Nic dziwnego, że Rodolphus Lestrange, był zaskoczony ujrzeniem tej samej osoby w liczbie dwóch. I nie działał tutaj żaden eliksir wielosokowy. Nie użyto również metamorfomagii. Nie użyto zdolności Potterów. Ani też jakakolwiek inna zmiana wyglądu. Miał przed sobą czysto urodzonych bliźniaków. Wyróżniających się ubiorem. Nie do Richarda należało zadanie przesłuchania młodego, a jego brata. Był tutaj, jako ochrona, wsparcie. Jedyny z nich dwojga odziedziczył po ojcu umiejętność rodową. Szkolenia i praca Aurora, nauczyły go dodatkowo odpowiedniej obserwacji ludzkich zachowań. Dostrzegania szczegółów. Reagowania na ich podejrzane działania. O ile w tym ojciec był z niego dumny i pomógł mu opanować nici powiązań, tak potępiał jego wybór kariery zawodowej.
Po udzieleniu odpowiedzi bratu, Richard skupił swój czujny wzrok na Lestrange’u, cały czas stojąc przy drzwiach, blokując jedyną drogę wyjścia z tego pomieszczenia. Główne pomieszczenie sklepu, zostało odpowiednio zabezpieczone i wygłuszone. Światła pogaszone.
Robert przeszedł do konkretów od razu. Bez owijania w bawełnę. Nie mając żadnego sygnału od brata, zrozumiał, że ma zostać. Rozsądne podejście. Dla Rodolphusa byłoby wskazane siedzieć grzecznie i niczego nie kombinować. A może będzie mniej bolało? Richard nie tolerował spiskowania za plecami swojego brata, jak i swoimi. A nie wiadomo, co siedziało w głowie Lestrange’a. Już na pierwszy rzut oka, wydawał się być nierozważny. Choć nie był w temacie ich współpracy, oceniał po pierwszym spojrzeniu na poznaną osobę.
Wychwyciwszy spojrzenie brata, wiedział co miał zrobić w takiej sytuacji. Przestał opierać się o framugę drzwi. Machnął różdżką na całe pomieszczenie dwa razy. Zabezpieczył je zaklęciem ochronnym, a drugim wygłuszającym. Jeżeli miało ono już zaklęcia wcześniej nałożone, wzmocnił je swoimi. Trzecie powędrowało na zamek od drzwi, przy których Richard stał teraz w lekkim rozkroku, niczym w pozycji gotowej do zareagowania na nieodpowiedzialne i podejrzane działania ze strony Rodolphusa. Blokował tym samym wyjście z pomieszczenia. Różdżkę trzymał w lewej dłoni, w pogotowiu, wycelowaną w Rodolphusa. Swój umysł ochronił oklumencją. Nigdy nie wiadomo co tamtemu odbije. To był znak dla młodzieńca, aby nie kombinował, a grzecznie słuchał Roberta i wykonywał polecenia. W przeciwnym razie Richard po swojemu poprosi go o oddanie różdżki na przechowanie.
Robertowi lekkim, ledwo zauważalnym skinieniem głowy dał znać, że może przejść do działania.