• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Niemagiczny Londyn v
1 2 3 4 5 6 Dalej »
[Jesień 72, 23.09 Hannibal, Robert, Jonathan, Anthony] Whisky, moja żono!

[Jesień 72, 23.09 Hannibal, Robert, Jonathan, Anthony] Whisky, moja żono!
Czarodziej
Some legends are told
Some turn to dust or to gold
But you will remember me
Remember me for centuries
Wysoki (191 cm), szczupły i zawsze zadbany brunet, który ewidentnie poświęca dużo czasu na to, by wyglądać najlepiej jak tylko się da. Najczęściej stroi się w wysokiej jakości szaty, garnitury i koszule. Niemal zawsze uśmiechnięty.

Jonathan Selwyn
#11
12.09.2025, 10:35  ✶  
– Zależy jakie to gryzienie – rzucił i ponownie zachichotał, bo czuł się właśnie jak aktor na scenie jakiejś komedii, który rzuca pewne uwagi, o których wie tylko on i widownia, a reszta postaci nie. No... Anthony też wiedział, ale Anthony'ego chyba to nie rozbawiło. Najwidoczniej dla Shafiqa sztuka Życie Jonathana Selwyna stała się jedynie smutnym szumem w tle.

– A nie myślicie, że to nie tak, że małżeństwa nie wychodzą, a po prostu ludzie za szybko je finalizują? – spytał, czując nagłą potrzebę do znalezienia rozwiązania na problem instytucji małżeństwa. — Bo w sumie nieistotny jest jakiś papierek, a to że spędzi się ze sobą długie lata. Han... – Prawdę mówiąc nawet nie zarejestrował, że kuzyn wspomniał o wybrankach różnej płci. – Nie jestem przekonany do komun.  – Wizja dzielenia łóżka w więcej niż dwie osoby jakoś do niego nie przemawiała.– Ale co się komu podoba czyż nie?

Jemu na przykład nie podobała się poczyniony przez Anthony'ego komentarz.
– Prawda? Na pewno wtedy są mniej zaskoczeni, gdy muszą potem pomagać ci – Pozbierać się pijany z podłogi.– W kryzysie.

Oczywiscie była to uwaga do stanu, w którym zastał go w lato.
Oczywiście były to też dokładnie słowa, których można było użyć przeciwko niemu, ale nie do końca przeszło to Jonathanowi na myśl.

Potem jednak wydarzyło się trochę rzeczy, Hannibal wciąż był dość blisko Anthony'ego, a Robert oskarżał go o czyny, których nigdy by nie popełnił! A przynajmniej nie w tym momencie. Jonathan aż zachłysnął się powietrzem i przycisnął dłoń do piersi.
– Ja!? Ja z ciebie nigdy bym nie żartował! No chyba że w ramach rodzinnej troski! Na przykład z tego, że nigdy nie czytałeś Hamleta! – On tu mówił mu szczere słowa, prosto z nasączonego whisky serca, a on traktował to jako potwarz!  I jeszcze grozil mu prawem!

Aż z tego wszystkiego zgarnął swoją szklankę i od razu sobie dolał. A skoro już był przy tym zadaniu, a towarzystwo wyraziło na to chęć, chwycił dzbanek aby napełnić cztery filiżanki i... Dzbanek wypadł mu z rąk, potoczył się po kawowym stoliku, a następnie spadł i roztrzaskał się o podłogę, gdy usłyszał pytanie o wilcze uszy.
– Potrzebujemy nowej herbaty – mruknął, wciąż myśląc o tych przeklętych uszach.

ten lepszy Robert
cały mój kraj potrzebuje psychologa
Brunet o wzroście 180 cm. Ma błękitne oczy i zawadiacki uśmiech, który często nosi niczym maskę. Włosy często ma napomadowane, a pod szatami czarodzieja nosi eleganckie garnitury, albo od Rosierów, albo mugolskich projektantów, takich jak Westwood lub Dior, nie obnosząc się z tymi markami, lecz traktując to jako ukryty polityczny manifest.

Robert Albert Crouch
#12
15.09.2025, 16:20  ✶  

Nie dodawał nic do słów Jonathana, choć miał trochę ochotę powiedzieć, że jego kuzyn był niepoprawnym romantykiem. Może w teatrze miłość miała miejsce, ale prawdziwe życie rządziło się innymi prawami. Związki po czasie, jego zdaniem, broniły się jedynie głębokimi więzami przyjaźni i... czystym przypadkiem. Raz się trafiało na osobę kompatybilną pod kątem celów i osobowości, a raz nie. Czy warto było w ogóle podejmować takie ryzyko? Jak się dało to sprawdzić przed zawarciem małżeństwa?

Jednak gówniarza, który pyskował, nie mógł tak łatwo uniewinnić.

– Nie jestem jakimś krawężnikiem, żeby mandat ci wlepiać, młody – rzucił, grożąc Hannibalowi sędziowskim palcem wskazujacym. Wykroczenie było poważne.

Kiedy skrzat podszedł do stolika z dzbanuszkiem, Robert odłożył swoją szklankę po whisky. Zasiedział się trochę, czuł, że kręgosłup zaczynał mu drętwieć. Przeciągnął się i rozmasował ręką obolały kark. Odkrył, że świat już zaczął rozmazywać się odrobinę. Ale jedynie na krawędziach. To jeszcze nie tragedia.

– Anthony, mój przyjacielu złoty, normalnie bym się na wróżby nie zdecydował, lecz podczas pijaństwa umysł zmierza ku subtelnościom, symbolice. Zapomina się przez chwilę, że się chuja z tego rozumie – uśmiechnął się. Chyba słowo "chuj" wyjątkowo go rozbawiło. Zupełnie, jakby znowu miał te piętnaście lat. Wspaniały wiek... Fakt, że od tamtych czasów minęło dwadzieścia jeden lat, napawał go trwogą. No, ale oczywiście nieprzesadną.

Słowa Jonathana sprawiły, że przewrócił oczami i niemal prychnął. Skrzyżował ramiona na piersi.

– A wiesz, ostatnio nawet przeczytałem. Krótkie było, ale uważam wciąż, że kompletnie przereklamowane, a i przeznaczone do teatru. I tak moja wyobraźnia podsuwało mi obrazy z przedstawienia. Jaki to więc miało sens? – westchnął. – W oryginale to trzeba czytać przepisy prawa. Znać ich brzmienie poza interpretacjami. Ze sztuką jest inaczej. Ona meandruje, przeplata się w warkocze. Wszystko odbieramy przez co innego. Mugole to nazywają mediami, a medium to z natury swej pośrednik – plótł trzy po trzy i plótłby jeszcze chwilę, gdyby nagle dzbanek z herbatą nie gruchnął o ziemię. Robert krzyknął nagle, wyrwany z toku myśli. Wiedział, że już do niego nigdy nie powróci. – Chyba tak – tym razem jego głos brzmiał blado. Wcześniejsza śmiałość wyparowała na moment.
lover, not a fighter
175 cm wzrostu (na scenie wydawał się wyższy!) Pełna emocji twarz. Ciemne oczy i włosy, które zwykle pozostają w nieładzie. Goli się na gładko. Szczupły, ale umięśniony - zawodowy tancerz. Strój modny wśród mugolskiej młodzieży, czasami zgoła ekstrawagancki.

Hannibal Selwyn
#13
15.09.2025, 18:21  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 17.09.2025, 20:35 przez Hannibal Selwyn.)  

Zależy, jakie to gryzienie…
Hannibal poprawił się na podłodze. Coś mocno ten temat chodził Jonathanowi dzisiaj po głowie.
Jemu samemu też, ale to było co innego. I, oczywiscie, wina tych dwóch… Jonathana, z jego podejrzanymi aluzjami i Anthony’ego, który mówił do niego po francusku i był tak bezczelnie podobny…
Podejrzanymi aluzjami? A może…
- Gryzienie i gryzienie… Jonathan, czy to jakiś nieuświadomiony zębowy kink? Albo może… wampirzy? - na chwilę, choć z pewnym trudem, skupił wzrok na najstarszym Selwynie imprezy, powstrzymując śmiech.

Potem zwrócił się do grożącego mu palcem Roberta:
- A szkoda. Wierz mi, czasami warto dać się sprowadzić do parteru! - zachichotał, strasznie rozbawiony zarówno Groźnym Panem Sędzią, jak i własnymi żarcikami.

Robert wdał się w Filozoficzną Dyskusję z Jonathanem, albo może sam ze sobą - Hannibal nie był w stanie tego śledzić, częściowo z powodu whisky, a częściowo - przedramienia przesuwającego się dość niespodziewanie po jego włosach i ramieniu w dół.
- Baldwin… gra świetnego Hamleta…- zaczął, ale zamarł, przypatrując się rzeczonemu przedramieniu (zakończonemu pustą szklanką) na swojej klatce piersiowej. Podniósł wzdłuż niego wzrok na Anthony’ego. Przełknął ślinę.
Z czarnymi oczami okrągłymi jak dwa talerzyki i doprowadzoną do perfekcji mieszaniną fascynacji i niewinności na twarzy, usłużnie napełnił podstawione mu naczynie. W butelce pozostało niepokojąco mało trunku.

Kiedy padło pytanie o wilkołacze uszy (czyżby Shafiq właśnie całkiem nieskrępowanie podzielił się ze wszystkimi swoim fetyszem?), odwrócił się w jego stronę już całkiem otwarcie.
- Hmmm… - zaczął na wydechu, z lekkim zaskoczeniem, ale zaraz na jego usta wypłynął znaczący uśmiech - To jest bardzo ciekawe pytanie - dokończył,  nie zważając na łomot, z jakim Jonathan najwyraźniej coś zdemolował, wstając. A potem dodał, bo był pijany i wybranie chaosu wydawało się świetnym pomysłem - Wilkołacze kły też byś chciał? Czy ty w przeciwieństwie do Jonathana nie jesteś miłośnikiem gryzienia?
Wyszczerzył zęby w uśmiechu prezentującym jego własne, co prawda białe i równe, ale póki co całkiem ludzkie kły.

Zdemolowane coś okazało się dzbankiem pełnym gorącej herbaty, co dotarło do otulonego oparami whisky mózgu Hannibala z opóźnieniem. Chciał się poderwać, więc wsparł się nieskoordynowanie jedną ręką o podłogę, a drugą o Anthony'ego, ale jakoś tak… przeciąg chyba był, czy coś i Selwyn klapnął z powrotem na podłogę. Z jedną, zapomniana dłonią wciąż spoczywającą na Shafiqu, spojrzał na kuzynów z wyrzutem.
Serio, Jonathan?! Akurat, kiedy zrobiło się interesująco?
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#14
15.09.2025, 19:17  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 15.09.2025, 19:21 przez Anthony Shafiq.)  
Rozlana herbata.

Pyrrusowe zwycięstwo, ale nadal zwycięstwo.

Nawet nie podniósł w stronę wrzątku stalowych oczu, raczej przymknął je, napawając się chwilą pomimo świszczącymi w powietrzu wampirami. Wilkołakami. Zębami. Nie chodziło o to, że nie lubił gryzienia. Chodziło o to, że wolał rozmawiać o miłości i sensie dożywotniego bycia razem aniżeli wykopywać z grobu truchła, które mimo najlepszych chęci miały czelność ruszać się i nagabywać jego przyjaciół (a dodajmy, że Anthony nie miał pojęcia jak adekwatna jest w tym momencie liczba mnoga w jego skardze na los).

– Jestem miłośnikiem dobrego wina. I muzyki, która nie kaleczy uszu. Oraz... rzeźby. Lubię rzeźby – odpowiedział Hannibalowi bardzo powoli i precyzyjnie, nie dając się sprowokować próbą nieudolnego wspięcia się na jego kolana. Zamiast wesprzeć w tym działaniu swojego dzisiejszego podczaszego, dźwignął się z fotela i ruszył w stronę kuchni, w pełnym przekonaniu, że przemieszcza się prosto, choć ostatecznie przystanek przy framudze dobrze mu zrobił.

– Musimy przede wszystkim dla tych wszystkich znaczeń, subtekstów i podróży z okowów... W... W okowy nieświadomości, musimy mieć w filiżance najpierw fusy, a potem wrzątek. Nasz napar wszystkie farfocle miał już w koszyczku. – Dłonią trzymającą wciąż złocisty trunek zatoczył kilka kółek gdzieś tam, gdzie wsiąkało w dywan jego małe zwycięstwo.

– Wergiliuszu! Mamy mały... mały wypadek. Przyniósłbyś... – zmiarkował się w trakcie krzyczenia, a potem zaśmiał sam w siebie. – Na bogów, przecież nie jesteśmy u mnie! Będziemy musieli absolutnie to powtórzyć za miesiąc, ale w moim apartamencie. Powiemy sobie wtedy czy wróżby się sprawdziły i czy każdy... czy każdy mógłby szukać pracy gdzie indziej. Jako wróżbita jasnowidz. Sprawdźmy! – Zaproszenie padło szybciej niż pomyślał, podobnie jak jego wzrok wraz z ciężkim westchnięciem przez moment, przez krótki momencik padł na Jonathanie, ale może to dwie, może trzy sekundy za długo to trwało, w końcu zapomniał zupełnie, że chciał uratować wieczór i zamówić im herbatę do wróżenia, opadł więc obok Roberta na kanapie. – Na co chcesz wróżyć Robercie? Na miłość? Na pracę? Gdzie chciałbyś podejrzeć Los, który łypie na Ciebie znad potężnej księgi w której i tak wszystko już zostało zapisane? – czemu tak ciężko mu się oddychało, czemu nie mógł przestać myśleć o bardzo dumnym Jonathanie, który oznajmił mu że pogodził się ze swoim wampirem, ale nie zdążył mu powiedzieć jak się z nim godził. – Ja będę wróżył na miłość – powiedział nagle, bardzo zdecydowanie i zbyt głośno odkładając szklankę na stole, oblewając się przy tym przypadkiem. Skrzywił się strasznie, czując chłodną lepkość na kciuku, a próżno mu było szukać chusteczki w tym całym bałaganie.

Czarodziej
Some legends are told
Some turn to dust or to gold
But you will remember me
Remember me for centuries
Wysoki (191 cm), szczupły i zawsze zadbany brunet, który ewidentnie poświęca dużo czasu na to, by wyglądać najlepiej jak tylko się da. Najczęściej stroi się w wysokiej jakości szaty, garnitury i koszule. Niemal zawsze uśmiechnięty.

Jonathan Selwyn
#15
16.09.2025, 14:21  ✶  
Jonathan oczywiście  nie nazwałby swoich żartów o gryzieniu "zębowym kinkiem",  a tym bardziej wampirzym, ale... Trzeba było również przyznać, że Hannibal był najwyraźniej właśnie na tropie, na którym starszy Selwyn absolutnie nie chciał aby był, bo jednak jego wampirzy romans (a teraz to w ogóle wampirza przyjaźń) zdecydowanie nie byl tematem na dzisiejszy wieczór.

Musiał jakoś wybrnąć z tej sytuacji. Tak aby wszyscy zapamiętali tę odpowiedź, ale nie mógł też przesadzić, aby nie wydać się zbyt podejrzanym. Alkohol zdecydowanie nie pomagał w tym zadaniu, dlatego spojrzał po prostu Hannibalowi w oczy i powiedział:
– Oh daj spokój Hannibalu. Mówisz, jakby lekkie gryzienie podczas stosunku było czymś aż tak niespotykanym, że należy przypisywać to jedynie wampirom. Zresztą chodziło mi tylko o metaforę tego, że miłość może być niespotykanie bolesna.
Chyba wybrnął.

Prawdopodobnie dzbanek musiał całkiem lubić Roberta, bo zanim Jonathan zdążył odpowiedzieć coś na te słowne maszkarony, które właśnie wypełzały z ust jego kuzyna, a potem ostentacyjnie powrócić na swoją kanapę, naczynie rozbiło się na podłodze.

Możliwe, że dzbanek i skrzat, który przyszedł zaraz potem by posprzątać bałagan ( i dość stanowczo dać do zrozumienia Selwynowi żeby nic sam nie podnosił, on to zrobi lepiej) uratowały samego Jonathana, bo z jakiegoś powodu Selwyn strasznie nie chciał słuchać o wilkłaczych uszach i co miał z nimi wspólnego Anthony.
– Mercutio, czy mógłbyś przynieść kolejnej herbaty. I fusów i eee... Czy mógłbyś przynieść to o czym mówi Anthony? – poprosił skrzata i odkrył, że nie miał pojęcia na co powinien wróżyć. Czy, tak jak Anthony, na miłość? Czy w ogóle wypadało mu kusić los w tej sposób, kiedy dopiero co rozprawił się ze swoją dawną miłoscią? A na co planowali wróżyć Hannibal i Robert?  A w sumie... Czy był głupszy temat do wrożb niż miłość, zwłaszcza gdy tak jej bronił i zwłaszcza w tym stanie? To tylko fusy. Żaden z nich nie był przecież prawdziwym wróżem, a jakiekolwiek inne pytania wydawały się okropnie nudne.
– To ja chyba też w takim razie wybiorę miłość panowie.
W końcu miłość była łatwiejsza, niż chociażby pytanie się fusów o szansę na naprawę przyjaźni.

ten lepszy Robert
cały mój kraj potrzebuje psychologa
Brunet o wzroście 180 cm. Ma błękitne oczy i zawadiacki uśmiech, który często nosi niczym maskę. Włosy często ma napomadowane, a pod szatami czarodzieja nosi eleganckie garnitury, albo od Rosierów, albo mugolskich projektantów, takich jak Westwood lub Dior, nie obnosząc się z tymi markami, lecz traktując to jako ukryty polityczny manifest.

Robert Albert Crouch
#16
22.09.2025, 19:24  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 22.09.2025, 19:29 przez Robert Albert Crouch.)  
No właśnie. Na co chciał wróżyć? Na przystojnego wampira, o którym nie miał zamiaru nikomu mówić? Na pewno nie. A może na sprawy państwowe? Może... choć wydawało się to odrobinę niepoważne powierzać coś tak odpowiedzialnego herbacianym fusom. Na miłość nie było co wróżyć, bo w Roberta życiu ta już dawno wygasła. Jak dziecinne marzenie, które spotkało się z brutalną rzeczywistością.

Nie, Robercie, nie będziesz graczem w Quidditcha.

Nie, Robercie, żaden twój związek nie będzie udany.

Nie, Robercie, nigdy nie zostaniesz Ministrem Magii.


I tym podobne. Ot wszystko wypowiedziane głosem, który w połowie przypominał ojcowski, w połowie jego własny. Oczywiście poza ostatnim zdaniem. Nie, tamto wypowiadało kilka osób. Lorien, Jenkins, ciotka Samantha... a gdzieś tam w tle stary, wredny Jeremy Slughorn, nienawidzący wszystkiego, co młode. Wszyscy ci ludzie zatrzymywali Roberta, blokowali jego potencjał. Koniec z tym. Slughornowi się nie udało, na tym blokowaniu skończył marnie. Opozycja nie była nie do zdarcia.

– Ja wróżę na karierę. Żadnej miłości – rzekł Robert, starając się powstrzymać gorycz, którą wyczuwał w tych słowach.  Nie udało się, bo potem nadeszły następne. – Bo czuję, że w tym drugim los dla mnie nic nie przygotowuje. A w pracy... widzę jakąś nadzieję.

Zalał herbatę, wypił ją trochę za szybko. Na szczęście skrzat domowy odrobinę ją wystudził. Robertowi udało się więc nie poparzyć własnego ciętego jęzora. Fusy natomiast przybrały... coś w rodzaju kształtu. Crouch aż nachylił się nad filiżanką, choć nie mógł robić tego za długo przez mdłości.

Rzut Symbol 1d258 - 113
Lampa (bezwartościowe zajęcie)


Przyjrzał się temu, co pojawiło się w jego szklance, usilnie skoncentrował się na przypomnieniu sobie lekcji wróżbiarstwa w czasach szkolnych, aż wreszcie... skojarzenie pojawiło się. Nie pamiętał oczywiście znaczenia tegoż symbolu, ale wyraźnie widział, czym on był.

– Lampa... Czy może oznaczać... czas oświecenia? Że moja kariera rozświetli się i... no... będzie jasno świecić? – kolejna szklaneczka whisky nie pomogła w klarownym myśleniu, ale ta pozytywna myśl wywołała u Roberta szczere zadowolenie. Uśmiechnął się i szturchnął ramieniem Jonathana. – Patrz, chyba coś się jednak uda, co? No nieźle. Los jednak sprzyja tym zaradnym, co nie? Ale dobra – Robert zatarł ręce. – Zobaczcie swoje.
lover, not a fighter
175 cm wzrostu (na scenie wydawał się wyższy!) Pełna emocji twarz. Ciemne oczy i włosy, które zwykle pozostają w nieładzie. Goli się na gładko. Szczupły, ale umięśniony - zawodowy tancerz. Strój modny wśród mugolskiej młodzieży, czasami zgoła ekstrawagancki.

Hannibal Selwyn
#17
22.09.2025, 22:01  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 22.09.2025, 22:25 przez Hannibal Selwyn.)  

Popatrzył za odchodzącym Anthonym rozmaślonym spojrzeniem spod ciężkich powiek. Nie wątpił, że ucieczka starszego mężczyzny nie była spowodowana jego niedostatecznym urokiem. Ech, gdyby tylko to pokolenie było bardziej postępowe…
Przeniósł wzrok na Jonathana, który… stosował dokładnie tę samą taktykę, co on - atakował. Hannibal uśmiechnął się, czując przypływ sympatii dla kuzyna - przecież Jonathan sam go tego nauczył. Nie unikaj kłopotliwych pytań. Patrz rozmówcy prosto w oczy i odpowiadaj tak, żeby to ten drugi czuł się zakłopotany.
Nie czuł się ani trochę zakłopotany, ale miło było wiedzieć, że trafił.

Teraz, kiedy Anthony dosiadł się do Roberta, Hannibal zdecydowanie lepiej mógł się wesprzeć na opuszczonym meblu i podciągnąć do pozycji… no dobra, może nie stojącej, ale przynajmniej siedzącej na fotelu, a nie na podłodze. Rozparł się z jedną nogą przerzuconą przez podłokietnik, odgarnął z twarzy rozczochrane przez Anthony’ego włosy, podniósł do ust szklankę i przekonawszy się, że jest pusta, bez ogródek dopił resztki pozostawione w butelce. Czknął dyskretnie.
- Wróżenie to świetny pomysł! - oznajmił nieco bełkotliwie - Wszyscy powinniśmy wróżyć na miłość, skoro tak się zgadaliśmy o ślubach i upodobobaniach!

Kiedy skrzat dostarczył zestaw herbaciany, a Robert zaparzył i wypił swoją w ekspresowym tempie, Selwyn pochylił się do przodu i wyciągnął szyję próbując dostrzec, w co też ułożyły się fusy na dnie filiżanki kuzyna.
- Widzisz, powinieneś był wybrać miłość! To dobry znak! Przyniósłby ci szczęście! - skomentował wesoło interpretację, ale zwątpił, zaglądając do odstawionej filiżanki - …jesteś pewien, że to nie parasolka?

Przyszła kolej na niego. Ujął własną filiżankę w obie dłonie i z namaszczeniem wypił herbatę - nie mógł poparzyć sobie gardła przed samą premierą.
- To się jakoś kręciło, prawda? - spróbował zakręcić naczyniem, ale prawie je przewrócił, więc szybko zrezygnował i nakrył je dłonią. Z przesadnie tajemniczą miną powiódł wzrokiem po twarzach obecnych.
- Wróżbita Hannibal uchyli wam teraz rąbka przyszłości! Jesteście gotowi? - obwieścił tonem pełnym patosu i odsłonił wnętrze filiżanki.

Rzut Symbol 1d258 - 162
Papuga (podróż/skandal)


To wyglądało jak... złożony parasol. Ale taki z papuzią główką zamiast rączki. Nie, parasol to chyba był zły omen. Zaraz, zaraz...
- Czy to może być papuga? Jak myślicie? - zmrużył oczy, oglądając symbol pod różnymi kątami.
Co mogła oznaczać papuga? Skupił się. Z odmętów nawykłej do zapamiętywania ról pamięci wypłynęło odpowiednie skojarzenie.
- Ha! Też mi wywróżyło! Papuga oznacza skandal, a jesteśmy przecież przed premierą "Ekstazy"! - roześmiał się - Ohh, no chyba, że to działa wstecznie, bo to, co powiedział mi ten wuj od tej ciotki w różowym, też było skandaliczne! Jak myślicie?

Oparł łokcie na kolanach i utkwił wzrok w Shafiqu.
- Anthony?... - zachęcił. Ciekawe, co też los szykuje dla niego!
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#18
23.09.2025, 08:23  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 23.09.2025, 08:33 przez Anthony Shafiq.)  
Jak to się stało? Anthony nagle stał się bardzo milczący. Jego umysł w pewnym sensie działał bardzo sprawnie, w pewnym sensie, nie działał wcale.

Somnia, gdzie jesteś...

Gdy pierwszy raz usłyszał o koncepcie połączenia dusz, był nim rozbawiony w niedorzeczności tego pomysłu. Im więcej piasku przesypywało się jednak od czasu złożenia niewielkiej przysięgi na moście Cóż Ci wtedy powiedziałem, do czego przyznałem się w sekrecie, który tak prędko przestał być sekretem?. Anam cara. Jedyna nadzieja na posiadanie przez Anthony'ego jakiejkolwiek umiejętności podglądania przyszłości polegała na tym wątłym połączeniu, możliwym do zerwania jedynie śmiercią.

Morpheus jednak pragął śmierci.

Czuł to nie tylko przez mityczną, niepotwierdzoną naukowo nić.

Zalał wrzątkiem ususzone zbiory ziemi. Dziękuję Ci Matko za Twoje dary.... Nie tego boga winno się wzywać do wieszczeń, Somnia by wiedział. Gdyby tu był razem z nimi, wziąłby swoje palce i zamoczył je w winie, a potem wyznaczyłby kurs losu, naznaczył nieszczęśnika plamą niemożliwą do zmycia na zmarszczonym gniewnie czole.

Ile razy Morpheus jeszcze to zrobi nim spopieli się zgodnie ze słowami Matki?

Nie było to nowością, ale uczucie samotności zwinęło jego duszę do wewnątrz gdzieś w okolice wydziobywanej przez orła wątroby. Dojmujący smutek zasznurował mu usta. Subteksty, podszepty nieświadomości... a przecież żaden z nich, nie wiedział, żaden z nich nie był panem czasu.

- Απόλλωνα, θεέ μακρινέ, που με τα βέλη σου σκότωσες το άγριο παιδί της Γης,

κρατώντας τον προφητικό τρίποδα, που δέχτηκες και κατάλαβες τις αθάνατες σκέψεις του Δία,

που με μια όμορφη λύρα έρχεται ανάμεσα σε ποιητές συνοδευόμενος από λευκοχέρηδες θεές,

Τον οποίο επικαλούμαστε ως Θεραπευτή όλων μας που ζήσαμε αιώνες,

Γιε του Λάτονα, δώσε μου υγεία και ανέγγιχτες νοητικές δυνάμεις.
- słowa modlitwy spłynęły tak nieadekwatnie kulturowo, na liście imperialnej herbaty, a Anthony wzywając dawno pogrzebane bóstwo liczył, że to swoją białą szatą okryje umysł zupełnie kogo innego wciąż, kawałek jego samego.

Odetchnął głęboko i ze stoickim, zewnętrznie przynajmniej, spokojem pozbył się napitku wypijając go pieczołowicie. NAstępnie obrócił filiżankę kilkukrotnie, wyuczonym ruchem wielu, wielu spotkań ze swoim nieobecnym przyjacielem.

A potem z hukiem wywalił ją na podstawek, nieco za mocno, ale po takiej ilości alkoholu myślało się bardzo trzewo, chyba że akurat bardzo nietrzeźwo dochodziło do głosu.

Na miłość - pomyślał jeszcze bez przekonania. Nie on w ich duecie był ostatecznie wróżbitą, a to co spróbuje dojrzeć spomiędzy wilgotnych fusów nie miało prawa się spełnić, prawda?

Rzut Symbol 1d258 - 107
Krzyż (kłopot/choroba)


...prawda?

Symbol był oczywisty. Dosadny. Każdy kto podążyłby za chrześcijańską drogą asocjacji, dotarłby do męczeństwa, które nie było zbyt odległe od tego co Anthony doświadczał już teraz, podejmując kilka decyzji którymi - jak się przekonywał - nie kierował się strachem, a troską. Wróżba miała jednak dotyczyć przyszłych wydarzeń. Zdarzało mu się mieć już krzyż, znał jego znaczenie. Problemy. Choroba. Jak to mogło się mieć do miłości ponad to, że ta sama w sobie była rodzajem choroby, szaleństwem przeszkadzajacym w normalnym funkcjonowaniu, namiętnością przeżerającą tkanki i pompującą w człowieka irracjonalność.

- Widze bardzo niewygodne łóżko. Choć to wysoce nieprawdopodobne - powiedział, najpierw po grecku, potem poprawił się już w ojczystej mowie całej czwórki. A potem podniósł się nagle, może trochę zbyt nagle. - Pójdę już. - był to problem, bo ostatnia szklanka złocistego trunku była wypita stanowczo zbyt szybko, stanowczo zbyt dosadnie i w połączeniu ze wszystkimi pozostałymi... To nie był dobry pomysł. To stanowczo nie był dobry pomysł. To był jedyny pomysł, który przyszedł mu do głowy.
Czarodziej
Some legends are told
Some turn to dust or to gold
But you will remember me
Remember me for centuries
Wysoki (191 cm), szczupły i zawsze zadbany brunet, który ewidentnie poświęca dużo czasu na to, by wyglądać najlepiej jak tylko się da. Najczęściej stroi się w wysokiej jakości szaty, garnitury i koszule. Niemal zawsze uśmiechnięty.

Jonathan Selwyn
#19
23.09.2025, 16:35  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 26.09.2025, 08:33 przez Jonathan Selwyn.)  
– Lampa to albo świetlana kariera, albo znak że czeka cię jakiś ładny dodatek do twojej kariery. Nie może być inaczej – oznajmił tonem kogoś kto zdecydowanie zna się na tym temacie bez względu na to, że w rzeczywistości absolutnie nic na ten temat nie wiedział. Oczywiscie widział czasem jak wróży Morpheus i pamiętał kilka symboli, ale zdecydowanie było to za mało aby głosić się nawet wróżbitą-amatorem. – Ładna lampka zdecydowanie umila życie, więc może chodzi jakiś miły dodatek w postaci premi?

Następny w kolejce był Hannibal. Jonathan przeniósł wzrok z fusówi Roberta na młodszego kuzyna, a potem zamyślił się.
– Skandal chyba pasuje – twarz starszego Selwyna pojaśniała w szerokim uśmiechu, kiedy uniósł swoją filiżankę do góry w geście toastu. – Czyli Ekstaza Merlina pójdzie po twojej myśli. Gratuluję.

A potem przyszła kolej na Anthony'ego i Jonathan nie miał pojęcia, czy powinien zareagować na wróżbę swojego szefa jakakolwiek by ona nie była, czy po prostu pozwolić innym o niej mówić i milczeć tak samo jak nie skomentował w żaden sposób melodyjnej wróżby, która wypłynęła szeptem z ust Shafiqa.
– Hm... – mruknął, ale zanim zdołał powiedzieć coś więcej na przykład to oczywiste Anthony, spotkasz uroczą Hiszpankę o imieniu Jesusa, Shafiq postanowił zakończyć zabawę. – Poczekaj – rzucił wstając nagle z kanapy i... Zawahał się. I co tak naprawdę miał mu powiedzieć? Przecież niby ze sobą rozmawiali, ale nie aż tak, czyż nie? Jonathan ponownie usiadł na kanapie. – Skąd wiemy, czy krzyż nie oznacza, że zaraz nie strzeli ci w krzyżu jak wyjdziesz stąd w takim stanie? – To nie tak, że wróżba miała być na coś zupełnie innego niż kręgosłup. – Zostań tu na noc. Wszyscy możecie zostać. Poza tym... Poza tym za każdym razem gdy ktoś wychodzi przed odczytaniem wróżby wszystkich w pokoju, to Morpheusowi przybywa koleiny sowy włos, a tego byśmy przecież nie chcieli.

Szybko przygotował swoją wróżbę.


Rzut Symbol 1d258 - 38
Dzwon (niespodziewana wiadomość)


– Hm... – mruknął po raz kolejny. – Dzwon... Weselny? – zażartował. W końcu plotki zakładały, że weźmie ślub. – Ewentualnie jakiś taniec z dzwonem? Ale to chyba nie ma nic wspólnego z miłością. Może... Poznam kogoś patrząc na dzwon? Londyn ma sporo ładnych dzwonów. – Dzwon, dzwon. Co symbolizował dzwon? – Dzwony często biją wraz z pełną godziną. Może więc nadeszła dla mnie odpowiednia godzina aby kogoś znaleźć?


ten lepszy Robert
cały mój kraj potrzebuje psychologa
Brunet o wzroście 180 cm. Ma błękitne oczy i zawadiacki uśmiech, który często nosi niczym maskę. Włosy często ma napomadowane, a pod szatami czarodzieja nosi eleganckie garnitury, albo od Rosierów, albo mugolskich projektantów, takich jak Westwood lub Dior, nie obnosząc się z tymi markami, lecz traktując to jako ukryty polityczny manifest.

Robert Albert Crouch
#20
29.09.2025, 17:33  ✶  

– Piękne rzeczy mówisz, Jonathanie. Premia byłaby czymś dość miłym, przyznaję – rzekł, tak naprawdę nie sądząc, że przy kasie potrzebnej na odbudowę Londynu i walkę ze Śmierciożercami, znajdzie się coś dla niego. A jakby się znalazło, ze względów wizerunkowych, musiałby odmówić. Wolał poświęcać się dla ojczyzny. To lepiej wyglądało na nagłówkach.

To był już ten etap imprezy, gdzie Hannibalowi wróżyły się oczywistości, Shafiq gadał po grecku, a Jonathan miał... brać ślub? Już nawet z pijanej perspektywy Roberta, sytuacja wydawała się godna jakiejś komedii. I to w tragicznym tonie, typu "Czekając na Godota". Oznaczało to tylko jedno: należało spojrzeć na zegar.

Robert zdołał odczytać godzinę po chwili niezbędnej na przypomnienie sobie, jak właściwie ta niezwykła maszyna działała. A potem przyszła chwila jasności, którą podkreśliło zmęczenie i spowodowana alkoholem ospałość.

– Panowie, jestem jednak, mimo wszystko mężczyzną odpowiedzialnym i, jako jedyny z was, ojcem. Toteż... – podniósł się chwiejnie z kanapy. – Jonathanie, jeśli bym mógł uraczyć się eliksirem otrzeźwiającym, byłbym wdzięczny. A panom pozostałym uprzejmie dziękuję za miły wieczór.

Ciekawe, że o tej godzinie, z tyloma promilami we krwi, stawał się dżentelmenem. A być może dobre wychowanie, tak usilnie mu wtłaczane w dzieciństwie, wyłaziło dopiero w takiej sytuacji? Nie mógł jednak w tym stanie zostawać, bo nie chciał się pokazywać tak rodzicom, a istniało ryzyko, że Enid mogła jeszcze nie spać. Robert starał się, mimo wszystko, pokazywać jej dobre wzorce. Nigdy nie upijał się przy niej i nie chciał, by takim go widziała. Teleportacja po pijanemu też była ryzykowna, więc trzeba było cieszyć się wspaniałym, nieco mdłym naparem, jakim był eliksir otrzeźwiający.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Hannibal Selwyn (2373), Anthony Shafiq (2932), Jonathan Selwyn (2482), Robert Albert Crouch (1805)


Strony (3): « Wstecz 1 2 3 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa