28.04.2025, 00:09 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 28.04.2025, 00:11 przez Vakel Dolohov.)
Cassandra, Vasilij, Peregrinus i Svietlana
spotykają się na wieczornej herbacie
Horyzontalna 14, 5 września 1972
spotykają się na wieczornej herbacie
Horyzontalna 14, 5 września 1972
Salon Dolohovów był jednym z tych miejsc, które zdawały się od początku obiecywać spokój — nie pustkę, bo przesyt i bodźcie odzywały się tu z każdej możliwej strony, ale spokój — to było miejsce odpoczynku i zaczytywania się Vasilija i Annaleigh w kolekcji opasłych tomiszczy spoczywających na półkach przy kominku. Spokój ducha. Spokój myśli. To było miejsce na uporządkowanie idei w ciepłym świetle świec palących się na pozłacanym kandelabrze.
Pomieszczenie było przestronne, utrzymane w odcieniach głębokiego granatu i stonowanych błękitów. Okna pokryto ciężkimi, aksamitnymi zasłonami, sięgającymi od sufitu po samą podłogę, tłumiącymi zgiełk wyjątkowo zatłoczonej ulicy. Na jednej ze ścian, wśród przepięknych pejzaży malowanych farbą olejną, wisiały dwa gobeliny — jeden z nich, ten z symbolem kruka na stosie monet, był skojarzony z rodziną Dolohovów. Drugi zaś — z krukiem i różą, był znanym w Brytanii herbem rodziny Lestrange. Wszystko to jednak ginęło w obliczu płaskorzeźby przedstawiającej słońce i księżyc splecione w dziwnym, niemal tanecznym uścisku, z dziwacznymi minami, w otoczeniu nieregularnych gwiazd rozsypanych po ścianie kominka. Ich oczy zdawały się śledzić obserwatora przy każdym ruchu, zaś ich uśmiech onieśmielał — bo te świecące się, roztaczające wokół siebie mlecznobiałą łunę obiekty był nieco przerażający, trochę jakby wpatrywały się nie w człowieka, a jego duszę i sedno istnienia.
Podłoga, z ciemnego, lśniącego drewna, została częściowo przykryta dywanami o geometrycznych wzorach, również utrzymanymi w barwach nocy — granacie i ziemi — momentami do złudzenia przypominając te znane z pokoju wspólnego Krukonów. Ciężkie meble, wykonane z dębu i orzecha, ustawione były tak, aby stworzyć dobre miejsce spotkań i odpoczynku. Ciemne fotele i głębokie, skórzane sofy otaczały niski stolik, na którym zwykle układano książki, notatki, drobne i misternie wykonane przedmioty. Sporadycznie kwiaty. Dzisiaj miała pojawić się tutaj taca herbaty.
Dolohov nigdy nie pracował w salonie. Lubił tu przebywać i odpoczywać. Czytać o sprawach niekoniecznie związanych z pracą. Tego entuzjazmu nie podzielała Annaleigh, stąd na wysokich półkach rozciągających się wzdłuż jednej ze ścian piętrzyły się nie tylko opowiadania, biografie i tomiki wierszy, ale też traktaty naukowe i czasopisma poświęcone uzdrowicielstwu.
Dzisiaj nastał już zmierzch.
Przez salon przeciągnęło się ciche brzęczenie magii przenoszącej wspomnianą wcześniej tacę, wlatującą tu powoli od strony kuchni. Na niej spoczywał dzbanek w towarzystwie czterech filiżanek. Jedna dla niego, druga dla towarzyszącego mu w pogawędce na sofie Peregrina. Trzecia — dla Cassandry, która powinna wejść tu lada moment. Czwarta — dla zaproszonej Lany. Nawet by się nie zdziwił, gdyby spotkały się dzisiaj przy drzwiach Horyzontalnej 14. Umówił się z kuzynką dokładnie na godzinę, którą przewidział przy piciu porannej kawy.
Zamilkł. Odetchnął powietrzem przesiąkniętym kuszącym aromatem herbaty: głęboki, lekko ziemisty zapach czarnej herbaty z Cejlonu (A raczej już Sri Lanki? Nie zdążył się przyzwyczaić.), przełamany nutą jaśminu i odrobiną bergamotki. Zawiesił spojrzenie na Trelawneyu, z subtelnym uśmiechem. Jego palce błądziły po oparciu.
— Zapomniałem ci powiedzieć, że skoro Cassandra wraca do Anglii, to nie zdziwi mnie, jeżeli otruła swojego męża. — Ton jego głosu wskazywał na żart. Ale czy to na pewno był żart? — Nigdy go nie lubiłem.
with all due respect, which is none