• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie v
« Wstecz 1 2 3 4 5 … 10 Dalej »
05.09.1972 | We did something bad | Victoria, Sauriel & Cynthia

05.09.1972 | We did something bad | Victoria, Sauriel & Cynthia
Czarodziej
“It was hotter than rage, and sharper than fear, and cut deeper than helplessness, all because I couldn’t get to you.”
Mieniące się srebrem, długie pasma włosów opadają Cynthii prosto na ramiona i ciągną się za połowę pleców, spod wachlarza czarnych rzęs spoglądają stalowoniebieskie, chłodne tęczówki. Jest średniego wzrostu o dość drobnej, smukłej budowie ciała. Wydaje się krucha i delikatna, głównie przez bladość skóry, pozbawiona siły fizycznej. Doskonale dostosowuje sposób mówienia oraz gesty pod towarzystwo, w którym aktualnie przebywa, sprawnie manipuluje za pomocą wyglądu. Jest niewinnie śliczna, a jednocześnie przeraźliwie kojarzy się z zimą.

Cynthia Flint
#1
10.02.2025, 00:33  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 10.02.2025, 00:57 przez Cynthia Flint.)  
Nie miała dużo czasu pomiędzy spotkaniem z Lestrangem w jego piwnicy a wieczornym odprawieniem rytuałów, więc musiała zacząć organizować wszystko dużo wcześniej. Poszukiwania odpowiedniego miejsca, jak i rekwizytów zajęły kilka dni, a przygotowanie się na wszystkie możliwe scenariusze, które przyszły jej do głowy — pochłonęło kilka nocy. Dlatego właśnie poprosiła Sauriela, aby zjawił się w umówionym miejscu chwilę przed Victorią. Zdawała sobie sprawę, że list to wciąż mogło być zbyt mało dla uspokojenia jego złości, ale nie miała czasu się nad tym dłużej zastanawiać. Kolejny raz przesunęła spojrzeniem po przygotowanej przez siebie liście, upewniła się o tym, że Migotka dostała właściwe polecenia, a większa i mniejsza torba leżały gotowe do zabrania. Nie była zdenerwowana tym, jakie mogły być ewentualne konsekwencje względem jej samej, ale myśl, że nie będzie mogła pomóc Tori, odrobinę paraliżowała ją od środka. Musiała zadbać o każdą drogę ucieczki dla swojej siostry, o każdą furtkę bezpieczeństwa i to, czy ona by się na to zgodziła, nie miało żadnego znaczenia.

Miejsce, które wybrała, znajdowało się w odległej części Szkocji, odrobinę zapomniane przez czas i współczesnych Czarodziejów. Niewielki cmentarz znajdował się nieopodal ruin starej wioski, a według informacji, które zdobyła, pochowani byli na nim druidzi i czarodzieje z niewielkiej społeczności, która żyła tu kilkadziesiąt, może kilkaset lat wcześniej. Odłożyła torby na porośniętą ławkę i rozejrzała się dookoła, a potem zsunęła kaptur z głowy, łapiąc głębszy oddech. Tutejsze powietrze było ostrzejsze, bardziej rześkie. Na bladych licach zatańczyły rumieńce, a długi warkocz zakołysał się na ramieniu, uderzając o odkryty obojczyk. Pod ciepłą peleryną kryło się cienkie ubranie, a bandaże na nadgarstkach zakrywały rany i ukryte pod nimi znaki. Runy, które narysowane były właściwym przewodnikiem również w innych częściach ciała, o których zdążyła już zapomnieć. Pozbawiona mocnego makijażu, wyglądała znacznie młodziej i delikatniej, niż zwykle, niż w Ministerstwie. Cienie pod oczami starała się ukryć, ale nie było to prostym zadaniem w obecnych okolicznościach. Zeszczuplała, o czym już usłyszała wcześniej. Przysiadła na skraju ławki, przymykając oczy i kolejny raz powtarzając schemat działania i swój plan. Czy powinna się obawiać Sauriela? Być może, ale nie mogła marnować energii na żadne zaklęcia obronne. Nie mogła zmarnować koncentracji i skupienia, które wzmacniała od ostatnich godzin.
- Dziękuje, że przyszedłeś. - zaczęła, gdy dotarło do jej zmysłów, że nie jest już tutaj sama i faktycznie wampir pojawił się przed ich przyjaciółką. Wbiła w niego spojrzenie, zastanawiając się, co zrobi lub też powie. Można było spodziewać się po nim absolutnie wszystkiego. Nie zamierzała jednak się kłócić, ba, nawet specjalnie bronić. Los chciał, że zawsze łączyła ich osoba, na której im zależało i dobrze byłoby ze sobą współpracować. Tego jednak w liście już nie napisała. - Ufam, że Victoria przedstawiła Ci z grubsza plan i to, co chcemy próbować zrobić. Są jednak rzeczy, na które nie mam wpływu i nie wiem, jak się potoczą, dlatego musisz mnie wysłuchać. Posłuchać. Cokolwiek by się nie działo, priorytetem jest jej bezpieczeństwo i dopnę wszystko na ostatni guzik, ale problem jest w tym, że ona nie musi się wcale na to zgadzać. Dlatego nie może tym wiedzieć. Jeśli sprawy pójdą w złym kierunku, co zapewniam Cię, odczujesz, przerwiesz krąg — powiem Ci jak- i ją stąd zabierzesz. Nałożone jest na niego zaklęcie, które przez kilka sekund utrudni widoczność, więc jeśli ktokolwiek się pojawi, też ją stąd zabierzesz. Wszystko przygotowałam tak, żebyście nie mieli z tym nic wspólnego, gdyby to byli Aurorzy i żeby odpowiedzialność była moja. Nie sądzę, żeby zjawili się tu Śmierciożercy, ale żyjemy w takich, a nie innych czasach. Jeśli by tu się pojawili, również ją stąd zabierzesz. Siłą, jeśli będzie trzeba. Widzisz tę małą torbę? Tam jest wszystko, co postawi ją na nogi, bo będzie mogła być zmęczona i odczuwać dyskomfort, chociaż nie jestem pewna, czy i tutaj nie zareaguje tak, jak na wasz mały eksperyment. W kieszonce jest kluczyk i adres mojego mieszkania w Irlandii, o którym wie tylko Stanley. Oczywiście nie chce zakładać najgorszego, ale lubię być przygotowana. - przerwała na chwilę, przenosząc wzrok na swoje dłonie. Nie była tak doświadczona w działaniu, ale miała nadzieję, że jej wiedza, samodyscyplina i determinacja pozwolą odnieść im chociaż częściowy sukces. Na ten plan składało się wiele elementów, spędziła tygodnie nad przygotowywaniem dziennika i analizowaniem wszystkiego, co znalazła. Smutna prawda była taka, że drugi plan w przypadku porażki pierwszego, był planem okropnym. Szalonym. - Sauriel, jeśli mi się nie uda.. Nie znam innego nekromanty, poza nim. Czarnoksiężnikiem. I wiem, że on umie sobie z tym poradzić i może ją uratować, ale...
Jakim kosztem? Mówiła spokojnie, jej ton głosu pozbawiony był jakiejkolwiek formy rozkazu, bardziej przypominał prośbę. Nie chciała mu mówić, że nie mieli już dużo czasu przed jesiennym świętem, gdzie wszystko według Egipcjanki i Louvaina miało się skończyć. Splotła ze sobą dłonie, układając je na materiale kolan, na pelerynie. Nie musiał tego rozumieć, nie musiał się z tym zgadzać, ale Cynthii zależało, aby o tym wszystkim widział, bo gdy pojawiają się trudne sytuacje i niedogodności, takie małe informacje mogą okazać się bardzo pomocne.

Kilka minut później usłyszeli świst, a blondynka wstała i spojrzała w kierunku, z którego nadchodziła ciemnowłosa Czarownica. Obdarzyła ją ciepłym, łagodnym wręcz uśmiechem i omiotła spojrzeniem od góry do tyłu, jakby chciała upewnić się, że nic jej nie było.
- Ciesze się, że Cię widzę. Wszystko dobrze? - wysunęła dłoń, ściskając na chwilę jej dłoń. Tori znała ją na tyle, aby wiedzieć, że wolała sprawdzić, jak miała się sytuacja z jej organizmem i jak daleko lub też blisko była od umierania, o którym pisały w swoich listach.
Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#2
11.02.2025, 23:48  ✶  

Było go słychać ledwie kilka kroków przed tym, nim minął ławkę od pleców Cynthii, żeby wejść w jej pole widzenia. W swoich podyktowanych warunkach, by niepokój nie uderzył w sercu werbla spowodowany nagłym pojawieniem się cienia w kąciku oczu. Dokładnie tego, przed którym ostrzegają rodzice, zanim położysz się spać. Tego, który goni za tobą po piwnicy, kiedy musisz zejść niżej, zanim uda ci się zapalić światło.

Ubrany w czerń spoglądał na Cynthię twarzą bez większego wyrazu. Bez niechęci, ale też bez powitania, jakby zobaczył dawno nie widzianą przyjaciółkę. Czy ją lubił? Tak. Czy wiedział, że to, co zrobiła, było efektem pragnienia pomocy Victorii? Te listy, które posłała? Tak. Czy sprawiało to, że zmieniał swoje nastawienie na bardziej pozytywne? ... nie. Nie był wspaniałomyślny. Nie był też jednak typem osoby, która od razu wyrzucała znajomości do kosza, ponieważ nie spodobała mu się jedna rzecz. Inaczej pewnie nie mógłby żyć na Nokturnie. Zresztą - nie Cynthia była tutaj winna tak na dobrą sprawę. Przynajmniej on tak uważał. Był najbardziej zły na Victorię, że ich sprawy wyniosła dalej.

Monolog zaczął się bez uprzedzenia. Mówiła. Mówiła, mówiła, mówiła... kurwa. Ile można mówić? Ile instrukcji, ile poleceń! Marudził jednak tylko w swojej głowie i złapał się na tym, że gdzieś w trakcie przestał słuchać. Coś o jakiejś Irlandii i aurorach. Aurorach? Najbardziej ciekawy był ten fragment, w którym mówiła, że przecież Victoria PEWNIE mu powiedziała, co tam i jak tam, a tymczaseeem... dostał tylko hasło, że ma się zjawić - od Cynthii. I jeszcze przy tym jakieś przeprosiny i wytłumaczenia. Napisał tak olewczo, ale w sumie nawet doceniał gest. Natomiast podejrzewał Cynthie o to, że był to wyłącznie wykalkulowany ruch, żeby go ugłaskać. Co zresztą podziwiał. Królowa Lodu była zawsze godna podziwu, kiedy zamarzniętą dłonią przesuwała białe piony na szachownicy.

- Ściągnij konie, Królowo. - Odezwał się w końcu, zanim nastał kolejny monolog. Nie wiedział, o czym byłby teraz, ale lepiej się zabezpieczyć. - Victoria mi nic nie mówiła. Chodzi mi o to, że nie znam szczegółów. - No bo dobrze, przedsięwzięcie nie było mu nieznane, ale co to znaczy "mówiła ci". O czym? Co powinien jeszcze wiedzieć, a czego nie wiedzieć? - Mam cię dobić, jak coś się spierdoli? - Nie pytał o to złośliwie. Przysługą dla łani było poderżnięcie jej gardła, kiedy zdychała ze strzałą w boku i nie miała już nawet sił wstać na swoje nogi. - Nie jesteś aż takim bejbikiem w nekromancji. Poradzę sobie. - Innymi słowy - miała od niego pełną zgodę na plan. Jeśli cokolwiek się będzie dziać - zadbać o Victorię. Wcale nie znaczyło to, że miał zamiar rezygnować z Cynthii, och nie. Ale o tym nie zamierzał mówić, bo kobieta by tylko go próbowała przekonać, że jednak powinien... albo w ogóle by znowu zaczęła dużo mówić. - Nim? O kim mówisz? - Uniósł brwi. No bo to pierwszy czarnoksiężnik, jaki mu przychodził do głowy to Czarny Pan. I ostatnie, co zamierzał robić, to zanosić Victorie do niego. Poza tym - czemu niby w ogóle Cynthia miałaby to sugerować? Była Śmierciożercą sama? A może wiedziała coś, czego nie powinna? Spojrzenie Sauriela zrobiło się ciężkie. Przez ten krótki moment światło, jakie tu mieli, przyblakło. Cień. Ten w kąciku oczu, ten za tobą, ten z piwnicy.

Oderwał wzrok od Cynthii i spojrzał na Victorię, uśmiechając się do niej.

- Hej.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#3
12.02.2025, 00:38  ✶  

Lubiła znać plan. Na pewien sposób, to ją zawsze uspokajało: że może cofnąć się w głowie do tych ważnych punktów, przejść przez nie jeszcze raz i dopasować się do nich, jeśli tylko coś zacznie odbiegać od pierwotnego planu. Posiadanie tego planu oznaczało, że jest się przygotowany, wie, co chce się osiągnąć, jaki był cel – chociaż niektórzy powiedzieliby, ze to nie cel jest ważny, a droga. A prawda była taka, że obie te sprawy były ważne.

Znała plan, przedyskutowała go z Cynthią listownie, chociaż miała tylko jedną szansę przeczytać list, nim ten spłonął – na szczęście miała dobrą pamięć, inaczej nie miałaby w szkole tak dobrych ocen.

Chciała porozmawiać z Saurielem, ale po tym, jak Cynthia napisała jej, że chce to załatwić sama – oddała jej pola, tym bardziej, że nawet nie znała dokładnej daty. A przynajmniej nie wtedy, gdy w ogóle o tym rozmawiały. Nie chciała więc zaczynać rozmowy, w której powie Saurielowi, że Cynthia chce z nim porozmawiać, nie chciała go dodatkowo stresować, pozwoliła to więc załatwić Flintównie tak, jak sama chciała i uważała. A teraz… znała już miejsce i godzinę, i jakoś… Hmm. Była przekonana, że Cynthia wprowadzi go w temat znacznie lepiej niż ona. Nie sądziła, że się tutaj jakoś myliła.

Przeniosła się za pomocą kominka do najbliższego publicznego punktu, a później już na nogach na nieznany jej cmentarz. Ubrana w czarne, materiałowe spodnie i czarną, luźną, a jednak podkreślającą jej kobiece walory koszulę, nie mogła się zanadto odznaczać w cieniach wieczoru, nie gdy jej włosy, niemalże tak samo czarne jak ubranie, nie odznaczały się na tle. Pomiędzy grobowcami wypatrzyła dwie sylwetki – czy Sauriel już tutaj był? To ją trochę skonsternowało, zwłaszcza, gdy go rozpoznała; sądziła że kto jak kto, ale ona będzie na miejscu wcześniej. Zawsze była wcześniej. Lecz nie tym razem.

Żyli oboje, znaczy – nie pobili się, to dobrze. Victoria nie usłyszała jednak, o czym rozmawiają, bo została zauważona, a Cynthia wstała, a gdy już była blisko, złapała ją za dłoń. Victoria nie była w gestach tak oszczędna i po prostu przytuliła się do przyjaciółki, chłonąc zapach jej perfum, a gdy położyła brodę na jej ramieniu, uśmiechnęła się do stojącego z tyłu Sauriela.

– Hej – odpowiedziała i przywitała się jednocześnie, uśmiechając się również. – Tak, jest w porządku – poza tym, że była zimna jak lód, ale nie była to żadna nowość. Zaraz się odsunęła, nie chcąc wywoływać w jasnowłosej więcej dreszczy, niż było to konieczne. – A tu… wszystko dobrze? – odbiła piłeczkę, patrząc uważnie na Cynthię, nim przeniosła spojrzenie na Sauriela.

Czarodziej
“It was hotter than rage, and sharper than fear, and cut deeper than helplessness, all because I couldn’t get to you.”
Mieniące się srebrem, długie pasma włosów opadają Cynthii prosto na ramiona i ciągną się za połowę pleców, spod wachlarza czarnych rzęs spoglądają stalowoniebieskie, chłodne tęczówki. Jest średniego wzrostu o dość drobnej, smukłej budowie ciała. Wydaje się krucha i delikatna, głównie przez bladość skóry, pozbawiona siły fizycznej. Doskonale dostosowuje sposób mówienia oraz gesty pod towarzystwo, w którym aktualnie przebywa, sprawnie manipuluje za pomocą wyglądu. Jest niewinnie śliczna, a jednocześnie przeraźliwie kojarzy się z zimą.

Cynthia Flint
#4
15.02.2025, 23:51  ✶  
Nie mieli dużo czasu przed pojawieniem się Victorii, więc starała się zawrzeć niezbędne informacje w powitalnym monologu, jednocześnie odhaczając na niewidzialnej liście kolejne punkty. Jej twarz pozostawała blada i spokojna, chociaż bystre oko dostrzegłoby w tęczówkach cień zdenerwowania. Głównie ze względu na ich bezpieczeństwo, nie swoje własne. Zwilżyła wargi, chcąc mówić dalej, a jej wzrok przesuwał się po twarzy Sauriela z niezwykłą, jak na Cynthię, łagodnością, a może i nawet wdzięcznością. Żadne słowo nie rozbiło się jednak w powietrzu, jedynie brew jej drgnęła i przekręciła głowę nieco na bok, zaskoczona, że w ogóle jej przerywa. Oczywiście z jednej strony zdawała sobie sprawę, jakim typem charakteru był Rookwood, ale z drugiej, nie mieli teraz na to czasu. Musiał słuchać. Miała nadzieję, że posłucha i zapamięta wszystko, aby wszystkie furtki w przypadku jakichkolwiek komplikacji miał otwarte. Los chciał, że zawsze łączyły ich bliskie im osoby — najpierw Stanley, a teraz Victoria.
- Jak to nic Ci nie mówiła? - zapytała jedynie autentycznie zaskoczona, czując, jak palce jej drgnęły i zacisnęły się na kilka sekund na pelerynie, w którą chwilę później wbiła wzrok. To trochę komplikowało cały proces, ale mogła przedstawić plan jeszcze raz, dokładniej niż początkowo planowała, jak Tori się zjawi. Na jego pytanie uśmiechnęła się, a błękitne tęczówki znów wystrzeliły w jego stronę. Merlin jej świadkiem, Sauriel był najbardziej męski w całym jej towarzystwie — odrobinę nieokrzesany, ale wciąż pewny siebie i świadom tego, co powinien zrobić. Może trochę to idealizowała, była jednak przekonana, że obroniłby czarnowłosą kosztem wszystkiego innego. Dysponował tą lojalnością, która była uwarunkowana czymś więcej, niż danym słowem, splątaną z uczuciami i wspomnieniami, które dzielili. Nie był szlachetny, na pewno miał brudne ręce — wszak pił krew, aby przeżyć, wciąż jednak zaangażowanie w ten pomysł zasługiwało na pochwałę. Nawet nie dopuszczała do siebie myśli, że mógłby chcieć i jej pomóc, bo byłoby to po prostu głupotą. Wydała z siebie ciche mruknięcie zamyślenia, unosząc na niego wzrok.
-No wiesz, mógłbyś mnie zmienić w wampira, gdyby było źle i miałabym faktycznie umrzeć. - rzuciła głosem lekkim, jasno wskazującym na żart, a potem pokręciła głową. - A tak naprawdę. to bardzo doceniam Twoją chęć pomocy, ale byłoby to zbyt ryzykowne dla Ciebie. Jeszcze by Cię powiązali z moją ewentualną śmiercią i oskarżyli o morderstwo lub babranie się w czarnej magii. Zupełnie niepotrzebne, masz inne rzeczy na głowie i obowiązki względem bliskich nam ludzi. - przerwała na chwilę, a jej palec przesunął po szyi i wskazał na fragment skóry gdzieś pod obojczykiem. - Jestem przygotowana. Gdy będę wiedziała, że z tego nie wyjdę, zaaranżuje to tak, że nie będą w stanie uzyskać z mojego ciała żadnych informacji i uznają, że zbłądziłam. Owszem, ojciec się załamie, ale nie pierwszy i nie ostatni raz.
Wyjaśniła mu z delikatnym wzruszeniem ramion. Znacznie łatwiej było jej manipulować własnymi siłami witalnymi i własnym organizmem, niż grzebać w cudzym. W końcu była swoim pierwszym manekinem do ćwiczeń. Przytaknęła. - Owszem. Poradzisz. Wolę Cię jednak przygotować. Nie będę korzystała z Twojej energii, dopóki nie będzie to konieczne, musisz w razie czego być w formie.
Westchnęła na jego pytanie, jednak nie uciekła spojrzeniem, pozwalając sobie nieco dłużej patrzeć w ciemne oczy mężczyzny. Wiedziała więcej, niż powinna. Znała i dbała o ludzi, którzy powiązani byli z Czarnoksiężnikiem. Jej ojciec brał w tym wszystkim czynny udział, pomagając i zapewniając im zapasy. - O Czarnoksiężniku. - powtórzyła ciszej, na wypadek, gdyby Tori się zbliżała. Wiedziała, że on i tak wszystko usłyszy. - Mam powody przypuszczać — też na podstawie sekcji zwłok, które prowadzę, że jego wiedza i zakres doświadczenia w tej dziedzinie, splątanej dodatkowo z czarną magią sprawia, że on zna sposób, aby zimna się pozbyć. Ostatnie ciała były dotknięte naprawdę... Głębiej. Na źródle.
Wyjaśniła mu, jednocześnie poruszając rękoma i wyciągając je spod ochraniającego przed wiatrem materiału.
- Nie ma. Możesz sprawdzić. Nie naraziłabym w żaden sposób Tori.
Dodała, jakby chciała go uspokoić i gdyby tylko miał życzenie, mógł sprawdzić zaklęciem lub w inny sposób jasną skórę na przedramionach. Nie znalazłby tam jednak niczego poza ewentualnymi siniakami lub małymi krwiakami, których nie miała z wiadomych powodów czasu się pozbyć. Dzisiejsza praca z Rudim była przecież też intensywna.

Drgnęła, gdy kobieta ją objęła i chociaż przez kilka sekund jej ciało się spięło, zaraz oplotła ją rękoma i przytuliła mocno. Kolejny raz brutalna świadomość tego, że nie pozwoli, aby cokolwiek złego spotkało Lestrange, uderzyła jej umysł. Nie było granicy, której by dla niej nie przekroczyła. Były razem chyba zawsze, a już na pewno w momentach, gdy dorastająca dziewczyna potrzebowała matki, której nie miała i znalazła jej cień w siostrze, z którą nie dzieliła jednak krwi. Przymknęła oczy, pozwalając sobie na bezgłośnie zaciągnięcie się zapachem jej skóry oraz perfum, a potem westchnęła, odsuwając się nieco. Głównie dlatego, żeby spojrzeć to na Tori, to na Sauriela. I im dłużej się przyglądała, tym bardziej docierało do niej, jak wiele mają do przejścia — od zimna, poprzez wampiryzm, na który lekarstwa tak ciężko szukała, aż do sprawy uczuć. Zasługiwali na przyszłość i chociaż droga do niej nie była usłana kwiatami, a raczej przypominała cierniowy las, gdzieś tam mogło czekać światło i ciepło. Była dzięki niemu szczęśliwa, była w niego zaangażowana. Chroniła go i chciała uratować, akceptując to, jakim był człowiekiem — wampirem. On mógł jej dać to, czego szukała.
Cynthia uśmiechnęła się na jej pytanie, a potem spojrzała na Rookwooda.
- Tak. Wszystko dobrze. Właśnie mu tłumaczyłam, że w przypadku komplikacji, będzie mi potrzebny jako źródło energii. Nie martw się. - wyjaśniła najpierw, przesuwając kciukiem po skórze jej nadgarstka, gdy już sprawdziła stan jej organizmu. Było trochę gorzej niż w lipcu.
- Wydaje mi się, że przygotowałam wszystko, co jest nam potrzebne, żebyśmy mogli zacząć. Przedstawić wam skrócony plan działania? Będę musiała też narysować Ci na rękach symbole, które pomogą mi sprawniej działać na Twoim źródle. - cofnęła się i obróciła w stronę ławki, gdzie tkwiła duża torba, którą przyniosła. Otworzyła ją, a pierwszą rzeczą, którą wyjęła, był opasły dziennik. - Wybrałam ten cmentarz, bo kilka stuleci temu chowano tutaj czarodziejów i druidów, a kości po ludziach magicznych są w nagłych przypadkach lepszym źródłem do zaczerpnięcia lub raczej do bycia nośnikiem. Mam dwa pomysły, jak sobie poradzić z problemem, który Cię dotknął. Nie chcę korzystać z Sauriela, jeśli nie będę musiała — wybacz mi, że tak przedmiotowo, mój Drogi. Gdyby jednak nastała taka konieczność, przyniosłam Ci przekąskę. Musisz być w pełni sił. Nie sądzę, że to Twoja ulubiona forma posiłku i może nie jest Twoją preferencją smakową — o ile takowe masz, ale mogę to podgrzać do trzydziestu siedmiu stopni. Nie mogłam ryzykować przyprowadzeniem kogoś żywego.- mówiąc, wskazała dłonią na plecak, z którego wystawał worek z krwią. Taką, jaką używano do transfuzji. Był pewnie zbyt dumny, aby z tego skorzystać i nie zamierzała go w żaden sposób propozycją urazić, ale jak pewnie już obydwoje zdążyli zauważyć, jej nerwica natręctw sprawiała, że była przygotowana absolutnie na każdą ewentualność.
Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#5
17.02.2025, 18:52  ✶  

Uniósł jedną brew i to musiało wystarczyć Cynthii na odpowiedź na jej pytanie. Jak to - tak to. Co miał jej powiedzieć, powtórzyć się? Czy szukać wyjaśnień? Victoria bardzo rzadko kiedy czegoś nie dopilnowywała, ale pewnie poszło tutaj jakieś nieporozumienie. Coś w stylu "no Cynthia do niego napisze, to co ja mam mu mówić". Z drugiej strony "no Victoria pewnie i tak z nim będzie gadać, to co ja mam mu pisać". Nie przeszkadzało mu to wcale, po prawdzie. Nie potrzebował wielkich wyjaśnień tego, co ma się dziać i dlaczego. Był chłopcem od brudnej roboty, za to mu płacili. Skoro miał przypilnować dwóch Królowych to mógł to zrobić. Zapłatą będzie buziak w policzek i słodki uśmiech. Kto by o tym nie marzył? Te dwie kobiety w końcu potrafiły być siebie warte - lód i poker face. Wiec ich słodkie minki znaczyły więcej, niż tysiąc słów. Warto byłoby to uwiecznić na fotografii. Nikt by mu nie uwierzył, że to nie jest fotografia zmieniona zaklęciami transmutacji.

- Ok. - Ona żartowała, a on powiedział na poważnie. Byli jednak w takiej sytuacji, że granica między powagą a żartem łatwo mogła umykać i się rozmywać. Mógł ją zamienić w wampira. Potem sama mogła zdecydować, czy chce żyć, czy jednak nie. Byłaby Panią Swego Losu. Prawdziwie zimna, prawdziwie martwa, prawdziwie... nieczuła? Och nie, wampiry czuły naprawdę podobnie do ludzi. Nie identycznie, bo niektóre rzeczy zmieniała śmierć nieodzownie. I nagle pojawiało się coś, czego żaden człowiek nie potrafił sobie wyobrazić. Głód, którego nigdy nie udawało się zgasić. - Spoko. - Trochę tutaj słuchał jednym uchem, bo już swoje miał w głowie i wiedział, co zrobi i jak zrobi, ale tego nie musiała Cynthia wiedzieć i się z nim wykłócać. Zresztą - jaka kobieta wiedziała dobrze, czego chce? No żadna. W niektórych sytuacjach mężczyzna musiał po prostu wziąć sprawy w swoje ręce. Nawet się uśmiechnął pod nosem do tego widma patriarchatu, który brzmiał dokładnie jak wszystkie nauki domu Rookwood. Niekoniecznie zgodne z tym, co znał on. Dwie potężne osoby liczące się na Ścieżkach były w końcu właśnie kobietami. I mało osób miało jaja, żeby powiedzieć, że one "nie wiedziały, czego chcą".

- Wooow... ambitne podejrzenia, że będę szukał Voldemorta, żeby pomógł Victorii. - Szalone wręcz. Nawet przy tym, że akurat dobrze wiedział, GDZIE go szukać to wolałby dać Victorii umrzeć, niż zanosić ją do tego człowieka. Śmierć wcale nie była zła, jak tak się wszyscy jej obawiali. Było milion rzeczy od śmierci gorszych, a Sauriel znał przynajmniej 999 999 z nich. - Zostaw ten temat. Nawet nie wiem, jak miałbym go szukać i gdzie. - Zresztą - przymusowo musiała temat zostawić, bo pojawiła się Victoria.

- Dobra, zajebiście, ale co ja mam tu kurwa robić? - Rozłożył ręce i rozejrzał się wokół. Po uroczym cmentarzu, na którym pochowano wielu czarodziei i czarownic. Zajebiście. Będą sobie żyli w tej nocy trupów i próbowali zrobić... coś. Coś ze źródłem Victorii, chociaż tutaj już Sauriel przestawał rozumieć, o co chodzi. Pewnie coś z wymianą energii, skoro niby kości miały dobrze działać, coś tam... - Konkrety. Nie potrzeba mi wyjaśnień, co mam robić. - Był prostym facetem i potrzebował prostych instrukcji. A nie całego tłumaczenia - tę część instrukcji zawsze wyjebywał do śmieci. Potem wyciągał, bo ciekawość, ale najpierw wyjebywał. Po skończonej pracy jest czas na zastanawianie się. A czasem... czasem lepiej nie zastanawiać się wcale.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#6
18.02.2025, 22:28  ✶  

Przywykła już do tego, jak większość ludzi reagowało na temperaturę jej ciała – drżeniem, spięciem i tak dalej. Tak, nie było to przyjemne… Pewnie mogłaby wynaleźć na to jakieś eliksiry, ale tak po prawdzie nie widziała powodu: nie musiała się z tym kryć wśród ludzi, opinia publiczna doskonale wiedziała, co się wydarzyło tamtej przeklętej nocy kilka miesięcy temu. Pierwszy moment zaskoczenia zawsze zostawał przyćmiony przez błysk uświadomienia sobie: aach, no tak, Zimna. Pytania zaczęłyby się, gdyby zimna nie była, prawda? Nie, nie było co maskować, tym bardziej że Victoria nie wstydziła się tego, co się stało, a Saurielowi jej obecna temperatura nie przeszkadzała – nie musiała więc tego robić również dla niego… I tak to się kręciło. Nie chciała jednak sprawiać Cynthii dyskomfortu; nieważne, czy była przyzwyczajona z racji wykonywanego zawodu – Victoria nie była zimna jak trup, ona zionęła zimnem na nieco upiorny sposób. Że było to dziwaczne, przemawiały za tym też inne rzeczy: jak to, ze gdy mówiła, z jej ust nie wydobywała się chmurka pary związana z różną temperaturą i jej krew… wcale nie była zimna.

– Jestem całkiem przekonana, że sama jestem jak takie przenośne, zapasowe źródełko – podniosła rękę wyżej, by Cynthia mogła zbadać, co tam potrzebowała i ocenić swoim fachowym okiem. Victoria niezbyt się na tym znała.

– Jakbyś mogła? – uśmiechnęła się do Cynthii lekko – przedstawić skrócony plan, oczywiście. – List spłonął, zanim zdążyłam go przeczytać pięć razy i wszystko dokładnie zapamiętać – mogło to zabrzmieć jak żart… i w zasadzie było mówione z intencją żartu (na tej kamiennej twarzy drgnął kącik ust), ale była to też szczera prawda. Starała się zapamiętać jak najwięcej, ale nie miała pamięci absolutnej. Znała kogoś, kto taką miał… Prawdę mówiąc, jakkolwiek kuszące to nie było, miało to zbyt wiele minusów. A od czasu jego śmierci, Victoria zastanawiała się, czy to był jeden z powodów, dla których Cain sięgał po narkotyki – bo próbował zapomnieć. – Tak długo jak nie będziesz mi rysować na ciele penisów, to może być – o to już z pewnością było żartem… wziętym z rzeczywistości. – Na początku sierpnia badaliśmy sprawę czarnomagicznych obiektów i Atreus, żeby sprawdzić działanie pióra, właśnie takie sobie narysował na ręce i żałował, że się nie da na czole – wyjaśniła zaraz i uśmiechnęła się z przekąsem, zerkając przy tym na Sauriela. Oto była kolejna z rzeczy, przygód i historyjek, które by mu się podobały w pracy aurora, albo przynajmniej brygadzisty: naprawdę powinien to rozważyć. Tam nigdy nie było nudno. I można było legalnie dać komuś w ryj.

– Cynthia nie chciała, żebym komukolwiek mówiła o tych planach, ale zapytałam ją, czy mógłbyś tutaj być. Po prostu… – po prostu nie chciała tego przed nim ukrywać, to po pierwsze. Po drugie – czuła się bezpieczniej z jego obecnością. – Ładnie się uśmiechaj, a w razie czego… nie wiem co w sumie – w razie czego, gdyby coś poszło nie tak – to niech je stąd zabierze… gdzieś. W razie czego zawsze pozostawała jej rodzina – lekarze, którzy nie wyciągnęliby publicznie żadnego babrania się nekromancją. Część sama to zresztą robiła, bo niby skąd Victoria miała dojścia do tych podstaw, które posiadała? Uśmiechnęła się przy tym nieco przepraszająco, a nieco niewinnie do Sauriela. Jakiś błysk w jej oczach niósł w sobie nadzieję. Czy odczytywał z tych kulawych zdań i słów to wszystko, co miała mu do powiedzenia, a co wcale tak łatwo nie przychodziło? Zwłaszcza komuś tak dumnemu jak ona – och, Victoria z pewnością zaliczała się do tego grona kobiet, które wie, czego chce od życia… tylko może nie w stosunku do wyboru swojego zawodu, a i to się klarowało. – W razie czego improwizuj.

Czarodziej
“It was hotter than rage, and sharper than fear, and cut deeper than helplessness, all because I couldn’t get to you.”
Mieniące się srebrem, długie pasma włosów opadają Cynthii prosto na ramiona i ciągną się za połowę pleców, spod wachlarza czarnych rzęs spoglądają stalowoniebieskie, chłodne tęczówki. Jest średniego wzrostu o dość drobnej, smukłej budowie ciała. Wydaje się krucha i delikatna, głównie przez bladość skóry, pozbawiona siły fizycznej. Doskonale dostosowuje sposób mówienia oraz gesty pod towarzystwo, w którym aktualnie przebywa, sprawnie manipuluje za pomocą wyglądu. Jest niewinnie śliczna, a jednocześnie przeraźliwie kojarzy się z zimą.

Cynthia Flint
#7
22.02.2025, 22:30  ✶  
Może Tori faktycznie wolała, aby to Cynthia załatwiła sprawę i przedstawiła wszystko Saurielowi od początku do końca, a jeśli tak — cóż, nie mogła jej winić. Nie była typem kobiety, który przepraszał, ale w związku z tym, że obydwoje byli dla Lestrange ważni, nie mogła tego tak zostawić. Błękitne tęczówki kolejny raz omiotły spojrzeniem twarz wampira, a ramiona drgnęły delikatnie na jego uniesioną brew. Stwierdzenie "chłopiec od brudnej roboty" ostatnimi czasy ją prześladowało i nie mogła się pogodzić z tym, że osoby mianujące się tak, akceptowały to lekko. Z drugiej jednak strony, czy ona nie robiła tego samo w związku ze swoją rodzinną, chociaż trochę w inny sposób? Dobrze, że nie wspomniał o tym głośno. Zasługiwał na więcej, niż sprzątanie po kimś. Podobnie jak Borgin.
- Okay. - powtórzyła za nim, przytakując, chociaż nie bardzo zdawała sobie sprawę, że mówił poważnie. Nie miałaby nic przeciwko, bo fascynował ją, jako stworzenie martwe i żywe jednocześnie, a do tego cały ten potencjał z nim związany, który mógłby być wykorzystany w nekromancji.. To połączenie mogło być kluczem do czegoś zupełnie nowego, zmienić horyzont. - To ważne Sauriel, jeśli nie chcesz mieć kłopotów. Nie chciałabym, żebyś miał klopoty — skomentowała jego lakoniczną odpowiedź na instrukcje, powstrzymując się od oparcia dłoni na biodrach lub też machnięcia palcem. Miała nadzieję, że rozsądek mu pomoże, o ile w ogóle miał — a jeśli nie, to chęć, aby Tori była bezpieczna. I świadomość, że on powinien pozostać bezpieczny dla niej. Musiała mu jednak w tym zaufać, wziąć go na słowo. Nie było to dla niej łatwe, bo z natury zakładała od ludzi najgorsze i głównie dlatego jej mury były tak wysokie, aby nikt przez nie przeszedł i nie zaburzył równowagi, którą latami budowała. Emocje zaburzały tak wiele rzeczy, mogłyby popsuć wszystko, co dziś przygotowała. Dlatego musiała trzymać je szczelnie zamknięte, skupić się na zadaniach i podejść do tego, jak lekarz lub też patolog — wykonać precyzyjne cięcia i podejmować błyskawiczne, najlepsze decyzje. Chodziło o dobro pacjenta, nie jej własne. Ona musiała to zrobić — nie mogła zbawić całego świata, nie mogła powstrzymać chaosu i uratować każdego, bo była zbyt mała, zbyt słaba, musiała jednak uratować kobietę. Bezwzględu na wszystko. Tamtego wieczora, gdy rozmawiały i Cynthia mogła dostrzec w tęczówkach Victorii strach, mocno zakorzenił się w jej głowie. Bo przecież czarnowłosa praktycznie nigdy się nie bała. Obydwie były odważne, silne i niezależne, uwielbiały mieć wszystko pod kontrolą. I moment, w którym widziała swoją siostrę z obawą, ten wers w liście związany ze śmiercią.. Musiała ją pokonać.
- Mówię tylko, że on może znać rozwiązanie i ta wiedza może się przydać w krytycznym momencie, jeśli inne metody zawodzą. Nie mówię, że masz go szukać. Prawdę powiedziawszy, wolałabym, abyś nigdy nie musiał tego robić.
Nie kłamała. Mogła się tylko domyśleć, mieć nadzieję — czy miał, czy też nie miał z tym nic wspólnego. Jaka była jednak szansa, że nie tkwił w tym ze Stanleyem? Nie poszedłby za Louvainem, ale przecież z Borginem łączył ich prawdziwy bromance, o tym wiedziała doskonale. Nie była to jednak jej sprawa. Nigdy by go nie zapytała, nigdy by go nie posądziła. Ba, miała nadzieję, że to on — o zgrozo, jak naiwnie — okaże się wsparciem i głosem rozsądku dla swojego przyjaciela, bo tylko chyba on mógł przebić głową ten mur. - Dobrze.
Oczywiście nie mogła tego zostawić.
Była gotowa sama znaleźć Voldemorta, jeśli dziś jej plan się nie powiedzie i wyjdzie z tego cało. Nawet jeśli była nikim. Nawet jeśli była słaba. Mogła być użyteczna.
Pojawienie się Tori skutecznie zmieniło kierunek jej myśli, łagodność przemknęła przez bladą twarz i nawet się uśmiechnęła. Jej chłód jej nie odstraszał, nie czuła żadnego dyskomfortu. Obawiała się jedynie tego, że emocje mogłyby jej przeszkodzić. Zrobiłaby się sentymentalna, a nie dokładna i to mogłoby sprowadzić ją na drogę pełną błędów — pośpieszną, mało rozsądną.
Zaczęła więc wyjaśniać, wszystko po kolei. Zupełnie, jakby kolejny raz odhaczała punkty na liście.
- Tak, ale musisz być w pełni sił. Będę jednak potrzebowała trochę Twojej krwi, jeśli pozwolisz. Miała kontakt z Limbo, a potrzebuję związanego z nim pierwiastka, aby ustabilizować krąg. - wyjaśniła, przesuwając palcami po jej nadgarstkach. Miała ze sobą sprzęt w torbie, który umożliwiłby szybkie pobranie fiolki. Nie zamierzała brać dużo, niezbędne minimum. Coś, co kiedyś już było w tamtym miejscu, mogło być kotwicą — a już na pewno było łatwiejsze niż uzyskanie fragmentu płaszcza dementora lub czegoś innego. Z drugiej strony, wszystkie te kości dookoła i zatrzymana w nich energia, również w maleńkim procencie limba powinny dotknąć. - Penisów? - przekręciła głowę na bok, unosząc brew. Mimowolnie zerknęła na Sauriela, bo brzmiało to coś, jakby zrobił ze Stanleyem lub z ich wspólnym, starym przyjacielem. Uśmiechnęła się, kręcąc głową. - Obawiam się, że moje znaki nie są tak majestatyczne i nie dadzą tyle przyjemności, ile dobry penis.
Była po kursach i praktyce uzdrowicielskiej, pracowała jako patolog — nie bała się słowa penis, chociaż tak wielu dorosłych sobie z nim nie radziło. - Atre? Akurat jego bym o to nie podejrzewała.
Relacja z aurorem była skomplikowana, zawsze otaczała ich pewna forma spokoju oraz powagi. Owszem, był dowcipnym, ale nigdy nie pokazywał takiej strony, od której znała go Victoria. Nie było w tym oczywiście nic złego, pewnie nie znaleźli odpowiednich okoliczności, zważywszy na to, że Flint była, jaka była — trudną w obcowaniu. Atreus miał jednak w sobie pewną dozę lekkości, jednak nie podejrzewała, że ta znajdowała odzwierciedlenie w rysowaniu na czole penisów. Każdy miał jakieś pasje.
- Masz tu być, bo Tori Cię potrzebuje. Jeśli będę blisko i braknie mi mocy, zamierzam Cię wykorzystać. Więc przypadku jesteś dla towarzystwa, ochrony .- wyjaśniła mu, przenosząc wzrok na Rookwooda i również do niego uśmiechnęła się krótko. Wolała trzymać jego potencjał jako ostatnią deskę ratunku, tylko na specjalne okazje. Jego zdolności fizyczne mogły być użyteczne w razie kłopotów i jedynie jemu mogła zaufać na tyle, aby zajął się Lestrange. Był też poniekąd martwy, więc krąg powinien go zaakceptować i wpuścić, jeśli musiałby ją zabrać. Nie miała pojęcia, czy to, co planowała zrobić, wpisywało się w to, o czym pisały jej znajome z sabatów w Nowym Orleanie, ale były bardziej doświadczone, niż ona. Mógł więc być po prostu Mrocznym Księciem i wyglądać ładnie.
- Właściwie to mam dla Ciebie jeszcze jedną sprawę, ale o tym jutro. - dodała, przecinając dłonią powietrze, jakby odganiała natrętną muchę, a sprawa nie była na tyle pilna, aby poruszać ją teraz. - Tylko nie przesadzaj z tą improwizacją, bo wierzę, że bywasz niesamowicie kreatywny. - poprosiła jeszcze, obdarzając ich krótkim uśmiechem.
Zasługiwali na szansę. Zasługiwali na przyszłość.
Złapała torbę, przerzucając ją przez ramię, a dziennik wzięła pod pachę. Odwróciła się w stronę cmentarza, kierując się do niewielkiej furtki, która prowadziła do jego wnętrza.
- Jak mówiłam, spróbuje zrealizować dwa pomysły. Mogą być dla Ciebie męczące, możesz czuć się słabo i źle, bo próba manipulacji bezpośrednio energią ze źródła nie jest przyjemna. Zaczniemy od tego, który wydaje mi się rozsądniejszy. Na centralnym placyku, zaraz przy celtyckim krzyżu, przygotowałam krąg. Wszystko do jego wzmocnienia mam przy sobie, muszę jedynie nakreślić kilka znaków i skorzystać z Twojej krwi. To nie powinno trwać długo, mam nadzieję, że uwiniemy się przed północą i gdy wzejdzie słońce, zimno zostanie za Tobą. - przerwała, unosząc dłoń i zsuwając z bramki łańcuch, który tkwił już dawno rozerwany. Drewno zaskrzypiało, a zarośnięta dróżka poprowadziła ich w głąb cmentarzyska.
- Najlepiej byłoby, gdybyśmy mieli człowieka na skraju śmierci, ale będę improwizowała. Myślałam o tym, żeby wstąpić do Munga i upozorować, a potem potwierdzić zgon, a następnie pomóc mu umrzeć tutaj, ale po zbadaniu gruntu, wydało mi się to bardzo skomplikowane w realizacji bez znajomego uzdrowiciela. A nie miałam czasu takowego zdobyć. - wyjaśniła z delikatnym wzruszeniem ramion, starając się ignorować to, jak makabrycznie to brzmiało. Prawda była jednak taka, że na żyjący organizm ze stabilnym źródłem byłoby to dużo łatwiej przenieść niż na przesiąknięte magią kości i kilka organów. Mogłaby poprosić Rudiego o jeden z jego obiektów, ale im mniej osób wiedziało, tym lepiej. - Oh.. Właśnie. - obróciła głowę, ściągając brwi i zerknęła przez ramię, spoglądając na swoją przyjaciółkę. - Louvain mi się oświadczył. Tak jakby? Pomyślałam, że chciałabyś wiedzieć.
W końcu mówiły sobie wszystko, a kto wie, co wydarzy się później. Oczywiście to było bardziej skomplikowane, niż brzmiało, ale nie było czasu głębiej do tego zaglądać.

Dotarli do niewielkiego placyku. Porośnięte, poniszczone groby i większe kapliczki otaczały ich ze wszystkich stron razem z celtyckimi krzyżami, z których kilka było uszkodzonych. Cynthia odłożyła torbę na bok, a potem rozpaliła kilka pochodni, które tkwiły przy zardzewiałych kratach lub wetknięcie niedbale w ziemię, a oczom Sauriela i Tori mógł ukazać się narysowany pieczołowicie krąg, który tworzyło kilka nachodzących na siebie wzorów, a głównym elementem była pięcioramienna gwiazda, nieco grubszym od innych.
- Twoje miejsce będzie w środku Vic. - wskazała dłonią na centralny punkt, a następnie ruchem głowy wskazała na ramiona, przez które przechodziły kręgi. - Tu ułożymy odpowiednie elementy, które pomogą mi wzmocnić działanie zaklęć, a ja stanę naprzeciwko Ciebie, w tym miejscu, z którego rozchodzą się inne linie. Sauriel, możesz sobie wybrać kamyk lub płytę do siedzenia. Potrzebujesz zjeść? - zapytała całkiem poważnie, kucając przy torbie, z której wyjęła wcześniej wspomnianą krew i odłożyła ją na jeden z grobów, zaraz obok dziennika. W skupieniu zaczęła wyjmować kilka zawiniątek oraz strzykawkę z kryształową fiolką — nie mogła być ze zwykłego szkła, byłaby wtedy zbyt słabo związana z ziemią i za słabo mogłaby przewodzić energię.
Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#8
24.02.2025, 23:12  ✶  

Dostęp do czarnomagicznych przedmiotów i różne inne dobrodziejstwa czaiły się na stanowisku aurorskim. Żeby dostać się tam wystarczą dwa lata jako brygadzista - o, Sauriel nie wątpił, że bardzo szybko by się wybił! Głównie tym, że pewnie znałby lepiej prawo od szefa brygadzistów. TYLKO dwa lata - szybko minie, prawda? Wyobraźcie sobie jednak taką śmieszną sytuację. Żyjesz sobie normalnie, ale czas, zamiast funkcjonować normalnie, niemożebnie się rozciągał. Tak... tak idealnie na to, żeby raz na rzeczywisty rok zdążył minąć ledwo sezon. Pojebane, prawda? I w tej symulacji wyobraźmy sobie, że zamiast dwóch lat trzeba byłoby to pomnożyć przez cztery, czyli osiem lat walenia konia wystawiając mandaty za nasranie na chodnik i bieganie z penisem na wierzchu po Londynie. Oj nie, nie, Sauriel się szanował. Byle jak, ale się szanował. Nie zamierzał spędzić ośmiu dwóch lat na takim stanowisku.

- W razie czego będę waszym rycerzem na białym rumaku. Skumałem opcje. - Z uśmiechaniem się był tutaj największy problem. - Całe życie musiałem sobie radzić. Mogę być pojebany, ale potrafię o siebie zadbać. - Skwitował zdanie Cynthii na temat tego, że to ważne. Jasne, że było ważne. Wszystko, co miało się tutaj wydarzyć, ewidentnie było ważne, a on zostawał w jakimś ukropie nieświadomości. Może i lepiej. Jeszcze sam by tu próbował protestować, albo podważać bezpieczeństwo tego wszystkiego dla obu dam. Już nawet podjął kroki zapobiegawcze. Dosłownie kroki - bo cofnął się w tył. Jeden, drugi krok. Uniósł jedną brew, skrzywił się, spojrzał pytająco to na Cynthie, to na Victorie. Nieme pytanie "tu mam stać?" wypisane zostało na jego ryju. Tematu Czarnego Pana już nie zagajał. Niech to zostanie pogrzebane... jak te kości tych druidów.

A baby śmiały się z facetów, że ci się tak przejmują penisami, a tu proszę bardzo...

- Już, spokojnie, nie potrzebuje samczego łechtania ego, że jednak "jestem przydatny, bo kogoś bronię". - Mógł stać i się gapić. Mógł być zbiorniczkiem na energię. Przez moment sądził, że to hasło z tą stycznością z Limbo to było do niego - no przecież mógł prawie wszystko, ale krwią się dzielić? A w życiu! Albo - a w nieżyciu! I w rzyci nawet! Nie zdążył się jednak pokłócić i poobrażać (dla zasady, bo przecież i tak by tę krew oddał), bo Cynthia sięgnęła po ręce Victorii. - Moja kreatywność nie zna granic. - Mruknął wcale nie cynicznie. No może trochę. No... dobrze, cynicznie. Jednak powiedział to cynicznie. - Heee... jak potrzebowałaś ciała, trzeba było pisać wcześniej. Wynoszę takich taczkami na śmietnik. - Ciało, pół żywy człowiek, jeszcze-żywy-ale-zaraz martwy - nie ma różnicy. Worki z krwią nie miały twarzy i imion. Tak samo jak przegrywy, którzy nie mieli wystarczającej siły, żeby odnaleźć na Ścieżkach nowe życie. - Gratuluje. Ma dobrego penisa. - Ale może się nad tym nie zastanawiała, dlatego już miała takie odważne stwierdzenie, że tylko dobry penis przyniesie wystarczająco przyjemności. W czym ja w ogóle biorę udział, geez...

- Nie. Dzięki. - Dodał to drugie, żeby nie zabrzmieć tak niemiło, jak zabrzmiał. To jest - zabrzmiał tak samo niemiło, ale to "dzięki" miało to trochę wynagrodzić.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#9
25.02.2025, 15:22  ✶  

Victoria zastanowiła się przez chwilę, na słowa Cynthii.

– Hmm… technicznie żadna część mojego ciała nie miała kontaktu z Limbo, fizycznie ciągle byłam… no tutaj. Nasze ciała leżały przy ogniu rytualnym, ponoć ktoś mnie wyciągnął z ognia, chyba hmm Longbottom. Erik chyba – starszy brat Brenny. Widok kogokolwiek leżącego głową w ogniu musiał być wtedy bardzo surrealistyczny, nawet jeśli Victoria była na niego całkowicie odporna. – Byłam w Limbo, ale nie fizycznie, a to, co wydarzyło się tam, zostało przeniesione… tu? Jak z Mavelle. Voldemort rzucił tam na nią jakąś klątwę, za to, że mu pyskowała, ale nie wiem, czy sobie z tym jakoś poradziła, bo nie widziałam jej od dawna – Sauriel mógł nie słyszeć tej historii, bo nigdy nie chciał z nią rozmawiać dokładnie o tym, co wydarzyło się w Limbo, a wszak było o czym opowiadać… Nie sądziła też, że Czarny Pan pochwalił się przed swoimi sługami tym, co dokładnie się wydarzyło. Oczywiście mówiła o tym Cynthii po to, żeby miała świadomość, jaki to był kontakt z Limbo – i czy nadal uważała, że to tego właśnie potrzebowała. – Mhm, to było pióro, które ryło rany w dłoni osoby, która próbowała nim pisać. Pisało krwią, nie atramentem. To, co pisałaś na papierze, pojawiało się na dłoni, więc Atreus, jak na dorosłego mężczyznę przystało, chciał sprawdzić, czy jego egzemplarz działa tak samo i robił rysuneczki – wzruszyła ramionami, ale cień uśmiechu kręcił się gdzieś na krańcach jej ust. Oto dlaczego skojarzyło jej się to ze znakami na ciele: rany, krew, symbole…

Było jej przykro słyszeć to, co powiedział Sauriel: Całe życie musiałem sobie radzić. Mogę być pojebany, ale potrafię o siebie zadbać. Nie powinno tak być. Nie powinno tak być, do cholery jasnej, że jego własna rodzina traktowała go tak, jakby był zbywalny! Że musiał się nauczyć tą trudną drogą, jak o siebie zadbać i jak sobie ze wszystkim radzić. Jak rodzina skazała go na ten los, jak przehandlowała jego życie, a w końcu również jego duszę, czego dowód widniał pod długim rękawem koszuli, skryty przed światem, ale wiedziała, że ten znak tam jest, nawet jeśli blady i ledwo widoczny, to był tam. Nienawidziła ich za to, Eryka Rookwooda bardziej, a Voldemorta najbardziej ze wszystkich.

– Czekaj, jak to zimno zostanie za mną? – mogła czegoś nie zrozumieć z listów Cynthii, albo źle zapamiętać, ale… chyba inaczej jej to się wryło w głowę. – Sądziłam, że chcesz splątać część swojej energii z moją, żeby wiedzieć, jeśli mi się zacznie pogarszać, tak? – zmarszczyła brwi, bo… to była kolejna z rzeczy, której nie powiedziała Saurielowi: właśnie ze względu na to, że Cynthia chciała z nim porozmawiać, tylko że nie wiedziała, że wydarzy się to dopiero tutaj i dzisiaj. Chodziło o to, że w lipcu powiedziała mu, że umiera, czego on nie chciał przyjąć do wiadomości, a w sierpniu przedstawiła mu teorię nekromantki z Egiptu, która temu przeczyła… Ale to było tylko to: teoria, bo wątpliwości nadal krążyły po głowie Lestrange i dlatego zapytała się Cynthię o to, co ona o tym myśli.

I prawdę mówiąc, była też bliska tego, by zapytać Sauriela, czy on nie może pogadać z tym Śmierciożercą, który był z Voldemortem w Limbo (bo przecież wiedziała, że jeden był tam świadomy, chociaż było ich tam trzech) i dowiedzieć się od niego, co się tu dzieje, skoro mieli wsparcie czarnoksiężnika, który to wszystko zaczął i zapewne najlepiej wiedział, co się tu dzieje. Nie chciała znać żadnych nazwisk. Chciała wiedzieć, jakie sama ma szansę, na wyjście z tego cało. Bo Cynthia nie była przekonana, że Victoria nie umierała, czy nie tak? Dlatego ten desperacki ruch i próba spętania czegokolwiek w kręgu na cmentarzu. Cynthia pisała coś o jej zimnie, ale Victoria wyraźnie pamiętała coś o „spowolnieniu”… sądziła więc, że chodziło o spowolnienie tego, co ta energia z nią robiła, a nie… zabranie jej teraz z jej ciała (bo tak to zrozumiała, łącząc wątki i późniejszą wzmiankę o człowieku na skraju śmierci) – i przeniesienie… dokąd?

– Czy to bezpieczne? Cyna, nie chcę narażać też twojego życia, jeżeli z moim wcale nie jest pewne, czy nie jest zagrożone przez tę energię, którą mam w nadmiarze – to w ogóle nie wchodziło w grę. Oczywiście nie wiedziała, co Cynthia planowała… ale nie pisała jej o tym, że zimno miałaby pozostawić za sobą. – Tym bardziej że można tę energię wykorzystać – i prawdę mówiąc, gdyby mogła, to by to zrobiła.

Minął miesiąc… Czy Stanley dowiedział się czegokolwiek o biżuterii babci? To chyba nie było aż tak trudne?

– Dobra, żebyśmy wiedzieli, na czym stoimy – co dokładnie planujesz i jaki ma to mieć efekt? – było bardzo jasne, że Victoria nie zgodzi się na nic, co zagroziłoby życiu Cynthii… I Sauriela zresztą też. Ale sama już nie rozumiała, co ma tutaj mieć miejsce. I owszem, bardzo tu ryzykowali, ale Lestrange nie byłaby sobą, gdyby trochę nie pokręciła nosem, tym bardziej, że nie bardzo jej się podobało to, co właśnie słyszała.

– Co? – w natłoku tych wszystkich myśli i rozterek, tak lekko rzucona przez Flint uwaga o jej kuzynie sprawiła, że wręcz się zatrzymała i wbiła spojrzenie w blondynkę. – Że co? Oświadczył się? Co to znaczy „tak jakby” – albo się ktoś oświadcza, albo nie. Nie wiedziała, co o tym myśleć, bo choć Cynthia już jej kiedyś wspominała o tej dziwnej relacji z Louvainem, to nadal… o ile dobrze pamiętała, Lou był zaręczony. Chyba że to było nieaktualne? Nie, to brzmiało właśnie tak skomplikowanie, jak było. – Zgodziłaś się? – to była ta istotniejsza część opowieści… po której odwróciła głowę do Sauriuela i zmarszczyła brwi. – A skąd ty to niby wiesz? – o jego penisie, rzecz jasna, bo sama nie wiedziała, jak ma to teraz rozumieć.


Dotarli do tego placyku, lecz Victoria nie weszła, póki co, na środek kręgu; w ogóle go nie przekroczyła, obserwując otoczenie, notując wszystko, co znajdywało się wokół, jak zostało przygotowane i tak dalej. Zresztą i tak Cynthia potrzebowała trochę jej krwi, tak? Mimo wszystko wolała poczekać ze wszystkimi wyjaśnieniami, zanim nie będzie już odwrotu. Kiwnęła za to głową na znak, że zrozumiała instrukcję.

Czarodziej
“It was hotter than rage, and sharper than fear, and cut deeper than helplessness, all because I couldn’t get to you.”
Mieniące się srebrem, długie pasma włosów opadają Cynthii prosto na ramiona i ciągną się za połowę pleców, spod wachlarza czarnych rzęs spoglądają stalowoniebieskie, chłodne tęczówki. Jest średniego wzrostu o dość drobnej, smukłej budowie ciała. Wydaje się krucha i delikatna, głównie przez bladość skóry, pozbawiona siły fizycznej. Doskonale dostosowuje sposób mówienia oraz gesty pod towarzystwo, w którym aktualnie przebywa, sprawnie manipuluje za pomocą wyglądu. Jest niewinnie śliczna, a jednocześnie przeraźliwie kojarzy się z zimą.

Cynthia Flint
#10
30.03.2025, 22:05  ✶  
- Tak, pamiętam. Sprawdziłam jednak i skoro ogień miał związek z limbo, Twoja krew powinna się nadać. Wydaje mi się, że jeśli przyniosłaś stamtąd coś do.. Hm, nazwijmy to, naszego świata, to powinno działać w dwie strony. Źródło jest w ciele, a jednak jest dotknięte. Więc powinno być tak również z krwią, czy Twoim ciałem, skoro działa na nie tamten efekt. To mi się wydawało logicznym przypuszczeniem. Mogę się jednak mylić. - odparła po wysłuchaniu czarnowłosej, nie uciekając od niej spojrzeniem. To były skomplikowane sprawy, pełne niewiadomych. Limbo przypominało przecież znacznie potężniejszą i kryjącą większe niebezpieczeństwo, komnatę tajemnic. W całej tej tajemnicy było jednak coś pociągającego, zwłaszcza jeśli było się głodnym wiedzy. Cały jego wpływ na istoty śmiertelne, możliwe zmienienie lub zniekształcenie działania zaklęć, większy przepływ energii, który mógłby zachwiać lub zwiększyć efekt. Może gdyby nekromanta zdołał czerpać bezpośrednio z limba, wskrzeszanie kogoś i regeneracja ciała nawet od poziomu kości byłaby możliwa? Starała się zwykle nie fantazjować, nie snuć, podejrzeć, które nie opierały się na zatwierdzonych informacjach, ale grzebanie w sprawie zimna odrobinę ją do tego zachęcało.
- Dlaczego nie jestem zaskoczona tym błyskotliwym pomysłem z jego strony? - mruknęła pod nosem, nie mając absolutnie żadnego problemu z wyobrażeniem sobie aurora w tej sytuacji. Ciekawość u niego wygrywała z odpowiedzialnością chyba od zawsze.
Kącik ust jej drgnął, bo jeśli już Sauriel miałby być rycerzem na koniu, to ten niewątpliwie musiałby być czarny lub chociaż szary. Doceniała jednak zaangażowanie wampira, a fakt, że łączyły ich podobne priorytety, sprawiały, że wszystko pięknie mogło się zazębić. Cieszyła się, że jej przyjaciółka, siostra praktycznie, miała kogoś takiego, jak on w swoim życiu, nawet jeśli książę ciemności bywał wredny i humorzasty. W jakiś dziwny sposób większość mężczyzn, wśród których się obracały, miewało charakterek znacznie trudniejszy, niż większość kobiet. - Nie wątpię, ale są takie momenty, że nie trzeba radzić sobie samemu i można trochę odetchnąć. Zrobisz jednak tak, jak uznasz to za stosowne. - wzruszyła delikatnie ramionami, posyłając mu przeciągające się odrobinę spojrzenie. Jeśli chciał, mógł skorzystać z worka, a jeśli nie był głodny, cóż, to znaczy, że był w pełni sił. To dobrze.
- Przydatne, jeśli będę potrzebowała obiektów do testów, zgłoszę się do Ciebie. Zaskakująco pasujesz do tego rynku, chociaż w zakładzie pogrzebowym byś się też odnalazł. Razem z.. - umilkła jednak, przypominając sobie, co mówiła Tori na temat Borgina i uśmiechnęła się jedynie krótko, wyganiając sprzed oczu obraz tej dwójki chcących zachować powagę przy świadczonych usługach. Z pewnością padłoby wiele komentarzy. Ton Sauriela nie raził jej w żaden sposób mógł brzmieć chłodno, paskudnie, niemiło lub też cynicznie, nie szkodzi, bo niczego to nie zmieniało. Ściągnęła jednak brwi, odrobinę zaskoczona, lustrując go mimowolnie wzrokiem. Czyżby Lestrange miał więcej sekretów, niż go podejrzewała?
- To tylko jedna z możliwości. Nie umiem Ci powiedzieć, co się wydarzy i czy w ogóle uda się zrobić cokolwiek z tą nietypową przypadłością.
Nie chciała jej okłamywać, więc starała się tego nie robić. Scenariuszy było wiele, ale Cynthia nie będzie w stanie powiedzieć, która droga będzie dla nich dostępna, dopóki nie dotrze do źródła problemu i bezpośrednio nie zobaczy, z czym mają do czynienia. - Nie martw się. - poprosiła ją jeszcze z tym charakterystycznym dla siebie spokojem, który miał kobiecie zasugerować, że jej przyjaciółka była gotowa praktycznie na wszystko. Musiała ją z tego wyciągnąć. Nie musiała zbawić całego świata, nie musiała ratować wszystkich — ale nie mogłaby żyć ze świadomością, że nie pomogła Victorii Lestrange. - Tak, splącze to. Dzięki temu będę mogła zareagować, jeśli coś się wydarzy w przyszłości. Chciałabym sprawić, jak zareaguje wówczas zimno, gdy dostanie innej energii. Czy zwolni, bo będzie musiało się od nowa zaadaptować. Myślałam też o próbie przeniesienia jej części na inny nośnik, co też ma ułatwić cmentarz — mnóstwo tu kości czarodziejów i ich artefaktów, które wciąż mają część ich źródła — tak zasugerowała mi znajoma z Nowego Orleanu. Być może zaabsorbują fragment, a mnie udałoby się to dokładniej zbadać.
Wyjaśniła jeszcze, nawiązując do jednej z wiedźm, które poznała w Stanach, a które miały znacznie więcej doświadczenia, niż ona. I chociaż ją uczyły, nie zdążyły przekazać Cynthii całej swojej wiedzy.
- Zadbałam o to, aby nasze bezpieczeństwo było priorytetem. Umiem też sprawnie manipulować energią, precyzyjnie, więc będę mogła szybko reagować, gdyby coś się działo. Magia bywa jednak kapryśna, nawet jeśli analizowałam to tysiące razy, nie znalazłam pewnie wszystkich wydarzeń, które mogą mieć miejsce. Musisz mi chyba po prostu zaufać.
Nie miała pojęcia, co więcej mogłaby jej powiedzieć. Ufała w swoje zdolności, bo poświęciła tej jednej dziedzinie praktycznie całe życie, mozolnie praktykując precyzje i prędkość, związywanie energii, przekaz, przerywanie, przekształcanie i zmianę działalności organizmu. To, co robiła teraz, odrobinę się różniło, bo korzystało z tego, co było już martwe, ale nie było to coś, czego się bała. Jedyny lęk, który towarzyszył jej dzisiejszego wieczora, dotyczył tego, że nic dla Tori nie zrobi. Louvain nie był zbyt pomocny, a jego Czarnoksiężnik nie kwapił się do dzielenia informacjami.
- Najpierw muszę się dostać do Twojego źródła i powiązać nasze energie, żebym mogła sprawniej działać. I zobaczymy, co się wydarzy z esencją zimna, gdy to zrobię.
Była pewna, że będzie chciała spróbować, chociaż część przenieść, zyskać dla Tori więcej czasu. Najprościej by było, gdyby istniał magiczny sposób otworzenia szczeliny, która prowadziła do Limbo i odesłanie tego, co ją zaatakowało, bezpośrednio tam, ale nie sądziła, że mogłaby to zrobić. Jeszcze nie teraz. Musiałaby więcej praktykować.
- Hmmm? - odwróciła spojrzenie na czarownicę, zerkając przez ramię. - To skomplikowane. Ostatnio wszystko jest paskudnie skomplikowane.- westchnęła w odpowiedzi, nie bardzo wiedząc, co dodać, bo była to sytuacja surrealistyczna. I nie umiała się jeszcze w tym wszystkim odnaleźć, zwłaszcza gdy ważniejszą sprawą był obecnie ten rytuał.
-No właśnie, skąd Ty o tym wiesz??
Żyli w czasach, gdzie trudno było ludziom wybierających na partnerów tę samą płeć, ale przecież i to się zdarzało. Z perspektywy czasu zrozumiała, że jej brat nie chciał angażować się w sprawy małżeństwa i prowadzenia rodu Flintów właśnie za sprawą swojej orientacji. Nie było w niej niczego złego, bo w końcu, co to Cynthię obchodziło, kto z kim sypiał i kogo kochał? Nie mogłaby też skreślić brata przez takie upodobania.
Gdy Sauriel wybrał sobie miejsce, Tori była ustawiona i wyjęła już wszystkie zawiniątka, westchnęła, odkładając dziennik. - Możemy zaczynać.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Cynthia Flint (5617), Victoria Lestrange (2067), Sauriel Rookwood (1614)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa