• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Śmiertelnego Nokturnu Podziemne Ścieżki v
1 2 Dalej »
[15.06.1972r.] - Praca | Robert, Richard, Rodolphus

[15.06.1972r.] - Praca | Robert, Richard, Rodolphus
Porządny Czarodziej
To zostanie między nami.
Tylko nami.
Mierzący 183 cm wzrostu, mężczyzna o ciemnych, acz wyraźnie posiwiałych włosach. Posiadacz oczu o kolorze brązowym, w których czasem da się dostrzec nieco zieleni. Robert jest zawsze gładko ogolony. Zadbany. Ubrany adekwatnie do sytuacji.

Robert Mulciber
#31
28.01.2024, 18:29  ✶  

Na ten moment zamierzał Rodolphusowi - jakże absurdalnie brzmi to w kontekście Roberta Mulcibera! - zaufać. Dać mu szanse na to, aby zajął się swoją partnerką. Unieszkodliwił Bellatrix. Miał na tyle duże pokłady cierpliwości, żeby spokojnie przyglądać się wszystkiemu z odpowiedniej odległości. Bezpiecznej dla samego siebie? Dlatego też jedynie skinął głową. Dał znać, iż zarejestrował otrzymaną odpowiedź. Nie wnikał w to głębiej, ale takiej ewentualności nie wykluczał. Gdyby okoliczności go do tego zmusiły, mocno by się na niewymownym zawiódł. I z całą pewnością nie omieszkałby go o tym drobnym fakcie poinformować.

- Poinformujesz mnie, nawet jeśli problem będzie wydawał się błahy. - to co padło z jego ust, nie było prośbą. To było wyraźne polecenie. Podejście Roberta mogło się w tym przypadku Rodolphusowi wcale nie spodobać. Mógł mieć chęć protestować. Tylko czy gdyby on sam znalazł się na miejscu Mulcibera, nie stawiałby podobnych warunków? Nie próbowałby się w żaden sposób zabezpieczyć?

Pozostawała jeszcze jedna kwestia, którą Robert zamierzał się zająć. Od pewnego czasu chodziła mu po głowie. Zarazem jednak  nie był pewien jeszcze, w jaki sposób należało to ugryźć. Czy powinien wprowadzać w to kolejne osoby? Tak wcześnie? Tak szybko? Wiązało się z tym wiele wątpliwości. Odkładanie wszystkiego na później nie miało jednak większego sensu. Trzeba było działać.

Ostrożniej.

Nieco wolniej.

Ale jednak - działać.

- Poza badaniami i Twoją narzeczoną, jest jeszcze jedna kwestia, którą będziemy musieli się zająć. Jednak zanim do tego przejdziemy... - uwagę na moment przeniósł na Richarda. - zdecyduj czy aby na pewno chcesz o tym słyszeć. Nie będę w tym przypadku podejmował decyzji za Ciebie. Ryzyko jest spore, jak zawsze.

Podczas tego spotkania, Richard już i tak dowiedział się więcej niż wiedzieć powinien. Nie chciał przekazywać mu kolejnych informacji, o ile on sam nie zadeklaruje wcześniej, że jest gotów na takie ryzyko. Rozumie, że mogą wiązać się z nim spore konsekwencje. Konsekwencje naprawdę istotne. Tylko czy na tym konkretnym etapie, bliźniak rzeczywiście mógł się jeszcze wycofać? Wstać z krzesła i ruszyć w stronę drzwi?

Czy w chwili obecnej faktycznie mogło mu to w czymkolwiek pomóc?

Porządny Ochroniarz
Nigdy nie wiesz, kiedy śmierć zapuka do twych drzwi.
183cm wzrostu. Brązowe oczy i włosy, u których można dostrzec siwe kosmyki. Często widnieje u niego zarost. Ogolony gładko jest tylko wtedy, kiedy brat każe mu się "ogarnąć". Ubiera się zawsze odpowiednio do sytuacji.

Richard Mulciber
#32
28.01.2024, 21:20  ✶  

Sama przysięga wieczysta, czy choćby procent zaufania Roberta względem Rodolphusa, nie była przekonująca dla Richarda, aby odpuścić wzrok kontrolny na Lestrange’a. Przez wzgląd na ostatnie wydarzenia, aż trudno było uwierzyć, że ten młody niewymowny był czysty. O czym wskazywały też nici powiązań. Pomimo tych wszystkich dowodów, jakoś Richard nie mógł mu z miejsca zaufać tak samo, jak jego brat. Być może zmieni się to w momencie, kiedy dostaną informację o rozwiązaniu problemu z Bellatrix. Rodolphus zapewnił, że ma sytuację pod kontrolą. Chciałoby się wierzyć.

To nie była jedyna sprawa, jaką Robert chciał poruszyć, albo raczej - dokończyć. Poza badaniami i tą upierdliwą babą, było coś jeszcze. Wyłapując spojrzenie brata, chyba nie spodziewał się w tej chwili możliwości podjęcia samodzielnej decyzji.
Prawda, że na tym spotkaniu, dowiedział się dla siebie nowych informacji, czując się stopniowo wprowadzanym w cały ten śmierciożerczy burdel. Biorąc także pod uwagę ostatnie wydarzenia we Francji i tutaj, po ich powrocie... Zaznaczył już Robertowi, że zostanie z nim i pomoże mu. Czy nie było tak, że rodzina powinna trzymać się razem i sobie pomagać?

- Wiele razy ryzykuję. Znasz mnie. I tak w tym siedzę, więc czy to coś zmienia?
Zapytał. Choć odpowiedzi nie oczekiwał. Gdyż mogła być im obu znana. Rozumiejąc jednak, że brat mógłby oczekiwać konkretnej odpowiedzi i żeby ten lizus Rodolphus miał to zatwierdzone w słowach, dodał.
- Cokolwiek się dzieje, jestem gotów na to ryzyko.
Zapewnił brata. Nie zamierzał opuszczać tego pomieszczenia.
Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#33
28.01.2024, 22:13  ✶  
W tej kwestii liczył na to, że Bellatrix, uspokojona jego zapewnieniami, nie będzie drążyć. Ale kiwnął głową na znak, że rozumie i poinformuje, jeżeli zaobserwowałby ruchy ze strony kobiety, które mogłyby świadczyć o czymś zupełnie innym, niż niewtrącanie się. Ciekawiło go jednak co innego: o czym jeszcze chciał porozmawiać Robert? Ponownie przeniósł wzrok na Richarda, choć to spojrzenie nie było tak świdrujące i bezczelne, jak jego spojrzenia rzucane w kierunku Lestrange'a. Jego odpowiedź wydawała się słuszna, bo przecież i tak w tym siedział. Bo przecież Rodolphus nie miał pojęcia, że Robert wtajemniczał go w ich sprawy dopiero teraz. Być może był naiwny, być może to przez wiek, ale założył błędnie, że Richard wiedział wcześniej o wszystkim, o czym mówił Mulciber na tym spotkaniu. Sam Lestrange jednak się nie odezwał, nie czując potrzeby by bez sensu strzępić język. Czekał cierpliwie - w każdym przypadku istniało ryzyko, mniejsze bądź większe. Pytanie tylko jakiego kalibru informację zrzuci na nich Robert teraz? Skłamałby, gdyby powiedział, że nie czuł ciekawości. Nawet nie zaprzątał sobie głowy rozważaniem, o co mogło chodzić: to i tak było bezcelowe, zwłaszcza jak mieli się zaraz dowiedzieć.
Porządny Czarodziej
To zostanie między nami.
Tylko nami.
Mierzący 183 cm wzrostu, mężczyzna o ciemnych, acz wyraźnie posiwiałych włosach. Posiadacz oczu o kolorze brązowym, w których czasem da się dostrzec nieco zieleni. Robert jest zawsze gładko ogolony. Zadbany. Ubrany adekwatnie do sytuacji.

Robert Mulciber
#34
29.01.2024, 18:39  ✶  

Zawsze starał się trzymać brata na dystans względem spraw związanych ze swoją śmierciożerczą działalnością. O ile zdarzało mu się od czasu do czasu skorzystać z pomocy Richarda, to jednocześnie nie przekazywał mu praktycznie żadnych informacji. Ograniczał się wyłącznie do tego, co było absolutnie niezbędne. Konieczne. Do prawdziwego, absolutnego minimum. Teraz jednak sprawy miały się zmienić. Miały się cholernie mocno zmienić. Czy Richard był świadomy tego, na co się pisał? W jak bardzo głębokie bagno właśnie wkraczał? Nie było czasu, żeby się nad tym zastanawiać. Pewnymi sprawami należało się zająć bez zbędnej zwłoki.

- Niech tak będzie. - skomentował słowa brata. Cokolwiek myślał, odczuwał względem podjętej przez Richarda decyzji, tradycyjnie zdołał zatrzymać w środku. Starannie ukryć. Można było jedynie podejrzewać, że nie zadał tego pytania bez powodu. Z reguły nie zostawiał innym wiele miejsca na decyzje. Nie pytał. - Sprawa związana jest z wydarzeniami, które miały miejsce na kilka dni przed sabatem z okazji Beltane. Z rozkazu Mistrza, zlikwidowaliśmy wówczas zdrajce, który zdołał przeniknąć w nasze szeregi. Człowiek ten został przeze mnie sprawdzony, zajrzałem do jego umysłu. Tym sposobem zdołałem zebrać na jego temat pewne informacje. - nie tracił czasu, skoro przeszedł do omawiania sprawy, to i w pełni się na tym skupił. Przekazywał każdą jedną informacje, która mogła mieć znaczenie. Zwracał uwagę na każdy szczegół. - Najbardziej istotne w tym momencie jest dla nas to dla kogo pracował. On sam został już co prawda zlikwidowany, ale zdobyte informacje przez pewien czas był w stanie przekazywać dalej. Wiem kim był jego kontakt. Wiem jakie ma imię, jakie nosi nazwisko oraz gdzie pracuje. To jednak za mało, żeby podjąć się względem tej osoby bardziej... zdecydowanych działań? Bo nie ulega wątpliwości, że ta osoba wie na nasz temat zbyt wiele i pozostawiona w spokoju, może nam w przyszłości ponownie zaszkodzić.

Przez cały czas obserwował to Rodolphusa, to swojego brata. Starał się wychwycić każdą drobną zmianę, gest, cokolwiek co pozwoli mu określić, w jaki sposób na to wszystko spoglądają. W jaki sposób odbierają otrzymane informacje. Informacje niewątpliwie istotne, a przy tym mogące im pomóc umocnić swoją pozycje wśród śmierciożerców. O ile tylko odpowiednio wszystko rozegrają, zdołają na tym polu cokolwiek osiągnąć.

- Nie chce jej likwidować. Przynajmniej jeszcze nie teraz. Zarazem uważam, że dobrym posunięciem będzie zebranie na temat tej kobiety większej ilości danych. Informacji. Potrzebujemy ją prześwietlić, żeby nie popełnić przy tym wszystkim jakiegoś... błędu. - zawsze był ostrożny, dlatego również teraz starał się działać bez niepotrzebnego pośpiechu. Powoli. Metodycznie. Robiąc jeden krok za drugim. Upewniając się, że pod kolejnym polem nie będzie kryła się żadna zapadnia. Nie zamierzał ponieść tu kolejnej porażki.

Porządny Ochroniarz
Nigdy nie wiesz, kiedy śmierć zapuka do twych drzwi.
183cm wzrostu. Brązowe oczy i włosy, u których można dostrzec siwe kosmyki. Często widnieje u niego zarost. Ogolony gładko jest tylko wtedy, kiedy brat każe mu się "ogarnąć". Ubiera się zawsze odpowiednio do sytuacji.

Richard Mulciber
#35
29.01.2024, 23:45  ✶  

Przez wzgląd na ostatnie wydarzenia, Richard już i tak był jedną nogą w bagnie, wiedząc, co miało miejsce na Beltame. Teraz, poznał kolejnego śmierciożercę, jego pseudonim. O ile sam był skłonny nie wtrącać się i nie dociekać na temat ich działań w tej organizacji, to udzielał bratu swojej pomocy i wsparcia, kiedy tego potrzebował. Tym razem Richard, nie zamierzał wychodzić z pomieszczenia, aby brat mógł sprawy śmierciożerców omówić osobiście z Rodolphusem. Nie byłoby to rozsądne. Jeżeli Robert chciałby go ostatecznie od tego odsunąć, aby nie narażać, mógł prosić o wyjście. Tego jednak nie zrobił. Dał mu wybór. Być może zrozumiał, że jednak pomoc brata jest mu potrzebna. Czy mogło być coś większego, niż sprawa samego Beltame, Henrietty i tej nieszczęsnej klątwy?

Richard umiał wyczytać sygnały brata z jego zachowania, gestów i spojrzeń. Choć nie przyzna się otwarcie, to jednak między wierszami może gdzieś być ukryta prośba o pomoc lub poradę.

Robert przeszedł ostatecznie do rzeczy, wyjaśniając od początku, co miał do przekazania. Richard słuchał uważnie, ale miał w sobie już ten moment, że musiał koniecznie zapalić. Nałóg się o sobie przypomniał. Już i tak długo wytrzymał, samym obserwowaniem i pilnowaniem Rodolphusa. A potem jeszcze ta przysięga wieczysta. Wyjął papierośnicę, a z niej papierosa. Poczęstował, jeżeli któryś z nich też tego potrzebował. Jeżeli nie, schował pudełko do kieszeni. Wyjął zapalniczkę i zapalił sobie. Od razu poczuł ulgę. Ten przyjemny dym w płucach, który po zaciągnięciu się wypuścił.

Z informacji przekazanych, dowiedzieli się o kimś, kto był zdrajcą, ale już zlikwidowanym. Informacjach, dla kogo pracował i że to była kobieta. Pięknie. "Znowu kobieta. Jak nie Henrietta, to Bellatrix. A teraz znów jakaś…" - pomyślał, choć bardziej mówił do siebie w myślach, nie próbując nawet westchnąć, że sprawy problematyczne pojawiają się akurat w związku z kobietami. Nawet tutaj likwidacja nie wchodziła w grę. Taki scenariusz, jaki przedstawił im Robert, nie był dla Richarda żadnym zaskoczeniem jako aurora. Słyszał już podobne historyjki i zdarzenia od przestępców. Że działali dla kogoś, zabijali na czyjeś zlecenie, coś poszło nie tak. I tak dalej. Potem był cały dziwny łańcuszek powiązań. Bardzo rzadko się coś takiego zdarzało, ale miewało miejsca w Norwegii.

Analizując otrzymane informacje, Richard mógł wyglądać na skupionego, z uwagą słuchającego, dalszych informacji. Być może Robert chciał ich zaangażować w tę sprawę. Tylko, o kim mowa, żeby mogli podjąć decyzję? Jeżeli faktycznie mieli w tym brać udział. Nie bez powodu wspomniał o pozyskiwaniu informacji. Sprawa wydawała się być zwyczajna. Jak każde inne. Być informacja, o kogo chodzi zmieniłaby jego wyraz twarzy? Zaskoczyła?

- Wspomniałeś, że wobec tej osoby nie można podjąć zdecydowanych działań. Likwidacja też odpada. O kim konkretnie mowa? To ktoś na wysokim stanowisku?
Zapytał brata bezpośrednio. Skoro im o tym mówi, to na pewno mógłby chcieć zaangażować ich w sprawę. Mieć w nich wsparcie do działania? Richard, nie pytał o informacje, jakie mogłyby zostać sprzedane, domyślając się, że chodzi o śmierciożerców. Bo co innego?  Ważne było dowiedzieć się, o kogo konkretnie chodzi. Czy to ktoś ważny? Znany? Gdyby było inaczej, likwidacja takiego śmiecia nie powinna stanowić problemu.
"Nie popełnić błędu" - pomyślał. U Roberta tych ostatnio trochę było. Tutaj Richard nic nie mówił. Rozumiał sprawę. Na ten temat wystarczająco między sobą już powiedzieli.
Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#36
30.01.2024, 12:27  ✶  
Rodolphus nie miał zbyt wielkiego pola do popisu, jeżeli chodzi o komentowanie wydarzeń sprzed i z Beltane. Został od nich odsunięty, lecz nie czuł urazy: wierzył, że Mistrz miał dla niego inne plany i wszystko co robił, było nieprzypadkowe. Dlatego dość lekko przyjął fakt, że nie zawsze musiał latać na wezwanie, których… Praktycznie nie było. Była to sytuacja dość wygodna, bo łatwiej mu było połączyć obecne działania z pracą w Ministerstwie i utrzymaniem pozorów. Nie mając jednak pojęcia o co chodzi Robertowi, słuchał więc uważnie, nie przerywając. O zdrajcy nie wiedział, więc gdy tylko Mulciber wspomniał o takiej osobie, brwi Lestrange’a uniosły się odrobinę. Śmierciożercy nie zwykli plotkować ze sobą. Ba - to, że teraz Rolph poznał tożsamość Roberta było (przynajmniej w jego oczach) niespotykane, bo i to zwykli ukrywać. Wiedział jeszcze o Bellatrix, ale tylko i wyłącznie dlatego, że razem zdecydowali się na dołączenie do tego kręgu i to wiele lat temu.
- Kim jest i gdzie pracuje ta kobieta i co do tej pory udało ci się dowiedzieć? - zapytał krótko, bo to były niezbędne informacje do tego, by mogli z Richardem i Robertem rozpocząć jakiekolwiek działania. Oczywiście, że była to baba. Rodolphus westchnął w duchu. Nigdy nie uważał kobiet za gorszy sort - podziwiał je nawet, jeśli na to zasługiwały swoimi działaniami. Były piękne i potrzebne do życia. Ale jednocześnie miał nieodparte wrażenie, że ostatnio los rzuca mu pod nogi kłody w postaci kobiet. Jakieś dziewczynki z zapałkami i duchy płci żeńskiej, Bella… A teraz jeszcze to babsko skądśtam, o którą mieli się wypytywać. To nie mógł być przypadek.
Nie wiedząc kim była osoba, która pomogła zdrajcy przeniknąć do ich szeregów, nie był w stanie zadać bardziej sensownych pytań. Podejrzewał, że skoro Robert nie chciał jej likwidować - a zarazem skoro była w stanie wysłać kogoś do nich - to musiała zajmować wysokie stanowisko. Mung? Może samo Ministerstwo? Nieco irytowało go to budowanie napięcia, ale nie komentował tego. Papierosa od Richarda nie przyjął, dziękując i odmawiając jednocześnie oszczędnym ruchem głowy. Nie palił, dym papierosowy był nieprzyjemny - wpychał się w nos i drapał w gardło. Jako dzieciak popalał, ale nie porwał go nigdy ten nałóg. Teraz jednak nawet się nie skrzywił na smród, który wypełnił pomieszczenie, chociaż z trudem. Początki zawsze są najgorsze, powtarzał sobie. Zaraz wywietrzeje.
Porządny Czarodziej
To zostanie między nami.
Tylko nami.
Mierzący 183 cm wzrostu, mężczyzna o ciemnych, acz wyraźnie posiwiałych włosach. Posiadacz oczu o kolorze brązowym, w których czasem da się dostrzec nieco zieleni. Robert jest zawsze gładko ogolony. Zadbany. Ubrany adekwatnie do sytuacji.

Robert Mulciber
#37
30.01.2024, 21:53  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 01.02.2024, 11:03 przez Robert Mulciber.)  

W innych okolicznościach, zapewne chętnie by zapalił. Papierosa lub preferowane przez siebie cygaro. Teraz jednak, w obecnej sytuacji, uzależnienie nie dawało o sobie znać. Cała uwaga Roberta skupiona była na jednej, konkretnej kwestii. Na sprawie, którą - tak uważał - należało się odpowiednio zająć. Bez zbędnej zwłoki. Od momentu zlikwidowania Greybacka oraz odkrycia jego powiązań z Harper Moody minęło już i tak zbyt wiele czasu.

Dlaczego dotąd nikt się tym problemem nie zainteresował?

- To ktoś na wysokim stanowisku. - przytaknął, potwierdzając tym samym przypuszczenia brata. - Kobieta, o której mowa, nazywa się Harper Moody. To szefowa Biura Aurorów. - wyjaśnił ile był w stanie, ile wiedział. A choć był w pewnych kwestiach całkiem nieźle rozeznany, to niekoniecznie dotyczyło to rodzin półkrwi. Mulciberowie nie utrzymywali z takimi bliskich relacji, nie współpracowali w sposób aktywny. To komplikowało sprawy. - Powinno być teraz dla was w pełni zrozumiałym, dlaczego nie możemy jej tak po prostu zlikwidować. Na pewno ściągnęłoby to uwagę władz, a i nie mamy pewności czy jakiekolwiek działania wymierzone w kierunku wyszkolonej szefowej aurorów, zakończą się sukcesem. To ryzykowne posunięcie.

Pozwolił sobie na ciche westchnięcie. Zdradzające to, że od pewnego czasu zastanawiał się nad tym, w jaki sposób należałoby zająć się tym konkretnym problemem. Rozważał różne opcje, analizował je krok po kroku. Poświęcał temu sporo czasu, odkąd wrócił do Londynu. I niestety, nie wydawało mu się, aby miał zbliżyć się do rozwiązania. Te wciąż pozostawało odległe. Poza zasięgiem jego rąk.

- Zanim cokolwiek w jej kontekście zdecydujemy, potrzebujemy zebrać więcej informacji. Pozyskać materiał do analizy. Musimy wiedzieć o niej wszystko. W czym sypia, co je na śniadanie, kiedy ostatni raz była u lekarza. Każdy, nawet najbardziej intymny szczegół. - może trochę teraz przesadzał, nie należało jego słów brać tak do końca na poważnie. Starał się po prostu podkreślić, że zanim podejmą działania, niezbędne jest przeprowadzenie w kontekście Harper naprawę drobiazgowego śledztwa. Nieprzypadkowo posługiwał się w tym przypadku liczbą mnogą. Od początku starał się pokazać, że ich trójka będzie stanowiła tutaj zespół. Przynajmniej pozornie.

Bo prawda była taka, że z utratą uprzywilejowanej pozycji człowiek nie potrafił się szczególnie łatwo pogodzić.  Robert był tego przykładem.

Porządny Ochroniarz
Nigdy nie wiesz, kiedy śmierć zapuka do twych drzwi.
183cm wzrostu. Brązowe oczy i włosy, u których można dostrzec siwe kosmyki. Często widnieje u niego zarost. Ogolony gładko jest tylko wtedy, kiedy brat każe mu się "ogarnąć". Ubiera się zawsze odpowiednio do sytuacji.

Richard Mulciber
#38
30.01.2024, 22:35  ✶  

Oboje z Rodolphusem chcieli wiedzieć, o kogo konkretnie chodzi. Na razie Robert przedstawiał im podstawy tego, co się wydarzyło przed Beltame, czego dokonali jako śmierciożercy. Słysząc nazwisko kobiety, oraz to kim jest, Richard nie ukrywał po sobie zaskoczenia. Uniósł jedną brew ku górze, nie spodziewając się takiego obrotu sprawy. ”Szefowa biura aurorów…” – powtórzył sobie w myślach i wstał ze swojego miejsca, chowając różdżkę na razie, do kieszeni, gdzie miał też własność Rodolphusa.

Słuchał brata, jednocześnie rozglądając się za jakimś naczyniem do strzepnięcia pyłu od wypalanego papierosa. Niestety nie mógł nic poradzić na swój nałóg tytoniowy. I nawet jeżeli teraz sytuacja wymagała skupienia, musiał zapalić. Dla Richarda sprawa ze stanowiskiem kobiety, była aż za bardzo dobrze zrozumiała, dlaczego nie można od razu tej baby zlikwidować. To jest duży kaliber do usunięcia. Trzeba przyznać, że jako organizacja, wysoko mierzą w niewygodnych ludzi, do usunięcia. Być może nie doszłoby pewnie do tego, gdyby nie szpieg-zdrajca.

- Jeżeli mamy aż takie drobnostkowe informacje pozyskać, potrzebowalibyśmy mieć kontakt z kimś, kto jest z nią bardzo blisko. Ewentualnie, mieć również kobietę, która nawiązałaby z nią pozytywne stosunki? Z drugiej strony, mieć obserwatora w terenie.
Kto, jak nie kobiety najlepiej się dogadają i o wszystkim sobie powiedzą? Takie przemyślenia na chwilę obecną miał Richard, wracając na swoje miejsce ze znalezionym talerzykiem, gdzie strzepnął popiół z papierosa. W kwestii pozyskania dokumentów lekarskich, to już sprawa należałaby do Lestrange’a. Czyż jego rodzina nie kierowała całym szpitalem Świętego Munga? Może tam by coś znalazł.

W swoim przypadku, miałby o tej kobiecie jakąkolwiek wiedzę, gdyby ojciec nie schrzanił mu drogę kariery w Brytyjskim Ministerstwie Magii. Byłby tutaj aurorem, pomagałby bratu na miejscu, a nie w Norwegii.

- Mamy kogoś w aurorach na tyle zaufanego, aby dostarczał informacje ze strony biura?
Zapytał, bowiem nie miał pojęcia kto tam pracuje. Czy mieli tam zaufane osoby, z którymi można byłoby nawiązać jakąś osobistą współpracę.
Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#39
31.01.2024, 11:34  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 31.01.2024, 11:44 przez Rodolphus Lestrange.)  
Lestrange westchnął cicho. Chciałoby się rzucić ech, kurwa na kolejne rewelacje, które wychodziły z ust Roberta. Nie dlatego, że Mulciber czegoś od niego wymagał ale dlatego, że kobieta była szefową biura aurorów. Rolph przetarł twarz dłonią, w zamyśleniu wędrując spojrzeniem na ścianę. Jeżeli ktoś taki postanowił przeniknąć do ich organizacji… Nie, wróć - nie przeniknąć, a wysłać kogoś, kto odwali za nią brudną robotę. I to nie byle kogo, bo kogoś komu się to prawie udało. Jeżeli zrobiła to raz, to spróbuje i drugi - może niekoniecznie w ten sam sposób, lecz na pewno Harper nie będzie się powstrzymywać. To było realne zagrożenie, które… Zostało zignorowane? On nie miał pojęcia, że taka sytuacja miała miejsce. Czuł irytację na myśl o tym, ile osób również odsunięto od tej wiedzy. Nie widział powodu, dla którego mieli to trzymać w tajemnicy. Przez to mogło dojść do poważnych konsekwencji, do nieostrożności… Lub nadmiernej ostrożności? Może dlatego informacje o tym zdarzeniu były ściśle tajne? By nikt nie robił głupich, pochopnych ruchów?
- Zgadzam się - przytaknął na słowa o likwidacji, a raczej jej niemożności. To byłby nie tylko ryzykowny, ale i głupi ruch. Nie powinni nigdy działać na ślepo, a tym bardziej w przypadku gdy mieli do czynienia z tak wyszkoloną osobą. - Jeśli chodzi o Munga, dowiem się wszystkiego. O ile chodzi do Munga a nie prywatnej osoby. A nawet jeśli chodzi - dowiem się.
Richard miał rację - Lestrange miał łatwiejszy dostęp do akt, może nie bezpośrednio, a pośrednio. Spora część jego rodziny pracowała w Św Mungu, nie powinien mieć więc większych problemów z tym, by wejść tam niezauważonym. Zdobycie akt jednak wymagało trochę więcej finezji, ale i to nie będzie problemem. Wystarczyły proste dla niego zaklęcia, by zmienić swój wygląd. Musiał tylko wybrać ofiarę. Również mógł dowolnie zmienić twarz innej osoby, a jego wzrok mimowolnie prześlizgnął się po twarzy Roberta. Czy miał sylwetkę i głos, pasujące do kogoś, kogo znał z Munga?
- Wciąż pracuję w Ministerstwie, z tego co pamiętam to Harper korzysta z pomocy asystentki - odezwał się jeszcze, przeczesując czarne jak noc włosy. Na twarzy Rodolphusa wymalował się zagadkowy uśmiech. - Nie ufałbym jej jednak, Richardzie, ale jeśli chcesz wyciągnąć z niej informacje to słyszałem, że jest wolna i zdesperowana. Kilka dni urabiania jej i sama podsunie ci kalendarz Moody pod nos.
Rolph przesunął wzrok na drugiego Mulcibera, jednak zawahał się. To, że wyglądał jak Robert, stanowiło jednak dużą przeszkodę.
- Nie wiem jednak, czy wasz identyczny wygląd nie będzie problematyczny, jeśli chodzi o Ministerstwo - jeżeli miałoby to spaść na jego barki - nie widział problemu poza czasem. Musiał mieć czas na to wszystko. - Nie mam kontaktu z biurem aurorów, wiem jednak że jest obstawione przez osoby niezbyt nam przychylne. Jedno potknięcie i…
Nie musiał kończyć. Powinni się domyślić, co się wtedy stanie.
Porządny Czarodziej
To zostanie między nami.
Tylko nami.
Mierzący 183 cm wzrostu, mężczyzna o ciemnych, acz wyraźnie posiwiałych włosach. Posiadacz oczu o kolorze brązowym, w których czasem da się dostrzec nieco zieleni. Robert jest zawsze gładko ogolony. Zadbany. Ubrany adekwatnie do sytuacji.

Robert Mulciber
#40
01.02.2024, 11:51  ✶  

Posiadali ograniczone możliwości, jeśli mowa o działaniu wewnątrz Ministerstwa Magii. Owszem, mieli tam swoich ludzi. Swoje oczy i uszy. Niekoniecznie jednak znajdywały się one w Biurze Aurorów. Gdyby ktoś zapytał o to wcześniej, bez większych wątpliwości wskazałby na Chestera Rookwooda, ewentualnie na innych członków jego rodziny. Obecnie ten stary dupek był jednak ostatnią osobą, z którą Robert zamierzał współpracować.

To prowadziło do kolejnych komplikacji.

- W Biurze Aurorów nasze wpływy są dość ograniczone. Podobnie wygląda to w Brygadzie Uderzeniowej. Na ten moment wygląda jednak na to, że udało nam się odrobię… – tutaj się zatrzymał, szukał odpowiedniego słowa? - …zdestabilizować sytuacje. Nadal jednak trzeba trzymać rękę na pulsie. Kobiety są emocjonalne, a jak wiadomo, kiedy człowiek zaczyna nadmiernie kierować się emocjami, popełnia błędy. – na to właśnie liczył, tego oczekiwał w kontekście Harper Moody. Zarazem jednak nie wyjaśnił na czym polegało całe to zdestabilizowanie sytuacji. Pozwolił im założyć, że najpewniej odnosił się w tym przypadku do ataku mającego miejsce podczas ataku. Richard i Rodolphus nie musieli wiedzieć więcej. Przynajmniej nie w tym momencie. Nie na tym etapie. Przekazywanie im kolejnych informacji nie było uzasadnione.

Kiwnął głową, kiedy Rodolphus zadeklarował, że postara się zdobyć informacje w Mungu. Lestrange miał ku temu odpowiednie możliwości. Posiadał odpowiednie powiązania. Żal byłoby z tego nie skorzystać.

- Będę czekać na raport. – odpowiedział, tym samym dając do zrozumienia, że oczekuje przedstawienia zebranych informacji. Chciał mieć do wszystkiego wgląd. Tak jak zawsze. Tak jak to miało miejsce wielokrotnie w przeszłości. – Asystentka może być dobrym podsunięciem, ale nie ograniczałbym się tylko do tej możliwości. Będziemy musieli w najbliższym czasie wytypować kilka celów. Może warto pomyśleć nad czymś, co pozwoli nam dostać się do Brygady bądź Biura Aurorów od innej strony? – tutaj przeniósł spojrzenie na brata. – Rozważałeś podjęcie pracy w Ministerstwie? – zadał pytanie. O ile się orientował, była to jedna z opcji, którą Richard brał pod uwagę. Na ile realna? Na ile poważna? Brat musiał sam się w tym aspekcie określić. Podjąć decyzje.

Uśmiechnął się, słysząc wątpliwości Rodolphusa. Autentycznie się uśmiechnął, choć był to uśmiech nieco specyficzny.

- Jesteśmy bliźniakami, Lestrange. Dla osób, które nas znają, nie jest to żadna tajemnica czy niespodzianka. Wygląd nie powinien stanowić problemu. – wyjaśnił mu, pozwalając tym samym ułożyć kolejne elementy układanki we właściwym miejscu. – Poza tym, jeśli kłamiesz, oszukujesz, zadbaj o to, aby we wszystkim znalazły się pojedyncze ziarenka prawdy. Nie możemy zaplątać się w tym, co nie będzie prawdziwe. - miał swoje poglądy. Przekonania. Wierzył w pewne ideę. I teraz właśnie się czymś takim dzielił z Lestrange’em. Nie po raz pierwszy, zarazem – pierwszy raz w innym temacie niźli ten naukowy. - Nie można zabezpieczyć się przed wpadką. To ryzyko zawsze istnieje. Możemy natomiast zadbać o detale. Chcesz się z tego wycofać, Rodolphusie?

Nie mógł się wycofać. Nie na tym etapie. Mulciber mu na to nie zamierzał pozwolić.

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Richard Mulciber (6927), Rodolphus Lestrange (7133), Robert Mulciber (6223)


Strony (5): « Wstecz 1 2 3 4 5 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa