• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie Hogsmeade 27.08 – Sen Nocy Letniej [Towarzystwo MUZA]

27.08 – Sen Nocy Letniej [Towarzystwo MUZA]
Our Lady of Sorrows
and you don't seem the lying kind
a shame that I can read your mind
and all the things that I read there
candlelit smile that we both share
Spowita nimbem wyższości i aureolą sięgających za pas srebrzystoblond włosów, Lorraine wygląda dokładnie tak, jak powinien wyglądać Malfoy z krwi i kości. A jednak... Coś hipnotyzującego jest w jej czystym, wysokim głosie, w sposobie, w jaki intonuje słowa. W pełnych gracji ruchach, które cechuje elegancka precyzja profesjonalnej pianistki. Coś w przenikliwym spojrzeniu jasnoniebieskich oczu, skrytych pod ciężkimi od niewyspania powiekami. Przedziwny czar półwili, który wyróżnia Lorraine z tłumu mimo raczej przeciętnej postury (1,67 m), długo nie pozwalając ludziom zapomnieć o jej uśmiechu. Wygląda na istotę słabą, wątłego zdrowia. W przeszłości, Lorraine zmagała się z zaburzeniami odżywania, przez co teraz cechuje ją nienaturalna wręcz kruchość. Chorobliwie chuda, kości zdają się niemal przebijać delikatną, bladą skórę. Uwagę zwracają zwłaszcza wydelikacone dłonie o długich, smukłych palcach, w których często obraca w zamyśleniu srebrny pierścionek z emblematem rodu Malfoy. Obyta towarzysko, zawsze wie jednak, co powiedzieć i jak się zachować. Bez względu na okoliczności dba o zachowanie nienagannej postawy. Ubiera się skromnie, w otrzymane w spadku po bogatszych kuzynkach, klasyczne, mocno zabudowane suknie, na których wprawne oko dostrzec może ślady poprawek krawieckich. Nie da się ukryć, że jako młoda, atrakcyjna kobieta, przyciąga wzrok, nosi się jednak konserwatywnie, nigdy nie odsłaniając zbyt wiele ciała. Najczęściej spowita jest od stóp do głów w biel, która przydaje jej bladej skórze świetlistości, choć chętnie stroi się także w odcienie zieleni i błękitu. Zawsze otula ją mgiełka ciężkich perfum, których słodka, dusząca woń przywodzi na myśl palony cukier.

Lorraine Malfoy
#141
26.10.2024, 09:37  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 08.11.2024, 16:03 przez Lorraine Malfoy.)  
pod namiotem artystów z Baldwinem – jestem wredna dla wszystkich, którzy próbują naruszyć prywatność artystów

"Nie sprzedałem go", zapewniał, choć przeczył temu złoty laur, który ściskał w ręce. Wierzyła mu – a może po prostu chciała wierzyć – w końcu w przypowieści o Samsonie i Delilah, to on był bogobojnym poczciwcem, a ona kłamliwą krętaczką. Wierzyła wbrew wszelkiemu rozsądkowi, który nakazywał doszukiwać się w słowach podstępu albo manipulacji. W pewnym sensie, Lorraine była równie emocjonalna, równie oddana sztuce, co Baldwin – równie prawdziwa, pomyślała ze złością, a może i prawdziwsza. Kiedyś potrafiła przecież komponować, ale po śmierci matki spaliła wszystkie swoje dzieła, rozsypując popioły pod lasem Greengrassów. Czy Baldwin mógłby powiedzieć to samo?

Nienawidził zepsucia arystokratycznego świata, do którego Lorraine tak desperacko aspirowała, widząc ruinę tam, gdzie ona widziała blichtr. Nie blichtr – blask bogactwa nie kusił jej tak jak to, co bogactwo zapewniało – sposobność. Sposobność, aby zmienić swe życie na lepsze. Lorraine chciała, aby Baldwin ją w tym wspierał, nie zaś nieustannie robił na złość, raz zawoalowanie wyśmiewając te starania wierszem, raz – prosto w twarz. Gdzie leży twoja lojalność, rozważała chłodno, patrząc na znękaną twarz Baldwina. "Nie sprzedałem go", mówił o obrazie. A siebie?, chciała zapytać – rzucić mu to w twarz, z takim samym ostentacyjnym wyrachowaniem, z jakim on wytykał jej potknięcia – nazwać go hipokrytą – pieprzonym hipokrytą.

Zamiast tego, pozwoliła mu ująć swoją dłoń.

Patrzyła obojętnie jak podnosi ją do ust – jak  muska wargami wnętrze dłoni przyozdobionej krwawymi półksiężycami paznokci, aby złożyć na niej krótki pocałunek. Teraz mieli pasujące rany. Stygmaty szaleństwa, które Baldwin ucałował z taką samą rewerencją, z jaką oddawał cześć bogini. Wypaczona ikonografia boleści przypominająca o tym, co naprawdę ważne: on przebił swoją dłoń ku chwale sztuki i obnosił się ze skaryfikacjami na pamiątkę wzgardzonej dumy, ona – skrywała piętno destrukcyjnego gniewu, wstydząc się tłumionych myśli i impulsów – tych gwałtownych, wysyconych brutalnością i popędem do okrucieństwa. Nie musiała się już dłużej wstydzić własnej, pooranej paznokciami skóry, kiedy on w tym samym miejscu nosił bliznę, która była czymś więcej niż afirmacją autodestrukcji.

– Ręka, co drwi – odezwała się w końcu, parafrazując słowa wiersza, który w ustach Baldwina wybrzmiał gorzką pogardą, w jej zaś – niósł ze sobą słodycz tęsknoty – i serce, które karmi. – Jak modlitwa, którą oboje zanosili przed ołtarz Matki, zgodnie klęcząc obok siebie w kaplicy, nawet wtedy, gdy byli śmiertelnie skłóceni. Nie cofnęła dłoni. Jeżeli to była modlitwa, chciała aby ją usłyszał, kto bardziej potrzebował bowiem zmiłowania niż zagubione dzieci? Odetchnęła gwałtownie. Chciała powiedzieć coś jeszcze, ale uświadomiła sobie, że nie są sami.

– Na bogów – syknęła, wysuwając się instynktownie przed Baldwina, kierowana w równym stopniu odruchem, co świadomą kalkulacją. Znów przywdziała maskę opanowania, a jej oczy skuł lód. Nie cierpiała towarzyskich niezręczności, ale wychodząc intruzom naprzeciw demonstrowała, że nie mają niczego do ukrycia – jakkolwiek dwuznacznie mogła wyglądać z boku ich rozmowa. W głowie kołatały jej słowa stryja. "Czasem wystarczy jasno okazać niezadowolenie, aby głupcy zrozumieli swój błąd." Kto miał okazać się większym głupcem od Fortinbrasa Malfoya?

– To namiot artystów. – Głos Lorraine ociekał lodowatą uprzejmością, a choć twarz pozostała nieprzenikniona, ze słów biła irytacja.

charyzma (III) – aby wzbudzić trwogę w sercach ludzi pod namiotem, co nam przeszkadzają w prywatnej rozmowie
Rzut Z 1d100 - 7
Akcja nieudana

Rzut Z 1d100 - 79
Sukces!


Yes, I am a master
Little love caster
Sunshine
Pretty brown eyes and a mind full of thoughts.
Promienny uśmiech zawsze zdobi jej twarz, wydawać by się mogło, że nigdy się nie smuci. Patrzy na świat bystrymi oczami w kolorze orzecha laskowego. Włosy ma zazwyczaj brązowe, chociaż latem gdzieniegdzie pojawiają się jasne pasemka, kiedy pozwoli słońcu je musnąć swoimi promieniami. Usta różane, nos lekko zadarty, twarz obsypana piegami. Jest szczupła, nie należy do wysokich kobiet, bo ma około 168 cm wzrostu.

Rita Kelly
#142
26.10.2024, 10:44  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 26.10.2024, 10:54 przez Rita Kelly.)  

Szukam Raphaeli z bratem (po krzakach, unikając Jonathana)

Zauważyła, że wuj Morpheus się teleportował, może to i lepiej, bo kiedy spoglądała na niego nie wyglądał najlepiej, nie zdążyła jednak dotrzeć do mężczyny, aby sprawdzić, co się stało. Na pewno nie omieszkać wspomnieć o tym wszystkim matce, zdecydowanie powinna wiedzieć, co się wydarzyło podczas tego koncertu.

Rozglądała się uważnie i zauważyła, że Raphaela Avery gdzieś zniknęła. Nie widziała jej od długiego czasu, a powinna przecież kręcić się wśród gości, albo siedzieć z Enzo, którym wydawała się być zainteresowana, tak się jednak nie stało. Przepadła, jak kamień w wodę. Zaczęła się tym niepokoić.

Doszedł do niej brat, spoglądała na niego przez dłuższą chwilę i nie zamierzała wziąć pod uwagę opcji, że mają stąd zniknać jak wujek Morpheus. To nie wchodziło w grę. - Jessie, Raphaela gdzieś zniknęła, wiesz, ta moja koleżanka. - Próbowała mu wytłumaczyć o kogo chodzi. - Powinniśmy jej poszukać. - Nie miała pojęcia, czy ktoś również to zauważył, czy niestety nie, ale nie zamierzała zostawić znajomej w potrzebie. Kto wie, czy nie walczyła gdzieś w krzakach z jakimś natrętnym adoratorem?

- Trzymajmy się od wujka z daleka, zawsze jest nadzieja, że nas nie zauważy w tym całym zamieszaniu. - No, wolała się łudzić, że wszystko pójdzie po jej myśli. - Nie możemy się zgubić Jessie, czuję, że coś jest nie tak. - Zniknęła bariera, która uniemożliwiała teleportację, wspomniał o tym przecież Jonathan. Kto wiedział, co za chwilę się może wydarzyć. Jeśli pojawią się tu śmierciożercy to wraz z bratem mogą się stać ich pierwszym celem, z racji na to, że wszyscy wiedzieli o tym, że ich ojciec był mugolakiem.

- Chodźmy. - Wzięła brata za rękę i ruszyła biegiem przed siebie, w poszukiwaniu Raphaeli.
[a]Podążała przed siebie, biegli w stronę namiotów, ale nie wchodzili do nich tylko szukali ich naokoło, po krzakach.



Rzut Z 1d100 - 51
Sukces!

Rzut Z 1d100 - 39
Slaby sukces...

Rzucam dalej na percepcję, szukam w tłumie Avery.
The Nocturn's Delight
My name is Ozymandias,
King of Kings;
Normalnie skóra zdjęta z ojca! 177 cm wzrostu, waży koło 70 kg. Szczupły młodzieniec, chodzi wyprostowany emanując pewnością siebie. Ma wyjątkowo jasne włosy, które od razu zdradzają jego pochodzenie od Malfoyów. Oczy jasne w szarym odcieniu. Można odnieść wrażenie, że jest wiecznie z czegoś niezadowolony, ale wrażenie to umyka, gdy otwiera usta - charyzmatyczny chłopiec z łagodnym, może nieco chrapliwym głosem.

Baldwin Malfoy
#143
26.10.2024, 14:08  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 26.10.2024, 15:15 przez Baldwin Malfoy.)  
przy namiocie artystów - rozmawia głównie z Lorraine

Widział zaschnięte, brązowiejące plamy na jej białej sukience. Nim nastąpi świt weźmie Lorraine do siebie jak Samson wpuścił niegodziwą Delilah. Ale nie po to, aby dzielić w nią łoże. Nie. Byli ponad to.
Chciał jej szkic. Takiej jaką była w tej chwili. W tej starej brudnej kiecce, tanim bukietem kwiatów w dłoniach i skrwawionymi dłońmi. Nie pytał skąd się to wzięło, bo pytać nie musiał. Widział resztki skóry pod długimi paznokciami.

Raniła się, by móc przynależeć do socjety.
Ranił się, by móc tą samą socjetę doprowadzić do konwulsji.
Miałaby czelność rozmawiać z nim o hipokryzji i prawdziwości?

- Nie sprzedałem.- Powtórzył z tą samą stanowczością, przesuwając ostrymi paznokciami po jej drobnych rankach, które zdążyły się powoli zasklepić. Jak wieszcz próbujący wyczytać z jej linii długą i szczęśliwą przyszłość. Ale nie tego szukał. Zacisnął mocniej palce na kobiecym nadgarstku, aby nie mogła go z taką łatwością wyszarpnąć. Wbił paznokieć mocniej, by z jednej ranki znów zaczęło krwawić Scałował szkarłatną juchę z namaszczeniem i niemą modlitwą.
Wyrwała się.
Zbyt szybko by był tym wszystkim jakkolwiek usatysfakcjonowany.
Wysunęła się przed niego, więc nawet przy ich całkiem sensownej różnicy wzrostu musiał się wychylić nieco zza jej pleców, by przyjrzeć się niespodziewanym gościom. W przeciwieństwie do kuzynki na jego twarzy malowało się to nonszalanckie, wytrenowane rozbawienie. Może odrobina kpiny. Nie wychodził przed szereg, bo i po co?
- Państwo wybaczą, przeszkadzamy w czymś?- Zapytał obecnych przy namiocie, pozwalając Lorraine wcześniej okazać swoje niezadowolenia. Lał słodki miód kłamliwego flirtu na jej lodowatą uprzejmość.
Nie był szczególnie zainteresowany tym co ludzie tu robią. Co mówią. Co myślą.
Kolejne bezimienne twarze uważające, że mogą zamknąć swoją osobowość w jednym złotym galeonie. Z braku laku i narastającej nudy utkwił wzrok w Jonathanie.

Metaliczny posmak jej krwi błądził na wargach Baldwina jak najsłodszy z deserów.
Och krwi najdroższa, och krwi odkupienia.
Zebrał ją opuszką kciuka, zaraz zresztą wsuwając go do ust i oblizując. Ani na ułamek sekundy nie oderwał wzroku od Jonathana. A jeśli ten zdecydował się na niego spojrzeć – nawet nie drgnął i nie przerwał kontaktu wzrokowego. Uniósł kąciki ust w jednoznacznym uśmieszku.

A potem… po prostu z tego wszystkiego zrezygnował. Szybko stracił zainteresowanie. 
Dlatego korzystając z okazji, że już tu są, spróbował zajrzeć do wnętrza namiotu, odsuwając zamaszyście poły namiotu. W sumie tylko po to, żeby sprawdzić czy ostało się tu trochę wina. Albo czy nie zastanie w środku słodkiej panny Selwyn. A najlepiej – obu tych rzeczy.

Rzut na percepcję (II):
Rzut N 1d100 - 90
Sukces!
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#144
26.10.2024, 16:35  ✶  
Kontynuuje z Atreusem drogę do Jenkins i zagaduję do niej, gdy tylko nadarza się ku temu pierwsza okazja.

Cóż, każdy zespół miał swoje wady i zalety. Mieli eksperta od teleportacji łącznej, ale mieli też tutaj specjalistę od składników do eliksirów i minerałów. Taka pomoc była im jednak w tym momencie zbędna. A reszta zespołu? Cóż, byli dobrymi funkcjonariuszami, ale żeby faktycznie pokazać swoją siłę przebicia podczas ewentualnego starcia z napastnikami, musieliby działać grupowo, żeby szybko spacyfikować swoich przeciwników.

— Może się zgubił — mruknął przekornie do Atreusa na wzmiankę o starym Fortinbrasie. — Jeśli o mnie chodzi, to możesz go od razu ewakuować prosto do Malfoy Manor. Albo znaleźć jego krewnych.

Może wydaje mu się, że przysługuje mu ten sam poziom ochrony, co obecnej Ministrze, dodał w myślach Erik, zatrzymując jednak tę informację dla siebie. Nie miał o ojcu Eden i Elliotta najlepszej opinii, ale na pewno nie miał zamiaru pozwolić na zrobienie tutaj jakiejś burdy, tak jak to miało miejsce w przypadku starszych Mulciberów na niedawnym festynie. Tam to się dopiero zrobiło zbiegowisko.

— Madame Jenkins? — zaczął Erik, darując sobie wszelkiego rodzaju uroczyste wstępy do tej rozmowy. Władze departamentu urwą mu głowę (i kilka innych części ciała), jeśli na jego warcie Ministra wejdzie pod różdżkę jakimś sabotażystom. Trzeba było się stąd jak najszybciej pozbyć VIPów. — Bariera blokująca teleportację została naruszona. Zalecam natychmiastowe przeniesienie się wraz ze swoimi towarzyszami w bezpieczne miejsce. Mogę przydzielić wam maksymalnie dwójkę funkcjonariuszy w ramach eskorty.

Naprawdę liczył, że kobieta stosunkowo szybko pojmie powagę ich obecnej sytuacji. Naiwnie sądził, że pomimo brawury, jaką się wykazała, zjawiając się na tym wydarzeniu muzycznym, będzie aż nadto świadoma tego, że jeśli będzie się tutaj kręcić podczas potencjalnego ataku, to nie tylko narazi na niebezpieczeństwo siebie, ale także innych gości kręcących się dalej w okolicy. Longbottom strzelił oczami na boki. Chociaż wokół nich dalej było całkiem sporo ludzi, tak wydawało mu się, że parę osób zdążyło już ewakuować się na własną rękę. Brutalna nauczka po wydarzeniach Beltane wymogła na ludziach to, aby faktycznie zadbali o swoje zdrowie i życie.

Nie wiedział, gdzie w takiej sytuacji wolałaby udać się obecna Ministra Magii. Do głównej siedziby rządu, czyli Ministerstwa Magii? Prywatnej posiadłości czy mieszkania w mieście? A może jej ''zespół'' miał przygotowane dla niej jakieś utajnione lokum na wypadek szybkiej ewakuacji? Pytanie, czy Bones i Harper cokolwiek o tym wiedzą, pomyślał przelotnie. Bądź co bądź, to właśnie ten duet był odpowiedzialny za kwestie bezpieczeństwa, ale czy w ogóle wiedzieli, że Ministra zdecyduje się uświetnić dzisiejsze wydarzenie swoją obecnością? Nawet jeśli, to na pewno nie przewidzieli sabotażu, pomyślał, zerkając kątem oka na Atreusa, jakby fakt, że mu towarzyszył, przekona Eugenię do tego, aby stąd jak najszybciej zniknąć.
Czarodziej
Less colours but still colorful
Średniego wzrostu (174 cm), lekko umięśniony. Włosy ma w kolorze ciemnego brązu, zazwyczaj schludnie ułożone, z opadającymi na oczy w barwie orzecha laskowego kosmykami. Nos ma lekko zadarty, na słońcu wychodzi mu te kilka piegów, zdobiących jego policzki.

Jessie Kelly
#145
26.10.2024, 22:12  ✶  
Kręcimy się z siostrą wokół namiotów, rozglądam się

Rozsądek nakazywał, by posłuchać wuja, nie narażać się na kłopoty, które wróżyło opadnięcie bariery antyteleportacyjnej, i wracać do bezpiecznego domu. Samo to, że wuj Jonathan mówił im, żeby się stąd wynosili, mówiło samo za siebie. I normalnie Jessie pewnie posłuchałby swojego ojca chrzestnego, ale w tym momencie siostra użyła argumentu, z którym nie chciał i nie potrafił się kłócić. Bo, czy mają w pełni działające serce, nad którym czasami ubolewała jego matka, byłby w stanie tak po prostu zostawić znajomego, swojego czy swojego rodzeństwa, bez upewnienia się, że byli bezpieczni?

-Może się teleportowała? - to było pierwsze, co przyszło mu do głowy, ale sam zaczął się rozglądać.

Mógł sobie gdybać i może mógłby spróbować przekonać siostrę, że z jej koleżanką na pewno wszystko było w porządku i pewnie przeniosła się w bezpieczne miejsce, kiedy tylko zauważyła, że bariera opadła, ale skąd miał wiedzieć, czy Raphaela rzeczywiście zauważyła brak bariery? Albo, że faktycznie się deportowała? A jeśli jednak z jakiegoś powodu została i coś by się jej stało?

-Nie sądzę, żeby ukrywanie się przed wujkiem było dobrym pomysłem - ale łażenie mu przed nosem również takim nie było.

Nie oponował, kiedy siostra chwyciła go za rękę i pociągnęła w kierunku namiotów, cały czas rozglądając się w nadziei, że zdoła szybko dostrzec znajomą swojej bliźniaczki.

A jeśli faktycznie Raphaela była obecnie z jakimś amantem, to niechaj będzie to jakiś oblech, od którego mogliby ją uwolnić. Wystarczy, że przez niego (i może trochę przez Jonathana) uciekł amant Rity.


Rzucam na Percepcję, rozglądam się za Raphaelą
Rzut O 1d100 - 53
Slaby sukces...

Rzut O 1d100 - 6
Akcja nieudana


Czarodziej
Your life is your canvas, and you are the masterpiece.
Metr osiemdziesiąt dwa, o czarnych włosach i oczach. Ma charakterystyczną szparę między jedynkami. Ubiera się w modne, ekstrawaganckie rzeczy. Jest głośny, wygadany i wszędzie go pełno.

Enzo Remington
#146
27.10.2024, 22:27  ✶  
Z Isaaciem przy namiocie, zagaduję do Baldwina i reszty

- Hm? Bariera?

Enzo został wyrwany z rozmyślań przez przyjaciela, który był o wiele mniej skupiony na pięknie. Odrywając spojrzenie od sceny, Enzo spojrzał najpierw na Isaaca, a następnie uniósł oczy ku niebu, oceniając, czy bariera rzeczywiście jeszcze oddziela ich od świata, czy zniknęła.

- Masz rację, bariera zniknęła. Ale nie mogę uciekać do domu nim nie pożegnam się z moim patronem. - Postanowił, uśmiechając się lekko. To nie było przecież przyjęcie dla kochanków mugoli, tylko przyjemne spotkanie z rozmową o sztuce. Nie było powodu, by musiał się chować. - Nie martw się na zapas, skarbie.

Dało się wyczuć pewną zmianę nastroju i Remingtonowi wcale ona nie odpowiadała. Ze spokojnego wieczorku to spotkanie nie mogło stać się kolejną krwawą łaźnią! Skrzyżował ręce na piersi i rozejrzał się, oceniając, kto zdążył już uciec, a kto jeszcze pozostał na miejscu.

- Nie widziałem Raphaeli od dłuższego czasu. - Przyznał w końcu, z pewnej odległości obserwując zebranych przy wejściu do namiotu artystów. - Muszę ją znaleźć, z nią też wypada się pożegnać. - Zasłonił własną obawę powinnością, nim powoli ruszył w kierunku Baldiwna i Lorraine. - Bardzo przepraszam. - Odezwał się do nich. - Szukam panny Avery. Nie widzieli jej państwo może?

Wyciągnął szyję, by dojrzeć, co było w namiocie.

Percepcja
Rzut N 1d100 - 65
Sukces!
Nędzny
Diva
I felt my heart crack -
slowly like a pomegranate,
spilling its seeds.
Burza czarno-srebrnych loków, blade lico, gwiazdozbiory piegów. Oleander jest młodym mężczyzną o 183 centymetrach wzrostu i nienagannej posturze. Jego oczy zmieniają kolor w zależności od nastroju, dnia, pogody, miesiąca - lawiruje pomiędzy odcieniami z pomocą metamorfomagii. Dłonie ma smukłe, palce długie. Nosi biżuterię i kolczyki, ale zazwyczaj tylko wieczorami bądź na występy. Gustuje w perłach, złocie i szafirach. Na pierwszy rzut oka uśmiechnięty, pełny życia i pasji młody człowiek, który nie stroni od tłumów i rozgłosu.

Oleander Crouch
#147
28.10.2024, 00:53  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 28.10.2024, 00:59 przez Oleander Crouch.)  
Oleander rozmawia z matką, zauważa, ze zasłona zniknęła, odszukuje Desmonda, Calanthe oraz Severine. Szuka wzrokiem Lorraine i Baldwina, ale ich nie znajduje. Opuszczają wydarzenie.

Rozmowa z matką spływała po jego zmysłach jak słodycz pyłków akacji po świeżości rozkrojonej w letnim pikniku figi; bąbelki musującego wina podkreślane kryształem szkła kieliszka szczypały w język, wprawiając w ruch kolejne opowieści o zakatkach świata pachnących miętą i rozgrzanym piaskiem.
Zapominał o reszcie świata, gdy mógł być w łunie spojrzenia Beatrice; korona jego loków przybliżała się kolorem do jej ognistych kosmyków, wracał ku naturalności, nie myśląc o prezentowaniu się w wystudiowany przed lustrem toaletki sposób.
- I wtedy, dokładnie wtedy, wyobrażasz sobie? Gdy akurat dochodziłem do momentu kulminacyjnego, kiedy łabędzie splatały się szyjami, klawisze z kości słoniowej niemal w kolorze ich piór i ... ! - nie ukoronował swej wypowiedzi końcem, bo idealnie ukształtowane brwi zmarszczyły się tworząc głęboką zmarszczkę.
- Bariera zniknęła - spoważniał; frywolność z jaką jeszcze sekundę temu wypowiadał każde słowo i artystyczna lekkość zniknęły wraz z zaklęciami, które oddzielały miejsce koncertu od powiewu wiatru, faktycznej pogody oraz prawdopodobnych, niedopowiedzianych niebezpieczeństw. W świetle ostatnich wydarzeń i tarć politycznych, nietrudno było o panikę.
Potarł rękoma ramiona, czując jak jego ciało wzdryga się od zmiany temperatury. Zauważył, że ktoś już się teleportował. Z przyspieszonym tętnem, wyszukał w tlumie znajome blond kosmyki; nie było to trudnym zadaniem, bo Desmond w swojej beznamietności górował nad wieloma osobami, mogłoby się wydawać że dryfował w morzu nieistotnych dusz, gdy jego własna kołysała się w łunie wyjątkowości teraz oświetlając drogę, niczym latarnia morska. Nie mógł nigdzie dostrzec Lorraine oraz Baldwina, ale ostatnio, gdy ich widział rozmawiali z Eden Lestrange oraz Eleonorą Malfoy, więc założył, że w towarzystwie dziecka oraz małżonki byłego Ministra nie może im nic zbytnio zagrażać. (chyba, ze sam były Minister)
- Powinniśmy się zbierać, tak na wszelki wypadek. Wolałbym uniknąć pędu paniki, nie mam do tego dobrych butów - mówił o tym lekko, ale złapał matkę pod ramię i szybko podszedł do Desmonda, Calanthe i, jak się okazało Severine.

- Mam nadzieję, ze zdołaliście zobaczyc wszystko, co chcieliście, bo wydaje mi się, że nadszedł czas najwyższy, aby przenieść pogawędki i drinki gdzieś indziej. Nie sądzisz? - zwracał się głównie do Desmonda, bo to on według niego był ekspertem w transporcie jakimkolwiek.

Ci, z ktorych oporem nie spotkała się propozycja Oleandra, teleportowali się wraz z nim, Desmondem oraz Beatrice.

Aportujemy się z Desmondem, Calanthe, Beatrice i Severine, jeżeli też chce.
Postacie opuszczają sesję


“Why can't I try on different lives, like dresses, to see which one fits best?”
♦♦♦
Czarodziejska legenda
O! from what power hast thou this powerful might,
With insufficiency my heart to sway?
Przed dwoma tysiącami lat niewielkie irlandzkie miasteczko Waterford spłynęło krwią okrutnego męża i bezdusznego ojca kobiety, która zbyt wiele wycierpiała z ich rąk. Upiorzyca gnana nienawiścią i pragnieniem zemsty, przez lata dotkliwie karała wiarołomnych kochanków i mężów, aż zasnęła w swym rodzinnym grobowcu. Mieszkańcy co roku w rocznicę jej zgonu kładą na ciężkiej marmurowej płycie krypty rytualny kamień, który ma zapewnić im bezpieczeństwo. Ze szczątkowych zapisków etnologów i lokalnych pieśni, można wywnioskować, że kobieta była użytkowniczką magii. Czy znajdzie się śmiałek, który zdecyduje się zdjąć kamień i pocałunkiem obudzić bladolicą śniącą o ustach czerwonych jak krew?

Dearg Dur
#148
28.10.2024, 23:48  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 29.10.2024, 12:36 przez Dearg Dur.)  
Goście w Namiocie Bankietowym byli coraz bardziej niespokojni, szczególnie zamieszaniem przy Ministrze Magii w którym brali udział: Ministra, Bletchey, hrabia, Malfoy (z córką za plecami), Erik i Atreus

Namiot Artystów stał się drugim punktem, gdzie kilka osób weszło ze sobą w interakcję: rozmawiający Lorraine i Baldwin zatrzymali przed wejściem Jonathana oraz przychodzących Enzo i Isaaca. Brenna, zdołała dobiec do tego miejsca szybciej i zniknąć w jego wnętrzu zanim Malfoyowie znaleźli się przy połach odseparowanej przestrzeni.

[+]Brenna
To miało być tylko krótkie sprawdzenie, odhaczenie miejsca i pobiegnięcie dalej w poszukiwaniu jakichkolwiek śladów Avery. Trafiłaś jednak za pierwszym razem, ale to co zobaczyłaś od razu popchnęło Cię do środka przygaszonego namiotu, w którym ledwie było cokolwiek widać, ze względu na pogaszone magiczne światełka i lampiony, które były tu wcześniej. Stół leżał wywrócony, na ziemi zaś leżała bezładnie drobna kobieta - Raphaela Avery - otoczona swoimi dokumentami, na których coś było pobazgrane ciemnym tuszem. Kobieta próbowała się podnieść, przyczołgać, trzymając coś w dłoni, choć nie była to różdżka.
– Proszę pomóż mi.. nie chcę, by ktoś widział, zabierz mnie... – wycharczała, ledwie słyszalnie, wyciągając ku Tobie wolną dłoń. Jej jasne włosy były skołtunione i brudne od ziemi i krwi. Z pewnością nie była świadoma, że to akurat Ty weszłaś do środka, jej wzrok mógł padać co najwyżej na buty.

Rita i Jessie


Bliźnięta aby uniknąć wujka, ruszyły na poszukiwania. W sporych rozmiarów namiocie Bankietowym na pewno nie było Raphaeli, namiot Artystów sprawdzał wujek. Pozostał teren okalający, który teraz wyznaczały barwne rośliny. Bardzo widać było brak bariery tu, poza światłami przyjęcia, ciemną zieleń roślin odcinającą się od fluorescencyjnych krzewów ubarwionych specjalnie na okoliczności tematu spotkania.

Nagle spomiędzy roślin wyszedł znany im Cedric, wyraźnie spłoszony, rozglądający się na prawo i lewo z niedowierzaniem, ale gdy tylko jego wzrok padł na Ritę, podbiegł do niej i złapał ją za ramiona.
– Bariera opadła! – stwierdził fakt – Nie ma jej nigdzie, nie wiem co się dzieje, chyba zaraz przyjadą do nas z Hogsmeade, bo taka była procedura, nie... nie możecie tu zostać, teraz jest tu niebezpiecznie nawet dla czystokrwistych. – rzucił, po czym dodał – Muszę zameldować dowódcy, dasz... dacie sobie radę? Ewakuacja będzie z głównego namiotu, jakbyście nie mogli się sami przenieść. – i pobiegł do namiotu Bankietowego szukać Erika Longbottoma. Rzeczywiście, od strony lśniącej wieczornym światłem wioski widać było jakieś przemieszczające się światła w ich stronę.

Erik, Ateus, Eden


Rozmowa umilkła w półsłowa, gdy detektyw wraz z aurorem stanęli przy Ministrze niemal w tym samym momencie co Fortinbras Malfoy.

– A to jest jakiś problem? Bariery brzmią nieco ekstrawagancko, ale mamy dzięki temu piękny widok na... – zapytał długowłosy elf pozbawiony już swojego laury, choć wciąż złotem lśniły liście i kwiaty wyszyte na jego jasnokremowej kurcie. Został jednak natychmiast uciszony przez Alexandra Bletcheya, gdy ten złapał go za przedramię, a jego pogodne spojrzenie spochmurniało momentalnie, gdy rozejrzał się aby ocenić prawdziwość tych słów.

Tymczasem Fortinbras, który już miał mówić i dwukrotnie nie dopuszczono go do słowa, poczerwieniał mocno, co było widać przez jego skórę cienką i białą pergamin.
– Właśnie chciałem Ci Eugenio donieść o indolencji służb, które dopuściły się tak rażącego... – zaczął grzmieć nad ich głowami, gdy drobna kobieta oceniająca sytuację skinęła głową Longbottomowi na znak, że się zgadza, po czym jej bardzo zdecydowane oczy utkwione zostały w poprzedniku, gdy machnęła nań lekceważąco ręką, jakby odganiała bzycząca muchę: 
– Wystarczy Forinbrasie. Jeżeli nie ma bariery, nic tu po nas. Taki był warunek mojej obecności tutaj. Zażalenia możesz złożyć pisemnie później, nie mam ochoty tego słuchać i tak zepsuto mi już ten wieczór. Jeden wystarczy. – poinformowała funkcjonariusza policji, po czym zwróciła się do swoich rozmówców – Panie Hrabio, może lampka wina na osłodzenie przedwcześniej zakończonego eventu? Alexandrze? – jej głos ze zdecydowanego przeszedł znów w czystą kokieterię. – Proszę nas odprowadzić panie Longbottom. Sądzę, że obecny tu auror z powodzeniem może przejąć sprawę tej kapryśnej bariery. – dodała w kierunku detektywa, kiwając głową w stronę Bulstrode'a. Następnie całą grupą, włącznie z młodym Yaxleyem, zostali teleportowani.

Zaraz potem zniknęli Burke'owie i dwie z trzech cioteczek Parkinson. Najmłodsza, mizerna, o pociagłej ostro zakończonej twarzy pozostała, a jej czujne oczka chłonęły informacje jak papierek lakmusowy.

Jeśli Eden rozejrzała się po tym co pozostało z namiotu Bankietowego - to była to jej matka osuszająca kolejny kieliszek.

Lorraine, Baldwin, Jonathan
później też Enzo i Isaac



Skupieni na sobie Malfoyowie nie zauważyli wcześniej biegnącej w srebrze do namiotu Artystów Longbottomówny. Dopiero pojawienie się Jonathana wywiązało całą głośną dyskusję o zasadności jego obecności w tych rewirach. Głos Lorraine nie był bynajmniej przerażający w sposób, w jaki najstraszliwsi łowcy potworów mogli pytać o to, czy ktoś ma jakiś problem. Arystokratyczne i wyniosłe tony nie trafiły na specjalnie podatny grunt podchodzącego, bo ten wychowywał się w teatrze Selwynów. Niemniej jednak wejście w bezpośrednią interakcje zatrzymało go na tyle, by nie wejść do środka namiotu od razu. Zaraz potem, dołączyli do nich Enzo pytający czy nie widzieli Raphaeli i stojący za nim, wyraźnie zaniepokojony Isaac.

Baldwin nie czekając na to co przyniesie rozmowa, zamaszyście odgarnął połę, gdzie chwilę trwało, by wzrok przyzwyczaił się do panującego wewnątrz mroku. Ktoś zagasił wszystkie magiczne lampiony, które towarzyszyły im podczas całego koncertu. Ktoś wywrócił stół. Rozrzucił papiery. Ktoś...

Z uwagi na specyfikę rozgrywki, proszę grupę Namiotu Artystów o cierpliwość i poczekanie z odpisem na Brennę, która dotarła tam, jako pierwsza i miała ułamek minuty aby zareagować przed odsłonięciem poły. Opis jej poście tego co widzicie w środku jest wiążący i widoczny dla każdej osoby stojącej przy Namiocie Artystów.

Jonathan, uwaga Lorraine przerwała Twoją akcję (zawahałeś się na moment), ale w swojej turze możesz reagować na sytuację według własnego uznania.

[+]Baldwin
To był tylko moment, miałeś ważniejsze sprawy na głowie, ale byłeś prawie w stu procentach pewien, że spojrzenie padło na jednego z brygadzistów (którego mundur różnił się nieco od pozostałych, sugerując wyższy stopień) i dwójki towarzyszących mu gości: kobiety i mężczyzny z czego ten drugi był Mecenasem. Zaraz potem kobieta odbiegła ku jezioru, a tamci ruszyli w stronę Ministry, gdy Ty pobiegłeś za Lorraine.
[+]Jonathan
Emocjonalna aura Erika lśniła brązem zaangażowania i skupienia się na wykonaniu zadania.
[+]Atreus
Byłeś skupiony i miałeś pewność, że Twoje Trzecie Oko rozwarło się szeroko na osobę Fortinbrasa Malfoya. I zobaczyło absolutnie nic. Wiesz już, że masz do czynienia z oklumentą i jeśli chcesz stanąć z nim w szranki i podejrzeć prawdę o jego osobie, potrzebujesz dużo bardziej specjalistycznej wiedzy o tym jak operować swoim darem.

  • W ramach jednej tury można napisać do dwóch postów.
  • W ramach jednej tury przysługują dwie kości Akcji: 2x na jedną czynność, lub po 1x na dwie czynności.
  • Na potrzeby tej konkretnej sesji nie jest wymagany rzut na translokację gdy postać chce się teleportować.
  • Proszę o podkreślanie najważniejszych akcji deklarowanych w ramach posta.
  • Dla przypomnienia:
    Lokacja Krzaki znajduje się przy tej dużej białej palmie w lewym górnym rogu. Droga z lewego krańca prowadzi do Hogsmeade.

    [Obrazek: bleUQod.png]

Tura trwa do 1.11, godz. 23:59
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#149
29.10.2024, 09:41  ✶  
Grupa w namiocie, pomagam Avery, proszę Jonathana o wezwanie kogoś z BUM i próbuję zagrodzić wejście policyjną taśmą

Widok Avery, ewidentnie rannej i pełzającej po ziemi, natychmiast pchnął Brennę do środka. Dopadła kobiety, przelotnie patrząc, co próbuje podnieść, ale jeżeli nie była to jakaś bomba o opóźnionym zapłonie, to… Raphaela była ważniejsza.
I pytanie: kto?
Przynajmniej cztery osoby kręciły się z dala od grupy, a przynajmniej tylu odchodzących na bok mogła widzieć Brenna.
Powinna była szukać jej bardziej uparcie wcześniej. Cholera, widziała przecież, że gdzieś się oddaliła.
– Już dobrze, zajmiemy się tobą – powiedziała, chwytając ją, by posadzić na najbliższym miejscu do siedzenia, nie przestając podpierać, by nie upadła, a potem drgnęła, słysząc nagle jakieś zamieszanie przy wejściu do namiotu. Biegnąc tu chwilę temu minęła Isaaca i Enzo, czy to oni ruszyli za nią?
Odruchowo otoczyła Raphaelę lewym ramieniem, przyciskając do siebie – nie mocno, ta była w końcu ranna, ale próbując zasłonić samą sobą, brudząc przy okazji szarą suknię błotem i krwią. Raphaela nie chciała, by ją tak widzieli, Brenna nie chciała, by tę tak widzieli, ale nie mogła po prostu się z nią teleportować. Mogłaby pogorszyć jej stan, nie wspominając już o tym, że albo zostawiłaby miejsce zbrodni do zadeptania, albo musiałaby zostawić samą tejże zbrodni ofiarę. To mogli zobaczyć zgromadzeni przy namiocie: Brennę między nimi a siedzącą Avery, którą do siebie przytuliła.
Ukrywanie tego, do czego tu doszło, nie miało wielkiego sensu, bo i tak się rozniesie, chociaż Brenna zdecydowanie byłaby szczęśliwa, gdyby zostało ujawnione światu jednak później niż w tej chwili.
– Brygada Uderzeniowa, to miejsce możliwej napaści, proszę o nie wchodzenie do środka, by nie zatrzeć śladów i dać pannie Avery trochę prywatności – powiedziała, po czym machnęła różdżką, próbując wyczarować charakterystyczne taśmy policyjne, by połączyć rozpostarte poły namiotu i zagrodzić drogę. Tak na wypadek gdyby ktoś od razu chciał rzucać cię ku kobiecie. W pierwszej chwili w półmroku widziała głównie srebrzyste włosy Lorraine, ale kiedy rozpoznała charakterystyczną sylwetkę Selwyna, odetchnęła z ulgą. – Jonathan, zechciałbyś znaleźć mi jakiegoś Brygadzistę? Carrow albo Burke najlepiej. - Byle nie Porter. Chociaż Burke też była potencjalnie problematyczna. – Gdyby się stawiali, powiedz, że mam tutaj ranną.
I że osobiście potem zadba, aby dostawali wszystkie najgorsze prace, bo ignorując takie wezwania od gości obstawianej imprezy do niczego się nie nadawali. Ale tego to nie mogła teraz powiedzieć głośno. Za dużo ludzi zebrało się przy namiocie.

kształtowanie V, policyjne taśmy
Rzut W 1d100 - 100
Krytyczny sukces!

Rzut W 1d100 - 24
Slaby sukces...



Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Czarodziejska legenda
O! from what power hast thou this powerful might,
With insufficiency my heart to sway?
Przed dwoma tysiącami lat niewielkie irlandzkie miasteczko Waterford spłynęło krwią okrutnego męża i bezdusznego ojca kobiety, która zbyt wiele wycierpiała z ich rąk. Upiorzyca gnana nienawiścią i pragnieniem zemsty, przez lata dotkliwie karała wiarołomnych kochanków i mężów, aż zasnęła w swym rodzinnym grobowcu. Mieszkańcy co roku w rocznicę jej zgonu kładą na ciężkiej marmurowej płycie krypty rytualny kamień, który ma zapewnić im bezpieczeństwo. Ze szczątkowych zapisków etnologów i lokalnych pieśni, można wywnioskować, że kobieta była użytkowniczką magii. Czy znajdzie się śmiałek, który zdecyduje się zdjąć kamień i pocałunkiem obudzić bladolicą śniącą o ustach czerwonych jak krew?

Dearg Dur
#150
29.10.2024, 09:56  ✶  
Była tylko gościem, osobą towarzyszącą mecenasa, nie miała na sobie szarego munduru, a srebrną, elegancką suknię.

Jeden ruch różdżką wystarczył by absolutnie nikt nie miał wątpliwości z kim ma do czynienia.

Detektyw Longbottom otoczyła namiot lśniącą policyjną taśmą, poddała surową magię swojej woli do tego stopnia, że na żółtym pasie znajdowały się co jakiś czas insygnia Departamentu Przestrzegania Praw Czarodziejów. Może sama nie była zbyt charyzmatyczną osobą, ale ten komunikat był dla wszystkich jasny - to już nie był namiot artystów, a miejsce popełnienia przestępstwa i każdy kto nie podporządkuje się zakazowi wejścia może mieć spore problemy z oskarżeniem o utrudnianie śledztwa włącznie.

Dodatkowo taśma świszczała złowrogo, gdyby ktoś spoza Brygady Uderzeniowej chciałby ją przekroczyć.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Eden Lestrange (4515), Brenna Longbottom (6414), Erik Longbottom (2672), Atreus Bulstrode (5337), Bard Beedle (2515), Eugenia Jenkins (1038), Severine Crouch (722), Desmond Malfoy (1444), Oleander Crouch (2651), Lorraine Malfoy (6836), Morpheus Longbottom (2454), Isaac Bagshot (1489), Jonathan Selwyn (3317), Rita Kelly (3856), Jessie Kelly (3736), Baldwin Malfoy (4470), Enzo Remington (2776), Dearg Dur (13434), Calanthe Malfoy (942)


Strony (17): « Wstecz 1 … 13 14 15 16 17 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa