— Daj spokój. Przynajmniej dzisiaj — rzucił cicho. — Nie każdy jest tobą.
Kiedy Basil odszedł, Icarus przez chwilę nie wiedział, co zrobić. Chciał wspierać Ellie, choć wiedział, że średnio się do tego nadawał. W palcach wciąż, jakby instynktownie, obracał smoczy wisiorek, który podarowała mu Florence. Trzymał go pod koszulą, nie pokazywał go Monie i na razie nie chciał, by go widziała. Nie chciał, żeby myślała sobie, że chciał z nią być tylko z powodu czyjejś ostatniej woli. Liścik pozostawił mętlik w jego głowie. Ostatnie słowa Florence do niego, ostatnia oczywista prawda, o której wiedział, ale nie potrafił przetrawić.
Wziął ze stolika kieliszek z winem. Za dużo myślał. Raz wydawało mu się, że jest jakaś nadzieja, innym razem ulatywała jak iluzja. Tylko alkohol odrobinę uspokajał jego myśli. A przynajmniej powodował, że w tej mieszaninie problemów, Icarus pogrążał się w tym jednym, podstawowym. Podtruwał się, niszczył od środka. Przed tamtą nocą chciał nawet z tym zerwać. Co za głupota... Nie dało się od tego uciec. Była to ostatnia stała w jego życiu. To nie zewnętrzny świat go niszczył, a on sam brał to w swoje ręce.
Tak naprawdę... bał się. Świat, w którym osoby takie jak Florence umierały, a przeżywali Śmierciożercy, napawał go przerażeniem. Nie chciał żyć w takim miejscu. Bycie kronikarzem nie miało sensu, kiedy zbliżał się koniec świata. Nie było nauki na błędach przeszłości. Wszystko zapętlało się w wiecznym cyklu nienawiści i samozniszczenia. Niszczyła każdego, kto wnosił do świata cokolwiek dobrego. Atreus przecież nie zasługiwał na takie cierpienie, a jednak obrywał od życia. Jaka w tym sprawiedliwość?
— Hej, Ellie... Trzymasz się jakoś? — nie oczekiwał nawet odpowiedzi. Wiedział, że jego siostra też ciężko przez to przechodziła. Nie chciał się kłócić z Basilem, choć ten doprowadzał go czasem do białej gorączki. Może to dlatego, że czuł się przy nim jak idiota. Albo jak zwykły człowiek, który stoi przed kamiennym posągiem - niewzruszonym i chłodnym. Basil nie miał przecież nałogów, był bohaterem Spalonej Nocy, bez połączeń z mafią, bez brudnych rąk. Bez brudnej krwi. Tyle, że Ellie potrzebowała ich. Tylko jak mogła się oprzeć na Icarusie, któremu samemu grunt osuwał się spod nóg?