Mimo tego, że Ula nieświadomie zsuwała temat rozmowy na bolesne, drażliwe tematy, Lyssa nie nienawidziła jej za to. Jeszcze. Zrzucała to na karb nieświadomości, chociaż jakaś jej część, ta o wiele bardziej podejrzliwa, dopatrywała się w tym podstępu. Może dziewczyna była świadkiem jej porażki i teraz udawała że jej współczuła tylko po to, żeby się z niej ponaśmiewać?
- Skąd jesteś? - pociągnęła nosem i zapytała wprost. Zaczęła się też zastanawiać, jak bardzo w tym drobnym momencie zatracenia samej siebie, udało jej się pokaleczyć angielszczyznę. Często kiedy targały nią emocje gubiła się i zapominała o tym, jak może brzmieć. I faktycznie, nawet w tych dwóch słowach, dało się wyczuć lekki, ale obcy akcent.
- Kogo to obchodzi. Komu krzywdę robi to, że ktoś chce podarować komuś wianek i nawet nie oczekuje wspięcia się na ten cholerny pal? Czemu ludzie nie mogą po prostu ich przyjąć? - rozżaliła się znowu, a głos załamał się ponownie, pod wpływem napływających większą falą łez i poczucia odrzucenia. Oprócz jednak wyraźnego smutku, dało się teraz usłyszeć wyraźny gniew. Bo przecież naprawdę niewiele było trzeba, by być po prostu miłym.
Or was he fated from the start
to live for just one fleeting instant,
within the purlieus of your heart.