• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Śmiertelnego Nokturnu Podziemne Ścieżki v
1 2 Dalej »
[15.06.1972r.] - Praca | Robert, Richard, Rodolphus

[15.06.1972r.] - Praca | Robert, Richard, Rodolphus
Porządny Ochroniarz
Nigdy nie wiesz, kiedy śmierć zapuka do twych drzwi.
183cm wzrostu. Brązowe oczy i włosy, u których można dostrzec siwe kosmyki. Często widnieje u niego zarost. Ogolony gładko jest tylko wtedy, kiedy brat każe mu się "ogarnąć". Ubiera się zawsze odpowiednio do sytuacji.

Richard Mulciber
#11
12.12.2023, 22:46  ✶  

Nic dziwnego, że Rodolphus Lestrange, był zaskoczony ujrzeniem tej samej osoby w liczbie dwóch. I nie działał tutaj żaden eliksir wielosokowy. Nie użyto również metamorfomagii. Nie użyto zdolności Potterów. Ani też jakakolwiek inna zmiana wyglądu. Miał przed sobą czysto urodzonych bliźniaków. Wyróżniających się ubiorem. Nie do Richarda należało zadanie przesłuchania młodego, a jego brata. Był tutaj, jako ochrona, wsparcie. Jedyny z nich dwojga odziedziczył po ojcu umiejętność rodową. Szkolenia i praca Aurora, nauczyły go dodatkowo odpowiedniej obserwacji ludzkich zachowań. Dostrzegania szczegółów. Reagowania na ich podejrzane działania. O ile w tym ojciec był z niego dumny i pomógł mu opanować nici powiązań, tak potępiał jego wybór kariery zawodowej.

Po udzieleniu odpowiedzi bratu, Richard skupił swój czujny wzrok na Lestrange’u, cały czas stojąc przy drzwiach, blokując jedyną drogę wyjścia z tego pomieszczenia. Główne pomieszczenie sklepu, zostało odpowiednio zabezpieczone i wygłuszone. Światła pogaszone.

Robert przeszedł do konkretów od razu. Bez owijania w bawełnę. Nie mając żadnego sygnału od brata, zrozumiał, że ma zostać. Rozsądne podejście. Dla Rodolphusa byłoby wskazane siedzieć grzecznie i niczego nie kombinować. A może będzie mniej bolało? Richard nie tolerował spiskowania za plecami swojego brata, jak i swoimi. A nie wiadomo, co siedziało w głowie Lestrange’a. Już na pierwszy rzut oka, wydawał się być nierozważny. Choć nie był w temacie ich współpracy, oceniał po pierwszym spojrzeniu na poznaną osobę.

Wychwyciwszy spojrzenie brata, wiedział co miał zrobić w takiej sytuacji. Przestał opierać się o framugę drzwi. Machnął różdżką na całe pomieszczenie dwa razy. Zabezpieczył je zaklęciem ochronnym, a drugim wygłuszającym. Jeżeli miało ono już zaklęcia wcześniej nałożone, wzmocnił je swoimi. Trzecie powędrowało na zamek od drzwi, przy których Richard stał teraz w lekkim rozkroku, niczym w pozycji gotowej do zareagowania na nieodpowiedzialne i podejrzane działania ze strony Rodolphusa. Blokował tym samym wyjście z pomieszczenia. Różdżkę trzymał w lewej dłoni, w pogotowiu, wycelowaną w Rodolphusa. Swój umysł ochronił oklumencją. Nigdy nie wiadomo co tamtemu odbije. To był znak dla młodzieńca, aby nie kombinował, a grzecznie słuchał Roberta i wykonywał polecenia. W przeciwnym razie Richard po swojemu poprosi go o oddanie różdżki na przechowanie.
Robertowi lekkim, ledwo zauważalnym skinieniem głowy dał znać, że może przejść do działania.

Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#12
12.12.2023, 23:14  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 09.01.2024, 09:54 przez Rodolphus Lestrange.)  
To, że miał przejebane, to domyślił się w chwili, gdy wszedł do pokoju i zobaczył Roberta numer 2. A może to był Robert numer 1? Tak, zdecydowanie ten drugi był podróbką. Chociaż gdy na niego patrzył, to nawet teraz wydawali się identyczni. Rodolphus wiedział, że znalazł się w potrzasku, choć nie do końca rozumiał, dlaczego. Przeniósł pytające spojrzenie na Mulcibera, tego właściwego, którego znał, i westchnął. Uniósł ostrożnie dłoń, pozostawiając ją na widoku, by przeczesać nią włosy. Odruch, którego nie potrafił się pozbyć.
- Zamierzasz zabrać mi różdżkę, żebym niczego nie próbował? - Lestrange uniósł brew. Powinien milczeć, ale nie mógł się powstrzymać, żeby nie zapytać. Czego Robert się bał? Skoro taka była jego reakcja to domyślał się, że postąpił słusznie, przychodząc tutaj. Nawet jeśli miał niesprawdzone informacje. - Możesz ją zabrać, wstanę. Jest w lewej przedniej kieszeni.
Jeżeli Robert chciał, to by wstał i pozwolił sobie odebrać różdżkę, bez kombinowania, trzymając uniesione ręce. Może i był młody, może i był nierozważny, lecz nie przyszedł tutaj, żeby walczyć. Przyszedł tutaj, żeby powiedzieć Robertowi, czego się dowiedział dzień wcześniej. Naprostować pewne sprawy.

Poczuł się odrobinę połechtany tym, że tak się obaj zabezpieczyli. Ale jednocześnie poczuł się ogromnie zdradzony. Gdy ktoś przychodzi do ciebie z wyciągniętą ręką, nie spluwasz mu w twarz, tak jak robił to Robert w tej chwili. W środku Rodolphusa kotłowały się różne myśli i emocje, przeplatając się ze sobą, to czerwieniejąc, to czerniejąc aurę go otaczającą. Nici powoli pękały, gdy Lestrange zdał sobie sprawę, że powinien był milczeć już na początku. W pierwszej kolejności nie mówić Bellatrix, o co dokładnie chodziło ze wspomnieniami, żeby ta nie zaczęła drążyć. W drugiej nie powinien w ogóle poruszać tematu Roberta, gdy już do niego doszło. Bo Bellatrix się nie wycofała - co więcej, zaczęła kopać i pytać, co samo w sobie było niebezpieczne. Wróciła bez konkretów, ale za to z kolejnymi informacjami, wzbudzającymi niepokój.

- Masz w takim razie lepszych informatorów ode mnie, co mnie cieszy - odpowiedział ostrożnie, skupiając wzrok na Robercie. Tym właściwym. Dostrzegał różnice w zachowaniu bliźniaków - szkoda, że tak późno. - Osoba, o której mówię, zapewniła mnie że to plotki i nie powiedziała mi nic konkretnego. Wysłałem do ciebie list z prośbą o spotkanie zanim odebrałem informację, że... Ktoś z pewnego kręgu nie ma o tobie dobrej opinii.
Nie czuł się komfortowo w towarzystwie Richarda, którego miał z boku. Nie wiedział na ile może sobie pozwolić, ile może powiedzieć i ile drugi Mulciber wie.
- Ktoś, mara jakaś, zjawa, włamał mi się do wspomnień i udostępnił jej fragmenty, w których zauważyła część naszych rozmów - dopowiedział, krzywiąc się. Nie lubił przyznawać się do porażki i słabości, lecz wiedział, że w tej sytuacji nie miał wyjścia. Przymknął oczy, wiedząc, że tego Robert może mu nie wybaczyć. Nie był oklumentą, nie zdążył się przygotować. Chciał poprosić Bellę o to, by go nauczyła, wdzierając się raz za razem do jego umysłu, bo tylko jej ufał. I tylko na niej mu zależało, nie licząc Lorda Voldemorta. Popełnił błąd, że nie przystąpił do nauki wcześniej. Ale było już za późno, żeby go naprawić. - Na ile ufasz swojej kopii? Na ile mogę być szczerym?
Znał Roberta od lat. Może nie do końca mu ufał, ale nie podzielał opinii, którą miała o nim Bellatrix. Miał swoje podejrzenia, o co może chodzić, ale widać było, że się waha. Nie chciał mówić przy Richardzie bez jasnej i klarownej informacji, że Robert 2.0 wie o Robercie nr 1 wszystko.

Według niego Bellatrix nie była tu bez winy. Powinna była się nie wtrącać, pozwolić mu działać w spokoju. Chciał trzymać ją z daleka od Roberta na tyle długo, na tyle to będzie możliwe. Czuł się, jakby nago wszedł w kłębowisko żmij. Intensywny wzrok obu braci oraz jawna wrogość, którą przejawiali, nie sprawiała, że się bał. To przecież było nieporozumienie, prawda? Po prostu wywoływali w nim dyskomfort, który on sam wywoływał u innych. A więc tak się czuli jego rozmówcy. To było... ciekawe doświadczenie.
Porządny Czarodziej
To zostanie między nami.
Tylko nami.
Mierzący 183 cm wzrostu, mężczyzna o ciemnych, acz wyraźnie posiwiałych włosach. Posiadacz oczu o kolorze brązowym, w których czasem da się dostrzec nieco zieleni. Robert jest zawsze gładko ogolony. Zadbany. Ubrany adekwatnie do sytuacji.

Robert Mulciber
#13
14.01.2024, 13:09  ✶  

Można polemizować odnoście tego, który z ich trójki miał rzeczywiście przejebane. Rodolphus jedynie płacił za to, czego sam nie był jeszcze do końca świadomy. Coś wiedział, ale obraz, którym dysponował nie był pełny. Brakowało szczegółów. Szczegółów, które powiązane były z obecną sytuacją Mulcibera. Znacząco wpływały na jego zachowanie.

Skoro Lestrange zaproponował, żeby odebrać mu różdżkę, skinął głową w kierunku brata. Zawsze to dodatkowe zabezpieczenie. Podejmowanie zbyt dużego ryzyka nie miało żadnego sensu. Doskonale zdawał sobie z tego faktu sprawę. Niezależnie od okoliczności, nie stracił resztek rozumu. Zdrowego rozsądku?

- Ktoś z pewnego kręgu? - powtórzył, nie odrywając spojrzenia od Rodolphusa. Pozwolił mu jednak dalej mówić, gestem dał znać, że nie musi niczego tłumaczyć. Określenie krąg mówiło w tym przypadku wiele. Powinno być to zrozumiałe zarówno dla niego, jak i dla towarzyszącego im Richarda. Choć oczywiście ten drugi posiadał dość ograniczoną wiedzę na ten temat. Starał się nie przekazywać bratu zbyt wiele informacji. Dla jego własnego dobra. - W tym pomieszczeniu nie ma choćby jednej osoby, przed którą musiałbyś cokolwiek ukrywać, Vipera. - potrzebował chwili na zastanowienie się, chwili na podjęcie decyzji. Nie był pewien na ile może sobie w tym przypadku pozwolić. Ostatecznie zdecydował się na to, aby postawić wszystko na jedną kartę. Posłużył się znanym sobie pseudonimem. Jaki wywoła to efekt? Jaka będzie reakcja młodzika? Czy tym sposobem zdoła ułatwić sobie weryfikacje tego, na ile rozeznany w tym wszystkim był młody Lestrange?

- Zacznij od początku, niczego nie pomijaj. Kim jest osoba, która przekazała Tobie informacje? Od kogo je pozyskała? Co konkretnie padło z jej strony? - na razie zadawał pytania. Ograniczał się do grzecznej rozmowy i niczego więcej. Tylko czy nie rozwinie się to w innym kierunku, jeśli Rodolphus odmówi współpracy? Będzie starał się cokolwiek ukrywać? Robert nie wykluczał żadnej możliwości. Musiał sprawdzić, na ile rozeszły się informacje na jego temat. Co było wiadomo o nim wewnątrz organizacji... a być może również poza jej szeregami? To drugie mogło ściągnąć na jego głowę problemy.

Masę problemów, których w obecnej sytuacji nie potrzebował.

- Nie próbuj niczego ukrywać, i tak zdołam się do tego dokopać. - dorzucił jeszcze, zanim Lestrange zabrał głos. Może wszedł mu w słowo? Było to z jego strony wyraźne ostrzeżenie. Może i znali się z niewymownym od pewnego czasu, w zasadzie niekrótko, ale zawsze starał się pilnować, aby ten nie wiedział na jego temat zbyt wiele. Starał się trzymać Rodolphusa na obrzeżach, nie wpuszczać zbyt głęboko do swojego życia. Nie zdążył jak dotąd zaufać mu w wystarczającym stopniu.

Tylko czy on w wystarczającym stopniu ufał komukolwiek?

Porządny Ochroniarz
Nigdy nie wiesz, kiedy śmierć zapuka do twych drzwi.
183cm wzrostu. Brązowe oczy i włosy, u których można dostrzec siwe kosmyki. Często widnieje u niego zarost. Ogolony gładko jest tylko wtedy, kiedy brat każe mu się "ogarnąć". Ubiera się zawsze odpowiednio do sytuacji.

Richard Mulciber
#14
14.01.2024, 15:24  ✶  

Praca zawodowa nauczyła Richarda, żeby w każdej sytuacji zachowywać ostrożność, czujność i bezpieczeństwo, jeżeli w pomieszczeniu przebywa więcej niż jedna osoba podejrzana. Trzeba przyznać, że młody Lestrange był świadomy tego, że chodzi do paszczy węży. Mając świadomość popełnienia błędu, który chciał rozwiązać, wyjaśnić, wytłumaczyć, wstępnie dając się złapać w przypadkową pułapkę. Rozmawiając nie z tym czarodziejem, z którym był umówiony.

Rodolphus widząc sposób zabezpieczeń i że jest na muszce dwóch różdżek, poddał się w sumie od razu, zapewniając, że nie przyszedł w złej sprawie, a tylko w celu rozmowy. Na gest brata, Richard podchodząc do Lestrange’a, schował swoją różdżkę do kieszeni, skoro brat celował w młodego. Wybadał lewą przednią kieszeń Rodolphusa i wyjął jego różdżkę. Zboczenie zawodowe jednak sprawiło, że wymacał go całego, we wszystkich kieszeniach jakie miał. Aby upewnić się, czy nie miał czasem jeszcze innej broni lub czegoś niebezpiecznego. Jak choćby fiolki, buteleczki z eliksirami czy innymi substancjami. Broń ostra biała, nawet krótka, itp. Gdyby poza różdżką, było coś jeszcze, wyjąłby mu. Dokumenty najwyżej zostawiłby w spokoju. Nie musiał go legitymować.

W między czasie, stojąc blisko, słuchał odpowiedzi młodego, gdzie nawiązał do ich "pewnego kręgu". "Śmierciożercy..." - pomyślał. To nie brzmiało dobrze, a poważne i chłodne spojrzenie Richarda na moment zatrzymało się na twarzy Rodolphusa. Pytanie w tej sprawie, zadał zaś Robert. Richard nie zamierzał wtrącać się w ich rozmowę. Pozostawał ochroniarzem brata, słuchaczem i obserwatorem. Chyba, że zajdzie potrzeba, padną do niego pytania, to wtrąci się słownie do ich dyskusji.

Mając pewność, że Lestrange jest czysty i pozbawiony jakiejkolwiek broni, cofnął się pozwalając bratu kontynuować. Stanął z boku, w odpowiedniej odległości między zamkniętymi drzwiami, a miejscem siedzenia jakie zajmował Rodolphus. W prawej dłoni trzymał różdżkę młodego chłopaka. W lewej swoją, wyjmując z tylnej kieszeni, aby móc szybko zareagować jakimkolwiek zaklęciem, gdyby coś kombinował.

Trzeba być idiotą, aby dołączyć do organizacji śmierciożerców, nie znajdując jakiegokolwiek sposobu na zabezpieczenie swojego umysłu. Richard, nie należąc do nich oficjalnie, ale wiedząc, czym się zajmują, chronił swój umysł. Nawet, jeżeli zawodowo pracuje legalnie jako auror, łamał świadomie prawo. Choćby też ze względu na działania Roberta oraz ich wspólnych. Umysł i wspomnienia są cenną naszą własną biblioteką, do której nikt mieć wstępu nie powinien.

Zabawne było słyszeć o sobie jako "kopia Roberta". Na krótką chwilę, kącik ust lekko uniósł się ku górze na twarzy Richarda, na znak lekkiego rozbawienia. Spoważniał zaraz, zachowując powagę sytuacji. Robert zapewnił po krótkim namyśle, że przy nim chłopak może mówić wszystko. Był to też znak dla Richarda, że mógł zostać, a raczej powinien. Nawet jeżeli chodziło o sprawy ich "pewnego kręgu".

Zaskoczeniem jednak okazało się usłyszeć zwrócenie Roberta do Rodolphusa pseudonimem "Vipera". "Tak zabezpieczają swoją tożsamość?" - przeszło mu przez myśl. Richard nie znał ich "nowych imion". Biorąc pod uwagę charakter sytuacji, nie mógł po sobie zdradzić, że nie miał o tym pojęcia. Zdradzenie się z tą niewiedzą, może poskutkować brakiem zaufania Rodolphusa wobec ich obojga i mógłby pomyśleć, że Robert pozwala niezorientowanego w sytuacji bliźniakowi, poznać zbyt wiele szczegółów. W najgorszym przypadku, pójdzie to potajemnie nie tam gdzie trzeba. Dlatego też Richard nie okazywał po sobie zaskoczenia. Lata praktyki gry aktorskiej w udawaniu brata i nie tylko, pomogły mu w pełni nauczyć się panować nad zachowaniem, emocjami i reagowaniem na nowe informacje. Nie był pewny, czy Robert postępuje dobrze. Czy to bezpieczne dla niego? Czy może to już czas, gdzie Richard powinien wiedzieć więcej? Jak rozprawią się z Rodolphusem, porozmawia z nim na ten temat.

Spojrzał na brata krótko, ale zaraz przeniósł spojrzenie na Lestrange’a. Jego musiał mieć na uwadze, aby niczego nie odpierdalał. Dostał serię pytań od jego brata, na które ma się wyspowiadać. Również dostał ostrzeżenia, aby niczego nie kombinował. W zachowaniu Richarda i postawie nic się nie zmieniło po tym, jak poznał pseudonim Rodolphusa. Jeżeli takim operował w sekcie Toma. Jakim z kolei operował jego brat, Robert?
Co jakiś czas, Richard korzystał ze swojej zdolności, aby mieć pewność, że nici powiązań nie ulegają zmianie. Że ich barwa, między jego bratem a tym chłopakiem, utrzymuje się po stronie pozytywnej.

Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#15
15.01.2024, 10:36  ✶  
Poza różdżką miał jedynie portfel z dokumentami oraz klucze i list od Bellatrix. Nie nosił przy sobie nigdy żadnej ostrej broni, tym razem również nie przyszedł do Roberta ze złymi zamiarami, chociaż odniósł wrażenie, że ani Mulciber nr 1, ani nr 2 nie do końca w to wierzyli. Lestrange zaczął się zastanawiać skąd ta nadmierna ostrożność, zakrawająca wręcz o paranoję, której u Roberta wcześniej nie widział? Co się wydarzyło w jego życiu, że jego wspólnik tak panicznie wręcz reagował na to spotkanie? Może i był spokojny i opanowany, ale kolejne ruchy, które wykonywali z bliźniakiem świadczyły wyraźnie o tym, że coś się musiało stać, coś co postawiło ich na nogi i zaalarmowało na tyle, by nie ufać kompletnie nikomu. Nie miał mu tego za złe - on sam Robertowi ufał na tyle, na ile. To, że dobrze zrobił, dając Mulciberowi mocno ograniczony kredyt zaufania, świadczyła właśnie ta sytuacja. By westchnął, ale wiedział że musiał tę rozmowę rozegrać ostrożnie - nie tylko pod kątem werbalnym, ale również niewerbalnym. Więc gdy tylko Richard go przeszukał i odszedł, młody Lestrange usiadł ostrożnie z powrotem.

Gdy usłyszał swój pseudonim, rysy twarzy Rodolphusa na kilka sekund się naprężyły. Spodziewał się tego, że miał rację w kwestii swoich domysłów. Nie był głupcem wbrew temu, co niektórzy o nim sądzili. Ze względu na młody wiek był często niedoceniany, pomijany w ważnych rozmowach... Ale również inni nie zachowywali przy nim należytej ostrożności. Traktowali nierzadko jak smarkacza, który miał jeszcze mleko pod nosem. Nie irytowało go to jednak: dzięki temu miał większy margines ewentualnego błędu, na dodatek wchodził w posiadanie strzępków ciekawych informacji tylko dlatego, że ktoś pomyślał, że młody Lestrange jest zbyt młody, by rozumieć pewne kwestie. Przez moment chłodne spojrzenie Rolpha oblepiało Roberta nieprzyjemnie, bez wyrazu i emocji. Jakby zastanawiał się, którą maskę teraz przywdziać, jak zareagować na zdradzenie jego pseudonimu w obecności obcej osoby. Bo mimo tego, że Robert zapewniał, że jego kopia wie to, co on sam, to wciąż był to ryzykowny ruch.

Mulciber miał chyba więcej szczęścia niż rozumu, nawiązując tę współpracę. Bo Lestrange uśmiechnął się lekko, ledwo zauważalnie. Upewnił się w przekonaniu, że dobrze zrobił, przychodząc tutaj tak szybko. I wiedział już, o co chodziło Bellatrix. Był jednak cholernie niezadowolony z faktu, że sprawa z Beltane tak się rozniosła po ich kręgu. Mogli mieć przez to ogromne kłopoty - a przecież byli ze sobą związani, najpewniej do śmierci.
- Bellatrix Black, moja narzeczona - skoro Robert wiedział o nim, to wiedział też o Bellatrix. Wyłącznie dwie osoby oprócz Czarnego Pana znały tożsamość śmierciożerców. Którą był Mulciber? Jeszcze się wahał przed włożeniem go do konkretnej szufladki, ale podejrzewał że to właśnie on zniknął przed Beltane. Ale mógł się mylić, więc nie wyciągał pochopnych wniosków. Nie miał żadnych podstaw by zakładać, że to właśnie on przysporzył Voldemortowi tyle problemów. - Nie musisz mi grozić, Robercie. Gdybym chciał cię wydać, zrobiłbym to już dawno.
Dodał jeszcze, leniwie przenosząc wzrok na Richarda, który zabrał jego różdżkę i list.
- Jak mówiłem, włamano mi się do wspomnień i udostępniono je Bellatrix. Wtedy po raz pierwszy mi powiedziała, że pracuję z kimś o wątpliwej reputacji. Wycofała się z rozmowy, ale najwidoczniej musiała pójść do Mistrza, żeby się upewnić, że nie rozsiewa plotek. Napisałem do ciebie zanim odczytałem jej list. Twoja kopia wyciągnęła mi go z kieszeni marynarki - powiedział, znowu przenosząc wzrok na Roberta. Gdy do niego mówił, starał się na niego patrzeć. Nie tylko było to oznaką szacunku, ale również pewnym zabezpieczeniem, bo chociaż nie mógł objąć ich obu wzrokiem, to przynajmniej jednego z nich chciał mieć na oku, by móc zareagować w razie ataku. Pozostawały mu tylko uniki i słowa, bo różdżkę oddał, ale to był odruch. Widać było po jego twarzy, że nie jest zadowolony - grymas pojawił się jednak tylko w chwili, gdy wspominał o tym, że Black poszła do Voldemorta za jego plecami. Potem wróciła do swojego normalnego stanu. - Nie lubię opierać współpracy na domysłach, Robercie, ale jeżeli ta sprawa ma związek z Beltane to wierzę, że jesteś oddany naszej sprawie i nie opuściłbyś nas bez wyraźnego, ważnego powodu. Gdybym przeczytał list wcześniej, wysłałbym stosowne wyjaśnienia i zapewne ta rozmowa wyglądałaby inaczej.
Dopowiedział jeszcze, lekko wzruszając ramionami. Rodolphus uważał Roberta za człowieka inteligentnego i ostrożnego (w tej chwili nawet przesadnie ostrożnego), nie wierzył też że ten mógłby wystąpić przeciwko Czarnemu Panu. Jeżeli zniknął z Londynu, musiał mieć powód - na tyle ważny, że Mistrz pozostawił go przy życiu. Bo mógł zabić za niesubordynację, ale tego nie zrobił. Więc i Lestrange uznał, że jego zniknięcie było dedykowane czymś ważnym, a kara była... Po prostu za niesubordynację. Za zdradę była śmierć.
Porządny Czarodziej
To zostanie między nami.
Tylko nami.
Mierzący 183 cm wzrostu, mężczyzna o ciemnych, acz wyraźnie posiwiałych włosach. Posiadacz oczu o kolorze brązowym, w których czasem da się dostrzec nieco zieleni. Robert jest zawsze gładko ogolony. Zadbany. Ubrany adekwatnie do sytuacji.

Robert Mulciber
#16
16.01.2024, 11:55  ✶  

Okoliczności się zmieniły. Od pewnego czasu znajdywał się w niekoniecznie korzystnym położeniu. Stracił kontrolę nad sprawami, w stosunku do których powinien był ją zachować. Utrzymać. Za brakiem kontroli, podążał brak bezpieczeństwa. Brak pewności. Robert musiał się w tym wszystkim na nowo odnaleźć. Poukładać sprawy. Może nawet… podjąć rzuconą rękawicę? Udowodnić swoją wartość, swoją przydatność? Spróbować na nowo wywalczyć to, co zostało mu odebrane? Nie podjął w tym przypadku jeszcze żadnej decyzji. Wiedział jednak, że jeśli chciał cokolwiek ugrać, nie mógł działać całkiem sam. W pojedynkę.

Niekiedy potrzebne było ramię, na którym człowiek się wesprze, dodatkowa różdżka, która zdoła posłać zaklęcie w odpowiednim momencie. Choć Robertowi niekoniecznie to odpowiadało, był świadomy, że trzymanie brata na dystans, nie miało w obecnej sytuacji żadnego sensu. Potrzebował jego wsparcia. Pomocy. Jeśli Richard miał być w stanie mu jej udzielić, nie mógł działać po omacku. Nie mógł być w dalszym ciągu trzymany od pewnych spraw na dystans.

- Nie zamierzam Ci grozić, ja Ciebie jedynie ostrzegam. – poprawił Rodolphusa. Bo i tak było, przynajmniej z jego perspektywy. Każda ze stron miała oczywiście prawo do tego, aby postrzegać to na swój sposób. Na swój sposób całe to zajście odbierać. Dla Roberta była to tylko i wyłącznie próba rozeznania się. Uzyskania informacji na swój temat.

Weryfikacja położenia, w jakim obecnie się znajdywał.

Czarnego Pana znał od wielu lat. Od samego początku kroczył u boku Toma, dzięki czemu mógł dzisiaj powiedzieć, że w jakimś stopniu tego czarnoksiężnika znał. Nie wiedział wszystkiego. Oczywiście nie czytał w nim niczym w otwartej księdze, ale… rozumiał, że w kontaktach z nim należało zachować daleko idącą ostrożność. Lord Voldemort nie zwykł wybaczać. Zapominać. Odpuszczać win. A jednak, jakimś cudem, pozwolił mu zachować życie.

Z czym miał się wiązać ten akt łaski?

- Nie interesuje mnie w co wierzysz. Ludzie potrafią obiecywać cuda, kiedy wymagają tego od nich okoliczności. – potrzebował chwili, żeby zebrać myśli, a następnie się nimi podzielić. Padło na coś, co kolejny raz można było określić mianem mądrości typowej dla Mulcibera. Podkreślającej to, w jaki sposób postrzegał on rzeczywistość, ludzi, jakie prezentował poglądy. Nie znali się z Rodolphusem od wczoraj, dlatego też ten powinien być pewnych kwestii świadomy.

Podniósł się z dotychczasowego miejsca. Pozostawił swoją różdżkę na półce, poza zasięgiem Lestrange. Czy ten był świadomy, że cały czas trzymał ją w pogotowiu? Oparł obydwie dłonie o blat biurka. Pochylił się nad nim, zmniejszając odległość, która dzieliła go od niewymownego. Znaleźli się faktycznie oko w oko, twarzą w twarz.

- Co wiesz na temat wydarzeń związanych z Beltane? Co wiesz na temat mnie i moich związków ze sprawą? – była to już bardziej ciekawość czy wciąż potrzeba badania, pozyskiwania kolejnych informacji? Raczej to drugie, choć pierwsze też narastało. Powoli. Stopniowo. Interesowało go jak wiele na jego temat wiedział współpracownik. Zwłaszcza, że sam niekoniecznie przekazywał mu na swój temat cokolwiek więcej niż niezbędne podstawy. Nie ufał Rodolphusowi w wystarczającym stopniu.

Czy powinno to się zmienić?

Jeśli tak – w jakim kierunku powinny przebiegać te zmiany?

Przez chwilę przyglądał mu się z bliskiej odległości. Oczy człowieka są zwierciadłem duszy. Niekoniecznie komfortowe położenie potrafiło wybić człowieka z rytmu. Doprowadzić do drobnych potknięć. Czy udało mu się cokolwiek dostrzec. Jeśli tak, nie komentował. Nie z miejsca, od razu. Zamiast tego wrócił na wcześniejsze miejsce. Na fotel.

- Mów. – ponaglił.

Dla niego wszystko odbywało się zbyt wolno. Chciał wiedzieć wszystko już teraz, natychmiast. Tak bardzo nie pasowało to do człowieka, który dotąd zawsze zdawał się mieć na wszystko czas; z niczym nie zwykł się śpieszyć. Wydawał się posiadać olbrzymie pokłady cierpliwości. Co się z nim stało?

Porządny Ochroniarz
Nigdy nie wiesz, kiedy śmierć zapuka do twych drzwi.
183cm wzrostu. Brązowe oczy i włosy, u których można dostrzec siwe kosmyki. Często widnieje u niego zarost. Ogolony gładko jest tylko wtedy, kiedy brat każe mu się "ogarnąć". Ubiera się zawsze odpowiednio do sytuacji.

Richard Mulciber
#17
16.01.2024, 12:25  ✶  

Przeszukując kieszenie Rodolphusa, faktycznie Richard natrafił na jakiś list, który młody miał w jednej z kieszeni. Zabrał go, możliwe traktując jako coś ważnego. W końcu ciągle była też mowa o listach. A ten miał zaadresowanie do Lestrange’a.

Stojąc z boku, różdżkę Rodolphusa schował do swojej kieszeni i trzymając swoją w dłoni, rozwinął list aby przeczytać zawartość treści. Pozwalając tej dwójce sobie porozmawiać. Pogrozić, postraszyć. Po zapoznaniu z zawartą tam informacją, schował złożony papier do koperty. Jeżeli Robert będzie chciał zapoznać się z jego treścią, poda mu. Jeżeli na razie nie, zatrzyma do końca tej rozmowy.

Przesłuchania miały to do siebie, że wymagały czasu i cierpliwości, aby cokolwiek wyciągnąć od drugiej osoby. Przy czym, Richard stojąc tutaj mógł obserwować, jak przebiega to ze strony brata.

Słysząc jednak o narzeczonej Rodolphusa, młodszemu Mulciberowi przypomniała się Henrietta. ”Kobiety…” - stwierdził w myślach. Jeden i drugi byli chyba sobie warci tego, że kobiety potrafiły odkryć coś, co powinno być dla nich zakazane. Tylko nieznacznie pokręcił głową, na nieostrożność Lestrange’a.

Ci dwaj, dobrali się.

Ogólnie wszystko jak było widać, kręciło się też wokół tego całego Beltame. Zniknięcie Roberta było widocznie mocno zauważalne, albo rozeszło się po całej ich organizacji. Co nie wróżyło niczego dobrego. Zdecydowanie, powinien zostać na stałe u boku brata, w Londynie.

Obserwował i słuchał dalej. Wciąż mając swoją różdżkę w pogotowiu, na wszelki wypadek.
Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#18
16.01.2024, 12:27  ✶  
Rodolphus wytrzymał spojrzenie Roberta. Oddech miał spokojny, a wzrok niewyrażający niczego szczególnego. Na próżno było znaleźć w jego spojrzeniu strach czy zniecierpliwienie. Nie odwracał się, nie dawał także po sobie poznać, że tak intensywne wpatrywanie się w niego może być niekomfortowe. Bo być może nie było? Może do tego przywykł?
- Niewiele - przyznał w końcu, po chwili milczenia. - Wiem, że zakończenie nie było takie, jak można było zakładać po takim przedsięwzięciu. Bellatrix twierdzi, że Mistrz nie ma o tobie dobrego zdania, na dodatek wiesz, kim jestem - kim najpewniej są wszyscy z nas. Zniknąłeś wtedy z Londynu, wróciłeś i nadal żyjesz. Mogę się więc tylko domyślać twojej wysokiej pozycji wśród nas.
Nadal nie miał pewności, jak blisko Robert był z Voldemortem, ale Rodolphus potrafił dodać dwa do dwóch. Beltane nie było takim sukcesem, jak oczekiwali. Po nim Robert - wedle słów Black - popadł w niełaskę u Czarnego Pana. A może to było jeszcze przed? Bellatrix nie sprecyzowała, ale Rodolphus nie był głupi. Robert był jednym z najbliższych współpracowników Voldemorta, a skoro ten nie miał o nim dobrego zdania, to musiał bezpośrednio pracować nad Beltane, skoro to zakończyło się tak, jak się zakończyło. Zauważył także jego chwilowy brak w Londynie ze względu na ścisłą współpracę na stopie prywatnej. Wszystko wskazywało więc na to, że Robert zniknął przed Beltane i wrócił, znał ich pseudonimy i… żył mimo zniknięcia. Nie był więc zwykłym śmierciożercą, nie mógł być. Bo przecież Lestrange nie wiedział o tym, że Robert został ukarany. Ani Bella, ani Mistrz mu tego nie przekazali. Przyzwyczaił się, że jest psem odpowiadającym na wezwania, a gdy nie jest proszony: nie docieka, nie wnika.
- Nie chcę ci zaszkodzić, Robercie. Nasza sprawa jest zdecydowanie ważniejsza, niż domysły, łączenie kropek czy Beltane. Od wyników naszych badań zależy zbyt wiele, być może całe postrzeganie magicznej społeczności. Nie oczekuję też, byś mi się spowiadał - dodał, wciąż nie spuszczając z niego wzroku. Westchnął. - Jeżeli potrzebujesz namacalnego dowodu, jeśli chcesz przejrzeć moje wspomnienia: zgadzam się. Jestem w stanie poświęcić część siebie dla wyższego celu, jakim jest to, co razem tworzymy.
Pytanie tylko czy jeżeli Mistrz nie uzna, że Roberta należy uciszyć, to Rodolphus się zawaha. Czy drgnie mu powieka, gdy będzie stawał naprzeciwko niego z wyciągniętą różdżką? Czy taki scenariusz był w ogóle możliwy? Przyszedł tutaj prawie natychmiast, gdy się dowiedział od Black o całej sprawie. Przekazał list, wyraził swoją chęć do dalszej współpracy. Powiedział, że jest gotowy do namacalnej obietnicy, czy miał na myśli przysięgę wieczystą? Zaoferował mu dostęp do swojego umysłu. Zrobił to, bo nie miał nic do ukrycia. Jak nigdy jego intencje były szczere i Robert mógł to z łatwością sprawdzić. Rodolphus był wierny idei, sprawie, Voldemortowi. Póki Robert nie popadnie w oficjalną niełaskę, póki on sam nie dostanie wyraźnego rozkazu, może przymykać oczy na to, że Mistrz nie ma o nim dobrego zdania. Bo to w zasadzie absolutnie niczego nie determinowało w ich relacji.
Porządny Czarodziej
To zostanie między nami.
Tylko nami.
Mierzący 183 cm wzrostu, mężczyzna o ciemnych, acz wyraźnie posiwiałych włosach. Posiadacz oczu o kolorze brązowym, w których czasem da się dostrzec nieco zieleni. Robert jest zawsze gładko ogolony. Zadbany. Ubrany adekwatnie do sytuacji.

Robert Mulciber
#19
16.01.2024, 20:19  ✶  

Zajmowali się badaniami, które mogły doprowadzić do przełomu. W znaczącym stopniu wpłynąć na magiczne społeczeństwo. Robert pamiętał o tym. Był tego świadomy. Zarazem jednak - tymczasowo? - odsunął to na boczny tor. Skupił się na innych kwestiach. Podczas gdy dla Rodolphusa, to właśnie badania znajdywały się na samej górze piramidy, Mulciber widział to inaczej. W jego przypadku sprawy się odrobinę skomplikowały. Komplikacje doprowadziły do zmian w kontekście dotychczasowych priorytetów.

Do pewnego przewartościowania.

Słuchając słów Lestrange'a, pozwolił sobie na to, aby przez moment ogarnęły go wątpliwości. Podszedł do tego w niewłaściwy sposób? Zamiast sprawdzać niewymownego, powinien był go mocniej do siebie przywiązać? Przeniósł spojrzenie na brata. Choć nie pojawiło się w nim wyraźnie widoczne pytanie, nie odbiły się konkretne emocje, poszukiwał odpowiedzi w jego obliczu. Wyrazie twarzy? Reakcjach? Gestach?

- Przeczytałeś list? - zadał bliźniakowi pytanie. Zainteresował się tym dopiero teraz. Nie minęło dużo czasu, ledwie chwila, ale pewien chaos nadal był widoczny. Nie działał metodycznie. Nie wykonywał kroków we właściwej kolejności.

Cokolwiek usłyszał czy zobaczył w ramach odpowiedzi, swoją uwagę ponownie zwrócił w stronę Rodolphusa. Zyskał dość czasu, żeby niektóre rzeczy przeanalizować. Przynajmniej pobieżnie. Musiało mu to na ten moment wystarczyć. Czy stanowiło to jakiś problem? W normalnych okolicznościach niekoniecznie, ale teraz... niektórzy mogliby mieć wątpliwości. Byłyby one jak najbardziej uzasadnione.

- Wspomnienia nie są czymś, co powinieneś tak po prostu udostępniać innym. - brzmiał jakby odrobinę łagodniej. Prawie jak ten surowy nauczyciel, zadowolony z postępów swojego ucznia. Jego dzialań. Zachowań. Owoców wspólnej, niejednokrotnie ciężkiej pracy. - Wiedz, że doceniam to, iż zdecydowałeś się zaoferować mi taką możliwość... możliwość zapoznania się ze swoimi wspomnieniami. - czy właśnie odmawiał? Oczywiście. Nie był to w jego przypadku pierwszy raz, kiedy postępował w ten sposób. W swoim życiu niejednokrotnie korzystał z legilimencji, ale sztuki tej starał się nie nadużywać. W jego mniemaniu, miała służyć konkretnym celom. - Nie zamierzam z tej oferty skorzystać.

Czy to znaczyło, iż Rodolphus mógł odetchnąć z ulgą? Poczuć się przynajmniej odrobinę pewniej w towarzystwie braci Mulciber? Bystry obserwator, a przecież takim niewymowny był, musiał zauważyć, że Robert nad czymś myślał. Jeszcze nie skończył. Zrezygnował właśnie z jednej opcji, ale rozważał skorzystanie z innej. Z czym miała się ona wiązać? Na czym polegać? Co takiego krążyło po głowie mężczyzny?

- Chce natomiast uzyskać inną, bardziej skuteczną gwarancje. Co wiesz na temat przysięgi wieczystej, Lestrange? - brakowało, żeby po zadaniu tego pytania się uśmiechnął. Pewny siebie, pewny podjętej decyzji. Tylko czy faktycznie taki był? Czy wiedział na co się właśnie porywał? Ile ryzykował?

Porządny Ochroniarz
Nigdy nie wiesz, kiedy śmierć zapuka do twych drzwi.
183cm wzrostu. Brązowe oczy i włosy, u których można dostrzec siwe kosmyki. Często widnieje u niego zarost. Ogolony gładko jest tylko wtedy, kiedy brat każe mu się "ogarnąć". Ubiera się zawsze odpowiednio do sytuacji.

Richard Mulciber
#20
16.01.2024, 23:09  ✶  

Gdy Richard tak słuchał ich wymiany zdań, odnosił wrażenie, że Rodolphus nie mówi wszystkiego. Pomija pewne, ale dość istotne zdaniem Richarda szczegóły. Jako auror, prowadząc przesłuchania, czepiałby się każdego  fragmentu wypowiedzi. Mimo to, pozwolił pierw bratu przesłuchać Rodolphusa, jako że się oboje znali, co pokaże też jaka jest między nimi relacja. Znajomość i współpraca.

Richard obserwował Lestrange’a dość poważnie, uważnie i nie akceptował w pełni jego wyjaśnienia. Jeżeli Robert ufał mu w jakimś tam jeszcze stopniu, Richard wręcz przeciwnie. Nie ufał. Choć widział, że Rodolphus był czarodziejem oddanym. Poddał się już od razu, oddając różdżkę. Gotów był odsłonić przed Robertem swoje wspomnienia, aby do nich zajrzał. Nici powiązań nie wykazywały niczego negatywnego. Nie miał w żadnym stopniu złych zamiarów wobec jego brata. Potwierdziło się to, że zniknięcie Roberta było jakby dla niektórych widoczne.

Gdy zapadła cisza, Richard spojrzał na brata, aby sprawdzić jego reakcję na zebrane do tej pory, niejasne według niego informacje. Czy on dostrzegał w nim wątpliwości? Miał problem z podjęciem pewnych decyzji? Potrzebował chwili aby zebrać myśli?

- Potwierdza jego słowa. Sam przeczytaj.
Odpowiedział w sprawie listu. Podszedł i podał bratu kopertę. Sugerując spojrzeniem, aby dokładnie wczytał się w treść wiadomości. Chciał w tym może zwrócić uwagę na poruszoną kwestię spotkania. Czy mowa była o tym, gdzie Roberta ukarano? Było to kilka dni temu. Dodatkowa informacja, że Bellatrix mogła tam być. Wszystko widzieć. Połączyć fakty? Czy mowa była o innych spotkaniach?

Kiedy Robert zajął się zapoznaniem treści listu narzeczonej Lestrange’a, Richard skupił poważne spojrzenie i dość nieufne Rodolphusowi. Skrzyżował nawet ręce na klatce piersiowej, trzymając wciąż swoją różdżkę.

Słysząc decyzję Roberta, aż spojrzał na niego unosząc brew ku górze? "On tak poważnie?" - zadał sobie pytanie w myślach. Richard nie pochwalił tej decyzji. Odmowy użycia legilimencji. Czy to znaczyło, że brat nie chciał widzieć jego wspomnień w obawie, doszukania się większych szczegółów, które mogły by wzbudzić jeszcze większe wątpliwości? Bał się?

- W takim razie ja mam pytania.
Zauważając, że brat myślał nad rozwiązaniem, Richard wykorzystał moment na wyciągnięcie informacji od Rodolphusa, swoimi metodami. Spojrzał dość poważnie na Lestrange’a, jakby miał przed sobą przestępcę.
- Czy jesteś wstanie powiedzieć, jakie dokładnie wspomnienia widziała Twoja narzeczona? Czy był w nich Robert? Widziała go?

To, że Rodolphus wspomniał wcześniej o fragmentach, rozmowie, nie zawsze wizje pokazywane przez marę czy zjawę są wyraźne. Kwestia też tego, jakie to były spotkania. Na jaki temat prowadzone rozmowy. Czy może było jakieś charakterystyczne miejsce dla ich obojga? Cokolwiek. Richard chciał mieć pewność, czy w tych wizjach była postać Roberta. Czy chłopak tutaj siedzący, sam się wygadał swojej kobiecie, świadomie lub nieświadomie?
Richard uważnie skupił spojrzenie na Rodoplhusie, oczekując odpowiedzi, aby wyłapać każdą reakcję z jego mowy ciała. Nawet w oczach, których ruch również może wszystko zdradzić. Czy mówi prawdę, czy skłamie.

Robert z kolei postanowił także wrócić do zadawania pytań i najwyraźniej wymyślił coś interesującego. Sposób na upewnienie się co do "zaufania" i dalszej współpracy. Przysięga wieczysta. Coś, co łączy dwie osoby na długo. Niekiedy do śmierci jednego z nich.
Co na to Lestrange?

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Richard Mulciber (6927), Rodolphus Lestrange (7133), Robert Mulciber (6223)


Strony (5): « Wstecz 1 2 3 4 5 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa