarowne, ostre, i tak boleśnie intensywne, że niemalże przewiercają rozmówcę na wylot – zawsze zaś tchną zimną obojętnością. Wysoki wzrost (1,91 m). Zwykle mocno się garbi, więc wydaje się niższy. Dosyć chudy, ale już nie wychudzony, twarzy nie ma tak wymizerowanej, jak jeszcze kilka miesięcy temu. Nieco ciemniejsza karnacja, jako że w jego żyłach płynie cygańska krew: w jasnym świetle doskonale widać jednak, jak niezdrowo wygląda skóra mężczyzny, to, że jego cera kolorytem wpada w odcienie szarości i zieleni. Potężne cienie pod oczami sugerują problemy ze snem. Raczej małomówny, ma melodyjny, nieco chrapliwy głos. Pod ubraniem, Alexander skrywa liczne ślady po wkłuciach w formie starych, zanikających blizn i przebarwień skórnych, zlokalizowane głównie na przedramionach – charyzmaty doświadczonego narkomana – którym w innych okolicach towarzyszą także bardziej masywne, zabliźnione szramy – te będące z kolei pamiątkami po licznych pojedynkach i innych nielegalnych ekscesach. Lekko drżące dłonie, zwykle przyobleczone są w pierścienie pokryte tajemniczymi runami. Zawsze elegancko ubrany, nosi tylko czerń i biel. Najczęściej sprawia wrażenie lekko znudzonego, a jego sposób bycia cechuje arogancka nonszalancja jasnowidza.

Alexander Mulciber
#4
30.05.2025, 22:48  ✶  
Zjawił się na wezwanie.

Nie mógł powstrzymać się od szukania wzrokiem Ambrosii, choć wiedział przecież, że jej tu nie znajdzie. Stał wsparty o stary sekretarzyk, blisko drzwi, za którymi kryło się przejście prowadzące do części mieszkalnej Ataraxii, jak i powód, dla którego jeszcze oddychał. Gdzie mogła teraz być?, zastanawiał się, obojętnie wpatrując się w stojącą na sekretarzyku kryształową kulę. Czy schroniła się u rodziny, u przyjaciół? Alexander przesuwał wzrokiem po tytułach książek zapełniających regały, szukając tych, które to on dla niej kupił. Tych, które nosiły na stronie tytułowej dedykacje skreślone jego ręką. Ta sama ręka dzierżyła teraz różdżkę. Ta sama ręka, która raniła, zabijała, i paliła, gotowa była choćby i teraz zanurzyć się w jej włosach, pachnących wonnym kadzidłem. Zakręciłby na palcu jedno z blond pasm okalających jej twarz, które wiecznie zakładała za uszy w nerwowym odruchu.  Gdzie byłaś, Rosie?, zapytałby kiedyś, próbując pokryć zmartwienie troską. Teraz by nie zapytał, bo teraz się nie martwił. Prawdę mówiąc, niewiele teraz czuł. Czuł się brudny, czuł, jak pobolewa go rozcięte ramię, czuł, że zaczyna go drapać w gardle, jak gdyby wreszcie dopadł go dym, którego nawdychał się dzisiaj zdecydowanie za dużo... Ale czuł też spokój, jaki może czuć tylko człowiek, który nie ma już nic do stracenia. Nie martwił się, bo nie miał po co. Wszystko wydarzyło się dokładnie tak, jak powinno się wydarzyć.

Alexander zamrugał, jak gdyby próbował przeniknąć spojrzeniem mgłę wypełniającą wnętrze kryształowej kuli, oczyszczając umysł, zanim skupił całą swoją uwagę na Louvainie siedzącym na ulubionym krześle Ambrosii.

// Rzucam na statystykę percepcja ◉◉◉◉○, korzystając z przewagi Wykaz intencji (jasnowidzenie), skupiam się na przewidzeniu przyszłości Louvaina.
Rzut PO 1d100 - 30
Akcja nieudana

Wiem, że to może niczego nie zmienia w perspektywie przyszłości, wzruszał kiedyś ramionami, kiedy Rosie pytała go, dlaczego ignoruje swoje własne wróżby – dlaczego postępuje tak, jak gdyby nie był wcześniej w pełni świadom konsekwencji, dlaczego lekceważy znaki, pozwalając, aby jego działania pozostawały dziełem przypadku – dla Alexa to wszystko było szalenie proste, kiedy odpowiadał jej lekkim tonem: ale to zmienia wszystko dla mnie.

Teraz wiedział, że nie może nic zmienić. Teraz nie chciał nic zmieniać. Teraz po prostu patrzył.

Musiał jednak niespecjalnie być pod wrażeniem tego, co zobaczył – lub czego nie zobaczył – bo zdecydował się wreszcie zabrać głos.

– Zniszczyliśmy redakcję Proroka Codziennego – odezwał się Mulciber, przesuwając leniwie palcami po kryształowej powierzchni kuli. – Paru dziennikarzy gotowych było poprzeć sprawę, paru musieliśmy zabić dla przykładu. Na ścianach redakcji zostawiliśmy krwawe przypomnienie, jakimi wartościami powinni się kierować przy wydawaniu kolejnych nakładów gazety. Nawet gdy opublikują relację z ataku, łatwo będzie można ją wykorzystać do celów propagandowych i obrócić narrację na naszą korzyść – podsumował krótko. Przez jakiś czas działał potem w porozumieniu z Viperą i Vulturisem. Obaj znajdowali się w zasięgu jego wzroku, nie musiał więc nawet odwracać w ich stronę twarzy skrytej pod maską, nie napomknął o ataku, jakiego się dopuścili. Nie chciał zabierać młodym możliwości wykazania się przed wszystkimi. A może nie chciał przedłużać raportu. – Paliłem Pokątną. – Stos koło księgarni wciąż powinien płonąć, pomyślał, wspominając zwęglone ciało księgarza, którego na jego polecenie wywleczono na ulicę. W domu towarowym pojedynkował się z jakimś aurorem. Nie zdołał go jednak zidentyfikować. Zostawił poranionego funkcjonariusza za sobą, bo budynek już się walił. – Paliłem Horyzontalną. Nakładałem klątwy na domy w niemagicznej części Londynu. Zostawiłem za sobą parę naszych run na murach – rzucił, z wzrokiem utkwionym w żłobieniach pokrywających maskę, za którą krył się Louvain, jak gdyby wyobrażał sobie, że to w jego twarzy żłobi runiczne skaryfikacje – parę zaś wyryłem na ciałach tych, którzy polegli – dodał już spokojniej, zwalczając pokusę przetarcia przedramienia, piekącego pod pozostawionym przez Lestrange'a symbolem Hagalaz. – Jeżeli chodzi o kanały komunikacyjne, nie zdołałem przejąć żadnej korespondencji o strategicznym znaczeniu. Wspólnie patrolowaliśmy jednak ulice, aby zebrać jak najwięcej informacji na temat ocalałych: aurorów, brygadzistów, cywili. – Alexander skinął wyraźnie głową w stronę stojącej w pobliżu Scylli, dając znać, kogo należy wyróżnić za wykonanie zadania. – Tyle.

Na powrót utkwił wzrok w kryształowej kuli, niby to bez większego zainteresowania przysłuchując się raportom reszty zgromadzonych. Drgnął jednak, gdy Draconis przedstawił im kobietę, która zajęła miejsce tuż obok, w kącie. Przez chwilę po prostu przyglądał się jak rozstawia buteleczki z eliksirami: przypatrywał się jej dłoniom, próbował przeniknąć spojrzeniem prostą maskę, za którą skryła twarz. Zadraśnięte ramię wciąż bolało, a prowizoryczny zacisk, który wyczarował, zdążył się nieco obluzować: lewy rękaw szaty Mulcibera przesiąknięty był krwią. Tym razem jego własną, nie cudzą. Wiedział, że nie mógł w tym stanie ryzykować wizyty u uzdrowiciela, nie ufał zresztą żadnemu z nich, ale ona... Ona będzie w stanie mu pomóc. A może to on będzie w stanie pomóc jej, pomyślał, po czym zbył tę myśl, bo to jeszcze nie nadszedł jej czas. Jeszcze nie. Teraz nadszedł czas ciemności... Czy jak tam, kurwa, brzmiała ta przepowiednia, którą wypluł kiedyś przed obliczem Czarnego Pana.

Odłożył ostrożnie kryształową kulę, po czym odwrócił się plecami do reszty zgromadzonych, zajmując miejsce w zacisznym kącie u boku uzdrowicielki.

Postać opuszcza sesję

Sesja w Proroku i ze Scyllą jeszcze trwają, ale ja bardzo potrzebuję nieobki, więc przepraszam, jeżeli coś się nie będzie pokrywać, potem poprawię.


Kiedy tańczę, niebo tańczy razem ze mną
Kiedy gwiżdżę, gwiżdże ze mną wiatr
Kiedy milknę, milczy świat
your new trauma
unbothered. moisturized. happy. on diagon alley, killing innocent people. focused. flourishing.
Ścigany przez prawo, lecz nie każdy czarodziej od razu skojarzy jego twarz. Błękit intrygująco pięknych oczu, tak jasny jak wiosenne niebo, zdaje się skrywać pod sobą coś innego - ciemność, jakiej nie da się uchwycić słowami. Jego postura, choć nie wykazuje nadmiernego umięśnienia, emanuje przekonaniem o własnej wyższości. Niezbyt wysoki (mierzy 175 centymetrów wzrostu), ale z pewnym nieuchwytnym urokiem, nosi ze sobą aurę tajemniczości, której źródło ukryte jest w zakamarkach przeżartej melancholią duszy. To, co sprawia, że spojrzenia przylgną do niego jak dźwięki do ciszy, to nie tylko atrakcyjność zewnętrzna, ale coś w nim, co przyciąga i odpycha jednocześnie. Nie jest stary, ale jego oblicze nosi na sobie wyraźny ciężar czasu.

Umbriel Degenhardt
#5
30.05.2025, 23:30  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 30.05.2025, 23:37 przez Umbriel Degenhardt.)  
Tak, za moment potwory wrócą do swoich nor – jeden z największych wróci na Ścieżki i zniknie w głębokim mroku Nokturnu, grać na tym przeklętym fortepianie i wprawiać w drganie sklepienie podtrzymywane już chyba tylko przez nadzieję na ciekawsze zakończenie, niż bycie zgniecionym przez stertę gruzu.

Ale teraz był tutaj.

Kiedyś miał jakieś życie poza tą całą maskaradą. Miał siostrę i brata. Miał żonę. Mam karierę, której mu zazdroszczono. Dzisiaj – stał tu w grupie szaleńców, którzy najwyraźniej próbowali zabić księżyc – stracił wszystko. Nie było już dla Umbriela Degenhardta wyroku innego niż pocałunek Dementora. Okrutny, chłodny, odbierający wszystko… wszystko? Musiałby chyba mieć cokolwiek, co jeszcze wywoływało w nim jakiekolwiek ciepło. Te iskry powoli przygasały. Żar serca nie rozpalał go już wcale, nie czuł tego napięcia rozchodzącego się po odrętwiałym ciele, kiedy czynił rzeczy niegodziwe.

Inni to czuli.

Nuty zapisywane na poplamionym krwią papierze przerażały na wskroś.

– Wydaje mi się – powiedział dosyć swobodnie, szczególnie mając na uwadze to, że jako jedyny w tej gromadzie nie miał na sobie maski. Jedynym, co czyniło go pasującym do reszty była czarna jak smoła peleryna, którą otulił się szczelnie, kiepsko radząc sobie z tak nagłą zmianą temperatury. Przed chwilą z nieba lał się ogień, a teraz marzł w sklepie Ambrosii, próbując nie myśleć o Otto. – Wydaje mi się, że napisałem dzisiaj w głowie jedną z lepszych kompozycji, tylko będzie trzeba ją dopracować. Ależ to było irytujące – to wszystko co kazano mu zrobić, to wszystko co zrobił gasząc w sobie ostatnie podrygi dobra – ale wydaje mi się, że to to. To co chciałem napisać. – Piosenka o niczym. O pustce tak wielkiej, że odbiera człowiekowi wszystko.

Nawet tę nadzieję, że nie zawali się to cholerne sklepienie.

Niech na niego runie. To nie on zostanie zniszczony.

– Chcesz ją usłyszeć? – Nie uśmiechnął się przy tym nawet minimalnie. Wyglądał, jakby cholernie chciał iść do domu, ale przecież Degenhardt spędzał godziny niewypełnione knuciem w imieniu Voldemorta na rzucaniu gumową piłeczką w pękającą ścianę.

Zagwizdał.

Rzut PO 1d100 - 21
Akcja nieudana

Był to prawdopodobnie największy paździerz, jaki mógł ponieść się po tym pomieszczeniu. Nie aż tak zły, żeby popękały szyby, ale do doskonałości, na którą się liczyło, brakowało mu sporo.

– Jak będziesz brał ślub… wiesz do kogo wysłać… nie wiem kurwa, nietoperza?


they should be
t e r r i f i e d
of me
Niewymowny
Jeśli mnie nie lubisz, to twój problem, a nie mój.
Wysoki blondyn, mierzący 194 cm wzrostu. Jego niebieskie oczy przejawiają najczęściej chłód, odwagę, opanowanie, tajemniczość. Nie łatwo odczytać jego zamierzenia i jakie może mieć intencje względem osób drugich.

Nicholas Travers
#6
21.06.2025, 17:57  ✶  

Ta noc była męcząca. Wykańczająca. Niezaplanowana i zmuszająca poniekąd do działania. Co mógł, to zrobił. A zmierzając we wspomniane dzięki Vulturisowi miejsce, Papilio zastanawiało, dlaczego Vipera mu wcześniej o Ataraxii nie wspomniał. Nie wiedział? Zapomniał? Dość szybko się rozdzielili po wspólnej akcji na pokątnej. Mimo to, znajomy ból na lewym przedramieniu jasno sygnalizował o zbiórce. Przeczucie? Czy może fakt? Tym razem wzywał ich ten, który zajął miejsce Apisa.

Czuł się zmęczony. Gdyby zgromadzenie odbyło się w Kromlechu, miałby znacznie bliżej do domu. Nie musiałby ponownie męczyć się z teleportacją. Na szczęście, na ulicę Śmiertelnego Nocturnu nie mieli daleko. Też, nie spieszyli się za bardzo. A kiedy zjawili na miejscu, kilkoro śmierciożerców było już obecnych. I być może, złożyli już swoje raporty, czekając na pozostałych. Papilio rozejrzał się, odszukując Viperę. Jakby chciał się upewnić, czy był tutaj, czy jeszcze nie dotarł.
Wzrokiem odszukał Martesa, który najwyraźniej czekał na złożenie raportu.

- Aleja Horyzontalna zagruzowana. Nie ma swobodnego przejścia. Wiele kamienic uległo zniszczeniu, grzebiąc swoich mieszkańców. Część kominków na Pokątnej została pozbawiona swoich magicznych zdolności teleportacji. Z Vulturisem dokonaliśmy obserwacji otoczenia, w celu wychwycenia podejrzanych osób.
Krótko i konkretnie, przekazał to co tej nocy zdołał zrobić. Nie tylko sam, ale w towarzystwie Vipery i Vulturisa.

Ogórkowy Baron
Świat nie ma sensu. Trzeba mu go nadać samemu
Stanley mierzy około metra dziewięćdziesięciu wzrostu i jest atletycznej budowy ciała. Jego krótko ścięte, zaczesane na bok ciemnobrązowe włosy okalają owalną twarz, która zrobią piwne oczy. Zawsze ma lekki, kilkudniowy zarost w postaci wąsa i brody. Na co dzień można go spotkać noszącego mundur brygadzisty. Jeżeli jednak uda się komuś go wyciągnąć na jakąś aktywność niedotyczącą pracy to przybędzie w długim, ciemnym płaszczu, a pod spodem będzie miał koszulę i najprawdopodobniej krawat. Wypowiada się w sposób spokojny dopóki nie zostanie wyprowadzony z równowagi.

Stanley Andrew Borgin
#7
21.06.2025, 23:24  ✶  

Również Vulturis dotarł do Ataraxii. Zmęczony, ranny i bez chęci do dalszej egzystencji w dniu dzisiejszym. Marzyła mu już się tylko fajka i szklanka dobrego alkoholu po tym wszystkim. Tego było za dużo jak na jeden wieczór.

Stanley rozejrzał się po okolicy. Kiwnął jeden czy drugi raz głował. Było kilka "znajomych" masek. Nawet takich, które widział dzisiaj więcej razy, niż mógłby chcieć czy sobie to wymarzyć.

- Nokturn i Horyzontalna pogruchotane. Zablokowane - stwierdził - A przynajmniej na tyle na ile starczyło nam czasu i chęci - dodał, stawiając sprawę prosto. Nie był jakimś fachowcem od budowlanki czy blokowania ulic, więc nie miał punktu odniesienia, aby stwierdzić "jak dobrze im poszło". Poszło im tak, a nie inaczej. Grunt, że zrobili cokolwiek.

- Propaganda Proroka powinna zostać na jakiś czas wstrzymana - kontynuował swój skrócony raport. Nie byli w Ministerstwie, więc mogli mówić skrótami - No i zrobił się wakat na miejscu redaktora naczelnego - wspomniał. Może któryś z szacownym Śmierciożerców byłby zainteresowany takim ważnym stanowiskiem wśród wszystkich fanatyków krzyżówek i rebusów?

- Trafił się też jakiś bohater, więc został sprowadzony do parteru i wyjaśniony - spłaszczył ich całą kanonadę zła, którą potraktowali tego mężczyznę. Szczegóły mogli sobie pominąć, bo każdy mógł się domyślić znaczenia tych słów. Można powiedzieć, że "nie było lekko".

- To nie jedyne ofiary tego wieczora. Dwójka funkcjonariuszy też gryzie glebę, bo akurat trafili na mnie i Viperę - zastukał melodycznie w blat - Jakaś kobieta miała szczęście tego wieczora i puściliśmy ją wolno z Lynxem. Raczej nie groźna. Nie wiem czy była bardziej w szoku, że nas widziała, czy fakt, że nie udało nam się jej pozbyć - wruszył ramionami - Na sam koniec obserwowaliśmy z Papillio okolicę, aby zapamiętać tych, którzy się nam sprzeciwili. Miejmy nadzieję, że będzie nam dane ich dopaść - skwitował. Nie było po co się dalej rozwodzić nad tym wszystkim.

- Wszyscy Ci, którzy walczyli przy moim boku wrócili w jednym kawałku - wspomniał jeszcze o stanie zdrowia swoich towarzyszy - Włos im z głowy nie spadł, więc oddaję ich w stanie prawie nieużytym - zażartował sobie lekko, wszak nie wypożyczał nikogo z Kromlechu, a jedynie rzucił jednym czy drugim zaleciem do swoich towarzyszy broni - Nie mogę tego samego powiedzieć o sobie... - spojrzał w kierunku swojego boku, który oberwał wiązanką magii od jednego z brygadzistów - Ale do wesela się zagoi i wszystko będzie dobrze. Nie ma co się martwić - zapewnił. Najważniejszy był fakt, że żaden z jego kompanów nie ucierpiał.

- Jeżeli to już wszystko, oddale się w swoim kierunku - zapytał retorycznie - Bądźcie zdrowi - życzył Śmierciożercom wszystkiego najlepszego, a następnie ruszył do swego domu - tak jak zapowiedział.



Postać opuszcza sesję


"Riddikulus!"
- Danielle Longbottom na widok Stanleya Bo[r]gina

"Jestem dumna, że pomagałeś podczas zamachu."
- Stella Avery na wieści o udziale Stanley w walkach podczas Beltane 1972
Kapryśny Dziedzic
"Have some fire. Be unstoppable. Be a force of nature. Be better than anyone here and don't give a damn about what anyone thinks."
Anthony jest wysokim i dobrze zbudowanym facetem, schludnym i przeważnie elegancko ubranym, zważywszy na swoją pozycję.. Ma burzę brązowych, niesfornych włosów - delikatnie kręconych i duże oczy. Gdy się uśmiecha, czasem pojawiają mu się dołeczki w polikach i ma ten charakterystyczny, zadziorny wyraz twarzy. Lubi nosić zegarki, na palcu ma sygnet rodowy. Jeśli nie korzysta z teleportacji, spotkać go można na motorze.

Anthony Ian Borgin
#8
22.06.2025, 15:32  ✶  
Na szczęście zbliżał się świt, będą mogli zobaczyć swoje dzieło w świetle dnia, o ile jakiekolwiek promienie wrześniowego słońca będą w stanie przebić się przez dym i popiół, wciąż tańczące na gorących podmuchach wiatru. Było nieznośnie gorąco, a ich stroje wcale nie ułatwiały im życia. Anthony był wkurwiony tym, jak mocno magia płatała im figle, gdy mieli wykonać z bratem zadania powierzone im przez Louvaina. Prawdę mówiąc, nie miał zbyt wiele czasu — musiał pojawić się w Ministerstwie na kilka minut, porzucając maskę. Mógł dzięki temu, chociaż spróbować dowiedzieć się, czy wiadomo było coś o interesującej go kobiecie, jak i o jego przyjacielu, który — kolejny powód wkurwienia Tośka — był po drugiej stronie. Nie mógłby też odmówić sobie sprawdzenia stanu pewnej brunetki, ale o tym nikt wiedzieć nie musiał. Westchnął ciężko, jakby zmęczony życiem, gorącem, chaosem i wszystkim innym, gdy zjawił się w Ataraxii.
Nie był pierwszy, nie był ostatni — dołączył chwilę po swoim najwierniejszym towarzyszu, przytakując jego słowom, mając ręce niedbale schowane w kieszeniach czarne, brudnej od sadzy szaty.
-Istotnie, udało nam się ostatecznie zablokować przejście na uczęszczanych odłamach od głównej alejki. - przytaknął, nie mogąc powstrzymać rozbawionego uśmieszku, gdy przypomniał sobie te wszystkie zakończone porażką próby rzucania czarów na te cholerne cegły. Widział bok Stanleya, ale nie chciał nawet o tym myśleć, bo zrobiłby dramat.
- Jest niegroźna, namierzę ją, jak wrócę do biura i dowiem się wszystkiego. Miała dziś po prostu szczęście. - wzruszył ramionami, machając przy tym dłonią, jakby wspominał o nachalnej muszce, którą odganiał. Zaskoczony był tym, jak zgrani byli i jak wiele sukcesów, mniejszych i większych, odnieśli tej nocy. - Też się będę zbierał. Uważajcie na siebie, Ministerstwo będzie bardziej natrętne, niż zwykle. Będą chcieli winnego na wczoraj..
Dodał jeszcze do życzeń zdrowia od swojego kuzyna, po czym skinął lekko głową Lovainowi, chwaląc go tym samym za dobrze przeprowadzone akcje, a później opuścił z cichym świstem miejsce spotkania, czując nadchodzącą ulgę, którą przyniesie mu zdjęcie tego ufajdanego ubrania i prysznic. Wiele nie trzeba było do szczęścia.

Postać opuszcza sesję
Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#9
24.06.2025, 09:13  ✶  

Lestrange zerknął mimochodem na pozostałych śmierciożerców, przysłuchując się temu, co mają do powiedzenia. Sam wolał w dość lakoniczny sposób przedstawić swoje działania, bo nie czuł żadnej potrzeby, by przechwalać się tym, czego dokonał. Czarny Pan będzie wiedział, co robili tej nocy - ich zadaniem było zebranie wszystkich informacji w jedno i przekazanie mu tego jak najzwięźlej, bez zbędnego stroszenia piórek. Wieczna chwał? Nie, ona nie była dla niego. Owszem, pokazał się tej nocy od swojej prawdziwej strony, czego świadkami byli między innymi Mulciber numer 1, Mulciber numer 2 oraz Borgin (Mulciber numer 3, ależ przypadek!), ale nie czuł żadnej potrzeby, by inni mieli wiedzieć, do czego był zdolny. Była tu jeszcze jedna osoba, która to wiedziała: mimowolnie rozejrzał się w poszukiwaniu znajomej maski Bellatrix. Może i już nie byli razem, może i zerwali zaręczyny i rozstali się w niezgodzie, ale nie znaczyło to, że Lestrange przekreślał ją jako sojuszniczkę, kobietę i po prostu się martwił, gdy wzrok nie wyłapał znajomej sylwetki. Jeszcze nie był bez serca.
- Jeżeli chodzi o brygadzistów... Jedna biedaczka chyba zwolni wakat i wyląduje na dywaniku w Ministerstwie, bo zamiast pomagać, patrzyła jak niewinni umierają na jej oczach - cmoknął z udawaną troską. Ojejku jej, biedna dziewczyna. Ciekawe czy ją wyjebią, czy może to zatai. A może wyląduje w Lecznicy Dusz? Była słaba, bardzo słaba skoro mu udało się tak szybko i bezproblemowo wpłynąć na jej zachowanie. - Jeżeli będziesz mnie potrzebował do czegokolwiek, wezwij mnie. Muszę załatwić jeszcze jedną sprawę.
Nie zdradzał, jaka to była sprawa, bo i to nie był nikogo z tu obecnych interes. Spojrzał jeszcze na Nicholasa, kiwając mu lekko głową. Dobrze, że tu dotarł - on sam dowiedział się o Ataraxii dopiero później, po ich spotkaniu. W innym wypadku powiedziałby mu, że Martes planuje na spotkanie właśnie to miejsce.

Sam opuścił Ataraxię, bo potrzebował faktycznie zrobić jeszcze jedną, maleńką, z pozoru nieważną dla reszty rzecz. Jednak był gotowy na ponowne stawienie się, jeżeli kuzyn go wezwie.

Postać opuszcza sesję
your new trauma
unbothered. moisturized. happy. on diagon alley, killing innocent people. focused. flourishing.
Ścigany przez prawo, lecz nie każdy czarodziej od razu skojarzy jego twarz. Błękit intrygująco pięknych oczu, tak jasny jak wiosenne niebo, zdaje się skrywać pod sobą coś innego - ciemność, jakiej nie da się uchwycić słowami. Jego postura, choć nie wykazuje nadmiernego umięśnienia, emanuje przekonaniem o własnej wyższości. Niezbyt wysoki (mierzy 175 centymetrów wzrostu), ale z pewnym nieuchwytnym urokiem, nosi ze sobą aurę tajemniczości, której źródło ukryte jest w zakamarkach przeżartej melancholią duszy. To, co sprawia, że spojrzenia przylgną do niego jak dźwięki do ciszy, to nie tylko atrakcyjność zewnętrzna, ale coś w nim, co przyciąga i odpycha jednocześnie. Nie jest stary, ale jego oblicze nosi na sobie wyraźny ciężar czasu.

Umbriel Degenhardt
#10
09.07.2025, 00:51  ✶  
– Nieistotne. – Zbył sam własny żart o weselu. – Istotne jest to, że zrobiłem to, co do mnie należało. Stawiłem się na miejscu i zniszczyłem co mogłem, nastraszyłem każdego, kto śmiał sprzeciwić się woli twojego Mistrza lub stawić mu wyzwanie. Tamtych gamoni, których widzieliśmy po drodze, zapamiętałem dobrze. Wiesz o wszystkim. Jeżeli pozwolisz, pójdę po tym odpocząć, zanim zacznę myśleć, jak wybić im buntownicze nastroje z głowy. Cuchnie ode mnie spalenizną tak bardzo, że sam nie mogę już wytrzymać.

Mina niewyrażająca żadnych emocji nie opuściła jego twarzy nawet na moment. Chciał się po tym odwrócić, ale zaniechał w połowie, bo sobie o czymś przypomniał.

– Aaaa, ten pracownik, co go zostawiłem w budynku, udusił się od dymu. Jak przechodziłem tamtędy drugi raz, to widziałem jego zwłoki. Na nikogo nie doniesie.

To powiedziawszy, ukłonił się, całkowicie świadom jak bardzo to było dla Lestrange'a istotne (i co udowodnił mu przy Bellatrix) i wyszedł. Ostatecznie, był to jeden z jego lepszych występów.

Nie było tu Ambrosii. Ciekawe dlaczego?

Postać opuszcza sesję


they should be
t e r r i f i e d
of me
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Stanley Andrew Borgin (455), Louvain Lestrange (348), Nicholas Travers (210), Anthony Ian Borgin (336), Leviathan Rowle (301), Alexander Mulciber (847), Rodolphus Lestrange (545), Umbriel Degenhardt (543)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa