Na ten moment zamierzał Rodolphusowi - jakże absurdalnie brzmi to w kontekście Roberta Mulcibera! - zaufać. Dać mu szanse na to, aby zajął się swoją partnerką. Unieszkodliwił Bellatrix. Miał na tyle duże pokłady cierpliwości, żeby spokojnie przyglądać się wszystkiemu z odpowiedniej odległości. Bezpiecznej dla samego siebie? Dlatego też jedynie skinął głową. Dał znać, iż zarejestrował otrzymaną odpowiedź. Nie wnikał w to głębiej, ale takiej ewentualności nie wykluczał. Gdyby okoliczności go do tego zmusiły, mocno by się na niewymownym zawiódł. I z całą pewnością nie omieszkałby go o tym drobnym fakcie poinformować.
- Poinformujesz mnie, nawet jeśli problem będzie wydawał się błahy. - to co padło z jego ust, nie było prośbą. To było wyraźne polecenie. Podejście Roberta mogło się w tym przypadku Rodolphusowi wcale nie spodobać. Mógł mieć chęć protestować. Tylko czy gdyby on sam znalazł się na miejscu Mulcibera, nie stawiałby podobnych warunków? Nie próbowałby się w żaden sposób zabezpieczyć?
Pozostawała jeszcze jedna kwestia, którą Robert zamierzał się zająć. Od pewnego czasu chodziła mu po głowie. Zarazem jednak nie był pewien jeszcze, w jaki sposób należało to ugryźć. Czy powinien wprowadzać w to kolejne osoby? Tak wcześnie? Tak szybko? Wiązało się z tym wiele wątpliwości. Odkładanie wszystkiego na później nie miało jednak większego sensu. Trzeba było działać.
Ostrożniej.
Nieco wolniej.
Ale jednak - działać.
- Poza badaniami i Twoją narzeczoną, jest jeszcze jedna kwestia, którą będziemy musieli się zająć. Jednak zanim do tego przejdziemy... - uwagę na moment przeniósł na Richarda. - zdecyduj czy aby na pewno chcesz o tym słyszeć. Nie będę w tym przypadku podejmował decyzji za Ciebie. Ryzyko jest spore, jak zawsze.
Podczas tego spotkania, Richard już i tak dowiedział się więcej niż wiedzieć powinien. Nie chciał przekazywać mu kolejnych informacji, o ile on sam nie zadeklaruje wcześniej, że jest gotów na takie ryzyko. Rozumie, że mogą wiązać się z nim spore konsekwencje. Konsekwencje naprawdę istotne. Tylko czy na tym konkretnym etapie, bliźniak rzeczywiście mógł się jeszcze wycofać? Wstać z krzesła i ruszyć w stronę drzwi?
Czy w chwili obecnej faktycznie mogło mu to w czymkolwiek pomóc?