Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Życie to przygody lub pustka
Niebo zrobiło się czyste
Zagrożenie ze strony żywiołu stawało się coraz silniejsze (89). ✶ Wir pęczniał, pęczniał i kurczył się znów, wypuszczając coraz silniejsze strugi powietrza. Utrzymanie się na równych nogach stawało się niemal niemożliwe - być może Harper zdołałaby to uczynić, gdyby się na to uparła, ale o wiele rozsądniejsze było pozostanie w wybranym wcześniej schronieniu.
Erik i Danielle pozostawali od tego zagrożenia wolni, a obwiązanie jednego ze sprawców całego zamieszania magicznymi linami się udało (83). ✶ Po unieruchomieniu Śmierciożercy, mogliście z żalem obserwować, jak wichura wygina wręcz stare drzewa rosnące wokół polany, a ich pnie łamią się wpół, lecąc w kierunku waszych przyjaciół. Rzucane zza zasłony zaklęcia nie przynosiły żadnych skutków - nie mogliście im pomóc, jedynie obserwowaliście to, jak walczą z żywiołem. Minęło kilkanaście długich minut, aż wreszcie i wy musieliście zwątpić w swoje bezpieczeństwo. Ziemia pod waszymi stopami zadrżała, zaczęło wydobywać się spod niej jeszcze więcej powietrza, a później inne rzeczy - kamienie, czarna ziemia, aż wreszcie korzenie drzew i innych roślin, które nawet jeżeli wasza wola była inna, uniosły was do góry - mieliście bowiem wybór pomiędzy tym a wskoczeniem prosto w wir powietrza.
Alastor, Charles i Harper (88). ✶ Ukrycie się za wzniesieniem nie było rozwiązaniem idealnym, ale przypięcie się do ziemi rozwiązało większość problemów. Godzina, którą tam spędziliście, była niewyobrażalnie ciężka - przy takim wietrze ciężko było oddychać, a ilość szybkich decyzji, jakie musieliście podjąć widząc kolejną lecącą gałąź lub mebel, przekraczała wszelkie oczekiwania. W tym wszystkim nie pomagało również ciągłe wrażenie strachu i bycia obserwowanym, od którego Harper na pewnym etapie zaczęła krzyczeć, wierzgając nogami i próbując uwolnić się z pasów trzymających ją przy gruncie. Cokolwiek to było, również nie mogło utrzymać się na tym wietrze i nie sięgnęło po was, aż do przybycia służb Ministerstwa.
Brenna i Heather nie miały tyle szczęścia (38). ✶ Wasza kryjówka była dobra, wolna od większości przedmiotów, jakimi rzucał tu i ówdzie szalejący wiatr, ale notorycznie zasypywał was piasek. Longbottom musiała więc z tym walczyć, rzucając zaklęcie za zaklęciem, żeby nie uczynić wykopanego dołu waszym grobowcem. Heather, chociaż oddychała i jej stan wydawał się być stabilny, nie była w stanie w tym pomóc. Wciąż nieprzytomna, skazała Brygadzistkę na karkołomną walkę z nawałnicą, po której nie miała już siły na cokolwiek innego niż leżenie i oddychanie tak ciężko jak nigdy.
Stanleyu, biegnij ile sił w nogach (60). ✶ Pozbawiony opcji sensownej ucieczki musiałeś zaryzykować cokolwiek, co uniemożliwi Brygadzistom złapanie cię. Wichura, która zaczęła szaleć w Kniei, była zjawiskiem magicznym i wyjątkowo silnym - probując przemieszczać się, wielokrotnie upadłeś na ziemię, uderzyłeś o drzewa lub oberwałeś lecącym odłamkiem ozdób. Ucieczki nie ułatwiał też rozprzestrzeniający się po Kniei pożar wywołany przez jednego ze Śmierciożerców, który musiałeś okrążyć, żeby nie stać się jedną z kolejnych ofiar tego wydarzenia. Biegłeś ile sił w nogach, biegłeś na złamanie karku, ale upragniona chwila, w której udaje ci się teleportować, nie nadchodziła. Nie bierzesz udziału w tej sesji, wątek Śmierciożerców zostanie utworzony w innym miejscu.
Polana Ognisk i najbliższa jej część Kniei stały się ruiną, a wy byliście tego świadkami.
Multum powalonych drzew, zrujnowane dekoracje, rozprzestrzeniający się po lesie ogień, martwe ciała czarodziejów i mugoli spoczywająca w różnych miejscach polany. To miejsce zostało zniszczone przez siły Śmierciożerców, ale i siły natury, a to dudnienie, które czuliście, kiedy staliście blisko (teraz już wygaszonych) ognisk... było tak silne, tak intensywne jak nigdy wcześniej.
Siły Ministerstwa dotarły już na miejsce. Szeregi czarodziejów wyrwanych ze swoich łóżek, innych zajęć, szpitala Św. Munga, przybyły tutaj z odsieczą, ale musieli pogodzić się z tym, że spóźnili się na najważniejsze. W związku z ustaniem wichury mogli za to pomóc wam w wydostaniu się z kryjówek i pułapek losu. Erik, Danielle i nieprzytomny Śmierciożerca znajdowali się wysoko, na cztery metry w górze, na korzeniach wielkiego drzewa, które pojawiło się na polanie spod ziemi i wylądowało tutaj do góry nogami. Panna Moss - tuż pod nimi, na dole, na jednej z większych gałęzi jego korony. Alastor i Charles próbowali uspokoić krzyczącą wniebogłosy Harper, niemogącą uspokoić się po tym, co dojrzała pomiędzy drzewami. Odwiązanie się z zaklęć, które rzucili sami na siebie, żeby nie odlecieć, nie było jednak takie proste. Część ekipy pobiegła w kierunku drzewa, część w kierunku lasu. Kilku czarodziejów poruszało się pomiędzy martwymi ciałami i sprawdzali, czy kogokolwiek da się jeszcze uratować.
Wtem na miejscu pojawił się Bones. Mężczyzna rozmawiał z jakimiś osobami, wydawał im polecenia, a później sam ruszył w kierunku centrum polany, spojrzał na to wielkie drzewo, na Erika, a później na kilka mniejszych drzew, na sylwetki spoczywające na nich, obok nich i...
- Panie Bones? - Towarzysząca mu czarodziejka złapała go za ramię.
- Moja córka - odparł, przecierając twarz chustką, widząc bezwładne ciało Mavelle, wciśnięte pomiędzy dziwaczne pnie.
- A NIECH WAS, JESZCZE TUTAJ, TUTAAAJ! TUTAJ WY ŚLEPE, ŻAŁOSNE... - Zawył pan Johnson, duch pirata przyniesiony tutaj przez młodą spirytystkę. Unosił się nad miejscem, w którym ostatnio widział walczącą z piachem Brennę.
- Panie Johnson, nie może pan tak mówić do-
- DOBRZE IM POWIEDZIAŁEŚ, SIR. TĄ PANIĄ ZAGRZEBAŁO ŻYWCEM.
Duchy przerywały sobie i kłóciły się zażarcie, doszło nawet do jakiejś przepychanki, ale któryś z Brygadzistów, zadziwiająco przytomny jak na to, że wyrwano go z łóżka po zdecydowanie zbyt krótkim czasie snu, momentalnie podbiegł tam i zaczął rozkopywać grunt w poszukiwaniu kogoś, kto się tam skrył przed wichurą.
Wszyscy żyjecie, hura! Jest to sesja do dokończenia przez graczy, ale jeżeli macie problem z odegraniem postaci niezależnych, mistrzowie gry służą tutaj pomocą. Możecie zarówno odegrać ich w swoich postach, jak i poprosić o wsparcie legendę lub barda. W rachunku sumienia znajdziecie kilka dodatkowych traum i niespodzianek, tutaj natomiast rozpiszę wam rzecz prywatną, to jest stan fizyczny waszych postaci po tym evencie.
@Heather Wood - przykro mi, ale zostajesz nieprzytomna. Potrzebujesz transportu do namiotu medycznego i pomocy. Twoja postać jest wykończona. Ma włosy spalone do ramion. Posiada wiele zadrapań i mniejszych obrażeń, z którymi nie będziesz miała problemu, ale upadek na dół uszkodził cię o wiele bardziej niż myślałaś - twoje plecy się pogruchotały, nie rozumiesz do końca, co mówią do ciebie pielęgniarki (bo to nie jest twoja kategoria wiedzy), ale zostaniesz w szpitalu na dłużej. Budzisz się dzisiaj. Tydzień leżenia, później zgłaszanie się do Munga na zajęcia, podczas których będą przywracać ci płynność ruchów - łącznie miesiąc leczenia. Twoja postać zostaje zwolniona z obowiązków służbowych na czas wydobrzenia i do końca maja towarzyszy jej olbrzymi dyskomfort w postaci bólu.
@Charles Rookwood - poparzenia to jedno, ale ty nabroiłeś ze swoimi rękoma tak bardzo, że zostaną ci po tym trwałe blizny. W lecznicy pod Doliną uda im się uśmierzyć ci ból, ale odrośnięcie utraconej skóry zajmie kilka dni, po których pozostanie im inny, czerwonawy odcień. Wyglądasz trochę tak, jakbyś miał na sobie rękawiczki.
@Erik Longbottom - z twoimi rękoma jest lepiej i żadna blizna ci nie zostanie, z okiem o wiele gorzej. Spuchłeś potężnie, masz wielkie, fioletowe limo, które pulsuje. Raczej nici z seksownej sesji na okładkę „Czarownicy” przez najbliższy tydzień, bo zanim ślad po tym zniknie całkowicie, minie trochę czasu.
@Brenna Longbottom @Alastor Moody @Danielle Longbottom - tak naprawdę, to poza jakimiś drobnostkami, waszym postaciom nic się nie stało. Macie jakieś minimalne zadrapania (Brenna ma też np. przypalone włosy), ale no... Żyjecie, jest z wami dobrze, wasze obrażenia to dla uzdrowicieli drobnostki. Pozostaje jedynie ten niesmak, że wszyscy jakoś oberwali, a wy wyglądacie, jakbyście dopiero tutaj przybiegli.
Jeżeli ktokolwiek z przytomnych chce iść do lasu na rachunek sumienia, to możecie (ze względu na zmęczenie) odwiedzić jedno pole + jedno za każdą kropkę w aktywności fizycznej, ale ludzie z namiotu medycznego nie będą chcieli wysłać tam Erika, bo koleś nie widzi na jedno oko, a także Charles'a, bo... jedna z pielęgniarek niemal zasłabła na widok tego, co żeś uczynił z tymi łapami.
Co możecie odegrać w tej sesji? Wydostanie się z miejsc, w których jesteście (Brenno, zakładam, że macie tam tlen). Popłakanie się nad ciałami waszych przyjaciół i rodziny. Nie możecie odnaleźć w okolicy ojca Danielle. Dlaczego - na ten moment odpowiedź brzmi „bo nie”, ale pewnie domyślacie się powodu... Pomóc gasić las. Porozmawiać z NPCami. Przetransportować rannych do Doliny Godryka, albo pozwolić na przetransportowanie tam siebie. No i najważniejsze: zadać sobie pytanie, o co chodzi z tymi cholernymi drzewami? I dlaczego ziemia tak... pulsuje... Jeżeli zechcecie wykonać inne działania na tym terenie (takie, na które powinien zareagować mistrz gry, bo na przykład coś badacie), to po prostu dajcie znać. Atreus obudzi się dzisiaj u Macmillanów, Mavelle, Victoria i Patrick obudzą się dzisiaj w namiocie medyków, ale na czas trwania tej sesji... cóż, wyglądają tak samo jak wcześniej - jakby znajdowali się na granicy śmierci.