• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Reszta świata i wszechświata v
1 2 Dalej »
[Jesień 72, 1.09 Brenna & Millie] Don't Try Suicide

[Jesień 72, 1.09 Brenna & Millie] Don't Try Suicide
constant extreme
when sister and brother stand shoulder to shoulder,
who stands a chance against us?
Drobna (157cm, niedowaga), blada i czarnowłosa, o oczach złotych jak miód.

Millie Moody
#1
28.03.2025, 16:42  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 27.09.2025, 12:13 przez Król Likaon.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Millie Moody - osiągnięcie Badacz Tajemnic

Było to późne popołudnie. Nie aż tak późne, żeby nazwać je wieczorem, wystarczająco późne, żeby uznać ten dzień za ZJEBANY. Znaczy no SAMA CHCIAŁA, sama się zgodziła na prośbę Papcia Morfiny, sama pojechała na ubieranko i malowanko. Sama w połowie przymierzania uznała, że warto otwierać ryj i zacząć pyskować, więc w sumie sama nie powinna się spodziewać niczego innego niż odpyskowania jej od kogoś kto przebijał ją doświadczeniem dwadzieścia lat. No może dziesięć. Chuj go jebał.

Nienawidziła siebie w białej bluzce, ołówkowej spódnicy. Nienawidziła siebie w nowej fryzurze i makijażu na obcasiku, który był butem magicznym więc był całkiem wygodnym butem. Nienawidziła siebie z toną tapety na twarzy, bo o ile fajnie było się pomalować przy okazji różnych imprez czy innego party, o tyle teraz ją to legitnie wkurwiało. Świadomość, że tak będą wyglądać jej dni, bo co nie zrobi to dowykurwagląda.

Teleportowała się do Księżycowego z zamiarem tragicznego opadnięcia na swoje łóżko w zagraconym pokoju. I NIC dzisiaj nie malowała, to wkurwiało ją chyba najbardziej. Wchodząc do holu miała wrażenie, że stukot obcasów rozchodzi się echem absolutnie wszędzie. Westchnięcie irytacji i wkurwienia wydarło się z piersi doprawionej porządnym pushupem. Kiedyś spali ten stanik.

Stukając ruszyła do kuchni w poszukiwaniu jakiegoś jedzenia. W sumie nie miała ochoty z nikim już dzisiaj rozmawiać, ale..

– O hej Brenka, co tam – rzuciła odruchowo, odstawiając nową torebkę na zydel. Torebka spadła. Miles zignorowała to.

– Zobacz jak mnie Twój wujek urządził. Pojebało go, że ja niby tak będę się teraz ubierać codziennie. – Poskarżyła się od wejścia, może trochę nie chcąc konfrontować się od razu z tematami o wiele trudniejszymi. Drama z ciuchami była tak przyjemnie lekka i nieistotna w obliczu napięcia, które spadło na wszystkich z powodu ognistej wizji wyżej wspomnianego.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#2
31.03.2025, 09:13  ✶  
Brenna pojawiła się w Stawie może minutę przed Millie, teleportując się pod posiadłość tuż po pracy – i chociaż zdążyła zrzucić marynarkę, która teraz zwisała z jednego z kuchennych krzeseł, reszta stroju wciąż pozostawała służbowa. Kolorowe opakowanie z cukierni porzuciła na stole i jeszcze nim zdążyła dobrze złapać oddech, zabrała się za nastawianie wody na herbatę.

– Cześć, Miles – przywitała się, obracając przez ramię, gdy usłyszała kroki. W pierwszej chwili trochę zaskoczona, bo nie spodziewała się postukiwania obcasów i nawet zdążyła pomyśleć, że może do Księżycowego Stawu ktoś zabrał Norę. – Kupiłam ciastka – oświadczyła, wskazując na pudełko, które Millie „zamówiła”. W środku były trzy ptysie z kremem i trochę ciastek czekoladowych, złapanych przez Brennę nieco losowo, bo wpadła do kawiarni jak po ogień… no, wpadła po ciastka, ale się spieszyła. – Uzupełniłam też zapas herbat – dodała i popukała palcem w jedną z szafek, niedawno starannie wyczyszczonych z resztek popsutego jedzenia oraz kurzu.

Strój faktycznie był bardzo… nie to, że nie pasujący do Millie, bo ona właściwie była tym gatunkiem kobiety, która wyglądała dobrze we wszystkim, co założyła. Zresztą Morpheus akurat gust do mowy miał wybitny i nie ubrałby Moody w coś, w czym prezentowałaby się źle. Po prostu nie był tym, w czym Brenna spodziewałaby się ją zobaczyć.
– Wyglądasz świetnie – oceniła, odwracając się z powrotem ku czajnikowi, podgrzanemu właśnie zaklęciem, by rozlać wodę do kubków. – Przyjęłaś jego propozycję pracy? To dlatego? Hm, w Departamencie Tajemnic chyba wcale nie trzeba codziennie nosić szpilek? Kiedyś złapałam tam gościa, który biegał po piętrze bez spodni, trudno mi sobie wyobrazić, żeby jakieś ubranie ich tam zdziwiło. Jeśli ma być elegancko, ale źle czujesz się w spódnicy, to może po prostu garnitur ze spodniami? – zasugerowała. Nie była pewna, co myśleć o nowej pracy Millie… ale jeżeli tego chciała, i nie widziała się już w Brygadzie, dlaczego miała nie spróbować?


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
constant extreme
when sister and brother stand shoulder to shoulder,
who stands a chance against us?
Drobna (157cm, niedowaga), blada i czarnowłosa, o oczach złotych jak miód.

Millie Moody
#3
31.03.2025, 21:59  ✶  
– Jej pyszności! – rozpromieniła się i "dostukała" siebie bliżej stolika. Lepiej, gdy się nie odzywała i nie ruszała, to było pewne. Choć na dwóch imprezach w sezonie pojawiała się również - często nierozpoznana, ze względu na zakrycie blizny i czystokrwiste towarzystwo, to jednak zdecydowanie swobodniej czuła się w tenisówkach i wyliniałych jeansach.

Napakowała sobie twarz ciastkiem i opadła na krzesło, zsuwając momentalnie pantofle ze stóp.

– Umphf... niebo w...mmm.... doskonałe och... – postękała trochę, bo... no cóż, zapomniała jeść cokolwiek w ciągu dnia i teraz te ciastka jakie to było wybitne doświadczenie. Zaraz potem palcami ścierając sobie krem z buzi i oblizując go zachłannie zaśmiała się lekko, przepraszająco. – To nie jest tak, że ja pracuje dla Ministerstwa. To nie jest tak, że ja pracuje ej. Jestem na zwolnieniu, bo jada jada stresory, a błagam Cię, przy biurku dostanę pierdolca. – Nie trzeba było znać Miles długo, żeby wiedzieć, że była to prawda. Wbrew może własnym ambicjom i oczekiwaniom policyjnej rodziny, najlepiej czuła się jako krawężnik na patrolu. Dobra fucha. Interesująca. Przestępcy jak znicze na meczu. Wiatr we włosach, gadanko sranko, i do domu. A raporty? Tabelki? Kurwa mać.

– No i teraz to w sumie jest tak, ze porządkuje jakieś rzeczy, nie wiem to niby jest biurowa robota ale nie jest. Mam coś dostarczyć Morfinie. Coś zapisać. Umówić na spotkanie. Coś kupić. Znaczy on to opisywał bardziej eee rozwlekle i kwieciście ale wiesz jak ja słucham kurwa wytycznych. Jednym uchem. – pobimbała głową na boki aż zalśniły w świetle kuchennym przyduże kolczyki podkreślające szczupłą, łabędzią szyję. – No w każdym razie pożarliśmy się dzisiaj, powyzywał mnie od kurew i wyjebał czymś że jeszcze mnie nauczy ogłady czy coś. I że mam dorosnąć. Dobrze, że był tam też ten drugi dziadek Selwyn, bo bym pół sklepu wyjebała w pizdu. – Sięgnęła po drugiego ptysia bogowie jakie to było kurwa zajebiste. Dobrze jednak było mieć w swoich szeregach cukiernika. Nora wiedziała co dobre.

– Powiedz mi Brenka, bo ja do końca w końcu tego nie ogarnęłam ostatnio. Na czym stanęło z Bazyliszkiem? Ja mam go wybadać, nie mam? Znamy go tyle lat w sumie... wiem, że czyściuch, ale Ty też jesteś czyściuchem i mnie jakoś znosisz. Wiesz, że w ogóle jego siostra robi w mugolskim modelingu? – zapytała, po czym wetknęła sobie całe ciastko w twarz i stała się na moment Milesowym chomikiem. Z dużymi kolczykami. I ładną fryzurą.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#4
01.04.2025, 10:28  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 01.04.2025, 10:51 przez Brenna Longbottom.)  
W gruncie rzeczy Brenna nie do końca zrozumiała wyjaśnienia Millie – ale i nie musiała pojmować wszystkich złożonych aspektów nowej relacji służbowej czy mentorsko – uczniowskiej pomiędzy Moody a Longbottomem. Istotne było tylko to, żeby im to pasowało, chociaż teraz zaczynała mieć trochę wrażenie, że dojdzie tutaj do jakiegoś ogólnego aramagedonu na tle nieporozumienia szpilkowego.
– W porządku, jeśli nie pracujesz w ministerstwie, to właściwie po co te szpilki? – spytała z pewnym wahaniem. Sama nigdy nie miała problemu z eleganckimi ubraniami. Owszem, po domu chodziła niemalże oberwana. W Dolinie często nosiła stare ciuchy, ale i nic dziwnego – tam byli mugole, poza tym nie biegało się po Kniei w ciasnej spódnicy. Ale nigdy nie czuła się nieswojo w sukience czy haftowanej szacie. – Pantofle na płaskim obcasie nie byłyby kompromisem? – zasugerowała, stawiając na blacie kubki z herbatą. Potem też sięgnęła po jedno z ciasteczek, bo cóż, nie odmawia się dobrego ciasteczka. – Kurew? – powtórzyła, trochę zaskoczona, a potem opadła na krzesło.
Znając Millie, prawdopodobnie faktycznie doszło tam do niemalże wybuchu. Znając Morpheusa, mógł też skarcić Moody czy coś zasugerować. Znając oboje, ta krótka relacja mogła być dość mocno wyolbrzymiona czy jednostronna, Brenna więc po prostu wpakowała sobie ciasteczko do ust, zastanawiając się, jak w ogóle na to zareagować. I uznała w końcu, że najlepiej chyba wcale – nie żeby kupowała do końca ideę wbijania Millie do głowy ogłady poprzez zmuszanie jej do ubierania się codziennie w określony sposób (co innego na specjalną okazję), ale ostatecznie Moody sama zgodziła się pracować dla Morpheusa.
– Miles, chcesz, żeby ja zabrała cię na zakupy? – zapytała więc zamiast tego, bo może udałoby się jakoś znaleźć coś, co ostatecznie zaakceptowałaby i Millie, i Morpheus. Przynajmniej na początek. A potem westchnęła i odchyliła się lekko na krześle na kolejne pytanie Millie. Nie odpowiedziała od razu: nie tyleż z powodu wątpliwości co do Basiliusa, ile dlatego, że… no w głowie miała wiele wątpliwości wokół tematu. – Nazwisko nie ma wielkiego znaczenia. Basilius pomagał już ofiarom śmierciożerców po pierwszych atakach, w te nasze… piątki trzynastego i dziwne daty zdarzało się, że ktoś miał kłopoty i nigdy nie obchodził go status krwi, i spotkałam jego siostrę, mieszkają razem, a ona faktycznie pracuje dla mugoli. Naprawdę Brennie ciężko było go podejrzewać o cokolwiek, skoro nie przeszkadzało mu, że młodziutka siostra chodzi po mugolskich wybiegach. – Nigdy nie słyszałam, żeby był blisko z jakimiś… zatwardziałymi konserwatystami. Patrick sprawdzał jego aurę i nici. Przyda nam się lekarz, a on nie musi wiedzieć wszystkiego. Jeśli uważasz, że nie przekaże nic dalej… to ja nie widzę przeciwwskazań. Miałam zamiar niedługo iść z nim pogadać, ale możesz to zrobić sama, jeśli chcesz – powiedziała w końcu, bo najchętniej odesłałaby Millie, by pogadała o tym z kimś innym, ale tego kogoś innego czyli Patricka właściwie już nie było.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
constant extreme
when sister and brother stand shoulder to shoulder,
who stands a chance against us?
Drobna (157cm, niedowaga), blada i czarnowłosa, o oczach złotych jak miód.

Millie Moody
#5
15.04.2025, 12:32  ✶  
Nawet nie zamyśliła się nad propozycją Brenny, nie rozważyła wszystkich za i przeciw. Miles przypominała sobie ten piorun, który zdobił plecy, a takie pioruny nie zastanawiały się czy jebnąć, czy nie jebnąć, a może jebnąć? Dlatego też od razu pokręciła głową, aż zabrzęczały kolczyki doczepione do odsłoniętych uszu.

– Tak se wymyślił mój obecny szef i obecnie to ja to traktuje to jako sprawę osobistą! Nie będzie mi stary pierdziel mówił, że jestem za słaba żeby nosić szpilki! W razie czego i tak wiesz, ułamie obcasy i jechane, ścigać w tym nikogo nie zamierzam. Chyba. A jak ktoś mi przez to spierdoli to i tak wiesz magią go sobie ściągnę w zakres. Nie po to ćwiczyłam całe życie translokacje, żeby teraz za kimś biegać! – Zabawa w policjantów i złodziei wcale nie wywietrzała Miles z głowy.

Ciastko było takie dobre, takie słodkie, lukier lepił się, krem zdobił skórę a ona jakoś tak złagodniała gdy w końcu dostała nieco cukru. Słuchała Brenny z zastanowieniem i kiwała głową zgadzając się z nią.

– No absolutnie nie musi. Ale tak jak mówisz to wychodzi na to, że to już sprawdzony, przyklepany typ. Hmm.. fajnie, ja... ech i tak zbierałam się, żeby do niego zagadać po tej plaży wiesz, po tym śniadaniu i moim wybuchu totalnie... – nabrała powietrza w usta i wypuściła je powoli, co wyglądało nieco kuriozalnie, gdy taka ładna wypacykowana pomalowana buzia robiła takie głupie miny. Zaraz potem odgarnęła włosy (trochę jej się przylepiły do palców ale nie ważne) i wydała z siebie jęk poirytowania wszystkim co miała w swojej głowie. – To były... to był pojebany moment. Jeszcze ta sprawa z Cainem, wszystko cały czas wywalone do góry nogami. Nie daje sobie rady jak jest za dużo ludzi, nie daje sobie rady jak jest mało ludzi, nie wiem jak Wy możecie ze mną jeszcze wytrzymać, ja sama ledwie daje radę. A jeszcze tak się wkurwiłam, jak ruda się zaczęła drzeć, że Lou jest pojebany więc na pewno jest śmierciuchem. Nie usiedzieć, wiesz chwile wcześniej w podobnym tonie zarzucała mi, że rucham się z wrogiem, jeszcze Alik miał być i Alka nie było i wszystko takie no... chaos... chaos i brak nadziei na odrobinę stabilizacji– wypluwała z siebie słowa, zgodnie z tym jak zapamiętała to co się podziało, nie dbając za bardzo o to, czy jej komunikat był jakkolwiek zrozumiały. Powinny się w nim znaleźć jeszcze żółte kwiaty, które przysłał jej Figg, powinien się znaleźć onieśmielony uśmiech Eden, który nie był dedykowany jej osobie. Powinno się tam znaleźć tyle rzeczy. – Czasem się boje, że jak już w końcu wszystko będzie dobrze, to mi łeb i tak wybuchnie, bo może ja nie potrafię inaczej. Ale jestem zmęczona. Sufit mi pomaga. Tyle chociaż dobrego. I to miejsce... gdy wszyscy siedzą cicho i każdy grzebie sobie w swoich śmieciach. Dobry ten dom wybrałaś. Taki potrzebujący cierpliwości i miłości. – jak ja. Pomyślała sobie z czułością gładząc stół, jakby cały budynek miał być jej nową miłością. Księżycowy Staw przynajmniej na pewno nie miał na przedramieniu pieprzonego tatuażu.

Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#6
17.04.2025, 10:16  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 17.04.2025, 10:20 przez Brenna Longbottom.)  
Brenna już otworzyła usta, aby wyjaśnić, że pantofle są zwykle wyprofilowane w taki sposób, że po ułamaniu obcasów raczej nie będą zbyt wygodne… ale zaraz je zamknęła. Nie chodziło tutaj o same szpilki, a przynajmniej tak się jej wydawało: raczej o coś dużo więcej, czego w pewnym sensie buty i kłótnia o nie było tylko symbolem. A ona nie była w stanie w pełni pojąć dynamiki relacji między Millie i Morpheusem, uznała więc, że skoro Moody postanowiła w tych szpilkach chodzić, najlepiej się zamknąć, nie komentować już i po prostu zająć się jedzeniem ciastka.
– Nie nazwałabym go przyklepanym, ale Patrick brał to pod uwagę, gdy z nim rozmawiałam, a sama uważam, że to niezły pomysł. Potrzebujemy… zaplecza. Po Beltane to wszystko weszło na nowy poziom, a te ostatnie dziwne rzeczy, które dzieją się tu i ówdzie, tylko to potwierdzają – skwitowała, kiedy przełknęła ciastko. Nie żeby nie miała żadnych wątpliwości: miała wątpliwości wobec każdego, bo jeden niewłaściwy ruch mógł kosztować kogoś życie. Ale też to nie tak, że mogli całkiem przestać działać i szukać ze strachu, że coś pójdzie nie tak. - Rozumiem, że mam na razie do niego nie iść, bo chcesz sama z nim pogadać?
W milczeniu przysłuchiwała się dalszym słowom Millie, kończąc swoje ciastko, choć tak naprawdę prawie nie czuła jego smaku. Myślała o tym, że właściwie w tej chwili nikt nie dawał sobie rady – a ona nie umiała niczego z tym zrobić. Próbowała, Merlin jej świadkiem, ale nie była do tego odpowiednią osobą i nie umiała iść w stronę, w którą inni patrzyli.
– Nie znam Louvaina za dobrze. Nie wiem, czy jest śmierciożercą. Ale w szkole dręczył Heather i ostatnio, kiedy zobaczyła go z kimś na Nokturnie, zaatakował ją, więc nic dziwnego, że dla niej jest… jest hm, jak to ujęłaś popierdolony – powiedziała w końcu. Czy to znaczyło, że biegał w wolnym czasie w masce? Nie. Mógł być po prostu szują albo bardzo nie lubić Wood. Czy to był powód, żeby na niego uważać? Jej zdaniem tak. Ale nie wiedziała o Lestrangu wiele: nie miała nawet świadomości, że Millie najwyraźniej była z nim blisko. I sam fakt, że na kogoś trzeba było uważać, nie oznaczał, że musieli zrywać z nim wszelką znajomość. – W szkole i po niej bardzo lubiłam Anthony’ego Borgina. A potem okazało się, że jego rodzina chce zamordować Dorę, a on praktycznie na pewno jest w to zamieszany – dodała po prostu.
Nawet nie próbował zaprzeczać: wprost przyznał, po której stoi stronie w tej wojnie. O tym, że nosił znak i uciekł się do wielkiej maskarady z jakimiś maściami nie miała pojęcia, ale sam fakt pomagania komuś, kto potem szedł mordować niewinnych ludzi… dla niej to było za wiele. I pokazywał, w jak cholernie paskudnych czasach żyli: ile relacji się rozpadało. Albo ile trwało, bo ktoś szedł na coraz więcej kompromisów.
– Jest wiele osób, na których mi zależy, ale którym nie mogę ufać. A nawet jeśli komuś można zaufać jako osoba, to już nie jako członek Zakonu. Bo to że ktoś nie zrobi krzywdy mnie, jeśli nie popiera samej sprawy… nie znaczy, że nie pomoże komuś, kto jest mu też bliski i dzięki tej pomocy będzie mógł iść zamordować mi brata. I to dotyczy nas wszystkich. Ale to nie znaczy, że mam zamiar wypchnąć te osoby ze swojego życia bez wahania, albo że wymagam tego od innych. I nie zaglądam ci do łóżka, Millie, nie zamierzam czepiać się tego, z kim się spotykasz albo nie spotykasz. Wskazywałam, przy kim moim zdaniem trzeba uważać, co się mówi, jeśli czegoś się o kimś dowiedziałam. Być może był to z mojej strony błąd, skoro to sprawiło, że tak się poczujesz – stwierdziła w końcu, z pewnym zamyśleniem, bo nie, nie czytała w myślach i nie wiedziała wtedy, dlaczego dokładnie Millie wybiegła: ni cholery nie zgadałby, że chodziło o Louvaina. Na pewno nie zamierzała popełniać go po raz kolejny. De facto to jej słowa zachęciły Heather do wzmianki o Louvainie. I Millie miała rację, to był chaos, który nie mógł się powtórzyć. Dla Brenny od tego dnia minęły trzy dodatkowe dni: i zdążyła w tym czasie odwiedzić inną rzeczywistość. Miała dość czasu, aby to przemyśleć i przeanalizować własne błędy. – Nie mam ci za złe wybuchu, to zebranie powinien prowadzić Patrick, nie ja. Ale wybieganie w ten sposób nikomu nie służy, więc następnym razem, jeśli ktoś będzie takie organizował… spróbuj proszę wytrzymać do końca.
Uśmiechnęła się blado i zadarła na moment głowę, chociaż sufit kuchni był akurat zupełnie normalny.
– Wybrałam go ze względu na położenie i to, że jest zapomniany, ale… nie mogę powiedzieć, że mnie nie oczarował. Cieszę się, że dobrze się tu czujesz.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
constant extreme
when sister and brother stand shoulder to shoulder,
who stands a chance against us?
Drobna (157cm, niedowaga), blada i czarnowłosa, o oczach złotych jak miód.

Millie Moody
#7
25.04.2025, 13:58  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 25.04.2025, 14:00 przez Millie Moody.)  
– No to klepnijmy go, nie ma na co czekać. Ta wizja Morpheusa pokazała tylko, że im więcej lekarzy tym lepiej. Takich co wiesz... co nie wbiją nam avady w żebra. – skwitowała, nieświadoma rozważań o butach. Nie miała świadomości jak takie buty działają, ale być może przyjdzie dzień, kiedy przyjdzie się jej o tym przekonać. – I tak... pogadam z nim – westchnęła lekko napięta, ale o tym czym jest prawdziwe napięcie mogła się dowiedzieć zaraz za moment, jak padły następne słowa Brenny. Słuchała ich w osłupieniu kilka razy otwierając, ale zaraz potem zamykając buzię.

– Lou ogólnie w szkole dręczył zapewne każdego kto mu się pod różdżkę nawinął, ale atak? To jest zgłoszone gdzieś? Przecież wszyscy tu robimy dla ministerstwa, jaki kurwa atak? Czemu o tym nie gadaliśmy na zebraniu, ja nic nie wiem! – była blada jak ściana. Czy nie wysłała dosłownie wczoraj liściku do Lestrange'a z sugestią, że mogliby się znów spotkać. Dawno się nie widzieli. Zbyt dawno. Coś w niej jednak pękało na tysiąc kawałków. Nie... coś już było popękane, posklejane i teraz pękało znowu. Zamiast kredowej bieli nagle twarz jej spurpurowiała. – A może właśnie powinnaś mi zaglądać do łóżka?! Może właśnie! Wiesz wiesz ja zawsze.. – poderwała się gwałtownie, najprawdopodobniej dopompowana cukrem z ciastek, które przed chwilą zjadła. – Ja nie mam dobrego osądu do ludzi. Ja po prostu nie wiem. Jest alkohol, są dragi, dzieją się rzeczy. Nie panuje nad tym, dobra?! – wyglądało to dziwnie, gdy tak krążyła chaotycznie po kuchnie. Wszystkie przyruchy Miles tak właściwe jej osobie, nie pasowały teraz, kiedy była ubrana tak, a nie inaczej. Nowa twarz, stara Miles.

– I miałam taką wiesz jedną zasadę, żeby nie srać do swojego gniazda. W sensie, żeby nie umawiać się z zakonnikami. Nie ważne, czy mi się typo podoba czy nie... Jakikolwiek konflikt mógłby zaszkodzić potem, gdy wiesz, walczymy i nagle się okazuje, że wybiera serce nie głowa – powiedziała tak, jakby w jej przypadku zawsze przeważały decyzje wynikający z głowy. Z resztą, czy te wybory o których mówiła to byłyby realnie decyzje serca czy może bardziej... dupy? – Zawsze miałam słabość do czystokrwistych dupków i to na prawdę nie ma znaczenia jak ja się czuje teraz, gdy mi o tym wszystkim mówisz. Masz mi mówić! To mogą być nasi wrogowie, a ja serio, serio nie chciałabym być ruchana przez śmierciożerce, z którym potem co... mordujemy się na ulicy? Mój słodki laluś stwierdza nagle "o tym razem zamiast spermy dostaniesz crucio w ryj?". Nie chcę tak! Nie chcę tak myśleć! A wychodzi to całkiem kurwa prawdopodobne teraz jak rozmawiamy. – opadła na krzesło bliska płączu. – Jak... jak w ogóle można sprawdzić czy ktoś jest tym jebanym śmierciożercą? Ok, ustaliliśmy, że Basilius nie jest. Ale reszta? W ogóle martwię się, że mój kuzyn... nie żebym chciała z nim sypiać czy co – dodała zapobiegawczo, zgodnie z obecnym stanem rzeczy. Peregrinus dał jej wyraźnie do zrozumienia, że kocha ją jak siostrę. Ale był taki blady i coraz bardziej wywłokowaty. Mrok zagarniał go dla siebie a w Miles rosła paranoja.
– Będę siedzieć choćby skały się zesrały. Będę siedzieć i kurwa notować. Morpheus mi kazał, ale wiedz, że będę siedzieć bo usłyszałam co do mnie mówisz i będę siedzieć dla Ciebie, a nie dla tego starego palanta – dodała słabowicie.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#8
28.04.2025, 09:33  ✶  
Kiwnęła tylko głową. Była gotowa iść porozmawiać z Basiliusem, ale jeżeli Millie chciała zrobić to sama, nie istniał powód, dla którego Brenna miałaby się upierać, że zrobi to sama: chyba jednym ze źródłem problemów było to, że zawsze nadmiernie wychodziła przed szereg i teraz wiedziała, że pora to zmienić.
– Jak sądzisz, jak skończyłoby się zgłoszenie odnośnie tego, że jakiś Lestrange posłał kilka zaklęć w dziewczynę na Nokturnie, gdy nie ma to żadnych świadków? – spytała retorycznie. Pewnym ludziom po prostu wszystko uchodziło na sucho, i gdyby ktoś skończył w kłopotach, to tą osobą byłaby Heather. – Poza tym ona nie chce, żeby ludzie o tym wiedzieli.
I Brenna mogła to zrozumieć, bo sama pewnie też raczej nie biegłaby ze zgłoszeniami. Może nawet nie powinna mówić tego Millie, ale tutaj powstawał najwyraźniej jakiś konflikt na linii Moody – Wood, i to… na litość Merlina… z powodu Louvaina Lestrange’a.
Obserwowała w milczeniu wybuch Millie, niespokojne ruchy, gestykulację, wyraz twarzy. Pozwalała jej krzyczeć i zadawać pytania, które nie miały doczekać się odpowiedzi – bo Brenna tych nie miała i nie sądziła, by ktokolwiek inny mógł ich udzielić. I nie, nie dziwiła ją ta erupcja, bo przecież ją dręczyły te same rzeczy, nawet jeżeli nie wykrzykiwała słów na głos, a jedynie obracała je we własnej głowie.
Kto z osób, z którymi się stykała, nosił mroczny znak?
Kto z jej przyjaciół pomagał śmierciożercom?
Kto był skłonny przymknąć oka na mordowanie dzieci w kołysankach, bo dokonywała tego bliska mu osoba?
Nie wiedziała.
Nie była pewna, czy naprawdę chce wiedzieć.
– Nikt z nas tego nie wie, Miles. Możemy tylko… starać się uważać – westchnęła w końcu, bo przecież nie mogła, nie chciała nikomu powiedzieć: wytnij ze swojego życia każdego, kto może być podejrzany. Sama nie chciała tego robić. Nie robiła. Ale prawda była taka, że doszukiwała się noży w każdej dłoni, poza rękami zakonników – teraz jednak nawet tutaj nie była już zupełnie pewna. Nikt z nich nie zdradziłby celowo, nie wierzyła w to. Ale w imię bycia lojalnym wobec kogoś innego? Kto mógł być lojalny wobec nich… ale dlaczego miałby być lojalny wobec Zakonu? – Millie, czy to naprawdę chodzi o to, że boisz się, że sypiasz ze śmierciożercą? Czy o to, że… to że to jest alkohol i chwila zabawy cię dręczy? – spytała wprost. Nigdy jej nie obchodziło, kto z Zakonu jak podchodzi do takich relacji: nie zamierzała się wtrącać, bo dlaczego by miała? Jeśli tego chcieli, jeżeli nikogo nie krzywdzi, dlaczego miałaby to oceniać?
Ale Millie brzmiała prawie tak, jakby nienawidziła za to sama siebie.
Jakby ktoś tutaj był krzywdzony, i to wcale nie jej przypadkowi partnerzy.
– W porządku. Serio, w porządku. Chodź tutaj, proszę – powiedziała, wyciągając do niej rękę, gdy padły te ostatnie słowa. Morfina jej kazał, będzie siedzieć dla niej? – Nie musisz siedzieć dla mnie. Nie powinnaś robić tego dla mnie.
Żadne z nich nie było tutaj w końcu dla niej: tu nigdy nie chodziło o nią.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
constant extreme
when sister and brother stand shoulder to shoulder,
who stands a chance against us?
Drobna (157cm, niedowaga), blada i czarnowłosa, o oczach złotych jak miód.

Millie Moody
#9
10.05.2025, 09:57  ✶  
- To nie jest jakiś Lestrange i jakaś Wood, tylko dwóch pracowników Ministerstwa, ale dobra chuj, jak Ruda nie chce z tym nic robić to kim ja jestem, żeby jej kazać. - skwitowała, nie chcąc wchodzić w dyskusje, bo cóż w sumie nadal nie wiedziała o co chodzi. Może wcale nie chodziło o konfiturę na drugim piętrze. Może bardziej drażnił ją fakt, że nie miała jebanego pojęcia o całej sytaucji, a takie ostrzeżenie byłoby całkiem valid, szczególnie jeśli Lou wiedział kogo traktował zaklęciem na tyle niegroźnym, ze po Heather nie było widać, na tyle upierdliwym, że zostało to odebrane jako atak.

- I tak, boje się, że mogę sypiać ze śmierciożercą. Bo nie chcę być tą przez którą ktokolwiek z Was ginie a cała plejada zaklęć mieszających w mózgu istnieje. Teraz jak w tym siedzę, żeby zaklinać swoje obrazy, to przeraża mnie jak łatwo można komuś coś wmówić, a jak leżysz zmęczona po ruchaniu, to serio możesz nie mieć refleksu, żeby zareagować odpowiednio szybko, jak facet Ci macha przed nosem tą prawdziwą różdżką. - odetchnęła głęboko. Była podirytowana tym wszystkim, była podirytowana tym trójkątem wkurwu między Lou i rudą, była podirytowana faktem, że kilka dni temu wysłała w końcu liścik do Lestranga, żeby się rozładować i z odpowiedzi wnioskowała, że jest zainteresowany.

Wkurwiało ją to wszystko i pączki nie pomagały za bardzo w całej sytuacji.
- Dobra chuj, zrekrutuje Bazyliszka, i będę go nawracać z gejostwa. Albo skoczę do tego jebanego kowenu i tak jak Twój brat doradzał złożę śluby czystości. I już. I będzie spokój. - posarkała jeszcze trochę, a potem wepchnęła sobie ostatniego pączka w twarz. - Muszę sobie to poukładać. Ale tak zupełnie serio... nie przejmuj się zebraniami. To normalne, że nerwy nam puszczają po tym co się zadziało na Beltane i przed tym co ma się wydarzyć, jeśli te wizje Morfiny się sprawdzą. Bez kitu. - zrobiła lekko zdziwioną minę, jakby dopiero teraz zdała sobie z tego sprawę. Serio będziemy potrzebowac więcej lekarzy. Wiesz co? ogarnę Preweta jeszcze dziś - zadeklarowała podnosząc się z miejsca. [b]- Uważaj na siebie Bren. I wiesz co Bren? Jebać tego Anthony'ego. Jebać Borgina. W niefajny sposób. - Uśmiechnęła się szyderczo, ale szybko jej wyraz twarzy złagodniał, gdy pożegnała się z przyjaciółką przeskakując do Londynu. Była jedna piekarnia ich piekaria w której Liszek mógł być. A nawet jak go nie będzie, to Miles chętnie napije się lurowatej kawy i poplutkuje z Buckim o swoim nowym szmeksi wyglądzie.

Głównie po to żeby nie myśleć o ostatnich słowach brenny.

Nie powinnaś robić tego dla mnie.

W sumie miała racje. Miles była przekonana, że robi to tylko i wyłącznie dla swojego brata. Dla Alastora.

Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (2067), Millie Moody (2204)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa