Miejsce, które wybrała, znajdowało się w odległej części Szkocji, odrobinę zapomniane przez czas i współczesnych Czarodziejów. Niewielki cmentarz znajdował się nieopodal ruin starej wioski, a według informacji, które zdobyła, pochowani byli na nim druidzi i czarodzieje z niewielkiej społeczności, która żyła tu kilkadziesiąt, może kilkaset lat wcześniej. Odłożyła torby na porośniętą ławkę i rozejrzała się dookoła, a potem zsunęła kaptur z głowy, łapiąc głębszy oddech. Tutejsze powietrze było ostrzejsze, bardziej rześkie. Na bladych licach zatańczyły rumieńce, a długi warkocz zakołysał się na ramieniu, uderzając o odkryty obojczyk. Pod ciepłą peleryną kryło się cienkie ubranie, a bandaże na nadgarstkach zakrywały rany i ukryte pod nimi znaki. Runy, które narysowane były właściwym przewodnikiem również w innych częściach ciała, o których zdążyła już zapomnieć. Pozbawiona mocnego makijażu, wyglądała znacznie młodziej i delikatniej, niż zwykle, niż w Ministerstwie. Cienie pod oczami starała się ukryć, ale nie było to prostym zadaniem w obecnych okolicznościach. Zeszczuplała, o czym już usłyszała wcześniej. Przysiadła na skraju ławki, przymykając oczy i kolejny raz powtarzając schemat działania i swój plan. Czy powinna się obawiać Sauriela? Być może, ale nie mogła marnować energii na żadne zaklęcia obronne. Nie mogła zmarnować koncentracji i skupienia, które wzmacniała od ostatnich godzin.
- Dziękuje, że przyszedłeś. - zaczęła, gdy dotarło do jej zmysłów, że nie jest już tutaj sama i faktycznie wampir pojawił się przed ich przyjaciółką. Wbiła w niego spojrzenie, zastanawiając się, co zrobi lub też powie. Można było spodziewać się po nim absolutnie wszystkiego. Nie zamierzała jednak się kłócić, ba, nawet specjalnie bronić. Los chciał, że zawsze łączyła ich osoba, na której im zależało i dobrze byłoby ze sobą współpracować. Tego jednak w liście już nie napisała. - Ufam, że Victoria przedstawiła Ci z grubsza plan i to, co chcemy próbować zrobić. Są jednak rzeczy, na które nie mam wpływu i nie wiem, jak się potoczą, dlatego musisz mnie wysłuchać. Posłuchać. Cokolwiek by się nie działo, priorytetem jest jej bezpieczeństwo i dopnę wszystko na ostatni guzik, ale problem jest w tym, że ona nie musi się wcale na to zgadzać. Dlatego nie może tym wiedzieć. Jeśli sprawy pójdą w złym kierunku, co zapewniam Cię, odczujesz, przerwiesz krąg — powiem Ci jak- i ją stąd zabierzesz. Nałożone jest na niego zaklęcie, które przez kilka sekund utrudni widoczność, więc jeśli ktokolwiek się pojawi, też ją stąd zabierzesz. Wszystko przygotowałam tak, żebyście nie mieli z tym nic wspólnego, gdyby to byli Aurorzy i żeby odpowiedzialność była moja. Nie sądzę, żeby zjawili się tu Śmierciożercy, ale żyjemy w takich, a nie innych czasach. Jeśli by tu się pojawili, również ją stąd zabierzesz. Siłą, jeśli będzie trzeba. Widzisz tę małą torbę? Tam jest wszystko, co postawi ją na nogi, bo będzie mogła być zmęczona i odczuwać dyskomfort, chociaż nie jestem pewna, czy i tutaj nie zareaguje tak, jak na wasz mały eksperyment. W kieszonce jest kluczyk i adres mojego mieszkania w Irlandii, o którym wie tylko Stanley. Oczywiście nie chce zakładać najgorszego, ale lubię być przygotowana. - przerwała na chwilę, przenosząc wzrok na swoje dłonie. Nie była tak doświadczona w działaniu, ale miała nadzieję, że jej wiedza, samodyscyplina i determinacja pozwolą odnieść im chociaż częściowy sukces. Na ten plan składało się wiele elementów, spędziła tygodnie nad przygotowywaniem dziennika i analizowaniem wszystkiego, co znalazła. Smutna prawda była taka, że drugi plan w przypadku porażki pierwszego, był planem okropnym. Szalonym. - Sauriel, jeśli mi się nie uda.. Nie znam innego nekromanty, poza nim. Czarnoksiężnikiem. I wiem, że on umie sobie z tym poradzić i może ją uratować, ale...
Jakim kosztem? Mówiła spokojnie, jej ton głosu pozbawiony był jakiejkolwiek formy rozkazu, bardziej przypominał prośbę. Nie chciała mu mówić, że nie mieli już dużo czasu przed jesiennym świętem, gdzie wszystko według Egipcjanki i Louvaina miało się skończyć. Splotła ze sobą dłonie, układając je na materiale kolan, na pelerynie. Nie musiał tego rozumieć, nie musiał się z tym zgadzać, ale Cynthii zależało, aby o tym wszystkim widział, bo gdy pojawiają się trudne sytuacje i niedogodności, takie małe informacje mogą okazać się bardzo pomocne.
Kilka minut później usłyszeli świst, a blondynka wstała i spojrzała w kierunku, z którego nadchodziła ciemnowłosa Czarownica. Obdarzyła ją ciepłym, łagodnym wręcz uśmiechem i omiotła spojrzeniem od góry do tyłu, jakby chciała upewnić się, że nic jej nie było.
- Ciesze się, że Cię widzę. Wszystko dobrze? - wysunęła dłoń, ściskając na chwilę jej dłoń. Tori znała ją na tyle, aby wiedzieć, że wolała sprawdzić, jak miała się sytuacja z jej organizmem i jak daleko lub też blisko była od umierania, o którym pisały w swoich listach.