Każda zneutralizowana sowa to dodatkowa szansa na pogłębienie Londynu w kryzysie. Owszem te kilka uśmierconych sów nie przechylą szali zwycięstwa w znaczący sposób, jednak być może ktoś kto właśnie potrzebował natychmiastowej pomocy właśnie jej nie otrzyma. Albo meldunek jakiejś formacji ze służb ministerstwa nie dotrze do koordynatora działań, co utrudni wszelkie akcje ratownicze, czy interwencyjne. Panika i terror. To była ich główne zadanie. I jak na razie dobrze się spisywali, no z wyjątkiem niego samego.
- Dobra robota. Rzucił powściągliwą pochwałę w stronę Naśladowcy, widząc jak właścicielka tego bałaganu na jego szacie, ląduje spętana linami na ulicy. Dobre nawyki należało pochwalać, a uławianie mu rewanżu było jak najbardziej dobrą manierą. Podszedł bliżej ptaszyska, które bardzo usilnie starało się wydostać spod ciężkich węzłów, trzepocząc skrzydłami w panice. Przez krótki moment wymienił z nią spojrzeniami i dał do zrozumienia jej ptasiemu móżdżkowi, że tutaj następuję koniec jej historii na tym świecie. Uniósł wysoko kolano i nastąpił piętą z siłą całego swojego ciężaru na jej tułów. Chrzęst łamanych kości wydostał się spod jego podeszwy, a bombowiec z piórami przestał się już całkowicie ruszać. Słodka zemsta na gównianym lotniku szybko się dokonała, ku jego pocieszeniu.
Wieść o rozprawieniu się z rozgłośnią Nottów również mu się spodobała. Bo jebać Nottów. Potem rozejrzał się pytającym wzrokiem na sugestię Leviathana. Z tego co się orientował to każdy z nich potrafił się teleportować, z lepszym czy gorszym skutkiem, ale nie słyszał o takim przypadku wśród swoich towarzyszy. Jedynie ten nieznajomy mu młodszy stopniem, mógł nie być wprawiony w aportacji. Nie usłyszał jednak żadnych sprzeciwów, więc można było działać dalej. On już nie zamierzał babrać się więcej w ptasich odchodach. Gówniana robota.
- W takim razie na Whitehall. Oznajmił prawie wzdychając, bo nie zdążył się jeszcze odpowiednio nacieszyć destrukcjom. Na Whitehall mogło być mniej spokojnie, niż tutaj bo niedaleko znajdowała się również siedziba mugolskiego premiera. Poczekał jeszcze chwilę, aż wszyscy będą gotowi do teleportacji, tak żeby wszyscy mogli przenieść się w tym samym momencie. A kiedy pojawił się już na miejscu w pierwszej kolejności ruszył w stronę starej, czerwonej budki telefonicznej. Z kontenera obok dochodził odór śmieci, a paskudne graffiti na ścianie wcale nie napawało dumą. Wstyd, że musieli godzić się na takie warunki wyłącznie dla bezpieczeństwa mugoli. Wycelował różdżką w ukryte przejście. Miał zamiar dać szanse translokacji jeszcze jedną szansę, bo w jego oczekiwaniu chciał uszkodzić ją, wyrywając jak najwięcej żelastwa z budki z ziemi i odrzucając ją w bok.
translokacja, wyrywam budkę telefoniczną razem z korzeniami
Sukces!