• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Śmiertelnego Nokturnu Podziemne Ścieżki v
1 2 Dalej »
[15.06.1972r.] - Praca | Robert, Richard, Rodolphus

[15.06.1972r.] - Praca | Robert, Richard, Rodolphus
Porządny Ochroniarz
Nigdy nie wiesz, kiedy śmierć zapuka do twych drzwi.
183cm wzrostu. Brązowe oczy i włosy, u których można dostrzec siwe kosmyki. Często widnieje u niego zarost. Ogolony gładko jest tylko wtedy, kiedy brat każe mu się "ogarnąć". Ubiera się zawsze odpowiednio do sytuacji.

Richard Mulciber
#41
01.02.2024, 13:00  ✶  

Nikt pewnie nie spodziewał się, że taka kobieta jak Harper może swoich ludzi wysyłać jako szpiegów gdzie indziej. Szefowie takiego Biura Aurorów czy samego Departamentu Przestrzegania Prawa nie byli byle kim. Potrafili także działać na takiej samej lub podobnej zasadzie co przeciwnik, aby zniszczyć organ od środka. Czy brali takie możliwości pod uwagę? Czy po prostu dali się jej zaskoczyć? Czy w ogóle mieli aurorów lub brygadzistów w swoich szeregach aby o takich sprawach informowali? Jakichkolwiek? Dlatego Richard zadał to pytanie. Nie licząc Rookwoodów. Wiedział że tam pracują ale nie miał pojęcia, jak wiele o tej sprawie wiedzą, czy cokolwiek. Gdyby brat o nich wspomniał w odpowiedzi, byłoby wtedy wiadomo. Jednak sprawa ta nie wyglądała dobrze i korzystnie, kiedy Robert wspomniał o ograniczonych wpływach. O ile doprowadzili do destabilizacji, to jednak zagrożenie nie zostało zlikwidowane.

Lestrange od siebie wyszedł z inicjatywą zajęcia się zdobyciem informacji na temat Szefowej Biura Aurorów od strony medycznej. Miał według Richarda dość proste zadanie. Już samo nazwisko nasuwało odpowiedź, kto się za to weźmie. Mając tak liczną rodzinę, na pewno wielu pracuje jako uzdrowiciele. Czy to w Mungu, czy posiadając swoje własne, prywatne kliniki. Bowiem słusznie zauważył, że Harper mogłaby mieć swojego uzdrowiciela i u niego się leczyć.

Warta zanotowania była także informacja o tym, że Rodolphus pracuje w Ministerstwie Magii. Stąd Richard mógł połączyć kropki odnośnie ich wspólnych badań, wspominanych wcześniej. Miało sens, a Robert pozyskiwać mógł tą drogą działania Ministerstwa jak pracują obecnie w Departamencie Tajemnic.

Richard nawiązując do sprawy z osobą, będącą najbliżej Harper, dowiedział się o asystentce. Raczej nie wspomniał o tym, że miałby się tego sam podjąć, jednakże wszelkie sugestie i cała rozmowa do tego dążyła. Czuł w kościach, że to pewnie na niego spadnie zdobywanie informacji od środka. Nie pomylił się.

Robert pociągnął ten temat, uznając za dobry pomysł, wtem skierował pytanie o możliwość podjęcia pracy przez Richarda w Ministerstwie Magii. Młodszy bliźniak mówił mu o tym, że planował taki ruch. Wracając do Londynu na dłużej. Dopalił papierosa i zgasił go na talerzyku.

- Tak. Rozważałem. Pierw musiałbym tam pójść i rozeznać się jak obecnie wygląda sytuacja i nabór.
Potwierdził, wstając, aby odłożyć talerzyk na biurko. Potem się posprząta. Choć wtedy też Rodolphus przyglądając się im, nawiązał do identycznego wyglądu. Nawet i Richard się uśmiechnął. To było zabawne. Zawsze go bawiło, że ludzie bywają zaskoczeni, zdziwieni, albo pytają jak ich rozróżniać.

Wyjaśnienie zostawił Robertowi, który zdradził w końcu Lestrange’owi, że są bliźniakami. Udzielił mu także odpowiedzi w sprawie podejmowanego ryzyka z pracą w Ministerstwie. Richard był tego ryzyka świadom. Jeżeli to pomoże bratu w rozwiązaniu tego problemu z Harper, był gotów się tego podjąć. Co zatem odpowie Rodolphus na pytanie starszego Mulcibera? Richard uważnie na niego spojrzał. Prawda, wycofać się już nie mógł. Ale czy będzie próbował? 

Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#42
01.02.2024, 13:45  ✶  
- Dla tych, którzy was znają - powtórzył, jakby chciał ukazać, że tu widział problem. Z jakichś powodów Robert nie chwalił się na prawo i lewo, że ma brata bliźniaka. Pchając go do Ministerstwa straci ten atut, wyrzuci asa z rękawa. Czy był tego świadomy, czy po prostu nie pomyślał, że na Richarda może wpłynąć także jego reputacja? - Nie mnie oceniać wasze decyzje, ale w Ministerstwie wciąż pracuje sporo osób, które cię pamiętają, Robercie. A ci, którzy nie pamiętają, kojarzą nazwisko. Może to ściągnąć na waszą dwójkę sporo uwagi. Być może najciemniej będzie pod latarnią, ale możliwe że wzbudzi to więcej zamieszania, niż chcemy, by wam towarzyszyło. Pozostaje też kwestia Moody, która - zakładam - nie jest głupia i może was obserwować przez wzgląd na nazwisko, o czym boleśnie przypomina wygląd.
Nie zamierzał więcej komentować tej sprawy - to była ich decyzja. Jeżeli chcieli pchać się w paszczę lwa, to była ich sprawa. Głównie dlatego jednak nie protestował, że to był dobry pomysł. Infiltracja od wewnątrz, tak jak zrobiła to Moody. Pytanie czy przez to Richard, a za nim Robert, nie znajdą się na świeczniku? Czy ludzie nie będą wypytywać Mulciberów o kontakty międzyrodzinne, czy nie będą obserwować i jednego, i drugiego? Czy nie zadadzą sobie pytań dlaczego tak szybko po Beltane nagle w Ministerstwie znalazł się Richard i chce trafić do biura aurorów?

Na pytanie o wycofaniu się poczuł ukłucie irytacji. Doskonale wiedział, że było już za późno na to, by wstać i wyjść. Zresztą było na to za późno w chwili, gdy wszedł do tego gabinetu jako pierwszy. Zarówno Robert, jak i Richard, również to wiedzieli. Skąd więc tak idiotyczne pytanie z ust jednego z Mulciberów? Sprawdzał go, czy może po prostu się droczył? Drażnił, sprawdzał ile wytrzyma i czy w końcu się nie odszczeknie, jak kiedyś przed laty? Był dużo młodszy od nich, dzieliło ich ponad 20 lat. To były dwie dekady nauki na cierpliwość i balansowanie na granicy prawdy i półprawdy, 20 lat nauki o drugim człowieku. Czy ktoś w takim wieku miał prawo się nudzić i sprawdzać, na ile szczeniak wytrzyma? Zapewne tak było.
- Myślę, że doskonale znasz odpowiedź na to pytanie i kolejne tego typu są zbędne - odmruknął, marszcząc brwi. Nie był pewny, czy to to uśmiech Roberta sprawił, że coś mu nie pasowało w tym z pozoru niewinnym pytaniu, czy to uśmiech Richarda, który wyłapał kątem oka. Nie chciałby znaleźć się pomiędzy ich dwójką, gdyby doszło do pomyłki, nie chciałby też być na miejscu osoby, która w takim potrzasku się znajdzie. Mogli się uśmiechać, mogli nawet przekrzywiać głowy jak niewinne pieski - nie zmieniłoby to faktu, że bardziej postrzegał ich w kontekście żmij niż uroczych ssaków. Żmija żmii nie ukąsi, tak samo jak kurwa kurwie łba nie urwie, ale może jednak sprawić, że błąd zaboli.
Porządny Czarodziej
To zostanie między nami.
Tylko nami.
Mierzący 183 cm wzrostu, mężczyzna o ciemnych, acz wyraźnie posiwiałych włosach. Posiadacz oczu o kolorze brązowym, w których czasem da się dostrzec nieco zieleni. Robert jest zawsze gładko ogolony. Zadbany. Ubrany adekwatnie do sytuacji.

Robert Mulciber
#43
04.02.2024, 11:17  ✶  

Owszem. To było ryzykowne. Robert doskonale zdawał sobie z tego faktu sprawę. Niestety, w chwili obecnej nie dysponowali innymi możliwościami. Innymi rozwiązaniami. Byli zmuszeni  do korzystania z tego, co było dostępne; co znajdowało się w zasięgu ich rąk. W życiu nie zawsze było łatwo i przyjemnie. Człowiek musiał być elastyczny. Decydować się na pewne poświęcenia. Czasem odrobinę się ugiąć. Zwłaszcza kiedy zależało mu na tym, aby osiągnąć coś więcej.

Robert Mulciber chciał osiągnąć znacznie więcej.

Jego celem był powrót na sam szczyt.

Skinął głową, przyjmując do wiadomości słowa brata. Wysyłanie go prosto do paszczy lwa nie było czymś, co robił lekką ręką. Tak po prostu. Bez obaw. Był jednak pewny, że Richard temu zadanie podoła. Kto, jeśli nie on? Bliźniak był jedyną osobą, na którą zawsze mógł liczyć; która zawsze stawała na wysokości zadania. Niezależnie od tego, czego ono dotyczyło. Znajdywali się obecnie na tym etapie, kiedy musieli działać razem. Ściśle ze sobą współpracować. Inne opcje nie wchodziły w grę. Przestały się liczyć.

Następnie swoją uwagę przekierował na Rodolphusa.

- Niech obserwuje. - zareagował na jego słowa. - Od lat staram się dbać o to, aby nie przyciągać nadmiernej uwagi. Oficjalnie jestem jedynie zwykłym handlarzem. Nikim szczególnym. Człowiekiem, o którym ciężko powiedzieć cokolwiek więcej. Może za wyjątkiem tego, że musi prowadzić strasznie monotonne życie.

Był pewien swojej przykrywki. Był pewien tego, że należycie spełniała ona swoje zadanie. Po odejściu z Ministerstwa, Robert zadbał o to, aby zniknąć ze świecznika. Nie chciał zanadto rzucać się w oczy. Starał się nie przyciągać niepotrzebnej uwagi. Trzymał się roli, którą sam sobie wyznaczył. Dbał o to, aby być w tym wszystkim możliwie najbardziej wiarygodnym.

- Nie sądzę, aby Harper Moody była w stanie cokolwiek na mnie znaleźć. - podsumował. Możliwe, że w tym przypadku nie doceniał szefowej Biura Aurorów. Ani ludzi, którzy dla niej pracowali.  Był zbyt pewny siebie? Jego podejście mogło doprowadzić do zguby całą ich trójkę.

Albo wręcz przeciwnie - do prawdziwej chwały.

Nie uważał, aby ostatnie pytanie było idiotyczne. Nie podobało mu się coś w zachowaniu Rodolphusa. Budziło ono u Roberta pewne wątpliwości. Dlatego też drążył. Poddawał pewne rzeczy w wątpliwość. Może nawet starał się wyprowadzić chłopaka z równowagi? Nie można było takiej opcji wykluczyć. Wykreślić z listy.

- Chciałem się upewnić, że i dla ciebie odpowiedź jest w tym przypadku jasna. Na tym etapie nie ma już odwrotu. Żaden z nas się nie wycofa. Niezależnie od tego, jak bardzo skomplikują się sprawy. - nie zamierzał odpuszczać. Nie zamierzał zignorować sprawy Harper. Zachowywać się tak, jakby ten problem nie istniał. Bo przecież był bardzo realny. Prawdziwy. Ta kobieta mogła im mocno zaszkodzić.

Przy odrobinie szczęścia, byłaby w stanie ściągnąć ich na samo dno.

I pomyśleć, że Chester tak palącym tematem w ogóle się nie zainteresował. Czyżby coś innego zajmowało obecnie jego uwagę? Czyżby coś innego okazało się ważniejsze od dobra organizacji? Nie chciał teraz o tym myśleć. Tracić na to gówno czasu. Zamiast tym ścierwem, musiał zająć się ważniejszymi sprawami. Musiał trzymać się priorytetów.

- Podsumujmy co ustaliliśmy. - nie chciał niczego przeciągać. Skoro Zwrócił Rodolphusowi uwagę na to, w jaki sposób przedstawiały się sprawy, mogli wrócić do właściwego tematu. - Potrzebujemy zdobyć informacje o Harper Moody. Dotrzeć do ludzi, którzy znajdują się blisko tej kobiety. Lestrange może podziałać w ramach szpitala, Richard może podjąć się próby przeniknięcia do Ministerstwa. Gdyby udało wam się dotrzeć do kogoś, kto często przebywa w pobliżu Harper, mógłbym być w stanie przekonać taką osobę do nawiązania współpracy. - czy miał na myśli przekonanie takiej osoby do dobrowolnej współpracy? Niekoniecznie. Dysponował odpowiednimi umiejętnościami. Nie miał problemu z tym, aby je wykorzystać. Hipnoza pozwalała na wiele, a on się w niej... cóż, specjalizował.

Porządny Ochroniarz
Nigdy nie wiesz, kiedy śmierć zapuka do twych drzwi.
183cm wzrostu. Brązowe oczy i włosy, u których można dostrzec siwe kosmyki. Często widnieje u niego zarost. Ogolony gładko jest tylko wtedy, kiedy brat każe mu się "ogarnąć". Ubiera się zawsze odpowiednio do sytuacji.

Richard Mulciber
#44
04.02.2024, 15:20  ✶  

Rodolphus nie widział pozytywów, wciągania Richarda do Ministerstwa Magii. Słysząc to, młodszy Mulciber aż uniósł brew w zdumieniu jego interpretacji zadania, które miało w sobie bardzo duże ryzyko. Czyżby martwił się o niego? Nie sądził. Bardziej chodziło o Roberta. Nie zajmując swojego miejsca, a stojąc nadal przy biurku, wysłuchał uwag Lestrange’a. Miał w swoich słowach sporo racji. Ale też Robert był na pewno tego ryzyka świadom. Inaczej, nie pytałby brata o udział w tym wszystkim. Ryzykował swoją kartą.

Richard oparł się tyłkiem o brzeg biurka, krzyżując ręce na klatce piersiowej i spoglądał na Rodolphusa, który przedstawił swoje spostrzeżenia i obawy. Pozwolił też odezwać się Robertowi, który nie miał obaw o to, że Moody może im się przyglądać. Może tak być. Tylko ile ona jako Szefowa Biura Aurorów ma wspólnego z pracownikami Departamentu Tajemnic?

Richard postanowił zabrać głos po Robercie, przytakując mu gestem głowy, jakby potwierdzał jego słowa o zwyczajnym życiu w społeczeństwie, nie wychylając się przed szereg wydarzeń w mieście i kraju. Żyjąc jak na zwyczajnego obywatela przystało.

- Twoje uwagi Rodolphusie są jak najbardziej słuszne. Zdaję sobie sprawę z tego, że podejmując chęć pracy w Ministerstwie Magii, zwrócę na siebie uwagę, rozpocznę serię plotek i wielkich haseł sensacji powrotu Mulcibera do Ministerstwa Magii. Pamiętajmy jednak, że jak szybko się pojawią, tak szybko stracą na głębszym zainteresowaniu. Od odejścia naszej rodziny minęło chyba…
Tutaj musiał policzyć w głowie i jeżeli się nie pomylił, to dla pewności spojrzał na brata.
- Dziewięć lat?
Jeżeli dobrze mówił, czy tam brat go poprawił, wrócił spojrzeniem na Lestrange’a.
- To, jeżeli są tam osoby, które pamiętają Roberta, stawiałbym bardziej na tych, co pracują w Departamencie Tajemnic. Ale mało kto będzie go kojarzył w Departamencie Przestrzegania Prawa. A jeżeli chodzi o Moody. Poradzę sobie z nią.
”Nawet jak jest kobietą.” - dokończył w myślach. Już nie chciał wymownie im zwracać uwagę na to, jak ze swoimi kobietami nie potrafili sobie poradzić. A też okazały się być sprytne. Richard był świadom tego, że z Harper musiałby być bardziej ostrożny w rozmowie i w działaniu. Dodatkowym jego atutem była oklumencja. Rodolphus najpewniej jeszcze nie wiedział, że Richard zawodowo jest aurorem. Choć z uprawnieniami innego kraju. Kolejna, to że był w sumie oddalony od swojej rodziny, jakby odciął się? Bo nie pracował w Departamencie Tajemnic. Z zewnątrz dla innych może tak wyglądać. Bowiem ilu członków swojej rodziny jest z nimi skłóconych? Czy nawet wydziedziczonych?

W dalszej rozmowie pozostawał słuchaczem i obserwatorem. Nawet jeżeli Ci dwoje dopełnili przysięgi wieczystej, to Robert jednak dodatkowo upewniał się co do ”oddania sprawie?” swojego towarzysza od badań.

Robert w następnej kolejności podsumował ich zadania. Wiedzieli, co mieli robić. Być może miałby pytania, ale to już wolałby omówić z bratem na osobności. Musiał jedną rzecz zaznaczyć.

- Myślę, że gdyby mi się udało.
Tutaj już sprawę kierował do Rodolphusa.
- Musielibyśmy udawać, że się nie znamy, skoro pracujesz w Ministerstwie.
Liczył, że młody Lestrange zdaje sobie z tego sprawę. Jeszcze by sobie ktoś coś pomyślał i dociekał, skąd jak i dlaczego, skoro Richard bywał za granicą przez kilka lat. Tak byłoby bezpieczniej. Mówił zapobiegawczo. Nie zakładał cudów od razu. Pierw musiałby wybadać teren w Ministerstwie i sprawdzić reakcję ludzi na jego pojawienie się tam. Wtedy będzie wiedział jakie dalsze kroki podjąć.
Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#45
05.02.2024, 10:22  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 05.02.2024, 10:29 przez Rodolphus Lestrange.)  
Rodolphus powoli skinął głową, dając znać Robertowi, że przyjmuje go wyjaśnienia do wiadomości. On sam był pewny swojej przykrywki - nigdy nie zrobił nic, co nakierowałoby kogokolwiek na swoje działania. Ostatnie wydarzenia były potknięciami, ale z tych potknięć wyciągnął lekcję i zamierzał zadbać należycie o zabezpieczenie swojego umysłu. Na tym etapie był zadowolony z tego, że padło na Bellatrix, a nie osobę obcą. Gdyby się tak stało, musiałby się jej pozbyć, a to zawsze rodziło pytania i podejrzenia. Tak samo musiał pilnować się przy wieszczach, którzy pracowali w Departamencie. Ten ciągły stres i zmuszenie do udawania, występowania przeciwko swoim przekonaniom odbijały się na jego śnie. Czas było zadbać i o to.
- Jest jasna. Zdaję sobie sprawę z konsekwencji i obowiązków, które na siebie nałożyliśmy - odpowiedział, ucinając tym samym temat. Liczył, że to wystarczy - wiedział, że zaufanie było cenniejsze niż wszystkie galeony świata. Nie dało się go tak po prostu zyskać, nawet na przestrzeni lat. On sam nie ufał ludziom, dlatego po części rozumiał Roberta i dlatego też zgodził się złożyć przysięgę. Na wzmiankę o przekonaniu do współpracy Rodolphus uniósł kącik ust w górę. Nie wątpił, że Robert miał swoje sposoby, by "przekonać" oporne jednostki do tego, by robił to, co chce.

Z niejakim zaskoczeniem przyjął fakt, że Richard się z nim zgodził. Jego zaskoczenie jednak objawiło się wyłącznie lekkim uniesieniem brwi i skierowaniem spojrzenia na drugiego z bliźniaków. Nie wiedzieć czemu ale Lestrange podejrzewał, że Richard będzie problematyczny - że będzie stawał okoniem obojętnie co by musieli robić i jak ściśle współpracować.
- Tak, jeżeli chodzi o Roberta, to jest kilka osób w Departamencie Tajemnic - potwierdził, chociaż po prawdzie nie miał pojęcia, czy tak szumne odejście nie zostawiło śladu również w innych departamentach. Ale to nie był jego problem w tym momencie - bliźniacy zdawali sobie sprawę z ryzyka i byli w stanie się go podjąć. On miał inne zadanie. Gdy Richard ponownie się do niego odezwał, Rolph tylko kiwnął głową. - Tak, to oczywiste.
Powiedział, zgadzając się z jego słowami. Wątpił, żeby wpadali na siebie na korytarzu - on sam rzadko opuszczał piętro swojego departamentu, lecz gdyby jednak pojawiła się sposobność, gdyby na siebie wpadli, nie miałby problemu z ignorowaniem Mulcibera. Jeżeli chodzi o ignorowanie ludzi, z którymi pracował, osiągnął niejako poziom mistrzowski. W całym Ministerstwie była zaledwie garstka osób, z którą zamienił więcej niż kilka zdań. Nie tylko dlatego, że był Niewymownym - ale głównie dlatego, że Rodolphus nie widział najmniejszego sensu w small talkach czy plotkach. Trzymał się z dala od ludzi, a praca w Departamencie Tajemnic była dobrą przykrywką dla jego niechęci społecznej. Być może popełniał błąd, bo przecież plotki mogły im się teraz przydać, ale... Rozgadany Niewymowny ściągałby za dużo uwagi.
Porządny Czarodziej
To zostanie między nami.
Tylko nami.
Mierzący 183 cm wzrostu, mężczyzna o ciemnych, acz wyraźnie posiwiałych włosach. Posiadacz oczu o kolorze brązowym, w których czasem da się dostrzec nieco zieleni. Robert jest zawsze gładko ogolony. Zadbany. Ubrany adekwatnie do sytuacji.

Robert Mulciber
#46
05.02.2024, 11:50  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 18.03.2024, 08:55 przez Robert Mulciber.)  

Od ich odejścia z Ministerstwa minęło na tyle dużo czasu, że niekiedy miał wrażenie, jakby praca w Komnacie Badań Sekretów Mózgu, stanowiła część jego wcześniejszego życia. W znacznym stopniu różniącego się od , które prowadził obecnie. Czasami za tym tęsknił. Z każdym kolejnym rokiem, to czasami zdarzało się jednak coraz rzadziej. Zapominał, skupiony na tym, co miało miejsce obecnie. A przecież – o ironio - to chęć powrotu do tego, co było dawniej, stanowiła jeden z tych czynników, które pchnęły go w kierunku ścieżki wyznaczanej przez Czarnego Pana.

Czy nadal tego pragnął?

9 lat to kawał czasu. Zmieniło się wiele. Zmienił się sam Robert. Na pewne sprawy spoglądał obecnie w inny sposób. Do pewnych kwestii podchodził inaczej. To w jaki sposób potoczyło się jego życie, dokąd go ono doprowadziło, nie było bez znaczenia. 

Dzisiaj potrafił skutecznie odsunąć na bok sprawy, dla których nie było miejsca.

Nie pozwalał, aby zbyt długo zaprzątały mu głowę.

Skupiony na sprawie, którą właśnie omawiali, pozwolił aby Rodolphus i Richard wymienili pomiędzy sobą kilka ostatnich zdań. Czy sam miał jeszcze cokolwiek do dodania? Analizował. Zastanawiał się. Brał pod uwagę różne opcje. Kwestie, które być może warto byłoby poruszyć. Choć było tego sporo, nie każda była na tu i teraz. Trzeba było odpowiednio dobierać informacje do okoliczności. Starannie.

- Jeśli żaden z was nie ma pytań, uwag czy propozycji, myślę że powinniśmy już tylko ustalić kilka końcowych zasad. Będziemy spotykać się raz na dwa tygodnie. Na każde takie spotkanie przygotowujecie raporty dotyczące zebranych informacji. Jeśli zajdzie taka potrzeba, wyznaczymy nowe cele i zadania. – podniósł się z zajmowanego dotąd miejsca. Musiał rozprostować kości? Możliwe. Prawdopodobne.  – Spotykać będziemy się w innym miejscu. Łap, Lestrange. – otworzył szafkę, z wnętrza której wyjął drobny przedmiot, była to para spinek do mankietów, zapakowana w przezroczysty woreczek. Zabezpieczonych przed tym, aby przypadkiem nie dotknąć ich bezpośrednio. – Postaraj się nie dotykać ich bezpośrednio, to świstokliki. Pozwolą Ci się ze mną skontaktować. Przeniosą w bezpieczniejsze miejsce. – nie zamierzał spotykać się z nimi na Nokturnie. To zawsze było za bardzo ryzykowne. Co innego własny gabinet, w stosunku do którego zawsze starał się dbać o odpowiednie zabezpieczenia. – Unikajmy wymieniania korespondencji, zawsze istnieje ryzyko, że ta wpadnie w niewłaściwe ręce. – nie chciał zaliczyć kolejnej wpadki podobnej do tej, która przytrafiła mu się w przypadku Henrietty. Co prawda kobieta była obecnie nieszkodliwa, ale… nie była jedynym słabym punktem, który musieli wziąć pod uwagę. Konieczne było odpowiednie szacowanie ryzyka. Przypisanie prawidłowej wagi do każdego jednego czynnika. Tych zaś nie było mało.

Padło jeszcze kilka innych uwag. Instrukcji. Robert tradycyjnie stawiał warunki. Zawsze miał to w zwyczaju. Im dłużej Rodolphus go słuchał, tym łatwiej było mu zapewne połączyć Mulcibera ze śmierciożercą, który znany był mu jako Apis. Znany bardziej z widzenia, za sprawą pojedynczych spotkań. Dlaczego nie zorientował się wcześniej? Brak maski robił tak dużą różnicę?

- 29 czerwca spotkamy się ponownie. Powiedzmy… w okolicy godziny 16. – wyznaczył termin. Jeśli żaden z jego rozmówców nie oponował, mieli ustalone wszystko.

Porządny Ochroniarz
Nigdy nie wiesz, kiedy śmierć zapuka do twych drzwi.
183cm wzrostu. Brązowe oczy i włosy, u których można dostrzec siwe kosmyki. Często widnieje u niego zarost. Ogolony gładko jest tylko wtedy, kiedy brat każe mu się "ogarnąć". Ubiera się zawsze odpowiednio do sytuacji.

Richard Mulciber
#47
05.02.2024, 14:58  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 18.03.2024, 11:47 przez Richard Mulciber.)  

Do słów brata, nawiązujących o możliwym przekonaniu kogoś do współpracy, Richard nie odniósł się w swoich wypowiedziach. Uznał to oczywiste, że po znalezieniu kogoś takiego, znając umiejętności brata, podołałby się tego ”przekonywania” do współpracy. Bo to, że słownie uda się kogoś namówić, to jedno. Nie miało się gwarancji, że ta osoba nie będzie czasem donosicielem. Trzeba było grać ostrożnie. Być może o tym, Richard z nim porozmawia na osobności.

Jak Rodolphus zaskoczył Richarda, swoimi spostrzeżeniami, tak zadziałało to w drugą stronę. Richard dał poznać się od strony bezkompromisowego współpracownika, mimo tego braku zaufania. Zostając włączonym do sprawy z Harper Moody, nie zamierzał utrudniać jakiejkolwiek pracy Lestrange’owi, a nawet zaproponował wzajemną ignorancję w Ministerstwie, jeżeli Richardowi udałoby się tam dostać pracę. Co było wręcz zrozumiałe dla drugiej strony. Rodolphus na wszystko się zgodził. Nie miał pod tym względem swoich uwag. Uważając co prawda tak samo.

Sprawa została widocznie omówiona i mogli na dzisiaj kończyć. Zasiedzieli się w tym sklepie, ale było to widocznie konieczne. Zwłaszcza przez to, co Rodolphus nabroił.

Robert na koniec przedstawił kilka istotnych zasad, jak spotykanie się co dwa tygodnie z przygotowanymi raportami, podjętych przez siebie działań. Richard uwagę przeniósł na brata, który w trakcie mówienia wstał i wyjął małe opakowanie z szafki, podając je Lestrangowi, czy może nawet rzucając w jego kierunku. Zmiana miejsca spotkań. Rozsądne podejście, aby unikać zwracania na siebie uwagi na ulicach Nocturnu, czy Podziemnych Ścieżek. Richard tutaj nie miał nic do dodania, gdyż mieszkając z bratem, mieli obaj kontakt ze sobą stały. Te instrukcje były kierowane bardziej do Rodolphusa, zaś do młodszego Mulcibera jako informacja. Że będą mieli najwyraźniej nowego gościa.

Richard wysłuchał do końca brata, spoglądając na przestrzeń przed siebie. Ale kiedy usłyszał proponowany termin spotkania, wtedy spojrzał na niego.

”Dwudziesty dziewiąty?... Powinienem zdążyć wrócić.” – pomyślał. Miał w planie, a raczej musiał na kilka dni wrócić do Oslo i zamknąć kilka spraw. Powinien zdążyć się z tym uporać, aby chociaż na to spotkanie wrócić.
- W porządku.
Potwierdził, jakby mu pasowało. Rodolphus o innych planach wiedzieć nie musiał. Dla niego ważne, żeby samemu się stawić w wyznaczonym dniu i godzinie. Richard swoje spojrzenie po chwili skierował na Lestrange’a.
- Odprowadzę Cię.
Jeżeli to było wszystko i sam Rodolphus nie miał nic do dodania, czy zapytania, Richard zaoferował się odprowadzić gościa do wyjścia. Miał coś, co do niego należało i niestety musiał mu to zwrócić.

Richard wyjął pierw swoją różdżkę i zdjął zabezpieczenia rzucone na drzwi i je otworzył. Wypuścił przodem Rodolphusa, samemu wychodząc za nim. Różdżką oświetlił pomieszczenie wnętrza sklepu, kierując się z nim do samych drzwi wyjściowych na ulicę. Wyjął różdżkę Rodolphusa, zanim mu zamierzał oddać, myślał czy chce mu coś powiedzieć. Choć stwierdził, że samo dość poważne spojrzenie i ostrzegawcze, będzie wystarczające. Aby zakomunikować mu, aby się pilnował i niczego przeciwko Robertowi nie kombinował. Być może to dzisiejsze spotkanie jak i przysięga wieczysta, czegoś go nauczyły młodego chłopaka?

Richard oddał różdżkę Rodolphusowi. Ale jego list od Bellatrix, najpewniej pozostawił na biurku w gabinecie Roberta. Chyba, że Rodolphus postanowił go zabrać, za pozwoleniem. Mulciber otworzył mu drzwi sklepu i wypuścił. Po czym zamknął porządnie i wrócił do brata. Pewnie coś jeszcze omówią a potem wrócą do domu.

Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#48
05.02.2024, 15:11  ✶  
Rolph pochwycił spinki, zapakowane w woreczek. Zerknął na nie pobieżnie, wysłuchał co Robert miał do powiedzenia i kiwnął głową. Zmiana miejsca spotkań była rozsądna - zbyt częste wizyty na Nocturnie mogłyby sprowadzić na niego zbyt wiele par oczu i pytań, których przecież cała trójka starała się unikać.
- Dobrze - odpowiedział lakonicznie, wstając z fotela. Zabrał list od Black - złożył go i schował do wewnętrznej kieszeni marynarki. - Spalę go.
Powiedział, zerkając jeszcze przelotnie na Roberta, ale nie nawykł do witania się czy żegnania za pomocą uścisku dłoni, tak więc wyszedł z gabinetu jako pierwszy, gdy tylko Richard zdjął zaklęcie zabezpieczające. Miał coś, co należało do niego - bez różdżki by nie wyszedł. Odebrał ją, czując na sobie upierdliwe spojrzenie Mulcibera. Ich spojrzenia na moment się skrzyżowały, gdy Lestrange chował różdżkę do kieszeni. Na ustach zbłąkał się lekki uśmiech. - Nie patrz tak na mnie, bo jeszcze gotów jestem sobie pomyśleć różne rzeczy.
Gdyby był na swoim terenie, może by i się pokusił o mrugnięcie, by tym gestem wyprowadzić Richarda z równowagi, ale nie był u siebie. Ograniczył się więc do tej jednej, kąśliwej uwagi. Całe spotkanie Richard wpatrywał się w niego jak sroka w gnat. Było to zrozumiałe, oczywiście, ale denerwujące.
- Bezpieczeństwo twojego brata jest dla mnie priorytetem - dodał jeszcze, zanim Mulciber sięgnął do klamki. Nic więcej i nic mniej. Zapewniać dalej nie będzie, byłoby to upokarzające i prędzej dałby sobie język wyrwać - nie nawykł do płaszczenia się przed kimkolwiek, nawet Robertem. Ich współpraca była zawsze równa, chociaż Mulciber bił go na głowę doświadczeniem i wiekiem. Teraz jednak przysięga wieczysta wiązała ich jeszcze bardziej, wyrównując tę szalę wzajemności. Opuścił sklep Mulciberów i zniknął za zaułkiem, powtarzając w myślach datę kolejnego spotkania. I ustalając swoje kolejne kroki.

Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Richard Mulciber (6927), Rodolphus Lestrange (7133), Robert Mulciber (6223)


Strony (5): « Wstecz 1 2 3 4 5


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa