• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Pokątna Plac i stragany [Lato 1972] Święto Żniw - Kiermasz (Wątek główny)

[Lato 1972] Święto Żniw - Kiermasz (Wątek główny)
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#31
25.05.2024, 00:52  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 25.05.2024, 12:06 przez Anthony Shafiq.)  
Południowe stragany, Château des Dragons
To był dobry słoneczny dzień. Anthony Shafiq nienawidził przaśnych świąt dożynkowych i z ulgą przyjął fakt, że tegoroczny "spend" odbywa się w mieście. Oczywiście, przez te lata zawsze dbał o to, aby jego małe winobranie było podłączone do krwioobiegu balującego tłumu, z przyjemnością przyjął tę odmianę, że dookoła nie pyliło, nie śmierdziało gnojówką, a żadna koza nie próbowała mu zjeść kapelusza. Przywykł do miejskiego brudu, więc jak dla niego Lammas mogłoby co roku odbywać się właśnie tutaj, na pokątnej.

Tegoroczny stragan (bogowie jedni wiedzieli jak nienawidzi tego słowa, które wszak znaczyło przecież toż samo co miejsce w oborze dla zwierząt, chociaż trzeba przyznać, że jakby tak pociągnąć niemieckim słońcem stelle to rozkosznie blisko było im do włoskiego stelle, a tu już właściwie wszyscy byli w niebie. Na pewno wszyscy, którzy spróbowali wina.

Był zajęty rozmową z biesiadnikami, o których teraz poparcie zabiegał w miękki sposób, racząc ich francuskim winem i zachwalając otwieranie się na dobra, które płynęły spoza Magicznej Anglii wprost w jej objęcia. Był bardzo w pracy, był w pracy jak tylko można, zasiewając w obywatelach myśl o tym jak ważna była praca jego departamentu, ale też zasiewając pozytywne skojarzenia z własną twarzą. Cóż, dobrze, że nie rozdawał kiełbasy tylko znamienity trunek z najlepszych prowansalskich gron! Tak czy inaczej prowadził rozmowę, gdy dostrzegł nadchodzącego białowłosego z... kotem na ręku. Skąd te puchate stworzenia? Spiął się momentalnie i szybko rzucił okiem w stronę lady.

Za ladą stała afrykańska piękność, która odstawała mocno od białego stanowiska obsypanego zewsząd lawendą. Jej czarne oczy przywodziły na myśl spalone węgle pośród saharyjskiego piasku, aureola czarnych kędziorów otaczała jej szczupłą, nieco drapieżną twarz. Ubrana była prosto, w bieli, ale na nadgarstkach i w uszach ciążyły złociste ozdoby. Dodatkowo, na skórze barwy kawy z mlekiem miała podoczepiane złociste łuski, układające się w piękny, oryginalny wzór. Choć tegorocznym zbiorom patronował smok opalooki, który znany był z swej łagodności, niewiasta zdawała się pasować i nie pasować jednocześnie. A teraz jej czarne oczy utkwione były nie w kliencie, a zwierzęciu, które trzymał w objęciu. Laurent mógłby przysiąc, że kobieta zaraz się obliże, jakby przyniósł jej przekąskę.

– Tahira proszę Cię, państwo chcą rocznik 68, głęboko wierzę, że mamy go gdzieś... na tyłach, mogłabyś poszukać? – Głos Anthony'ego nie zdradzał niepokoju, ani w żadnej mierze braku zaufania, och nie. Szybko jednak stanął między Laurentem a obsługującą innych kobietą, z szerokim uśmiechem witając się z... no właśnie. Ze amatorem swoich win? A może kimś, kto pierwszy raz miałby dopiero uraczyć nim podniebienie? Byłoby to trudne, Shafiq dokładał wszelkich starań, by opalizujący różowy trunek był absolutnie wszędzie, no ale może zdarzały się niechlubne wyjątki.

– Dziś tylko słodkie. – uprzedził, kojarząc Laurenta mgliście z przyjęć na które oboje byli zapraszani. Konie nigdy nie leżały w zakresie jego zainteresowań.

Kolorowy ptak

Neil Enfer
#32
25.05.2024, 01:34  ✶  
PÓŁNOCNE STRAGANY

Trudno było przejść koło takiej wielkiej imprezy i skutecznie udawać, że się jej nie widzi. Jedzenie jednak musiało zostać kupione, a trasa wymagała przejść z jednej strony miasta na drugą. No nie dosłownie miasta, bo Londyn długi i szeroki i straszny ogólnie. Do tego teraz, jak był festyn... Święto żniw, co? Zabawne, nie bardzo mu to się łączyło, bo chyba nie widział w stolicy tego jakże pięknego kraju, pól z owsem czy czymkolwiek innym co Anglicy lubili sobie uprawiać do tych mdłych i średnio smacznych posiłków. Z drugiej strony ludzie w mieście musieli coś jeść i jedli właśnie wiejskie produkty, dlaczego mieliby więc nie świętować tego, że gdzieś tam, ktoś tam hoduje i dba coś co będą jeść? A niech świętują, każda chwila nadaje się do zabawy.
Mimo średnich chęci coś go jednak podkusiło, żeby się przejść i zobaczyć co się tam dzieje takiego, a kto wie, może coś kupi, jakiś dżem się trafi czy coś. Mógłby zawieźć rodzicom słoik miodu, w końcu będzie jechać w okolice ich domu, a jak jedzie w okolice, to znaczy, że jedzie do nich, bo to kawał drogi i niewykorzystanie przejażdżki byłoby bez sensu. O właśnie, może będą mieć tu też jakieś dobre zioła, które mógłby wykorzystać w swoich produktach. Nowe zapachy i smaki są zawsze na plusie.
Lew Salonowy
Seeking to be whole
Driven by passion
Philip to mierzący 173 cm wzrostu wysportowany mężczyzna. Niebieskooki blondyn, którego znakiem szczególnym są dołeczki w policzkach i promienny uśmiech. Jego znakiem szczególnym są dołeczki w policzkach oraz promienny uśmiech. Przywiązuje dużą uwagę do swojego wizerunku, dopasowując swój ubiór do każdej sytuacji. Roztacza wokół siebie aurę niezachwianej pewności siebie.

Philip Nott
#33
25.05.2024, 01:40  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 04.07.2024, 21:17 przez Philip Nott.)  
Strefa Gastronomiczna - Słodkości Nory Figg

Philip nie mógł nie pokazać się pokazać się na tegorocznym Lammas - poza tym, że to było dobre dla jego rozpoznawalności to podczas tegorocznego kiermaszu planował zakupić przynajmniej parę rzeczy, zarówno dla siebie jak i dla swoich bliskich. Niewykluczone, że spotka przynajmniej paru swoich znajomych. Będąc osobą szeroko rozpoznawalną w świecie czarodziejów mógł spodziewać się tego, że fani nawiążą z nim kontakt, i, co gorsza, mogą nachodzić go psychofani. Potencjalna obecność sławnych osób jak zawsze przyciągnie dziennikarzy. Nie mógł powiedzieć, żeby był z kimś umówiony i to mu nie przeszkadzało - zawsze potrafił sobie znaleźć towarzystwo albo ono znajdowało jego.

Wybierając się na jakikolwiek sabat, kiermasz czy inne widowisko uliczne słusznie zakładał, że tam nie będzie obcować z kulturą wysoką. W takich wydarzeniach chodziło o rozrywkę i interakcje z innymi ludźmi. Podczas takich wydarzeń mógł przekonać się o tym, jak bardzo potrafiła być zatłoczona Ulica Pokątna i Aleja Horyzontalna, jeśli na nią wylegnie tyle ludzi. Miał nadzieję, że nie dojdzie do takiej masakry jak podczas Beltane.

Będąc ubranym w brązową marynarkę, założoną na biały podkoszulek z krótkim rękawem, oraz w ciemne spodnie i czarne, wygodne buty. Skierował się swobodą oraz wygodą, pozostawiając tym razem szaty czarodziejów w swojej szafie. Do stoiska ze słodkościami wiodła całkiem niemała kolejka, w której musiał swoje odstać.

— Dzień dobry. Poproszę porcję waty cukrowej i pięć makaroników truskawkowych. Dziękuję. — Zwrócił się do właścicielki różowego stoiska, wskazujące na to, że należy ono do właścicielki klubokawiarni, której sporadycznie przekraczał progi. Tam nie przychodził dla wystroju, który nawet dla niego wydawał się aż nazbyt różowy, niczym wielka i różowa (a jakże!) landrynka. Róż był dosłownie wszędzie. Tam poszukiwał wyłącznie obłędnych wypieków. Wyciągnął swój portfel aby zapłacić za swoje słodycze. Po zakupieniu waty cukrowej i tych kilku ciastek zamierzał oddalić się od stoiska po to aby zrobić miejsce innym miłośnikom słodyczy.

W tym tłumie trudno było zauważyć to, że ktoś do niego podszedł. Klepnięcie w ramię zwróciło jego uwagę na stojącego przy nim mężczyznę, którym okazał się jego daleki krewny. Trzymając w dłoni patyczek z watą cukrową, zatrzymał na nim spojrzenie i posłał mu uśmiech, uwydatniający i tym razem dołeczki w jego policzkach. Cóż za spotkanie!

— Robercie, nie spodziewałem się ciebie tutaj. Ostatnio widzieliśmy się na bankiecie organizowanym przez moją matkę i to było jeszcze wiosną. Kupujesz coś na tym stoisku? Mogę polecić ci sprzedawane tutaj wypieki. — Odrywając dwoma palcami kawałek waty cukrowej wdał się w konwersację ze swoim dalszym kuzynem. Na moment jednak zamilkł, przeżuwając pierwszy kęs waty cukrowej, która też od razu zabarwiła jego ciemnozłote włosy na czarno.

— Jesteś sam, służbowo czy z prywatnie z rodziną? — Dopytał po to aby określić, czy też uda mu porozmawiać z pozostałymi krewniakami.


Rzut na kolor włosów po zjedzeniu waty cukrowej - klik

@Nora Figg @Robert Mulciber
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#34
25.05.2024, 08:56  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 25.05.2024, 09:08 przez Victoria Lestrange.)  
Strefa gastronomiczna – Słodkości i koteczki
a następnie: Południowe stragany – Château des Dragons

Grzecznie poczekała na zapakowanie reszty słodkości od Nory, a w tym czasie sięgnęła do torebki i wyciągnęła sakiewkę, z której wydobyła kilkanaście złotych galeonów, by wrzucić je do skarbonki w kształcie kota, a następnie, by zapłacić za te wszystkie słodycze i uśmiechnęła się do Nory z wdzięcznością.

– Poradzimy sobie na pewno. W razie czego napiszę, tak jak hm… Możemy przejść na ty? Jestem Victoria – i trzymając kota jedną ręką, wyciągnęła prawą dłoń do Nory w ramach przedstawienia się, by już na bok odłożyć te formalności, skoro dobrze obie wiedziały, kim są i jak się nazywają, i brakowało tylko zwyczajnie przełamania tej granicy. Miały przecież wspólnych znajomych i to całkiem sporo. – Więc w razie czego napiszę, tak jak sugerowałaś. Albo przyjdę – przecież wiedziała, gdzie Nora pracowała. Była tam co prawda raz, z Saurielem, ale ostatecznie odkąd Victoria przeniosła się do Londynu, to jakoś chętniej wychodziła pospacerować po Magicznym Londynie.

– Nie chodzi o brak mundury, Erik – powiadomiła go wspaniałomyślnie i wskazała ruchem głowy na jego głowę, ale Laurent był znacznie dosłowniejszy.

Uśmiechnęła się, słysząc jaka to kociczka spodobała się Laurentowi, albo raczej jaki to Laurent spodobał się Divie, bo to było oczywiste, że to kot wybierał sobie właściciela, a nie na odwrót. Tak jak Błękitny Kwiatuszek pasował do niej, tak królewna (bo taką się jawiła) Diva pasowała do Laurenta.

– Bardzo dziękuję i do zobaczenia – nie chciała robić sztucznego tłumu przy stoisku Nory, więc wziąwszy do ręki pusty koszyk po Błękitnym Kwiatuszku i odebrawszy wszystkie zapakowane słodkości, wsadziła je do swojej zaczarowanej torebki, by mogła pomieścić znacznie więcej, niż wydawało się z zewnątrz i odsunęła się na bok, kątem oka tylko dostrzegając, że ktoś przyszedł do Nory – i uśmiechnęła się do małej dziewczynki, Mabel, krótko, po czym się odwróciła.

Najwyraźniej i Erik wpadł w tym czasie na ten sam pomysł i odszedł w inna stronę, i Laurent również. Było tutaj trochę ludzi a Prewett był chyba mocno zaaferowany swoim nowym kotem, więc nie zauważył, że Victoria idzie w tym samym kierunku co on. Co prawda ona szła bez większego celu, chciała sobie pooglądać, co jest na jarmarku, ale to nic.

– Laurent! Poczekaj – zawołała za nim, ale nie podbiegła na tej szpilce i z kotem w ramionach, który był zadziwiająco grzeczny i spokojny, umościł się tylko wygodniej w jej ramionach, najwyraźniej rozumiejąc, że to jest teraz jego właścicielka – jego rodzina, i że nie zrobi mi żadnej krzywdy, ani do niej nie dopuści. Więc oparłszy łapki na jej ramieniu, z ciekawością oglądał otoczenie – jak to kot. W końcu go jednak dogoniła, bo odrobinę przyspieszyła kroku, kiedy stał już przy straganie Château des Dragons. Wtedy zobaczyła też Anthony’ego, który wyszedł się z nim przywitać i kobieta aż zerknęła na nazwę stragnau, po czym pokręciła głową. Powinna przewidzieć, że Shafiq się tutaj rozreklamuje, ale jakoś o tym wcześniej nie pomyślała. Ogólnie nie za wiele myśli poświęciła na ten jarmark, z początku nawet nie planując na niego iść. Ale… to była dobra decyzja. Najlepsza, jaką mogła podjąć, skoro w jej ramionach bezpiecznie spoczywał błękitny (dosłownie) kot.

– Witaj, Anthony – przywitała się z mężczyzną i uśmiechnęła leciutko. – Może i dla mnie znajdzie się jakieś wino?

Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#35
25.05.2024, 09:55  ✶  
Południowe stragany – Château des Dragons

Przystanął i obrócił się, kiedy Victoria za nim zawołała. Koszyk. Ach, tak, oczywiście, że koszyk to był dobry pomysł - Laurent zamierzał wrócić do Nory i na chwilę tam Divę zostawić, żeby nie nosić jej ze sobą i nie stresować, ale jakoś za dobrze przytulało się tę piękność, kiedy mruczała ci mimo szumu ludzi i gwaru rozmów. Jej głos dotarł do niego i przebił się przez fałdy zamyślenia, albo odcinania się - zależnie od tego, jak kto wolał to określić. Jeszcze słońce świeciło, żeby coś powstrzymywało noc. Gonić go szczególnie nie musiała, bo i Laurent nie stawiał długich kroków i niespecjalnie się śpieszył. Do występów, które miały być gwoździem tego programu, jeszcze trochę zostało. Trochę tych promieni słońca przeciskających się pomiędzy budynkami. Ostatnie kroki więc pokonali do winiarni razem - chociaż Merlin świadkiem, że ze strony blondyna były to kroki całkowicie przypadkowe.


Shafiq zawsze miał rozmach. Miał też styl, klasę, którą Laurent chwaliłby o wiele bardziej, gdyby tylko miał okazję jej więcej zakosztować. Tak się jakoś nieszczęśliwie (albo celowo) złożyło, że z panem Anthonym Shafiqiem nigdy nie było im po drodze, nawet jeśli te drogi potrafiły się splatać na podobnych przyjęciach. Podobnych, ale nigdy tych jego. Pieklił się o to kiedyś strasznie, z zazdrością patrzył na siostrę, która na pewno zaproszenie dostała, bo przecież była kimś więcej w tej rodzinie albo na ojca, który abraksany jak abraksany, ale kasyna..! Kiedyś. Teraz dawał się mamić perłowym łuskom i dopiero po chwili, kiedy kot w jego rękach syknął, opuścił spojrzenie na czarnowłosą piękność równie zahipnotyzowaną - tylko niekoniecznie perłami. Nie było nawet nawiązanych spojrzeń, żadnego zapytania o obsługę klienta, ale nie miał i tego za złe - nie podszedł na tyle blisko, żeby uznać się za klienta, którym warto sobie zawracać głowę, nie był przy samym stoisku, nie blokował nikomu przejścia. Być może teraz zamiast na łuski to spoglądałby na nią, pozwalając swoim myślom dryfować i stawiać pytania, które nie znajdą odpowiedzi. Które nawet nie ciekawiły na tyle mocno, żeby motywować do ich szukania.

Być może ten zastój i milczenie miałyby miejsce, gdyby nie to, że Anthony Shafiq wyłonił się przed nim i Victorią jak dżinn z lampy. Szkoda tylko, że nie miał mocy spełniania życzeń.

- Wino czy towarzystwo? - Odparł pytaniem na jego zapowiedź, że dziś tylko słodkie. Miał na to sporo lepszych zakończeń - na to zdanie - ale żadne nie nadawało się do powiedzenia osobie obcej na tym jakże niewinnym Lammas.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Czarodziej
Życie to sztuka, którą uprawia niewielu. Większość tylko wegetuje.
Wysoki brunet, mierzący 193 cm o zielonych oczach. Ubierający się jak zwyczajni mugole, nie rzucając się w oczy. Szczupły, z dobrze zbudowaną sylwetką.

Tristan Ward
#36
25.05.2024, 10:19  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 25.05.2024, 10:19 przez Tristan Ward.)  
1. Magiczne Różności
Stragany Południowe – Własne Stoisko

Jeszcze w połowie poprzedniego miesiąca, opowiadał swojej dziewczynie o planach na tegoroczny kowen. Gdyż znalazł informacje o tym, że można zgłosić swoje stoisko i sprzedawać wyroby. To byłaby dobra okazja do sprawdzenia się, czy będzie zainteresowanie jego produktami. Ale nie tylko. Bo nawet to była szansa dla Olivii, aby wystawić się ze swoimi eliksirami. Zdecydowali wspólnie przygotować się na to wydarzenie, wspólnie ustalając asortyment, testując jej eliksiry i układając plan działania, aby nie musieli cały czas siedzieć a wymieniać się w pewnych momentach, ze względu na zaspokojenie ludzkich potrzeb.
Im bliżej wydarzenia, tym większy wiązał się z tym stres. Choć produktów mieli przygotowanych dużo, to u Tristana istniała obawa, czy w ogóle ktokolwiek zainteresuje się straganem – mugolaka.

Stół mieli wypożyczony z Księgarni "Esy i Floresy”, gdzie pracował Tristan. Wzięli jeden. Uważał, że powinien im wystarczyć, gdyż Ward przygotował własnoręcznie metalowe stojaki z kratowanymi półkami. Aby Olivia, mogła poustawiać na nich swoje eliksiry. Nie zabierało im to zbyt wiele miejsca. Z kolei na samym stole, poukładane były tematycznie metalowe produkty jak: klamry do paska od spodni z różnymi wzorami, guziki do ubrań w parach lub w zestawach większej ilości, noże do otwierania kopert, biżuteria z dekoracyjnymi szkiełkami (kolczyki, bransolety, wisiorki itp., zdobienia do ram obrazowych. Również można było kupić takie półki, które Tristan wykonał na swoje stoisko, a te cztery ich sztuki, stały po prostu obok wolnej przestrzeni. Jako że jego stragan zaczynał całą kolejkę pozostałych. Jako własna reklama, że potrafi stworzyć wszelkiego produkty a jakikolwiek metal nie stoi mu przeszkodą.
Nie spodziewał się, że zobaczy tutaj znajome twarze. Kojarzył Bletchleya, który bywał częstym klientem Księgarni. Na jego słowa przywitania, Tristan skinął głową. Choć był nieco zaskoczony, że Olivia mogła się z nim znać. Wspominała mu chyba kiedyś o Leonie.

Widząc, że mężczyzna się rozgląda nad różnościami na stoisku, a Tristan pamiętał, jakie książki przeważnie zamawiał w księgarni, odnalazł dla niego zaprezentowania jedną z klamer do paska od spodni z wizerunkiem czaszki, księgą i dodatkowymi elementami.


@Olivia Quirke @Leon Bletchley
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#37
25.05.2024, 11:27  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 25.05.2024, 12:05 przez Anthony Shafiq.)  
Południowe stragany, Château des Dragons

Anthony rozmawia z Victorią i jej osobą towarzyszącą.

Ze wszystkich istot obecnych na jarmarku, najprawdopodobniej to rzeczywiście Shafiq byłby najbliżej tych tajemniczych pustynnych istot, nawet jeśli jego uroda daleka była od rejonów świata z których pochodziły dżiny. Nie mógł nikogo zmusić do miłości, ale uczynić księciem z dnia na dzień? Zapewnić dostatnie życie do końca dni? Karierę? Wystarczyło pstryknięcie długimi palcami, jeden uśmiech, jedno właściwie ułożone zdanie, które ściągnęłoby uwagę starego smoka i jego przychylność. Anthony szybko odkrył jak wielką przyjemność sprawia mu kolekcjonowanie rzeczy i w swoich podziemnych skarbcach miał ich na prawdę wiele. Bardzo szybko odkrył też, że mimo wszystko woli kolekcjonować ludzi, a klucz pod tę kolekcję był enigmatyczny nawet dla jego najbliższych przyjaciół.

Białowłose chłopię oczywiście mogłoby pojawić się na przyjęciu, Shafiq zastanawiał się nad tym raz czy dwa. Jakby zabrać mu te szmaty, pozostawiając ledwie kilka perłowych naszyjników i bransolet, jakby tak pobielić skórę, dodać kilka, a jakże! opalizujących łusek i ustawić w atrium przy fontannie jako żywą rzeźbę... Albo lepiej, w dłonie wsunąć paterę z masy perłowej na której ułożone będą winne grona dla gości? Zdawało się to dobrą opcją, szczególnie biorąc pod uwagę to, co wychodziło z jego ust na samo powitanie, gdy pozwalało mu się mówić.

– Victoria skarbie, Twoja uroda nieodmiennie przyćmiewa absolutnie wszystko co znajduje się w promieniu kilkunastu mil, jak miło mi Cię widzieć! – powitał z emfazą kobietę ignorując dwuznaczność, która wysmyknęła się z ust towarzyszącego jej mężczyzny. – Spodziewałem się naszego spotkania u Blacków na weselu, ale ten dzień momentalnie jest wspanialszym dniem, gdy choć przez moment mogę znaleźć się w obrębie Twojej cudownej aury. Kwitniesz kochana... – objął ją w pasie i ucałował w policzek serdecznie, otaczając ją przez moment letnią bryzą perfum, z lekko gorzkawą bergamotką położoną na cedrze i drewnie sandałowym podbitym ciepłem bursztynu. – Pamiętaj o mnie spoglądając na swój weselny karnet, bardzo liczę na chociaż jeden taniec... – wysunął rękę z uścisku by płynnym gestem chwycić jej palce i odcisnąć na wierzchu dłoni złączone wargi.

– Widzę, że nie macie naczyń, ale to absolutnie nie problem, Tahira...? – odwrócił się szukając wzrokiem czarnowłosej pracownicy, która akurat podawała butelkę wdzięcznej parze. Wzniósł tylko trzy palce ku górze, na co odpowiedziała mu tylko harda mina osoby, która najwidoczniej bardzo nie lubiła tego typu traktowania, ale nie zamierzała mu się sprzeciwiać. Dwa lśniące onyksy próbowały wyminąć jego osobę, krążyły wokół kociąt ale Anthony możliwie skutecznie zasłaniał jej widok. Cóż... Anthony pogodził się już za faktem, że jeśli ktoś tu rozdawał małe futrzaste kulki, to będzie musiał spędzić przy swoim stanowisku więcej czasu niż zakładał.

– Moja droga Victorio, a Twój towarzysz... Laurence? Lauriel? Czy dobrze kojarzę? – Za jego plecami o drewnianą ladę stuknęły trzy kieliszki, biegunowo odległe od kubeczków, które można było kupić za drobną opłatą. Kilku osobom z tłumu zaświeciły się na nie oczy, więc Anthony zachęcił gestem swoich rozmówców by przesunęli się kawałek od lady, aby dać miejsce zainteresowanym winem. Oczywiście wcześniej wsunął im w dłonie smocze kielichy których srebrzysta bestia obejmowała szklaną czaszę wypełniona perłowo różowym, migotliwym jak łuska patronującego im nad głową opalookiego trunkiem.

– Czy zechcecie podzielić się ze mną informacją, skąd macie takie śliczne... – sierściuchy? Nie, to niewłaściwe słowo, zwłaszcza w stronę kogoś kto najwidoczniej rozpływa się, trzymając kawałek futra w dłoni. – puchate koteczki? – zapytał, przywołując na twarzy uśmiech, jaki zwykle przyklejał do siebie, gdy ktoś chwalił się swoim nowo narodzonym dzieckiem.

Dama z Lumos
Kasztanowe włosy zwykle ma ciasno spięte, odsłaniając bladą, trochę piegowatą twarz. Oczy ma jasne, o uważnym spojrzeniu. Około metr sześćdziesiąt dziewięć wzrostu.

Florence Bulstrode
#38
25.05.2024, 12:44  ✶  
Południowe stragany - stoisko kowenu
Rozmawiam z Atreusem i żegnam się z Sebastianem
*
– Wyjaśniłam mu, że moi mali, niepokorni bracia wciąż potrzebują mojej opieki i jeszcze nie mogę wyjść za mąż – odparła Florence, takim tonem, jakby faktycznie dokładnie to zrobiła. Czy zauważyła, że brat zabrzmiał nieco sztywno? Owszem. Wzięła to jednak za pewną drażliwość wywołaną samym słuchaniem o oświadczynach, skoro jego zaręczyny z Elaine, śliczną, i zupełnie nie pojmującą czarnego humoru i niektórych uwag Florence, zostały niedawno złamane. Jego myśli i słowa były o tyle trafione, że faktycznie chodziło o Patricka, i że faktycznie taki związek byłby mezaliansem, może nie doprowadzającym do jej zupełnego odrzucenia przez rodzinę (nie była w końcu synem, a Bulstrodowie choć dbający o czystość linii, nie byli aż takimi konserwatystami jak Blackowie czy Mulciberowie), ale pewnie do wykreślenia z oficjalnych rejestrów.
Nie, żeby kogoś tak upartego jak ona to powstrzymało.
– Oceniać może mnie tylko ordynatorka – oświadczyła, rzucając mu chłodne spojrzenie na jego sugestie odnośnie zakupów, ale nie była tak naprawdę zła o te słowa. Może nawet odrobinkę rozbawiona. – Jestem pewna, że czerwcowe zdjęcie bardzo ładnie się prezentuje. I dziękuję, panie Macmillan, obawiam się jednak, że jutro z rana czeka mnie dyżur w szpitalu. W kwestii świec, potrzebuję niestety tylko rytualnych – odparła uprzejmie. Sebastian był doskonałym sprzedawcą, ale Florence ciężko było zachęcić do zrobienia zakupów, na które nie miała prawdziwej ochoty. A gdy o tej „imiennej z grawerem” wspomniał, pomyślała, że mignęło jej tutaj stoisko ze świecami właśnie, a te niekiedy były przydatne do klątwołamania. Powinna wreszcie wrócić do ich samodzielnego przyrządzania, ale Florence lubiła optymalizować czas.
Zapłaciła więc tylko za koszyk, który mógł się przydać do przechowywania drobnych przedmiotów i uprzejmie pożegnała Macmillana.
– Chcesz kupić coś konkretnego? Ja chciałabym zerknąć na tę biżuterię i stanowisko ze świecami – powiedziała, gotowa odejść od stoiska. – Podobno mają tu też koło fortuny, coś dla ciebie.
Inna sprawa, że chociaż by się do tego nie przyznała na głos, to sama też od czasu do czasu lubiła zdać się na los. Była bardziej Bulstrodówną niż Prewettówną, i bardzo mało przypominała swoją matkę, ale krew hazardzistów wciąż płynęła w jej żyłach.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#39
25.05.2024, 13:28  ✶  
Południowe stragany – Château des Dragons

Wzięła ze sobą koszyk z czysto pragmatycznego powodu: nie chciała kociaka zostawiać przy Norze, by ta nie pomyślała, że Błękitnego Kwiatuszka jednak nie chce ze sobą brać, serce by jej też pękło, gdyby i kociak tak pomyślał, z kolei teraz co prawda nosiła go na rękach, ale być może zwierzak w końcu poczuje się niepewnie i będzie wolał schować się w jakimś znanym mu miejscu – czyli w koszyku, gdzie miał koc, jakąś zabaweczka swoją, gdzie był jego zapach i tak dalej. Dlatego niosła ten koszyk, pomimo tego, że póki co błękitny kot spokojnie spoczywał w jej rękach. Skoro zaś Laurent usłyszał ją, zatrzymał się i poczekał, to zagadała go po drodze między innymi o te koty, pochwaliła śliczną Divę, przyznała, że wcale długo się wahała czy przyjść… takie tam.


Cicho zaśmiała się na to zaczepne pytanie Laurenta, skierowane do Anthony'ego, lecz nic na to nie powiedziała. Za to uśmiechnęła się promiennie do starszego z mężczyzn – tak, promiennie, bo choć ostatnie miesiące były dla niej odwrotnością łaskawości, o czym dobitnie wskazywały artykuły w gazetach, na temat tego, co wydarzyło się na Beltane, a tak się składało, że była jedną z czterech bohaterów tegoż wydarzenia, i teraz prawdziwym wybrykiem natury; pomimo ataku zabójcy, jaki miał na nią miejsce u końcu maja, pomimo tego, że prawie utonęła w czerwcu na Perle Morza, gdzie trafiła po zgłoszeniu strapionych rodziców, szukających swoich dzieci, pomimo tego, jak nagle zakończyło się jej narzeczeństwo z młodym Rookwoodem… dzisiaj promieniała, bo w swoich ramionach trzymała najprawdziwszy skarb, promieniała, pomimo czerni, w jaką była ubrana. Chyba ostatnio tak się uśmiechała kilka dni temu, gdy do domu przyniosła pierwszego małego kociaka, a ten… ten był drugi.

– Bardzo dziękuję, Anthony – już dawno przekroczyli tę granicę, w której mała Victoria mówiła do niego "wujku", a teraz w pierwszej chwili nastąpiło krótkie zawahanie, ale pozwoliła się objąć i nadstawił nawet policzek. Shafiq mógł wyczuć, że w gazetach nie kłamali i nie bez powodu nazywali takich jak ona Zimnymi – bo naprawdę była zimna jak trup, a przecież w tej chwili tak tryskała energią. Gdy krewny tak ją przytulił, to mógł wyczuć i jej lekkie perfumy – kwiatowe, łączące w sobie zapach bzu i fiołków, ale była w tym też ciepła nuta piżma. – Jak za starych dobrych czasów, co? Oczywiście, wpiszę cię w kolejkę – to był oczywiście żart, bo żadnej kolejki nie było, ani żadnych zapisów, za to Victoria uwielbiała tańczyć i było bardziej niż pewne, że na tym parkiecie będzie można ją znaleźć. Pozwoliła się też ucałować w dłoń i to był dobry moment na to, by panów sobie przedstawić, bo najwyraźniej nie mieli na to wcześniej okazji – co odrobinę ja zadziwiło, bo odnosiła wrażenie że i Anthony zna wszystkich, i że Laurent też zna wszystkich.

– Laurent – poprawiła Anthony'ego delikatnie, na momencik tylko rzucając spojrzenie na egzotyczną piękność, która zajmowała swoje miejsce za ladą. – Laurent Prewett, mój drogi przyjaciel – i nie było w jej słowach ani grama przesady wynikającej z kurtuazji, bo Laurent naprawdę był jej drogim przyjacielem. Najdroższym, kimś z kim czasami rozumiała się naprawdę bez słów. I uśmiechnęła się delikatnie po czym zwróciła się do Laurenta. – A to Anthony Shafiq, mój wuj po kądzieli – i jednocześnie wdowiec po dalszej kuzynce ze strony ojca… ogólnie byli ze sobą spokrewnieni od dwóch stron, ale nie chciała teraz psuć nastroju przypomnieniem o śmierci żony, zresztą dla niej zawsze bardziej był rodziną po Parkinsonach.

Przesunęła się bliżej lady, tak jak zasugerował Anthony, biorąc też w wolną dłoń kielich ze smoczym motywem. Zakołysała nim lekko, by wprawić płyn w ruch, wydobywając jego zapach – jak to należało zrobić przy degustacji wina i dopiero gdy już powąchała, umoczyła usta, biorąc mały łyk.

– Pyszne, jak zawsze – pochwaliła, całkiem pewna, że Laurent, znając jego, będzie miał trochę więcej do powiedzenia. A co do… puchatych koreczków, przy których Shafiq się zawahał… – Od panny Figg. Przyniosła cztery potrzebujące maluchy do adopcji i zbierają datki na Koci Azyl.

Alexander Bell
And I can't let go when you still need saving.
Spokojny, uprzejmy, pomocny. Wysoki mężczyzna o atletycznej sylwetce, zazwyczaj ubrany w luźne, wielobarwne, bawełniane koszule. Miewa zarost na twarzy, zależny od stopnia zapracowania. Kiedy trzeba, potrafi zniewolić uśmiechem. Oczy i włosy brązowe.

The Overseer
#40
25.05.2024, 13:44  ✶  
Południowe stragany - stoiska cyrkowe

Wielobarwna koszula. Cały atlas kwiatów zebrany na jednym materiale, rzecz jasna -kwiatów powiązanych z latem, a gdzieś wśród nich złote kłosy wyszywane odpowiednio lśniącą nicią. Powiewała leniwie na delikatnym wietrze, podobnie jak moja trochę zbyt bujna czupryna, ale... kto by na to wszystko zwracał uwagę?
Było pięknie, było słonecznie, był progres z reklamowaniem cyrku i się uśmiechałem. Jak mógłbym się nie uśmiechać do tych wszystkich przechodzących obok ludzi? Do swoich podopiecznych? Zapewne uśmiechałbym się dalej, gdybym ujrzał Flynna przemykającego z Jimem gdzieś tam boczkiem, ale... Mój wzrok uciekał na scenę, bo to tam spodziewałem się za chwilę go zobaczyć. Ale się uśmiechałem i witałem kolejnych przechodniów skinięciem głową.
Na dobrą sprawę, nie pamiętałem już, kto mnie namówił na miejsce wśród straganów. Jakaś siła nieczysta, ale miało to też swoje plusy, bo miałem na oku stąd inne nasze stoiska, jak i scenę. Tą scenę. Główną i jedyną, na którym miały być kolejne spektakle.
Nie, jednak odwróciłem wzrok. Nie byłem pewien, czy będę w stanie na niego patrzeć. Zająłem się trzymanymi w ręku kartami. Teraz, aktualnie tak przesiąkniętymi moimi emocjami, że zapewne zwiastują każdej kolejnej osobie coś paskudnego. Tragedia za tragedią, ale... mogłem kłamać, odstawić przedstawienie wróża pozytywnych zdarzeń. O, ma pani Wieżę. Stanie pani na wysokości zadania, a to, że ona płonie, to nic. To te płomienie nieokiełznanej energii, która pani towarzyszy, czyż nie? Determinacja? Do czego ja powinienem mieć determinację w takim położeniu? Najpewniej do bycia zarządcą cyrku, tyle że... Czemu to już nie brzmiało tak dumnie?
Przetasowałem karty. Skierowałem je nad płomień niewielkiej świeczki tuż obok. Z jednej, z drugiej strony, a potem kolejne przetasowanie. Bardziej odruchowe niż rozmyślne. Bo tak naprawdę byłem wciąż w tym miejscu, czy gdzieś kompletnie indziej? Może w głębi swojego umysłu?
Ale uśmiech! Nie mogłem przecież zapomnieć o uśmiechu, którym miałem przyciągać oczy klienteli... Gdzieś zniknął, ale pewnie za drobną chwilę wróci.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Eutierria (8658), Alastor Moody (2816), Viorica Zamfir (7443), Brenna Longbottom (9148), Erik Longbottom (10575), Geraldine Yaxley (3118), Atreus Bulstrode (6249), Thomas Hardwick (2133), Cedric Lupin (7459), Perseus Black (951), Nora Figg (2409), Florence Bulstrode (5777), The Tempest (2039), Heather Wood (4239), Ula Brzęczyszczykiewicz (1800), Dora Crawford (3062), Philip Nott (5347), Bard Beedle (4762), Robert Mulciber (6511), Cameron Lupin (5438), Lyssa Dolohov (6494), Victoria Lestrange (17455), Sauriel Rookwood (10901), Cathal Shafiq (1684), Celine Delacour (3597), Sebastian Macmillan (6935), Stanley Andrew Borgin (8416), Bertie Bott (3462), The Edge (17225), Peppa Potter (1867), Rabastan Lestrange (656), Augustus Rookwood (565), Laurent Prewett (20679), Guinevere McGonagall (2846), Christopher Rosier (238), Lorraine Malfoy (3818), Leon Bletchley (6029), Olivia Quirke (5691), The Overseer (764), Alexander Mulciber (4340), Ambrosia McKinnon (2310), Tristan Ward (5474), Hades McKinnon (2237), Richard Mulciber (13112), The Lightbringer (5951), Thomas Figg (2419), Morpheus Longbottom (3952), Penny Weasley (9069), Vera Travers (2351), Neil Enfer (6742), Millie Moody (5588), Isaac Bagshot (5045), Asena Greyback (344), Anthony Shafiq (13151), Mabel Figg (1777), Ralitsa Zamfir (845), Lorien Mulciber (11735), Sophie Mulciber (3252), Basilius Prewett (3999), Jonathan Selwyn (4962), Charles Mulciber (10107), Leonard Mulciber (4189), Charlotte Kelly (291), Jagoda Brodzki (1208), Jessie Kelly (204), Electra Prewett (1891)

Wątek zamknięty  Dodaj do kolejeczki 

Strony (88): « Wstecz 1 2 3 4 5 6 … 88 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa